Minęły księżyce od swoich pierwszych styczności z Klanem Klifu. Przez ten czas spotkał wiele, wiele różnych kotów, z Klanu Klifu i spoza niego. Niektórzy nawet traktowali go niemal jak członka swojego klanu, chociaż wcale nim nie był. Aczkolwiek nie mogło to tak zawsze pozostać, prawda? Życie w kocim kulcie czczącym jakiś Klan Gwiazdy był mimo wszystko bardziej interesujący niż nudne, bezbarwne życie jakiegoś włóczykija z drugiego planu, o którym nikt nie będzie pamiętał. Wręcz przeciwnie, Cichosza chciał być znany - Chciał, aby w kocim lesie była chociaż jedna wzmianka o nim. Poza "ten bury drań znowu wyżera nasze zapasy, a ile razy go nie wykopiemy z naszego terenu, to po kilku dniach wraca niczym bumerang.", oczywiście.
Teraz, nasz przekochany Cichosza wędrował u boku Zadymionego Pyska, który prowadził go do obozu Klanu Klifu. Bzdecił coś o tym, jak bardzo jakieś dwa koty których nie znał pasowałyby do siebie, aczkolwiek czarny słuchał go jak zgaszonego radia. Gdyby potrafił, uciszyłby go zawiązując mu pysk jakimiś liśćmi, ale była pora nagich drzew i wszystkie liście, niezależnie czy z drzewa czy z krzewu były tak uschnięte, że wystarczyło jedno dotknięcie łapą, aby skruszyły by się albo ułamały. Czarny nie rozumiał całkowicie jak można łączyć jednego kota z drugim. Czy Zadymiony zdaje sobie właściwie sprawę, że to są żywe koty które prawdopodobnie wszystko to słyszą? No, i najważniejsze, czy potrafiłby nie rozmawiać o shipowaniu swoich własnych klanowiczów tuż przy nim. Nie wzięło go na odwagę, żeby mu to powiedzieć wprost - a już tym bardziej przerwać. Po chwili namysłu jednak zdecydował się, że da się temu zaradzić. Wziął głęboki wdech, mając nadzieję, że nie zabrzmi jak jakiś awanturnik który zaraz zacznie się bić z kompanem bo spojrzał na niego krzywo.
- Czy możesz być odrobinę ciszej? Tym swoim gadaniem pewnie spłoszyłeś już większość zwierzyny, i jeśli będziesz kontynuował, to wypędzisz jej stąd jeszcze więcej. - Na jego słowa dymny był jeszcze bardziej niezadowolony. Nie dość, że już i tak przebywanie w pobliżu kocurów nie było jego ulubioną czynnością, to jeszcze ten go uciszał. Mimo wszystko nie mówił nic więcej przez resztę podróży, więc 'metoda' Cichoszy chyba zadziałała, i "Chyba" jest tu bardzo dobrym określeniem.
W końcu dotarli do lasu - Cichosza czuł się tu równie niekomfortowo co Dym w jego towarzystwie. Drzewa w lesie wyglądały dokładnie tak, jakby schylały się nad nim i spoglądały na niego. Przerastało go to, miał ochotę jak najszybciej wybiec z zagajnika i trzymać się jak najdalej od tych dębów i świerków. Mimo wszystko jakoś dotarł do obozu. Tutaj zapach kotów się nasilał, chociaż nie widział nigdzie ani obozu, ani wejścia. Cóż, do jakiegoś czasu, bo po kilkudziesięciu uderzeniach serca dymny zaprowadził go przez tunel. Gdy go przeszli, dopiero wtedy oczom Cichoszy ukazało się obozowisko Klanu Klifu. Gdy tylko jednak weszli, wśród klanowiczów rozległ się szmer zaskoczenia - Między innymi dlatego, że kto na Klan Gwiazdy zaprowadza jakiegoś obcego, dorosłego kocura, który wyżerał Ci zapasy przez ostatni rok w sam środek terytorium Klanu Klifu? Dobre pytanie. Do dwójki kotów podszedł dość spory, biało-rudy kocur, którego Klifiaki znali jako "Lwią Gwiazdę" czy coś takiego. Well, można by było powiedzieć 'Dwójki', gdyby Zadymiony nie ulotnił się do legowiska wojowników zanim Cichosza w ogóle zdołał zauważyć, że dymny zniknął. Nim rudy zdążył otworzyć pysk i cokolwiek powiedzieć, czarny jak zwykle zadecydował, iż to idealny czas, aby zagadać kogoś na śmierć.
- No więc... Jestem Cichosza, i jakiś już czas temu poznałem kilku z twoich klanowiczów i okazało się, że jest to całkiem spoko Klan, i ten no- uh... Jakby Ci to wytłumaczyć, czy mógłbym dołączyć d-
Chciał kontynuować, jednak kocur wciął się w pół zdania krótkim i zwięzłym "Jutro twoje mianowanie, twoje legowisko jest po prawej od wejścia". Cóż, chyba nie poszło tak źle, prawda? Oczywiście, że tak. Nawet jeśli miałby móc sobie odpocząć w swoim nowym legowisku, to nie dość, że to legowisko będzie dzielił z innymi uczniami, to jeszcze ci gówniarze byli zdziwieni, że taki stary pasożyt jak on może jeszcze zostać uczniem. Za wyjątkiem Wiesiołkowej Łapy, którego nie było chwilowo w obozie i nie miał okazji jeszcze się nadziwić. Kocur wiedział tylko jedno - jeśli te małe gnojki nie chciały mu grać na nerwach, lepiej, żeby odsunęły się na odstęp przynajmniej jednego metra i niech robią swoje. Inaczej zdarzy się jakiś wypadek. Nie tak, że Cichosza cokolwiek by im właściwie zrobił - Zwyczajnie nie był w humorze na żadne rozmowy i nie myślał rozsądnie.
Następnego dnia, gdy słońce zbliżało się do wyżu, Lwia Gwiazda zwołał zebranie. Cichosza wyrobił się jednak na tą "najciekawszą" część, kiedy to on ma być mianowany.
- Cichosza, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został terminatorem. Od tego momentu, aż do otrzymania swojego imienia wojownika będziesz się znany jako Szemrząca Łapa. Twoim mentorem będzie Koguci Krzyk. Mam nadzieję, że przekaże ci on całą swoją wiedzę. - Wyrecytował całą, wszystkim dobrze znaną formułkę. Po tym spojrzał na potężnego kotoczołga o imieniu Koguci Krzyk. - Koguci Krzyku, jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Miętowego Strumienia doskonałe szkolenie i pokazałeś swoją siłę i odwagę. Będziesz mentorem Szemrzącej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz mu całą swoją wiedzę.
Zazwyczaj w takim momencie wszyscy się cieszą i jest cudownie, aczkolwiek po tym, jak Lwi skończył z ceremonią Cichoszy było słychać jedynie niezręczną ciszę, którą przerwały słowa "Koniec spotkania". Cichosza, a raczej Szemrząca Łapa nie dziwił się zbytnio, że nikt się nie cieszył z tego że został mianowany - w końcu to właśnie Cichosza żywił się na drozdach Klanu Klifu, a sam nic nie dawał w zamian. Czarny nie zastanawiał się nad tym zbyt długo, tylko wślizgnął się z powrotem do swojego konta w rogu legowiska, gdzie było najcieplej.
< Jakby co to można kontynuować jeśli ktoś by chciał. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz