Brzuch Zwinkowego Ogona z każdym wschodem słońca, robił się coraz większy. Mogło się również wydawać, że wraz z nim rosły wymagania ciężarnej. Raz zażyczyła sobie żabę i łososia. Oczywiście rola łowcy przypadła Króliczemu Sercu. Niebieski bez ociągania i narzekania wykonywał każdą zachciankę partnerki. Karmicielka przeniosła się do żłobka. Poród zbliżał się ogromnymi krokami. Przyszli rodzice byli równie zestresowani. Ostatnio lubili powspominać swoje kocięce i uczniowskie czasy. Wówczas na myśl przychodziła im Murówka. Cieszyłaby się, widząc ich razem. Oboje dyskutowali również nad płcią, wyglądem i charakterem swoich potomków. Temat imion o dziwo nie nadszedł - chyba po prostu mieli już swoje propozycje przygotowane i nie chcieli ich ujawniać, żeby druga połówka nie odrzuciła ich na starcie.
Krzyk Zwinki rozległ się po obozie wieczorem. Kotka zaczęła rodzić. Królicze Serce od razu wezwał Mglisty Sen. Medyczka weszła do kociarni, wcześniej zakazując wchodzenia do środka. To niesprawiedliwe! Króliczek chciał być przy Zwince, potrzebowała go! A co jeśli coś pójdzie nie tak?
Wbił pazury w ziemię z nerwów. Te przechodziły przez każdy skrawek jego ciała. Siedział przez żłobkiem. Mroźny, silny wiatr uderzał w niego. Chłodne powietrze i śnieg pod łapami niezbyt podobały się niebieskiemu. Nie zmienił jednak swojej pozycji i wciąż trwał. Ze żłobka dochodziły do niego urywane krzyki. Zaczął jeszcze bardziej podziwiać siłę Zwinki. W myślach próbował dodać jej (i sobie) otuchy. Ciężko było jednak zapanować nad szybko bijącym sercem.
- Starzejesz się wuuujku. - Malinowy Pląs dosiadła się niespodziewanie do kocura. Karzełka wbiła spojrzenie w żłobek. Zmrużyła oczy. - Ale się wydziera. Jesteś pewien, że rodzi kocięta a nie kamienie?
Królicze Serce położył uszy na łbie.
- T-tak.
- Nie denerwuj się tak, wujku! Jeszcze wspólnie nauczymy jedzenie kocimiętki te kociaki. - stwierdziła córka Jesionowej Gwiazdy.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - niebieski lekko się uśmiechnął. Musiał pilnować, żeby kociaki nie zostały sam na sam z szylkretką. Malinka na pewno by wymyśliła coś niebezpiecznego, doskonale ją znał.
Oczekiwanie na koniec porodu strasznie się dłużyło. Malinowy Pląs musiała gdzieś lecieć, Królicze Serce został ponownie sam ze swoimi myślami. Czekanie w pewnym momencie się jednak zakończyło. Mglisty Sen opuściła żłobek. Spojrzała od razu na wojownika, który wstał ze swojego miejsca i trzęsąc się z zimna, oczekiwał na jej słowa.
- Możesz do niej wejść. Ale tylko na chwilę! Powinna odpocząć. - miauknęła medyczka Klanu Nocy. Minęła niebieskiego, żeby udać się do swojego legowiska.
Królicze Serce powoli wszedł do kociarni, chociaż łapy wręcz wyrywały się do środka. Wewnątrz panował przyjemny półmrok. Żabka zwinięta w objęciach Węgorzego Wąsu, nawet nie zdawała sobie sprawy z pojawienia się nowych członków klanu na świecie. Zapach mleka i ciepło od razu otoczyły kocury. Wychował się w tym żłobku.
Niebieski rozejrzał się w poszukiwaniu partnerki. Szybko dojrzał jej sylwetkę. Leżała zwinięta na posłaniu z mchu. Głowę miała położoną na łapach, ale gdy tylko się zbliżył, uniosła ją i promiennie się uśmiechnęła.
- Cześć.
- Cześć - odpowiedział szeptem. Ostrożnie usiadł naprzeciwko kotki. Pochylił się i polizał ją w czubek głowy. Odpowiedziało mu mruczenie. - Jak się czujesz?
- Dobrze, nie było tak źle - stwierdziła bez wahania kotka. Trąciła nosem bok partnera i wzrokiem poprowadziła go do swojego brzucha.
Królicze Serce wstrzymał oddech na kilka uderzeń serca. Dwie kuleczki wiły się przy boku partnerki w poszukiwaniu mleka. Poruszały małymi łapkami, co jakiś czas wydając głośne piski. To jego dzieci. Wzruszenie wkradło się do serca kocura. Poczuł jak łzy radości gromadzą się w jego oczach. Szybko starł je łapą, ale partnerka zdołała zauważyć jego wzruszenie. Kociaki były identyczne! Dwójka niebieskich cętkowanych arlekinów.
- To kocurki.
- Są cudowni - zamruczał. Pokochał swoich synów od razu. Jeszcze kilka dni temu nie pomyślałby, że można kogoś pokochać tak bardzo, znając zaledwie od kilkunastu uderzeń serca. Czy właśnie to czuli jego rodzice, gdy ich jedyny kociak przyszedł na świat?
- Powinniśmy ich nazwać - stwierdziła Zwinkowy Ogon. - Chcesz to zrobić pierwszy?
Kocur niepewnie kiwnął głową. Wybranie odpowiedniego imienia stanowiło trudny proces. Musiał wybrać mądrze. Potomek będzie nosił to imię całe życie. Musiało być śliczne i dumne. Królicze Serce zamyślił się, wpatrując w syna. Pierwszą myślą było “Żółwik”, drugą natomiast “Wróbelek”. Żadnej z propozycji imienia nie wymówił jednak na głos. Zwinka cierpliwie czekała, dając mu czas na zastanowienie. Niebieski zerknął na swoje łapy. Synek powinien dostać imię po najważniejszym kocie w życiu swojego ojca dlatego, że sam był bardzo ważny dla Króliczka. Spojrzał ponownie na pierworodnego, wtulonego teraz w ciepłą sierść karmicielki.
- Myślisz, że możemy nazwać go Szałwia?
Zwinkowy Ogon także skupiła swój wzrok na kociaku.
- Po twojej mamie? - Kiwnął głową na “tak”. - Ucieszyłaby się.
Szałwiowa Chmura byłaby dumna z wnuków. Podniósł wzrok na sufit. Ciekawe, czy właśnie teraz obserwuje swoją rodzinę.
- Teraz ja. - ukochana wyrwała go z zamyśleń. Nosem dotknęła delikatnie niebieskiego kocurka. - Muchomorek! Prawda, że piękne?
Kociak pisnął jakby świadomy, że to właśnie o nim mowa. Królicze Serce zamruczał z aprobatą. Imię pasowało do malucha. Szałwia i Muchomorek to naprawdę piękne imiona, które jego synowie z pewnością będą szlachetnie reprezentować.
Zwinkowy Ogon polizała po łebku najpierw jednego kocurka, później drugiego. Przez chwilę Króliczemu Sercu wydawało się, że mięśnie kotki się napięły. Z pewnością była zmęczona oraz stresowała się macierzyństwem. Nie znali uroków bycia rodzicami, dopiero mieli się wszystkiego nauczyć. Jednak współpracując z pewnością uda im się wychować Szałwię i Muchomorka na dobre koty.
8 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz