Skip z poprzedniego wątku - Akcja dzieje się po przeprowadzce i zgromadzeniu
Zalotna Łapa leżała na ziemi, wpatrując się w niebo. Był już wieczór, a słońce niemalże schowało się już za horyzontem. Niebo w dolnej części było jeszcze piękne, w różnych odcieniach pomarańczowego, różowego, a także żółtego. Niestety w pewnym momencie zmieniało się na bardzo ciemny granatowy, na którym można już było dostrzec zarys księżyca. Szylkretka westchnęła, kładąc głowę na swoich łapach. “Fajnie było na zgromadzeniu… ale może na następnym poznam jakieś inne koty. Algowa Struga nie była zła, powiedziała, że na pewno będzie jeszcze chciała z nami pogadać… ale ja nie wiem, czy chcę wykorzystać następne spotkanie na rozmowę z tymi samymi pyskami” westchnęła. “Żałuję, że nie udzielałam się na poprzednich, teraz jestem do tyłu z poznawaniem kotów. Ciekawe jak u Syczka? Czy on wcześniej już z kimś rozmawiał? A może Alga także była jego pierwszą zgromadzeniową znajomą?” spytała samej siebie. Na jej myśl nasunęła się pewna myśl. “Czemu by go nie spytać? Powinien być gdzieś niedaleko” pomyślała. Chociaż ostatnio trochę trudno było uzyskać prywatność. Czasami szwendały się tu jakieś koty z Klanu Nocy, a Wilczakom nie można było odchodzić za daleko. Zalotka nie chciała też, aby ktokolwiek usłyszał jej rozmowę. Chciała odrobinę prywatności i spokoju. “Będziemy musieli być ostrożni, jeśli poszlibyśmy gdzieś na spacer” stwierdziła. Nie podobała jej się ta cała przeprowadzka, ale tak było najbezpieczniej. W końcu na ich terenach grasowali kłusownicy, o czym Zalotna Łapa zdążyła się już przekonać… a nawet dostrzec to na własne oczy. “Dobrze, że koszmary już minęły. Przynajmniej Zapomniany Pocałunek nie była mi bliska, bo gdyby była, zapewne wciąż przeżywałabym żałobę” westchnęła. Po tym, jak poczęstowała się kilkoma nasionami maku, udało jej się pierwszy raz zasnąć bez snu o tej tragedii, a później już samo przeszło.
“Blade Lico krzyknął do niej… matko? Nie wiedziałam, że są spokrewnieni, o ile naprawdę są. Ciekawe jak mój mentor przeżył stratę tak ważnej osoby? Właściwie to nie wiem, czy byli blisko… nigdy nie pytałam się go o relacje z innymi kotami. Trudno, chociaż może powinnam?” pomyślała. “Ale Blade Lico to nie mój kolega, tylko nauczyciel. Chyba nie wypada urządzać sobie z nim pogawędek? Poza tym on raczej nie jest zachwycony, jak ktoś próbuje wymienić z nim kilka słów” dodała. “Nie jest złym mentorem, tylko trochę sztywny” zaśmiała się, a na jej pyszczek wkradł się uśmiech.
Zalotka podniosła się z miejsca. Poczuła, jak z lekka zesztywniały jej kości. “Aż tak długo tu siedziałam? Faktycznie, przecież przyszłam tu z nadzieją na dostanie słonecznej kąpieli, a teraz słońce już zachodzi” mruknęła. Po jakimś czasie bezczynnego siedzenia i wpatrywania się w niebo ze zmrużonymi oczami kotka ziewnęła. A zaraz po ziewnięciu podniosła się i wyciągnęła przednie łapy, najdalej jak umiała, próbując się rozciągnąć. Na końcu otrzepała się z liści, mchu i trawy, które zdążyły przez ten czas przyczepić się do jej jasnego futerka. “Kierunek, tymczasowy obóz…” pomyślała, chociaż wcale nie znajdowała się znowu tak daleko od niego. Widziała go, jak malował się na horyzoncie. “W sumie tu gdzie jestem, jest całkiem ustronnie. Może zabiorę tu Syczka?” spytała samej siebie. “A co dzieje się u Polanki? Dawno z nią nie rozmawiałam, ale ona nie była na patrolu. Ciekawe jak tam z jej psychiką, haha” zaśmiała się do samej siebie. “Wypadałoby spytać, ale co ja się tam będę męczyć? Nie w moim interesie leży dbanie o relacje z rodzeństwem… to znaczy, chciałabym, żeby były co najmniej dobre, ale nie mogę być jedyną, która się o nie stara!” stwierdziła. Chociaż właściwie kotka jeszcze nigdy nie pytała się Polanki co tam u niej, więc ten pierwszy raz chyba da się jeszcze przeżyć, ale następnym to już Polna Łapa będzie musiała się wysilić!
Zalotna Łapa ruszyła przed siebie, a gdy przemaszerowała kilka lisie ogony dalej od swojej miejscówki, rzuciła na nią jeszcze ostatni raz spojrzenie. Trawa w pewnym miejscu była widocznie spłaszczona, a było to miejsce, w którym przez poprzednie kilka godzin szylkretka odpoczywała i rozmyślała.
“To nie to samo co moja kryjówka na terenach Klanu Wilka, ale też może być. Na pewno jeszcze tu kiedyś wrócę, muszę wykorzystać okazję na zwiedzanie obcego klanu, póki tu jesteśmy” stwierdziła. Niestety wilczaki miały na własność tylko niewielki, wyznaczony teren, ale lepsze to niż nic. Zalotna Łapa przyśpieszyła, brnąc teraz żwawo przed siebie. Musiała w końcu zdążyć przed zmrokiem, jeśli chciała pogadać z bratem w samotności. Nie chciała przecież wędrować po obcych terenach pod osłoną nocy, jeszcze by się zgubili czy coś, albo spotkałby ich patrol Klanu Nocy i okrzyczał!
Chwila… “Klan Nocy… Klan Nocy… Czyżby Algowa Struga nie mówiła, że to do tego właśnie klanu należy? To tutaj są te całe księżniczki? Alga miała mi wytłumaczyć, o co chodzi z tym tytułem i czemu tak się wszystkim nim chwali… ale tego nie zrobiła. To może uda mi się spytać o to innego Nocniaka? A może Syczek też będzie chciał się o tym dowiedzieć więcej? Zabiorę go ze sobą…?” pomyślała. “Nie… wolę pogadać z kimś oko w oko, w sensie… w czwórkę oczu, nie szóstkę. Będę miała wolne pole do zadawania pytań, a to już jest duży plus” stwierdziła po chwili. Szylkretka lubiła być w centrum uwagi, lubiła, jak spoczywały na niej zaciekawione oczy innych kotów. Wręcz uwielbiała, gdy ktoś ją podziwiał… do szału natomiast doprowadzało ją takie ignorowanie jej i pomiatanie, ale nigdy nie miała odwagi komuś tego przyznać. Nie walczy o swoje, niestety. Boi się, że jej reputacja na tym ucierpi, a ktoś uzna ją za niemiłą i wredną. “Ja taka nie jestem! Wkurzają mnie niektóre koty, prawda… ale chamskie odzywki wolę zachować dla siebie” stwierdziła po chwili. “Nie rozumiem, jak tak można przezywać inne koty, jak można traktować ich jak zwierzynę? Czy nie byłoby łatwiej, gdyby każdy na świecie się szanował?” westchnęła. “A z resztą, o czym ja w ogóle myślę? Takie gdybanie nic nie zmieni, jeśli zostawiam je tylko dla siebie. Nie zamierzam zmieniać świata, to w końcu za dużo roboty, a ja bardzo nie chciałabym pobrudzić sobie łap” pomyślała. “Dobra, moje przemyślenia zbaczają już na złe tory, bez sensu. Miałam iść do Syczka, a zamiast tego sobie tu rozmyślam” prychnęła, ponownie przyspieszając. Starała się nie doprowadzić do swojej głowy jakiejkolwiek myśli, nie chciała się znowu rozproszyć. Teraz widocznie była trochę naburmuszona, zabawnie, wkurzyła się na samą siebie, chociaż wcale nie zrobiła nic złego.
Po jakimś czasie kotka dotarła na polanę, na której gnieździły się Wilczaki. Stanęła jak wryta, gdy przed nią czmychnął jakiś kot.
“Uważaj, jak chodzisz!” chciała krzyknąć, ale ugryzła się w język. Zamiast tego wzrokiem zaczęła błądzić dookoła, poszukując złotego futra swojego ukochanego braciszka. Po drodze minęła Polną Łapę, Prążkowaną Łapę i kilka innych znanych jej kotów, ale nigdzie nie mogła znaleźć Syczka. “Gdzie on się znowu chowa? Dlaczego on zawsze taki jest…” westchnęła.
Niebieski kocur był bardzo nieśmiały, jak już zdążyła zauważyć Zalotna Łapa. Był taki trochę… niepewny swoich czynów, no i dziwny (przynajmniej według Zalotki). Tak czy siak, był jej bratem, więc nie potrafiła się na niego gniewać. Zamiast tego ruszyła do przodu na poszukiwania zaginionego. “Pewnie skrywa się teraz w jakimś zacienionym zakątku…” pomyślała. Po jakimś czasie dostrzegła swojego brata, natychmiast prędko pognała w jego stronę, a na jej licu wymalował się uśmiech.
— Syczku, witaj! — miauknęła do niego, zatrzymując się tuż przed jego nosem. — Wiesz, tak sobie myślałam, czy byś nie chciał się ze mną przejść? — zaproponowała szybko, robiąc kilka kroków w tył. — Chyba mamy kilka spraw do obgadania. Ostatnio dużo się wydarzyło, nieprawdaż? — zachichotała. — Chciałabym się ciebie spytać, jak radzisz sobie z tym wszystkim… mi zdążyła już przejść ta żałoba i koszmary, zniknęły po tym jak wzięłam nasiona maku od Cisowego Tchnienia, ale nie wiem jak to tam u ciebie… bo ja przez kilka dni męczyłam się z bezsennością… — westchnęła, spuszczając wzrok na swoje łapy.
— Fajnie by było wiedzieć, że ktoś też jest taki “delikatny” jak ja… to znaczy - nie życzę ci oczywiście tego! Ale czuje się jakoś dziwnie z tym, jak przeżyłam tę sytuację… wydaje mi się, że reszta Wilczaków jest trochę nieczuła — szepnęła. “Ale może to tylko moje przemyślenia” dodała sobie w głowie.
“Blade Lico krzyknął do niej… matko? Nie wiedziałam, że są spokrewnieni, o ile naprawdę są. Ciekawe jak mój mentor przeżył stratę tak ważnej osoby? Właściwie to nie wiem, czy byli blisko… nigdy nie pytałam się go o relacje z innymi kotami. Trudno, chociaż może powinnam?” pomyślała. “Ale Blade Lico to nie mój kolega, tylko nauczyciel. Chyba nie wypada urządzać sobie z nim pogawędek? Poza tym on raczej nie jest zachwycony, jak ktoś próbuje wymienić z nim kilka słów” dodała. “Nie jest złym mentorem, tylko trochę sztywny” zaśmiała się, a na jej pyszczek wkradł się uśmiech.
Zalotka podniosła się z miejsca. Poczuła, jak z lekka zesztywniały jej kości. “Aż tak długo tu siedziałam? Faktycznie, przecież przyszłam tu z nadzieją na dostanie słonecznej kąpieli, a teraz słońce już zachodzi” mruknęła. Po jakimś czasie bezczynnego siedzenia i wpatrywania się w niebo ze zmrużonymi oczami kotka ziewnęła. A zaraz po ziewnięciu podniosła się i wyciągnęła przednie łapy, najdalej jak umiała, próbując się rozciągnąć. Na końcu otrzepała się z liści, mchu i trawy, które zdążyły przez ten czas przyczepić się do jej jasnego futerka. “Kierunek, tymczasowy obóz…” pomyślała, chociaż wcale nie znajdowała się znowu tak daleko od niego. Widziała go, jak malował się na horyzoncie. “W sumie tu gdzie jestem, jest całkiem ustronnie. Może zabiorę tu Syczka?” spytała samej siebie. “A co dzieje się u Polanki? Dawno z nią nie rozmawiałam, ale ona nie była na patrolu. Ciekawe jak tam z jej psychiką, haha” zaśmiała się do samej siebie. “Wypadałoby spytać, ale co ja się tam będę męczyć? Nie w moim interesie leży dbanie o relacje z rodzeństwem… to znaczy, chciałabym, żeby były co najmniej dobre, ale nie mogę być jedyną, która się o nie stara!” stwierdziła. Chociaż właściwie kotka jeszcze nigdy nie pytała się Polanki co tam u niej, więc ten pierwszy raz chyba da się jeszcze przeżyć, ale następnym to już Polna Łapa będzie musiała się wysilić!
Zalotna Łapa ruszyła przed siebie, a gdy przemaszerowała kilka lisie ogony dalej od swojej miejscówki, rzuciła na nią jeszcze ostatni raz spojrzenie. Trawa w pewnym miejscu była widocznie spłaszczona, a było to miejsce, w którym przez poprzednie kilka godzin szylkretka odpoczywała i rozmyślała.
“To nie to samo co moja kryjówka na terenach Klanu Wilka, ale też może być. Na pewno jeszcze tu kiedyś wrócę, muszę wykorzystać okazję na zwiedzanie obcego klanu, póki tu jesteśmy” stwierdziła. Niestety wilczaki miały na własność tylko niewielki, wyznaczony teren, ale lepsze to niż nic. Zalotna Łapa przyśpieszyła, brnąc teraz żwawo przed siebie. Musiała w końcu zdążyć przed zmrokiem, jeśli chciała pogadać z bratem w samotności. Nie chciała przecież wędrować po obcych terenach pod osłoną nocy, jeszcze by się zgubili czy coś, albo spotkałby ich patrol Klanu Nocy i okrzyczał!
Chwila… “Klan Nocy… Klan Nocy… Czyżby Algowa Struga nie mówiła, że to do tego właśnie klanu należy? To tutaj są te całe księżniczki? Alga miała mi wytłumaczyć, o co chodzi z tym tytułem i czemu tak się wszystkim nim chwali… ale tego nie zrobiła. To może uda mi się spytać o to innego Nocniaka? A może Syczek też będzie chciał się o tym dowiedzieć więcej? Zabiorę go ze sobą…?” pomyślała. “Nie… wolę pogadać z kimś oko w oko, w sensie… w czwórkę oczu, nie szóstkę. Będę miała wolne pole do zadawania pytań, a to już jest duży plus” stwierdziła po chwili. Szylkretka lubiła być w centrum uwagi, lubiła, jak spoczywały na niej zaciekawione oczy innych kotów. Wręcz uwielbiała, gdy ktoś ją podziwiał… do szału natomiast doprowadzało ją takie ignorowanie jej i pomiatanie, ale nigdy nie miała odwagi komuś tego przyznać. Nie walczy o swoje, niestety. Boi się, że jej reputacja na tym ucierpi, a ktoś uzna ją za niemiłą i wredną. “Ja taka nie jestem! Wkurzają mnie niektóre koty, prawda… ale chamskie odzywki wolę zachować dla siebie” stwierdziła po chwili. “Nie rozumiem, jak tak można przezywać inne koty, jak można traktować ich jak zwierzynę? Czy nie byłoby łatwiej, gdyby każdy na świecie się szanował?” westchnęła. “A z resztą, o czym ja w ogóle myślę? Takie gdybanie nic nie zmieni, jeśli zostawiam je tylko dla siebie. Nie zamierzam zmieniać świata, to w końcu za dużo roboty, a ja bardzo nie chciałabym pobrudzić sobie łap” pomyślała. “Dobra, moje przemyślenia zbaczają już na złe tory, bez sensu. Miałam iść do Syczka, a zamiast tego sobie tu rozmyślam” prychnęła, ponownie przyspieszając. Starała się nie doprowadzić do swojej głowy jakiejkolwiek myśli, nie chciała się znowu rozproszyć. Teraz widocznie była trochę naburmuszona, zabawnie, wkurzyła się na samą siebie, chociaż wcale nie zrobiła nic złego.
Po jakimś czasie kotka dotarła na polanę, na której gnieździły się Wilczaki. Stanęła jak wryta, gdy przed nią czmychnął jakiś kot.
“Uważaj, jak chodzisz!” chciała krzyknąć, ale ugryzła się w język. Zamiast tego wzrokiem zaczęła błądzić dookoła, poszukując złotego futra swojego ukochanego braciszka. Po drodze minęła Polną Łapę, Prążkowaną Łapę i kilka innych znanych jej kotów, ale nigdzie nie mogła znaleźć Syczka. “Gdzie on się znowu chowa? Dlaczego on zawsze taki jest…” westchnęła.
Niebieski kocur był bardzo nieśmiały, jak już zdążyła zauważyć Zalotna Łapa. Był taki trochę… niepewny swoich czynów, no i dziwny (przynajmniej według Zalotki). Tak czy siak, był jej bratem, więc nie potrafiła się na niego gniewać. Zamiast tego ruszyła do przodu na poszukiwania zaginionego. “Pewnie skrywa się teraz w jakimś zacienionym zakątku…” pomyślała. Po jakimś czasie dostrzegła swojego brata, natychmiast prędko pognała w jego stronę, a na jej licu wymalował się uśmiech.
— Syczku, witaj! — miauknęła do niego, zatrzymując się tuż przed jego nosem. — Wiesz, tak sobie myślałam, czy byś nie chciał się ze mną przejść? — zaproponowała szybko, robiąc kilka kroków w tył. — Chyba mamy kilka spraw do obgadania. Ostatnio dużo się wydarzyło, nieprawdaż? — zachichotała. — Chciałabym się ciebie spytać, jak radzisz sobie z tym wszystkim… mi zdążyła już przejść ta żałoba i koszmary, zniknęły po tym jak wzięłam nasiona maku od Cisowego Tchnienia, ale nie wiem jak to tam u ciebie… bo ja przez kilka dni męczyłam się z bezsennością… — westchnęła, spuszczając wzrok na swoje łapy.
— Fajnie by było wiedzieć, że ktoś też jest taki “delikatny” jak ja… to znaczy - nie życzę ci oczywiście tego! Ale czuje się jakoś dziwnie z tym, jak przeżyłam tę sytuację… wydaje mi się, że reszta Wilczaków jest trochę nieczuła — szepnęła. “Ale może to tylko moje przemyślenia” dodała sobie w głowie.
<Syczkowa Łapo?>
[1329 słów]
[1329 słów]
[przyznano 27%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz