- Co tu się stało? – zapytała Kaczka.
- Straszliwy lis nas zaatakował! Topola i Jeżyna są ranni, ale lisa już nie ma – oznajmił i wskazał dalej leżącą Sówkę.
- O nie! W takim razie szybko. Trzeba ich zabrać, by uzyskali pomoc! – powiedziała wojowniczka i podbiegła do Topoli. Złapała go za kark i udała się na zewnątrz – Ty pomóż Jeżynie. Szybko, bo lis jeszcze wróci!
Listek od razu pomógł siostrze wstać i oba kociaki wybiegły ze żłobka. Dopiero po chwili Sówka zdała sobie sprawę, że została w nim sama. Podniosła lekko głowę. Nikogo nie zauważyła.
- Czyli zginę tak w ciszy! Okrutny mój los – powiedziała jeszcze karmicielka i wstała, chcąc zobaczyć, gdzie uciekła cała gromadka, tym razem również z wojowniczką.
***
*Dzień przed śmiercią Sadzawki*
Kociaki zostały mianowane. To był dla nich wielki dzień, mimo to Sówka dalej nie doszła do siebie. Minął już jakiś czas od śmierci Jarząb, lecz ona dalej nie potrafiła się pozbierać. Czuła się winna. Jednak to nie mogło jej przeszkodzić z powrotem do obowiązków. Skoro Jeżynka, Topola i Listek zostali mianowani, ona wróciła do pełnienia roli zwiadowcy i do starego legowiska. Plus w tym wszystkim był taki, że mogła spędzać więcej czasu poza obozem, przy drzewie z tabliczkami. Gdy Jarząb zmarła, ona musiała zajmować się kociętami, przez to tam nie chodziła, teraz mogła i starała się to robić jak najczęściej. Czasem chodziła z Przypływ, czasem z Kaczką, jednak głównie sama. Nawet tak wolała. Nie chciała, by ktoś jeszcze widział jej łzy. W końcu zawsze była uśmiechnięta... Maskowała każde złe emocje... Teraz nie potrafiła.
- Witaj Traszko – przywitała się cicho, podchodząc do starszej zwiadowczyni – Mówiłaś wcześniej, bym porozmawiała ze Świergot... – zaczęła Sówka, jednak nagle urwała. Dalej nie była tego wszystkiego, pewna. Czy to był dobry pomysł? Wiedziała, że jej matka wierzyła we Wszechmatkę, że Kaczka też się tym interesowała, jednak ona dalej nie była tego wszystkiego, pewna. Traszka, widząc lekkie zmieszanie na pysku młodszej, sama postanowiła się odezwać, choć dość niepewnie:
- Tak. Świergot z chęcią mówi o Wszechmatce – mruknęła cicho.
- Tylko ja dalej nie jestem pewna... – wyznała, wzrokiem uciekając gdzieś w bok.
- To nic. Jeśli chcesz, mogę cię zaprowadzić – zaproponowała Traszka, jak zwykle kulturalnie. Sówka kiwnęła głową, lecz nie uśmiechnęła się, jak to wcześniej miała w zwyczaju. Po chwili pożegnała się ze starszą kotką i zwróciła się w stronę wyjścia z obozu. Chciała pójść do drzewa z tabliczkami. Skierowała się w tamtą stronę, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Gdy tylko dotarła, usiadła przy pniu i wlepiła wzrok w tabliczki. Dla Żbika, Mniszka, Jarzębinki i... Jarząb. Dalej nie potrafiła w to wszystko uwierzyć i się z tym pogodzić. Jednak zrobiła dla niej tabliczkę. W oczach znów pojawiły jej się łzy, a sumienie dało o sobie znać. Spłaciła głowę, pozwalając łzą płynąć. Zamknęła się w swojej głowie, w której i było już zbyt dużo myśli. Nie interesowała się tym, co działo się dookoła. Nawet nie usłyszała szelestu, dobiegającego zza krzaków za jej plecami, choć miała bardzo dobry słuch. Dopiero jej uwagę przykuło coś, co wybiegło zza krzaków. A dokładniej ktoś. Była to znajoma sylwetka, a okazał się być to jej syn, Topola. Rozpędzony uczeń ledwo się zatrzymał przed drzewem, sprawiając tym samym, że Sówka gwałtownie się podniosła. Kocur potrząsnął lekko głową i po chwili spojrzał na matkę. Ta starała się ukryć swoje czerwone od płaczu oczy, jednak nie potrafiła.
- Mamo? Coś się stało? – zapytał zmartwiony Topola. Rozejrzał się i zobaczył tabliczki, którym przed chwilą przyglądała się jego matka. Dopiero wtedy kotka zdała sobie sprawę, że nigdy nie powiedziała swoim dzieciom o drzewie i tabliczkach.
<Topolo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz