Szła. Choć czuła się trochę jakby płynęła. Świat był przepełniony ususzonymi liśćmi. Zakrywały wszystko. Pola, lasy i trawę. Wałęsały się nawet ku szczytu klifu.
— Zmieniłaś się.
Uśmiechnęła się słysząc głos mentora. Więc i on zauważył. Nic dziwnego. Była inna. Przytłumiona. Wypłukana. Taka spokojna. Wszystko było ciche. Miłe. Delikatne. Toczyło się powolnym rytmem. Niczym fale morza spokojnie powracało na swoje miejsce.
— Co się stało?
Zmarszczyła się lekko. Ostatnio często to słyszała. Zaburzało to niektóre sprawy. W końcu się nie martwiła. Jej myśli były zbyt... nieskładne. By cokolwiek z nich utworzyć. A mimo to oni nie rozumieli. Tej zmiany na lepsze. Nie cieszyli się. Nie tak jak myślała.
— Nic. — miauknęła leniwie.
Ziewnęła mimowolnie.
— Dalej się nie wysypiasz? Zioła nie pomogły?
Siewka pokręciła łebkiem. Nie w tym był problem. Może jej ospałość była zbyt zauważalna. Sen koił wszystko. Sprawiał, że świat cichł. Był niegroźny i błogi. Jak Siewka. Wszystko się sklejało się.
— Martwię się o ciebie, Siewko.
Jego smutek. Mimo dawki jaką przyjęła kuł ją. Gryzł. Podgryzał stargane nerwy. Odwróciła wzrok. Nie mogła. Nie chciała do tego wracać. W końcu była wolna. Pozbawiona całego napięcia. Mogła iść przed siebie. Spoglądać bez obaw na pyski innych. Śnić o miłych chwilach. Nie mogła tego stracić. Nie chciała powrotu. Tak bardzo. Desperacko.
Podeszła do niego. Musiała działać. Musiała temu zapobiec. Usiadła obok niego. Zaspane pomarańczowe ślepia spojrzały na mentora. Byli niemal na równi. Tak szybko wszystko minęło. Oparła się o miękkie liliowe futro. Jak za dawnych czasów. Wciąż pachniał tak samo.
— Wszystko jest dobrze. Naprawdę. — próbowała go przekonać.
Zmyć zmartwienie z jego pyska.
— Nie musisz się martwić. Jest dobrze. W końcu. — wtuliła nos w jego futro.
Poczuła jego ogon otulający jej drobne ciało.
— Siewko, za dobrze cię znam. Proszę cię. Jestem tu przy tobie. Nieważne co będzie się działo. Nieważne co zrobiłaś czy masz zamiar zrobić. Proszę, powiedz mi. Powiedz mi co się dzieje. — jego głos był taki smutny.
Tak strasznie smutny. Niemal poczuła łzy we własnych ślipiach. Otrząsła się. Nie. Musiała być szczęśliwa. Spokojna. Miała go nie martwić.
— Wszystko w porządku. Naprawdę. Proszę uwierz mi. — łgała cicho.
Próbowała go bezskutecznie przekonać. Zamazać dawną skazę, którą tak rozgrzebywał. Spojrzała we ślipia mentora.
Nie wierzył jej.
[słowa 350]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz