Uśmiechnęła się jak zwykle, choć w jej głowie na moment zawirowało od nagłego natłoku myśli. Spodobała jej się historia Niedźwiedziej Łapy i wiedziała, że nie opowie mu niczego równie fascynującego, jednakże jej dotychczasowe życie miało kilka wzlotów i upadków, przez co musiała na chwilę zastanowić się nad tym, co chciała mu powiedzieć. Ceniła szczerość, jednak w akompaniamencie tak wesołych rozmów los niektórych z jej rodziny wydawał się... niezbyt pocieszny.
— Oh, to nie będzie nic ciekawego, więc obawiam się, że jeśli dobrze tego nie streszczę, to szybko zaśniesz z nudów — rzuciła półżartobliwie, ostrożnie przełykając ostatni kęs swego posiłku. Mieliła to dosyć długo, próbując wybrać w międzyczasie odpowiednią wersję wydarzeń. — Może wiesz, lub nie, Srokoszowa Gwiazda to mój ojciec — wyznała z dozą niepewności, bo jednak choć posiadanie ojca lidera mogło brzmieć jak powód do dumy, tak zrzędliwość niebieskiego nie była czymś, z czym chciała być kojarzona.
— Obiło mi się to o uszy — odparł przyjaźnie, przekrzywiając głowę na bok i wpatrując się w nią wyczekująco. Zerknęła na brązowy pysk, o wiele pogodniejszy, niż ten należący do Judaszowca. Poczuła pewną swobodę w mowie.
— Jest specyficzny, raczej mało ze sobą spędzaliśmy czasu, teraz to już w ogóle rzadkość — wyjaśniła. — Za to z moją mamą sprawa wygląda inaczej. Zawsze była przekochana, aż z boku dziwnie się patrzy na takie połączenie, ale jak to mówią, miłość nie wybiera — rzekła poetycko. — Prócz mnie mieli jeszcze piątkę kociąt — palnęła, czując nagłą potrzebę, by jednak nie pomijać nawet takich spraw. — Kopciuszek, Popiół, Wróbelek, Obuwik i Rozczarowanie, chociaż z biegiem czasu mówiliśmy na nią Czar. Ojciec nazwał ją takim brzydkim imieniem, nie wiem, skąd w ogóle wpadł na taki pomysł i czemu mama na to pozwoliła. Miała naprawdę śliczne futerko! — zapewniła. — Ona najczęściej próbowała się ze mną wymykać ze żłobka na wspaniałe przygody, niestety nie były to skuteczne akcje — przyznała ze śmiechem. — Zdarzało nam się ganiać w większej grupie, choć niestety bywało to rzadkością. Trafili mi się naprawdę spokojni kompani — westchnęła z żalem, kręcąc głową.
— O, to ciekawe, słyszałem tylko o Zagubionym Obuwiku i Pomocnym Wróbelku — mruknął, przez moment w skupieniu przyglądając się własnym łapom. — Jeśli mogę wiedzieć, co się stało z resztą? Jeśli to coś nieprzyjemnego dla ciebie, oczywiście nie będę dopytywał — zapewnił.
Miała ostatnią chwilę, by ustalić, w jakim tonie poprowadzić dalej tę rozmowę. Takie tragedie mogły przydarzyć się każdemu, prawda? Nie było tu powodów, by wszystko kryć.
— Kopciuszek zmarła jako kocię, Popiół jako uczeń. Choroby to paskudna sprawa — rzekła w końcu. — Czar została wojowniczką i pewnego dnia po prostu... zniknęła. Po prostu odeszła bez słowa, ale jestem pewna, że miała dobry powód i teraz wiedzie szczęśliwe życie i nadal o nas myśli — mruknęła pospiesznie, a żeby jej nowa znajomość nie zdążyła wyrobić sobie złej opinii o jej siostrze. Poza tym widziała pewną różnicę w zmianie na jego pysku podczas jej smutniejszej części wypowiedzi, toteż zaraz dodała — Ale życie zawsze mknie do przodu, więc nie ma co oglądać się na przeszłość! Bywało różnie, jednak jeśli skupimy się na chwili, to zawsze idzie dostrzec coś pozytywnego — oświadczyła, choć w jej głowie te słowa brzmiały na o wiele mądrzejsze. — Wiesz co? Świetnie się z tobą rozmawia, musimy się częściej łapać! Na razie życzę ci miłego dnia, spędź go w jak najlepszy sposób — wypaliła, próbując sprawnie wstać, przy czym omal niezbyt zgrabnie potknęła się o własne łapy.
Niedźwiedzia Łapa w końcu zdawał się zdołać przetworzyć całokształt jej sentencji, po czym pokiwał głową i kolejnym, już dłuższym skinięciem, pożegnał się z nią.
Odchodząc, zawahała się, czy może nie przytłoczyła go tym wszystkim, ale skoro starała się zachować optymistyczne brzmienie głosu, to nie powinno być aż tak dramatycznie. Przynajmniej tego się trzymała, drepcząc w stronę legowiska.
— Oh, to nie będzie nic ciekawego, więc obawiam się, że jeśli dobrze tego nie streszczę, to szybko zaśniesz z nudów — rzuciła półżartobliwie, ostrożnie przełykając ostatni kęs swego posiłku. Mieliła to dosyć długo, próbując wybrać w międzyczasie odpowiednią wersję wydarzeń. — Może wiesz, lub nie, Srokoszowa Gwiazda to mój ojciec — wyznała z dozą niepewności, bo jednak choć posiadanie ojca lidera mogło brzmieć jak powód do dumy, tak zrzędliwość niebieskiego nie była czymś, z czym chciała być kojarzona.
— Obiło mi się to o uszy — odparł przyjaźnie, przekrzywiając głowę na bok i wpatrując się w nią wyczekująco. Zerknęła na brązowy pysk, o wiele pogodniejszy, niż ten należący do Judaszowca. Poczuła pewną swobodę w mowie.
— Jest specyficzny, raczej mało ze sobą spędzaliśmy czasu, teraz to już w ogóle rzadkość — wyjaśniła. — Za to z moją mamą sprawa wygląda inaczej. Zawsze była przekochana, aż z boku dziwnie się patrzy na takie połączenie, ale jak to mówią, miłość nie wybiera — rzekła poetycko. — Prócz mnie mieli jeszcze piątkę kociąt — palnęła, czując nagłą potrzebę, by jednak nie pomijać nawet takich spraw. — Kopciuszek, Popiół, Wróbelek, Obuwik i Rozczarowanie, chociaż z biegiem czasu mówiliśmy na nią Czar. Ojciec nazwał ją takim brzydkim imieniem, nie wiem, skąd w ogóle wpadł na taki pomysł i czemu mama na to pozwoliła. Miała naprawdę śliczne futerko! — zapewniła. — Ona najczęściej próbowała się ze mną wymykać ze żłobka na wspaniałe przygody, niestety nie były to skuteczne akcje — przyznała ze śmiechem. — Zdarzało nam się ganiać w większej grupie, choć niestety bywało to rzadkością. Trafili mi się naprawdę spokojni kompani — westchnęła z żalem, kręcąc głową.
— O, to ciekawe, słyszałem tylko o Zagubionym Obuwiku i Pomocnym Wróbelku — mruknął, przez moment w skupieniu przyglądając się własnym łapom. — Jeśli mogę wiedzieć, co się stało z resztą? Jeśli to coś nieprzyjemnego dla ciebie, oczywiście nie będę dopytywał — zapewnił.
Miała ostatnią chwilę, by ustalić, w jakim tonie poprowadzić dalej tę rozmowę. Takie tragedie mogły przydarzyć się każdemu, prawda? Nie było tu powodów, by wszystko kryć.
— Kopciuszek zmarła jako kocię, Popiół jako uczeń. Choroby to paskudna sprawa — rzekła w końcu. — Czar została wojowniczką i pewnego dnia po prostu... zniknęła. Po prostu odeszła bez słowa, ale jestem pewna, że miała dobry powód i teraz wiedzie szczęśliwe życie i nadal o nas myśli — mruknęła pospiesznie, a żeby jej nowa znajomość nie zdążyła wyrobić sobie złej opinii o jej siostrze. Poza tym widziała pewną różnicę w zmianie na jego pysku podczas jej smutniejszej części wypowiedzi, toteż zaraz dodała — Ale życie zawsze mknie do przodu, więc nie ma co oglądać się na przeszłość! Bywało różnie, jednak jeśli skupimy się na chwili, to zawsze idzie dostrzec coś pozytywnego — oświadczyła, choć w jej głowie te słowa brzmiały na o wiele mądrzejsze. — Wiesz co? Świetnie się z tobą rozmawia, musimy się częściej łapać! Na razie życzę ci miłego dnia, spędź go w jak najlepszy sposób — wypaliła, próbując sprawnie wstać, przy czym omal niezbyt zgrabnie potknęła się o własne łapy.
Niedźwiedzia Łapa w końcu zdawał się zdołać przetworzyć całokształt jej sentencji, po czym pokiwał głową i kolejnym, już dłuższym skinięciem, pożegnał się z nią.
Odchodząc, zawahała się, czy może nie przytłoczyła go tym wszystkim, ale skoro starała się zachować optymistyczne brzmienie głosu, to nie powinno być aż tak dramatycznie. Przynajmniej tego się trzymała, drepcząc w stronę legowiska.
***
Wzrastające mrozy dawały znać o zbliżającej się Porze Nagich Drzew. Wzdrygnęła się, otulając ogonem łapy i rozglądając po obozie. Za niedługi biały puch pokryje całe tereny klanu i polowania nie będą takie przyjemne, jak to miało miejsce dotychczas, gdy w pogoni za gryzoniem na grzbiecie dało się wyczuć ciepło słońca.
Szkoda jej było marnować te ostatnie dni, w których temperatura zdawała się choć trochę znośna. W końcu wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie, szukając potencjalnego towarzystwa do wyjścia na spacer i ewentualnemu przyniesieniu kilku piszczek, jeśli tylko szczęście im dopisze.
Nie zajęło jej to długo, bo obóz nie był wcale taki wielki, a pierwszy pasujący w jej kryteria kandydat rozciągał się na pokrytym suchą trawą podłożu, korzystając z ostatnich muśnięć promieni słonecznych, które wpadały przez szczelinę pomiędzy skałą a wodospadem.
— Hej, Niedźwiedzi Miodzie! — zawołała, może zbyt głośno, zważywszy na to, że stała tuż przy nim. — Co ty na to, by pójść sobie zapolować? — zapytała wprost.
Żółte ślepia powoli skierowały na nią swój wzrok.
— To bardzo kusząca propozycja, jednak pogoda nie współgra z moimi... chęciami — sprecyzował. — Zresztą, byłem już dzisiaj poza obozem...
Północ skrzywiła się lekko, przypatrując mu się w namyśle.
— To nie ma nic do rzeczy, można wyjść drugi raz — rzekła, nie tracąc na optymizmie. — Poza tym, sam ostatnio narzekałeś na młodziaków niekorzystających z życia, a teraz leniuchujesz w najlepsze! No dawaj, łapy pod siebie, ogon do góry i reszta ciała za nim — kontynuowała motywująco, przynajmniej jej zdaniem. Przykucnęła i zaraz to wstała, demonstrując mu to, czego od niego oczekiwała.
— Oj, to co innego — mruknął, kręcąc głową. — Ja jestem starszy, zasługuję na odpoczynek — zauważył.
Zaśmiała się, pozwalając sobie na chwilę spocząć, bo Niedźwiedź nie wydawał się łatwy do przekonania. Zauważyła, że lubił sobie poleżeć, jednak dopóki chciał z nią rozmawiać, w ogóle jej to nie przeszkadzało.
— Ale nie aż tak stary! Słuchaj, nie widzę w obozie lepszego kompana do wyjścia niż ciebie, przynajmniej na ten moment — stwierdziła, rozglądając się. — Tak dokładniej, to ja tu widzę pełnego sił i wigoru sprawnego młodzieńcza z ogromnym pokładem chęci do wędrowania po niesamowitych terenach jeszcze bardziej niesamowitego Klanu Klifu. Tylko ten młodzieniec zgrywa się i udaje kota ze starszyzny... — dodała z przekąsem.
Na nią by to podziałało. Na niego miała nadzieję, że również zadziała.
<Niedźwiedź?>