BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Jeszcze podczas szczególnie upalnej Pory Zielonych Liści, na patrol napada para lisów. Podczas zaciekłej walki ginie aż trójka wojowników - Skacząca Cyranka, która przez brak łapy nie była się w stanie samodzielnie się obronić, a także dwoje jej rodziców - Poranny Ferwor i Księżycowy Blask. Sytuacja ta jedynie przyspiesza budowę ziołowego "ogrodu", umiejscowionego na jednej z pobliskich wysp, którego budowę zarządziła sama księżniczka, Różana Woń. Klan Nocy szykuje się powoli do zemsty na krwiożerczych bestiach. Życie jednak nie stoi w miejscu - do klanu dołącza tajemnicza samotniczka, Zroszona Łapa, owiana mgłą niewiadomej, o której informacje są bardzo ograniczone. Niektórym jednak zdaje się być ona dziwnie znajoma, lecz na razie przymykają na to oko. Świat żywych opuszcza emerytka, Pszczela Duma. Miejsce jej jednak nie pozostaje długo puste, gdyż do obozu nocniaków trafiają dwie zguby - Czereśnia oraz Kuna. Obie wprowadzają się do żłobka, gdzie już wkrótce, za sprawą pęczniejącego brzucha księżniczki Mandarynkowe Pióro, może się zrobić bardzo tłoczno...

W Klanie Wilka

Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Klifu!
(dwa wolne miejsca!)

Rozpoczęła się kolejna edycja eventu Secret Santa! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 15 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

04 grudnia 2024

Od Bluszczu CD. Klamerki

Jaki on był szczęśliwy! Klamerce pomogły wreszcie lekarstwa! Było z nim lepiej! Sam już nawet nie mógł w to czasem uwierzyć. Jego brat odkąd pamiętał był w swoim własnym świecie. Nigdy nie chciał się bawić, prawie nie rozmawiał, nie odpowiadał na pytania, nie wykazywał żadnego zainteresowania rzeczywistością, nawet jak to wszystko się działo. Leżał tylko na ziemi i wpatrywał się w jeden punkt, jakby zobaczył tam coś bardzo strasznego. Bluszcz nie miał pojęcia, dlaczego brat się tak zachowywał, on sam chyba też nie. Ale najważniejsze w tym wszystkim było to, że udało mu się i Klamerka czuł się lepiej! Bluszcz naprawdę się z tego cieszył. Od samego ranka pomagał Klamerce ze wszystkim, a przynajmniej się starał. Przynosił mu jedzenie, trzymał z daleka od parapetu i co chwilę z nim rozmawiał, by kocur poczuł tę rzeczywistość. Tę przytomność. Po prostu spędzał z nim czas jak jeszcze nigdy w życiu.
- O, a potem można zrobić tak! – powiedział uradowany i pokazał jeden z ruchów do walki, które pamiętał ze szkolenia. Klamerka obserwował to uważnie, nie odzywając się jednak. Mimo to niebieskiemu to nie przeszkadzało. Największe znaczenie miała dla niego sama uwaga brata. Dlatego też szybko zmienił pozycję, pokazując coś innego i opowiadając do tego kolejną historię.
- Bluszczu? – usłyszał jednak głos Izydy, która powoli do nich podchodziła, tym samym przerywając pokaz swojego brata – Chyba musisz pójść po nowe zioła – odparła kotka i wskazała porozrzucane rośliny. Niebieski spojrzał w tamtą stronę i od razu zgodził się z siostrą. Tak się zajął wszystkim dookoła, aż zapomniał poszukać ziół! Przeniósł wzrok na Klamerkę i uśmiechnął się.
- Bardzo ci dziękuję Izydo – zaczął, zwracając się jeszcze do kotki – Ja idę po zioła, Klamerko ty lepiej tu zostań. Niedługo wrócę! – powiedział i skierował się do wyjścia. Chciał jak najszybciej znaleźć potrzebne rośliny, by wrócić do brata. Ruszył znanym już korytarzem i skierował się do schodów. Zszedł na dół, kierując swoje kroki ku wyjściu na zewnątrz. Gdy tylko się tam znalazł, rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu najlepszej drogi. Może i był w mieście, ale jakieś zioła dało się tu znaleźć, prawda? Dlatego też ruszył przed siebie. Jeśli chciał zebrać choć trochę, musiał zacząć od razu.
 
***
 
Ziół nie miał dużo, w końcu był w mieście, gdzie dostęp do nich był dość ograniczony, jednak widząc, powoli zachodzące słońce wiedział, że przydałoby się już wracać. Tak więc zrobił, mijając szare budynki, starając się nie zwracać na siebie zbędnej uwagi. Czujnie rozglądał się dookoła, nie do końca wiedząc, co może go dopaść w betonowym świecie. W końcu na jego drodze stanęła Droga Grzmotu. Kocur przywarł lekko do ziemi, uważnie obserwując ulicę. Kolejny potwór przejechał mu przed nosem, a wtedy Bluszcz wystrzelił do przodu, najszybciej jak umiał, by tylko nie zderzyć się z potworem Wyprostowanych. Gdy był po drugiej stronie, odetchnął z ulgą i ruszył dalej. Jak on nie mógł się doczekać swojego powrotu! Miał tylko nadzieję, że Klamerce się nie pogorszyło. Nagle skręcił w jedną ze stron, a jego oczom zaczęła ukazywać się znajoma budowla. Przyspieszył nieco kroku i skierował się do wejścia. Dość szybko wszedł do środka, znów mijając ten sam teren. Wdrapał się po schodach i przeszedł przez korytarz. Powoli wszedł do pokoju i wtedy zobaczył... Klamerkę. Klamerkę kradnącego jego porozrzucane zioła.
- Klamerko! – od razu pobiegł do brata, zostawiając nowo zebrane zioła, by tylko wyrwać bratu te, co mu zabrał – Nie możesz tego jeść, zaszkodzi ci! – powiedział szybko, ewidentnie zmartwiony i wystraszony. Zabrał czekoladowemu rośliny i odłożył na bok – Dlaczego to zrobiłeś?

<Klamerko? Tłumacz się>

03 grudnia 2024

Od Perełki Do Sztorm

Znudzona leżeniem koło matki zaczepiłam swoją siostrę Sztorm. To będzie może z trzeci raz, gdy z nią rozmawiam, więc kotka wyglądała na zdziwioną, gdy dowiedziała się, że to ja ją szturchnęłam.
– Co chcesz Perełko? – zapytała najwidoczniej zdenerwowana. Może właśnie obudziłam ją ze snu? Nagle poczułam się tym odrobinę winna.
– Ja... – zawahałam się przez moment, nie wiedząc, co powiedzieć. – Czy chciałabyś się ze mną pobawić? – zapytałam z nadzieją w brązowych oczkach.
– Ty się z kimś bawisz w ogóle? – zapytała, wstając z ziemi i przeciągając się lekko.
Rozejrzałam się po żłobku i zmuszona byłam stwierdzić, że kociaków jest coraz więcej, a miejsca coraz mniej. Jeszcze trochę i będę musiała opuścić żłobek wraz ze swoim rodzeństwem. Czy aby na pewno poradzę sobie jako uczeń? Zagrzebałam nerwowo łapką w ziemi.
– Ja... – spojrzałam w bok nagle odrobinę zdenerwowana. – Nudzi mi się i chciałabym się z kimś pobawić! – miauknęłam, bawiąc się zabawką przyczepioną do sufitu.
– Może wyjdźmy wspólnie ze żłobka? – zaproponowała kotka, a ja stanowczo pokręciłam słowa na nie.
– Mama śpi, a ja nie chcę jej budzić! – odmiauknęłam, patrząc w górę i prosząc Klan Gwiazdy i jakiś pomysł. Nagle coś mi zaświtało i podbiegłam do swojej malutkiej kryjówki w żłobku, wyciągając niewielką kulkę zlepioną z liści i mchu. – Grałaś kiedyś może w kulkę? Można kopać ją po ziemi lub uderzać w nią górą, o tak! – dodałam podekscytowana, uderzając w kulkę w taki sposób, aby ta spadła idealnie na jej głowę, na co zachichotałam.

<Sztorm?>

Od Pietruszkowej Łapy CD. Promiennej Łapy

Dzieje się w przeszłości, Pora Nagich Drzew, przed ceremonią Promiennej Łapy

Tereny Klanu Klifu były już pokryte cienką warstwą śniegu. Nie było wiadomo, czy stopnieje za jakiś czas, czy też pogoda się pogorszy i śnieg przykryje wszystko dookoła grubszą warstwą. Zaglądając do jaskini Klanu Klifu, można było dostrzec sylwetki wielu kotów. Niektóre wychodziły na patrole, inne siedziały i dzieliły się językami. Spoglądając w stronę szczeliny uczniów, można było zauważyć kotkę o czekoladowym futerku. Pietruszkowa Łapa siedziała na zimnej skale, starannie myjąc sierść. Delikatnie przejeżdżała językiem po każdym centymetrze swojego ciała. Jedynie futro na policzkach sterczało do góry i nie dawało się ułożyć. Kotka była już do tego przyzwyczajona, więc nawet nie próbowała dalej go układać. Mycie futra przerwała dopiero wtedy, gdy usłyszała kroki i wyczuła znajomy zapach. Z legowiska uczniów wyłonił się dobrze znany jej kocur. Promienna Łapa sprawiał wrażenie znudzonego dzisiejszym dniem.
— Cześć, Promienna Łapo! Co tam? — zapytała uczennica, odwracając się w jego stronę. Jej pomarańczowe oczy błyszczały, a uśmiech na pyszczku zdradzał radość z widoku przyjaciela.
Kremowy kocur na początku nawet jej nie zauważył. Wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Dopiero dźwięk jej głosu sprowadził go na ziemię. Zaskoczony, odwrócił się w stronę przyjaciółki.
— Pietruszkowa Łapa? — powiedział, wyraźnie zakłopotany. Na początku naprawdę jej nie zauważył, ale gdy tylko spojrzał jej w oczy, od razu się uśmiechnął.
Usiadł obok niej, skupiając całą swoją uwagę na jej czekoladowym futerku.
— Dobrze, a jak tam u ciebie? — mruknął krótko kremowy, zerkając na swoje łapy. — I co słychać u twojego ojca oraz brata? — dodał szybko, odruchowo mrugając.
Pietruszkowa Łapa nie przepadała za pytaniami o swoją rodzinę. Kontakt z nimi praktycznie nie istniał. Z ojcem czasami wymieniła kilka słów, ale z bratem? Mroźna Łapa był dla niej równie istotny co kamienie po rozrzucane na terytorium Klanu Wilka.
— U mnie też dobrze. Ostatnio miałam trening w tunelach! Jestem już gotowa na ceremonię — miauknęła radośnie, a jej pyszczek natychmiast rozpromienił się. Wspomnienia o treningach były dla niej bardzo ważne. Mogła godzinami opowiadać o tym, jak uwielbia wspinaczkę i jak stresujące jest chodzenie w tunelach. Jednak gdy rozmowa zeszła na temat rodziny, uśmiech znikł.
— No, chyba normalnie. Mroźna Łapa mnie średnio obchodzi, a tata wykonuje obowiązki wojownika — odparła możliwie najkrócej. Miała nadzieję, że przyjaciel nie będzie drążył tego tematu.
Promienna Łapa zauważył, że kotka jest zakłopotana. Odwrócił wzrok, zastanawiając się nad tym, co powiedzieć dalej. Ostatecznie postanowił nie ciągnąć tego wątku.
— Ja za to muszę się nauczyć lepiej wchodzić na drzewa, ale pazury mi tego raczej nie ułatwiają — rzucił z lekkim uśmiechem, zgrabnie zmieniając temat na taki, który bardziej odpowiadał jego przyjaciółce.
— W każdym razie, chcesz pogadać albo coś wspólnie zrobić? — zaproponował z nadzieją w głosie, po czym położył łapę na pyszczku. — Tak mi się nudzi, że chyba zaraz zwymiotuję od tej nudy — miauknął, otwierając pysk i wystawiając język. Chciał w ten sposób zobrazować, co się z nim stanie, jeśli nie zrobi czegoś ciekawego.
Pietruszkowa Łapa zaśmiała się na widok zachowania przyjaciela. Ona sama nigdy nie odczuwała takiej nudy, bo zawsze znajdowała sobie zajęcie.
— Rozumiem! Ja kocham się wspinać! — przerwała śmiech, by odpowiedzieć na słowa kocura. Nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez wspinaczki na drzewa. Była to dla niej niezwykle ważna umiejętność. Na pytanie Promiennej Łapy przez chwilę się zawahała, zastanawiając się, dokąd mogliby się udać.
— Wiesz, możemy iść do lasu, za polować i porozmawiać, albo do Złotych Kłosów! Może potwory już odeszły? — zaproponowała, od razu wyobrażając sobie, jak mogą wyglądać te stworzenia. Ciekawiło ją, co dwunożni robili na ich terenach tak długo.
Promienna Łapa nie zastanawiał się ani chwili nad propozycją kotki. Wyglądał na podekscytowanego, jakby sam chciał właśnie tam się udać.
— Tak! Możemy pójść do Złotych Kłosów! Jak będą, to uciekniemy — powiedział z entuzjazmem. Kremowy kocur aż nastroszył futro na karku, myśląc o możliwym spotkaniu z dwunożnymi i ich potworami.
Na potwierdzenie przyjaciela Pietruszkowa Łapa od razu podniosła się na cztery łapy. Całkowicie zignorowała burczenie w brzuchu, przecież i tak zamierzali zapolować. Klan był dla niej zawsze na pierwszym miejscu.
— No to ruszajmy! — miauknęła podekscytowana i ruszyła w stronę wyjścia z obozu.
Co jakiś czas sprawdzała, czy kocur nie zostaje za bardzo z tyłu. Oboje przeszli obok wodospadu, a Pietruszkowa Łapa, jak zwykle, pozwoliła, by woda lekko ją zmoczyła. Celowo zanurzyła łapę w strumieniu i, z uśmiechem na pyszczku, pognała dalej. Uczniowie wspięli się w stronę Pogorzeliska, ale nie doszli do niego, bo skręcili w kierunku Złotych Kłosów. Przechodząc obok lasu, czekoladowa kotka nagle się zatrzymała.
— Może zapolujemy? — zaproponowała, spoglądając z nadzieją na przyjaciela. Nie chodziło jej jedynie o polowanie, chciała też zajrzeć do lasu. Może poza zwierzyną znajdzie jakieś zioła?
Kocur stanął obok koleżanki i spojrzał w głąb lasu.
— Chętnie! — wymruczał bez chwili zastanowienia. Polowanie wydawało mu się świetnym pomysłem, więc trudno było mu odmówić.
Oboje wbiegli do lasu, przedzierając się przez jego poszycie i węsząc w powietrzu. Śniegu było mniej niż na otwartych terenach, ponieważ większość osadzała się na gałęziach drzew.
— Uwielbiam las! A ty? — zapytała kotka z entuzjazmem w głosie. Skakała dookoła przyjaciela, ekscytując się wszystkim, co widziała.
Kremowy kocur patrzył na nią z ciepłym uśmiechem. Zaśmiał się cicho do siebie, widząc jej radość.
— Całkiem fajny! Co prawda wolę plażę, ale jest tak zimno, że nasze łapy by pozamarzały, gdybyśmy tam teraz poszli — powiedział ciepłym tonem, spoglądając na bawiącą się kotkę. — Wiesz co? Zastanawiam się, skąd bierzesz tyle energii! — dodał po chwili z uśmiechem.
— Plaża też jest świetna! Zwłaszcza woda! Ale las i tak wygrywa — oznajmiła, odbijając się od pnia drzewa, po czym w końcu się zatrzymała. — Ha ha! Jakoś tak już mam — miauknęła, otrzepując się ze śniegu, który zdążył osadzić się na jej futrze.
— No cóż, przynajmniej nie jesteśmy kotami Klanu Nocy, żeby wiecznie siedzieć w wodzie — wymruczał z rozbawieniem. Zaraz jednak dodał: — To co? Kto pierwszy coś znajdzie, ten lepszy! — zaproponował, rzucając wyzywające spojrzenie w stronę koleżanki.
— Racja! Ale mogłabym nim być! — odparła z udawaną dumą, nawiązując do Klanu Nocy. — Chociaż ta ich dziwna nienawiść do brązowych kotów jest, no... dziwna — mruknęła, przypominając sobie opowieści Kijankowej Łapy. Jednak na wzmiankę o rywalizacji oczy Pietruszkowej Łapy od razu rozbłysły ekscytacją. Podłapała wyzwanie, aż uniosła ogon wysoko w górę, gotowa do działania.
— Jasne! Na pewno wygram! — miauknęła pewnym siebie tonem, nastroszyła futro w figlarny sposób i już po chwili zniknęła w krzakach.
— No to się okaże! — wymruczał kremowy kocur, po czym rzucił się w drugą stronę, pełen nadziei na znalezienie zdobyczy.
Pietruszkowa Łapa przedzierała się między krzewami i unikała przeszkód w postaci drzew. Otworzyła pyszczek, aby wyczuć w powietrzu zapach zwierzyny. Aromatów było wiele, ale łatwo można było poznać, że większość pochodziła od gryzoni ukrytych pod ziemią. Kotka wiedziała, że nie powinna ich wyciągać, chyba że sytuacja tego wymagała.
Nagle szelest sprawił, że jej lewe ucho poruszyło się w czujnym geście. Kotka natychmiast przypadła do ziemi i zaczęła powoli skradać się w stronę źródła dźwięku. Był to chudy nornik. Ofiara nawet nie zdążyła zareagować, gdy uczennica ją schwytała. Szybko ukryła zdobycz w śniegu, a potem ruszyła dalej w poszukiwaniu kolejnej zdobyczy.
Wśród zgniłych liści coś poruszało się niespokojnie. To była ryjówka, prawdopodobnie szukająca zapasów, które wcześniej tu zostawiła. Niestety dla niej, już nigdy ich nie odnajdzie. Za to Pietruszkowa Łapa z dumą mogła zanieść swój łup do klanu. Kiedy była już gotowa, zawróciła do miejsca, gdzie rozdzieliła się z przyjacielem.

[1187 słów; trening wojownika]

<Promienna Łapo?>

Od Miodowej Łapy CD. Głupiej Łapy

Babcia przyłapała go na kontakcie z siostrą; nie wiedział, że Olszowa Kora będzie aż tak głośna i pretensjonalna. Dobrze, że nikogo nie było w pobliżu, bo jakiś wojownik, by się uczepił i ta sytuacja przerodziłaby się w większy konflikt, a tego, by już nie chciał. Babcia wydawała się zawsze taka miła, gdy się nimi opiekowała w żłobku, zapewne było to przez Sosnową Gwiazdę; w końcu to ona wydała jej rozkaz, by była bardzo twarda dla Skarabeuszowej Łapy i przy okazji zrobiła jej papkę z mózgu. Musiał coś wymyślić, by nie skończyć jak siostra oraz żeby nie stracić kontaktu z bliskimi mu kotami.
— Przepraszam babciu, po prostu bawiłem się śniegiem i nagle Głupia Łapa się mnie uczepiła. Przyrzekam, że nie zamieniłem z nią ani jednego słowa!
Miodowa Łapa sądził, że dzięki tej wymówce starsza kotka nie nakabluje na niego przywódczyni. W końcu byli mimo to rodziną, co nie? Mogłaby mu to puścić mimo uszu, nie brzmiało to zbyt miło, jeśli chodzi o jego wytłumaczenie, a bardziej to brzmiało, jakby Skarabeuszowa Łapa była rzepem, który nie chce go puścić, ale co innego mógł wymyślić? Że chce porozmawiać z siostrą, wiedząc, że każdy mógłby go śledzić i wydać? A może sama Sosnowa Gwiazda, by przybyła i spuścić mu łomot! Nie był on tak głupi, by to powiedzieć w ten sposób. Olszowa Kora patrzyła przez chwilę na niego, nic nie mówiąc, ich spojrzenia wręcz się spotkały na ten moment pełny napięcia. Kotka myślała, a w tym czasie kocur tylko się modlił do Mrocznej Puszczy, by oszczędziła go; w końcu chciał jeszcze żyć.

[261 słowa]

<Głupia Łapo?>

Nowa Członkini Pustki!

 
BLANKA
Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna śmierci: Starość; problemy ze stawami

Od Kuny

Kuna zaczęła ugniatać mięciutki mech, który znajdował się pod jej łapkami. Rozrywek jej było brak, a chęć na zbieranie roślin była gdzieś daleko, głównie z powodu nieprzyjemnej pogody oraz niechęci do działania. Nie wiedziała, co ma robić w małym, ciasnym żłobku, to też wyciągnęła liść spod posłania. Roślinka straciła barwy oraz dawną gładkość, teraz powierzchnia listeczka była szorstka i chropowata. Dziwnie było pomyśleć, że przedmiot, który jeszcze parę wschodów słońca temu uważała za piękny, nagle stracił w jej oczach. Kotka zgniotła roślinkę, a następnie rozejrzała się po żłobku, poszukując nowej, aczkolwiek nie przynosiło to skutku. Wszystkie listki, które stanowiły ściany żłobka, były jakieś kruche oraz pozbawione koloru. Kotka dostrzegała również, że jest ich o wiele mniej niż w dniu jej przybycia.
— Nadchodzą wiatry zmian, Kuno — delikatny głos Kotewkowego Powiewu doleciał do małżowiny usznej koteczki. — Jeszcze trochę i będziesz mogła bawić się w śniegu.
— Śniegu? — to słowo zakołatało w głowie kociaka.
— Śnieg to biała pierzynka, która spada nieba — kotka zaczęła tłumaczyć z pasją iskrzącą w jej oczach. — Jest zimna, ale powinna ci się spodobać.
"Kuna zastrzygła uszami. Spodoba mi się... Oby" — pomyślała, a w jej głowie zaczęły kłębić się myśli na temat tego, jak dokładnie wygląda ten cały śnieg.
— Chcesz może posłuchać o klanowych rolach oraz zwyczajach? — piastunka ni stąd, ni zowąd miauknęła do koteczki.
— Już dość o nich słyszałam.
— Podsłuchiwałaś moją rozmowę z Czereśnią? — Parsknęła Kotewkowy Powiew.
Choć Kuna nie znalazła w jej głosie irytacji, to nie miała zamiaru przyznawać się do tego, że podsłuchiwała kotki, więc pokręciła szybko głową.
— No dobrze, więc jaką funkcje pełni przywódca klanu? — piastunka podeszła ją z innej strony.
Kuna już otworzyła pyszczek, by wytłumaczyć kotce wszystko to, co wie o tej funkcji, jednak w porę zrozumiała, że jest to podstęp, to też w grymasie zmrużyła oczy.
— Jesteś może głodna? — Kotewka zmieniła temat.
— Tak, jestem głodna — miauknęła, ciesząc się ze zmiany tematu.
Piastunka machnęła ogonem, chcąc przekazać koteczce, aby za nią podążała, a następnie ruszyła w stronę wyjścia z kociarni. Kuna wyminęła parę mszystych posłań, a następnie stanęła przy wyjściu ze żłobka.
— Idziesz? — miauknęła kocica. — Bo pójdę bez ciebie!
Lekki dreszczyk przeszedł po ciałku kotki, gdy ta w końcu zdecydowała się wyjść. Wiatr wiał dość mocno, ale warto było wystawić się na niego gdy stawką była tłusta rybka. Piastunka stąpała powoli po ziemi, pozwalając się wyprzedzić. Choć młoda koteczka z chęcią wybiegłaby na przód, to uznała, że byłoby to niegrzeczne w stosunku do kocicy. Piastunka dodreptała do sterty zwierzyny, która przepełniona była rybami. Każda z nich wyglądała inaczej — niektóre mierzyły mniej więcej długość ogona przeciętnego wojownika, inne zaś były króciutkie i niewielkie. Kuna zdecydowała się na jedyną dobrze znaną jej rybę, czyli ukleje. Chwyciła niewielkie stworzonko w pyszczek, czekając na moment, w którym Kotewkowy Powiew wybierze coś dla siebie.
— Kuno — miauknęła wyraźnie rozbawiona zachowaniem kocięcia piastunka. — Ja nie jestem głodna, naprawdę nie musisz.
Koteczka skinęła posłusznie główką, a następnie ruszyła w stronę żłobka, nie chcąc dłużej stać na zimnym, nieprzyjemnym wietrze.

Nowa członkini Klanu Gwiazdy!

Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna odejścia: Przejechanie przez potwora

Odeszła do Klanu Gwiazdy!

Od Nocnego Kwiatu CD. Liściastego Futra

Nocny Kwiat obserwowała Barczatkę leżącą na kolanach dwunożnej. Byłą już taka duża, prawie dorosła. Czarna kotka doskonale pamiętała dzień, w którym znalazła ją i resztę jej rodzeństwa w mieście. Mimo że szylkretowa miała już dwadzieścia księżyców, wciąż zachowywała się jak małe kocię. Nagle spojrzała się na nią.
– Nocko, dlaczego zawsze jesteś smutna? – zapytała niespodziewanie. Czarna kotka obróciła się gwałtownie.
– Klan Wilka zabrał mi wszystko, co miałam – wyszeptała.
– A co miałaś? – dociekała.
– Miałam dom – szepnęła. Barczatka zeskoczyła z dwunożnej i przyległa do boku czarnej kotki.
– Tu jest twój dom – szepnęła. Nocka pokiwała głową. Chciała zobaczyć jeszcze raz Poranny Zew. Ona wiedziałaby, co powinna zrobić. Albo… Liściaste Futro. Ile już minęło? Trzydzieści księżyców? Czterdzieści? Pięćdziesiąt? Straciła rachubę. Wyjrzała przez okno. Obiecałaś, że wrócisz. Gdzie jesteś?

***

Czekanie na Liściaste Futro było nie do zniesienia. Do umysłu czarnej kotki nie mogła dojść myśl, że medyczka po prostu nie wróci. Zwinęła się na parapecie w kłębek. Podeszła do niej dwunożna i pogłaskała ją po grzbiecie. Nocka wdzięcznie otarła się o jej rękę.
– Czekasz na kogoś? Może na ojca twojego kocięta? – z ust dwunożnej wydobył się niezrozumiały bełkot. Nocka położyła uszy i spojrzała się w dal. Musisz po mnie wrócić. Tyle już czekam…

***

Dzień czekania tysiąc dwieście czterdziesty pierwszy. Nie chciało jej się już spać. Co, jeśli Listek przyjdzie po nią w nocy? Musi być przecież obudzona. Dwunożna otworzyła drzwi.
– Idź do niego – miauknęła coś. Nocny Kwiat spojrzała na nią żałośnie. Nie wiedziała, czemu dwunożna chce, aby wyszła, ale nie mogła wyjść. Musiała czekać przy oknie.
– Nocny Kwiecie… Ona nie przyjdzie – wyszeptała Barczatka. – Zacznij życie bez niej – miauknęła. Czarna kotka nie słuchała. Patrzyła się przez okno.

***

Wieczór, dzień czekania tysiąc dwieście czterdzieści trzeci. Cienie przesuwały się przed jej oczami, kiedy słońce powoli zachodziło za horyzont. Dwunożna już kładła się spać. Ostatnio coraz dłużej spała i miej jadła. Barczatka się o nią martwiła. Teraz szylkretowa kotka ułożyła się obok niej na parapecie. Wtedy usłyszała głośne miauknięcie. Drgnęła i obróciła głowę. Prawie spadła z parapetu i wydała z siebie głośne stęknięcie, co natychmiast obudziło Barczatkę.
– Co się dzieje Nocny Kwiecie? – zapytała. Czarna kotka, niezdolna odpowiedzieć, wciąż patrzyła się w niebieską kotkę.
– Ona wróciła – powiedziała z trudem. Po chwili wyskoczyła przez szparę w oknie.

***

Liściaste Futro wyglądała inaczej. Nie wiedziała, czego ma się po niej spodziewać. Poczuła żal.
– Nocka! – zapiszczała medyczka klanu klifu i chciała się przytulić. Nocny Kwiat jednak odsunęła się.
– Minęło tysiąc dwieście czterdzieści trzy dni, odkąd obiecałaś, że wrócisz – wycedziła cicho, a kilka łez spłynęło jej po policzku.
– Czy to jest… - zapytała.
– Liściaste Futro, poznaj Barczatkę, moją adoptowaną córkę – przedstawiła kotkę.
– Nocko, przepraszam, że nie przyszłam wcześniej. Ja… po prostu nie mogłam. Ale jestem teraz tutaj! I zamierzam cię zabrać ze sobą do Klanu Klifu. Barczatkę też możemy wziąć! Nauczę cię wszystkiego o medycynie. Zaczniesz swoje nowe życie! Szczęśliwe życie – powiedziała radośnie. Barczatka zmierzyła Liściaste Futro lodowatym wzrokiem.
– Nocny Kwiat odmawiała snu, liczyła dni, nie schodziła z parapetu, bo czekała na ciebie. Co znaczy, że nie mogłaś przyjść? – zapytała ostro.
– Miałam… Wyjaśnię potem. Chcesz pójść ze mną do Klanu Klifu? – zapytała. Nocny Kwiat wtuliła pysk w jej szare futro i spokojnie się tam wypłakała.
– Pójdę z tobą… Wszędzie… - pisnęła.
– Super! – zawołała Listek entuzjastycznie. – A ty idziesz z nami? – zapytała.
– Idę tam, gdzie Nocny Kwiat. – powiedziała. – Ale co z dwunożną? Nie możemy chyba zostawić jej samej? – zawahała się.
– Zostań z dwunożną – wyszeptała Nocka. – Życie w klanach jest niebezpieczne, można zginąć w każdym miejscu, każdym czasie. Nie mogę cię stracić. Dwunożna cię potrzebuje – szepnęła i przytuliła młodą kotkę.
– Ale będziesz mnie odwiedzać? – zapytała, wciąż wahając się
– Nie będzie księżyca, w którym do ciebie nie przyjdę – powiedziała i polizały się na pożegnanie. Wyruszyły.

***

– Gęsi Wrzask już od dawna nie żyje. Błękitna Gwiazda również. Wieczorna Mara jest teraz liderką – powiedziała.
– A Mroczna Wizja zastępczynią? – zapytała. Listek się zaśmiała.
– Chciałaby być – odparła. – Patrz! – wykrzyknęła. – Już prawie jesteśmy! Zajęło nam to dużo szybciej niż w pierwszą stronę – miauknęła.
– Znam najszybszą drogę. – Nocny Kwiat uśmiechnęła się. Po chwili wkroczyli na terytorium Klanu Klifu.
– Rety… Ile zapachów. Jesteś pewna, że Srokoszowa Gwiazda nie będzie miał nic przeciwko mnie w swoim klanie? – zapytała. Listek spuściła wzrok.
– Jeszcze mu nie powiedziałam… Ale raczej mu to obojętne. Jedna dodatkowa wojowniczka więcej dobrze zrobi klanowi – powiedziała optymistycznie. – Przenocujmy tutaj – zaproponowała.
– I co zrobimy później? – zapytała czarna kotka.
– Po prostu wejdziemy do obozu i powiemy im, że jesteś nowa. Muszą być dla ciebie mili - powiedziała, jakby to było takie proste.
– Dziękuję, że po mnie wróciłaś. Bałam się, że do tego nie dojdzie – wyszeptała.
– Obiecałam, to przyszłam. Może kładźmy się już spać – szepnęła. Nocny Kwiat pokiwała głową i ułożyła się przy przyjaciółce. Zamknęła oczy i zaczęła cicho mruczeć. Nowy początek. Wszystko zacznie od nowa. Tylko… Nie miała już sześciu księżyców. Robiła się stara, mimo że tego nie odczuwała. A Liściaste Futro była jeszcze starsza. Czy zdąży wszystko zrobić, zanim nadejdzie jej koniec? Postara się zrobić jak najwięcej. Odkupi swoje winy i trafi do klanu gwiazdy po śmierci.
– Liściaste Futro? – szepnęła.
– Tak? – zapytała.
– Pomóż mi być dobrą. Chcę wierzyć w klan gwiazdy i nie robić niczego złego – poprosiła.
– Ty już jesteś dobra – wyszeptała. Chwilę potem po równym oddechu Nocka poznała, że medyczka zasnęła. Starała się nie myśleć o jutrze. Czy klan ją zaakceptuje? Nie wyobrażała sobie powrotu do dwunożnej. Czy się uda, czy nie, zostaje w Klanie Klifu. Po chwili oczy zaczęły się jej lepić, a głowa stała się ciężka. Nie opierała się zmęczeniu jak przez ostatnie księżyce. Teraz już nie musiała czekać na Listek. Była tuż obok. Zasnęła.

***

Obudziła się dość wcześnie, ale była wypoczęta. Pierwsze co zobaczyła, to grupkę kotów stojących nad nią. Patrol Klanu Klifu! I w dodatku z liderem!
– Nie, nie możecie jej budzić! Nocka musi się wyspać po długiej podróży – wykłócała się Listek. Nocny Kwiat podniosła się.
– No widzicie, obudziła się przez was. Bardzo nieładnie – powiedziała.
– W porządku, Liściaste Futro – zawróciła się do niej, a potem spojrzała na Srokoszową Gwiazdę. – Nazywam się Nocny Kwiat – przywitała się.

< Liściaste Futro? >

02 grudnia 2024

Od Rysiej Łapy CD. Pietruszkowej Łapy

Brązowa kotka wskazała kierunek. Miałam bliżej, więc postanowiłam pójść. Chwila. A co jeżeli mnie zaatakuje? Coś mi podpowiada, że nie mogę jej ufać! Albo błyskawicznie popchnie mnie do rzeki! Dobrze Ryś! Ogarnij się bądź odważna. Nieznajoma przekroczyła rzekę i zaczęła na mnie czekać. Prędko przyspieszyłam i dotarłam do kotki. Była ona o wiele starsza ode mnie. Około 8 czy 10 księżyców? Tylko trochę starsza, prawda? Dobra nie o wiek. Ciekawe czego chcę.
— Witaj, jesteś uczennicą Klanu Wilka, prawda? Ja nazywam się Pietruszkowa Łapa, a ty? - Powiedziała nieznajoma. Nadal czułam niepewność. Od tego, co się stało na zgromadzeniu, z tym jasnym kotem. Wolę nie ufać kotom z Klanu Klifu, ale dobra skoro podeszłam. Głupio, by było uciec.
— Ja. — powiedziałam cicho. — Mam na imię Rysia Łapa! To prawda trenuje, by być wojowniczką Klanu Wilka! — powiedziałam pewniej. Jej półdługa sierść powiewała na wietrze. Chwila! Nawet nie zauważyłam, że na ziemi jest śnieg! Biały puch. Cudowne, ale chwila. Jak ja znajdę te zioła dla mamy! Z chwili na chwilę jest coraz gorzej! Musnęłam ogonem powierzchnię śniegu. Miałam ochotę zniknąć w kupce śniegu. Muszę wykopać tunele! Zabawne jest zakradanie się do kotów, jak cię nie widzą.
— Zatem. Co tu robisz sama Rysia Łapo? — spytała Pietruszkowa Łapa. Nie chciałam odpowiadać. A co jeżeli to podstęp? Nie Ryś już się przedstawiłaś! Nie ładnie odchodzić.
— Przyszłam poszukać ziół dla mamy! — mruknęłam. Pietruszkowa Łapa na chwilę się skrzywiła. No tak! Ich medycy nie mogą mieć dzieci. A my możemy, bo wyznajemy Mroczną Puszczę. Chociaż ja nie zamierzam jej wyznawać — Pomożesz mi ich szukać? — zaproponowałam.
— Co ty! Nie mogę wejść na wasze terytorium! Tak nie można to złe coś takiego proponować. — powiedziała skrzywiona.
— No weź!! Tylko na chwilę! — jęknęłam. Pietruszkowa Łapa zamilkła. Widać, że musiała pomyśleć. Jej pomarańczowe oczy w świetle słońca, wyglądały jakby, były różowe. Była wysoka, dziwię się, że nie jest wojowniczką.
— No dobrze, ale tylko na chwilę! I będziesz mi musiała obiecać rozmowę! — powiedziała kotka. Kiwnęłam głową.
— Tylko zmyj swój zapach czy coś! Żeby nikt cię nie rozpoznał. — poradziłam. Kotka przytaknęła. Zniknęła na chwilę, a po chwili wróciła. Już nie pachniała Klanem Klifu. I dobrze! Miałabym kłopoty, wprowadzając tu ją!
— Zatem idziemy! — powiedziałam. Pietruszkowa Łapa zastrzygła uszami. Czekała, aż ja coś zrobię. Po raz pierwszy jestem przewodnikiem! Raczej przewodniczką — Goń mnie! — mruknęłam. Błyskawicznie zniknęłam w kupce śniegu. Stworzyłam mały tunel, cały czas machałam łapkami, tworząc dalszą drogę. Kotka z Klanu Klifu podążała za mną. Czułam jej tupot łap. Taka jest szybka? To, co powie na to! Wyskoczyłam, z prowizorycznego tuneli i przewróciłam ją na śnieg.
— Mam cię! — rzuciłam. Pietruszkowa Łapa zaśmiała się i lekko mnie odepchnęła, by nie zrobić mi krzywdy. Nie ma prawa się nade mną litować! Wzdrygnęłam się.
— To jakich ziół tak właściwie szukamy? — spytała uczennica. No nie! Tak się przejęłam tą sprawą, że zapomniałam.
— Może wróćmy nad rzekę? — zaproponowałam. — Ja postaram się przypomnieć. Czekoladowa kiwnęła głową i zaczęła biec w stronę granicy.

— Rysia Łapo skup się! To takie proste — powiedziała Mama. Łatwo Ci mówić, ziół jest, tyle że nie da się zliczyć. Ja mam je zapamiętać? Bo siostra wygadała, jak zginęła Wieczorna Gwiazda? Wcześniej mnie nie wybrała. To po co teraz jej tak zależy? Dobra będę zgadywać.
— Liście dębu? — wyrzuciłam. Cisowe Tchnienie spojrzała się na mnie.
— Umm. Prawie dobrze! Tylko że to nie są liście, tylko kwiaty! — mruknęła. W jej oczach widać było gorycz i załamanie. Bardzo dobrze to ukrywa. Chciałabym naprawdę, ale nie wiem, co zrobię i tak tego nie pamiętam.
— Dobrze zacznijmy od początku! Co to jest? — spytała medyczka.
— Miodunka? Miodunka Plamista? — zająknęłam się.
— Świetnie, dobrze! — pochwaliła.


Co to za wspominki? Ja tu muszę pomyśleć. Czekaj! Tak Miodunka Plamista! Te beznadziejne lekcje, się do czegoś przydały. Bez sensu o nie prosiłam. Trudno zmarnowałam jedynie czas, ale przynajmniej mam zajęcie!
— Szukamy Miodunki Plamistej. — powiedziałam do siebie. Nie zdziwiłabym się, gdyby Pietruszkowa łapa ją znalazła.
— Rysia Łapo co tu robisz? — usłyszałam głos Pokrzywowego Wąsa. Wraz z kocurem w patrolu uczestniczyli Prążkowa Kita i Srebrzysta Łuna. Z zaciekawieniem przyglądali się mnie. Chwila? Patrol. Nie wiedziałam, że tu zajdą. Dobrze, że Pietruszkowa Łapa poszła na granicę. Bo inaczej byłoby kiepsko.
— Uh. Zostałam wysłana przez mamę, znaczy Cisowe Tchnienie! Żeby znaleźć zioła, które jej potrzeba. — Pokrzywowy Wąs kiwnął głową.
— Uważaj na siebie i wracaj szybko! — odparł kocur. Poprowadził dwójkę wojowników dalej. Odprowadziłam ich wzrokiem, czekając, aż znikną z moich oczu.
Otrzepałam futro i zaczęłam je starannie myć. Pietruszkowa Łapa poczeka, prawda? Wole na nią mówić Pietruszka. I chyba tak będę, co za długie imię! Kiedy doprowadziłam moje futro do stanu odpowiedniego. Zaczęłam biec w stronę rzeki. Pietruszka zaczęła rozglądać się za mną. A kiedy mnie zobaczyła, przyjacielsko skoczyła na mnie. Czułam jej ciepło. Przypomniałam sobie te dni w żłobku, kiedy futerko Lament, Skary i Miodka stykało się z moim. Czułam między nami więź, a poznałyśmy się dopiero dzisiaj. W tej chwili poczułam uczucie tęsknoty i rozżalenia. Będziemy musiały się niedługo pożegnać. Nie mogę uwierzyć, że byłam wobec niej taka nieufna.


* * *

— Serio medycy Klanu Wilka mogą mieć dzieci? — zapytała kotka. Przytaknęłam, nie chciałam dawać jej za dużo odpowiedzi. Mogłaby mnie zdradzić w każdej chwili. A jednak tego nie robi.
— To poszukamy tych ziół? — wymruczałam.
— Tylko żadnych patroli czy kotów z Klanu Wilka! — powiedziała. Słońce nadal lśniło na niebie. Odwróciłam od niego wzrok i zaczęłam szukać ziół.
— Tu są! — odpowiedziała Pietruszkowa Łapa. Zadowolona schyliłam się i wyrwałam roślinę z korzeniami. Ze szczęścia merdałam ogonem. ‘’Hej przestań!’’ Powiedziałam w głowie. Położyłam roślinę na ziemi.
— Odprowadzę cię do granicy. — zaproponowałam. Kotka pokiwała głową. Nie chciałam, żeby stąd poszła. Nawet ją polubiłam. Wzięłam roślinę w pysk i popchnęłam kotkę. Musnęłam ją ogonem i zaczęłam biec przed siebie. Pietruszkowa Łapa z łatwością mnie wyprzedziła. Na jej pysku widniał uśmiech. Ha! Umiem się zaprzyjaźnić z każdym oraz rozczulić im serca. Rzeka cały czas pozostała rwąca. Miałam nadzieję, że zamarzła. Chyba od poranku minęły wieki. Tak mi się zdaje. Pietruszkowa Łapa już miała przekroczyć granicę, ale jakiś głos w głowie nakazał mi, żebym coś zrobiła.
— Pietruszkowa Łapo czekaj! — zawołałam. Brązowa zatrzymała się ze zdziwieniem. Nie ukrywam! Jest piękna. — Chcesz zostać moją przyjaciółką? — zapytałam.

[1002 słów] 
<Pietruszka?>

Od Głupiej Łapy CD. Miodowej Łapy

Patrzyłam na dziwne coś, co stworzył właśnie liliowy uczeń. Łzy nadal płynęły mi z oczu, ale nie tak gęsto, jak wcześniej. Co to miało być? Nie wiedziałam, ale było to dosyć zabawne. W moim sercu zakiełkowała nadzieja, że nie ma do mnie żalu. Jednak szybko zaczęłam sobie w myślach mówić, że to może nie być prawda. Nie chciałabym się przejechać na moich odczuciach. Chciałam w to wierzyć, ale to byłoby zbyt piękne, by tak szybko by mi wybaczył. W końcu przyniosłam mu hańbę… Mój biedny mały braciszek! Mój mały braciszek, jak mogłam mu wyrządzić taką krzywdę? Łzy znów popłynęły mi z oczu intensywniej. Jednak brat podszedł do mnie bliżej. Dotknął mnie swoją łapą, po czym ruszył, szybkim ruchem głowy wskazał na to, co stworzył. Podszedł do tego i dotknął to. Co chciał mi przez to przekazać… Chciałabym to wiedzieć. Głowa troszkę zaczynała mnie boleć. Ale podeszłam do tego. Owe coś było małe, czy nie bolały go poduszki łap z zimna, gdy to robił? W każdym razie zaczęłam się temu przyglądać. Patyk wbity w to był krótki. I wtedy coś zrozumiałam… To mogłam być ja. Ten gest, krótki patyk wbity w to. Czy to miało imitować kota. Czy to miało imitować Głupią Łapę, mnie? Czy on stworzył to dla mnie? Czemu stworzył moją podobiznę? Przecież dotykanie śniegu nie jest specjalnie przyjemne… Co chciał mi przekazać? Miałam wrażenie, że wcale może mi nie życzyć źle? Mało pewne, ale jednak nadzieja zaczęła już kiełkować… Ale byłam mu wdzięczna. Chciałam się przytulić do brata, nie mogę mu w końcu powiedzieć, że jestem wdzięczna za to, że nie jest dla mnie tak wrogo nastawiony. Podeszłam do niego blisko i przytuliłam głowę do jego futra. Moje łzy wsiąkały w liliową sierść Miodowej Łapy. Chciałam powiedzieć mu, że nie mogłam wymarzyć sobie lepszego brata. Jednak wtedy… usłyszałam ją, ten znajomy głos. Ten znajomy nieprzyjazny odkąd zyskałam swoje nowe imię ton. Olszowa Kora, moja babcia i mentorka… Odsunęłam się szybko od brata, gdy tylko usłyszałam dźwięki wydobywające się z jej gardła:
— Miodowa Łapo? Co ty robisz? — powiedziała do kocura, patrząc przy okazji na mnie z ukosa. Jej ton był dosyć głośny.

Przerażało mnie to, a resztka mojego ogona automatycznie przykleiła się do mojego ciała, a uszy powędrowały do dołu. Głowę opuściłam i próbowałam iść do tyłu. Gdy natrafiłam na lód, moja noga przesunęła się do tyłu. I runęłam na ziemię, nawet nie próbowałam wstać po prostu, popatrzyłam na brata z ziem, i czekając na jego reakcje. Mając nadzieje, że coś zrobi, że nie zakażą mi interakcji z nim.

[421 Słów]

<Miodowa Łapa?>

Od Miodowej Łapy

Słońce przyjemnie grzało, a Miodkowi nie chciało się za bardzo wstawać na trening, jednak jesienne słońce świeciło nieznośnie w jego oczy, więc wstał, marudząc pod nosem. Dlaczego legowisko było jedynie wygodne, gdy trzeba było wstawać na treningi? W innych porach nie było takie puszyste ani przyciągające na dłuższą drzemkę, Niestety musiał wyjść na trening, nawet jeśli tego nie chciał. Wychodząc z legowiska uczniów, widział, jak na środku polany siedziała Borsucza Puszcza, była bardzo systematyczna, jeśli chodzi o wstawanie, robiła to idealnie rano. Gdy wstawało słońce, to od razu była gotowa na pogawędki z innymi wojownikami i obowiązki w klanie. Rozmawiała aktualnie z Lodowym Omenem i Zabielonym Spojrzeniem, jego ciocią ze strony ojca, lecz gdy ujrzała Miodową Łapę, kiwnęła głową na pożegnanie dwóm kotom, po czym podeszła do ucznia.
— Witaj Miodowa Łapo, dzisiaj nauczę cię polować, tak więc już chodźmy zacząć. — powiedziała, po czym wyszła z obozu, a jej uczeń za nią. Kocur miał czasami jej dosyć, w końcu była dla niego na tyle złośliwa i wredna, że czasem miał ochotę od niej uciec, lecz pewnie naskarżyłaby potem do Sosnowej Gwiazdy, czyli ich przywódczyni, która nie miała równo pod sufitem. Zwłaszcza że po sytuacji ze Skarabeuszową Łapą jeszcze bardziej była dla niego nieprzewidywalna, dlatego tęsknił za czasami Wieczornej Gwiazdy, gdzie czuł się bardziej bezpiecznie w swoim klanie, ale to był tylko sen, o którym mógłby pomarzyć. Koty nadal snuły się po lesie, a Miodek przeklinał w myślach swoją znienawidzoną przywódczynie, dopóki Borsucza Puszcza się nie zatrzymała.
— Dobrze, to tutaj zaczniemy od najważniejszej rzeczy, musisz nauczyć się pozycji łowieckiej, a następnie jak się poruszać w niej, by potem ją zastosować podczas polowania — Kotka odeszła od kocura, by zachować duży odstęp, ugięła łapy, a jej brzuch prawie nie dotykał powierzchni, po czym zniżyła głowę i ogon w linii prostej, choć ogon był niżej, ale i tak nie dotykał ziemi. Przeszła ona kawałek, po czym popatrzyła na kocura.
— Teraz demonstruje ci pozycję łowiecką, żeby była poprawna, musisz ugiąć łapy, tak, by twój brzuch nie dotykał ziemi, a następnie zrównać ogon i głowę w linii prostej, by nie były widoczne. Teraz spróbuj, bym miała pewność, że nie zwalisz.— popatrzyła na niego surowym wzrokiem, po czym Miodowa łapa próbował zrobić tę samą pozycję, co ona, ugiął łapy, choć mu się początkowo wierciły, a brzuch lekko dotykał ziemi, lecz po krótkim czasie były sztywne, a pozycja pozwoliła mu nie dotykać brzuchem ziemi, zniżył głowę i ogon w linii prostej, następnie się przeszedł kawałek, to było dość proste, więc może polowanie też mu dobrze pójdzie?
— Dobrze sobie poradziłeś, jednak zobaczymy, jak będzie z polowaniem.
Pokazała mu ogonem na las.
— Teraz polujesz sam, to twoja próba. Tylko pamiętaj, nie wracaj z pustym pyskiem do mnie.
Uczeń przełknął ślinę, po czym poszedł czegoś poszukać. Podczas Pory Spadających Liści każde zwierze mogło się schować pod stosami lub w dziuplach drzew; tak żałował, że nie mogła być to Pora Nowych Liści, kiedy wszędzie było czysto. Po długim szukaniu ujrzał wiewiórkę i od razu schował się w krzakach, by ta go nie zauważyła. Ustawił się w pozycji łowieckiej, której został nauczony, po czym starał się być cicho. Z każdym krokiem był bliżej wiewiórki. Miodowa Łapa jednak z każdym zbliżeniem czuł stres, jak i euforię przy pierwszym zaczętym polowaniu, gdy był już na tyle blisko nieświadomej wiewiórki, która siedziała sobie, to skoczył. Ofiara jednak zdążyła zareagować i pobiegła przed siebie, a Miodek za nią. Uczeń czuł, jak wiatr przez niego przechodzi podczas gonitwy za zwierzęciem, jednak musiał omijać przeszkody na drodze, takie jak gałęzie czy kamienie, które mogłyby go zatrzymać, czując, że znowu zbliża się do niej, był już pewny, że ją będzie miał ją w garści. Wiewiórka miała przed sobą pień i go przeskoczyła, a następnie Miodowa Łapa też przeskoczył pień, jednak miał pecha, bowiem po lądowaniu potknął się o kamień i się przewrócił, uderzając głową. Wstał pierwsze, dotykając swojego łebka, czując, że zrobił sobie guza. Był dość bolesny. Kocur przejmował się bólem i nie myślał na razie o niczym innym. Zza krzaków wyskoczyła Borsucza Puszcza, aż kocur odskoczył ze strachu, nie wydawała się jednak być zadowolona.
— Cóż, poszło ci co najmniej beznadziejnie. Czyżby twoim celem w życiu było zastąpienie Głupiej Łapy? Jeśli tak, to idziesz w dobrym kierunku.
Kotka zadziornie się uśmiechnęła na końcu, zaś Miodowa Łapa słuchał w ciszy, jak kotka szydziła z niego i go poniża. W końcowym zdaniu już dosłownie poszalała w jego opinii, kocurowi, aż parowało z uszu; jak ona mogła tak mówić o jego siostrze, jeśli nawet nie powiedziała nowego imienia Skarabeuszowej Łapy wprost? W sumie teraz nazywała się Głupią łapą, ale nie podobało się mu nowe imię kotki, które było obleśne i wstrętne jak Sosnowa Gwiazda.
— Jak możesz być dla mnie taka wredna, dosłownie się staram Ci dogodzić, a ty jeszcze mnie ciśniesz jak po lisim odchodzie.
Kocurowi już było widać, że lekko machał ogonem, a to w języku kotów nie znaczyło zbyt dobrze. Ten moment był dla niego bardzo emocjonalny, zwłaszcza że czuł się poniżony i nie wiedział, co zrobić z tym. Zaś Borsucza Puszcza zrobiła minę, jakby była zaskoczona i zmartwiona; oczywiście to była gra aktorska, która była dla niej dość normalna, ale Miodowa Łapa tego nie wychwycił.
— Że ja wredna? Chce dla ciebie jak najlepiej, w końcu świętej pamięci Wieczorna Gwiazda powołała mnie, by sam potomek mistrza trafił w dobre łapy, robię wszystko, byś był najlepszy! Nie rozumiem, czemu tego nie doceniasz, czy jestem aż taka zła... Może jestem?
Kotka następnie przyjęła smutną minę i nastawienie do swojej gry, ominęła Miodową Łapę bez żadnego słowa, pozostawiając go ze sztucznym poczuciem winy. Miodek nie wiedział, co powiedzieć, chciał, tylko żeby Borsucza Puszcza była dla niego milsza, ale odwróciła kota ogonem i teraz to on narobił.
— Przepraszam… Ja naprawdę nie chciałem… Może byłem rzeczywiście niezręczny i za bardzo przesadziłem.
Kotka przez chwilę się nie odzywała do niego i milczała, po czym obróciła się w jego stronę, czyżby mu wybaczyła? Nie umiał tego wywnioskować, bowiem jego mentorka nadal wydawała się zdołowana.
— No cóż, nigdy nie jest za późno by naprawić swoją ułomność. Dlatego postaraj się już mnie nie zawieść ani rozczarować. Będę czekać w obozie.
Wielka wojowniczka zniknęła za krzakami z uśmiechem i dumą, a udawany smutek zniknął w mgnieniu oka. Jej uczeń nie dostrzegł tego, bowiem widział tylko jej tylną część ciała. Miodowa Łapa, pomimo tego, że kotka chyba nie wydawała się na niego zła, choć nie był pewny, chciał ją znowu zadowolić, dlatego musiał się wziąć w garść i coś upolować. Zaczął znowu w lesie szukać jakiejś zwierzyny wśród tych wszystkich liści. Modlił się tylko do Mrocznej Puszczy, by znaleźć, cokolwiek w tym lesie. Na szczęście chyba los był dla niego łaskawy, bo zobaczył mysz na horyzoncie. 

TW: lekko krwawy opis zabijania myszki

Zniżył się do pozycji łowieckiej, po czym poszedł w jej stronę. Jego skradanie było coraz cichsze i przybliżało go do ofiary. Mysz nawet nie drgnęła. Miodek czuł się tak samo, jak gdy się skradał do wiewiórki, ale tym razem nie mógł sobie pozwolić na niepowodzenie, więc skoczył na mysz, która miała strach i panikę w oczach, po czym przytrzymał ją łapą z wystawionymi pazurami, które wręcz się wbijały w ofiarę, a drugą łapą przejechał jej pazurami po krtani, co sprawiło, że zaczęła się wykrwawiać. Krew była wyczuwalna w palcach ucznia, mimo to gryzoń walczył o życie i piszczał z całych sił, ale po czasie jego oczy zrobiły się białe i bez życia, a jego ciało dość zimne. Kocur zdjął z niej łapę i wziął go do pyska, czuł się dość dziwnie, jakby w tym momencie był dość agresywny dla tej myszy, zamiast ją ugryźć i uśmiercić za pierwszym razem to, przetrzymywał ją w strachu i pozwolił się wykrwawić. Aż sam siebie wystraszył, ten dzień był jakiś dziwny i tyle w jego odczuciu. Przypomniał jednak sobie, że Borsucza Puszcza na niego czeka, więc poszedł w stronę obozu.

[1291 słów]

Od Pietruszkowej Łapy Do Zalotnej Krasopani

Przeszłość; Pora Zielonych Liści

Pietruszkowa Łapa parę dni temu w końcu wyzdrowiała. Wymioty ustały, a uczennica znów była dobrze nawodniona! Mimo to jej mentorka postanowiła dać jej kilka dodatkowych dni na regenerację. I w końcu nadszedł ten moment. Czekoladowa kotka siedziała przed szczeliną uczniów, myjąc futerko, które pomimo wielu prób nadal pozostawało sterczące, w szczególności na policzkach. Pielęgnację przerwała jej krótko łapa wojowniczka.
— Witaj, Pietruszkowa Łapo. Dzisiaj udamy się na granicę z Klanem Wilka. Po twojej chorobie zaczniemy luźnym spacerem — wyjaśniła kocica, po czym machnęła ogonem i skierowała się w stronę wodospadu.
Obie kotki przeszły przez rozpadlinę, uważając, by nie spaść do wody, po czym zakręciły przy dużych kamieniach. Pokonały szybko rzekę, przeszły koło sowiego strażnika i dotarły do granicy z Klanem Wilka. Melodyjny Trel poprowadziła swoją uczennicę prosto do czarnych gniazd. Były to dawno temu porzucone opony. Zaciekawiona młoda kotka wskoczyła na pierwszą z opon i uśmiechnęła się figlarnie w stronę mentorki.
— To czarne gniazda, już je znasz, ale ostatnim razem do nich nie podchodziłyśmy. Teraz rozdzielamy się i spotkamy się tutaj, gdy słońce wzejdzie w południe — miauknęła krótko, po czym odwróciła się i zniknęła w krzewach.
Młoda kotka siedziała lekko zmieszana, jednak od razu zaczęła węszyć za zdobyczą. Delikatnie stawiała łapy na trawie, otwierając pyszczek, by szybciej wyłapać zapachy. Na nagły szelest podniosła uszy i skierowała się w stronę dźwięku. Chowając się w krzewach, jej pomarańczowe oczy dostrzegły nornika grzebiącego w runie leśnym. Zadowolona z łatwej zdobyczy uczennica popełniła błąd w pozycji. Wyskoczyła z kryjówki, jednak przez złe ustawienie łap poślizgnęła się i upadła na bok. Zirytowana tym faktem, szybko pognała za gryzoniem. Nie uważając zbytnio, przekroczyła granicę z wrogim klanem, z najgorszym ze wszystkich! Klan Wilka był bardzo nielubiany wśród pozostałych społeczności. Uczennica zamarła i skuliła się przy ziemi. Dopiero po chwili pomału cofała się do tyłu, rozglądając uważnie dookoła. Gdyby teraz napotkała patrol wilczaków, te rozszarpałyby ją bez żadnych skrupułów! Przez taki głupi błąd było widać, iż Pietruszkowa Łapa chorowała. Przyszła wojowniczka nie popełnia tego typu błędów!
Przez stres uczennica nie wyczuła nasilającego się smrodu Klanu Wilka; dopiero gdy do jej ucha dotarł głos, nastroszyła futro i podskoczyła.
— Co robisz na terenach Klanu Wilka? — krzyknęła jej przy uchu obca kocica. Jej futro zjeżyło się całe na plecach i karku — Macie swoje tereny! Są na tyle duże, że nie musisz pchać się na obce terytorium — burknęła szorstko, powoli się uspokajając. Szylkretowa wojowniczka Klanu Klifu wygładziła futro, spoglądając na obcą, szybko orientując się, że ta jest młoda.
— Pójdziesz stąd sama, czy mam ci pomóc? — dodała spokojniejszym głosem, unosząc jedną brew.
Pietruszkowa Łapa chwilę patrzyła na nią, po czym otworzyła pyszczek.
— Ja przez przypadek tu weszłam! Już uciekam! — pisnęła niczym kociak i szybko wycofała się na swoje tereny, po czym usiadła z łapami w górze. Dopiero wtedy przyjrzała się kotce. To, że była starsza, było pewne! Była wyższa niż przeciętny kot, do tego miała długie łapy. Jej futro było szylkretowe z dużą ilością bieli. Na głowie stało niczym dwa różki! Oczy miała brązowe i skośne. Była ładną kotką!
— Goniłam nornicę i nie zauważyłam, że przekroczyłam granicę. Przepraszam! Nazywam się Pietruszkowa Łapa — wyjaśniła po cichu, kuląc się, by pokazać kotce, że nie jest dla niej ani dla jej klanu zagrożeniem. Przedstawiła się również krótko, licząc na to, że nieznajoma uczyni to samo.
— No dobrze. Jestem skłonna ci wybaczyć, ale jak następnym razem zobaczę cię na terenach mojego klanu, to ukręcę ci łeb — przewróciła oczami. Nie dało się do końca stwierdzić, czy jej wypowiedź miała żartobliwy ton… czy kotka mówiła to z powagą.
Na groźbę Pietruszkowa Łapa zaśmiała się nerwowo i przełknęła ślinę, mając szczerą nadzieję, iż to tylko niewinny żart.
— Goniłaś nornicę, powiadasz? — mruknęła, widząc, jak Pietruszkowa Łapa zamienia się w kulkę — Tak czy siak, nie mogłabyś jej ze sobą zabrać — burknęła, podchodząc bliżej do granicy, aby przyjrzeć się skulonej kotce, nie dając jej możliwości odpowiedzenia na zadawane pytania lub obrony — Ech. Ja nazywam się Zalotna Krasopani. Ale nie sądzę, aby nasze imiona miały w tej sytuacji jakiekolwiek znaczenie — przedstawiła się niechętnie.
— Tak, wiem! Nie można polować na terenach innych klanów bez ich zgody! — miauknęła, prostując się pewnie. Kodeks wojownika znała bardzo dobrze, choć czasem zdarzało jej się złamać go na chwilę. — Masz bardzo ładne i niespotykane imię. A co tu robisz? Szukasz uczniów, którzy przekraczają granicę, by skręcić im kark? — zażartowała, chcąc rozluźnić atmosferę, która aż gęstniała i mogła być krojona pazurami!
— To fajnie, że wiesz, ale sama wiedza nie wystarczy. Musisz się także stosować do kodeksu — burknęła. Po chwili jednak strzepnęła ogonem. — No dobra, opuśćmy już sobie wątek ze wtargnięciem na nie swoje tereny — mruknęła po chwili.
Szylkretka chwilę przyglądała się młodszej kotce, jakby skanując ją od uszu po końcówkę ogona. Wojowniczka Klanu Wilka uśmiechnęła się mimowolnie, widząc, jak młodsza kotka próbuje rozluźnić atmosferę.
— Tss… Dzięki — odpowiedziała na pochwałę, po czym na sekundę odwróciła głowę od swojej rozmówczyni. Na pytanie podniosła uszy. — Oczywiście. Tak właśnie robię. Już kilka razy udało mi się unicestwić kilku gagatków z twojego klanu — miauknęła żartobliwie. Oczywiście… nigdy tak właściwie nie miała okazji pogadać porządnie z jakimś klifiakiem, a co dopiero się z nim pobić.
Pietruszkowa Łapa odetchnęła z ulgą, gdy wojowniczka odpuściła temat jej wtargnięcia na tereny Klanu Wilka. Słuchała jej kolejnych słów, co jakiś czas rozglądając się czujnie. Pomimo że każdy był na swoich terenach, drapieżniki wciąż mogły próbować je zaatakować. Na kolejny żart wojowniczki zaśmiała się krótko.
— A tak na poważnie, co tu robisz? Jesteś z patrolem? Czy sama? Albo może tak jak ja — z mentorką, która gdzieś... poszła i poluje w innym miejscu! — miauknęła, poprawiając swoją pozycję siedzącą.
Zalotna Krasopani spojrzała na uczennicę z podejrzliwością, ale szybko wzięła głęboki oddech i przybrała neutralny wyraz twarzy.
— A co? Chcecie mnie zaatakować z ukrycia? — uniosła jedną brew do góry. Zapanowała cisza. — Taki żarcik — mruknęła później.
— Nauka idzie mi dobrze. Ostatnio byłam chora, ale w końcu jestem zdrowa i mogę wrócić do treningów! I tak Melodyjny Trel jest dobrą mentorką! A twój mentor? Kim był? Lubiłaś go lub ją? — zapytała młodsza, przechylając główkę w prawo.
Zalotna Krasopani nie spodziewała się pytania o jej mentora, ale przecież mogła się domyślić, iż takie w końcu padnie z ust Pietruszkowej Łapy.
— Cóż, moim mentorem był pewien kocur, z futrem białym jak księżyc. Nazywa się Blade Lico… nie był najgorszy, ale zdecydowanie mógł przytrafić się ktoś fajniejszy. On był trochę… gburowaty i małomówny. Niezbyt często wyrażał też emocje inne niż kompletna pustka — rzuciła obojętnie i spojrzała w ciemny las za czekoladową uczennicą.
Młoda kotka zamrugała parę razy, po czym podrapała się tylną łapą po uchu, na którym osadził się jakiś pajączek. Zwierzątko spadło na ziemię i schowało się w leśnym runie.
— Och, to nie fajnie. Jednak wydaje mi się, że zostałaś dobrą wojowniczką! Moja mentorka jest super! Mogłaby też więcej mówić, ale nie przeszkadza mi to! Mówi to, co trzeba, ale nie umie ukrywać emocji, jakie pojawiają jej się na pyszczku — wyjaśniła i spojrzała w głąb lasu, zastanawiając się, gdzie ta się podziała. Po chwili wróciła wzrokiem do rozmówczyni.
— Tak, wiesz, nie umiem zbytnio się zaprzyjaźniać, więc jeśli masz jakieś konkretne pytania, to chętnie odpowiem! — miauknęła podekscytowana możliwością poznania kota z innego klanu bliżej.
Zalotka wysłuchała opinii Pietruszkowej Łapy na temat jej mentorki.
— To dobrze, że ty lubisz swoją mentorkę — stwierdziła, na chwilę milknąc — Przynajmniej Blade Lico pozwalał mi odbywać treningi z... przyjacielem — mruknęła, wspominając swoje uczniowskie czasy — Hm... wiesz, jeśli chcesz, możemy się jeszcze kiedyś spotkać, albo będę cię wyczekiwać na zgromadzeniu — zaproponowała po dłuższej ciszy.
Pietruszkowa Łapa od razu na tę propozycję się rozpromieniła! Jeśli było to możliwe, to jeszcze bardziej, bo sama rozmowa z kimś nowym była dla niej wspaniałym przeżyciem, pomimo początkowego spięcia.

<Krasopani?>

[1256 słów, trening wojownika]

Od Pietruszkowej Łapy Do Barszczowej Łodygi

Dzieje się w przeszłości, Pora Spadających Liści, przed zgromadzeniem 16.11

Kotka o czekoladowym futerku siedziała przed jaskinią, która służyła za obóz Klanu Klifu. Pozwalała kropelką wody z wodospadu moczyć swój pyszczek. W tej chwili wyczuła dobrze znany zapach, pełen słodyczy i troski. Pietruszkowa Łapa odwróciła głowę, zerkając na swoją mentorkę.
— Melodyjny Trelu — miauknęła rozpromieniona koteczka.
— Pietruszkowa Łapo, co tutaj tak sama siedzisz? — zapytała szylkretka, przy siadając obok swojej uczennicy.
— Odpoczywam — odparła krótko Pietruszkowa Łapa, wpatrując się w toń wody.
— Może wyjdziesz na granicę? Nie ma sensu tak siedzieć bezczynnie. Mogę pójść z tobą — zaproponowała mentorka, szturchając młodszą kotkę w ramię.
— Masz rację, nie ma co tak siedzieć! Ale pójdę sama, jeśli mogę — miauknęła Pietruszkowa Łapa, spoglądając na Melodyjny Trelu. W rzeczywistości jednak nie miała ochoty nigdzie wychodzić. Było chłodno, a słońce zasłaniały ciężkie chmury.
— Jasne, idź. Jesteś już na tyle duża — odparła starsza kotka, po czym liznęła uczennicę po głowie, wstała i wróciła do jaskini, machając ogonem na boki.
Pietruszkowa Łapa spojrzała za nią z miłością w oczach. W końcu podniosła się na cztery łapy i z lekkim uśmiechem na pyszczku potruchtała przed siebie. Gdy dotarła na otwarty teren, biegiem ruszyła w stronę rzeki. Szybko ją przepłynęła, docierając na przeciwny brzeg. Otrzepała się z wody, po czym pognała w stronę granicy z Klanem Burzy. Minęła sowiego strażnika i sekretny tunel, zbiegając na plażę. Piasek wciskał jej się między poduszki łap, a wiatr targał futerkiem. Spoglądając w niebo, łatwo można było wywnioskować, że wkrótce zacznie padać. Uczennicy jednak to nie przeszkadzało. Lubiła deszcz, więc ulewa nie powstrzyma jej ani przed oznaczeniem granic, ani przed polowaniem.

* * *

Kotka dotarła do granicy z Klanem Burzy od strony plaży i kamieni. Szła blisko oznaczeń zapachowych, by je odświeżyć. Nagle usłyszała odgłos łap, mimo że nie widziała jeszcze przeciwnika. Zapach Klanu Burzy dotarł do niej szybciej, niż wyczułby go ktokolwiek inny. Czekoladowa kotka skoczyła za kamienie, aby się ukryć. Nie była pewna, czy nieznajomy będzie nastawiony przyjaźnie, więc wolała na razie pozostać w ukryciu. Już nie raz, gdy zbliżała się do granic innych klanów, dochodziło do ataków, bo ktoś uznał, że podeszła zbyt blisko. Chciała poznać nowego kota, ale musiała zrobić to w sposób, który nie sprowokuje konfliktu. Z ukrycia obserwowała starszego wojownika o brązowym, pręgowanym futrze. Jego charakterystyczną cechą był bardzo krótki ogon. Kocur krążył przy granicy, aż nagle uniósł głowę i spojrzał w głąb terenów Klanu Klifu.
— Halo, dzień dobry! — miauknął w przestrzeń przyjaźnie.
Kotka chwilę siedziała za kamieniem, ale przyjazny głos nieznajomego szybko wyciągnął ją z kryjówki. Ostrożnie stawiając łapy, zbliżyła się do granicy, bacznie obserwując kocura. Była gotowa zarówno do obrony, jak i ucieczki.
— Witaj, co tutaj robisz sam? — zapytała, próbując zacząć rozmowę.
Czekoladowy kocur nie wyglądał groźnie. Jego postawa i ruchy jasno wskazywały na brak wrogich zamiarów. Pietruszkowa Łapa nie widziała powodów, by napinać mięśnie czy stroszyć sierść. Nieznajomy zerknął na klifiaczkę i uśmiechnął się przyjaźnie.
— Cześć! Wyszedłem sobie na spacerek. A Ty? Jesteś uczennicą, prawda? Gdzie Twój mentor? — zasypał ją pytaniami.
Pietruszkowa Łapa przechyliła głowę i uśmiechnęła się. Nie chciała sprawiać wrażenia gburowatej czy nieuprzejmej.
— Przyszłam oznaczyć granicę i zapolować! — oznajmiła dumnie. — Tak, nazywam się Pietruszkowa Łapa. Powinnam być już wojowniczką, ale przez chorobę mój trening trochę się przedłużył — zaśmiała się cicho. — Moja mentorka pozwala mi wychodzić samej. Do ceremonii zostało mi opanować tylko jedną umiejętność, a podobno w pozostałych jestem już bardzo dobra — dodała, lekko rumieniąc się na wspomnienie pochwał od innych kotów.
Wojownik zrobił wielkie oczy i pokiwał głową, wyraźnie zdumiony jej słowami.
— Niesamowite! A co to za umiejętność? — zapytał, zaciekawiony, aż jego wąsy zadrżały.
— Nawigacja w tunelach. U was w klanie pewnie uczycie się czegoś innego, prawda? Mogę wiedzieć czego? — odpowiedziała i od razu sama zadała pytanie. Interesowała ją kultura innych klanów.
Brązowy wojownik spojrzał na nią zaskoczony, ale uśmiechnął się delikatnie.
— Cóż, głównie uczymy się nawigacji w tunelach, tropienia i skradania. Raczej nie skaczemy po drzewach ani nic w tym stylu — zaśmiał się.
Pietruszkowa Łapa poruszyła wąsami, zdziwiona, że ich klany aż tak się nie różnią.
— Wy też macie nawigację w tunelach? To świetnie! A jak to wygląda? Masz może jakieś rady? Bo ja trochę się tego boję — przyznała, kładąc uszy po sobie, choć po chwili znów je podniosła. — A chodzenie po drzewach jest naprawdę super! — dodała, spoglądając w niebo, jakby myśląc o wspinaczce, na którą ostatnio nie miała czasu.
— Wierzę na słowo! — miauknął na wzmiankę o drzewach. — U nas w tunelach uczymy się głównie zapachów i zapamiętujemy ścieżki. Nie ma lepszej metody, bo pod ziemią nic nie widać, a tunele to prawdziwy labirynt — wyjaśnił.
— Rozumiem. Już nie mogę się doczekać, aż się tego nauczę! A właśnie, jak masz na imię? Ja już się przedstawiłam — zapytała, z ciekawością wyczekując odpowiedzi.
— Jestem Barszczowa Łodyga, wojownik z Klanu Burzy, ale możesz mi mówić po prostu Barszcz! Miło mi cię poznać, Pietruszko! Masz śliczne futerko — z komplementował młodszą kotkę, jakby chcąc wynagrodzić fakt, że wcześniej się nie przedstawił.
— Miło cię poznać, Barszczu! Twoje futerko również jest piękne — zamruczała, spoglądając na kocura i przyglądając mu się uważnie. — Nie chcę być wścibska, ale widzę, że masz krótki ogonek. Jak to się stało? Jest bardzo wyjątkowy!
— Mam go od zawsze! Po prostu taki już jestem — odparł. — Nie miałem żadnego wypadku ani nic w tym stylu. I miło mi, że tak mówisz! Czasem trochę mi się nie podoba, że jest taki krótki — wyznał, zerkając na swój ogon.
Pietruszkowa Łapa słuchała go z zainteresowaniem, co chwilę spoglądając z zachwytem na jego nietypowy ogonek.
— Jest śliczny! Uwielbiam, kiedy koty mają takie wyjątkowe cechy! Wygląda trochę jak ogon zająca lub królika, tylko większy. Przy wspinaczce może faktycznie przeszkadzać, ale przynajmniej wróg cię za niego nie złapie! — zażartowała, uśmiechając się. — Chciałabym mieć coś tak wyjątkowego. Poznałam już kilka kotów z uszami wywiniętymi do tyłu i trochę im zazdroszczę — przyznała, poprawiając swoją pozycję. Rozejrzała się po okolicy, upewniając się, że jest bezpieczna.
— Dziękuję! Ale ty też masz wyjątkowe cechy! Twoje oczy, głos albo wąsy są jedyne w swoim rodzaju. Pomyśl o tym — nikt nie ma takich jak ty! — odpowiedział z uśmiechem, przekazując jej komplement.
— Dziękuję, to miłe, kiedy ktoś mówi coś takiego — zamruczała, po czym podniosła się i przeciągnęła. Długie siedzenie na piasku nie należało do najwygodniejszych.
— Może się przejdziemy? Łapy mnie bolą od siedzenia — zaproponowała, rozglądając się wzdłuż granicy.
— Z chęcią! — odparł kocur, po czym energicznie podniósł się na łapy.
Koty ruszyły wzdłuż granicy. Mimo że trzymali się swoich stron, ich futerka co jakiś czas delikatnie się stykały. Wiatr łagodnie muskał ich pyszczki.
— Masz jakiś ulubiony kwiatek? Znasz się na kwiatach? Nasz medyk, Skowronek, trochę mnie poduczył, więc co nieco wiem! — zapytał Barszcz, przerywając ciszę.
Pietruszkowa Łapa zerknęła na niego i przez chwilę się zamyśliła.
— Mało się na nich znam, ale lubię nagietki. Są bardzo ładne! I stokrotki też mi się podobają. A ty masz jakiś ulubiony kwiat? — odpowiedziała z zainteresowaniem.
— Och, ja też lubię stokrotki! A widziałaś kiedyś maki? Z ich nasion korzystają medycy. Są takie piękne, czerwone i rośnie ich dużo w losowych miejscach, haha! — wyjaśnił, najpierw patrząc przed siebie, a potem z powrotem na kotkę.
— Maki? Czerwone? Chyba je widziałam! Nie wiedziałam, że medycy zbierają z nich nasiona — miauknęła z rosnącą ciekawością. — A wiesz, do czego te nasiona służą? — zapytała z nadzieją na nową wiedzę.
— Uśmierzają ból! — odparł z dumą. — Ale jeśli przesadzisz, można się nimi zatruć.
— O, rozumiem! Czyli znasz się na ziołach? Ja też! Ale na razie znam tylko cztery: pajęczynę, jagody jałowca, skrzyp i krwawnik! — pochwaliła się z entuzjazmem.
— Niekoniecznie — przyznał. — Skowronek kiedyś mi trochę opowiedział, bo go o to poprosiłem. Ale do poziomu medyka mi bardzo daleko! Poza tym jestem wojownikiem, umiem walczyć, a nie leczyć — dodał z pogodnym uśmiechem.
— Aaa, ja bym chciała znać się na medycynie, żeby w razie potrzeby móc komuś pomóc — odparła, idąc spokojnym krokiem. Nagle rozległ się grzmot, który sprawił, że futro na karku uczennicy zjeżyło się instynktownie.
— Ale trenujesz się na wojowniczkę, prawda? — do pytał Barszcz, zerkając na nią. W tym momencie poczuł kroplę deszczu, która spadła na jego ucho. — Czyżby zaczynało padać?
— Tak, trenuję — odpowiedziała Pietruszkowa Łapa, również czując pierwsze krople deszczu. — Chyba tak! — dodała z radością, bo uwielbiała deszcz.
— Ojej, to chyba musimy wracać do obozów. Nie ma co moknąć, prawda? — zaśmiał się. — Spotkajmy się jeszcze kiedyś, Pietruszko! — zawołał na pożegnanie i szybko pokłusował w głąb terenów Klanu Burzy.
— Chyba tak... — miauknęła, spoglądając w niebo. — Do zobaczenia, Barszczowa Łodygo! — zawołała za nim.
Pietruszkowa Łapa dopiero po kilku chwilach odwróciła się od granicy i ruszyła w stronę obozu. Deszcz już zdążył ją dogonić i całkowicie przemoczyć futerko. Mimo to szła spokojnie, chłonąc atmosferę tej chwili. Widoczność była ograniczona, wszędzie panowała ciemność, a jedynym dźwiękiem, jaki dało się usłyszeć, były krople deszczu uderzające o ziemię. Piach nieprzyjemnie przykleił się do poduszek jej łap, ale gdy dotarła na trawiasty teren, od razu je wytarła.
Przechodząc obok sowiego strażnika, dostrzegła przemoczonego kota stojącego na swoim posterunku. Zaśmiała się cicho pod nosem i potruchtała dalej. Gdyby tylko mogła, z łatwością zamieniłaby się z tym szczęściarzem! Bycie tak wysoko podczas ulewy musiało być cudownym uczuciem.

* * *

W wolnym tempie w końcu dotarła do obozu. Stanęła przed jaskinią i otrzepała się z deszczu.

<Barszczowa Łodygo?>

[1492 słowa; trening wojownika]

Od Lamentującej Łapy do Cisowego Tchnienia

Biały, lśniący puch otulał szare łapki kotki, nieprzyjemnie drażniąc jej ciemne poduszeczki. Choć mgły dawno już zrzedły, Lamentująca Łapa nie wiedziała, co było gorsze. Mleczna chmura na ziemi, czy też rażące po oczach bezkresne połacie terenu. Wylegując się w legowisku, nie wysnuła żadnych mądrych wniosków, to też po chwili od przebudzenia postanowiła wstać. Pierwsze promienie słońca powolutku wychylały się zza linii horyzontu, jednak większość kotów dalej pogrążona była w głębokim śnie. Opuszczając okryte mrokiem legowisko uczniów, kotka skierowała się od razu do wyjścia z obozu, dzielnie brnąc przez śnieg. Wychodząc, dostrzegła pytające spojrzenie strażnika, dlatego też mruknęła coś o wczesnym treningu i ruszyła przed siebie. Tak właściwie nie mijało się to z prawdą, gdyż dokładnie taki był cel jej wczesnej pobudki. Udowodni ojcu, że jest lepsza, niż myślał. Mijając kolejne, identyczne dla niej drzewa, dymna wreszcie dotarła do, jak jej się wydawało, dość dogodnego miejsca na polowanie. Schyliwszy się, omiotła otoczenie wzrokiem i uchyliła lekko pysk. W krótce jej nos połaskotała delikatna woń myszy. Niebieskooka rozejrzała się, powoli pełznąc ku źródle zapachu. Wtem zza krzaków wyłonił się szary, chudy łebek, spoglądający na nią swoimi brązowymi, pełnymi strachu ślepiami. Lamentująca Łapa nie miała zbyt wiele czasu, aby przyjrzeć się zwierzątku, gdyż błyskawicznie wyskoczyła, jakimś cudem nabijając ofiarę na wysunięte pazury. Powoli wstała z ziemi i podeszła do najbliższego drzewa, otrzepując swoje ciemne futro. Zakopała ciepłą jeszcze zdobycz pod cienką warstwą śniegu, z zamiarem przyjścia po nią później, a następnie odsunęła się nieco w poszukiwaniu dogodnego pnia, na który mogłaby się wspiąć. Podeszła w kierunku najbliższej kłody, wyrastającej z ziemi i uczepiła się jej, starając się wczołgać na górę. Uniosła tylną łapę do góry, aby zaczepić ją o cienką gałęź, jednak kończyna ześlizgnęła się z oblodzonej powierzchni, a jeden z pazurów niefortunnie zahaczył wgłębienie w korze. Wystarczyło silne, szybkie pchnięcie i kotka wylądowała na ziemi, prychając z irytacją. Cała obolała, Lamentująca Łapa wstała, lustrując otoczenie wzrokiem. Jasny śnieg splamiony był kilkoma kropelkami krwi, niosącymi ze sobą nieprzyjemny, gryzący zapach. Dopiero po chwili do niebieskookiej dotarło, iż szkarłatna ciesz pochodziła od niej samej. Przy drzewie bowiem leżał jej pazur, co tłumaczyło ból, jaki pojawił się przy "zejściu z drzewa". Kotka schyliła łeb, uważnie oglądając tylną łapę. W miejscu, w którym przedtem znajdował się pazur, pojawiła się mała rana. Była jednak na tyle mała, aby nie wymagać opieki medycznej.
— Odrośnie — mruknęła do siebie, wywracając oczami.
Dymna wróciła do miejsca, w którym zakopała zwierzynę i chwyciwszy ją w szczęki, zawróciła, z zamiarem powrotu do obozu.

── ✧《✩》✧ ──

Snuła się po koczowisku, co jakiś czas tylko zatrzymując się, aby wyrwać sobie kolejny kłębek futra. Kotka zdawała sobie sprawę, że po bokach nie zostało jej już prawie sierści, jednak kto by się tym przejmował. Po chwili namysłu, Lament wkroczyła do legowiska medyka, porozmawiać z matką. Do jej nozdrzy dopłynął zapach ziół i kurzu, na który szary pysk kotki wykrzywił się.
Fuj.
— Mamo? — zawołała, mrużąc oczy.
Z ciemności wyłoniła się Cisowe Tchnienie, unosząc pytająco brew.
— Coś ci dolega? — Medyczka machnęła ogonem, podchodząc do córki.
— Nie. Chciałam z tobą porozmawiać na temat Skarabeuszowej Łapy — oznajmiła poważnie uczennica, siadając.

<Rodzicielko?>

[507 słów + wspinaczka]

Od Siewczego Letargu

Nastał ponownie mróz. Świat zniknął za ścianą bieli. Nie pamiętała, która to już była jej pora nagich drzew. Zawsze ciężko ją znosiła. Mimo gęstego futra brak słońca doskwierał jej. Jeszcze trudniej było znaleźć jej w sobie siłę. Informacja o ciąży Melodyjnego Trelu nie pomagała. Siewka była w rozsypce. Chciała cieszyć się radością mentora. Lecz traciła go. Coraz bardziej. Nieuchronnie.
Świdrująca myśl nie dawała jej spokoju. Dlaczego ona. Skąd. Co takiego w sobie miała. Siewce wciąż dokuczały kolejne pytania. Nie potrafiła tego zrozumieć. Co takiego miała niska wojowniczka czego ona nie posiadała. Miała wrażenie, że jej więź z mentorem była głęboka. Przeżyli obok siebie tyle księżyców. A on porzucił ją dla niej. Obcej. Dziwnej. Rozliczającej innych z ich czynów.
Krótki ogon nerwowo chodził na strony. Nie potrafiła tego rozgryźć. Dojść do sedna tej sprawy.
— Siewczy Letarg, prawda?
Uniosła niechętnie łeb by przyuważyć wojowniczkę. Było w niej coś znajomego. Może barwa futra. Nietypowe dwukolorowe ślepia spoglądały na nią. Kiwnęła niepewnie łbem, wciąż bardziej pogrążona we własnych myślach niż na nieznanej wojowniczce.
— Nie wiem czy mnie pamiętasz, mieszkaliśmy dłuższy czas razem w legowisku uczniów. Ale, no jestem tutaj bo mamy razem wybrać się na patrol łowiecki. Taki rozkaz z góry. Haha, wiesz o co chodzi. Prawda?
Pomarańczowe ślepia zerknęły na własne łapy. Niezbyt chciała opuszczać swoje posłanie. Niezbyt miała siłę na cokolwiek. Nastała niezręczna cisza. Mordercza wręcz. Jedynie zrywki rozmów wypełniały ją od czasu do czasu. Niechętnie wstała. Nie miała w sobie siły by sprzeciwić się zaleceniu zastępcy.
— To jak? Jednak mnie nie pamiętasz, co? Nie przejmuj się, nic dziwnego, zdawałaś się wtedy bać własnego cienia... — urwała na chwilę. — Oj, przepraszam. Nie jesteś na mnie zła, nie?
Siewka zwiesiła łeb.
— Nie.
Starsza wojowniczka przyspieszyła kroku. Zatrzymała dopiero, widząc jak daleko jest jej "nowa koleżanka". Zaczekała aż dojdzie do niej.
— Brzuch Cię boli? Taka niemrawa jesteś jakaś.
Czując na siebie czujny wzrok kotki, trochę speszyła.
— Nie lubię zimna — wyznała cicho, jedno z mniejszych swoich zmartwień.
Jeżówkę chyba zadowoliła ta odpowiedź. Pokiwała energicznie łbem.
— Doskonale cie rozumiem. Ja też nie przepadam. Chodźmy w okolice Złotych Kłosów. O tej porze zawsze kręci się tam dużo gryzoni. Szybko to załatwimy. — zaproponowała z uśmiechem. — Przyspiesz trochę kroku to od razu zrobi ci się cieplej.
Niepewnie posłuchała się rady kotki. Faktycznie po jakimś czasie było jej lepiej. Nie wiele zajęło im dotarcie na miejsce. Nieco zdyszane dotarły na ogołocone pole. Siewka przyglądała się znanemu miejscu w tak innej scenerii. Gleba była łysa, oprószona gdzieniegdzie śniegiem. Po zwierzynie nie było śladu.
— Musimy zapuścić się dalej. — stwierdziła Jeżówka.
Siewka jedynie kiwnęła łbem i ruszyła za wojowniczką. Mimo wszystko ten patrol nie był taki zły. Wyrwał ją z kręgu ciemnych myśli. Zmotywował do ruchu. Czarna smuga wyróżniała się na tle reszty zimowej scenerii. Śmierdziała dziwnym odorem spalenizny i Dwunożnymi.
— Zdaje się cieplejsza od ziemi. — stwierdziła jej towarzyszka, dotykając łapą podłoża.
Siewka skrzywiła jedynie pysk przez smród panujący przy Drodze Grzmotu. Potworów nigdzie nie było, lecz zawsze zjawiały się nie spodziewanie. Wojowniczka unikała ich jak mogła. Niechętnie przekraczała ją nawet późnym wieczorem, gdy Potwory są w swych domostwach.
— Chcesz tam iść? — jej głos zdawał się być przerażony.
Aż sama zaskoczona zamilkła, zerkając jedynie na Jeżówkę. Szylkretka uśmiechnęła się, a jej ślepia zdawały się bacznie obserwować ulicę.
— To co może przebiegniemy? Na raz dwa trzy? Dasz radę? Już tak daleko zaszłyśmy, że szkoda się cofać. — zaproponowała kotka.
Siewka położyła po sobie ogon, ale niechętnie przystosowała się do oferty kotki. Zamknęła ślepia i na komendę ruszyła biegiem przez Drogę Grzmotu. Jedynie wesoły śmiech Jeżówki uświadomił ją, że bezpiecznie ją pokonały.
— Daliśmy... radę... — wydyszała wojowniczka, siadając na bezpiecznym lądzie.
Młodsza uśmiechnęła się słabo.
Faktycznie dały radę.

* * *

Jeżówka miała rację. Siewka była zaskoczona ilością gryzoni po drugiej stronie Złotych Kłosów. Myszy zbierały z gleby zgubione przez Dwunożnych kłosy zbóż. Plątały się niemal pod łapami w porównaniu do tego co było po drugiej stronie znajdującej się bliżej ich obozowiska. Nie musiało minąć zbyt wiele czasu, by obie miały z czym wrócić do obozu. Starsza dumnie niosła dwa dorodne samce, unosząc zadowolona brwi. Siewka kiwnęła z uznaniem, biorąc w pysk swoją zdobycz. Powoli mrok wkradał się na niebo. Najwyższy czas powrotu. Prawdopodobnie obie tak uznały, gdyż kroki kotek skierowały się w stronę ścieżki grzmotu. Siewka lekko zjeżyła się na myśl o niej. Jeżówka natomiast dalej się nie przejmowała ją tak, przynajmniej nie tak jak jej towarzyszka.
Siewka weszła na zimny asfalt. Przekroczyła go na miękkich łapach, lecz szybko. Ryk zaczął nieść się po okolicy. Oczy wojowniczki rozszerzyły się z niepokojem. Spojrzała na towarzyszkę, chcąc ponaglić jej kroki.
— Już, już, jeden mi upadł. — tłumaczyła się z uśmiechem szylkretka, łapiąc ponownie mysz za ogon. — Nie martw się, zaraz będę. 
Siewka usiadła niespokojnie uderzając ogonem o zimną ziemię. Ryk się zbliżał. A Jeżówce wciąż został kawałek do przejścia. Czuła, jak napięcie w niej zrasta, a gula rośnie w gardle.
Siewka poczuła znajomy zapach obok siebie. Zdyszana Jeżówka niemal wpadła na nią. Odetchnęła z ulgą widząc kotkę całą. 
— Haha, ale przygoda, co? — miauknęła, jakby wcale przed chwilą nie zginęła. 
Jej ciało drżało. Siewka nie odezwała się. Nie wiedziała nawet co powiedzieć. 
— Chodźmy już stąd. — przerwała ciszę starsza wojowniczka. — Muszę koniecznie opowiedzieć o tym Jastrząb. 
Szylkretka uniosła zaciekawiona uszy, słysząc znajome imię. Jastrząb, przyjaciółka jej siostry, również szylkretka. Jak zmrużyła oczy zaczynała coraz bardziej dostrzegać podobieństwo pomiędzy nimi. Nie wiedząc jak zareagować na tą informację, zwróciła wzrok ku własnym łapą.
— Tak wracajmy.
Dotarły do znajomej im aż za dobrze polany. Napięcie lekko opuściło spięte ciało Siewki. Cieszyła się nawet, że byli już tak blisko obozowiska. Ilość przeżytych wrażeń zdecydowanie było ponad normą. Dziwny odgłos niósł się echem po okolicy. Siewka rozejrzała się wokół siebie. Coś przebiegło niedaleko lasu. Zbyt małe na lisa, zbyt duże na łasice. Położyła uszy zmartwiona. Przyczajona Kania wspominał o samotnikach mogących naruszać granice. Odwróciła się niepewnie w stronę Jeżówki. Jej wzrok badał coś innego. Coś zbliżającego się w ich stronę. 
Huk zaskoczył je obie.
Lecz tylko jedna z nich wróciła do domu.

Nowy członek Pustki!

Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna śmierci: Starość

Odszedł do Pustki!

01 grudnia 2024

Od Pietruszkowej Łapy

Dzieje się w przeszłości, środek Pory Opadających Liści

Słońce powoli wychodziło zza horyzontu. Mgła otulająca równiny na terenach Klanu Klifu nie znikała. Liście w małym lasku zmieniły kolory na pomarańczowe, żółte i brązowe. Każde spojrzenie na kolorową panoramę powodowało uśmiech na pyszczkach kotów.
W szczelinie, gdzie sypiały koty szkolące się na wojowników, leżała czekoladowa uczennica. Jej futro było rozczochrane, a ona sama spała w powyginanej pozycji. Naturalny budzik szybko obudził kotkę. Zmieszana ciemnością i lekkim chłodem, usiadła na swoim posłaniu. Wszyscy uczniowie dookoła spali smacznie. Pietruszkowa Łapa, nie chcąc ich obudzić, wyszła ze szczeliny. Wojownicy schodzili ze swojej półki i zbierali się przy Przyczajonej Kani, który wyznaczał ich na patrole. Czekoladowa zwróciła uwagę na medyczkę wychodzącą ze swojego legowiska. Głównie biała kotka wyszła z jaskini.
„Czereśniowa Gałązka idzie szukać ziół! Może mogłabym się do niej przyłączyć?” pomyślała, spoglądając na swoje łapy. Postanowiła, że ruszy za kotką, ale potem. Wpierw chciała coś zjeść i ułożyć futro. Stanęła przy stosie zwierzyny i, widząc, jaki jest mały, zabrała z niego wiewiórkę oraz mysz. Sama nie śmiała nawet tknąć tego jedzenia, ale nakarmienie starszych i karmicielek było ważne. Zaniosła swojej ulubionej trójce staruszek rudego gryzonia, przepraszając za tak skromny posiłek. Następnie odwiedziła ślepą na jedno oko kotkę i przed łapami postawiła jej myszkę. W końcu czekoladowa usiadła przed wodospadem i zaczęła układać futro. Jak to zawsze bywało, sierść na policzkach nie dawała się ułożyć. Uczennica westchnęła i ruszyła przed siebie za zapachem medyczki.
Pietruszkowa Łapa dotarła do małego lasu. Uwielbiała to miejsce! Wspinaczka na drzewach to coś, co pręgowana mogłaby robić cały czas. Przystanęła przy jednej z wielkich roślin i wybiła się z ziemi. Chwyciła pień i wspięła się na najniższą gałąź. Podróżując już drzewami, uczennica dostrzegła biało-szylkretowe futro. Zeszła na ziemię i podeszła do medyczki Klanu Klifu.
— Witaj, Czereśniowa Gałązko, może pomóc ci szukać ziół? — zaproponowała od razu pręgowana.
— O, Pietruszkowa Łapo, witaj. Jasne, pomoc zawsze się przyda. Będę mogła również opowiedzieć ci więcej o ziołach — miauknęła przyjaźnie szylkretowa kotka. Po paru uderzeniach serca ruszyła przed siebie w las, szukając jakichś ziół. Nagle zatrzymała się, marszcząc nos.
— Widzisz to? To trujące zioło — oznajmiła, wskazując na roślinę z fioletowymi, pięknie pachnącymi kwiatami. — Nazywa się zimowit jesienny. Często jest mylony z dzikim czosnkiem — wyjaśniła.
— Dziki czosnek śmierdzi, a ten pachnie. Myślę, że nie pomylę! A jakie ma efekty? — zapytała.
— Wywołuje ostre bóle brzucha, podobno rany pazurami mniej bolą. Kot drętwieje i często umiera — oznajmiła, zakrywając roślinę jakimś krzewem.
— Czyli nie da się uratować kota? — zapytała z nadzieją.
— Da się, ale często to nie wychodzi. Podanie ziół na wymioty i mniszka lekarskiego zwiększa szanse, jednak rzadko koty przeżywają — mruknęła i ruszyła dalej.
Pręgowana uczennica spojrzała ostatni raz na trujące zioło, po czym ruszyła za medyczką. Czereśniowa Gałązka rozkopywała sterty liści i zaglądała pod krzewy, które nie należały do tych leczniczych. Pietruszkowa Łapa robiła to samo, aż nagle zobaczyła roślinę o rozgałęzionych i mięsistych łodygach. Po paru chwilach przypomniała sobie, co to było.
— Czereśniowa Gałązko, znalazłam skrzyp polny — oznajmiła dumna z siebie. Medyczka odwróciła się w jej stronę i zerknęła na roślinkę.
— Masz rację, to skrzyp polny — zatwierdziła. — Pamiętasz, jakie miał zastosowania? — zapytała.
— Jasne, że tak! Tamował krwawienie, pomagał na infekcje i wrzody! — miauknęła pewnie. — Jednak trzeba uważać! Zbyt duża jego ilość może prowadzić do paraliżu, a nawet śmierci — zakończyła, dumnie wypinając pierś.
— Dobrze! Widzę, że to pamiętasz — pochwaliła ją kotka i zebrała roślinę. Szybko umocowała ją sobie w futerku i ruszyła dalej.
— Ja też coś znalazłam — oznajmiła szylkretka ochrypłym głosem i poprowadziła Pietruszkową Łapę do krzewu z czerwonymi owocami.
Czekoladowa kotka powąchała to, co wisiało na gałązkach, i spojrzała pytająco na medyczkę.
— Po jednej nic ci nie będzie, ale lepiej ich nie jedz — odpowiedziała słownie na jej spojrzenie.
Pręgowana kotka ugryzła delikatnie kawałek czerwonej kuleczki, jednak szybko ją wypluła.
— Kwaśna! — stwierdziła i pomachała wystawionym językiem, by pozbyć się smaku owocu.
Czereśniowa Gałązka zaśmiała się pod nosem i zaczęła zbierać gałązki. Większą uwagę skupiała na liściach niż na owocach, ale ich też nie zabrakło.
— To malina kamionka. Tamuje krwawienie podczas porodu i pomaga na ból. Głównie używa się liści do zjedzenia, jednak jedna jagoda raz na jakiś czas nie zaszkodzi — wyjaśniła, ruszając powoli dalej.
— O, porody? Ciekawi mnie, jak to wszystko wygląda — miauknęła szczerze. Interesowało ją, jak małe kociaki przychodzą na świat. Niestety w Klanie Klifu nie zapowiadało się na takie wydarzenie.
— Porody to coś, czego brakuje w naszym klanie — mruknęła smutno. — Cały ich przebieg, zadania, jakie mają medycy i matka, to magiczne chwile, ale też ogromna odpowiedzialność — oznajmiła z powagą. — Opowiem ci kiedyś, jak to wszystko wygląda, jednak nie teraz — odparła i podniosła uszy na widok kolejnego zioła. Piękne liście w kształcie serc otaczały pnie drzew.
— To bluszcz pospolity — odparła medyczka, zrywając parę winorośli. Obwiązała sobie nimi łapy.
— Ma bardzo ładne listki! — zamruczała zachwycona Pietruszkowa Łapa. Zebrała również trochę winorośli i także oplotła nimi swoje łapy.
— One nie nadają się do jedzenia. Bardzo pieką w pyszczku. Przenosimy w ich liściach inne zioła — oznajmiła.
Czekoladowa kotka pokiwała głową i ruszyła przed siebie, wyprzedzając starszą kotkę. Czuła się bardzo pewnie i liczyła, że znajdzie kolejne zioła! Idąc przez las, nagle zatrzymała się, krzywiąc pysk. Ostry zapach tak ją uderzył, że cofnęła się o dwa kroki. Była pewna, że to nie był dziki czosnek. Ostrożnie podeszła do krzewu, na którym rosły czarne owoce.
— To jeżyna krzewiasta. Używana jest głównie na użądlenia pszczół — odparła krótko i ominęła krzak.
Pietruszkowa Łapa spojrzała ostatni raz na roślinę i ruszyła za mentorką.
Obie kotki przedzierały się przez las. Piękne, kolorowe liście umilały im czas, a gdy co jakiś czas spadały na ziemię, Pietruszkowa Łapa wyskakiwała, by je łapać. Rozglądała się nie tylko za ziołami, ale też za zwierzyną. Po chwili dojrzała rudy ogon szukający czegoś w leśnym podszyciu. Przycupnęła przy ziemi i ruszyła powoli do przodu. W odpowiedniej chwili wyskoczyła i złapała wiewiórkę za kark, szybko ją zabijając. Schowała zdobycz pod liśćmi, tak by nikt inny jej nie znalazł.
— Dobrze polujesz — pochwaliła ją Czereśniowa Gałązka. — I z ziołami też nie idzie ci najgorzej. Takie koty jak ty zdarzają się rzadko — oznajmiła, patrząc przed siebie.
— Dzięki ci, ale z ziołami mogłoby iść mi jeszcze lepiej! — miauknęła, podskakując.
Medyczka w pewnym momencie przystanęła koło iglaka z czerwonymi jagodami.
— To jest cis pospolity, a te jagody to jagody śmierci — oznajmiła, wypowiadając nazwę ze zgrozą. — Kolejne trujące zioło. Jest śmiertelne, ale uratowanie kota jest łatwiejsze niż w przypadku zimowitu. Konsekwencje przeżycia są jednak wysokie: kołatanie serca, silne stany zapalne, problemy z oddychaniem, biegunki, ślinotoki… Dużo tego jest. Często lepiej nie ratować kota niż go ratować — mruknęła i ominęła roślinę szerokim łukiem.
Obie kotki pomału zbliżały się do wyjścia z lasu obok Złotych Kłosów. Pietruszkowa Łapa zatrzymała się na chwilę i podbiegła do krzaków. Po chwili wróciła z pajęczyną.
— Pajęczyna. Na zatrzymanie krwawienia — oznajmiła z patykiem w pyszczku.
Bura szylkretka skinęła głową i ruszyła dalej. Już przy wyjściu z lasu można było wyczuć piękny zapach. Jasne stało się, że pochodził on od krzewu z małymi czarnymi kuleczkami.
— To jest bez czarny. Pomaga przy zwichnięciach i skręceniach — wytłumaczyła uczennicy, zbierając parę gałązek.
— Naprawdę ładnie pachnie! — miauknęła wesoło, stojąc obok mentorki.
— Masz rację, ale musimy już wracać — oznajmiła kotka i ruszyła w stronę obozu.
Obie szły skrajem lasu, nadal rozglądając się za czymś do zebrania. W pewnym momencie Pietruszkowa Łapa skręciła gwałtownie w krzaki. Przecież musiała odnaleźć swoją zdobycz! Odnalazła wiewiórkę pod stertą liści i już po paru chwilach wróciła do miejsca, gdzie zostawiła Czereśniową Gałązkę. Medyczka była jednak już dalej. Zrywała żółte, wysokie rośliny. Ich kolor był teraz lekko wyblakły, jednak Pietruszka domyśliła się, że w Porze Zielonych Liści muszą być intensywnie żółte.
— A co to za żółta roślina? — zapytała uczennica, uprzednio odkładając wiewiórkę i gałązkę z pajęczyną na ziemię.
— To nawłoć pospolita — odparła, wypluwając parę łodyg na trawę. — Pomaga przy leczeniu ran, zwichnięciach i złamaniach. W postaci okładu oczywiście — wyjaśniła.
— Rozumiem. Muszę kiedyś zobaczyć, jak opatrzyć zwichniętą łapę — stwierdziła, patrząc na żółtą roślinkę.
— Jak będzie taka okazja, to ci pokażę. Teraz wracajmy już do klanu — miauknęła medyczka i zabrała ze sobą nawłoć oraz pozostałe zioła.
Pietruszkowa Łapa chwyciła w pysk gałązkę z pajęczyną oraz wiewiórkę i ruszyła za Czereśniową Gałązką.
Uczennica i medyczka dotarły do jaskini. Czekoladowa uczennica pomogła odłożyć zioła w odpowiednie miejsca. Razem zjadły wiewiórkę złapaną przez Pietruszkę i zajęły się rozmową.
— Dobrze, więc teraz podsumuj zioła, jakie dzisiaj znalazłyśmy — poprosiła bura szylkretka.
Pietruszkowa Łapa pokiwała głową i podeszła do półek z ziołami. Miała zamiar je wskazywać podczas opowiadania o ich zastosowaniach.
— To zimowit jesienny, jest trujący. Trudno po nim uratować kota — miauknęła, wskazując na fioletowe kwiatki. Następnie swoją uwagę przeniosła na zieloną, szpiczastą roślinę.
— To skrzyp polny. Tamuje krwawienie, pomaga na wrzody i infekcje. Duża jego ilość może spowodować nieodwracalny paraliż — wyjaśniła uczennica, mocno skupiając się na słowach, które wypowiadała.
— Malina kamionka — oznajmiła, pokazując gałązkę z czerwonymi kuleczkami. — Jest używana podczas porodów na krwawienie i ogólnie pomaga z bólem — odparła, po czym od razu szturchnęła łapą winorośle. — A to bluszcz pospolity! Jego się nie je, w nim przechowuje się zioła — przerwała, przełykając ślinę.
Medyczka Klanu Klifu siedziała i z uwagą słuchała młodej kotki. Była zaskoczona tym, jak dużo zapamiętała Pietruszkowa Łapa.
— Jeżyna krzewiasta, na użądlenia pszczół — wskazała pyszczkiem na liście, których dzisiaj obie kotki nie przyniosły, jednak znajdowały się w magazynku.
— Nie widzę nigdzie jagód śmierci, ale dzisiaj je widziałyśmy — oznajmiła, nie zauważając małych ukrytych jagódek w rogu legowiska. — To też śmiertelna trucizna. Łatwiej uratować kota niż w przypadku zimowitu, ale nie jest to opłacalne z powodu skutków ubocznych — westchnęła i przełknęła ślinę.
— Czarny bez i nawłoć pospolita pomagają na zwichnięcia i złamania — miauknęła, pokazując wpierw podłużne liście, a następnie żółte, długie łodygi. — I to wszystko — zakończyła i usiadła, spoglądając na medyczkę.
Czereśniowa Gałązka chwilę się nie odzywała, jakby zastanawiała się nad wystawieniem oceny dla Pietruszkowej Łapy.
— Doskonale — odezwała się w końcu. — Zapamiętałaś sporo ziół, co jest godne pochwały — zamruczała.
— Dziękuję! To dzięki tobie, gdybyś mnie nie uczyła, to nigdy bym tego nie wiedziała — zamruczała kotka i przytuliła się do starszej kotki.
— Ja już będę iść, dziękuję za wszystko, Czereśniowa Gałązko! — miauknęła na pożegnanie i wyszła ze szczeliny medyków.
Zaskoczona nagłym przytulasem medyczka jedynie skinęła głową na pożegnanie. Pietruszkowa Łapa z uśmiechem na pysku poszła się przespać przed dalszymi aktywnościami.

[1678 słów; trening medyka]

Od Miodowej Łapy CD. Głupiej Łapy

Uczeń siedział prawie przy wyjściu w legowisku medyka, patrzył, jak Cisowe Tchnienie sama sortowała zebrany zapas ziół na Porę Nagich Drzew. Patrząc w to miejsce, czuł pustkę, jakby czegoś brakowało w tym miejscu, choć była tam jego matka to nie widział tam Skarabeuszowej Łapy, jego siostry. Teraz była tylko odrzutkiem społecznym z winy Sosnowej Gwiazdy, aż miał ciarki, gdy widział, jak Liderka jego klanu znęcała się nad jego siostrą i wyrwała jej ogon; ten obraz ciągle mu siedział w jego głowie i nie mógł się go pozbyć; był zbyt drastyczny. Jego wzrok skupił się na siostrze, która była zwinięta w kulkę gdzieś z tyłu. Tak bardzo chciał zamienić z nią kilka słów, powiedzieć, chociaż, że nie jest z tym sama, ale zamienienie z nią kilka słów kosztowałoby, jego i ją, niespodziewaną karę ze strony ich tyranki, zimniejszej nawet niż ten śnieg, który sypnął na ziemię. Rozmyślał przez chwilę, jakby tu ją przez chwilę uszczęśliwić, żeby na jej pyszczku pojawił się promienny uśmiech. Tak więc rozmyślając, jakby tu zadziałać wyszedł na zewnątrz i wdepnął w śnieg, zobaczył, że nie był dość kruchy, tylko się spłaszczył, a gdyby tak dało się z niego coś zrobić? Miodowa Łapa wymyślił, że zrobi miniaturkę w kształcie siostry, wziął śnieg w łapy i zaczął lepić jedną kulkę, na której miała stać głowa. Gdy była już zrobiona to kocur ukulał jeszcze mniejszą i postawił na pierwszej kulce. Wyglądało to, jak ciało z głową, tylko potrzebował teraz ogona, uszu, oczu i elementów twarzy. Poszedł niedaleko obozu szukać jakichś kamieni i patyków, jednak ziemia była zasypana śniegiem, więc musiał wygrzebać te przedmioty, na szczęście było to łatwiejsze niż szukanie zwierzyny. Przyniósł parę patyków i kamyczków znalezionych podczas szukania, więc zabrał się do roboty. Wziął krótki badyl i wbił go w tył rzeźby, sprawiając, że miała ogon, następnie z kamyczków zrobił oczka, następnie nos, a poniżej dorysował stworzonku uśmiech. Na koniec wziął patyki. Jeden dłuższy dał po prawej stronie głowy, a krótszy po lewej stronie głowy. Patrząc na gotową podobiznę Skarabeuszowej Łapy, był z siebie zadowolony. Ciekawe tylko jak jego siostra zareagowała na swoją miniaturową wersję ze śniegu, która stała blisko legowiska medyka.

<Głupia Łapo?>

[354 słowa]

Nowi członkowie Klanu Gwiazdy i Miejsca Gdzie Brak Gwiazd!

 



Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna odejścia: Starość

Odeszła do Klanu Gwiazdy!




Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna odejścia: Starość

Odeszła do Klanu Gwiazdy!



Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna odejścia: Starość
Zasłużenie: Zdrada klanu, otwarte dyskryminowanie kotów o nie-rudym futrze, 

Odszedł do Miejsca gdzie Brak Gwiazd!

Od Głupiej Łapy Do Miodowej Łapy

Biały niczym kości śnieg był wszędzie. Zimno kuło w nos, uszy, poduszki łap, po prostu wszędzie. Poniekąd krajobraz uznałabym pewnie za piękny, gdyby… Świat nie byłby taki zamazany. Płakałam, po prostu nie wiedziałam, jak inaczej zareagować. Łzy strumieniem spływały mi po policzkach. Patrzyłam z utęsknieniem na legowisko medyka. Byłam winna i czułam się bezbrona. Nie mogłam nigdzie się schować. Czułam się jak zwierzyna, na którą ktoś polował. W legowisku uczniów i tak by nikt mi nie pomógł. Koty patrzyły się na mnie z ukosa, a ja nie miałam już siły. Nie mogłam wyjść z obozu bez opieki. Uczyłam się słabo, bardzo słabo… Cała byłam pobijana. Siniaki, choć ukryte pod futrem, były wszędzie. Treningi były zbyt wymagające. Jednak czy to była jej wina? Moja babcia… Choć starałam się tego nie czuć, poniekąd jej nienawidziłam. Nienawidziłam tego miejsca. Choć to ja byłam tu winna. To ja coś źle zrobiłam. To ja, nie oni. Bałam się ich, choć powinnam ufać klanowi. Jestem słaba. Jestem słabym kotem. Bardzo słabym. Powinnam ich się bać, może wtedy moje wady nie wyjdą na wierzch? Marzyłam o dniu, kiedy w końcu mi chociaż trochę wybaczą. Miałam wrażenie, że wyrwałabym sobie oczy z czaszki, jeśli mieli, by mi wtedy wybaczyć. Oddychałam ciężko i głośno. Czułam wstyd, jednak i tak imię już było skażone moimi własnymi czynami. Nie ważne co zrobię. Chyba nie powinnam się tak wpatrywać w legowisko medyka… Mój wzrok przeniósł się na liliowego kocura. Po chwili zdałam sobie sprawę, że jest to mój brat… biedny Miodowa Łapa. Patrzyłam na niego a on, jeszcze mnie nie zauważył. W końcu i tak nie może ze mną rozmawiać… Chciałabym móc z nim rozmawiać. Chciałabym móc wymienić z nim parę zdań. Jednak nie mogę. A nawet jeśli bym mogła, to przyniosłam mu taką hańbę. Raczej nie chciałby się do mnie odzywać. Jestem pchłą w futrze dla mojej rodziny… Przeszkadzam i szkodzę. Czy ich też boli to, że to zrobiłam? Czy mają do mnie żal?... Nie wiedziałam i na razie nie miałam jak się dowiedzieć. Zostało mi się tylko im przyglądać i próbować wyczytać coś z ich twarzy oraz oczu, z resztą nie udawało mi się to. Chociaż może tym razem? W każdym razie spróbuje. Przyglądając się mu, widocznie widziałam jego chude ciało. Wydawało mi się nawet trochę za chude… Czyżby go głodzili? Czyżby przeze mnie nie dawali mu jeść, tyle ile potrzebuje? Chociaż on zawsze był taki chudy. A reszta mojej rodziny nie wygląda na tak kościstych… Obserwowałam go, a łzy dalej leciały mi z oczu. W końcu szary odwrócił łeb. Spojrzał na mnie złocistymi oczami. Czy był zły, że na niego patrze? A może smutny? W każdym razie popatrzyłam na własne łapy, by go potencjalnie nie denerwować. Ogon przybliżam do siebie jeszcze bardziej, nie chciałam kusić losu, że się zdenerwuje i odgryzie mi jego resztki. Fakt był spokojnym kotem, ale nie chciałam ryzykować. Nie miałam na to sił. W końcu Sosnowa Gwiazda też poniekąd wydawała mi się spokojna, a w ramach kary mi go odgryzła.

[502 Słów]

<Miodowa Łapo?>