*jeszcze latem*
Łapki uderzały energicznie o suchą ziemię. Wędrowała przez polane. Jej futro ocierało się o przekwitające kwiecie, a drobny suche liście wplątywały się w skołtunioną sierść. Słyszała kroki mentora w oddali. Był niedaleko. Czuła, że starał się ją usamodzielnić. Nie była z tego zbyt szczęśliwa. Brak liliowego futra przy jej boku strasznie ją stresował. Ciągle łapała się na tym, że próbowała skierować swoje kroki w stronę wojownika. Nie raz się zdarzyło, że niemal wpadała mu pod łapy, czując niepokój znajdując się sama. Nie lubiła samotności. Najgorsze myśli dopadały ją wtedy. Spojrzała na ususzone pęki maków. Wciąż nie miała odwagi ich zażyć. Lecz i nie umiała ich wyrzucić. Ususzone kwiaty wyróżniały jej legowisko. Jaskółka nie raz pytała czy dla niej także udekoruje posłanie. Musiała w końcu się za to wziąć. Choć żaden kwiat nie zdawał się być wystarczająco idealny do tej roli. Nerwowo okrążyła nawłoć. Była wysoka. Kwiaty były ponad łebek Siewki. Takie żółte. Intensywne. Nie wiedziała czy pasowały by do futra siostry. Musiała długo się w nie wpatrywać. Obecność pełnego niepokoju mentora musiała o tym świadczyć.
— Tylko zerwę parę z nich... — zaczęła, chcąc wyjaśnić swoje zachowanie.
— Musimy się wycofać. — miauknął stanowczo.
Siewka przestraszyła się. Nigdy go takiego nie widziała. Zrobiła coś nie tak? Odkrył jej pomysł z makiem? Zadygotała. Mentor także zdawał się być poddenerwowany. Jego kita krążyła niespokojnie w powietrzu.
— Dlaczego?
Nie odpowiedział. Widziała strach w jego oczach. Jej także się udzielił. Drżące długie łapy podążały za wojownikiem. Cień drzew przykrył ich futra. Drobne gałęzie trzaskały przez niezdarny krok Siewki. Każdy trzask zdawał się tylko rozjuszać mentora. Czuła się okropnie. Flaki przewracały się nerwowo w jej brzuchu.
— Wchodź pierwsza. Będę tuż za tobą. Jego głos świadczył o tym, że nie podlegało to dyskusji. Cała w nerwach wbiła pazury w suchą kore. Wojownik podążał tuż za nią. Telepała się na chudym konarze. Czuła, że zaraz spadnie, lecz ciężki oddech mentora sprawiał, że wspinała się wyżej i wyżej.
— Wystarczy.
Zatrzymała się zdyszana. Usiadła na gałęzi. Niemal z niej zleciała, ale złapał ją. Podciągnięta wczepiła się pazurami w drewno.
— Co się stało?
Słowa te ledwo wydobyły się z jej gardła. Nie chciała wiedzieć, który z jej mrocznych scenariuszy właśnie się urzeczywistnił.
— Dwunożny oraz jego pies. Ostatnio się kręcą po terenach klanów. Ich zapach przyszedł wraz z wiatrem. Lepiej nie ryzykować spotkania z nimi.
Siewka kiwnęła łbem. Oparła się o mentora. Słyszała pogłoski o tym. Dwie straszliwe bestie siejące spustoszenie. Nie chciała ich spotykać. Już same opowiadane historie wystarczająco przyprawiały ją o dreszcze. Usłyszeli ujadanie z oddali. Brzmiało potwornie. Niczym umierające zwierzę konające w śmiertelnej pułapce. Nie chciała tego słyszeć. Mieć świadomość, że morderczy duet naprawdę istnieje i jej zagraża. Wtuliła się w miękkie futro mentora. Chciała, żeby ochroniło ją przed całym złem tego świata.
[ilość słów 446]
[przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz