Nie licząc Witki i chorych, Murmur kontaktowała się jeszcze z kulankami. Mało kto dostrzegał ich obecność. A jeszcze mniej kotów umiała je rozpoznać. Przez kociaki zwane były kuleczkami, kręciołkami, do złudzenia przypominając swym idealnie okrągłym kształtem piłeczki pieszczochów. Asystentka dostrzegła je pewnego wieczoru, kiedy ostrożnie wplątywała za swoje ucho świeże kwiaty konwalii. Podczas tępego wpatrywania się w ścianę legowiska, zauważyła ruch. Kilka małych, krótkich jak koci nos robaczków dreptało w małym zagłębieniu, lecz gdy tylko Murmur się do nich zbliżyła, swym nieco zlęknionym krokiem, te natychmiast zwinęły się w kulkę, przyprawiając ją niemal o zawał na miejscu. Po odczekaniu chwili, spędzonej na próbie uspokojenia oddechu, kocica otworzyła swe dwubarwne oczy, jeszcze raz łypiąc podejrzliwie na toczące się zwierzątka. Nie wyglądały tak groźnie. A właściwie, nie wyglądały wcale na coś, co stanowiłoby dla niej zagrożenie. Po pierwszej fali emocji, szynszylowa stwierdziła, że w sumie to im zazdrości, gdyż sama chciałaby umieć się tak zgrabnie i szybko się zwinąć, gdy się czegoś bała. Miałaby wtedy z pewnością znacznie mniej problemów, a być może nawet ktoś doceniłby jej talent. Od tamtej pory medyczka dokarmiała je różnorakimi przysmakami, sprawdzając, które najbardziej przypadną im do gustu. Zgniłe zioła, wyrzucane podczas czystek, skórki po jabłkach, skrawki zwilżonego mchu… Poznawanie tych opancerzonych jegomości i ich upodobań jedzeniowych okazało się być milsze i ciekawsze, niż kotka mogłaby się spodziewać. Poświęcała na nie dużo energii, w zamyśleniu obserwując, jak jej pupile zareagują na świeżą porcję obierek czy zieleninki. Słodkie, małe kuleczki rozczulały jej delikatne, samotne serduszko…
Dlatego też, kiedy po ponad połowie księżyca Witka odkryła jej powiększającą się hodowlę kulanek i z obrzydzonym wrzaskiem rozdeptała jedną z nich, to samo serduszko pokruszyło się na milion kawałeczków, a łzy zbierające się w kącikach oczu młodszej utworzyły efektowny wodospad. Z pewnością nie tego chciała Wszechmatka! Prawda, inne koty także krzywo patrzyły na jej poczynania, kiedy siedząc odwrócona plecami do reszty świata gadała do ściany lub kiedy siłowała się z obraniem jabłka ze skórki, jednak nikt nigdy nie ośmielił się pozbawić jednej z kulanek życia! To wydarzenie było jedynie nauczką dla kotki, która zamiast zrezygnować, utworzyła w korze małą szczelinę, zasłanianą innym kawałkiem drewna. W niej właśnie mieszkały ukryte kulanki. Bezpieczne i poza zasięgiem złowieszczej Witki, do której Murmur straciła nieco zaufania.
Kiedy szynszylowa usłyszała od Witki, a wkrótce potem od samej liderki, Daglezji, iż zasłużyła na wyszkolenie własnego ucznia, była lekko mówiąc w szoku. Sama nie czuła się wystarczająco pewnie w tej roli, a ciągłe powtarzanie przez Witkę “Musicie być gotowi na moje odejście…” wcale nie dodawało jej otuchy. Efekt był odwrotny, a presja wywierana na Murmur stawała się nie do zniesienia. Szylkretka, co prawda już starsza, wolniejsza, ale nadal żywotna, nie wyglądała na kogoś, komu spieszy się do dołączenia do Nieskalanego Sadu, jak nazywała miejsce spoczynku zmarłych Murmur, a tym bardziej do starszyzny, gdzie już od jakiegoś czasu pomieszkiwał jej były partner. Przypatrywała się szkoleniu prowadzonemu przez Murmur, nieraz pofukując, kiedy nie była szczególnie przekonana do sposobu nauki, jaki obrała uczennica, ale nadal nie ingerowała. Poranek miał więc dużą swobodę - mentorka pozwalała mu przynosić zioła rosnące w okolicy obozu, pomagać jej z chorymi, a nawet powoli samodzielnie dobierać rodzaj leczenia, jaki ma być zastosowany na pacjencie.
***
Delikatny wiatr wpadł do wnętrza legowiska medyka, budząc przy tym śpiącą szynszylę. Poruszyła wąsami. Było jeszcze bardzo wcześnie, a słońce wciąż czekało skryte za pagórkami. Mimo chęci powrotu do snu, coś ją powstrzymało. Nasłuchiwała. Słyszała szumienie liści w koronach drzew, ciche przeskakiwanie wiewiórek pomiędzy gałęziami, szelest mchu, poruszanego przez rude łapki ucznia, jeden oddech, należący do Promyka, drugi, należący do niej i trzeci… No właśnie. Trzeci. Mięśnie na szczupłym ciele kotki spięły się. Odczekała kolejne kilka uderzeń serca, a gdy ostatni oddech nadal nie dotarł do jej uszu, momentalnie otworzyła ślepia. Nerwowo rozejrzała się po legowisku. Czyżby Witka udała się za potrzebą?– Witko…? – wymsknęło się jej, kiedy dostrzegła nieruchomo leżące ciało byłej mentorki.
Wyglądała, jakby smacznie spała. Jej pysk był spokojny, łapy lekko podwinięte do ciała. Jedynym czego brakowało był właśnie oddech. Główna oznaka życia. Murmur postawiła jeden krok. Drugi. Trzeci. Każdy z nich dzieliło przynajmniej parę uderzeń serca, a przy każdym zaklinała, aby bok szylkretowek poruszyły się w znajomy sposób. Nic. Wreszcie znalazła się długość wąsa od medyczki. Stanęła jak wryta, nie wiedząc co zrobić. Nadal miała obawy z przeszłości, a w jej wyobraźni rysował się dokładny wyraz niezadowolonej mordki Witki, którą przebudziła właśnie z drzemki życia. Jasna kończyna Murmur zawisła na chwilę w powietrzu, tuż nad białą sierścią starszej. Bała się jej dotknąć. W sercu była już pewna, że nie poczuje od niej żadnego ciepła.
– Witko… – kwiknęła łamiącym się głosem, z rozżaleniem pozwalając swej łapie opaść na sztywny, chłodny bark kotki, z którą spędziła praktycznie całe swoje życie. Była z nią dłużej niż jej matka, Łuska, jej ojciec, siostra, a nawet kulanki.
Nie udało się jej zablokować szlochu, tworzącego gulę wewnątrz jej gardła. Łkała, na trzęsących się łapach opadając na ziemię. Oh, biedna, biedna Witka! Czy gdyby nie krakała, to nadal byłaby tutaj z nimi? Czy Wszechmatka uznała jej słowa za prośbę o szybsze porwanie do swego sadu?
– Mhmrh….Murmur…? – rozespany głos Poranka odbił się echem po legowisku medyka.
Przez dłuższą chwilę żadne słowo, poza żałosnym skomleniem, co chwilę duszonym rozpaczliwymi drganiami, nie było w stanie znaleźć swej drogi poza pyszczek Murmur. Nie umiała skleić normalnego zdania bez zalewania się łzami.
– W-Witka… – pociągnęła nosem, głośno przełykając ślinę – Witka dołączyła do Wszechmatki…
<Poranku?>
[1262 słów]
[przyznano 13%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz