Sokole Skrzydło obrócił się na bok, stękając cicho z bólu. Starość, można by rzec, ale i nie tylko. Nie był także w najlepszej kondycji od swojego wypadku, kiedy zawaliło się na niego drzewo. Tylne łapy odmawiały mu posłuszeństwa. Zostało mu tylko próchnieć, jak to drzewo wiszące nad legowiskiem starszyzny, w miejscu i czekać na zbawienie. Ale jeszcze nie umierał i to wiedział na pewno. Choć myślał sobie, że mógłby. Bez żalu. Miał dobre życie, nawet jeśli wystarczająco stracił.
Najpierw umarła jego matka, ale przedtem snuła opowieści o klanach. Podczas wędrówki stracił jeszcze swoje rodzeństwo, a kiedy myślał, że został sam, przygarnął go Lśniące Słońce. Tęsknił za swoim mentorem i wydawało mu się czasami czuje jego obecność. Kochał go jak ojca, którego nie miał i wciąż czuł po nim pustkę, mimo zewnętrznego optymizmu, z jakim się obnosił. Tęsknił również za Księżycowym Pyłem, partnerem Lśniącego. Może nie był przyjemnym typem, ale i co z tego?
Za Wschodzącą Falą, najmilszą kotką, jaką miał zaszczyt poznać. Jej poród był pierwszym, jakim odebrał i pamiętał doskonale uczucie towarzyszące mu wtedy, kiedy małe urwisy zaczęły wychodzić na świat. Stresujące, a zarazem fascynujące.
Za Zlepioną Łapą. Jego pierwszym uczniem, acz idealnym do współpracy.
Szybująca Mewa? Oj też.
Miał naprawdę dobre życie.
Na horyzoncie dojrzał swoją ostatnią uczennicę - Firletkowy Płatek. Targała ze sobą bluszcz z zasobami medycznymi. To ona przejęła stery medyka po nim. Był z niej bardzo dumny. Cieszył się, jaka to ona konsekwentna i ostrożna. W jej wieku był roztrzepany i pomylił się niejednokrotnie i miał cholerne szczęście, że owe “wypadki” nie zabiły nikogo, ale ona? Nie. Jest dobrym medykiem. Wierzył, że zostawi ten klan w odpowiednich łapach.
— Jesteś pewny, że potrzebujesz, aż tyle ziół? — Młoda medyczka podsunęła byłemu mentorowi parę listków kocimiętki.
— Wszystko mnie boli, Firletko — odparł smutno Sokole Skrzydło. — Potrzebuję znieczulenia. No i z Piaskową Wydmą się podzielę, prawda?
— N-na mnie tak nie patrz — zająknął się kolega spod legowiska. Kaleka przytulił do siebie kolekcję piór.
Firletkowy Płatek przewróciła oczami. Pochyliła się nad liściem bluszczu i pyskiem zrzuciła połowę pokładów kocimiętki. Reszta zasobów została na roślinie.
— Tyle wystarczy.
— A-Ale…
— To dla twojego dobra, mentorze — rzekła młoda medyczka. Miała jeszcze jedną nowinę do przekazania. — Kocięta wybierają się do was z wizytą.
Piaskowa Wydma uśmiechnął się pod nosem. Sokole Skrzydło mógłby nie udawać entuzjazmu, gdyby nie był tak zmęczony. Lubił jak młodsi przychodzili wysłuchiwać jego historii, jednak coraz rzadziej miał na to siły. Chciałby w końcu zamknąć oczy i obudzić się w Klanie Gwiazd, gdzie wreszcie zrzuci z siebie ciężar bólu i zmęczenia.
***
Wkrótce Miętowy Strumień przyprowadził swoją zgraje w towarzystwie innych kociąt ze żłobka. Przycupnął naprzeciw Sokoła, ale zaraz musiał się zrywać, aby ściągnąć Falkę z pleców Piaskowej Wydmy. Odstawił kotkę na ziemię i przyciągnął ją bliżej siebie.
— Ile razy mam ci powtarzać? — mruknął ojciec nadpobudliwego kociaka.
— Przepraszam… — Młoda spuściła główkę.
— Daj jej spokój, Miętek — zaśmiał się Piasek.
— Też kiedyś byłeś kociakiem — Sokole Skrzydło poparł towarzysza z legowiska.
— Ale nie wspinałem się na starsze koty — odpyskował Miętowy Strumień. — Zresztą, nie ma po co tego drążyć. Byłeś medykiem, więc opowiedz młodym o swoim fachu.
— Hmm… — Sokół zastanowił się przez dłuższą chwilę. — Spotkaliście się już z Firletkowym Płatkiem, ale zastanawialiście się, co ona tak naprawdę tu robi?
— No… Pilnuje, żeby koty były zdrowe, tak? — zgadywał Prędki, brat Falki.
— Mówiąc ogólnie, tak — opowiadał dalej starszy. — Ale takie stwierdzenie nadal nie oddaje tego, jak bardzo ważny jest medyk w klanie. Powiedziałbym, że medycy są tak bardzo nam potrzebni, jak liderzy.
— Czy medycy mają supermoce? — zerwała się Kalinka, co rozbawiło Sokole Skrzydło.
— Nie, kochanie. Nie mają. Ale za to muszą znać dużo rzeczy, aby sprawić, że złamana łapa nagle się naprawi. Ważną rolę w naszym fachu odgrywają rośliny. Jeśli już mamy czemuś przypisywać moce to właśnie im, dlatego szanujcie wszystko, co nas otacza. Medycy wiedzą, jak to wykorzystać.
— Skąd oni to wiedzą? — spytał Prędki.
— Cała wiedza o roślinach jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Ja uczyłem Firletkę, tymczasem mnie uczył Lśniące Słońce, a Lśniące Słońce wiedział wszystko od swojego mentora i tak dalej, i tak dalej. Mieliśmy naprawdę dużo do nauki. Analizowaliśmy wszystko, co nas otaczało: jakie ma właściwości, jak tego użyć, gdzie rośnie.
— To znaczy, że każdy może być medykiem, jeśli będzie się dużo uczyć? — wtrąciła się Falka, próbując się uwolnić z uścisku Miętowego Strumienia.
— Medykiem może być każdy, kto nie boi się wyzwań. Ktoś cierpliwy, mający zimną krew i bardzo ostrożny. Myślę, że Lwia Gwiazda będzie wiedział, kto się do tego nada. Nieważne, szkraby, kim zostaniecie w przyszłości. Czy medykiem, czy wojownikiem… wszyscy jesteśmy tu potrzebni i każdy z was może zrobić dużo dla klanu. Żaden z was nie będzie ani lepszy, ani gorszy tylko dlatego, że wybrano go na ucznia medyka albo wojownika. Zasługi biorą się stąd. — Sokole Skrzydło położył łapę na klatce piersiowej. Starszy kocur wyglądał, jakby coś go mocno zabolało. — Z serca.
— Sokół…? Czy wszystko w porządku? — spytał z troską Miętowy Strumień.
— Tak, Miętku. Po prostu kochajcie się wszyscy, jak stąd odejdę.
11 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz