Starsze koty często rozmawiały i śmiały się do późna, ignorując potrzebę odpoczynku. Czereśniowa Łapa nie miała sił ani chęci na kłótnie. Często zastanawiała się, czy to ona była bardziej rozsądna, czy oni tak bardzo nieodpowiedzialni – przecież rano czekał ich trening! Zrezygnowana, zwykle wciskała głowę w mech i zatykała sobie uszy, próbując choć trochę się wyciszyć. Teraz jednak nastał poranek. Nie było sensu dąsać się o nieprzespaną noc.
Szylkretowa przeciągnęła się, próbując rozluźnić zesztywniałe mięśnie. Wyczyściła futro z mchu, który zaplątał się we wszystkie możliwe miejsca. W legowisku panował spokój, ale nie na długo – stukot łap wojowników nadchodzących z polany zbudził pozostałych uczniów. Chwilę później wojownicy zaczęli wchodzić do legowiska, by zabrać swoich podopiecznych na szkolenie.
Wśród nich była srebrna szylkretowa kotka o żółtych jak słońce oczach, choć jej spojrzenie pozostawało zimne i nieprzeniknione. Zbliżyła się do Czereśniowej Łapy z gorzkim wyrazem pyszczka.
— Dobrze, że wstałaś i jesteś gotowa. Nie tak jak reszta, która nawet zapomniała ułożyć futra — burknęła, patrząc z wyraźnym niezadowoleniem na jednego z uczniów. Ten, ledwie wylazłszy z posłania, przewrócił się, po czym na krzyk swojego mentora wybiegł z legowiska, potykając się o gałęzie.
Czereśniowa Łapa nie skomentowała tej sceny. W milczeniu zeszła z posłania i stanęła obok mentorki. Obie kotki były wysokie i smukłe, co dawało Czereśniowej Łapie nadzieję, że Biedronkowe Pole pomoże jej opanować długie kończyny. Przecież mentorka sama musiała dobrze znać ich zalety i potencjał.
— Wychodzimy. Musimy zacząć szkolenie jak najszybciej! — oznajmiła Biedronkowe Pole, zerkając na swoją uczennicę ze sztucznym uśmiechem. Następnie odwróciła się i wyszła z legowiska.
Czereśniowa Łapa spojrzała za nią przez chwilę, po czym podniosła się, unosząc wysoko puchaty ogon. Z gracją postawiła kilka kroków, po czym schyliła głowę, opuszczając ciepłe i bezpieczne legowisko. Na zewnątrz mrugnęła parę razy, przyzwyczajając oczy do światła. Rozejrzała się po polanie, jej pomarańczowo-żółte ślepia uważnie przeskanowały otoczenie. Bez słowa ruszyła za Biedronkowym Polem. Miała wiele pytań do mentorki, ale nie czuła się na siłach, by je zadać. Zastanawiała się, czy istnieją koty, które potrafią czytać w myślach. Gdyby tak było, życie byłoby o wiele prostsze.
Obie kotki opuściły obóz, przedzierając się przez szuwary i żółknące trawy. Roślinność, która przetrwała Porę Nagich Drzew, teraz budziła się do życia. Nie przeszły daleko, zanim ich drogę przecięła woda – dużo wody. Czereśniowa Łapa zamarła, wpatrując się w toń. Czuła, jakby woda wlewała jej się do gardła i wypływała nosem. Strach sparaliżował ją na chwilę, dopóki Biedronkowe Pole nie szturchnęła ją w ramię.
Starsza kotka spojrzała na nią z irytacją, jakby Czereśniowa Łapa popełniła jakiś błąd. Kiwnęła głową, sygnalizując, że muszą iść dalej. Wędrowały wzdłuż brzegu, aż dotarły do miejsca, gdzie inni uczniowie już byli zanurzeni w wodzie.
— Tutaj uczniowie i kociaki uczą się pływać. Nasze tereny są pokryte wodą i bez umiejętności pływania nie wydostaniesz się z obozu. Wskakuj więc do wody, bo wiem, że za kociaka tego nie robiłaś, więc jesteś do tyłu — mruknęła Biedronkowe Pole, wyraźnie niezadowolona, że jej uczennica nigdy wcześniej nie spróbowała pływania. Srebrna szylkretowa usiadła przy brzegu i kiwnęła głową, jasno dając do zrozumienia, że jeśli Czereśniowa Łapa sama nie wejdzie do wody, mentorka jej w tym „pomoże”.
Młoda uczennica niechętnie zanurzyła łapy w wodzie. Już na tym etapie czuła, jak ściska ją w żołądku ze strachu. Wokół niej inne koty bawiły się w najlepsze – skakały do wody, nurkowały i chlapały się nawzajem, ignorując ostrzeżenia swoich mentorów, którzy kazali im trzymać się spokojniejszych ćwiczeń.
Czereśniowa Łapa była jedyną uczennicą w klanie, która nie garnęła się do wody. Zamiast skakać, delikatnie poruszała się w mieliźnie, powoli stawiając łapy i co chwila, krzywiąc się, gdy tylko coś śliskiego otarło się o jej futro. Biedronkowe Pole, obserwując jej zmagania, wyglądała na coraz bardziej załamaną, jakby Czereśniowa Łapa złamała cały kodeks wojownika za jednym razem.
Minęło kilkadziesiąt minut, a Czereśniowa Łapa nadal trzymała się brzegu, starając się ignorować bawiących się w oddali uczniów. Chociaż czuła się nieco pewniej niż na początku, nadal miała nadzieję, że dostanie znak od mentorki, by mogła wyjść z wody.
Zawstydzona zachowaniem swojej uczennicy, Biedronkowe Pole w końcu wstała i podeszła do niej.
— Dobra, na dziś wystarczy. Wyłaź z tej wody — wywarczała z irytacją, jakby sam widok Czereśniowej Łapy w wodzie wyprowadzał ją z równowagi.
Czereśniowa Łapa zmierzyła mentorkę gniewnym spojrzeniem, ale posłusznie opuściła wodę. Była z tego powodu bardzo zadowolona. Po wyjściu otrzepała się z wody z takim zapałem, że krople poleciały na boki. Siedzący nieopodal szary kocur parsknął cicho śmiechem, widząc jej wysiłki.
— Biedronkowe Pole, nie bądź ostra dla Czereśniowej Łapy! Wiesz, co przeszła. Ma prawo nie lubić wody — odezwał się łagodnym tonem Siwa Czapla, mentor Kuniej Łapy. Jego pomarańczowe oczy błyszczały ciepłem i wyrozumiałością.
Srebrna wojowniczka jednak nie przyjęła jego rady do serca. Obdarzyła go chłodnym spojrzeniem i sztucznie się uśmiechnęła, po czym ruszyła w stronę obozu, nie oglądając się na swoją uczennicę.
Czereśniowa Łapa kiwnęła głową na pożegnanie Siwej Czapli, po czym szybko dogoniła swoją mentorkę.
ఌ
Ledwo przekroczyła próg obozu – właściwie jeszcze nawet nie postawiła w nim wszystkich czterech łap – a już przed sobą dostrzegła znajomy, skrzywiony w uśmiechu pyszczek. Młody niebieski kocur z zapałem machał językiem na boki, jakby nie mógł powstrzymać swojego entuzjazmu. To był Szałwik!Czereśniowa Łapa spojrzała na niego z góry, jak zawsze. Był znacznie niższy, więc musiałaby się schylić, by ich spojrzenia mogły się spotkać.
— Witaj, Szałwiku — powiedziała spokojnie. Nie czekając na odpowiedź, ruszyła w stronę żłobka, a mały kocur niemal natychmiast podążył za nią, nie odstępując jej na krok. Dopiero gdy usiadła, owijając się puchatym ogonem, który na szczęście pozostał suchy po wodnych ćwiczeniach, obejrzała się na swojego młodszego towarzysza.
— Byłam poza obozem, ale nie poza wyspą. Otacza nas woda, muszę nauczyć się pływać, by móc iść dalej — wyjaśniła, spoglądając na Szałwika swoimi pomarańczowo-żółtymi oczami. Uniosła łapę do pyska, kilkakrotnie ją polizała, a potem przejechała nią za uchem w geście czyszczenia. Nie miała zbyt wiele do opowiadania. Była poza obozem, to prawda, ale widziała niewiele nowego, więc nie chciała wdawać się w szczegóły.
Entuzjazm Szałwika nieco osłabł, choć jego pyszczek nadal promieniał uśmiechem.
— Lozumiem, pewnie byłaś tam, gdzie ja z mamą i rodzeństwem! Tam jest woda, do której kociaki mogą wchodzić! Bardzo lubię tam przychodzić! — zawołał kocur z wyraźnym podekscytowaniem, podskakując lekko w miejscu.
Czereśniowa Łapa przez chwilę obserwowała go, czując dziwne ciepło w sercu. Bardzo lubiła Szałwika, a jego niepełnosprawność wcale jej nie przeszkadzała. Właściwie w ogóle o niej nie myślała – czasem przypominała sobie o niej, gdy kocur seplenił, ale poza tym? Dla niej był po prostu Szałwikiem, energicznym i pełnym życia towarzyszem.
— Może tam — odpowiedziała krótko, wzruszając ramionami. — Ale woda nie jest fajna.
Jej ton jasno zdradzał brak sympatii do wody, choć gdzieś w jej głosie można było dosłyszeć nutę niepewności. Czy naprawdę jej nie lubiła? A może po prostu się jej bała? Czereśniowa Łapa westchnęła, wiedząc, że w klanie wypełnionym wodą nie ma miejsca na takie obawy.
— Wolałabym, żeby w naszym klanie nie było wody — dodała cicho, spuszczając wzrok na swoje łapy.
<Szałwiku?>
[1222 słów]
[przyznano 24%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz