Zadrżała, spoglądając ze zdziwieniem na kocura. Przytulił ją. W sensie... W sensie przytulił. Przytulali się do siebie. On również był zakłopotany. Odsunął się od niej.
– Nie ważne. Znaczy...– urwał na moment – zapomnij.
Pomimo bólu w łapach, oraz złości, jaka w niej kipiła, Ciernista uśmiechnęła się nieznacznie. Przez moment nie wiedziała, co powiedzieć. Czuła się tak... Dobrze, kiedy był blisko niej. To było dziwne. Nie czuła wcześniej niczego podobnego. Zupełnie, jakby coś zabulgotało w jej brzuszku, łaskocząc ją. Policzki zapiekły ją leciutko, uświadamiając to sobie. Spojrzała na rudego kocura.
– Dziękuję, Błądząca Łapo – szepnęła. Po raz kolejny pogrzebała lekko łapą w ziemi, robiąc to wręcz automatycznie. Śnieg zachrzęścił pod jej poduszeczką. Bura wstała pośpiesznie. – Chyba powinnam wracać do medyków. Gradowa Mordka pozwolił mi jedynie na rozmówienie się z Rdzawym Ogonem... – powiedziała. Błądząca Łapa przekrzywił głowę, a na jego pyszczku pojawiła się pewna konsternacja.
– Zostajesz z medykami? – zdziwił się. Kotka pokiwała głową.
– Na jakiś czas – mruknęła, lekko zirytowana. Wcale jej się to nie podobało. Zbyt dużo czasu poświęciła, aby teraz to wszystko przeleżeć. To tak uderzająco niesprawiedliwe. Point skrzywił się lekko, jednak pokiwał głową. Wstał, patrząc na przyjaciółkę.
– W takim razie, odprowadzę Cię – zaproponował. Ciernista Łapa kiwnęła głową, aby następnie ruszyć w kierunku leża medyków. Otarła się lekko o futerko Błądzącej Łapy, na pożegnanie, nie zauważając pouczającego spojrzenia, jakie ten rzucił Burzowej Łapie.
~*~
Ćmia Łapa spała. Ciernista już od dłuższego czasu leżała, wtulona w zapłakaną siostrę. Teraz jednak, pewna, że pointka już śpi, podniosła sie, oddychając z ulgą. Wiedziała, że nie powinna, jednak pokierowała się do wyjścia z leża. Potrzebowała przestrzeni. Tylko trochę, ale jednak.
Nikt nie pilnował obozu, dlatego usiadła na skraju, patrząc w niebo. Gdzieś tam, na Srebrnej Skórce, siedział jej braciszek. Może poznał ich ojca? A może on też się w nią wpatruje? Wiedziała, że nie będzie łatwo. Musiała jednak wyjść temu na przeciw. Dla Ćmy. Nie mogła się załamywać, widząc stan siostry. Musiała ją wspierać. Wbiła pazury w ziemię, chcąc chociaż tak dać upust swym emocjom. Najchętniej pobiegłaby teraz siną w dal. Biegłaby, aż nie padnie. A kiedy padnie, zasnęłaby, budząc się siele godzin potem. Nie mogła jednak tego zrobić. Jej łapy regenerowały się, niedługo wróci do nauki. Nie może teraz sobie na to pozwolić. Usłyszała za sobą kroki. Wciągnęła nosem znajomy zapach. Odwróciła się, widząc kroczącego w jej kierunku kocura.
– Jak się czujesz? – zapytał. Bura uśmiechnęła się smutno.
– Nic mi nie jest – rzuciła. Błądząca Łapa przysiadł obok niej.
– I dlatego siedzisz sama w nocy, wpatrując się w gwiazdy? – rzucił. Pręgowana przewróciła oczami.
– Dobrze wiesz, że nie jestem ekstrawertykiem – mruknęła. Błądząca Łapa westchnął cicho. Wiedział, że Bura nie miała w zwyczaju mówić o tym, jak się czuje. Jednak, mimo że kotka starała się zgrywać twardą, zapadała się w środku. Wyglądała po prostu słabiej, mniej jadała, a cały swój czas starała się być przy Ćmiej Łapie. Ciągle powtarzała jej, że mama wróci, a one dadzą sobie radę. Chyba sama w to nie wierzyła, jednak... Chciała, aby Ćma to zrobiła. Błądzący również widział zmianę w wyglądzie tej butnej istoty. Nie rzucała się już na głęboką wodę. Próbowała po prostu załagodzić sytuację. Stopowała, a zwykle to ją trzeba było stopować.
– Tak samo dobrze, jak wiem, że nie jest Ci "nic" – stwierdził. Buraska mocniej wbiła pazury w ziemię. Czuła się nakryta.
– Wszystko gra – upierała się.
– Wcale nie.
– Właśnie tak.
– Wcale nie.
– Właśnie tak.
– Wcale nie.
– Wł-właśnie... – Jej głos zadrżał, a ona sama nie umiała nad tym zapanować. Oczy zaszkliły się, jednak ona zamknęła je jedynie, biorąc głęboki wdech. W myślach odliczyła do dziesięciu. Poczuła przy sobie ciało kocura, zupełnie tak, jak parę księżyców temu. Nie cofnął się jednak. Zadrżała. Nie chciała wsparcia. Była silna. Wystarczająco silna, aby dać sobie radę sama. Nie umiała jednak go odrzucić. Po prostu... Lubiła go. Lubiła jego specyficzny sposób bycia. Jego zapach. Spokój, jaki od niego emanował. A szczególnie lubiła fakt, że tym razem się nie cofnął. Wtuliła głowę w jego futro, tylko na chwilę. Aby przez moment poczuć się bezpieczną. Wciągnęła w nozdrza jego zapach i ponownie uśmiechnęła się ponuro. Zaraz po tym cofnęła się.
– Nic mi nie jest, Błądząca Łapo. Nie przejmuj się mną.
Przyjaciel uśmiechnął się krzywo, patrząc na drobną sylwetkę.
– Ależ oczywiście – mruknął. Następnie zapadła cisza, podczas której oboje wpatrywali się w gwiazdy. To była cisza przed burzą, chociaż jeszcze tego nie wiedzieli.
~*~
Zdziwiła się, gdy Lamparcia Gwiazda poprosił ją do siebie. Jeszcze bardziej, kiedy dojrzała u jego boku Rdzawy Ogon, a lider kazał jej przedstawic swoje zdolności. Rdzawy Ogon zaatakowała kotkę, a ta sprawnie odparła cios i przystąpiła do ataku. Poruszała się w przemyślany, acz szybki sposób. Parę księżyców siedzenia na tyłku nie zgasiły jej ambicji i determinacji, nie oddaliły umiejętności. Mimo to, zdziwiła się, gdy Lamparcia Gwiazda zwołał klan.
Córka Białej Sadzawki rozejrzała się. W tłumie dostrzegła Błądzącą Łapę, Brzoskwiniową Gałazkę, Burzową Łapę... Również Ćmę, ta była jednak lekko przygarbiona.
– Ja, Lamparcia Gwiazda, lider klanu Burzy wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę. Trenowała pilnie, aby poznać zasady waszego kodeksu. Dlatego, polecam wam ją, jako kolejnego wojownika.
Spojrzał na koteczkę, która wypięła dumnie pierś.
– Ciernista Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu i chronić swój klan nawet za cenę życia?
Nie czekała. Odpowiedziała stanowczo, z siłą ambitnej terminatorki, jaką była wcześniej. Usilnie trzymała się swojej zasady: będzie silna. Cokolwiek się stanie.
– Przysiegam.
– Mocą klanu Gwiazdy nadaję Ci imię wojownika. Ciernista Łapo, od tej pory znana będziesz jako Ciernista Łodyga. Klan Gwiazdy docenia twoją ambicje i wytrwałość i wita Cię, jako nowego wojownika klanu Burzy.
Poczuła dotyk pyszczka Lamparciej Gwiazdy, na swojej głowie. Ona sama dotknęła jego barku. Czuła się niewielka, słysząc swoje imię wykrzykiwane raz za razem, a jednocześnie narastała w niej duma. Dzisiejszą noc przemilczy, jednak jej klan nie szczędził głosu. Kiedy wszystko umilkło, pokierowała się w miejsce swego czuwania. Zaraz przyszedł do niej Brzoskwiniowa Gałązka.
– Och, Ciernista Łodygo! Nie mogę uwierzyć, że to już! – Kotka uśmiechnęła się życzliwie, trącając bark przyjaciela. Pojawiła się także Ćmia Łapa, która przytuliła Ciernistą.
– Gratulacje, siostrzyczko – szepnęła. Nowo mianowana wojowniczka liznęła ją w czoło. Pojawił się także Burzowa Łapa.
– No wiesz Ty co? Tak zostać mianowaną, przede mmą – żachnął się żartobliwie. Przyjaciółka wytknęła mu język, w odpowiedzi, na co ten zaśmiał się. – Nie mogę uwierzyć, że mianowali takiego głuptaska.
Bura uderzyła go lekko w bark. Nie czuła już przy nim najmniejszego skołowania. Właściwie, było tak, jakby przebywała z przyjacielem. Z bratem. Nic ponadto. Nawet wyglądali podobnie, chociaż Burzowa Łapa był postawniejszy. Brat. Trochę bolało ją to słowo.
– No cóż, to znaczy, że będę musiał Cię częściej łatać. – Ciemnozielone ślepia wykonały płynny obrót, na pyszczku pojawiał się jednak uśmiech, gdy odprowadzała wzrokiem przyjaciela. Wtem pojawiła się Rdzawa.
– No proszę, doczekałaś się – mruknęła z uznaniem – nic w tym dziwnego, w końcu jesteś moją uczennicą.
Buraska zaśmiała się bezgłośnie, a szylkretka również się uśmiechnęła. Następnie mentorka pochyliła się nad nią i powiedziała do niej, cicho.
– Jestem z ciebie okropnie dumna, wiesz? Co prawda, mogłabyś być rozważniejsza, jednak-- –urwała, kiedy jej terminatorka przytuliła się w jej półdługie futro. Rdzawa uśmiechnęła się lekko, kładąc łebek na jej głowie. Ciernista Łodyga nie mogła nawet pomyśleć, jak bardzo będzie jej brakowało codziennych treningów z mentorką.
– Cóż, chyba blokuję drogę – rzuciła starsza z nich, ukradkiem wskazując na rudowłosego ucznia, który z wolna kierował się do nich. Odsunęła się od pręgowanej, rzucając jej bardzo wymowne spojrzenie. – Nie mogę kazać czekać twojemu przyjacielowi. Do zobaczenia rano, Ciernista Łodygo.
Bura zmarszczyła czoło, słysząc akcent, jaki zapadł na słowo przyjaciel. Zaraz wypadło jej to jednak z głowy, gdy point się pojawił.
– Więc... – zaczął, patrząc na nią z lekkim uśmiechem. – Powiniennem zacząć się teraz do ciebie zwracać per "pani"?
Ciernista Łodyga zrobiła głupią minę, po czym lekko trzepnęła przyjaciela ogonem. Ten udał obrażonego, unosząc głowę, po cheili jednak pochylił ją.
– To chyba znaczyło nie – mruknął. Wojowniczka spojrzała w krysyaliczne, niebieskie oczy ucznia, nawet nie zdając sobie sprawy, jak ciepło wzrok do nich kieruje. Błądząca Łapa speszył się lekko, widząc to, jednak na jego pyszczku gościł uśmieszek. – Jakby Ci się nudziło do rana, daj znać. Pogram Ci trochę na nerwach.
Pokiwała głową, po czym lekko liznęła kocura w policzek. Przez moment jeszcze obserwowała go, kiedy odchodził.
~*~
Czuła lekką ekscytację. Ich pierwszy patrol. Jej, Błądzącej Łapy, Złotej Melodii i Deszczowego Poranka. Zawsze chciała wybrać się z kocurem ma patrol, jednak obie ich mentorki były kotkami. W zespole potrzebny był jeden, dorosły kocur. To zawsze krzyżowało plany. Pogoda była idealna, co niezwykle cieszyło Ciernistą Łodygę. Zły humor ostatnich dni zupełnie ją opuścił.
Do czasu.
Wybrnęła trochę do przodu, biegnąc przed siebie. Za bardzo do przodu. Widok, jaki ujrzała, zmroził jej krew w żyłach.
Wśród trawy, leżało szylkretowe ciało. Znała tę kotkę. Zatrzymała się i na drżących łapach podeszła do poszkodowanej.
To była Przepiórcza Łapa. Jej drobna ciało było doszczętnie zniszczone. To jakiś pies, na ostry i ciernie!
Przez chwilę nie mogła uwierzyć. Dlaczego? Przepiórka była tak pełna życia. Taka wesoła, przy tym jednak ambitna. Czemu? Wbiła pazury w ziemię, nie mogąc oderwać wzroku od ciała koteczki.
– Ciernista Łodygo? Czy coś-- – Głos Błądzącej Łapy urwał się, a ona poczuła w sercu ucisk. Dlaczego? Dlaczego musi patrzeć na ten obraz? Na obraz jego ukochanej siostrzyczki, bez okruchu życia... Co jest nie tak z tym światem?
Odwróciła się powoli, patrząc ze smutkiem na przyjaciela.
Zabolała ją utrata Księżyca. Wyprowadziła z codziennej, silnej postawy. Nie chciała, aby point doświadczył tego bólu. W napięciu oczekiwała, aż cokolwiek powie.
<Błądząca Łapo?>
Ja to od razu zaznaczam - Lampart zawsze był sam dlatego Myszka była jego największym skarbem. Poza nią i jej potomstwem nie ma nikogo (no może Rdzawo). On kocha dzieci Pręgi jak własne wnuki. Nie zróbcie mi tak jak ostatnio, kiedy Tygryska umarła a wujek nawet nie zauważył!
OdpowiedzUsuń