*Gdy Iskrząca Łapa była kociakiem*
Makowy Nów wstała i rozejrzała się. Musiała się czymś zająć. Miała dość rozmyślania. Postanowiła wyjść do lasu. To było jej ulubione zajęcie, mogłaby trochę odpocząć od tego wszystkiego.
- Makowy Nowiu! – usłyszała nagle za sobą jakiś pisk. Odwróciła się, a jej oczom ukazał się ten sam kociak. Iskierka. Czyli jednak dotrzymała słowa i przyszła ją odwiedzić – Cześć! – przywitała się Iskierka, gdy wreszcie dobiegła do mistrzyni. Kocię złapało się jej łapy i mocno przytuliło.
- Em... Witaj – mruknęła cicho Mak i znów skierowała się do wyjścia z obozu. Już chciała przejść kilka kroków, jednak przypomniało jej się, że ma przy łapie trzymającego się kociaka.
- A gdzie idziesz? – zapytała córka Puszczy, dalej nie puszczając.
- Przejść się do lasu – odparła Makowy Nów, starając się jakoś zdjąć czepliwego malucha.
- Też mogę iść?
- Będzie lepiej, jak tu zostaniesz – oznajmiła – Twoja matka może cię szukać.
- Ona zrozumie!
- Raczej nie Iskierko. Może się o ciebie bardzo martwić. Lepiej wracaj do żłobka – poradziła liliowa, łapiąc kociaka za skórę na karku. Lekko i powoli podniosła Iskierkę, a po chwili położyła na ziemi – To... Ja będę się już zbierać – powiedziała nieco niepewnie i zaczęła się oddalać. Czuła się dość dziwnie. Nie przepadała za zabawą z kociakami, czuła się przy nich dziwnie. Pewnie dlatego nie wyobrażała sobie siebie, jako matki. Przeszedł ją lekki dreszcz, na tę myśl. W zupełności nie nadawałaby się na matkę.
- A może pójdziesz się ze mną pobawić do żłobka? Spacer może poczekać! Proszę!
- Makowy Nowiu! – nagle rozległo się wołanie jednego z wojowników – Idziemy na patrol.
- Kompletnie zapomniałam o patrolu – westchnęła liliowa – Czyli nici ze spaceru... Słuchaj, tego nie mogę ominąć. Może... Przyjdę do ciebie później? Co ty na to? Jak tylko wrócę – zaproponowała, mając szczerą nadzieję, że kociak się zgodzi i zostawi ją w spokoju. Przynajmniej na chwilę.
- Ale to będzie trwać wieki! – zaczęła narzekać Iskierka.
- Dasz radę – zapewniła mistrzyni i podbiegła do reszty patrolu. Po chwili wszyscy wyszli z obozu. Dopiero wtedy Makowy Nów odetchnęła z ulgą. Jednak znów się wkopała. Teraz już musiała tam przyjść.
***
Powoli ruszyła w stronę żłobka. Chyba pierwszy raz szła z pustymi łapami. Jednak nie miała zamiaru nic brać, głównie ze względu na Puszczę.
- Makowy Nów! Przyszłaś! Ale się cieszę! – piszczała Iskierka, gdy tylko zauważyła znajome liliowe futro. Od razu podskoczyła do mistrzyni i znów przytuliła się do jej łapy. Ta nic nie powiedziała, za to rozejrzała się powoli. Wtedy jej wzrok padł na Puszczę, która również jej się przyglądała. Liliowa przywitała ją chłodnym spojrzeniem. Nie miała zamiaru mieć nic wspólnego z karmicielką.
- Chodź! Pobawimy się! Mogę ci pokazać kilka piórek! – oznajmiła zadowolona Iskierka i zaprowadziła Mak, wgłąb legowiska. Ta powoli i trochę niechętnie za nią poszła, starając się znów nie potknąć. Jednak jej starania nic nie dały.
- Makowy Nowiu, wszystko dobrze? – zapytało kocię, gdy tylko zauważyło, że mistrzyni leży na ziemi. Mak syknęła coś pod nosem. Dlaczego zawsze jak przychodziła do żłobka, musiała wylądować na ziemi? Szybko się podniosła, kątem oka przyglądając się Puszczy. Nie ufała jej. I nie miała zamiaru ufać.
- Tak – mruknęła cicho mistrzyni, dalej przyglądając się nieufnie karmicielce.
- Poczekaj tu! – powiedziała w końcu Iskierka i gdzieś pobiegła. Po chwili wróciła z dwoma piórkami i położyła je przed mistrzynią – Spójrz jakie ładne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz