BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
31 marca 2021
Od Fałszywej Łapy CD Droździej Łapy
Od Safony CD. Iglastej Łapy
Od Słonecznikowej Łapy C.D Burzowej Nocy
< Burzowa Noc? Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać na ten odpis. >
Od Poziomki CD Krzemienia
Od Niezapominajki CD Poziomki
- Hiej śpiochu - miauknęła radośnie calico.
- Hiej - od miauknęła tortie - chcesz się pobawić? - zapytała.
-Tiak!-wymruczała Poziomka i gdzieś poszła.
- Ciekawe gdzie poszła - pomyślała szylkretka.
Po chwili wróciła Poziomka z kulką mchu w pysku, wyrzuciła ją wysoko w powietrze. Lecz tym razem Niezapominajka nie pozwoliła by kulka znów przyczepiła jej się do sierści tak jak ostatnim razem, wyskoczyła i odbiła piłkę w stronę calico, upadła dość niezgrabnie ale kulka już do niej leciała! Ledwo zdążyła wylądować a tu już leciała do niej kulka szybko odbiła ją niestety zamiast do Poziomki piłka poleciała w ścianę żłobka. Obydwie kotki pobiegły po piłkę, nie patrzyły przed siebie przez co się zderzyły i upadły. Przez chwile było przerażająco cicho i Niezapominajka już się wystraszyła że Poziomka jest ranna. Na szczęście po chwili calico zaczęła się śmiać, tortie odetchnęła z ulgą.
- Muszę ci coś powiedzieć - miauknęła Niezapominajka.
- Co? - zapytała Poziomka z pytającym wyrazem oczu.
- No... wiesz... jesteś... moją najlepszą przyjaciółką - wymruczała cicho tortie, obawiała się wielu rzeczy na przykład: Co jeśli ja nie jestem jej najlepszą przyjaciółką? Albo co jeśli mnie odtrąci przez to co powiedziałam?
<Pozio?>
Od Niezapominajki
<Miamo?>
30 marca 2021
Od Zbożowego Pola
Od Szczawiowego Liścia CD. Barwinkowego Podmuchu
— Idź sam. Powodzenia — burknął jeszcze, nim wymknął się bocznym wyjściem z obozu.
Szczawiowy Liść własnym uszom nie mógł usłyszeć. Barwinkowy Podmuch go.... olał? Nie chciał spędzić z nim trochę czasu? Przecież.... przecież nigdy się tak nie zachowywał! W liliowym kocurze narosła złość. Co za lisie łajno! To Szczawik się tak stara, a on go odrzuca? O nie, nie da mu tej satysfakcji!
— Tak? Super! I tak wolałem pójść sam! Słyszysz!? Nie potrzebuje twojego towarzystwa! Każdy inny kot z chęcią będzie mi towarzyszył! — syknął, kładąc uszy na łbie.
Poczuł na sobie badawcze spojrzenie pobratymców, w tym Berberysowej Gwiazdy. Machnął rozgniewany ogonem. Uczucia buzowały w nim z potrójną, a nawet poczwórną siłą. Nie mógł się uspokoić. W tym momencie miał ochotę rzucić się na jakiegoś rybojada lub wilczaka i rozerwać na strzępy. Przysiadł na tylnych łapach, biorąc głęboki wdech i wydech.
— Na co się gapicie, lisie bobki? To już z rywalem pogadać nie można? — spiorunował wzrokiem każdego klifiaka, który ośmielił się spojrzeć w jego kierunku. Jeszcze mu plotek za plecami brakowało. Niedoczekanie. Prędzej wyrwie wszystkim języki, niż pozwoli obrabiać mu zad.
Szczawiowy Liść wstał po pewnym czasie i wybiegł z obozu. Musiał ochłonąć, a w obozie będzie to niemożliwe.
— Barwinkowy Podmuchu?
— Dobrze się czujesz?
Barwinek spojrzał na własne łapy. Popękane, zmęczone. Ból stawów też robił swoje.
— Bywało lepiej — westchnął.
— Najważniejsze, że przeżyliśmy. Klan Klifu wciąż pozostanie silny! — miauknął, wpatrując się spokojnie w czarnego kocura. Szczawik oczywiście dostrzegał jedynie plusy swojego klanu. Stąd nie uważał, że nagle popadną w słabość, chociaż na pewno powinni zachować szczególną czujność. Był ciekawy, co dalej postanowi zrobić jego matka.
— Dużo kotów jest rannych. Martwię się też o Sokoła. Nieźle mu się oberwało. — mruknął. Na odpowiedz czarnego nie musiał długo czekać, tym samym upewnił się w tym, że wojownik go słucha i foch całkowicie mu przeszedł. — Nic dziwnego, runęło przecież na niego legowisko. Nie wiadomo nawet, czy będzie chodzić. — koniuszek jego ogona poruszył się zdradzając niepokój i napięcie.
— A tobie coś jest?
Zaskoczyło go pytanie Barwinka. Zrobiło mu się również bardzo miło. Nie potrafił jednak przyznać się do tego, że jest zmęczony po po pożarze. Do tego oparzenia dawały o sobie znać. Nieprzyjemnie piekły jego ciało, przez co nie mógł spokojnie zmrużyć oczu. Tym samym potęgowało to zmęczeniem.
— Nic mi nie jest. Jak zawsze się czuję się zajebiście — miauknął, prostując sylwetkę, co okazało się błędem. Zmęczone ciało po raz kolejny dało o sobie znać.
Barwinkowy Podmuch najwyraźniej musiał to wyczuć. Spojrzał uważnie na młodszego. Czy domyślił się, że coś było nie tak? Szczawiowy Liść starał się wyglądać jak zawsze pewnie.
— Na pewno? — Czarny uniósł brew. — Nie masz kaszlu ani nic? Wiesz, od dymu. Znał kilka ziółek, mimo nie przepadania za leczeniem. Mógłby robić mu za medyka.
— Nie. Z resztą dlaczego miałbyś się o mnie martwić? — Zmarszczył nos.
Troska Barwinkowego Podmuchu sprawiała, że nie tylko ciało go piekło, ale również serce. Przecież starszy nic do niego nie czuł.... byli rywalami.... więc dlaczego po tym wszystkim wciąż zachował tak przyjazne usposobienie? Po tym wszystkim co przeżył? Chodzący optymista pomyślał.
— Pytasz dlaczego? A dlaczego nie? Może mam taki kaprys. — Odwrócił głowę z lekka speszony. — Martwię się o każdego! Doceń to, a nie kręcisz nosem.
— Jestem tylko.... zmęczony. To wszystko — westchnął ciężko, zdobywając się wreszcie na słowa.
Barwinkowy Podmuch zerknął na niego.
— To może się zdrzemnij?
Zdecydował się zwierzyć rywalowi. Potem zobaczy, czy nie będzie tego żałował. Chociaż raczej Barwinek nie wykorzysta tego przeciwko niemu. Nie miałby jak! Cały klan cierpiał przez pożar. Poza tym czarny kocur nie był takim typem kota, co chodzi i utrudnia życie. Na tyle go poznał. A jeśli jednak się mylił, to Szczawik uciszy jego śliczny pyszczek!
— Nie mogę.... boli mnie od oparzeń.
— A byłeś u medyka z nimi? Na pewno coś poradzą! Jak nie to może mi się uda jakoś zaradzić, ale no nie znam się aż tak — miauknął.
Napiął mięśnie. To byłoby dobre rozwiązanie, gdyby nie to, że Szczawiowy Liść już raz był u medyka i nie czuł potrzeby ponownego zaglądania do Firletkowego Płatka. Musiał być silnym wojownikiem, a przybywanie w legowisku leczniczym bardzo mu to utrudni.
— Sam się pozbieram — mruknął wojownik, odwracając się. Postanowił pomóc w budowanie legowisk. Jakoś w ten sposób powinien zapomnieć o bólu. Przynajmniej na to liczył. Machnął ogonem. — Do zobaczenia, Barwinkowy Podmuchu.
Nie odwrócił się za siebie, bez wahania kierując łapy do Lwiej Grzywy.
Uderzył łapą w pobliski kamień, który potoczył się kawałek dalej.
— Co ci zrobił ten biedny kamień?
Zastrzygł uszami na głos za swoimi plecami. Naprawdę nie miał humoru do tłumaczenia się. Szczawiowy Liść syknął pod nosem. Odwrócił się za siebie, od razu mierząc niezadowolonym i niecierpliwym spojrzeniem Zadymiony Pysk. Liliowy uderzył ogonem o pięty.
— Wystarczy, że leżał na mojej trasie — burknął.
— Oho, coś ci humor dzisiaj nie dopisuje — stwierdził młodszy wojownik. Uśmiechnął się życzliwie. Jego oczy zabłysły niebezpieczną iskrą. Syn Berberysowej Gwiazdy zmrużył oczy. Przyglądał się kocurowi, odkąd ten dołączył do klanu. Znał jego shiperską naturę. Wolał zachować czujność. — Pokłóciłeś się z Barwinkowym Podmuchem?
— Kłócimy się w ciągu każdego księżyca — mruknął Szczawik.
— Kto się czubi, ten się lubi! — pisnął z zachwytem czarny dymny. — Wyglądalibyście razem uroczo! Ty narcyz i on taki opiekuńczy!
Szczawiowy Liść miał ochotę mu przywalić. Już wysunął pazury i szykował się do podniesienia łapy, gdy zwyciężył w nim ostatecznie spokój. Pierworodny odłożył kończynę na ziemię i odwrócił się plecami do wojownika.
— Dokąd idziesz? — miauknął zdziwiony Zadymiony Pysk zauważając, że liliowy się oddala.
— Daleko od ciebie — mruknął wnuk Sroczego Żaru, przystając w miejscu. Nie odwrócił się. — Jeśli już potrzebujesz kogoś shipować, to zajmij się Zimorodkiem i Kwaśnym. Ode mnie i moich spraw wara, bo inaczej sobie porozmawiamy.
Trzepnął ogonem o ziemię. Kątem oka dojrzał niezadowolony pysk wojownika. Miał to jednak pod ogonem. Przyspieszył kroku, wchodząc głęboko w terytorium Klanu Klifu. Znowu potrzebował pobyć sam. Nie mógł się przyznać, że tak naprawdę denerwowała go bezsilność.
Liliowy parsknął pod nosem, gdy kropla deszczu spadła na jego nos. Deszcz ze śniegiem był bardzo chłodny i nieprzyjemny. Pozostawiona papka na ziemi nie zachęcała do ruchu, a przecież nie mogli siedzieć w obozie całą noc i dzień. Szczawiowy Liść otoczył ogon wokół łap, unosząc pysk i obserwując spadające w swoim rytmie krople. Wydawały wraz z tym charakterystyczny dźwięk. Wsłuchał się w ten rytm, melodię, przymykając na kilka uderzeń serca pomarańczowe ślepia.
Kap.... kap.... kap....
— Hej, Szczawiku. — Liliowy podskoczył jak oparzony. Nie zachował czujności, więc zaskoczył go głos Barwinkowego Podmuchu za jego plecami. Czekoladowy zaśmiał się i usiadł zaraz obok niego, również obserwując spadające krople. Deszczu ze śniegiem było coraz więcej. — Lepiej się czujesz?
To pytanie powinno go zaskoczyć, ale tak nie było. Syn zmarłej Berberysowej Gwiazdy uśmiechnął się lekko, a w jego ślepiach błysnęła radość. Oblizał pyszczek, wciąż wpatrując się ciemniejące niebo i jego dary.
— Woda jest prezentem od Klanu Gwiazdy. Żeby tylko w zamian nie zrobili nam gorącej Pory Zielonych Liści — stwierdził wojownik, mrużąc oczy. — O wiele lepiej się czuję. Nie zrobiłem wczoraj niczego głupiego, prawda?
Barwinkowy Podmuch poruszył wąsami, a następnie pokręcił głową.
— Udawanie niedźwiedzia i tulenie się liczy?
Szczawiowy Liść wywrócił oczami.
— Oj tam! Podobno lubiłeś się przytulać — stwierdził wojownik, prostując dumnie sylwetkę, jakby był dumnym pawiem. Kątem oka dojrzał Bursztynową Łapę, chowającego się przed deszczem w legowisku medyków. — Mój siostrzeniec natomiast podobno odwalił całkiem niezłą akcję. Lwia Gwiazda może nie jest zadowolony, ale młody ma chociaż ma łeb na karku. Handel kocimiętką, kto by pomyślał. No tylko następnym razem lepiej, żeby nie dał się złapać.
— Wdał się w wujka! — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— Moje futro! Osz ty lisi bobku! — spiorunował wzrokiem Barwinka, który wręcz pękał z rozbawienia. Szczawik podniósł się nierówno. Musiał utrzymać równowagę w lepkim błocie. — Jak cię dorwę, to skopię ci zadek!
— A tobie tylko jedno w głowie.
Barwinkowy Podmuch rzucił się do "ucieczki". Szczawiowy Liść ruszył za nim. Co jakiś czas jego łapy niebezpiecznie się rozjeżdżały. Pozostali w obozie. Nie mieli za bardzo gdzie się udać, zbyt małe mieli teraz terytorium. Szczawik skoczył na ogon Barwinka i go ugryzł. Oberwał łapą w łeb. Liliowy odskoczył z psotnym wyrazem pyska.
— No co tam, staruszku? — specjalnie rzucił przezwisko na "s", wypominające wiek wojownika, żeby go trochę podrażnić. Oczywiście tak po koleżeńsku!
— Nazwij mnie tak jeszcze raz, gnojku! — mruknął starszy wojownik. — Chcesz oberwać?
— Tylko na to czekam! — zaśmiał się syn Żywicznej Mordki. — Chce ci wreszcie sprać kuper, s t a r u s z k u!
Barwinkowy Podmuch prędko rzucił się w jego kierunku. Szczawiowy Liść wykonał zwinny unik, odskakując w bok. Rozpadało się jeszcze bardziej. Krople spadały z dodatkową siłą na podłoże, mocząc przy okazji futra wojowników. Teraz to Szczawik skoczył do przodu, natomiast czarny wykonał unik. Już nawet nie chodziło tutaj o walkę. Raz za razem oboje się zmieniali, wykonując szybkie i zwinne ruchy po pokrytej błotem ziemi.
Skok.... przysiad.... unik....
Dwójka wojowników złączyła się w wspólnym tańcu. Łapa za łapą, jakby prowadzeni przez melodię graną przez deszcz. Mokre futra lepiły się do ciała, zamglone oczy utrudniały widoczność. Szczawik poruszył wąsami, wykonując kolejny unik przed ruchem swojego pobratymca. Ruch za ruchem, gest za gestem. Była w tym pewna harmonia.
Raz.... dwa.... trzy....
Zatrzymali się zdyszani przy wyjściu z obozu. Szczawiowy Liść na chwilę zerknął tylko na swoje futro, zanim posłał uśmiech i rozbawione spojrzenie kompanowi tego niecodziennego i może trochę dziwnego tańca, opartego na systemie ataków i uników. Łapy, chociaż zmęczone wysiłkiem, nie odmówiły mu jednak posłuszeństwa. Zapiekły go, jakby czekając na dalszą część.
— Kiedy przestanę być dla ciebie gnojkiem? — uniósł pytająco brew.
Czarny kocur zawiesił się na chwilę.
Potrząsnął łbem odpychając kilka kropelek. Wykopał krok do przodu, potem cofnął się do tyłu. Powtórzył to również z lewą i prawą stroną, rytmicznie, rutynowo, zwracając na siebie jeszcze większą uwagę czarnego. Czując na sobie jego wzrok dawniej by zapyskował, lub uciekł wzrokiem. Teraz jednak nie czuł się onieśmielony. Wręcz przeciwnie. Pierwszy raz od naprawdę dawna czuł spokój i szczęście.
— Spróbuj, to całkiem fajne! — miauknął wesoło do Barwinka.
Kocur na początku niezbyt chętnie, w końcu dołączył do kolejnego tańca. Podchodzili o krok do przodu i potem cofali się do tyłu. Robili ruch w jeden bok, żeby następnie powtórzyć w drugi. Szczawik podskoczył czując wszystkie wlewające się w niego emocje. Przystąpił o krok do przodu i o jeszcze jeden, zmieniając ich układ i w pewnym momencie znajdując się blisko czarnego. Tak blisko, że czuł na sobie jego oddech. To było.... magiczne. Po raz kolejny cudne uczucie rozlało się po jego ciele i duszy. Pozwolił sobie zamruczeć. Zapragnął jednego i cokolwiek miało się później zdarzyć, nadszedł moment odwagi i wyznania swoich uczuć. Uśmiechnął się lekko, z pewną nieśmiałością.
— Muszę ci o czymś powiedzieć. — miauknął. Zauważył jak czarny kocur zastrzygł uszami. Zanim Barwinkowy Podmuch zdążył się odezwać, Szczawiowy Liść zatkał mu pysk swoim ogonem. — To ważne.
Zabrał ogon i powrócił do poprzedniej pozycji. Czuł jak szaleńczo bije mu serce.
— Pamiętasz jak mówiłem ci, że się zakochałem? Odkąd zostałem młodym wojownikiem i pojawiło się to dziwne, ale piękne uczucie, nie chciałem wyznać prawdy i próbowałem od niej uciec. Nie mogłem jednak zmienić tego, że oddałem serce innemu kocurowi. Że jest dla mnie bardzo ważny i.... i byłbym szczęśliwy, gdyby chciał dać mi szansę i ze mną być. — zatonął w oczach Barwinka. — Kocham Cię.
Przybliżył się o pół kroku do przodu i dotknął swoim nosem nosa czarnego.
Od Nocnego Pióra
***
Od Iglastego Krzewu
Oddychając ciężko z lodem przyczepionym do wąsów, wszedł do legowiska, gdzie powitała go zaspana Miedziana Iskra i puste legowisko po Świetlikowym Skrzydle. Na pysku pointa pojawił się smutek. Tęsknił za niebieską, nie ważne jak bardzo zrzędliwa by była. Miał wrażenie, że przeżył już praktycznie wszystkich, którzy byli mu bliscy, we własnym klanie czuł się coraz bardziej obco.
Westchnął cicho, opadając na swoim posłaniu, tuż obok ukochanej. Wtulił pysk w jej półdługie futerko, mrucząc przy tym cicho. Nim się zorientował, zapadł w głęboki sen.
— Wstawaj, stary draniu — ziewnął zamulony, słysząc nad sobą niski, chrapliwy głos. Z początku zignorował go zupełnie, dopiero za drugim razem podniósł zirytowany głowę.
— Ty łysy sukinsynu — mruknął, podnosząc się na cztery łapy — Nudzi ci się, że mnie w snach nawiedzasz? Nie chrzań, że wykitowałem — miauknął, nie bardzo wiedząc, jak zareagować na odwiedziny swojego najlepszego przyjaciela. Mimo wszystko uśmiechnął się pod nosem.
— Nie, jeszcze trochę pożyjesz — Wilcze Serce zaśmiał się zachrypniętym głosem, owijając ogon wokół własnych łap, gdy usiadł obok Igły. Point nadal wpatrywał się w niego, niczym w jakiś obrazek. W końcu jednak chrząknął cicho, również przysiadając obok i wzdychając cicho. Przed nimi rozciągała się bezkresna łąka z soczystą, zieloną trawą. Niebo natomiast było jasne i bezchmurne, dało się jednak dostrzec na nim gwiazdy, mimo iż w teorii był dzień — Wydawałeś się czymś strapiony, postanowiłem więc z tobą porozmawiać
Kocur prychnął na słowa zmarłego przyjaciela. Mimo wszystko docenił jego troskę, chciał z nim porozmawiać, nawet kiedy siedział razem z innymi truposzami pośród chmurek. Iglasty Krzew popatrzył przed siebie, nawet nie wiedząc od czego zacząć. Kilka razy poruszył nerwowo przednimi łapami, zaś końcówka jego odona drgnęła.
— Dobrze wiesz, że rzygam tym wszystkim do zesrania — zaczął, gdy odpowiedziało mu kiwnięcie głową, kontynuował — Sprawy z Płomień, Trójką i Wróblem… to wszystko tak się pokręciło… Wiesz, mam wrażenie, że on ma do mnie jakiś żal. Sam nie czuję się dobrze z faktem, że zostawiłem go po brzuch w takim gównie ale… ale nie mogłem już tego słuchać, rozumiesz?! Miałem ochotę oderwać sobie uszy, gdy Trójka i Wróbel znowu się żarli. A mimo to… dumny jestem z tego burego szczyla, radzi sobie dobrze, chyba nawet lepiej niż ja i ty. Hah- tak bardzo zafiksowałem się na stracie ciebie, ty gnoju, że zupełnie zapomniałem, że twój syn może być inny. Że przecież nigdy nie będzie w stu procentach jak ty, nie jest przecież jakąś cholerną reinkarnacją twojego łysego tyłka — zamknął pysk na kilka uderzeń serca, analizując, co mógłby mu jeszcze powiedzieć. Niespokojnie machał ogonem. Uspokoił się z lekka, gdy Wilcze Serce trącił go barkiem w bok — Chciałbym powiedzieć mu, że… że to wszystko co mówiła Płomień. O tym, że żałuję, że go wybrałem, że wstydzę się za niego- że to nie tak. Że to po prostu gówno prawda, że jestem z niego dumny i nie żałuję tej decyzji-
— To mu o tym powiedz
— C-czy ty mnie słuchałeś?! — burknął oburzony, trącając łapą klatkę piersiową zmarłego. Tupnął przy tym łapą, niczym małe kocię. Na wpół łysy kocur zaśmiał się pod nosem, zupełnie ignorując fakt, iż jego przyjaciel ostro się zirytował.
— Tak. I nie widzę problemu, żebyś porozmawiał z Wróbelkiem szczerze. Przestań zachowywać się jak przestraszony kociak, ty stary pryku.
Liliowy kocur otworzył pysk, jednak szybko go zamknął.
— Spróbuję. Mówisz, że wszystko się ułoży?
— Jestem tego pewien, wystarczy, że przestaniesz zgrywać dzieciaka
Igła zamruczał rozeźlony, jednak szybko mu przeszło. Otarł się o policzek przyjaciela, nim ten rozpłynął się w nicość. Było jeszcze tyle rzeczy o których chciał z nim porozmawiać, najwidoczniej było im dane zrobić to wszystko, gdy umrze. Póki co, postanowił iść za radą przyjaciela.
Od Mysiego Kroku
— Mysi Kroku! — zawołał Melonowy Pysk.
— Nie chciałbyś pójść za mnie, co? — mruknął Melon. — Taki przyjemny spacerek od rana każdemu dobrze zrobi. A ja chętnie ci odstąpię. — Puścił mu oczko.
Mysi Krok opuścił uszy.
— Podziękuję — miauknął szybko.
— No weź — nalegał kocur.
— Tobie akurat ruch się przyda — stwierdziła zniecierpliwiona Olchowe Serce, przebierając łapami w miejscu. — Ruszamy, czy zamierzacie tu zapuścić korzenie?
Koperek posłał jedynie mentorowi słaby uśmiech i ruszył z dwójką kotów. Mysi Krok jeszcze uderzenie serca patrzył jak powoli się oddalają aż sam ruszył dalej. Patrol łowiecki miał wyznaczony dopiero po szczytowaniu słońca, więc miał chwilę dla siebie. Co w sumie mogło być najgorszą rzeczą jaka mogła go spotkać. Nie mógł pozwolić sobie znów na zatopieniu się w bezsensowne i parugodzinne rozmyślanie o niczym, czy przeżywanie po raz setny sytuacji z przeszłości. Westchnął cicho, rozglądając się obozowisku. Musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie. Może w kociarni będzie potrzebna jego pomoc? Poza tym wypadałoby też odwiedzić kocięta Jemioły. Dziwne zrzędzenie losu sprawiło, że samotniczka nazwała swoje dziecko imionami z jego rodziny. Mysi Krok mógłby uwierzyć, że to przypadek gdyby był sam Bluszczyk czy Sroczek, ale dwóch synów samotniczki o imionach jego krewnych? Coś mu tu śmierdziało. Nim jednak skierował się do żłobka poszedł na skraj obozowiska poszukać jakiegoś prezentu dla kociąt. Szybko wygrzebał spod mokrego śniegu jakąś szyszkę. Zadowolony ze swojego wyboru ruszył w stronę miejsca docelowego. Szedł rozmyślając o dziwnej sprawie, aż zamiast mokrej ziemi pod łapą poczuł coś miękkiego. I ciepłego. Spojrzał na ów rzecz. Ogon. Łysy ogon. Nie musiał podnosić łba, żeby wiedzieć do kogo należy. Miał ochotę jedynie zapaść się pod ziemię. Uniósł lekko ślipia by spojrzeć w przerażone niebieskie ślipia.
— P-przepraszam! — miauknął pospiesznie Mysi Krok.
Ciemna Dolina prawdopodobnie nawet tego nie usłyszała. Podobnie jak Zadymiony Pysk jedynie oddaliła się pospiesznie. Tym razem kremowy kocur nie został sam. Srebrny kocur przyglądał się mu z nienawiścią. Mysi Krok przełknął ciężko ślinę. Pomimo że wojownik był od niego widocznie młodszy i tak jego pełne gniewu ślipia budziły w nim lęk.
— Ty... lisia wywłoko! — warknął, rzucając się na niego. — Jak śmiałeś?! Wronia strawa! Sprawię, że pożałujesz, ze się urodziłeś! — wysunął pazury.
— S-spokojnie, Śnieżna Z-zamiecio — wyjąkał jedynie z siebie. — J-ja naprawdę n-nie chciałem...
Ta odpowiedź nie spodobała się młodzikowi.
— Jasne. A ja jestem Lisią Gwiazdą, lisi bobku — syknął.
— Mysi Krok mówi prawdę — wtrącił się cichy głos za nimi.
Obydwoje powędrowali w jego stronę. Bury uczeń owinął się szczelnie swoim ogonem. Oczy utkwione miał w niebo. Z przerażeniem wypatrywał pewnego kształtu spędzającego mu sen ze ślip każdej nocy.
— Co? Jasne! Idź lepiej sprawdzić czy kaczka cię nie śledzi, ofermo! — prychnął Śnieżna Zamieć.
Wiesiołkowa Łapa pisnął cicho na samo słowo klucz. Rozejrzał się nerwowo. Odetchnął z ulgą dopiero gdy przeanalizował cały krajobraz wokół siebie. Wbił wzrok w łapki. Mimowolny dreszczyk przeszedł po jego ciele.
— Naprawdę wątpię, żeby Mysi Krok nadepnął twoją mamę celowo! Sam dobrze wiesz jaką miłą i cudowną jest kotką. Po co miałby robić jej przykrość... — próbował jakoś wyjaśnić swoją myśl Śnieżnej Zamieci Wiesiołkowa Łapa.
— Tym razem ci odpuszczę. Ale jeszcze jedna taka sytuacja, a skończysz gorzej niż u szalonego dziadka — mruknął mu do ucha Śnieżna Zamieć.
Mysi Krok poczuł jak się trzęście.
— O-oczywiście. — starał się odpowiedzieć w miarę spokojnym głosem.
Srebrny jeszcze raz na niego prychnął i splunął na niego na do widzenia. Kremowy szybko starł to z pyska. Spojrzał z obrzydzeniem na wydzielinę z ciekającą mu z łapy.
Klanie Gwiazd za co na to zasłużył?
— Dzięki, choć nie musiałeś — mruknął cicho do Wiesiołkowej Łapy.
Nadal w pełni nie ufał świeżemu członkowi klanu. Tym bardziej, że ten dołączył do nich już praktycznie dorosły. Bury kocur spuścił wzrok.
— Niesprawiedliwie byłoby dostać karę za niecelowe działanie, prawda? — zapytał cicho.
Mysi Krok wzruszył ramionami. Przywykł, że jego klan był domem różnych szaleńców.
— To na tym nasze drogi się rozchodzą...? — miauknął niepewnie.
— Moja mentorka pewnie już mnie szuka. Ty też powinieneś niedługo obudzić Słoneczną Łapę. — przypomniał mu.
— Dzięki za radę — mruknął pod nosem. — Lepiej uważaj na swoją mentorkę. Dziwna jest.
— A ty tu co? — mruknęła biała swoim znudzonym głosem.
Mysi Krok położył uszy i zignorował wypowiedź kotki. Nie zamierzał dać się jej sprowokować i skompromitować ponownie. Podszedł pewnym krokiem do leżącej na mchu Jemiole. Kotka na początku go nie zauważyła. Jej kociaki beztrosko bawiły się w jakąś zabawę przypominającą "cztery klany". Kremowy stanął przed pointką. Ta na jego widok wydała cichy pisk i uciekła pospiesznie wzrokiem w kąt.
— C-co... co t-ty t-tu robisz? — ledwo to wyjąkała.
Mysiemu Krokowi zrobiło się trochę głupio. Przyszedł tu by zaspokoić własną ciekawość a nie pomyślał o emocjach zajętej wiecznie kociakami Jemiole. Położył szyszkę przed nią.
— To dla Sroczka i Bluszczka — mruknął niepewnie.
Nie był zbyt dobry w rozmowy z kotkami. Zbyt wiele z nich dało mu kosza.
— O-oh. D-dziękuję. N-na p-pewn-no się u-ucieszą — wydukała, wbijając wzrok w łapy.
Mysi Krok uśmiechnął się lekko zdezorientowany. Nie pamiętał, żeby wcześniej pointka brzmiała jak reinkarnacja Łabędziego Plusku.
— To dobrze. — mruknął w końcu przerywając niezręczną chwilę ciszy. — Jak chcesz mogę się nimi zająć na trochę, a ty możesz się przejść, czy coś... Oczywiście jeśli chcesz. — podkreślił, żeby nie brzmiało to dziwnie.
— D-dziękuję. D-dziś s-sobie r-radzę, ale b-będę pamiętać — miauknęła pospiesznie, zerkając na niego ukradkiem.
— Jakby coś to wołaj. — oznajmił, zbierając się do wyjścia z kociarni.
Wyszedł szybkim krokiem z kociarni. Czuł jak czyjś wzrok wywierca w nim dziurę na wylot. Przyspieszył, chcąc jak najszybciej się oddalić stamtąd, ale Mroźny Oddech nie odpuszczała. Zagrodziła mu drogę. Jej zielone ślipia przeszywały go na wylot.
— Wiem. — powiedziała.
— Co wiesz? — zapytał głupio Mysi Krok zdezorientowany tym nagłym stwierdzeniem.
Mroźny Oddech uśmiechnęła się paskudnie. Jej ogon lekko falował na boki, ale kotka nie była zdenerwowana. Oj nie. Ona świetnie się bawiła. Podeszła do niego spokojnym krokiem. Zupełnie jakby delektowała się każdą chwilą jego stresu i nerwów. Jej pysk zbliżył się do jego pyska. Patrzyli sobie prosto w ślipia uderzenie serca.
— Wiem, że jesteś ich ojcem. — szepnęła mu do ucha.
cnd
29 marca 2021
Od Iskry
Od Iskry
Od Bzu
Bez bawił się z Jeżynkiem. Srebrny kocurek był czasem taki niezdarny. Nie potrafił bawić się w berka, a podczas walki często gubił się gdzie jest jego przeciwnik. Mimo wszystko lubił Jeżynka. Wesoło podskoczył na jego widok, chcąc zachęcić kocurka do zabawy. Kociak rozglądając się dziwnie na boki i węsząc koniec końców poszedł do niego. Jego pysk zaczął się poruszać. Po samym wyrazie mordki Jeżynka było widać ile emocji z niego emanuje. Srebrny przyjął pozycję do zabawy, ale nim zdążył skoczyć na Bza mama poderwała go do góry, łapiąc kocie za futro na karku. Bez spojrzał na nią oburzony. Mieli się bawić. Czemu im przeszkadza?
Za Błysk stał Borówek. Też nie był zadowolony, ale z innych powodów. Kotka wyszła ze swoimi kociętami ze żłobka i udała się w nieznanym kierunku.
Bez odwrócił się zdezorientowany i spojrzał na mamę. Rodzicielka zaczęła poruszać pyskiem. Kocurek nic z tego nie rozumiał. Zdenerwowany tupnął łapką. Brzoskwinia nadal jedynie poruszała pyskiem. Znów nie dając mu żadnych informacji. Kociak był zły. Nie wiedział co się dzieje. Miał nadzieję, że Błysk ze swoimi kociakami wrócą jeszcze do żłobka. Nie chciał tak szybko tracić towarzysza zabaw.
Spojrzał ostatni raz na matkę i wybiegł z kociarni. Jego ucieczka życia nie potrwała zbyt długo. Rodzicielka złapała go w parę uderzeń serca. Położyła koło sióstr i zaczęła znów poruszać pyskiem. Bez niezadowolony położył uszy odwracając się do niej zadem. I tak i tak nic nie rozumiał. Niezapominajka tyknęła go. Spojrzał niezadowolonym spojrzeniem na siostrę. Zastanawiał się czego ta chciała od niego.
<Niezapominajka?>
11 pkt
Od Bzu
Czyjeś łapy stanęły na jego ścieżce. Uniósł łebek do góry. Ów gościem był kremowy kocur, na którego często denerwowała się mama. Wojownik uśmiechnął się do niego, co Bez odwzajemnił to. Nawet lubił tego kota. Nie rozumiał czemu mama tak dziwnie na niego reagowała. I jak bardzo złych czynów musiał się dopuścić. No cóż Bez nie zamierzał go z tego rozliczać. Dla niego najważniejsze było, że wojownik bawił się z nim czasem. Na jego długi ogon świetnie się polowało. Kocurek przyjął pozycję do zabawy, ale ku jego rozczarowaniu kremowy ominął go i skierował się w stronę biało-szaro-rudej kotki. Van uniósł się i pobiegł za nim. Wojownik liznął czule kotkę i uśmiechnął się do Poziomki. Bez przyglądał się temu z zaciekawieniem. Kim był kremowy kocur dla nich, że kotki traktowały go niczym członka rodziny. Chciał o to zapytać, ale nie miał pojęcia jak. Jego porozumiewanie się z innymi było takie trudne. Koty posługiwały się dziwnym językiem polegającym na poruszaniu pyskiem. Jednak gdy kocurek sam próbował ów dziwnej mowy spotykał się tylko z niezrozumiałymi spojrzeniami.
Opuścił uszy zawiedziony. Widząc jak kremowy wręcza kociakowi kamyczek poczuł lekkie kłucie zazdrości. On nie miał nikogo takiego. Jedynie siostry i mamę. Czasem też przychodziła ruda kotka, ale ona oprócz nich także zajmowała się Poziomką i jej mamą. Błysk i jej kocięta też odwiedzali różni goście, którzy dosiadali się do nich. Bawili z kociętami. Śmiesznie drżeli pachnąc szczęściem. Tym czasem do jego i mamy tak niewiele kotów przychodziło. Nie podobało się to mu. Mamie też pewnie było przykro. Często pachniała smutkiem i utęsknieniem wpatrywała się w świat poza kociarnią. Bez chciał jakoś uszczęśliwić rodzicielkę, ale nie miał pojęcia jak.
Spojrzał w stronę radosnej Poziomki oraz jej mamy.
Skąd miał wytrzasnąć takiego kocura jak kremowy?
Nieśmiało podszedł do kociaka, który zaczął się chwalić swoim prezentem przed innymi mieszkańcami kociarni. Usiadł obok kotki i spojrzał na kamyk. Faktycznie miała czym się chwalić. Jego barwa przypominała Bezowi trochę słońce. Tekstura była gładka. Spojrzał na Poziomkę, która zaczęła ruszać pyskiem i podsunęła kamień delikatnie w jego stronę. Bez lekko smyrnął niewielką skałę łapką. Była taka dziwna w dotyku. Poziomka uśmiechnęła się i znów poruszyła pyskiem. Bez spojrzał na nią niepewnie. Tyknął ją łapką, a następnie pokazał na kremowego i karmicielkę. Wbił w nią w ślipia w nadzieją. Liczył, że kotka zrozumie jego przekaz.
<Poziomek?>
6 pkt
Od Poziomki CD Niezapominajki
Od Kamienia
Od Bzu
Promienie słońca wpadły do kociarni, rozświetlając ją na weselsze barwy. Bez z zachwytem przyglądał się temu. Podszedł do nich i dotknął je niepewnie łapką. Ziemia lekko ciepława była taka przyjemna w dotyku. Kocurek uśmiechnął się. Świat był taki niesamowity. Ciekawiło go co jeszcze skrywa skrywa się poza kociarnią. Spokojne pomieszczenie wypełnione zapachem mleka było już dobrze znane vanowi. Kryjąca się za wyjściem ze żłobka kraina ciekawiła go. Łapki go świerzbiły do zwiedzania. Zielone ślipia chłonęły widoki. Świat na zewnątrz był taki inny. Długie brązowe badyle wyrastały z ziemi otaczając całe obozowisko. Ich barwa przypominała mu futerko Błysk. Czy ów badyle były równie miękkie w dotyku jak sierść kotki?
Poczuł lekkie drżenie ziemi. Odwrócił się za siebie. Jego siostra już wstała i szturchała ich mamę. Bez odwrócił się w stronę nieznanego mu świata ponownie. Zaraz wstaną pozostali mieszkańcy kociarni i już nie będzie mógł spokojnie posiedzieć. Choć z drugiej strony nie marudził. Na myśl o zabawie podskoczył wesoło. To był zdecydowanie jego ulubiony czas dnia. Może na równi z odwiedzinami kotów zewnątrz. Temu towarzyszyło tyle emocji i różnych śmiesznych reakcji kotów. Na przykład na widok pewnego kremowego kocura jego mama się śmiesznie jeżyła. Każdy kot wchodzący do żłobka miał inne relacje z jego stałymi mieszkańcami i to fascynowało kocurka. Ciekawiło go kogo jeszcze spotka przez resztę swojego życia.
Poczuł drżenie. Rodzicielka spoglądała na niego. Jej pysk zdradzał zniecierpliwienie. Kocurek często nie wiedział o co była na niego zła. Wystarczyłoby, że bawił się z kimś, a ta znikąd umiała przyjść pogniewana, posyłając mu nieprzyjemne spojrzenie. Pachniała wtedy złością. Bez bardzo nie lubił tego zapachu. Podbiegł szybko do kotki. Wskoczył na legowisko i ułożył się koło matki. Ta nadal spoglądała na niego, poruszając pyskiem. Kocurek zmrużył ślipia, zastanawiając się czy te dziwne ruchy miały coś znaczyć. Były tak szybkie i różne, że van nie mógł się w tym zorientować. Już wcześniej zauważył, że inne koty często tak się porozumiewają. Liczył, że i on lada dzień zrozumie te zagadkowe gesty i spełni oczekiwania rodzicielki. Przewrócił się na grzbiet, ukazując rodzicielce swój brzuchol i uśmiechnął się do kotki. Odpowiedziało mu zdezorientowanie w jej oczach.
Nagły ból pojawił się na jego ogonie. Pisnął i zerwał się na łapy. Sprawca tego haniebnego czynu przyglądał się mu i uśmiechał się niewinnie. Kocurek zmarszczył brwi. Kolendra puściła jego ogon i przyjęła pozycję oznaczającą chęć zabawy. Bez wskoczył na siostrę. Złączyli się w biało-niebiesko-liliowy kłębek turlający się wesoło po kociarni. Wesołe piski towarzyszyły tej szalenie krwawej walce. Z tych całych emocji kocurek nieświadomie wyciągnął pazurki. Pacnął siostrę. Zaskoczony zamiast radości poczuł smutek. Kotka złapała się za łebek, a jej ślipia wypełniły łzy. Nieznany dotąd metaliczny zapach wędrował do nosa Bza. Przestraszony odskoczył. Spojrzał z przerażeniem na mamę. Nie wiedział co się dzieje.
<Mamo? help?>
4 pkt