BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 października 2018

Od Pszczółki C.D Lśniącej Łapy

- Odsuń się - miałknął Lśniący, spuszczając uszy.
Pszczółka zachichotała. Przecież kocur wyglądał bardzo zabawnie w tej pozycji. Jak najbardziej uznała to za zabawę.
- Ja cię nie ugryzę, Lśniąca Łapo. - Zamrugała oczętami. - Chyba że tego chcesz!
Wystarczyło, że stąpnęła krok do przodu, a uczeń medyka najeżył się intensywnie. Kolejna zabawna pozycja według szylkretki. A jeszcze fajniej wyglądał, stojąc na pazurach.
- Ty chyba nie odpuścisz, co? - wydukał Lśniący.
Pszczółka pokręciła głową.
- Pobaw się ze mną, a pomyślę nad tym.
Liliowy zmierzył kotkę wzrokiem. Zaczął stopniowo rozluźniać łapy, sierść zaś opadała. Nawet schował pazury i nie wyglądał już tak zabawnie, a poważniej, co z lekka przeraziło koteczkę.
- Dobrze. - Głosik Lśniącego wciąż drżał. - Pobawimy się w chowanego.
Chowanego... Lilia nie odpuszała jej tej zabawy. Ba, nawet Mak miał jej dosyć.
- A nie możemy pobawić się w coś innego? - Pszczółka spuściła uszy.
- Ty szukasz. - Oh, czyli to znaczyło, że nie? Mama zawsze powtarzała, że ze starszymi się nie dyskutuje. Niech mu będzie...
Kotka obróciła się w stronę ściany, zamknęła oczka i zaczęła głośno liczyć do stu, jak ją mama nauczyła. Wciąż się "potykała", myliła liczby, dlatego musiało to potrwać, zanim skończyła.
Lśniącego już dawno tu nie było, ale wydawało jej się, że słyszy, jak wychodzi ze żłobka. Podążyła więc jego śladem. Problem pojawił się dopiero na zewnątrz, kiedy okazało się, że nie ma pojęcia, gdzie zacząć go szukać.

<Lśniący?>

Od Pszczółki C.D Lilii

Szylkretka zerknęła w kierunku kota idącego w ich kierunku. Okopcona Łapa? Jak ona go nie znosiła! Już tylko Zaskroniec była gorsza. Zdecydowanie, nie miała ochoty na niańczenie z jego strony. Cóż, pół biedy, że nie jest medykiem. To byłoby dopiero irytujące. Jak dobrze, że Lśniący zajął miejsce ucznia medyka.
Chociaż... kolejna ofiara do podręczenia? Czemu nie? Zabawa się jeszcze nie skończyła! No ba, nawet się jeszcze nie zaczęła! Za Pszczółką aż się kurzyło, kiedy wystrzeliła w stronę ucznia wojownika.
- Lilio, moja droga siostrzyczko, patrz i ucz się!
- Pszczółko, skończmy w tę głupią zabawę - Lilia zaprotestowała, niestety jej siostra uparcie pomknęła przed siebie.
Minęła przednie łapy kocura, wślizgnęła się pod brzuch i zakręciła się między tylnymi łapami, mając nadzieję, że jakoś się zachwieje i przewróci, ale gdy to zawiodło, mały kociak postanowił wdrapać się na ogon ciemnego.
- Okopcona Łapo! - zawołała rozbawiona, kiedy wkurzony kocur zaczął się wierzgać w celu strącenia szylkretki.
Chciała się podnieść jeszcze wyżej, jednak w chwili, gdy wyciągnęła pazurki... nie, to wszystko stało się tak szybko, że kotka nie dała rady ogarnąć, co się dzieje. Krzyk Okopconej Łapy, niesamowity zamach, który strącił Pszczółkę, uderzenie o drzewo, jakieś chrupnięcie. Potem już tylko leżała na trawie, próbując sobie wyjaśnić, co się właśnie wydarzyło. Przeszkadzał jej w tym piekący ból w klatce piersiowej.

< Lilia? Nie bij >

29 października 2018

Od Turkawki

Turkawkę naprawdę zaczynały już irytować te wszystkie koty schodzące się do żłobka. Stały nad nią zachwycając się, jakby nigdy nie widziały małego kota, a ona nie byłam pewna co robić. Uciekać? Stać w miejscu? Swój czas poświęciła na obserwacje, z których wynikało, że nie wie, gdzie jest, nie wie, co ma robić, i ogólnie nie pamięta niczego. Poznała bliżej trzy koty opiekujące się nią. Szepczący Wiatr, Błotnisty Pysk oraz Różane Pole. Wszyscy wydawali się mili, choć nie tłumaczyli zbyt wiele. Wyciągnęła z nich jednak parę informacji, które były jednocześnie odpowiedziami, na parę nurtujących ją pytań. Znajdowała się w Klanie Wilka, wszyscy mieli tu dziwne, przydługaśne imiona. To znaczy wszyscy oprócz niej… Turkawka uważnie obejrzała swoje futerko. Była pointem, czekoladowy pyszczek mieszał się z ciut jaśniejszą sierścią. Przysiadła przed żłobkiem, korzystając z chwili wolnego czasu. Słońce przyjemnie grzało, a szum drzew mieszał się ze śpiewem ptaków.
- Ale ciepło – mruknęła, usiłując rozluźnić atmosferę i dostać więcej informacji.
- Mamy Porę Nowych Liści – poinformowała ją Różane Pole leżąca nieopodal.
Porę Nowych Liści? Co to takiego było? Turkawka nie zdążyła jednak zadać kolejnego pytania. Oto ścieżką szła nowa osobistość. Pointka ciekawie nadstawiła uszu, usiłując rozeznać się, kim mógł być nowy gość. Po chwili z krzaków wychylił się łeb niebieskiej kotki. Pyszczek nowo przybyłej skierował się w stronę Turkawki, która zastygła kontemplując sylwetkę kocicy. Wysoka i szczupła co mogło oznaczać, że była ona już wojowniczką. Cętkowane ciało oraz biała, lewa przednia łapa i krawat pod szyją. Różane Pole miauknęła na powitanie, co wyrwało Turkawkę z otępienia.
- Cześć – mruknęła, uświadamiając sobie, że przez cały ten czas nie spuściła oczu z niebieskiej kocicy. Potulnie spuściła wzrok – Jestem Turkawka, a ty?

<Spopielona Paproć?^^>

27 października 2018

Od Błękitnej Łapy (Cętki) C.D Burzowego Serca

Wyszli na wrzosowisko. Błękit pomknęła przodem, czując się tak jakby jej łapy, nie dotykały ziemi. Po chwili stanęła, potrząsając głową, w której myśli kołowały z zawrotną prędkością. Z topniejącego śniegu utworzyły się kałuże. To mogło oznaczać tylko jedno. Świetną zabawę! Ruszyła z powrotem do medyka obserwującego wiewiórkę. Naparła na bark obiema łapami, na skutek czego kocur stracił przyczepność i z całej siły runął do zimnej, błotnistej wody. Błękit ze śmiechem odskoczyła, nie zmoczywszy nawet poduszki. Po chwili Błotniste Serce podniósł się na łapy. Z futra gęsto ściekała mu woda. Terminatorka zwinęła się na trawie z uciechy, widząc na wpół zaskoczoną, na wpół złą miną medyka. Burza fuknął pod nosem. Niebieska podskoczyła i biegiem rzuciła się do przyjaciela, przyciskając bok pocieszająco do jego boku.
– Och Błękitku – westchnął kocur, po czym zaczął wylizywać sierść.
– Nie gniewaj się - parsknęła uczennica, pocieszająco liżąc bok kocura. – Już nie będę. Ku jej zdumieniu w tej właśnie chwili medyk Klanu Burzy, zanurzył łapę w wodzie, ochlapując uczennicę. Niebieska z piskiem zaskoczenia, odsunęła się goniona śmiechem kocura.

***

Minął księżyc. Jeden wschód słońca po mianowaniu Błękitnej Łapy, a właściwie już Błękitnej Cętki. Kotka maszerowała ku legowisku medyka. Słońce przyjemnie grzało jej niebieską sierść. Cały obóz wydawał się rozleniwiony. Minęła legowisko wojowników, z którego mrużąc oczy, wychodził Czapli Potok. Przeszła pod niskim sklepieniem jamy medyka i zatrzymała się.
– Jest tu kto? – pisnęła Błękit, nadstawiając uszu.
Spomiędzy ziół wynurzyła się Skowronkowa Łapa, z garścią mięty w zębach.
– Ja jestem – mruknęła, wypluwając liście. – Coś się stało?
- Nie nic, po prostu szukam Burzowego Serca.
Skowronkowa Łapa zmrużyła brwi, zastanawiając się.
- Powinien być w legowisku starszych – mruknęła, z powrotem zabierając się do przerwanej pracy.
- Dzięki – odpowiedziała Błękitna Cętka, wychodząc.
Nie musiała długo szukać. Praktycznie od razu po wyjściu natrafiła spojrzeniem na końcówkę burego ogona. Pobiegła do przyjaciela, wzbijając chmurę kurzu.
- Cześć – przywitała się, mrucząc. – Wiesz, że jestem już wojowniczką?!

<Burza^^?>

Od Maku

Rudy kocurek przycupnął nad drobnym piórkiem, które, po zepsuciu starego, zostało przyniesione przez tatę. Zbliżył łepek bardzo blisko nowej zabawki i niezwykle delikatnie dotknął jej swoim noskiem. Powąchał ją i cichutko kichną, a lekki podmuch powietrza wywołany tym, sprawił, że piórko odrobinę się uniosło i znów opadło na ziemię. Kocurek z zachwytu otworzył pyszczek, podskoczył wokół piórka kilka razy i ponownie przykucną. Obserwował je bardzo uważnie, czekając na samoistne poruszenie się delikatnego przedmiotu. Po krótkiej chwili zmrużył swe ślepka, gdyż nic się nie wydarzyło. Odczekał jeszcze kilka uderzeń serca, zanim ostrożnie podniósł swą białą łapkę i zatrzymał ją tuż nad zabawką. Zawahał się na moment, dając piórku ostatnią możliwość ucieczki. Niestety, ku rozczarowaniu rudego, nie skorzystało, skazując się na zagładę. Łapka kotka opadła na drobny przedmiot, któremu pod wpływem mizernej siły kocięcia, nic się nie stało. Powoli podniósł łapę i zdziwiony popatrzył na ziemię przed sobą. Nic tam nie było. Piórko znikło! Zaskoczony otworzył szeroko oczy i przybliżył pyszczek do ziemi, wykręcając łepek, by obejrzeć ją z każdej możliwej strony. Jakimś tajemniczym sposobem mięciutka zabawka nie znajdowała się już tam, gdzie była wcześniej. Kocurek zdeterminowany, by znaleźć zgubę, uderzył łapką w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą leżała. Gdy jednak poniósł ją szybko, piórko, które przyczepiło się delikatnie do jego łapy od spodu, odczepiło się, poleciało lekko w górę i zaczęło opadać. Mak, nieświadomy spadającego na niego powoli przedmiotu, schylił się i powąchał ziemię, gdzie jego zdaniem, powinna się znajdować zabawka. Uniósł szybko łepek i właśnie w tamtym momencie spadła ona delikatnie na jego pyszczek. Rudasek zmarszczył brwi, zezując na intruza, po czym potrząsną łebkiem, zrzucając go z siebie. Gdy z powrotem spojrzał na ziemię koło siebie, zobaczył, że to właśnie piórko spadło na niego. Spojrzał do góry, skąd spadła zabawka. Tylko dlaczego spadła? Przecież była na ziemi! Zastanawiał się chwilę, jednak nie mogąc dojść do logicznego wyjaśnienia, wstał i chwycił piórko w swoje drobne szczęki. Jego siostry- Pszczółka i Lilia aktualnie bawiły się w coś razem i choć Maczka bardzo korciło, by dołączyć do nich, wolał rozwiązać tajemnicę znikającej zabawki. Z determinacją, która u kociaka wyglądała dość komicznie, podreptał w stronę Wschodzącej Fali.

<Mamusiu?>

Znajdki!

Turkawka

25 października 2018

Od Brzozy C.D. Błękitnej Cętki

- Twój tata był samotnikiem, ale... - kontynuowałam, nie zwracając uwagi na podenerwowanie Cętki - nic nie wiesz o samotnikach.
Moja rozmówczyni, tylko coś na to burknęła i zaczęła się bawić jakimś fascynującym kamyczkiem.
- Naprawdę? - powiedziałam z lekkim nie dowierzaniem, jeszcze szerzej otwierając oczy, które teraz pewnie płonęły z ciekawości. Wygodnie usiadłam, nie zwracając już teraz uwagi na pieczące słońce. Teraz na pewno szybko się stąd nie ruszę!
- Jak do tego doszło, że jesteś wojownikiem, a nie wiesz, kto był twoim tatą?! - ledwo się powstrzymałam od wykrzyknięcia tej wypowiedzi. "A co jeśli ze mną też tak będzie. A co jeśli umrę, nigdy nie rozwiązawszy tej zagadki!" - takie myśli kołatały się po mojej głowie, ale skutecznie odgradzałam je od wyjścia na zewnątrz. Szybko wróciłam do poprzedniej pozy, nie dając po sobie nic znać. Zresztą Błękitna Cętka i tak chyba była teraz bardziej zajęta tym kamykiem niż obserwowaniem moich reakcji.
- Tak, jakoś się złożyło - przerwała ciszę cętkowanej, wzruszając ramionami - Nigdy mi go nie brakowało. Nigdy nie drążyłam tego tematu.
Jeszcze raz wlepiłam w nią wzrok. Taksowałam ją od góry do dołu, żeby się upewnić czy mówi prawdę, ale wyglądało na to, że nie kłamała. "Czy tak będzie z każdym pytaniem, które zadam!" pomyślałam, cicho wzdychając.
- Czyli nie chcesz wiedzieć, kim był twój tata? - upewniłam się po raz ostatni, a nie otrzymując odpowiedzi, kontynuowałam - Jeśli chcesz, to zawsze mogę spytać się twojej mamy. Raczej nikt się nie zdziwi na takie nietypowe pytanie z mojego pyszczka - powiedziałam zachęcająco, ale Błękitka ciągle milczała, więc spróbowałam zmienić temat.
Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu ciekawego pytania na, które niebieska MUSI znać odpowiedź. Pytanie, czemu nasz klan jest rozdzielony, z góry sobie odpuściłam. Kotka mogłaby się stać jeszcze bardziej zakłopotana i miałam nadzieję sama rozwiązać tę sprawę. Na podstawowe pytania typu: Czemu niebo jest niebieskie?, koty też raczej niechętnie odpowiadały, więc też odpada. W końcu jednak wymyśliłam odpowiednie pytanie „Jak wyglądają tereny poza obozem?”. Już otwierałam pyszczek, żeby to powiedzieć, ale uprzedziła mnie Błękitna.

< Błękitna Cętko? >

Od Nocnej Łapy (Burzy) C.D. Świetlistego Potoku

Słysząc głosy obcego patrolu, klęłam szpetnie w myślach. Czemu prawie każde spotkanie z wojowniczką było przerywane przez jakieś obce koty!? Czy Klan Gwiazd się na nie uwziął?! Przecież nie ma nic złego w zaprzyjaźnieniu się z kotką z innego klanu! Odsunęłam jednak te myśli i kilka innych przekleństw gdzieś do tyłu głowy, żeby nawrzeszczały się same i szybko spoważniałam.
Jakiś patrol rzeczywiście nadchodził najprawdopodobniej z Klanu Burzy, po krótkim namyśle zaczęłyśmy się skradać w kierunku krzewu nad strumyczkiem. Ostrożnie, żeby nie wywołać żadnego plusku, kierowałyśmy się w stronę kryjówki, w duchu dziękowałam teraz za te wszystkie lekcje Szepczącego Wiatru, kiedy musiałam godzinami przedzierać się bezszelestnie przez kupy, suchych liści. Równocześnie próbowałam ciągle wymyślić jakiś sposób, żeby odciągnąć od nas te obce koty. Szczerze wątpiłam, że ta upatrzona skrytka zda egzamin na dłuższą metę. Znając ciekawość kotów pewnie i tak zaczęliby przeszukiwać teren, nawet jeśli będziemy siedzieć cicho, jak w strusie, prędzej czy później wpadną na tu by przeszukać krzak.
W tempie godnym ślimaka-kaleki odłączyłam się od przyjaciółki i poszłam w inną stronę wzdłuż strumyka. Trzeba było odwrócić jakoś uwagę dwóch burzowiczów.
- Faktycznie coś się poruszyło. Trzeba to sprawdzić!
Zamarłam, sylwetki były już kilka kocięcych kroków od Świetlistego Potoku, która nawet nie wiedziała, że się od niej odłączyłam. Z trudem powstrzymałam swój tik nerwowy. Nie pomogę przecież szylkretce, jeśli sama się odkryję. Oni byli już naprawdę blisko. Rozejrzałam się dookoła. Trzeba coś wymyślić!
Sama nie rozumiejąc, (jak prawie zawsze) do końca co robię, wyrwałam jakieś mokre badyle z mchem. Chwyciłam je do pyska. Zanurzyłam się w wodzie i zaczęłam się tarzać w mule. Obcy patrol widząc poruszenie obok siebie w wodzie, odszedł na kilka kroków od Świetlistej i ze strachem obserwował chmurę mułu i wielkie fale, które wywoływałam. Poczekałam jeszcze kilkanaście bić serca, szamotając się jak najgłębiej w tej czarnej mazi.
- Wiesz co, może lepiej stąd chodźmy - usłyszałam szept przerażonego kota. Nie czekając na odpowiedź drugiego, wynurzyłam się z wody z cichym stęknięciem, ta maź sporo warzyła. Nie widziałam dokładnie reakcji kotów widzących czarną, poruszającą się kupę szlamu, przez moje przebranie. Słyszałam tylko okropną ciszę, jakby wszystko na świecie zamilkło, przerażone. Podniosłam łapę z cichym plaśnięciem oraz spróbowałam, wydać z siebie jakiś upiorny zew. Przez bicie serca słyszałam jeszcze, wiercącą w uszy ciszę, a potem wielki plusk i piskliwy krzyk przerażenia. Zadowolona z cichym pluskiem znowu się zanurzyłam. Strzepnęłam z siebie większe grudki i wyszłam na ląd. Krytycznie spojrzałam na swoje futro, po którym nadal wolno zsuwała się breja. Jednak teraz bardziej moją uwagę przykuwała Potok, która miała teraz naprawdę porządny wytrzeszcz.
- Ja się nigdy do tego nie przyzwyczaję - oznajmiła spokojnym, głosem doświadczonej, starej kotki. Tym razem oszczędziłam sobie historii o generałach moich wojsk, walecznych, ale ślamazarnych Błoto-Muło-Potworów.
- Uciekli szybciej niż zające przed potworami – powiedziałam zadowolona, równocześnie strzepując z siebie wszystkie resztki mojego ohydnego przebrania - Ciekawe czy tutaj jeszcze przyjdą z kimś innym?

<Świetlisty Potoku>

Od Nocnej Łapy(Burzy) C.D. Spopielonej Paproci

Popiołek został już mianowany razem z Wąsikiem i Gardenijką, zostałam tylko ja. Czułam się cała spięta. Moje nogi pragnęły całą swoją osobą, uciec stąd i pobiegać aż w końcu minie to dziwne uczucie. Spokojnie. Wzięłam wdech i wydech, po czym uśmiechnęłam się do siostry, Spopielonej Paproci. Zamknęłam oczy i skupiłam się na powstrzymaniu mojego ogona od dzikich tańców, które wywijał z podekscytowania. Tatulek jednak nie zamierzał mi dawać czasu.
- Ja, Borsucza Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika - donośnie powiedziałam, jakby chciał ogłosić tę nowinę na cały las. On też był podekscytowany, że jego potomstwo zostaje pełnoprawnymi członkami klanu.
- Nocna Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
- Przysięgam - głośno i spokojnie odpowiedziałam dumnie, wypinając pierś do przodu.
- Mocą Klanu Gwiazd nadaję ci imię wojownika. Nocna Łapo, od tej pory będziesz znany jako Nocna Burza. Klan Gwiazd ceni twój zapał i zaradność oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka - mówiąc to, zeskoczył z wielkiego konaru do mnie, oczy mu błyszczały jak jezioro w promieniach słońca, cicho się zaśmiałam i dotknęłam nosem jego barku. Za poezję się zabrałam. Moment mianowania na wojownika robi naprawdę dziwne rzeczy kotom.
Nie miałam jednak czasu dłużej się nad tym zastanowić. Moje myśli zagłuszały wrzaski z tysiąca kocich gardeł "Gardeniowy Pyłek! Wąsaty Pysk! Spopielona Paproć! Nocna Burza!", a drugi tysiąc zalał mnie gratulacjami.

***

Odetchnęłam cicho z ulgą, widząc już zachodzące słońce. Niesamowite jak gratulacje i PORADY mogą wykończyć kota psychicznie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała dość naszych wilczkowianów, ale dzisiaj naprawdę dali z siebie wszystko. Nawet Burzowy Kwiat i Wierzbowy Nos przyszli coś powiedzieć! Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. Jednak mianowanie na ucznia i mianowanie na wojownika się w gruncie rzeczy bardzo od siebie różni. Z takimi przemyśleniami poszłam pod wielki buk, gdzie miałam się spotkać z rodzeństwem i Gardeniowym Pyłkiem, by razem z nimi rozpocząć nocną wartę. Cicho westchnęłam, widząc ciepłą łunę słońca, powoli zanikającą pomiędzy gałęziami drzew. Skoczyłam na najniższą z gałąź i powoli zaczęłam się wspinać coraz wyżej. Cicho zachichotałam jak mały kociak i przyśpieszyłam. Chciałam jeszcze raz zobaczyć zachodzące słońce jako uczeń i piszczeć z uciechy jak kociak. Kto wie, w co się zamienię jako wojownik, może nawet stanę się drugim Płonącym Grzbietem? Cicho prychnęłam na samą myśl, ale szybko się opanowałam, widząc jak noc już całkiem, zawładnęłam niebem. Od teraz będę wojownikiem, będę odpowiedzialna za cały klan, więc trzeba trochę spoważnieć.
- Trochę - wyszeptałam z szelmowskim uśmiechem i popatrzyłam w gwiazdy. Oddana rozmyślaniom nie zauważyłam nawet jak siostra przysiadła obok mnie.

< Spopielona Paproć? >

23 października 2018

Od Srebrnego Poroża C.D Skocznego Kroku

Niebiesko-biały kocur przypatrywał się młodemu, powstrzymując cisnący się na usta, głupi uśmieszek. Gdzieś w jego klatce piersiowej zrobiło się ciepło, na widok klifowicza. Było to uczucie towarzyszące spotkaniu dawno nie widzianego przyjaciela, a przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Co pradwa, uczucie towarzyszące spotkaniu Czereśni było trochę inne, jednak odsuwał tę argumentację. Skoczek otworzył usta, a Srebrny miał wrażenie, że coś się w nim gotuje.
— Czeeeeeeść — wypiszczał tamten. To było za wiele. Van nie mógł już wytrzymać. Wybuchnął gromkim, radosnym śmiechem, patrząc na wybitego z rytmu kocura.
— A ty co? Połknąłeś jeża? — zachichotał, podchodząc bliżej. Przez chwilę (cóż za nowość!) nie do końca wiedział, co powinien zrobić i stał dość sztywno obok towarzysza. Zaraz jednak zreflektował się i polizał kocura za uchem, przez co ten zawstydził się tylko bardziej.
— N-nie, ja tylko... — Jego wzrok powędrował na własne łapy, co jeszcze bardziej rozbawiło wojownika Klanu Nocy.
— Hmm? No co? — Uśmiechnął się. — Czyżby moje zawsze idealne futro cię onieśmielało?
Rozmówca wymownie przewrócił oczami, chociaż Srebrny zobaczył na jego pyszczku cień rozbawienia, co wywołało w nim nie małą satysfakcję.
— Na osty i ciernie, jesteś niemożliwy, Srebrne Poroże! — zawołał.
— Nic nowego, czyż nie, Skoczna Łapo? — zapytał szczerząc się. Czarno-biały kocur pokręcił jednak głową. Czyżby...
— Teraz jestem Skoczny Krok — powiedział z dumą, wypinając pierś. Srebrny słysząc to jeszcze bardziej poszerzył swój uśmiech, ocierając łapą niewidzialną łezkę.
— Och, tak szybko dorastają! — wykrzyknął, uśmiechając się.
< Skoczku? ^^ >

22 października 2018

Od Błękitnej Łapy (Cętki) CD Brzozy

Od Błękitnej Łapy (Cętki) CD Brzozy
Niebieska stanęła lekko zdziwiona tak nagłym pytaniem
- No, wiesz… - zaczęła. – Lepiej usiądźmy.
Błękitna Łapa wskazała gestem uklepane wejście do żłobka. Brzoza przysiadła obok, wbijając w terminatorkę zaciekawione oczy. Błękit przymknęła powieki zastanawiając się co jej odpowiadały starsze koty, gdy była kociakiem.
- My mieszkamy w Klanie Burzy. Oprócz nas są jeszcze trzy inne klany. Klan Wilka, Klifu i Nocy – Błękit potrząsnęła lekko głową, na wspomnienie ich ataku. – Nasz klan cechuje wiele wrzosowisk, a żywimy się głównie królikami…
Mała pointka pokręciła niecierpliwie głową.
- A samotnicy?
Błękitna Łapa wzruszyła ramionami, uważnie wpatrując się w mokrą od nocnej rosy trawę.
- Nie wiem o nich zbyt wiele – stwierdziła, ale zauważyła zawód w oczach Brzozy. – To znaczy spotkałam w życiu paru, ale nic po za tym.
Córka Tulipanowego Pąku westchnęła.

***

W życiu Błękitnej Łapy wiele się zmieniło. Po pierwsze nie nazywała się już Błękitna Łapa. Drugi człon zastąpiła „Cętka”. Nie chodziła już na treningi ze Złotą Melodią, ale to wcale nie znaczy, że leniuchowała! Dnie spędzała na patrolach, polowaniach i temu podobnych czynnościach. Tego dnia zerwała się na patrol o świcie i nie można było powiedzieć by szczególnie się wyspała. Odłożyła dość pokaźnego królika na stosik zwierzyny, po czym ułożyła się przed legowiskiem wojowników.
- Cześć Błękitna Cętko! – w uszach niebieskiej zadźwięczał sympatyczny głosik.
Uchyliła delikatnie powieki i zauważyła Brzozę. Kotka z trochę niepewnym uśmieszkiem usiadła obok wojowniczki, liżąc łapkę. Sen momentalnie przeminął, choć Błękit nie czuła żalu. Zamruczała w odpowiedzi, unosząc głowę.
- Złapałaś coś dzisiaj? – zapytała Brzoza.
Wojowniczka skinęła łepkiem.
- Nawet sporo. Królika i wiewiórkę…
Obie siedziały przez chwilę w milczeniu, przypatrując się mijającym je wojownikom. Słońce przypiekało, przyjemnie grzejąc ich futra.
- Kim był twój tata?
Błękit ze zdziwieniem się odwróciła, stwierdzając jednocześnie że pytanie to zadała Brzoza. W oczach koteczki lśniła ciekawość. Z pewnością chciała się dowiedzieć który z wojowników był ojcem Błękitnej Cętki. Problem tkwił jednak w tym, że niebieska sama tego nie wiedziała.
- Uch... – zaczęła. – Posłuchaj on chyba… był samotnikiem.


<Brzozunia?:3>


Od Lśniącej Łapy CD Obłocznej Łapy

I co? Ma tu teraz siedzieć z pyskiem na kłódkę, aż jego zadek zapuści korzenie? O nie, nie, nie! Nie ma mowy! Już sama rozmowa z Obłokiem sprawiała, że nie czuł się dobrze. Chciał po prostu stąd odejść, jednak widząc, jak siostra ciągle go obserwuje, skrzywił się z lekka, po czym posłał jej dziwną minę, wytykając język.
- Co ty robisz? - spytał cicho Obłoczna Łapa, przyglądając się uważnie swojemu bratu. Lśniący pokręcił łbem z niesmakiem. Halo, czy on może już sobie iść?
- Nic - burknął obojętnie, ściągając uszy do tylu. No nie umiał z nim rozmawiać, nic a nic! To chyba było najbardziej upierdliwe uczucie w życiu, kiedy siedzisz obok kota, za którym nie przepadasz i nie wiesz co powiedzieć. Czy to możliwe, aby było braćmi? Przecież z Ciszą dogadywał się świetnie! A z nim? Szkoda po prostu gadać. Liliowy uczeń zamrugał szybko, kiedy dostrzegł Słoneczny Blask. Uśmiechnął się szeroko, z lekka nerwowo przebierając łapami. W końcu podniósł się, rzucił krótkie "Muszę iść" i pognał wprost do swojego "ojca".
*~*~
Księżyce leciały leniwie. Lśniąca Łapa nie był już uczniem Pylistego Czoła, a medyczki - Różanego Kwiatu. Wyszło mu to zdecydowanie na dobre. Przestał chodzić wiecznie nerwowy, teraz był oazą spokoju. Co najlepsze - uśmiech praktycznie nie schodził z jego pyska! W dodatku, gdy tylko mógł, dziękował on Potokowej Gwieździe za to, że czarny kocur przemianował go na terminatora szylkretowej kotki.
Nareszcie mógł odetchnąć z ulgą, co z wielką przyjemnością zrobił.
Co lepsze, w porównaniu do treningu wojownika, trening na uzdrowiciela szedł mu wręcz błyskawicznie. Fakt, czasem się mylił, jednak miał do tego prawo - był jeszcze uczniem. Nie mniej, chłonął on wiedzę niczym gąbka. Aktualnie układał zioła, w pysku trzymając liście krwawnika, które potrzebne mu będą do opatrzenia ran Zaskrońcowej Łapy, która dość mocno nadziała się na ciernie.
- Uh... Potrzebujesz czegoś? - wydukał z zielskiem w pysku, kiedy kątem oka dostrzegł czekoladowego kocura w wejściu. Od jakiegoś czasu zmienił z lekka swoje nastawienie do brata, nie był już taki oschły, jednak nie można było powiedzieć, że pałał doń miłością.
- Przyszedłem prosić o coś na ból - odparł, podchodząc do półki z ziołami i rozglądając się.
- Malwa - mruknął do siebie - Półka na samej górze, prawa strona - dodał szybko - Zaraz ci podam - nie zdał sobie z tego sprawy, że powiedział to tak cicho, że tylko on byk w stanie to zobaczyć. Problem polegał na tym, że na tej samej wysokości były dwie półki, jedna na zioła, druga na truciznę. Kiedy Lśniący dostrzegł kątem oka, jak jego brat bierze do łapy Szalej, dosłownie zachłysnąć się powietrzem, szybko wytrącając mu z łapy roślinę.
- Idioto! Mówiłem, że Ci podam! Wiesz, co Ty w ogóle wziąłeś w łapy?! Aż tak bardzo chcesz zdechnąć?! Po Szaleju odszedłbyś w męczarniach! Nie mogę pozwolić na to, abyś umarł! - wykrzyczał mu to wszystko prosto w pysk. Czuł się dziwnie, serce biło mu jak oszalałe. Czyżby... Martwił się o swojego brata...?

< Obłoczna Łapo? >

20 października 2018

Od Burzowego Serca C.D Błękitnej Łapy

Burzowe Serce zaśmiał się głośno, po czym ugryzł drugi koniec patyka. Oba koty zaczęły się po chwili siłować, wiadome było to, że starszy kocur wygrał, chociaż i tak taka zabawa była świetnym odpoczynkiem dla medyka.

***

Medyk przechadza się po obozie wraz ze swoją uczennicą, po chwili kot zauważył swoją przyjaciółkę. Przypomniała mu się Ciernista Łodyga, dawno z nią nie gadał. Musi później z nią porozmawiać, ale to nie teraz. Teraz kocur chce porozmawiać z Błękitną Łapą, Burza odwrócił wzrok w stronę jego terminatorki.
- Masz czas wolny, niedługo pójdziemy nazbierać trochę ziół. - Oznajmił kot, po czym poszedł w stronę Błękitnej, usiadł obok niej, po czym się lekko uśmiechnął. - Witaj Błękitna Łapo, jak się miewasz? - Zapytał się jej. Kotka jakby zaskoczona, że ktoś do niej mówi, spojrzała się na Burzowe Serce.
- Oh to ty, jak się miewam... Dobrze. - Odpowiedziała bez żadnych emocji uczennica.
- Na pewno? Wyglądasz na trochę zmęczoną. - Oznajmił poważnie, nie chce, aby jego kumpela zemdlała.
- Tak. - Mruknęła, po czym otarła się o niego. - A ty? - Dodała.
- Dobrze, wiesz... Cały czas gadamy o tym samym, ale chyba nie ma innych tematów co nie? - Pisnął Burza.
- Sama nie wiem, na pewno jakieś są, ale po co? Te inne tematy to złe i smutne tematy. - Powiedziała, wstając i idąc w stronę wyjścia z obozu, kocur szybko do niej podszedł i ze zdziwioną miną zapytał.
- A ty gdzie się wybierasz? - Powiedział Burzowe Serduszko.
- Tam, gdzie mnie łapy zaniosą, idziesz ze mną? - Zachichotała kotka.

< Błękitna Łapo? :D >

17 października 2018

Od Fiołkowej Łapy C.D Księżycowej Łapy

Widząc zamyślenie siostry oraz słysząc zdziwiony głos jej mentora, trójkolorowa kotka chciała już coś powiedzieć, wcześniej się zatrzymując, jednak liderka tejże małej grupy skutecznie zagrodziła jej drogę. Świeżo upieczonej uczennicy już zbierało się na wyrzucenie najrozmaitszych bluzg, za które najpewniej Cierń przetrzepałaby jej ostro skórę. Darowała sobie jednak obelgi.
Mama mówiła, że ma być mądrzejsza. Taka więc będzie.
- Wszystko dobrze Księżycku? - spytała cicho siostry, kiedy ta znalazła się obok niej, a reszta kotów ruszyła. W tej chwili cieszyła się, że Orzełek jest zajęty rozmową z Pręgowanym Piórkiem, nie musiał wszystkiego wiedzieć.
- Ta, pewnie - odparła tortie wymijająco. Fiołek, mimo iż nie należała do bystrych, widziała, że z jej siostrą dzieje się coś złego. Nie dane jej było jednak powiedzieć więcej, ponieważ trójka mentorów przywołała swoich uczniów. Tak mijał powoli czas, terminatorzy poznali już tereny swojego klanu, którego w przyszłości będą bronić. Pręga oraz Kaczeniec wyjaśnili, czym jest kodeks wojownika, oraz przedstawili jego zasady, Żmija nie była do tego zbyt chętna, bo usiadła na uboczu, łypiąc wściekle na latorośle Ciernistej Łodygi i Brzoskwiniowej Gałązki.
Kiedy młodsze od niej koty skończyły i zabrały swoich uczniów na stronę, uczennica dawnego lidera Klanu Burzy przywołała swoją terminatorkę.
- Masz mi wyrecytować wszystkich liderów i ich zastępców - rzuciła. Kociczka zatrzymała się w półkroku. Skąd ona ma to wiedzieć?!
- Bo? - sarknęła z ogromną dozą jadu, obrzucając swoją mentorkę pogardliwym spojrzeniem. Czy ten stary idiota, mający czelność nazywać się liderem, już do reszty postradał zmysły?! Dać jej Żmijową Łuskę za mentorkę był niczym wyrok egzekucji na młodej uczennicy, nie tylko fizycznej, ale i psychicznej. Stara kocica wbiła pazury w ziemię, strosząc sierść od karku aż po czubek ogona, sycząc przy tym ostrzegająco.
- Bo tak. Rusz tym swoim pustym łbem. Może i twoja wyliniała matka nie nauczyła cię szacunku do starszych, co nie znaczy, że ja tego nie zrobię - warknęła, obchodząc młodą calico dookoła. Ta jedynie spięła całe swoje ciałko, strzygąc uważnie uszami - Prędzej zdechniesz, niż ukończysz trening ze mną - szepnęła wprost do jej ucha i aby potwierdzić prawdziwość swych słów, podcięła Fiołkowi łapy, patrząc na nią z pogardą. Córka Ciernistej Łodygi syknęła, kiedy niespodziewanie uderzyła w ziemię, podniosła się jednak szybko, otrzepując swoje futro z kurzu. Jeśli ma zdechnąć, niech więc tak będzie. Jednak ona tak łatwo się nie podda. Już otwierała pyszczek, aby odpyskować tej idiotce, jednak coś dotknęło jej barku. Księżycowa Łapa.
- Spokojnie, Fiołku - starsza siostra uśmiechnęła się łagodnie, ponownie dotykając nosem jej barku - Pamiętaj, co mama mówiła, bądź mądrzejsza - szepnęła, mrużąc oczy. Młodsza niechętnie pokiwała głową, przyznając swojej siostrze rację. Zaraz jednak wtrąciła swoje trzy grosze.
- To wyliniałe lisie łajno jeszcze tego pożałuje - sarknęła wściekle.

< Księżyc? >

16 października 2018

Od Błękitnej Łapy (Cętki)

- Szybciej! – miauknęła Złota Melodia.
Kotki mknęły po wrzosowisku. Przed nimi słońce powoli chowało się za horyzontem. Błękitna Łapa przeskakiwała nad większymi kępami wrzosów, w obawie przed króliczymi norami ukrytymi pod trawą. Były już niedaleko obozu. Z oddali dało się słyszeć zawołanie lidera. Błękit wyprzedziła swoją mentorkę ze śmiechem na pyszczku. Wpadła do obozu i wyhamowała przed stosem ze zwierzyną. Opuściła królika, a po kilku uderzeniach serca do kotki dołączyła mentorka. Niebieska otarła się o kocicę i szybkim krokiem dołączyła do Czaplej Łapy siedzącego najbliżej.
- Co się dzieje?
Kocur odwrócił się, spoglądając na siostrę.
- Nie wiem – odpowiedział.
Błękitna Łapa westchnęła i opadła obok niego. Jak się okazało – w samą porę. Nocna Gwiazda właśnie wchodził na podwyższenie.
- Czapla Łapo, Błękitna Łapo. Wystąpcie.
Błękit poczuła, jak koty się rozstępują. Wszyscy skierowali wzrok na nich. Kotka przełknęła ślinę. Poczuła, jak Czapla szturcha ją, zmuszając do ruszenia się. Niebieska ostrożnie stawiała łapy za bratem. Spodziewała się tego momentu, ale nie sądziła, że nastąpi on tak szybko! Znalazła się tuż pod stanowiskiem przywódcy i wzorem czekoladowego, skłoniła głowę.
- Ja – zaczął czarny kocur. – Nocna Gwiazda, przywódca Klanu Burzy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Czapla Łapo czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
Czapla zadrżał z emocji.
- Przysięgam.
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Czapla Łapo, od tej pory będziesz znany jako Czapli Potok. Klan Gwiazdy ceni twoją odwagę i wytrwałość oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Burzy.
Czekoladowy uniósł głowę. Na jego pyszczku zawitał szeroki uśmiech.
- Błękitna Łapo – kocur odwrócił się w stronę kotki.
Błękit poczuła wszechogarniającą radość. Miała ochotę piszczeć i krzyczeć, wiedziała jednak, że byłoby to niewłaściwe. Ostatkiem sił zmusiła się by stać w miejscu. Nocna Gwiazda powtórzył wcześniejszą formułkę, a niebieska z całych sił starała się go słuchać.
- Czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
Błękitna Łapa przełknęła gulę zalegającą w jej gardle.
- Przysięgam – wychrypiała, z wyraźną dumą.
- Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Błękitna Łapo, od tej pory będziesz znana jako Błękitna Cętka. Klan Gwiazdy ceni twoją waleczność i dobroć oraz wita cię jako nową wojowniczkę Klanu Burzy.
Lider zeskoczył z podwyższenia, zbliżając się do nowych wojowników. Czapla liznął z szacunkiem jego bark. Błękit zrobiła to samo, kiedy Nocna Gwiazda dotknął jej głowy.
Burzowicze zaczęli krzyczeć nowe imiona dwójki dzieci Białej Sadzawki. Zanim Błękitna Cętka się obejrzała, została oddzielona od brata, rzeką kotów. Wszyscy składali jej gratulacje. Kotka dziękowała z zażenowaniem. Wszystkie koty, które tak lubiła. Cała jej rodzina, Burzowe Serce, Świetlisty Potok, nawet Brzoza i Sosna wypełzły na próg żłobka. I wtedy kotka przypomniała sobie o kimś jeszcze. Złota Melodia! Błękitna Cętka przecisnęła się przez tłum. Jej mentorka była tam. Niebieska podbiegła do kocicy i bez ostrzeżenia wtuliła łepek pod jej brodę.
- Dziękuję – wyszeptała.
Miała wrażenie, że na pyszczku złotej od wielu księżyców, nareszcie zakwitł choć wymuszony, to jednak uśmiech.

***

Błękit wdrapywała się na zbocze. Była zmęczona, a czekało ją jeszcze nocne czuwanie! I to w milczeniu… A tak chciała się podzielić z Czaplą wszystkimi przeżyciami! Trudno porozmawia z nim rano...
Pozdrowiła brata skinięciem głowy i ułożyła się tak, by widzieć obóz. Uniosła głowę i spojrzała w niebo. Srebrna Skóra lśniła tysiącem gwiazd. Jedna z nich to Ćmi Trzepot… Błękitna Cętka opuściła wzrok. Och czemu pointka nie mogła być tutaj z nią i z Czaplim Potokiem!? Nie zasłużyła na śmierć.
Błękit wiedziała, że ten moment nigdy już się nie powtórzy. Że nigdy już nie będzie uczennicą, że nigdy już nie pójdzie na wspólny trening ze Złotą Melodią. Ale wiedziała też, że w jej życiu zaczyna się nowy rozdział. Została wojowniczką.

Od Brzozy C.D Błękitnej Łapy

- Cześć, jak się masz? - Usłyszałam, jak kolorowa plama do mnie mówi. Nie odpowiedziałam. W sumie trudno oczekiwać od kilkudniowego kocięcia, który dopiero co widzi innej reakcji. Nic nie rozumiejąc, po prostu nadal patrzyłam na szarą plamę wielkimi niebieskimi oczyma, wyłapując coraz więcej szczegółów. Gdy już obejrzałam w najmniejszych szczegółach, każdy włosek jej futra spróbowałam ją ogarnąć całą wzrokiem. Zdziwiona stwierdziła, że kotka czuje się niepewnie albo udawała. Spróbowałam rozejrzeć się dookoła, żeby znaleźć przyczynę zachowania kotki, ale przeszkodziła mi siostra, która jakimś cudem się do nas doczołgała i zaczęła tarmosić mój ogon. Niezdarnie próbowałam capnąć ją łapą, żeby się odczepiła. Ona jednak wykonała zręczny unik i nadal piszcząc, zachęcała do zabawy. Co miałam zrobić? Z małym uśmiechem na pyszczku dołączyłam do zabawy. Razem z Sosną turlałyśmy się po podłodze, a wszyscy dookoła, wysoko nad naszymi głowami wydawali ciche "ochy" i "achy". Nie przejmowałam się jednak tym bardziej skupiona na próbie złapania płowego ogonka.

*kilka księżyców później*

Jak codziennie wieczorem siedziałam przed wejściem do żłobka, obserwując obóz. Koty już przestały zwracać na mnie uwagę i dały sobie spokój z odgadnięciem moich myśli. Czułam się trochę, jakbym była fragmentem krajobrazu, ale nie przeszkadzało mi to szczególnie. Kiedy wojownicy przestają zwracać na ciebie uwagę, dają sobie o wiele więcej luzu i zaczynają mówić o wielu ciekawych sprawach. Dzisiaj jednak nie zajmowałam się podsłuchiwaniem ciekawych historii ani ucieczką przed zapaloną zabawiczką, moją siostrą. Prawie wszyscy wojownicy poszli na polowania lub treningi z uczniami i w obozie było naprawdę cicho, więc korzystając z tego, zaczęłam rozmyślać. O czym? O rzeczy, która z dnia na dzień coraz bardziej mnie gryzła. O tacie... lub drugiej mamie, choć tych pierwszych było chyba więcej.
Wracając do sedna sprawy, doszłam do wniosku, że mój drugi rodzic raczej nie należał do Klanu Burzy, bo wtedy raczej nie musiałby się ukrywać. Choć może gdyby był to np. Burzowe Serce? Nieee, szybko odrzuciłam tę myśl, on na pewno nie jest moim ojcem. Więc może... jakiś uczeń? Niee, niemożliwe. Po odrzuceniu wszystkich członków klanu przeszłam do samotników. Problem w tym, że prawie nic o nich nie wiem. Cicho westchnęłam. Jak ja mam znaleźć tatę, kiedy nic o nim nie wiem?
No... wiedziałam jedną rzecz i to niepewną. Nie jest burzowiczem. Jeszcze raz przebiegłam wzrokiem po całym obozie, zatrzymując go na niebieskim futerku, które właśnie wyłoniło się z wysokiej trawy odgradzającej obóz od reszty świata. Zaciekawiona podeszłam do Błękitnej Łapy i po chwili namysłu spytałam:
- Opowiesz mi o innych klanach i samotnikach?

< Błękitna Łapo? Przepraszam, że tak długo. Nie miałam żadnego pomysłu >

Od Skocznego Kroku

Księżyce leciały nie ubłagalnie. Nim Skoczek się obejrzał, był już uczniem, a potem... Wojownikiem. Z powodu swojego jeszcze młodego, niepoważnego żywota, większość kotów w wieku kocura już latała i wzdychało za sobą. Z pysków niektórych, dało się wyczytać wiele. Jedni mieli wzajemne miłostki, drudzy zaś odwrotnie. Czasem amory zaczynał kocur, czasem kotka. Oj, chcielibyście być na miejscu Skocznego Kroku. Czasem miał ochotę na wyplucie z siebie swoich wnętrzności, gdy słyszał "Oh, mój misiu pysiu, miodku smrodku, mój najjaśniejszy kryształku, rodzynko, świnko..." i jeszcze wiele innych ptaszków i owocków. Atfu! Okej, okej, ale co mu w tym nie pasowało? A to, że tak było wszędzie. Już nawet myszy nie miały nic do roboty, tylko serenady odprawiać. Raz nawet przeszkodził w bardzo ważnej rzeczy w życiu każdego stworzenia, a parka gryzoni rzuciła mu takie oskarżycielskie spojrzenie, jakby im rodzinę powybijał, co mogło być nawet prawdą, ale poczuł się tak głupio i dziwnie, że ostrożnie się wycofał, chcąc wymazać ten okropny widok z pamięci.
Młodzik przedzierał się przez śmierdzącą miłością roślinnością, szukając czegoś, co nie je sobie z dzióbków, nie jest zajęte przedłużaniem gatunku, ani inną ohydnie ważną sprawą. Był na granicy, z której aż waliło amorami z nutką słodkiego, męskiego zapaszku. Nieco przyśpieszył, odsunął jakiś krzew i... On. Srebrzysty wojownik o przepięknych oczach i błyszczącym w słońcu futrze. Wysunął się lekko ze swego "obserwatorium" tylko odrobinkę, chcący się upewnić, że to ten gościu, o którym myśli, jednak ta odrobinka starczyła, by gałąź za nim trzasnęła go w zad, wypychając na zewnątrz. Nim zarył pyskiem w ziemię, wydał z siebie pisk, przypominający dźwięk, który wydają fangirlsy, gdy widzą swojego crusha. Od razu powrócił do pozycji siedzącej, czując, jak robi mu się gorąco. On się na niego gapił. To chyba źle. Z tego, co wiedział, gdy patrzą na ciebie, jak na idiotę, którym jesteś, masz małe szanse na szacunek z drugiej strony.
- Czeeeeeeeeeeść? - młodzik wydał z siebie przeciągły, wysoki dźwięk, brzmiący bardziej jak malutka koteczka. Chudzielcowi aż uszy zaczęły się przebarwiać na czerwień. Debil.

<Rogatek?>

Od Lśniącej Łapy C.D Pszczółki

Właśnie... Kiedy? To pytanie Lśniący zadawał sobie już od jakiegoś czasu. Owszem, wiedział, że nauka na medyka jest o wiele cięższa i zawiła niż na wojownika jednak... Sama Różany Kwiat mówiła, że jest on bardzo pojętnym uczniem i szybko wszystko rozumie. Kocur pokręcił głową, zapominając o istnieniu małej kotki. W duchu wzdrygnął się na wspomnienie porodu.
- Uh... Nie wiem, może niedługo - odparł, nadal będąc zamyślonym, dopiero ciepły głos Wschodzącej Fali.
- Zajmiesz się nimi? - spytała i nie czekając na odpowiedź kocura, wyszła z kociarni.
- Ale... Ale... - wydukał zdezorientowany uczeń. Już chciał wstać i iść za królową, jednak coś mu to uniemożliwiła. Konkretniej byka to Pszczółka uczepiona jego prawej, przedniej łapy.
Czyżby z medyka przemianowano go na niańkę? No nieźle, wręcz cudownie.
- Nadal ładnie pachniesz - stwierdziła calico, przybierając przy tym dość komiczny wyraz pyszczka. Normalnie inne koty rozczulałyby się nad takim uroczym kociakiem, ale nie Lśniący. On był zdecydowanie inny. Młody uczeń medyka odskoczył szybko, wyrywając się z "trującego" dotyku córki lidera, o mało co nie spadając na ścianę kociarni. Pszczółka jednak znowu do niego podeszła, na co liliowy szybko cofnął się, dosłownie włażąc na ścianę, aż dotykał ziemi tylko opuszkami palców przednich łap.
- Odsuń się - burknął speszony, kładąc przy tym po sobie uszy.

< Pszczółka? >

15 października 2018

Od Deszczowej Łapy (Deszczowego Futra)

Wracając z treningu razem z Bursztynową Bryzą, stanął jak wryty w wejściu do obozu. Zresztą jego mentor też, gdy spojrzał w tym samym kierunku.
Ranne koty leżały blisko pnia, w którym znajdowała się siedziba medyka. Powiódł po obozie spanikowanym wzrokiem, a na widok martwego Wrzosowego Kła, zdobycz wypadła mu z pyska. Zostawił nadal oszołomionego Bursztyna, podbiegając do najbliższego wojownika, którym okazał się Pstrokate Serce.
- Co się stało?! - zawołał roztrzęsiony, zerkając raz po raz na poranionych wojowników.
Czarny kocur podskoczył lekko, zwracając w jego stronę spanikowane pomarańczowe oczy.
- Nie strasz tak - syknął zgniewany, a jego futro na ogonie stanęło dęba - Burzowicze złapali nasz patrol przy zaznaczaniu terenów.
Deszczowa Łapa skrzywił się rozdrażniony, przypominając sobie o rozkazie Jagodowej Gwiazdy. Dlatego zawsze uciekał z legowiska, byleby tylko Jastrzębi Pazur nie wybrał go do patrolu. Nie podobało mu się to, co mieli robić. Prędzej wolałby zostać wygnany. Co prawda pamiętał sytuację, o której mówiła mu Oszroniona Łapa. Tej o większej grupie Klanu Burzy, która stała przy rzeczce, ale miał wrażenie, że to nie była żadna próba naruszenia granic.
- Dobra, dzięki - mruknął zasępiony, spoglądając na koty.
Wyłapał Tonącą Łapę, stojącą na uboczu z opatrunkiem na łapie. Zobaczył też zapłakaną Łezkę i Szron przy leżącej kupce czarno-białego futra, którym zapewne był Gołębia Łapa.
Niebieski kocur spojrzał w kierunku legowiska lidera, mrużąc oczy. Nie podobało mu się to wszystko. Stracili wojownika, mieli pełno rannych. I miał wrażenie, że na jednej potyczce się nie skończy...
Nie spodziewał się jednak, że atak nastąpi następnego dnia i to na ich terenie.
Był na krawędzi snu, gdy nagle w obozie ktoś podniósł alarm. Podskoczył jak oparzony i wypadł z legowiska uczniów, prawie przewracając się na przebiegającego Rozżarzonego Popioła. Zaczął rozglądać się dookoła, szukając powodu alarmu.
- Co się dzieje?! - zawołała Łzawa Łapa, wybiegając tuż za nim.
Deszczowa Łapa spojrzał na grupkę kotów po drugiej stronie rzeki. Otworzył szeroko oczy i pysk, rozpoczynając niektórych wojowników Klanu Burzy. Łezka spojrzała w tym samym kierunku, reagując podobnie.
Deszczowa Łapa nie czekał. Ruszył za resztą wojowników, wskakując z pełnego pędu do wody. Młócił łapami wodę, płynąc najszybciej, jak się dało.
Rozumiał, że można być złym, za znaczenie terenów. Nie potrafił po prostu zrozumieć, dlaczego Burzanie zdecydowali się wejść na niekorzystne dla nich tereny. Przedostali się praktycznie do samego serca ich ziemi!
Wyłonił się z wody z gniewnym grymasem na pysku, wpadając na pierwszego wojownika Klanu Burzy, a okazał się nim być sam Nocna Gwiazda. Wiedział, że może nie dać rady liderowi, ale postanowił chociaż spróbować. Byli praktycznie równego wzrostu, o tych samych gabarytach. Jedyną różnicą było to, że czarny kocur miał dłuższe futro i oczy koloru ciemnej zieleni.
Z gardła niebieskiego dało się słyszeć gardłowy syk, gdy rzucił się na lidera. Chciał przygnieść go do ziemi swoim ciężarem, lecz kocur okazał się wyjątkowo szybki. Uniknął jego ataku z taką łatwością, że Deszczowa Łapa spojrzał na niego zszokowany. Przez kilka uderzeń serca nie potrafił się poruszyć, aż w końcu pomógł mu w tym lider Klanu Burzy.
Nie było to mocne uderzenie, ale wystarczyło, by zdezorientować ucznia. Deszczowa Łapa wbił w niego swoje cyjanowe oczy, na co Nocna Gwiazda przystanął na sekundę zszokowany. Wyglądał tak, jakby zobaczył coś znajomego.
Nie dane było jednak niebieskiemu zaszarżować jeszcze raz, ponieważ w bok uderzył go ktoś inny.
Deszczowa Łapa warknął gniewnie, obracając się w kierunku napastnika. Tym razem stanął jak wryty, widząc kocura przed sobą. Okazał się nim być niebieski pręgowany wojownik, którego spojrzenie i postawę Deszczowa Łapa doskonale znał. Często widywał je w odbiciu wody, gdy patrzył na samego siebie.
Tamten już zamierzał na niego skoczyć, lecz zawahał się na moment. Tę chwilę wykorzystał dymny. Skoczył w kierunku wojownika, zamachując się przednią łapą. Był silniejszy, łatwo mógłby go odrzucić. Trzepnął go w pysk, pozostawiając trzy szramy, na których pojawiła się krew. Burzowicz syknął rozjuszony, rzucając się na ucznia. Walczyli przez dłuższą chwilę, wymieniając ciosy. Deszczowa Łapa nie potrafił stwierdzić, jak długo to trwało. Rytm bitwy porwał go, przestał myśleć racjonalnie. Prowadził go tylko instynkt przetrwania.
W końcu burzowicz popełnił błąd. Raczej nie spodziewał się, jak zdradziecki może być rzeczny muł. Poślizgnął się z cichym miaukniecięm, padając na bok.
Dymny kocur wykorzystał sytuację i już miał wbić w niego pazury, gdy nagle usłyszał rozpaczliwy krzyk:
- Deszczowa Łapo, nie! - zawołała Żurawinowy Krzew z oddali.
Kocur spojrzał na swoją matkę pytająco, nie rozumiejąc, dlaczego krzyknęła. Nie chciała, by kogoś zabił? To mogło być prawdopodobne...
Burzowicz spojrzał w kierunku cynamonowej kotki, by potem szybko przenieść wzrok na ucznia.
- Deszcz... - wychrypiał, spoglądając na niego rozbieganym wzrokiem.
Uczeń Klanu Nocy zmierzył go gniewnym spojrzeniem, po czym wysyczał jadowicie.
- Wynoście się...
Kocur przyglądał mu się jeszcze moment, a Deszczowa Łapa mógł przysiąc, że trwał wiecznie. Chwilę po tym wstał z lekkim trudem, dysząc ciężko i ruszył za uciekającym klanem.
Dopiero w chwili, w której ogon wojownika zniknął w krzakach, Deszcz poczuł zmęczenie. Mimowolnie usiadł na ziemi, oddychając ciężko. Jego mięśnie krzyczały z płaczem o odpoczynek, gardło paliło żywym ogniem. Jego głowa zaczęła pulsować nieprzyjemnie, a rany po pazurach zaczęły piec niemiłosiernie.
„Hurra, kilka nowych blizn do kolekcji...” pomyślał, biorąc głęboki oddech.
Klan Nocy zaczął wiwatować na część wygranej. Deszczowa Łapa nie dołączył do ogólnej radości. Z czego się cieszyć, pokonali ich na swoim terenie z ogromną przewagą. Co to za wygrana?
Chwilę po tym przy jego boku pojawiła się Żurawinowy Krzew. Spojrzała na syna zafrasowana, lecz po chwili zamruczała kojąco. Cokolwiek ją trapiło, niebieski nie potrafił teraz o tym zupełnie myśleć. Westchnął z ulgą, wdychając zapach matki, gdy ta otarła się o jego bok.
- Mój dzielny wojownik - mruknęła cicho - Dobrze zrobiłeś.
- Dlaczego? - zapytał, spoglądając na nią. Wiedział dobrze, że zrozumiała jego pytanie. Kotka uśmiechnęła się, lecz on wyraźnie widział smutek w jej oczach.
- Nie teraz - powiedziała, siląc się na wesołość - Teraz wszyscy muszą wypocząć.
Jagodowa Gwiazda nie dał im jednak na to czasu. Siedział na swoim kamieniu do przemówień, wodząc wzrokiem po zebranych kotach. Zatrzymał na nim swoje spojrzenie granatowych oczu, aż Deszcz się wzdrygnął. Lider sprawiał, że czuł się okropnie nieswojo.
- Tonąca Łapo, Deszczowa Łapo wystąpcie - mruknął lodowatym głosem, na co niebieskiemu sierść stanęła na karku. Zdecydowanie mu się to nie podobało.
Ruszył jednak posłusznie i usiadł przy swojej siostrze, która nie była tym wszystkim ani trochę wzruszona. Deszcz miał jednak wrażenie, że w swojej podświadomości kotka wykonuje taniec radości.
- Dowiedliście dziś, że będziecie dobrymi wojownikami - mruknął gładko, spoglądając po zgromadzonych, zatrzymując wzrok na mentorach obu uczniów - Czy zgadzacie się ze mną?
Dębowe Serce zerknął na swoją uczennicą obojętnie, po czym na jego pysku zagościł cień uśmiechu. Bursztynowa Bryza mrugnął w kierunku Deszczowej Łapy, na co ten rozpromienił się natychmiastowo.
- A więc mocą nadaną mi przez przodków, zapytuję was... - spojrzał na terminatorów, wzdychając. Niebieski miał wrażenie, że lider nie miał w ogóle ochoty wypowiadać tych słów - Czy obiecujecie przestrzegać Kodeksu i bronić swojego klanu?
Deszczowa Łapa po raz pierwszy dzisiejszego dnia uśmiechnął się szczerze. Udało mu się, pełnoprawny wojownik! Rany... Łezka będzie okropnie niepocieszona...
Tonąca Łapa z lekkim wahaniem również skinęła głową.
- A więc Deszczowa Łapo, od tej chwili zostajesz Deszczowym Futrem. Klan Gwiazdy ceni twoją lojalność i siłę i wita cię jako pełnoprawnego wojownika!

*ja dziękuje, dawno nie było mi tak wstyd, za swoje pisanie ;__;*

Od Pliszkowej Łapy

Był to jeden z najcieplejszych dni, jakie Pliszkowa Łapa kiedykolwiek pamiętała. Słońce grzało jej grzbiet, odbijając się od jasnego, prążkowanego futra. Kotka nie była przez to wszystko ani trochę skupiona na nauce. Rozpraszało ją wszystko. Lecący motylek, ryjący w ziemi kret, bzyczące muchy.
- Pliszkowa Łapo... - mruknął Sztormowe Niebo chłodno, próbując zwrócić jej uwagę.
Bengalka zwróciła na dwa uderzenia serca ucho w jego stronę, po czym wróciła do niesłuchania. Idący w trawie żuk, był o wiele ciekawszy.
- Pliszkowa Łapo - warknął głośniej, wyraźnie się irytując.
Jasna kotka spojrzała na niego z udawanym zaskoczeniem, lecz wyraźnie zdradzały ją złośliwe iskierki w oczach.
- Tak Sztormowe Niebo? Mówiłeś coś? - zapytała niewinnie, a źrenice czarnego kocura zwęziły się w szparki.
- Czy mogłabyś wreszcie potraktować swój trening poważnie?! - syknął rozgniewany, jeżąc sierść na karku.
Pliszkowa Łapa przewróciła oczami, uśmiechając się łobuzersko.
Sztormowe Niebo był tym typem kotów, których bengalka nie lubiła najbardziej (jej babcia to wyjątek, jest straszna, gdy się wścieka). Gburowata czarna kupa futra, wiecznie narzekająca na swój los. Zawsze tylko „Źle. Nie rób tak. Uh, nie nadajesz się.". Nigdy nie usłyszała od niego pochwały, wszystko, co zrobiła, było niedobrze.
Czasem miała ochotę zapytać się go, czy woliłby, żeby to on się nie urodził, czy może ona. Dokuczanie mu uznała za rzecz, w której musi mistrzem.
- Duh, wyjmij wreszcie kij ze swoich tyłów Sztormiku - prychnęła rozbawiona, odwracając się ogonem w jego kierunku - Żyj chwilą~
Czuła na sobie morderczy wzrok mentora, więc uśmiechnęła się zadowolona z siebie. Już nie mogła doczekać się następnej kary, jaką jej zaserwuje.
Właśnie, kolejna rzecz, którą Pliszka wręcz uwielbiała. Sztormowe Niebo wymyślał dla niej najróżniejsze formy prac. Każda kolejna była gorsza niż poprzednia! Sama nie wiedziała, czy czarny kocur próbował ją złamać, czy może po prostu chciał od niej odpocząć. Miała jednak wielką satysfakcję z tego, że grała mu na nosie, wykonując wszystkie zadania bez mrugnięcia okiem.
- Nie mogę się doczekać, kiedy w końcu się od ciebie uwolnię... - warknął, zrównując się z nią.
Bengalka zamruczała tylko, ocierając się o bok kocura, na co ten odskoczył jak oparzony.
- Co ty-
- Chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu, Sztormiku! - zawołała, podskakując radośnie w kierunku miejsca do sparingów.
Tak, zdecydowanie Pliszkowa Łapa zostałaby uczniem do końca swojego życia, byleby uprzykrzać życie temu kocurowi.

Od Księżyca

Minęło kilka księżyców odkąd Księżyc uciekł z Klanu Lisa i zamieszkał w lesie, ucząc się nowych rzeczy pod czujnym okiem Martiniego. Co czuł do tego kota? Cóż czuł do niego trochę sympatii chociaż nigdy w życiu, by się do tego nie przyznał, może dlatego często nazywał go starym durniem, któremu myszy już zupełnie zaszkodziły. Ale nie tylko Martini pojawił się w jego życiu i w nim został, był jeszcze pewien czarno-biały kocur, Chudy. Księżyc często mu dokuczał, wspominając, że wygląda jak strawa dla wron, ale w sumie czuł się przy nim tak dobrze, jak przy nikim innym czego zupełnie nie umiał pojąć jeszcze w swoim młodym rozumku. Ale tak mu mijały dni z tymi dwoma kocurami na obrażaniu ich i treningu.
~*~
Pewnego dnia Księżyc wybrał się na polowanie, ale poczuł jakiś nieznany sobie zapach, myśląc, że może to jakaś zwierzyna pobiegł tam szybko i rzucił się na tą istotkę. Niestety okazało się, że to nie była ani mysz ani żaden królik tylko jakiś nieznany kot. Czarno-biały kocur szybko od niego odskoczył i cicho syknął, wbijając pazury w ziemię.
— Kim jesteś? Gadaj natychmiast albo cię zabiję — oznajmił patrząc się na niego uważnie, stojąc prosto, chociaż w środku siebie cały drżał z strachu.

<Strzyżyk?>

14 października 2018

Od Oszronionej Łapy C.D Lipy (Lipnej Łapy)

Oszroniona Łapa była bardzo dumna z swojej przyjaciółki, że chociaż była przybłędą to została tak szybko mianowana. No lepiej by było, jakby ogarnęła swój charakter, a nie tak jak dziś, gdy młoda szylkretka miała trenować wraz z Lipą i jej mentorką, bo Jagodowa Gwiazda był zajęty, Lipna Łapa się spóźniła. Na szczęście Spieniona Fala nie ukarała swojej uczennicy i mogły zacząć trening. Oszroniona Łapa czuła się świetnie będąc przy swojej przyjaciółce i rywalizując, która złapie więcej zwierzyny. A po treningu zdecydowały się pójść porozmawiać pod Płaczącym Strażnikiem co stało się ich codzienną rutyną, nawet jak Oszroniona Łapa miała trening z swoim mentorem, a Lipna Łapa z swoją mentorką.
~*~
Od śmierci Zawilca i zabraniu cnoty przez Jagódka, Oszroniona Łapa odsunęła się od swoich bliskich, spędzając całe wolne dni w samotności pod Płaczącym Strażnikiem.
Ale pewien dzień był inny, całą noc szylkretka myślała, że nie może odtrącać swoich bliskich, bo w tym sposobem sprawia im smutek. Tak nie myślała w ogóle o sobie w tej chwili, tylko o swoich bliskich, nie chciała ich jeszcze bardziej zawieść. Czuła, że teraz ma tylko jeden cel w życiu, sprawić by jej rodzina i przyjaciele byli szczęśliwi. Dlatego tego dnia, gdy wróciła z treningu nie skierowała się od razu do swojego miejsca, udała się do swojej jedynej przyjaciółki.
— Li-Lipna Łapo, chcia-chiałabyś spę-spędzić, ze mną cz-czas? — spytała się cicho uczennica Jagodowej Gwiazdy, przypominając dawny cień siebie i to tak dawny, bo za czasów bycia kociakiem.


<Lipna Łapo?>

Od Czereśni C.D Ostu

Czarno-biała kotka cicho prychnęła słysząc słowa Osta i na niego wskoczyła.
— Ja niedługo skończę karmić, a ty dalej będziesz śmierdział — stwierdziła kotka rozbawiona, a potem z niego zeszła.
— Zamknij się głupia kupo futra i idź do swoich bachorów! — krzyknął oburzony jak zwykle kocur.
— Właśnie idę, bo widzę, że już pobiegły męczyć Szerszenia. Pamiętasz jak kiedyś nas ochrzanił? To było zabawne. A teraz to stary pryk, który nie umie się odgonić od kociąt. Uważaj bo też tak niedługo skończysz — oznajmiła kotka z cichym śmiechem, który jej kuzyn mógł usłyszeć ostatni raz na wiele następnych księżyców i udało się do swoich dzieci zostawiając Osta pewnie z natłokiem myśli.
~*~
Minęło kilka księżyców od tych wydarzeniach. Księżyców podczas których zdarzyło się wiele rzeczy, które spowodowały wręcz depresję u Czereśni, zaginięcie Księżyca, śmierć Ważki. Przez to wszystko Czereśnia skupiła się na klanie i dość szybko została zastępczynią. Ale pewnego dnia Zając zwołał wszystkie koty z lasu. Patrząc się na nich lekko drżał, jednak każdy kot, który myślał czemu Jaś dał mu zastępcę jak się nie nadawał na lidera miał rację.
— Zwołałem was tutaj ponieważ dziś jest dzień mianowania mojego syna. Oset wystąp — oznajmił, a kuzyn Czereśni dumnie podszedł do niego, w końcu to był jego dzień po tylu księżycach. Po wszystkim, gdy koty zaczęły mu gratulować, Zając jeszcze raz przemówił.
— Ale nie tylko po to was zwołałem moi przyjaciele. Chciałem jeszcze coś ogłosić...Czereśnio podejdź — oznajmił kocur, a czarno-biała kotka zdziwiona podeszła do niego.
— Jesteś świetnym zastępcą, który robi więcej niż ja. Jesteś młoda i masz pełno pomysłów, dlatego też...— niebieski kocur cicho westchnął, był pewien swojej decyzji, ale nie miał pojęcia jak klan zareaguje, ale musiał to zrobić właśnie dla jego dobra, by się rozwijali.
— Dlatego też ogłaszam cię nowym liderem — oznajmił i spojrzał na swoją siostrzenicę, której wyraz pyska nic nie wyrażał, co było dość niepokojące.
— Rozumiem. Dziękuję, że mi ufasz i...— spojrzała na koty z Klanu Lisa. — I obiecuję, że nie zawiodę. Doprowadzę nas klan do potęgi, którą chcieli nasi przodkowie. Nie będziemy zwykłymi kotami z byle stodoły, staniemy się na równi z kotami z lasów. Obiecuję to na moje życie — oznajmiła Czereśnia. Czuła, że tylko to jej zostało w życiu, zrobić to co chciała Sarna.
— Kogo bierzesz na zastępcę?
— Płomykówkę — stwierdziła cicho czarno-biała kotka. Wiedziała, że z swoją siostrą będzie świetnie współpracować, nie tak jak z Ostem lub Krogulcem, chociaż im wbrew pozorom też ufała jak Płomykówce. Po wszystkim, gdy reszta kotów już wróciła do swoich spraw Czereśnia podeszła do Osta.
— Gratulacje zostania wojownikiem — uśmiechnęła się do niego słabo.


<Oset?>

Od Łzawej Łapy

Bura kotka dumnie wkroczyła do kociarni. Sama nie była pewna, czy cieszy się z faktu, że jej mentorka ma dzieci, czy nie. To przeszkadzało w jej i tak opóźnionym treningu, ale ona zapierała się wszystkimi swoimi łapami, jakoby n i k t inny nie miał prawa jej uczyć. Może i Łza była dorosła, ale na pewno nie była dojrzała. Chociaż może to też jej urok? Czarna pointka myła właśnie swoją liliową córeczkę, podobną trochę do starszej siostry, Jagodowej Skórki. Pierwsza jej nadejście zauważyła właśnie Wierzba, podrygując nagle.
— Ciocia Łezka! — zawołała, powiadamiając tym samym swoją matkę o nadejściu buro-białej. Mentorka uśmiechnęła się ciepło do uczennicy i gestem zachęciła ją do podejścia bliżej. Mimo że Łzawa Łapa pojawiała się tutaj niemal codziennie, na ploteczki, Rybi Ogon zawsze cieszyła jej obecność.
— Co tam, Łezko? Nadal nie chcesz z nikim potrenować? — zapytała, patrząc na kotkę.
— No weź, w życiu! — burknęła tamta — Jagodowa Gwiazda już kilka razy mnie w tej kwestii upomniał, ale przecież poluję dla Klanu, prawda? Trening może poczekać kilka księżyców. Jeśli do niego wrócę to tak, jakbym przyznała mu rację, że powinnam.
A wiesz. On wtedy będzie jak "haha. Jestem wielkim i potężnym liderem. Słuchajcie się mnie", a ja będę jak "Jeny co za porażka" a on wtedy "Mówiłaś coś?" z tą swoją wiecznie oburzoną miną, a ja mu powiem "Nie, nie, skąd" i będzie się tym napawał! — podczas owego monologu kotka przybierała na zmianę niski głos kocura i swój, ubarwiony emocjami. Dość często zdarzało jej się to robić, co często bawiło rozmówcę. Rybka już otwierała usta, aby coś odpowiedzieć, gdu odezwała się Wierzba.
— Ciociu, ciociu! A poudawaj jeszcze kogoś!
Łzawa Łapa zamrugała zdziwiona, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko.
— Mówisz? No dobrze — rozejrzała się po kociarni. Cioci Żwirki i jej dzieci nie zlokalizowano. Wykorzysta to.
— "Och! Słuchajcie tego! Wiecie, jaka jest najagresywniejsza roślina? Przebiśnieg!"
Mała zachichotała, słysząc zmodulowany, trochę piskliwy głosik Łzawej Łapy. Na ten dźwięk kotka poczuła miłą satysfakcję.
— Kaczka! To Kaczka! — podskoczyła z łapki na łapję — Jeszcze!
Kocica wyprostowała się dumnie.
— "Jakiż ja jestem wielki i wspaniały? A moje futro? Takie długie i cudowne. Podziwiajcie mnie!"
— Srebrne Poroże! To Srerbne Poroże! — odgadła koteczka. Łzawa Łapa zaśmiała się. Okay. Teraz polecimy w inną stronę. To myśląc zrobiła nadętą minę.
— "Gołąb, głuptoku! Przestań pleść i skup się na pracy. Z twoim podejściem nadajesz się co najwyżej na medyka! Widzisz mnie? Jestem silna i mam..."
Owa przemowa trwałaby dalej, gdyby za plecami Łezki nie pojawił się cień o wiele wyższej i na pewno silniejszej Żmijowej Łapy, która wypluła na ziemię niesiony pokarm.
— Przesrane — syknęła — Łzawa Łapo. Masz przesrane.
Futro na ciele kocicy zjeżyło się. Wiedziała, że pyskując pogorszy swoją sytuację, a jednak nie mogła się powstrzymać.
— Ach tak? No to dawaj — burknęła — za takie wyrażanie się przy kociaku mogę ci pokazać, gdzie raki zimują.
Rybi Ogon wstała i stanęła pomiędzy uczennicami.
— Nie. Dajcie spokój, nie jesteście kociętami — powiedziała poważnie, patrząc na obie. Żmijowa Łapa, najpewniej wysłana tutaj w celu doniesienia królowym jedzenia warknęła jakąś obelgę pos nosem i ruszyła w swoim kierunku, złożecząc na Łzawą. Bura spojrzała w kierunku Wierzby, mając nadzieję że mimo wszystko podobał jej się występ.

< Wierzb?>

Od Srebrnego Poroża

Dziwne, ale kocur od wizyty Czereśni czuł, że czegoś mu brakuje. Może kogoś? Wokół niego rosła miłość. Jego kuzynka miała swoje dzieciaki z kocurem, którego kochała, a najlepsza przyjaciółka miała niedługo obserwować ceremonię mianowania jej dzieci. A on? On był. Istniał. Polował. To chyba wszystkie czynności, jakie wykonywał? Egzystował jako wojownik i zarzucał średniej klasy żartami, ale tak naprawdę ciągłe stał w miejscu. A może ten stan miał związek z nim?
Srebrny nie od dzisiaj wiedział, że do kotek go nie ciągnie. Wolał kocury i było to dla niego zupełnie naturalne, chociaż miał wrażenie, że w jego otoczeniu tylko on taki jest. Prawie.
Skoczna Łapa. Jak dawno nie widział tego kocura? Czy to realne, aby po kilku spotkaniach za nim tęsknił, a może po prostu coś sobie uroił? Czy ich rozmowy były flirtem, czy może Srebrny po prostu nie rozumiał jego poczucia humoru?
To było dziwne. Po raz pierwszy czuł, że zabrakło mu języka w gardle i to w rozmowach z samym sobą! A przecież nie wolno milczeć przy tak zacnym rozmówcy! Nie godzi się.
Wypuścił powietrze nosem, zmierzając z upolowanymi rybami w stronę obozu. W oddali dojrzał rudą kitę, która ledwo go dostrzegła, a już ruszyła w jego kierunku, podrygując przy tym zabawnie. Srebrne Podróże zdecydowanie był bratem Małego Synka. Odkąd trafił do Klanu Nocy zdążył przerosnąć Rozżarzony Popiół o wysokość uszu! Wyglądało to dość zabawnie.
— No nareszcie jesteś, wszędzie cię szukam! — zawołał tamten, patrząc z uwagą na przyjaciela.
— Mue? — wydukał Srebrne Poroże z pełnymi ustami. Żar przewrócił oczami.
— Tak. Ciebie. Musisz mi pomóc. Kaczka i Maślak oblazły Świetlikową Ścieżkę i nie zamierzają dać jej spokoju. Żwirka wyszła tylko na szybkie polowanie, a ja już nie ogarniam...
Srebrny roześmiał się, a z jego ust wyleciały wszystkie ryby, przez co i ten drugi się zaśmiał. Kocur podniósł łeb i przyjrzał się przyjacielowi.
— Ciapa z ciebie — mruknął — ale ciapa w potrzebie. Pomóż mi się z tym zabrać i idziemy do twojej dzieciarnii! — zawołał.
Gdzieś w głębi poczuł nutkę żalu. Tak. Zdecydowanie wszędzie wokół była miłość. Wszędzie, ale nie u niego.

Od Księżyca (Księżycowej Łapy) C.D Fiołka (Fiołkowej Łapy)

Tortie spojrzała ze zdziwieniem na siostrę. Nie łapała sensu wszelkich obietnic. Bo co niby mogły słowa? Co najwyżej ładnie brzmieć. Cieszyć ucho. Och. Jakże urokliwie zabrzmiałoby to, gdyby powiedziała "tak, Fiołku, zawsze będziemy razem!". Ale skąd niby wniosek dla takiej gwarancji? Przecież mogło się stać tyle rzeczy. Ciocia Ćmi Trzepot na pewno także chciała zawsze być przy Mamie Ciernistej Łodydze. I co z tego?  Czy to cokolwiek zmieniło? Uczyniło ją nieśmiertelną? Nie. Przepadła. I bez wątpienia prędzej czy później, któreś z nich też przepadnie. Taka była oolej rzeczy i o dziwo Ksieżyc myślała o tym z dziwną obojętnością.
Orzełek nie był tego zdania. Szybkim ruchem przywarł do starszej siostry, śmiejąc się przy tym z największą serdecznością.
— Głupek z ciebie, Fiołku! — zawołał rozbawiony — przecież my zawsze, zawsze, zawsze będziemy razem!
Caliko zaśmiała się, na co najstarsza przedstawicielka ich rodzeństwa się skrzywiła. Jak bardzo to twierdzenie było naiwne? Miała już otworzyć pyszczek, aby ich naprostować, kiedy przeszło jej przez myśl, że mamy by tego nie pochwalały. Dlatego też uśmiechnęła się tylko delikatnie i powiedziała.
— No już, koniec tych czułości. Babcie na nas czekają.
Trójka kociaków podążyła więc za swoją rodziną.

~*~

Zły humor? O nie, nie, nie. Tak proste słowa byłyby dla samopoczucia Księżycowej Łapy oszczerstwem. Ona miała f-a-t-a-l-n-y humor. Najfatalniejszy w całym swoim krótkim życiu zaraz po tym, jak dowiedziała się, że nie zostanie medykiem. Wizja wstania, aby tylko zwiedzać tereny klanu z wojownikami Klanu Burzy, których nawet nie lubi sprawiała, że jej leżę było nad wyraz wygodne. Jej rodzeństwo jednak już dawno stało na nogach i nie wyglądało na to, aby zamierzali nagle się położyć. Księżycowa Łapa niechętnie mruknęła coś, wstając. Niedbale przejechała łapą po swiim futerku i nienawistnym wzrokiem spojrzała na leżę Skowronkowej Łapy. To przez nią musiała robić coś, czego nie lubiła. Mogła urodzić się później. Wtedy to Księżyc uczyłaby się na medyka.
Mogła też się wcale nie urodzić.
Kocięta wybyły z kociarni, a Księżycowa Łapa od razu zobaczyła, jak nienawistnie jej siostra patrzy w kierunku Żmijowej Łuski. Wróg publiczny numer jeden, a przynajmniej w oczach jej rodziny.
— Nie daj jej się sprowokiwać — szepnęła siostrze na ucho. Fiołek drgnęła lekko, a jej futro delikatnie się najeżyło.
— Proszę cię — burknęła — zniszczę ją, jeśli tylko zechcę.
Tortie westchnęła głęboko.
— Właśnie tego się obawiam.
Caliko otwierała już pyszczek, aby coś powiedzieć, gdy Wielką Trójce dobiegł ostry głos, mentorki rudo-niebiesko-białej kotki.
— Ruszajcie się, nie mamy całego dnia!
Kociaki przyśpieszyły, stając przed obliczami trójki wojowników. Kaczeńcowy Pazur i Pręgowane Piórko wydawali się o wiele mniej agresywnie doń nastawieni, acz ten pierwszy raz po raz spojrzał na swoją uczennicę niechętnie.
Ja też tego nie chcę, nie jesteś sam — pomyślała koteczka, patrząc na łapy swojego mentora.
— Idziemy na rozpoznanie terenów. Macie. Utrzymywać. Tempo. I bez głupich sztuczek! — po tych słowach Żmija wystąpiła z obozu a reszta brygady ruszyła za nią. Księżyc mimowolnie skupiała się bardziej na ziołach obecnych na terenach, niż na ich możliwościach łowczych. Rozpoznawała wiele z nich z satysfakcją, ale i ukłuciem żalu. Och. Jak bardzo chciałaby zajmiwać się nimi na co dzień?
Pamiętasz o mnie? — zimny głos zadźwięczał w jej czaszcze — moja oferta jest nadal aktualna. Nie lękaj się.
Och. Nie. Nie znowu. Czy ona traci zmysły, czy słyszy tę kocicę, o której śniła przed księżycami? Czy o a jest gdzieś tutaj?
Tortie mimowolnie zaczęła się bacznie rozglądać, poszukując intruza. Nikt taki nie miał prawa chodzić po terenie jej klanu!
— Co Ty wyprawiasz? — zapytał zdziwiony Kaczeniec, patrząc na swoją uczennicę, która zdawała się być w innym świecie. Wyrwana z transu spojrzała nań, ciężko powiedzieć, czy z ulgą, czy boleścią.
— Coś mi się przewidziało... — mruknęła cicho, podchodząc do reszty. Sama nie wiedziała, czy chciała, aby tylko jej się wydawało.

< Fiołek? >

13 października 2018

Od Świetlistego Potoku C.D Nocnej Łapy

Kotka spróbowała uniknąć następnego ochlapania, ale w wąskiej przestrzeni strumyka było to niemożliwe. Potrząsnęła głową, żeby pozbyć się wody z oczu, po czym mściwie spojrzała na Nocną Łapę.
- Tak czy siak, jakoś ich nie widzę! - zawołała, biorąc odwet. Drugą szylkretkę wnet przykryła mała fala. Potem... Potem to tamta chlapnęła, następnie znów burzowiczka, a w następnej chwili w tej części rzeczki rozegrała się wodna bitwa tak wielka, że i cała zgraja latających wiewiórek morskich nie wywołałaby bardziej zażartej. Krople tryskały na wszystkie strony, w powietrze wzbijały się małe fontanny, a mała kotlinka wypełniła się po brzegi parskaniem i śmiechem dwóch kotek, co akurat w przypadku Świetlistego Potoku było niezwykłe. Nie trzeba chyba wspominać, że obydwie były już przemoczone do suchego włoska.
Łaciata właśnie robiła unik i zamierzała się do zadania Nocnej następnego "ciosu", gdy nagle uniosła głowę i zastrzygła uszami. Okazję prędko wykorzystała młodsza kotka, obficie oblewając ją wodą.
- Stop! - syknęła Świetlista, otrząsając się z niepokojem. Druga szylkretka w mig spoważniała. Burzowiczka natomiast próbowała się skupić na dźwięku, co do którego była pewna, że słyszała - odgłosie łap i rozmów nadchodzących kotów. Przez głowę przeleciała jej myśl, że może oto ten biało-czarny uczeń wraca znienacka z patrolem bitewnym, ale szybko odrzuciła ją jako niedorzeczną. Nocna Łapa mogła się przypadkowo doskonale dobranym momencie, ale tamtego o to nie podejrzewała. Poza tym dźwięk dobiegał z terytorium jej własnego klanu.
Opierając się przednimi łapami o stromy brzeg, wystawiła ostrożnie głowę ponad poziom gruntu i nadstawiła uszu. Tak! Teraz odgłosy rozmów stawały się coraz wyraźniejsze.
- Mówię ci, naprawdę coś tam pluskało! - zawołał cicho jakiś głos, jakby bał się obudzić drzemiącej w strumieniu bestii.
- W tej rzeczce? Daj spokój. Chyba nie boisz się wody? - odpowiedział drugi głos z rozbawieniem.
- Idą tu - Świetlista usłyszała niezadowolone mruknięcie tuż przy swoim uchu. Odwróciła głowę, by znaleźć pysk w pysk z uczennicą Klanu Nocy, która zdołała niepostrzeżenie stanąć na zboczu tuż obok niej. - Co robimy?
Łaciata zastanowiła się prędko. Teoretycznie nie złamała kodeksu wojownika i jedyne, co koty z patrolu mogły jej mieć do zarzucenia, to przerwa w polowaniu, które miało nakarmić klan. Jednak nie miała ochoty na to, by przyłapały ją na wesołym pluskaniu się w wodzie z kotką z innego klanu; musiałaby się pewnie długo tłumaczyć, a sama sytuacja byłaby dość niezręczna. Słysząc coraz głośniejsze kroki, rozejrzała się rozpaczliwie wokół.
- Spróbujmy się schować na brzegu - szepnęła, ruchem głowy wskazując najbliższy pień przewalonej sosny, przy którym ostało się kilka krzewów. Przy odrobinie szczęścia mogłyby przekraść się do niego niepostrzeżenie. Kusiło ją, by spróbować to zrobić w pojedynkę; w końcu w ten sposób miałaby większe szanse, a Nocnej Łapie nic nie groziło ze strony patrolu (a przynajmniej Świetlisty Potok nigdy nie słyszała, aby kota postawiono przed liderem za rozchlapywanie wody w rzece). Wiedziała jednak, że tamta chce, aby uciekły razem, a poza tym robienie z niej kozła ofiarnego byłoby dość nieprzyjemne.
Szylkretka z Klanu Wilka kiwnęła głową. Koty były coraz bliżej, nie miały wiele czasu. Łaciata dostrzegła na drugim brzegu krzak jakiejś wodnej rośliny i wskazała go ogonem. Mógł je, choć częściowo ukryć przed wzrokiem burzowiczów. Podeszła do niego powoli, uważając, by nie wywoływać plusku. Każdy krok w tym żółwim tempie szargał jej nerwy; patrol mógł zobaczyć je w każdej chwili. Wreszcie dotknęła łapami przeciwnego zbocza rzeczki i cicho, niemal szurając brzuchem po ziemi, wpełzła na wyżej położony brzeg. Nocna Łapa szła za nią i Świetlisty Potok zadowolone ta kolejność, gdyż futro kotki dużo lepiej zlewało się z otoczeniem niż jej własne.
Dzięki niech będą Klanowi Gwiazdy, pomyślała, kiedy bez przeszkód udało jej się skryć między gałązkami krzewu a za nią drugiej szylkretce. Zanim jednak wydała z siebie radosny pomruk, z cichnących dotąd rozmów kotów na przeciwnym brzegu z przerażeniem zrozumiały:
- Faktycznie, coś się tam poruszyło. Trzeba to sprawdzić!
Kotki zamarły - zobaczyli je.
- Na osty i ciernie - mruknęła Świetlisty Potok, rozglądając się rozpaczliwie w poszukiwaniu czegokolwiek, co umożliwiłoby im ucieczkę. Niestety, podkradnięcie się do innego pnia wymagałoby przejścia przez otwarty teren. Jedynym innym godnym uwagi obiektem był kos dziobiący ziemię nieopodal. A nie mogły teraz tak po prostu wyjść z krzaków.
Sytuacja wydawała się beznadziejna. Patrol był tuż-tuż. Burzowiczka odwróciła się do Nocnej Łapy, aby zapytać bez większej nadziei, czy może ona ma jakiś pomysł, ale... nie było jej na miejscu.

<Nocna Łapo?>

Od Ciernistej Łodygi C.D Fiołka

Były już dość daleko od obozu, gdy ostre pazury wbiły się w grunt z dużą gwałtownością.
— Twój ojciec sobie z nas kpi! — warknęła niewielka, bura kocica, bardziej do siebie, niż do partnerki. Żadną niespodzianką była dla niej zagrywka, z jaką w kierunku ich rodziny wystąpił Nocna Gwiazda, a mimo tego była zła. Stary zrzęda, a jaki dzieciak! Mógł sobie nie lubić Ciernistej Łodygi, nic jej to nie obchodziło. Ale co do tego miały jej dzieci? Dzieci jej i jego córki? Tak traktuje się własne wnuki?
Przydzielenie mentorów dla jej dzieciaków było jawnym atakiem na jej rodzinę. Cały Klan doskonale wiedział, że zarówno ona, jak i jej rodzeństwo najchętniej skoczyliby do gardła Żmijowej Łusce, gdyby tylko była taka sposobność, w dodatku ze wzajemnością. Cierń była tym trochę zmęczona. Może to wizja straty siostry, po której nadal się nie otrząsnęła, a może po prostu jest to ciężar obowiązku, jaki na nią spadł? Nie mogła być tego pewna i szczerze, w ogóle jej to nie obchodziło. Miała dość.
— W-wiem — szepnęła cicho Brzoskwiniowa Gałązka — T-to co zrobił... To było nie fair.
Ciernista Łodyga spojrzała na nią, a na jej pyszczku pojawił się smętny wyraz. Wiedziała, że w sercu kremowej kotki trwa okropna, wielka burza. Że jej rodzina jest teraz rozdarta na dwa obozy, a ona kocha wszystkich jej członków. Cierń chciałaby mieć łagodniejsze zdanie o swoim teściu. Chciałaby nie znosić go trochę mniej, tylko dla niej. Jednak jego dzisiejszy czyn... Mimo że słońce już zaszło, ona nadal nie mogła się z tym pogodzić.
Zbliżyła się trochę do ukochanej i liznęła ją za uchem.
— Martwię się trochę... O klan. Zauważyłaś, że niemal wszyscy są skłóceni? Właśnie teraz, gdy powinniśmy być silni? — zapytała cicho. Córka Złotej Melodii pokiwała głową.
— Tak. To niepokojące.
Cierń przez moment patrzyła na swoje łapy. Czy gdyby była już liderem, coś by się zmieniło? Przecież nadal miałaby konflikt ze Żmijową Łuską. Może tak naprawdę była taka sama, jak Nocna Gwiazda?
Jedyną rzeczą, która na tę chwilę ich rozróżniała, był zdrowy rozsądek. Oboje byli smutni, zmęczeni i zagubieni. Cierń po prostu myślała trzeźwiej. Może nawet na swoją niekorzyść?
— Za dużo myslisz, kochanie — szepnęła Brzoskwinka. — Fiołek to zaradny kociak. Ja bym się bardziej martwiła, czy ona przypadkiem nie ustawi Żmijowej Łuski do pionu — zachichotała.
Cierń uśmiechnęła się blado, jej serce poczuło się jednak, jak nabite na gałąź. Albowiem Brzoskwinka właśnie próbowała ją pocieszyć.
To ona powinna być tą, która pociesza.

<Guess who wyszedł ze wprawy>

Od Nocnej Łapy C.D Lamparta

Od razu, gdy poczułam zapach obcego kota, zaprzestałam polowania. Powoli i najciszej jak mogłam, zaczęłam wchodzić z drzewa na drzewo, aż w końcu na ziemi dostrzegłam jasną plamkę odcinającą się na tle jaskrawozielonej, młodej trawy. Cicho przysiadłam i spróbowałam ocenić z kim mam do czynienia.
Kotka, raczej mała, chyba przybliżona do wieku początkującego ucznia, miała niesamowite umaszczenie. Nie znałam żadnego kota o takim kolorze futra, taki jakby kremowy na granicy z cynamonowym trochę wypłowiały. Jakby tego nie było dość, to jeszcze jej plecy zdobiły ciemnobrązowe rozetki. Naprawdę wyjątkowy kot. Chwilę jeszcze popatrzyłam tak z góry na kociaka, ale w końcu zeszłam na ziemię, nie będę przecież skakać z drzewa na bezbronnego malucha! Kompletnie już się nie pilnując, by zachować, choć pozory ciszy powoli zbliżyłam się do samotniczki. Nie zdążyłam jednak jeszcze przejść przez krzaki, gdy usłyszałam ostrzegawczy syk i zawołanie.
- Nie podchodź!
Słysząc to, miałam ochotę zachichotać. Nie ma co, może i jest to zagubione kocię, ale odważne. Potrząsnęłam głową jak zwykle, kiedy chciałam wypędzić z niej jakąś myśl (tak przy okazji mam naprawdę dziwny nawyk z tą głową) i skupiłam się. Bądź co bądź to jest obcy kot na terenach Klanu Wilka, więc powinnam wziąć tę sprawę na poważnie.
- To chyba nie ty powinnaś zadać to pytanie - cicho prychnęłam i przeszłam przez krzaki, które zasłaniały mi rozmówczynię, po czym usiadłam, zachowując odpowiednią odległość. Płowa widząc, że nie szykuję się, do ataku rozluźniła się.
- Lampart, z Ty?
- Nocna Łapa, zgubiłaś się? - odpowiedziałam, uśmiechając się.
- T-tak... Możesz mi pomóc? - szepnęła zawstydzona, trochę się kuląc. Widząc to, szybko do niej podeszłam i liznęłam ją po łebku. Mała była wyraźnie zaskoczona, ale widocznie się ośmieliła, a ja? Jak zwykle przeklinałam się gdzieś w środku, że od razu próbuję przygarnąć jakąś pierwszą przybłędę, ale patrząc na nią i tak od razu wiedziałam, że zabiorę ją do obozu. Tam zobaczy się co dalej. Jeszcze raz spojrzałam w pomarańczowe oczka, które wpatrywały się we mnie wyczekująco i już ostatni raz zbluzgałam się w myślach za moją lekkomyślność, po czym odpowiedziałam.
- Jasne. Chodź za mną - mówiąc to, kiwnęłam głową w stronę, gdzie powinien znajdować się obóz. Nie czekając na odpowiedź, ruszyłam we wcześniej wskazanym kierunku. Dopiero po chwili zorientowałam się, że obca nawet nie ruszyła się z miejsca.
- Mam Cię nieść w pysku jak w żłobku, czy się ruszysz? - żartobliwie spytałam i zachęcająco kiwnęłam głową - No chodź, przecież Cię nie zjem.
W końcu podbiegła do mnie trochę nie pewnie i poszłyśmy razem w stronę domu (znaczy się mojego domu, gdzie jest jej, nie miałam pojęcia). Na wszelki wypadek szłam ciągle obok niej. To było trochę dziwne ciągle iść po ziemi i okazuje się, że idąc na parterze, trzeba naprawdę dużo rzeczy omijać. Westchnęłam, widząc, jak słońce (zasłonięte przez te wszystkie drzewa) zaczyna powoli, schylać się nad horyzontem. Chciałam coś powiedzieć, ale przerwała mi wypowiedź Lamparciątka.

< Lampart? >

12 października 2018

Od Leśnej Łapy C.D Spopielonej Paproci

Czuła się wyrzuta i wypluta po sparingu z Ostrokrzewem. Starszy, bury kocur nie zamierzał dawać jej forów, z resztą, zapowiadał to od dawna. Cieszyło to jednak dymną kotkę, im większe wyzwanie, tym lepiej! A Krzewik był naprawdę ogromnym wyzwaniem. Jednak młoda Leśna Łapa cały czas miała z tyłu głowy czułości, jakie wymieniała z Chryzantemą podczas ich wspólnych spotkań. Nikt jednak o tym nie wiedział i, na Klan Gwiazdy, jak dobrze! Gdyby tylko jakiś kłak na nią nakapował, to zapewne skończyłaby jako samotnik. Przecież jej dziadek nie zaakceptowałby takiego zachowania. Owszem, burasek czasem pytał, gdzie znika, jednak było to raczej z troski aniżeli ciekawości, zdaniem córki Błotnistego Pyska było to całkiem urocze.
- Oooo... Aż zazdroszczę kotce, którą wyrwiesz~ - zamruczała wesoło, kiedy ten wredny paproch przyniósł jej szyszkę, którą bawiła się za kociaka, a ostatnio zgubiła - Gdzie znalazłeś? - przechyliła łeb w bok, przyglądając mu się uważnie. Pręgowany odparł krótko, pod mchem w kociarni. Las podziękowała mu cała rozradowana... Aż nie zobaczyła, że jej ciotka patrzy się na nią uważnie. Zdusiła w sobie ochotę pokazania jej języka, czy też skrzywienia się i po prostu wróciła do rozmowy z przyjacielem, nadal czując na sobie wzrok córki swojej mentorki.

~*~

Reszta dnia minęła jej na polowaniu, tak jak kazała Jaskółczy Śpiew, ćwiczyła tę sztukę. Nie dało się ukryć, że jest strasznie niecierpliwa, a czekanie na ofiarę wręcz ją męczyło. Mimo wszystko wyprawa w głąb lasu zakończyła się sukcesem, przyniosła ze sobą do obozu jednego ptaka i dwie tłuste myszy. Odłożyła piszczki na stos świeżej zwierzyny, po czym walnęła się plackiem tuż obok leżą uczniów. Przy okazji miała okazję posłuchać rozmowę Wąsa z Nocą o tym, że dzisiaj zostaną mianowani. Krzewika zapewne zżerała od środka zazdrość. Nic jednak z tym nie zrobiła, po prostu odpoczęła chwilkę, a następnie wymknęła się z obozu prosto na spotkanie z ukochaną kotką.
~*~

- Hej! Tęskniłam! - zawołała, podbiegając i wtulając się w jej długie, miękkie futro starszej kotki. Ta zamruczała głośno, liżąc ją za uchem. Zaś Leśna Łapa... Jej nawet przez głowę nie przeszło, że zdradza... że robi coś złego... Przy tej kotce czuła się nareszcie sobą i tyle wystarczyło jej do szczęścia. Obie czuły się tak dobrze w swoim towarzystwie, że nawet nie zauważyła, że robi się ciemno. Znanym zwyczajem pożegnała się z niechęcią i ruszyła w drogę powrotną, tym razem przebiegając po drodze przez jakieś dziwnie pachnące rośliny. Dotarłszy do obozu, do jej uszu dobiegły odgłosy radości.
No tak.
Mianowanie.
Niestety terminatorka niefortunnie postawiła łapę, w efekcie czego straciła równowagę i wylądowała w krzakach. Zaczęła się szamotać, wywołując jeszcze większy szelest, aż czyjś pysk nie zawisł nad jej pyskiem. Spopielona Łapa. Cudownie...
- Gdzie byłaś? - dymna ostatecznie wylazła z parszywej pułapki matki natury i popatrzyła na ciotkę. Czy był sens kłamać? Na jej język już pchała się wredna pyskówka, jednak coś wzięło górę nad tym. Uczucie, którego wcześniej nie znała - zagubienie.
- Ja? Oh... Byłam spotkać się z Chryzantemą... - szepnęła, widząc jednak zdziwienie na pysku córki Borsuczej Gwiazdy, kontynuowała - To taka miła kotka... Można powiedzieć, że... Jesteśmy razem... - wymamrotała, spuszczając łeb.

< Popiół? >

Od Nocnej Łapy C.D. Świetlistego Potoku

Od ostatniego spotkania się ze Świetlistą minęło już wiele księżyców, ale kotka nadal odświeżała sobie to wspomnienie, sama nie wiedząc dlaczego. Czy, dlatego że przejmuje się ciągle tym biało-czarnym kocurem? (mało prawdopodobne, ale nigdy nie wiadomo). Czy z powodu Świetlistej, która była naprawdę bardzo ciekawym kotem? Zresztą nieważne. Nocna po prostu bardzo lubiła wspominać tamto wydarzenie (w którym o mało nie straciła życia. Alee... kto by na to zwracał uwagę?). Kochana rodzinka jakoś specjalnie nie zwracała uwagi na to, że Nocna jest trochę bardziej roztrzepana niż zwykle. Tata tylko kilka razy ją jeszcze wypytywał o bolącą łapę, ale widząc żwawo skaczącą po drzewach kotkę, szybko się uspokoił. Ku zdziwieniu jej samej nikt się nie dowiedział o "przygodzie", a ona nie dostała kary. Bez problemu, więc buszowała znowu w koronach drzew za... właściwie wszystkim, co się ruszało i było jadalne (choć było parę wyjątków).
Dzisiaj akurat poszłam polować nie daleko Wielkiego Drzewa. Skakałam właśnie po gałęziach za jakimś wyjątkowo zwinnym, rudym zwierzątkiem, kiedy kątem oka zobaczyłam znajomą białą rudo-burą plamę na ziemi. Przyśpieszyłam i złapałam mocno wiewiórkę za kark i pobiegłam dalej przed siebie. Gdy byłam już przy ostatnim drzewie na granicy potoku, nie wiele myśląc, (a właściwie to wcale) ze szczęśliwym piskiem, wskoczyłam do wody tuż obok wojowniczki, dbając o to, by odpowiednia ilość wody na nią chlusnęła. Zadowolona z efektu wynurzyłam się z wody i z uśmiechem spróbowałam się przywitać. Jednak za taką niespodziankę trzeba zapłacić. Milion małych kropelek poleciało w moją stronę i ledwo zdążyłam od nich odskoczyć. Drugiej salwy jednak nie udało mi się wyminąć. Już szykowałam się do kontrataku, gdy nagle coś rudego wyskoczyło z wody w stronę burzowiczki. (Lekcja na przyszłość: zawsze trzeba się upewnić, że piszczka jest na pewno martwa). Mokre zwierzątko chyba na wpół żywe z raną na karku wskoczyło na pysk oszołomionej kotki, wdrapała się jej na plecy i szybko pognało w stronę terenów Klanu Klifu.
- Uciekła - stwierdziłam oczywisty fakt, patrząc na rudą kitę, która zniknęła pomiędzy drzewami.
- Co to było? - spytała szylkretka. Była cała spięta i patrzyła na mnie wielkimi oczami, jakbym była jakimś czarownikiem. Słysząc to, szeroko się uśmiechnęłam i odpowiedziałam z miną znawcy.
- Tak to się kończy, kiedy próbuje się mnie ochlapać. (tu zrobiłam budującą napięcie pauzę) Zostaje się zaatakowanym przez wiewiórki morskie i... i - rozejrzałam się dookoła, próbując znaleźć jakiś innych wymyślonych obrońców. Po dłuższej chwili takiego i-ania wpadłam na pomysł - i latające zające.
Widząc minę, jaką zrobiła moja rozmówczyni, po moim oświadczeniu już nie wytrzymałam i zaczęłam dusić się ze śmiechu. Na ziemię przywróciła mnie dopiero lodowata woda.
- A gdzie twoja niesamowita armia latających królików? - kpiąco odezwała się Świetlista.
- To są latające zające! - odezwałam się święcie oburzona niczym dwuksiężycowy kociak, rozchlapując wodę dookoła. Ta delikwentka słono zapłaci za obrażenie mojej puchatej straży przybocznej >:).

<Świetlisty Potoku?>

Od Błękitnej Łapy C.D Świetlistego Potoku

- Idziesz?
Niebieska uniosła oczy. Świetlisty Potok stała ze skąpanym w krwi królikiem w pyszczku. Błękitna Łapa bez entuzjazmu skinęła głową. Łaciata ruszyła pod górę, a terminatorka podążyła za nią. Była zdecydowanie zbytnio pogrążona w myślach, by zauważać tak przyziemne sprawy, jak drzewo na środku ścieżki. Energicznie rozcierała obolały łepek.
- Coś nie tak? – zapytała wojowniczka. Ewidentnie nie była przyzwyczajona do takiego zachowania Błękit.
Kotka otworzyła szerzej błękitne oczy.
- Ze mną wszystko w porządku, ale mam wrażenie, że z tobą jest coś nie tak.
Świetlisty Potok na chwile zatkało.
- Jak to…?
Błękit odetchnęła, próbując się uspokoić. Kiedy z powrotem uchyliła powieki była już w pełni opanowana.
- Posłuchaj. Chodzi o to, że jeśli leży ci coś na sercu to zawsze możesz mi o tym powiedzieć. Możesz na mnie liczyć. Wiesz o tym?
Błękitna Łapa jeszcze nigdy, w całym swoim życiu nie była tak poważna. No może raz, gdy umarła Ćmi Trzepot. Świetlisty potok wykonała coś pośredniego między kiwnięciem a pokręceniem głową. Błękit uspokoiła się na tyle, by ruszyć dalej, już obecna umysłem na ziemi. Obie kotki szły w milczeniu.
Błękitna Łapa zatrzymała się tylko raz, by złapać wróbla. Sprawiała wrażenie obrażonej, lecz w rzeczywistości uważnie i z troską przyglądała się wojowniczce. W wejściu do obozu przystanęła, blokując przejście. Świetlisty Potok również przystanęła coraz bardziej zdziwiona. Błękit wracała już do swojego normalnego stanu. Jej uszy postawiły się na sztorc, a ogon mimowolnie uniósł w górę. Widać było, że uczennica już za chwilę powróci do zwykłego beztroskiego, radosnego sposobu bycia.
- Zapamiętaj sobie, to co ci powiedziałam, dobrze? – zwróciła się do wojowniczki.

<Świetlista :D? Błękit poważnieje>

Od Błękitnej Łapy C.D Burzowego Serca

- Nie moja wina – mruknął medyk.
- Jasne, jasne – odburknęła, wciąż skrępowana kotka.
Ostatnio nie była pewna czy między nią a burym kocurem jest tylko przyjaźń. Miała nadzieję, że tak. Nie chciała żadnych miłosnych bajek… Poza tym kocur był od niej dużo starszy, a do tego był medykiem… To zdecydowanie zmniejszało horyzonty. Potrząsnęła łepkiem i szybko zmieniła temat.
- Ciekawe jak będzie brzmiało moje imię, jako wojownika…
Naprawdę martwiła się, czy aby nie będzie ośmieszające lub po prostu głupie.
- Nie martw się – pocieszył ją Burzowe Serce. – Na pewno będzie ładne.
Kocur otarł się o nią delikatnie, co spowodowało przyjemne ciarki wzdłuż jej kręgosłupa.
- Tak sądzisz? – uśmiechnęła się Błękitna Łapa. – Dzięki.
Chwilę siedzieli w milczeniu. Błękit zaczęła delikatnie lizać przednią łapę. Wpatrzyła się wciąż w mokrą od rosy trawę. Ostatnimi czasy była taka zabiegana. Poświęcała mało czasu przyjacielowi. On Również był zapracowany. W końcu spadły na niego obowiązki medyka i mentora… To nie znaczyło, że kocur nie może sobie czasami pozwolić na odrobinę szaleństwa…
- Czekaj chwileczkę – zwróciła się do medyka.
Szybkim krokiem ruszyła przez obóz, prawie aż na sam jego skraj. To tu większość kotów spożywała posiłki i to tu leżało najwięcej patyków. Błękit złapała jeden w pyszczek i pociągnęła go za sobą. Szła powoli przez ziemię, tworząc bruzdę - ślad gałęzi. Wyciągnęła ją na niedalekie wrzosowisko poza granicami obozu. W podskokach wróciła do legowiska medyka.
- Musisz zamknąć oczy – poinformowała go.
- Po co? – zdziwił się Burzowe Serce.
- Zaufaj mi.
Wzruszył ramionami i przymknął powieki. Niebieska pchnęła go ostrożnie. Wyszli z obozu. Prowadzenie innego kota okazało się trudne. Po wielu wysiłkach dobrnęli jednak na polanę.
- Tylko nie podglądaj! – zaśmiała się Błękit.
Chwyciła w pyszczek gałąź i pacnęła delikatnie ogonkiem nos medyka. Kocur uchylił powieki i rozejrzał się dookoła.
- Posilujemy sie? – zapytała terminatorka, lekko zniekształcając wyrazy przez patyk trzymany w pyszczku.

<Burza:)?>

Od Lilii

Było już ciemno. Księżyc jarzył się białą łuną nad obozami wszystkich Klanów, lecz to właśnie w obozie Klanu Klifu był najlepiej widoczny. Wschodził on z jednej strony, podczas gdy słońce chyliło się ku horyzontowi z drugiej. Lilia siedziała wsłuchana w wiatr. Kołysała się delikatnie jak gdyby w rytm muzyki. Jej wielkie zielone oczy błyszczały. Oglądała, już nocny spektakl. Była to kolejna z rzędu bezsenna noc. Kotka ziewnęła krótko, aczkolwiek szeroko. Najchętniej zwinęłaby się w kłębek obok Pszczółki i Maku, ale nie mogła tego zrobić. Po prostu nie potrafiła. Z legowiska przywódcy wynurzył się jej ojciec – Potokowa Gwiazda- i wujek – Omszona Skóra. Obaj rozmawiali przyciszonymi głosami. Potokowa Gwiazda uniósł głowę. Kilku uczniów wracało właśnie z treningu. Czarny kocur spośród wojowników szybko wyznaczył wieczorny patrol. Sam udał się po posiłek. Lilia siedziała w bezruchu, pochłonięta myślami. Przecież mama się nie obrazi, jeśli szylkretka wyjdzie tylko na króciutką chwilkę… Lilia podjęła decyzję. Na drżących lekko łapach wychyliła się z kociarni. Pobiegła tuż przy jej ścianie. W zasięgu jej wzroku ukazały się już sylwetki dwóch kocurów. W ostatniej jednak chwili Lilia zmieniła zdanie. Przystanęła, wzbijając obłok kurzu i piachu. Jej spojrzenie mimowolnie przesunęło się do legowiska uczniów. Nigdy jeszcze tam nie była... A przecież powinna się dowiedzieć, jak wygląda miejsce, gdzie będzie przebywać już za kilka księżyców, prawda? Koteczka przemknęła się przez obóz niczym cień. Przystanęła przed samym wejściem upragnionego celu i rozejrzała się ostrożnie. Czuła, że postępuje niewłaściwie, ale po prostu nie mogła się powstrzymać. Weszła do wnętrza i przystanęła. Chociaż była mądra, nie przewidziała jednego. Było już za ciemno, by stwierdzić, jak wygląda ów miejsce. Westchnęła ciężko i miała już wychodzić, gdy usłyszała głos.
- Co tu robisz? Małe kotki powinny już o tej porze spać.
Głos nie był niemiły. Raczej pełen ciekawości.
- Nie jestem mała – obruszyła się Lilia. – Poza tym nie chcę jeszcze spać.
W ciemności widać było tylko tęczówki terminatora i jego sylwetkę. Kotka nie mogła, więc stwierdzić z kim rozmawia.

<Jakiś uczeń?>

Od Lilii

Topniejący śnieg stworzył kałuże, które teraz zalegały przed żłobkiem Klanu Klifu. Lilia parsknęła i schyliła się. Końcówki jej wąsów dotknęły powierzchni wody. Czy to naprawdę ona? Długie mlecznobiałe wąsy, szczupła sylwetka i futerko w czarno-rude plamy. Do tego intensywnie zielone oczy. Podobnie jak u Pszczółki. Lilia nie miała zdania o swoim wyglądzie. Według niej najlepsze były oczy, ale…
Tuż za kotką mignęła czyjaś sylwetka. Po chwili w wodzie obiła się niebieska, szylkretowa wojowniczka. Lilia odwróciła się ze spokojem i przymrużyła oczy. Skądś kojarzyła tę kocicę.
- Cześć – miauknęła tamta, przysiadając obok. – Jestem Gronostajowa Skórka, nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale odwiedziłam was już w żłobku.
Lilia przypomniała sobie dawną uczennicę jej mamy i odpowiedziała niepewnym uśmiechem.
- Ach to ty miło cię znowu widzieć!
Nie była pewna, jak powinna się zachować. Niezbyt kojarzyła tę kotkę. Może tylko z widzenia i z opowieści mamy… Gronostajowa Skórka wydawała się jednak miła. Kocica właśnie zaczęła się myć. Tarła prawą łapą za uchem. Kiedy wracała do normalnej pozycji, jej kończyna wpadła w kałużę.
- Ups… Przepraszam…
Lilia otrzepała mokre końcówki wąsów.
- Nic nie szkodzi – odparła, wycierając już całą mordkę.
- Chodź! Bawimy się - pisnęła Gronostaj, wskakując w kałużę. Woda znowu poleciała na Lilię, ale kotka nie bardzo się tym przejmowała. Słońce szybko osuszyło jej futerko. Trochę niepewnie zaczerpnęła łapką wody i chlusnęła nią wojowniczkę. Tamta zachichotała, wzbudzając tym samym zaufanie Lilii. Córka Wschodzącej Fali również wybuchnęła śmiechem. Chyba właśnie znalazła nową koleżankę.