Minęło parę uderzeń serca, zanim nieznajomy się odezwał.
- Nazywam się Jeżowa Ścieżka. Jestem medykiem Klanu Burzy, na którego terenach obecnie się znajdujesz – Mamrot chłonął każde słowo, wypowiedziane przez starszego kocura. „Jeżowa Ścieżka? Nawet ładne imię...” pomyślał kremowy pręgusek. Zaraz potem medyk spytał:
- Po co ci pajęczyny? Jesteś ranny?
Żółtooki nieśmiało machnął ogonem przy tylnich łapach. Nie był jeszcze pewien, w jaki stopniu mógłby zaufać Jeżowej Ścieżce... Choć zaskoczyło go, że i czekoladowy wie, do czego służą pajęczyny. „A może określenie »medyk« znaczy, że taki kot wie wszystko o ziołach?” zastanowił się. „Mógłby mnie czegoś nauczyć... jeśli oczywiście by chciał.”
- T-to nic poważnego... – miauknął wreszcie. – Przy połowaniu obtałłem szobie poduszky w lewej łapye, ale trzeba to tylko pokrycz pajęczynami... Tak myszlę – dodał. Być może Jeżowa Ścieżka wiedział nieco więcej na temat opatrywania ran niż młodziutki pręgusek, dlatego żółtooki nie chciał być zbyt pochopnie uznany za chwaliogon.
Niebieskooki zastrzygł uszami, widocznie się tym zainteresował. Kremowany spiął się lekko. Czyżby starszy właśnie dostrzegł, że brakuje mu dwóch palców w łapce? Nasz młodzik wbił wzrok w łapy. Nie zauważył, że czekoladowy kocur ciepło się uśmiechnął, dostrzegł jednak niewielkie poruszenie przed sobą. Zerknął ponownie na Jeżową Ścieżkę. Medyk był ciut bliżej i ciepło na niego spoglądał.
- Jeśli pozwolisz, to obejrzę twoją łapkę, dobrze? Jako medyk mam obowiązek zajmować się potrzebującymi leczniczej pomocy.
Mamrot poczuł się lekko niepewny. „On chce mi pomóc, a nie zrobić krzywdę...” uspokajał się w myślach. Wtedy przypomniało mu się spotkanie z jedną kotką, Nocnym Piórem. Wtedy też się bał, a ona w pierwszej chwili była w stanie go zaatakować, nie była tak ciepła i miła jak Jeżowa Ścieżka. Ale mimo to nie zrobiła mu krzywdy, a nawet zaoferowała mu schronienie przed deszczem! Uśmiechnął się pod nosem. Czyżby szczęście powoli do niego wracało? Zastanowił się jeszcze przez chwilę. Nie, w oczach czekoladowego medyka nie było takiego dystansu, jakie miało spojrzenie czarno-białej kotki. Mógł mu zaufać. Potaknął lekko głową.
- Dobsze – miauknął w odpowiedzi i lekko wysunął łapkę do przodu. Jeżowa Ścieżka pochylił się lekko, aby przyjrzeć się rankom dokładniej.
- Nie będzie bolało, obiecuję – dodał medyk, choć Mamrot raczej nie czuł mocnego stresu. Oględziny łapki trwały dłuższą chwilę. – Podbiał na szczęście nie rośnie daleko – odezwał się wreszcie starszy z tej dwójki. – Jest dobry na spękanie łap. Mam go w swoim legowisku.
Spojrzenia kocurów spotkały się. Puchatego pręguska przeszedł delikatny dreszczyk. Oczy Jeżowej Ścieżki były głębokie i przepełnione powagą.
- Pójdziesz ze mną? Obiecuję, że ci pomogę, potrzebuję tylko podbiału – miauknął czekoladowy. Nie będę was okłamywać: Mamrot w to nie wątpił. – Obóz mojego klanu mieści się tam – tu medyk machnął ogonem, wskazując odległy punkt. Żółtooki zastrzygł uszami. Kojarzył skądś tamto miejsce. Chyba to tamte obszary omijał z powodu dużej ilości kotów, które wyczuwał... Ale teraz przynajmniej wiedział, dlaczego tych zapachów było tak wiele. „Klan... To słowo musi oznaczać bardzo dużo kotów, brzmi tak... dostojnie” pomyślał. Kiwnął twierdząco głową.
- Pójdę ż panem... – odmiauknął. – Wygląda pan na bardżo mąłdrego, wie pan? – dodał pogodnie. Czekoladowy uśmiechnął się lekko.
<Jeżowa Ścieżko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz