"Nie możesz tak ciągle żyć. To nie życie"
"Słoneczko, powiedz, czego się tak boisz?"
"Siewka, ogarnij się. Nie możesz się ciągle bać"
"Przepraszam, ona taka już jest"
"Siewka? Ten dziwak co się boi własnego cienia?"
Jęknęła, czując narastającą w niej bezsilność. Brzuch wykręcał się. Umysł próbował od tego uciec. Nie mógł. Na każdym kroku. Każdy napotkany kot. Uh.
Wstała, lecz po chwili znów się położyła. Mdliło ją od tego wszystkiego. Nie wiedziała co robić. Tyle tego wszystkiego. A ona wciąż stała w miejscu. Wciąż. Nie niezmiennie. Od początku do końca. Nie chciała tego. Wbrew pozorom wcale nie czuła się z tym wszystkim dobrze. Chciałaby być jak siostra. Jak matka. Jak każdy. Nie być ciągle na uboczu. Mieć przyjaciół. Poznać kogoś jak mama tatę.
Ale nie umiała. Wciąż w miejscu stała. Niczym skała pośród głębin mórz. Całkowicie sparaliżowana.
– Siewko?
Spojrzała w stronę siostry. Kremowa stała nad nią. Na pewno zastanawiała się nad czym znów użalała się jej siostra. Jaką znów wymówkę wymyśliła by uciec przed swoimi wszystkimi obawami.
– Idziesz na patrol wieczorny? – wypomniała jej.
Siewka bała się jej spojrzeć w oczy. Kuliła się w cieniu kremowej. Tylko ją obciążała. Obydwie o tym dobrze wiedziały. Kiwnęła się lekko głową, bojąc się innej konfrontacji. Nie wiedziała co zrobić. jak sprawić by jej przebaczyła. Nie chciała taka być. Chciała być lepsza. Chociaż troszkę dla niej. Dla mamy. Dla swojego mentora. Wszystko ostatnio tak strasznie się sypało. Życie ulatywało jej pomiędzy łap. Nieustanna rutyna treningów i brania medykamentów.
– No to chodź. Spóźnimy się. – warknęła na nią.
Szylkretka niemal pisnęła. Potulnie wstała i ze wzrokiem wtulonym w podłoże ruszyła do przodu. Kotka pilnowała jej. Nie pozwalała jej uciec. Nie miała litości. Nawet jeśli dobrze wiedziała jak to ją przerażało. Przebywanie z innymi kotami. Z obcymi wojownikami. Słyszała ich. Wiedziała, że ją wyśmiewają. Docierały do niej ich słowa. O jej bezużyteczności. Ciężarze jaki stanowiła. Lepiej im wszystko było by bez niej.
– Siewko, wszystko w porządku? – siostra nie odpuszczała.
Czuła jak na nią ducha. Ciepły oddech łaskotał ją w futro. Nieustanna cisza. Kiwnęła w końcu łbem, nie mogąc wytrzymać napięcia. Nieprzyjemne uczucie świerzbiło ją w łapy. Skłamała. Nie lubiła tego robić. Próbowała uspokoić oddech.
Na marne.
* * *
Nic się nie zmieniało. Nie przeszła przemiany. Nie zmieniła się. Zdawało się być tylko gorzej. Czuła na sobie ich wzrok. Przeszywający. Kujący. Tak bolący.
Staczała się. Niszczyła wszystko. Co miała zrobić. Rozwiązania się kończyły. Problemy narastały. Było tylko gorzej. Coraz gorzej.
Uderzyła pyskiem o podłoże. Zaskoczona przestraszyła się. Nie spała. Nie mogła zasnąć. Myśli kłębiły się w umyśle. Świrowały. Zupełnie jak Siewka. Nieprzytomna tylko gorzej funkcjonowała. Tylko więcej spojrzeń przyciągała.
Tylko ich martwiła.
Jedyne rozwiązanie leżało pod jej łapą. Bała się jej podnieść. Bała się nakrycia. Nie chciała ich do medyka. Pokazywać jak bardzo sobie nie radzi. Coraz mocniej martwić wszystkich. Grzechotka cicho grzechotała. Ususzone nasiona odbijały się od ścianek. Było coś w tym. Jakoś przynosiło ukojenie. Chociaż niewielkie.
Wziąć czy nie wziąć?
Dylemat w niej narastał. Powoli na niebo wkradał się mrok. Niedługo wszyscy wrócą. Legowisko uczniów się znów napełni. Nakryją ją. Jaskółka odkryje jej zamiary. Powie matce. Powie mentorowi. Będzie skończona. Wszystko będzie tylko gorsze.
Wzięła je. Przełknęła gorzki smak śliną.
Żałowała.
Żałowała.
[słowa 520]
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz