Słońce powoli wychodziło zza horyzontu. Mgła otulająca równiny na terenach Klanu Klifu nie znikała. Liście w małym lasku zmieniły kolory na pomarańczowe, żółte i brązowe. Każde spojrzenie na kolorową panoramę powodowało uśmiech na pyszczkach kotów.
W szczelinie, gdzie sypiały koty szkolące się na wojowników, leżała czekoladowa uczennica. Jej futro było rozczochrane, a ona sama spała w powyginanej pozycji. Naturalny budzik szybko obudził kotkę. Zmieszana ciemnością i lekkim chłodem, usiadła na swoim posłaniu. Wszyscy uczniowie dookoła spali smacznie. Pietruszkowa Łapa, nie chcąc ich obudzić, wyszła ze szczeliny. Wojownicy schodzili ze swojej półki i zbierali się przy Przyczajonej Kani, który wyznaczał ich na patrole. Czekoladowa zwróciła uwagę na medyczkę wychodzącą ze swojego legowiska. Głównie biała kotka wyszła z jaskini.
„Czereśniowa Gałązka idzie szukać ziół! Może mogłabym się do niej przyłączyć?” pomyślała, spoglądając na swoje łapy. Postanowiła, że ruszy za kotką, ale potem. Wpierw chciała coś zjeść i ułożyć futro. Stanęła przy stosie zwierzyny i, widząc, jaki jest mały, zabrała z niego wiewiórkę oraz mysz. Sama nie śmiała nawet tknąć tego jedzenia, ale nakarmienie starszych i karmicielek było ważne. Zaniosła swojej ulubionej trójce staruszek rudego gryzonia, przepraszając za tak skromny posiłek. Następnie odwiedziła ślepą na jedno oko kotkę i przed łapami postawiła jej myszkę. W końcu czekoladowa usiadła przed wodospadem i zaczęła układać futro. Jak to zawsze bywało, sierść na policzkach nie dawała się ułożyć. Uczennica westchnęła i ruszyła przed siebie za zapachem medyczki.
Pietruszkowa Łapa dotarła do małego lasu. Uwielbiała to miejsce! Wspinaczka na drzewach to coś, co pręgowana mogłaby robić cały czas. Przystanęła przy jednej z wielkich roślin i wybiła się z ziemi. Chwyciła pień i wspięła się na najniższą gałąź. Podróżując już drzewami, uczennica dostrzegła biało-szylkretowe futro. Zeszła na ziemię i podeszła do medyczki Klanu Klifu.
— Witaj, Czereśniowa Gałązko, może pomóc ci szukać ziół? — zaproponowała od razu pręgowana.
— O, Pietruszkowa Łapo, witaj. Jasne, pomoc zawsze się przyda. Będę mogła również opowiedzieć ci więcej o ziołach — miauknęła przyjaźnie szylkretowa kotka. Po paru uderzeniach serca ruszyła przed siebie w las, szukając jakichś ziół. Nagle zatrzymała się, marszcząc nos.
— Widzisz to? To trujące zioło — oznajmiła, wskazując na roślinę z fioletowymi, pięknie pachnącymi kwiatami. — Nazywa się zimowit jesienny. Często jest mylony z dzikim czosnkiem — wyjaśniła.
— Dziki czosnek śmierdzi, a ten pachnie. Myślę, że nie pomylę! A jakie ma efekty? — zapytała.
— Wywołuje ostre bóle brzucha, podobno rany pazurami mniej bolą. Kot drętwieje i często umiera — oznajmiła, zakrywając roślinę jakimś krzewem.
— Czyli nie da się uratować kota? — zapytała z nadzieją.
— Da się, ale często to nie wychodzi. Podanie ziół na wymioty i mniszka lekarskiego zwiększa szanse, jednak rzadko koty przeżywają — mruknęła i ruszyła dalej.
Pręgowana uczennica spojrzała ostatni raz na trujące zioło, po czym ruszyła za medyczką. Czereśniowa Gałązka rozkopywała sterty liści i zaglądała pod krzewy, które nie należały do tych leczniczych. Pietruszkowa Łapa robiła to samo, aż nagle zobaczyła roślinę o rozgałęzionych i mięsistych łodygach. Po paru chwilach przypomniała sobie, co to było.
— Czereśniowa Gałązko, znalazłam skrzyp polny — oznajmiła dumna z siebie. Medyczka odwróciła się w jej stronę i zerknęła na roślinkę.
— Masz rację, to skrzyp polny — zatwierdziła. — Pamiętasz, jakie miał zastosowania? — zapytała.
— Jasne, że tak! Tamował krwawienie, pomagał na infekcje i wrzody! — miauknęła pewnie. — Jednak trzeba uważać! Zbyt duża jego ilość może prowadzić do paraliżu, a nawet śmierci — zakończyła, dumnie wypinając pierś.
— Dobrze! Widzę, że to pamiętasz — pochwaliła ją kotka i zebrała roślinę. Szybko umocowała ją sobie w futerku i ruszyła dalej.
— Ja też coś znalazłam — oznajmiła szylkretka ochrypłym głosem i poprowadziła Pietruszkową Łapę do krzewu z czerwonymi owocami.
Czekoladowa kotka powąchała to, co wisiało na gałązkach, i spojrzała pytająco na medyczkę.
— Po jednej nic ci nie będzie, ale lepiej ich nie jedz — odpowiedziała słownie na jej spojrzenie.
Pręgowana kotka ugryzła delikatnie kawałek czerwonej kuleczki, jednak szybko ją wypluła.
— Kwaśna! — stwierdziła i pomachała wystawionym językiem, by pozbyć się smaku owocu.
Czereśniowa Gałązka zaśmiała się pod nosem i zaczęła zbierać gałązki. Większą uwagę skupiała na liściach niż na owocach, ale ich też nie zabrakło.
— To malina kamionka. Tamuje krwawienie podczas porodu i pomaga na ból. Głównie używa się liści do zjedzenia, jednak jedna jagoda raz na jakiś czas nie zaszkodzi — wyjaśniła, ruszając powoli dalej.
— O, porody? Ciekawi mnie, jak to wszystko wygląda — miauknęła szczerze. Interesowało ją, jak małe kociaki przychodzą na świat. Niestety w Klanie Klifu nie zapowiadało się na takie wydarzenie.
— Porody to coś, czego brakuje w naszym klanie — mruknęła smutno. — Cały ich przebieg, zadania, jakie mają medycy i matka, to magiczne chwile, ale też ogromna odpowiedzialność — oznajmiła z powagą. — Opowiem ci kiedyś, jak to wszystko wygląda, jednak nie teraz — odparła i podniosła uszy na widok kolejnego zioła. Piękne liście w kształcie serc otaczały pnie drzew.
— To bluszcz pospolity — odparła medyczka, zrywając parę winorośli. Obwiązała sobie nimi łapy.
— Ma bardzo ładne listki! — zamruczała zachwycona Pietruszkowa Łapa. Zebrała również trochę winorośli i także oplotła nimi swoje łapy.
— One nie nadają się do jedzenia. Bardzo pieką w pyszczku. Przenosimy w ich liściach inne zioła — oznajmiła.
Czekoladowa kotka pokiwała głową i ruszyła przed siebie, wyprzedzając starszą kotkę. Czuła się bardzo pewnie i liczyła, że znajdzie kolejne zioła! Idąc przez las, nagle zatrzymała się, krzywiąc pysk. Ostry zapach tak ją uderzył, że cofnęła się o dwa kroki. Była pewna, że to nie był dziki czosnek. Ostrożnie podeszła do krzewu, na którym rosły czarne owoce.
— To jeżyna krzewiasta. Używana jest głównie na użądlenia pszczół — odparła krótko i ominęła krzak.
Pietruszkowa Łapa spojrzała ostatni raz na roślinę i ruszyła za mentorką.
Obie kotki przedzierały się przez las. Piękne, kolorowe liście umilały im czas, a gdy co jakiś czas spadały na ziemię, Pietruszkowa Łapa wyskakiwała, by je łapać. Rozglądała się nie tylko za ziołami, ale też za zwierzyną. Po chwili dojrzała rudy ogon szukający czegoś w leśnym podszyciu. Przycupnęła przy ziemi i ruszyła powoli do przodu. W odpowiedniej chwili wyskoczyła i złapała wiewiórkę za kark, szybko ją zabijając. Schowała zdobycz pod liśćmi, tak by nikt inny jej nie znalazł.
— Dobrze polujesz — pochwaliła ją Czereśniowa Gałązka. — I z ziołami też nie idzie ci najgorzej. Takie koty jak ty zdarzają się rzadko — oznajmiła, patrząc przed siebie.
— Dzięki ci, ale z ziołami mogłoby iść mi jeszcze lepiej! — miauknęła, podskakując.
Medyczka w pewnym momencie przystanęła koło iglaka z czerwonymi jagodami.
— To jest cis pospolity, a te jagody to jagody śmierci — oznajmiła, wypowiadając nazwę ze zgrozą. — Kolejne trujące zioło. Jest śmiertelne, ale uratowanie kota jest łatwiejsze niż w przypadku zimowitu. Konsekwencje przeżycia są jednak wysokie: kołatanie serca, silne stany zapalne, problemy z oddychaniem, biegunki, ślinotoki… Dużo tego jest. Często lepiej nie ratować kota niż go ratować — mruknęła i ominęła roślinę szerokim łukiem.
Obie kotki pomału zbliżały się do wyjścia z lasu obok Złotych Kłosów. Pietruszkowa Łapa zatrzymała się na chwilę i podbiegła do krzaków. Po chwili wróciła z pajęczyną.
— Pajęczyna. Na zatrzymanie krwawienia — oznajmiła z patykiem w pyszczku.
Bura szylkretka skinęła głową i ruszyła dalej. Już przy wyjściu z lasu można było wyczuć piękny zapach. Jasne stało się, że pochodził on od krzewu z małymi czarnymi kuleczkami.
— To jest bez czarny. Pomaga przy zwichnięciach i skręceniach — wytłumaczyła uczennicy, zbierając parę gałązek.
— Naprawdę ładnie pachnie! — miauknęła wesoło, stojąc obok mentorki.
— Masz rację, ale musimy już wracać — oznajmiła kotka i ruszyła w stronę obozu.
Obie szły skrajem lasu, nadal rozglądając się za czymś do zebrania. W pewnym momencie Pietruszkowa Łapa skręciła gwałtownie w krzaki. Przecież musiała odnaleźć swoją zdobycz! Odnalazła wiewiórkę pod stertą liści i już po paru chwilach wróciła do miejsca, gdzie zostawiła Czereśniową Gałązkę. Medyczka była jednak już dalej. Zrywała żółte, wysokie rośliny. Ich kolor był teraz lekko wyblakły, jednak Pietruszka domyśliła się, że w Porze Zielonych Liści muszą być intensywnie żółte.
— A co to za żółta roślina? — zapytała uczennica, uprzednio odkładając wiewiórkę i gałązkę z pajęczyną na ziemię.
— To nawłoć pospolita — odparła, wypluwając parę łodyg na trawę. — Pomaga przy leczeniu ran, zwichnięciach i złamaniach. W postaci okładu oczywiście — wyjaśniła.
— Rozumiem. Muszę kiedyś zobaczyć, jak opatrzyć zwichniętą łapę — stwierdziła, patrząc na żółtą roślinkę.
— Jak będzie taka okazja, to ci pokażę. Teraz wracajmy już do klanu — miauknęła medyczka i zabrała ze sobą nawłoć oraz pozostałe zioła.
Pietruszkowa Łapa chwyciła w pysk gałązkę z pajęczyną oraz wiewiórkę i ruszyła za Czereśniową Gałązką.
Uczennica i medyczka dotarły do jaskini. Czekoladowa uczennica pomogła odłożyć zioła w odpowiednie miejsca. Razem zjadły wiewiórkę złapaną przez Pietruszkę i zajęły się rozmową.
— Dobrze, więc teraz podsumuj zioła, jakie dzisiaj znalazłyśmy — poprosiła bura szylkretka.
Pietruszkowa Łapa pokiwała głową i podeszła do półek z ziołami. Miała zamiar je wskazywać podczas opowiadania o ich zastosowaniach.
— To zimowit jesienny, jest trujący. Trudno po nim uratować kota — miauknęła, wskazując na fioletowe kwiatki. Następnie swoją uwagę przeniosła na zieloną, szpiczastą roślinę.
— To skrzyp polny. Tamuje krwawienie, pomaga na wrzody i infekcje. Duża jego ilość może spowodować nieodwracalny paraliż — wyjaśniła uczennica, mocno skupiając się na słowach, które wypowiadała.
— Malina kamionka — oznajmiła, pokazując gałązkę z czerwonymi kuleczkami. — Jest używana podczas porodów na krwawienie i ogólnie pomaga z bólem — odparła, po czym od razu szturchnęła łapą winorośle. — A to bluszcz pospolity! Jego się nie je, w nim przechowuje się zioła — przerwała, przełykając ślinę.
Medyczka Klanu Klifu siedziała i z uwagą słuchała młodej kotki. Była zaskoczona tym, jak dużo zapamiętała Pietruszkowa Łapa.
— Jeżyna krzewiasta, na użądlenia pszczół — wskazała pyszczkiem na liście, których dzisiaj obie kotki nie przyniosły, jednak znajdowały się w magazynku.
— Nie widzę nigdzie jagód śmierci, ale dzisiaj je widziałyśmy — oznajmiła, nie zauważając małych ukrytych jagódek w rogu legowiska. — To też śmiertelna trucizna. Łatwiej uratować kota niż w przypadku zimowitu, ale nie jest to opłacalne z powodu skutków ubocznych — westchnęła i przełknęła ślinę.
— Czarny bez i nawłoć pospolita pomagają na zwichnięcia i złamania — miauknęła, pokazując wpierw podłużne liście, a następnie żółte, długie łodygi. — I to wszystko — zakończyła i usiadła, spoglądając na medyczkę.
Czereśniowa Gałązka chwilę się nie odzywała, jakby zastanawiała się nad wystawieniem oceny dla Pietruszkowej Łapy.
— Doskonale — odezwała się w końcu. — Zapamiętałaś sporo ziół, co jest godne pochwały — zamruczała.
— Dziękuję! To dzięki tobie, gdybyś mnie nie uczyła, to nigdy bym tego nie wiedziała — zamruczała kotka i przytuliła się do starszej kotki.
— Ja już będę iść, dziękuję za wszystko, Czereśniowa Gałązko! — miauknęła na pożegnanie i wyszła ze szczeliny medyków.
Zaskoczona nagłym przytulasem medyczka jedynie skinęła głową na pożegnanie. Pietruszkowa Łapa z uśmiechem na pysku poszła się przespać przed dalszymi aktywnościami.
[1678 słów; trening medyka]