* * *
Kolejnym ważnym wydarzeniem było dla niego pierwsze zgromadzenie. Nie był jakoś szczególnie zestresowany. Nie czuł, że reprezentuje Klan Klifu. Od tego przecież był Srokoszowa Gwiazda, Przyczajona Kania i szanowne Panie medyczki; on miał po prostu za zadanie przyjść, posłuchać, a potem spędzić miał czas w towarzystwie innych kotów. Miał nadzieje spotkać tam Barszczową Łodygę, ale mimo czujnego wypatrywania i przedzierania się wzrokiem przez chmarę wojowników Klanu Burzy, nigdzie nie ujrzał jasnego, czekoladowego futerka. Niezłą niespodzianką okazało się też, z kim przesiedział pierwszą część. Mimo wcześniejszych uprzedzeń, które miał względem niego Judaszowcowy Pocałunek, rozmawiał z nim w miarę normalnie. Opowiedział mu o Klanie Gwiazdy i liderze, a nawet uśmiechnął się do niego! Za te wszystkie miłe rzeczy Niedźwiedzi Miód oczywiście odwdzięczył się tak dobrze, jak tylko umiał. Oczywiście wiedział, że muszelka od przemiłej Algowej Strugi nie jest gwiazdką z nieba, ale była na tyle lśniąca i ładna, że był prawie pewny, że spodoba się marudzie. Troszkę się przeliczył, ale nie pozwolił, aby została tam na wyspie, czekając, aż ktoś ją podepcze i zniszczy. Zabrał ją do obozu i położył pod mchem Judaszowcowego Pocałunku; niech wojownik wie, że Miodek nie jest zły za odrzucenie podarunku. Na pewno jeszcze kiedyś doceni ten mały gest.
* * *
Od kiedy został mianowany jego relacja z Delikatną Bryzą o dziwo bardzo się poprawiła. Spotykali się głównie na patrolach lub przy posiłkach. To drugie było jednak rzadkością, gdyż częściej łapał go Kornikowa Kora lub Jerzykowa Werwa, który udawał podirytowanego "samicowymi" zachowaniami i humorkami Miedzianego Kła i chciał spędzić czas w męskim towarzystwie. Bryzka, tak szybko jak stała się właścicielką jego serca, teraz wypuściła je ze swoich szponów, pozwalając mu wzlecieć i szukac nowej wybranki. Tak też się stało na zgromadzeniu. Teraz, o zgrozo, miej go Klanie Gwiazdy w opiecie, wzdychał po nocach do tajemniczej liderki Klanu Nocy. Dwukolorowe futro śniło mu sie po nocach. Zawsze pojawiała się samotnie w jego marzeniach. Nigdy nie był tam z nią. Była nieuchwytna, poza jego zasięgiem i okryta mgłą niewiadomego. Och... Jak on by chciał odgonić te swawolne obłoki i obejrzeć ją w pełnej okazałości... Być przy niej, poznać ją i pozwolić jej, aby poznała go i jego gorące, tłamszone w środku, ukryte uczucia. Nie wiedział ile będzie mógł jeszcze tak wytrzymać...
* * *
Niezwykle go ucieszył zapach, który dotarł do wyczulonego nosa. Znał go świetnie, po ostatnim spotkaniu rozpoznałby go niemal natychmiastowo. Przyśpieszył kroku, a gdy przed oczami zaczynały wyłaniać mu się naturalne znaki wyznaczające granicę, z radości serce zaczęło mu szybciej bić. Dotarł na skraj. Jeden krok więcej i mógłby dostać nieźle po łapach. Nie musial sie wychylać, gdyż przyjaciel również musiał go wyczuć i skierował swój krok w ta stronę. Pręgowane lico wyłoniło się zza krzaka, całe rozweselone.
— Barszczowa Łodygo! Mój drogi przyjacielu, jak miło cię znów widzieć. — zawołał, niepotrzebnie, gdyż srebrny znajdował się dosłownie kilka kroków od niego.
— Dzień dobry, Niedźwiedzia Łapo! — entuzjazm został odwzajemniony. Miodek żartobliwie i dramatycznie wywrócił oczami i udał urażonego.
— Ah... Już nie posługuje się tym imieniem... — złapał się za pierś i podniósł wysoko łeb.
— Co się stało?! Czy zrobiłeś coś, co uraziło twój klan i nadano ci nowe imie? Czy jest bardzo obraźliwe? — zatroskany przekręcił łeb. Był rzeczywiście bardzo zmartwiony. Klifiak zdjął poważną maskę i zaśmiał się perliście.
— Nie, nie... Tylko się droczę. Ukończyłem trening, wiesz? — momentalnie drugiemu zaświeciły się ślepia, a szeroku uśmiech wylał się na pyszczek.
— Gratuluje! A więc, aby cię już więcej nie urażać, jak teraz cię zwą?
— Wróciłem do mojego dawnego imienia, a więc jestem Niedźwiedzim Miodem — wypiął dumnie pierś. Przysiadł, gdyż po wczorajszym nocnym patrolu miał zadrapaną poduszkę, która czasami zaczynała mu dokwierać.
— Pięknie. Idealnie do ciebie pasuję! Twoje oczy są niczym świeży, słodki miód, a futerko jak u zdrowego, brunatnego misia. — skomentował pręgusek. Równiez przycupnął. Siedzieli tak, pysk w pysk, oddzieleni tylko ustaloną, niewidoczną granicą.
— Dziękuje, dziękuje... A teraz, dosyć tych przyjemności! Wyczekiwałem cie na zgromadzeniu, a tu nic! Co prawda nie pytałem nikogo z twojego klanu o to czy się gdzieś nie ukrywasz, ale co do tego, że nie byłeś obecny na wyspie, jestem w stu procentach pewny! Bałem się, że coś się wydarzyło, zjadł cie królik lub w końcu dostałeś skrzydeł i odleciałeś gonić wiatr gdzies za morzem, daleko...
<Barszcz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz