Był przerażony. Wszystko działo się tak szybko, że jemu samemu ciężko było nadążyć. Krzyki, ruchy, a do tego ten dziwny zapach, wcale nie przypominający dotychczasowego domu vana. Jak daleko zawędrował i gdzie go zawierali? Zwisał z pyszczka dymnej kotki, niczym martwa mysz, podrygując w jej delikatnym objęciu. Wpadli w jakieś dziwne miejsce, a on pisnął, kiedy zobaczył kolejnego kocura. Jego mimika zdawała się zmieniać przed oczami Srebrnego tak szybko, jak skakały zające. Najpierw wydawał się zły, następnie, zdziwiony, a już po chwili na jego pyszczku namalowało się zmartwienie, aby nastepnie przejść w stanowczy ton. Już po chwili on, oraz kotka która go znalazła, siedzieli w kącie, a trzeci osobnik, rudy kocur, gdzieś zniknął. Ciepły język gładził białe, zziębione futerko kociaka, a on drżał, chociaż nie wiedział czy z zimma, czy z przerażenia. Może nawet w jego drgawkach był jakiś pierwiastek szoku? Dotychczas charyzmatycznie kocię nie umiało wydusić z siebie słówka. Wydawało mu się to zbyt trudne, jakby język ukrząsł mu w gardle. Niebieski pręgowany kocur coś mu podał, prawdopodobnie na odporność, a Srebrny nie opierał się. Może pełnił tutaj rolę Bluszczu? Na myśl o medyczce, która tak bardzo za vanem nie przepadała, wzdrygł się ponownie. Owy kocur w ogóle jej nie przypominał. Zdawał się przyjemniejszy i... Mniej zmarniały. Wiedział, że uzdrowwicielka klanu lisa miała swoje lata, że niedługo zastąpią ją Rudzik i jego brat, ale gdyby miał powierzyć swoje życie temu kocurowi, lub medyczce jego byłego klanu... Chyba wybrałby kocura. Rudzika lubił, a myślenie o Małym wprawiało go w złość. Jak duże pokłady niechęci do brata mogły kryć się w tak niewielkim ciałku?
Miał wrażenie, że minęły wieki, nim stanęła przed nim duża, czarna kotka. Jedna jej łapa miała białą skarpetkę. Tuż obok niej stanął van, dysząc cicho. Kocica spojrzała na niego, a on ponownie zastrząsł się.
– Jak Ci na imię? – zapytała, dość spokojnie, patrząc na kotka.
– S-srebrny – mruknął. Kiwnęła powoli dom.
– Zatem Srebrny, wiesz, jak się tutaj znalazłeś?
Nagle niewielkie oczka napełniły się łzami, świecącymi na żółtym tle. Odeśle go spowrotem, prawda? Zrobi to, po tak długiej drodze... A wtedy co? Znowu użeranie się z jego rodzeństwem, znowu wieczne bycie na końcu. Co jego mama jeszcze by mu powiedziała? Na pewno byłaby zła. A Wisienka i Czereśnia? Nie chcą go widzieć na oczy. Jeśli nawet chciałby wracać, nie miał do czego. Nikt go tam nie chciał. Co zrobbiliby z nim po powrocie?
– J-ja nie chcę tam wracać – załkał.
Miał wrażenie, że minęły wieki, nim stanęła przed nim duża, czarna kotka. Jedna jej łapa miała białą skarpetkę. Tuż obok niej stanął van, dysząc cicho. Kocica spojrzała na niego, a on ponownie zastrząsł się.
– Jak Ci na imię? – zapytała, dość spokojnie, patrząc na kotka.
– S-srebrny – mruknął. Kiwnęła powoli dom.
– Zatem Srebrny, wiesz, jak się tutaj znalazłeś?
Nagle niewielkie oczka napełniły się łzami, świecącymi na żółtym tle. Odeśle go spowrotem, prawda? Zrobi to, po tak długiej drodze... A wtedy co? Znowu użeranie się z jego rodzeństwem, znowu wieczne bycie na końcu. Co jego mama jeszcze by mu powiedziała? Na pewno byłaby zła. A Wisienka i Czereśnia? Nie chcą go widzieć na oczy. Jeśli nawet chciałby wracać, nie miał do czego. Nikt go tam nie chciał. Co zrobbiliby z nim po powrocie?
– J-ja nie chcę tam wracać – załkał.
<Pierzasta/Żwira?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz