Nadszedł ten wielki dzień. Dzisiaj miał poznać swoją ukochaną. Mama przygotowała go na tę chwilę, pomagając ułożyć mu sierść. Musiał w końcu prezentować się niczym prawdziwy dziedzic. Jego szyje zdobiła obroża z szafirami, która według kocicy miała zwalić ją z łap. Ojciec też rzucił mu swoje ojcowskie porady w jaki sposób przywitać damę i jak się przy niej zachowywać. Nie ukrywał, że nieco się stresował, ale też czuł lekką ekscytację, że nareszcie ją pozna.
I wtem... gdy niecierpliwił się tym, że jeszcze ich nie ma, przez klapę w drzwiach przeszły koty. Od razu skierował kroki ku gościom, witając ich z uśmiechem.
— Dzień dobry państwu. Ty jesteś zapewne panienka Ofelia? Nazywam się Serafin, przyszły dziedzic rodu von Norvich, cieszę się, że nareszcie możemy się spotkać.
Młoda kocica wymusiła na sobie skromny uśmiech. Była... naprawdę ładna. Ojciec się co do niej nie mylił, kiedy zapewniał go, że wybrał mu najlepszą partię.
— Zgadza się, paniczu Norvich — potwierdziła nienaturalnie wysokim tonem głosu, który lekko zauważalnie jej drżał, mimo wszelkich starań, aby to ukryć. — To dla mnie również czysta przyjemność.
Uff... nie poszło źle. Dostrzegł, że kotka się również stresowała. Nie dziwił się. Jednakże chciał, aby nie martwiła się, że przyjdzie jej spędzić całe życie u jego boku. Był w końcu miły i dobrotliwy. Na pewno doceni jego ciepły charakter i nie będzie się go obawiała.
— Pozwól proszę, że oprowadzę cię po domostwie. No i... spróbujemy się poznać.
— To byłoby bardzo miłe z pana strony — odparła i dołączyła zaraz do jego boku, oczekując, aż oprowadzi ją po swoich progach.
I tak jak się spodziewała, rzeczywiście zaczął pokazywać jej swoje włości. Każdy kąt został przez niego zaprezentowany. Salon, kuchnia, łazienki, sypialnie, widok na ogród, to wszystko miało należeć do nich, kiedy stanie się głową rodu. Przez cały czas starał się opowiadać kotce jak tu się mieszka, licząc że ta się przy nim rozluźni. Chociaż tak naprawdę to martwił się bardziej o to co sam czuł. Nie chciał się pokazać od złej strony, a wraz z milczeniem kocicy, głos drżał mu coraz bardziej i bardziej.
Kiedy skończyli przechadzkę, udali się do salonu, gdzie też tam przycupnęli.
— I jak podoba się panience dom? Jest dość duży, prawda? Jest jeszcze ogród. Pani często pozwala nam po nim chodzić. Rosną w nim piękne kwiaty — powiedział zwracając na nią swe spojrzenie.
Czy mu się wydawało czy Ofelia była znudzona? Może za dużo mówił? Może to było dla niej niekomfortowe? Cóż... Nie za bardzo wiedział jak to zmienić. Być może czas sprawi, że się co do niego przekona. Kątem oka zauważył jak ich rodzice rozmawiają. Widział jak Baron się puszył z dumy, zapewne już urabiając ojca Ofelii na wspólne kontrakty. Czy byłoby dziwne stwierdzić, że coś na tym ugrał?
— Tak, tak. Jest w porządku — jej głos sprowadził go do rzeczywistości.
Uśmiechnął się do niej lekko, zadowolony, że nie miała żadnych obiekcji. Już nie mógł się doczekać aż stworzą piękną, kochającą się rodzinę! Zawsze o tym marzył! Nigdy nikt go nie kochał tak prawdziwie. A niedługo... to miało się zmienić. Był wręcz gotów sprawić, że Ofelia będzie miała tu jak w niebie. Zrobi dla niej wszystko. Wszystko! W końcu jego pech się skończy.
<Ofelio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz