Ten dzień był strasznie męczący. Spotkanie z moim bratem, mała walka z Blackstar'em, i ucieczka przed łanią. Tak... wymarzony dzień dla kogoś, kto ma nadmiar energii, ale na pewno nie dla mnie! Kiedy przyszedłem do obozu, natychmiast podbiegła do mnie Rainymist.
- Wolfstar, co ci się stało? Masz cały kark w krwi! - zaczęła lamentować medyczka.
- To tylko małe zadrapanie! Musiałem biec, jasne?! - odpowiedziałem oschle.
Rainymist skuliła się i ostrożnie odeszła do kącika medyka. Westchnąłem i wlazłem do mojej nory. Może i to nie było tylko podrapanie, ale fakt faktem, kiedy nagle przed nos wyskoczyła mi łania, serce zaczęło bić szybko, a wiadomo jaka jest rola serca. Rana jeszcze krwawiła i tak wyszło. Zamknąłem oczy i spokojnie zabrałem się za lizanie rozcięcia. Robiłem to coraz wolniej, aż w końcu łeb opadł na ziemię, i z wysuniętym językiem zasnąłem. Kiedy się obudziłem, był już środek nocy. Przede mną leżała niewielka mysz. Powąchałem. No tak, Warstripe powinna dostać nagrodę za karmienie lidera gdy on smacznie śpi. Zatopiłem zęby w mięsie i zjadłem szybko. Położyłem łeb na łapach i zacząłem myśleć o przeszłości. Gdyby nas nie zaatakowano, Sparrowwing pewnie miałaby... kocięta. Zerwałem się na równe łapy uderzając łbem w sklepienie nory. Wylazłem z nory i rozejrzałem się. Obecnie byliśmy największym klanem, ale czemu jakiś kot nie chciałby zrobić mi na złość, i zabić moją Mintleaf? Natychmiast skoczyłem na te okropne myśli, zabiłem, zjadłem, strawiłem, wydaliłem i zakopałem głęboko pod ziemią ale porównanie ;^;! Tak nie może się stać! Będę jej bronił do końca moich 9 żyć! Zakradłem się najciszej jak mogłem do legowisk wojowników. Spała tam, a światło księżyca oświetlało jej piękną, białą sierść. Podszedłem do niej i szturchnąłem delikatnie. Poruszyła się i obudziła zaspana.
- W-wolfstar? - wymamrotała.
- Tak, to ja... Mintleaf, choć na chwilę, muszę ci zadać pytanie... Na osobności - dodałem widząc poirytowany wyraz pyszczka kotki.
Mintleaf przeciągnęła się i wybiegła za mną cicho. Zatrzymałem się na tej polance, na której wyznałem jej miłość i usiadłem. Kotka zrobiła to samo.
- Więc co masz mi takiego ważnego do powiedzenia, że musisz do robić sam na sam, na odległej polanie, w środku nocy - burknęła.
- Mintleaf, przepraszam cię za te obudzenie, ale... no ten... ja... - nie mogłem tego z siebie wykrztusić.
- Płyta się zacięła? - w głosie kotki słychać było rozbawienie.
Zarumieniłem się, co nie wypada robić dorosłemu kocurowi.
- M-mintleaf... No wiesz... M-możemy... mieć kocięta? - wyjąkałem cicho.
<Mintleaf? ( ͡~ ͜ʖ ͡°)>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
31 października 2015
Są postępy!
Są postępy w nowych modelach kotów! Oto one!
Nowonarodzone kocięta. Nie wycieniowałam jeszcze :v
Program: GIMP
4-miesięczne kocięta. Wycieniowałam i efekty so zajebiste i dodałam te śliczne paintowe znaczki *-*
Te loczki. <3 A długowłosych nie chciało mi się jeszcze robić .-.
Program: Paint
Od Leafstripe
Delikatne podmuchy wiatru, podwijały moje srebrne wibrysy. One robiły powolne esy-floresy, po czym znowu upadały, następnie jeszcze raz robiły w powietrzu przedziwne akrobacje. Leżałam na nagrzanej, srebrnej skale, upajałam się ostatnimi, jesiennymi promykami słońca.
-Jesień to przepiękna pora roku...-mruknęłam do siebie, z zadowoleniem.
Mrużąc swoje szmaragdowe oczyma, niczego nieświadoma, mruczałam cicho pod nosem. Mój różowy nos, łapał wszystkie pobliskie zapachy, i ruszał się niczym pszczoła w ulu. Słoneczne ciepło zasłonił wielki cień, cicho prychnęłam, nie otwierając ślepi. Wyczułam kotkę, czuć było od niej wieloma kotami, czyli pewnie była w jakimś klanie.
-Kim jesteś?- odparłam obojętnie, nadal mając zamknięte oczy.
- Nikim wyjątkowym...-odparła równie obojętnie kotka.
Korciło mnie żeby otworzyć moje szmaragdowe ślepia, ale chciałam udawać zwykłą, niczym nie wyróżniającą się z tłumu, kocicę.
- Należę do Klanu Wilka, i tak właściwie...- rzekła z powagą samiczka- Jesteś na terenach tegoż Klanu, a my nie cierpimy intruzów.
Ostatnie słowo wypowiedziała ostro i wolno. Otworzyłam oczy, w których błysnęła szelmowska iskierka, po czym delikatnie wypowiedziałam słowa:
-Nie obchodzi mnie to...
Ciekawiła mnie reakcja samicy. Zauważyłam, że jej mięśnie napinają się do skoku, ale po chwili ustają, tak jak ogień w jej oczach.
- A powinno, Pieszczochu Dwunogów!- ryknęła mi prosto w pysk kocica.
- Nie tym tonem!-syknęłam lekko speszona, że wyczula ode mnie ludzki zapach.
Obie nie wytrzymałyśmy napięcia, i z otwartymi pyszczkami, naszpikowanymi ostrym jak igły zębami, rzuciłyśmy się sobie do gardeł. Była twardą rywalką, taką jak ja. Jej ruchy były szybkie i zdecydowane, co chwila widziałam jej migające pazury przed oczami. Ona była szybka i zwinna, a ja silna i strategiczna. W końcu odskoczyłyśmy od siebie, i nerwowo zaczęłyśmy zataczać symetryczne kółka. Słyszałam jej przyśpieszony oddech, i moje intensywne bicie serca. Otworzyłyśmy mozolnie nasze pyszczki, i wywiesiłyśmy języki. Po moim języczku spłynęła wielka kropla śliny, szybko ją z rzuciłam, po czym z powagą w głosie, odparłam:
-Jesteś godną rywalką...
-Ty...Też...-wysapała ciężko.
-Więc mówiłaś o jakimś Klanie Psa, czy coś takiego?-zapytałam, przyjmując postawę siedzącą.
- O Klanie Wilka-poprawiła mnie szybko kotka- Owszem, mówiłam.
-Czy wszyscy członkowie Klanu, są tak waleczni, jak Ty?-zapytałam, przechylając łeb i uważnie lustrując kotkę.
-Tak!-potwierdziła samica.
-Możesz zaprowadzić mnie do Waszego przywódcy?-spytałam, wręcz z błagalną nutą w głosie.
Kotka tylko skinęła swym łaciatym łbem, i ruszyła z zgniło-zielone krzaki. Wyruszyłam za nią, jednakże samica znowu wyjrzała zza krzaków, i powiedziała:
- Tak w ogóle, jestem Mintleaf, a Ty?
-Leafstripe...-wyszeptałam trochę zdziwiona.
Mintleaf po prostu ruszyła przed siebie, nie zwracając uwagi, na moją zdziwioną minę. Mijałyśmy bajeczne krajobrazy, trawa przyjemnie szeleściła mi pod łapami, a wiatr targał moją sierść. W uszach zaczynało mi dzwonić, i czułam, że zaraz powiem coś głupiego, bo nie mogłam wytrzymać tej ciszy. Jak grom z jasnego nieba, zza brzozy wyszedł muskularny, szary samiec. Usiadł naprzeciw nas, i skinął łbem Mintleaf, podejrzanie się uśmiechając. Siedzieliśmy kilka grobowych minut, w tej przeklętej ciszy. Mój mózg nie wtrzymał napięcia, ryknęłam tak, aż ptaki wzniosły się do góry:
-LUBIĘ NALEŚNIKI, A WY?!
Koty spojrzały na siebie ze zdziwieniem...
<Wolfstar? Mintleaf?>
-Jesień to przepiękna pora roku...-mruknęłam do siebie, z zadowoleniem.
Mrużąc swoje szmaragdowe oczyma, niczego nieświadoma, mruczałam cicho pod nosem. Mój różowy nos, łapał wszystkie pobliskie zapachy, i ruszał się niczym pszczoła w ulu. Słoneczne ciepło zasłonił wielki cień, cicho prychnęłam, nie otwierając ślepi. Wyczułam kotkę, czuć było od niej wieloma kotami, czyli pewnie była w jakimś klanie.
-Kim jesteś?- odparłam obojętnie, nadal mając zamknięte oczy.
- Nikim wyjątkowym...-odparła równie obojętnie kotka.
Korciło mnie żeby otworzyć moje szmaragdowe ślepia, ale chciałam udawać zwykłą, niczym nie wyróżniającą się z tłumu, kocicę.
- Należę do Klanu Wilka, i tak właściwie...- rzekła z powagą samiczka- Jesteś na terenach tegoż Klanu, a my nie cierpimy intruzów.
Ostatnie słowo wypowiedziała ostro i wolno. Otworzyłam oczy, w których błysnęła szelmowska iskierka, po czym delikatnie wypowiedziałam słowa:
-Nie obchodzi mnie to...
Ciekawiła mnie reakcja samicy. Zauważyłam, że jej mięśnie napinają się do skoku, ale po chwili ustają, tak jak ogień w jej oczach.
- A powinno, Pieszczochu Dwunogów!- ryknęła mi prosto w pysk kocica.
- Nie tym tonem!-syknęłam lekko speszona, że wyczula ode mnie ludzki zapach.
Obie nie wytrzymałyśmy napięcia, i z otwartymi pyszczkami, naszpikowanymi ostrym jak igły zębami, rzuciłyśmy się sobie do gardeł. Była twardą rywalką, taką jak ja. Jej ruchy były szybkie i zdecydowane, co chwila widziałam jej migające pazury przed oczami. Ona była szybka i zwinna, a ja silna i strategiczna. W końcu odskoczyłyśmy od siebie, i nerwowo zaczęłyśmy zataczać symetryczne kółka. Słyszałam jej przyśpieszony oddech, i moje intensywne bicie serca. Otworzyłyśmy mozolnie nasze pyszczki, i wywiesiłyśmy języki. Po moim języczku spłynęła wielka kropla śliny, szybko ją z rzuciłam, po czym z powagą w głosie, odparłam:
-Jesteś godną rywalką...
-Ty...Też...-wysapała ciężko.
-Więc mówiłaś o jakimś Klanie Psa, czy coś takiego?-zapytałam, przyjmując postawę siedzącą.
- O Klanie Wilka-poprawiła mnie szybko kotka- Owszem, mówiłam.
-Czy wszyscy członkowie Klanu, są tak waleczni, jak Ty?-zapytałam, przechylając łeb i uważnie lustrując kotkę.
-Tak!-potwierdziła samica.
-Możesz zaprowadzić mnie do Waszego przywódcy?-spytałam, wręcz z błagalną nutą w głosie.
Kotka tylko skinęła swym łaciatym łbem, i ruszyła z zgniło-zielone krzaki. Wyruszyłam za nią, jednakże samica znowu wyjrzała zza krzaków, i powiedziała:
- Tak w ogóle, jestem Mintleaf, a Ty?
-Leafstripe...-wyszeptałam trochę zdziwiona.
Mintleaf po prostu ruszyła przed siebie, nie zwracając uwagi, na moją zdziwioną minę. Mijałyśmy bajeczne krajobrazy, trawa przyjemnie szeleściła mi pod łapami, a wiatr targał moją sierść. W uszach zaczynało mi dzwonić, i czułam, że zaraz powiem coś głupiego, bo nie mogłam wytrzymać tej ciszy. Jak grom z jasnego nieba, zza brzozy wyszedł muskularny, szary samiec. Usiadł naprzeciw nas, i skinął łbem Mintleaf, podejrzanie się uśmiechając. Siedzieliśmy kilka grobowych minut, w tej przeklętej ciszy. Mój mózg nie wtrzymał napięcia, ryknęłam tak, aż ptaki wzniosły się do góry:
-LUBIĘ NALEŚNIKI, A WY?!
Koty spojrzały na siebie ze zdziwieniem...
<Wolfstar? Mintleaf?>
Leafstripe, kiedy stawiasz '?', '!' albo '?!" to max. 3 razy. Ten ostatni jest wyjątkiem, stawiasz go tylko raz.
Od Darkheart'a
Liście zaszeleściły ledwie słyszalnie gdy przecisnąłem się między gałęziami krzewu, pokrytego małymi czerwonymi owocami. Mój wzrok padł na potok o krystalicznie czystej wodzie. Była to miła odmiana, bo od kilku dni natykałem się wyłącznie na błotniste kałuże z których nie dało się napić, chyba, że ktoś chciał dostać pasożytów. Podeszłem do brzegu i ostrożnie nachyliłem się ku wodzie. Brzeg był stromy, a wpadnięcie do wody równało się samobójstwu. Nie, nie bałem się wody i potrafiłem pływać. Jednak tutaj nurt był tak szybki, że nie miał bym żadnych szans. Woda wciągnęła by mnie pod powierzchnię, jednak nie utonął bym powolną śmiercią przez utonięcie - prąd wody roztrzaskał by mnie o kamienie, których czubki wystawały nad powierzchnię wody. Z tymi myślami, zacząłem chłeptać wodę, szybko zaspokajając pragnienie. Kiedy skończyłem odsunąłem się od brzegu. Co teraz? Odpowiedź nasuwała się sama - powinienem poszukać schronienia, gdzie mógł bym odpocząć, a potem ruszać w dalszą drogę. Westchnąłem. Ostatnio tak właśnie wygląda moje życie, włóczenie się z miejsca na miejsce, nigdzie nie zostaję dłużej niż dwie noce. Zawsze w ruchu - tak ktoś mnie kiedyś określił. Na to wspomnienie uśmiechnąłem się gorzko do siebie. Żeby ten ktoś tylko wiedział dlaczego ... Nie byłem jednak na tyle durny, by rozpowiadać to na prawo i lewo. Bycie dawnym skrytobójcą to raczej nie powód do chwały, szczególnie, gdy owiała cię zła sława i nie wiesz jak daleko zaszła wieść o najemnym mordercy, który potrafi sprzątnąć każdego tak, że nikt się nie domyśli, puki nie jest za późno. Zimny wiatr, wiał od północy, niosąc ze sobą różne zapachy. Powoli ruszyłem wzdłuż brzegu; kierunek dobry jak każdy inny, szczególnie, że szedłem tyłem do wiatru. Ziemia usłana była czerwono - złotymi liśćmi, najróżniejszych gatunków drzew. Pora Opadających Liści była najgorsza ze wszystkich, nienawidziłem takiej ilości suchych liści, że praktycznie chodzenie bezszelestnie jest niemożliwe. Trzeba bardzo uważać gdzie stawia się łapy. Zapewne innym było by to obojętne, czy raczej narzekali by na deszcz. Cóż, ja jestem inny. Z tych rozmyślań wyrwał mnie krzyk. Nadstawiłem uszu, delikatnie poruszając wibrysami. Dźwięk nie dał się pomylić z żadnym innym. To był koci krzyk. Przez głowę przeleciało mi tysiące różnych myśli. Jeśli jest tu kot, to co tu robi? Raczej nie idzie moim tropem, ale nie mogę wykluczyć tej opcji. Jeszcze przez sekundę stałem bez ruchu, napinając wszystkie mięśnie i wysilając zmysły do granic możliwości, bezwiednie czekając na atak. Ten jednak nie nastąpił. Prawe ucho nerwowo drgnęło do tyłu, a ja wciągnąłem powietrze, starając się wyczuć woń kota, która powiedział by mi conieco o tym osobniku. Węch jednak nie był moim najmocniejszym zmysłem, tak więc jedyne co wyczułem to masą gnijących liści i rozkładające się truchło leśnej myszy. Postanowiłem to sprawdzić, bo nie codziennie spotyka się kota, jeśli o mnie chodzi. Bezszelestnie przebiegłem między kilkoma młodymi drzewkami o chropowatej korze, przeskoczyłem jakiś spróchniały pień i teraz wolno, przekradłem się w kierunku kształtu, który z tej odległości wyglądał jak kot. Przystanąłem jakiś metr od niego, kryjąc się pod gałęziami, bliżej nieokreślonej rośliny, która dawała porządny cień. Uszy postawiłem do przodu, gotowe do wyłapywania najmniejszego dźwięku. Między drzewami, tam gdzie nie rosły żadne gęste krzaki i mogło przejść większe zwierzę, stała szara kotka. Uszy miała skulone przy głowie i widziałem gniew wymalowany na jej pyszczku, jak również widoczny w całym ustawieniu ciała. Przed nią stała łania, która nerwowo uderzała racicami o ziemię. Przez głowę przeleciała mi myśl - Co trzeba zrobić, by wkurzyć zazwyczaj płochliwą łanię i sprowokować ją do ataku?! Do głowy nie przychodziła mi żadna odpowiedź na to pytanie, za to prze de mną rozgrywała się bardzo ciekawa scena. Łania fuknęła (a może prychnęła?) ze złością, co zabrzmiało jak kaszlnięcie. Szara kotka syknęła jej prosto w pysk, mało łagodnymi słówkami. Wątpię by czterokopytna beczka zrozumiała z tego cokolwiek, postawa kotki musiała ją jednak mocno wkurzyć. Łania wspięła się na zadnie nogi i uderzyła przednimi kończynami w miejsce gdzie jeszcze chwilę temu znajdowała się głowa kotki. Tamta zdążyła zrobić w porę unik, tym samym zbliżając się do mojej kryjówki o kilka kocich kroków. Teraz jej połowę zasłaniały mi gęste krzewy o prawie bezlistnych gałęziach, jednak mogłem też dostrzec więcej szczegółów. Jej futro nie było jednolicie szare, tylko w ciemniejsze pręgi, przypominające łuki i delikatnie zmieniające ułożenie, gdy kotka poruszała się. Po za tym dostrzegłem iż ma dwoje różnych oczu - zielone i żółte, a nie jak wcześniej sądziłem tylko zielone. No i jeszcze blizna na pysku ... Przeniosłem wzrok z kotki z powrotem na łanię, która chyba powoli dawała za wygraną. Tymczasem szara pręguska przyczaiła się, a końcówka ogona lekko drgnęła. Naprawdę? - miałem ochotę krzyknąć. - Zamierzasz zaatakować łanię? Prychnąłem w myślach i obróciłem się na pięcie. Skoro jest tak naiwna, by wdawać się w konflikty z kopytnymi zwierzętami to proszę bardzo. Nie zamierzam obserwować, jak dostaje lanie od roślinożercy, albo jak rani zwierzę, które do niczego jej się nie przyda. Bezszelestnie zawróciłem i zniknąłem jak cień w leśnych zaroślach.
~*~ Jakiś czas później ~*~
Szorstki, różowy język prześlizgnął się wzdłuż mojej łapy. Czyściłem futro z różnego śmiecia, jakie może wplątać się w kocią sierść podczas wędrówki. Mogło się wydawać, iż jestem zmęczonym, łatwym łupem, skupiającym się na monotonnej czynności. Jednakże spod przymrużonych powiek, obserwowałem całą okolicę. Wybrałem do tego idealne miejsce - duży głaz, pokryty miękkim mchem, który z niewiadomych przyczyn znajdował się w samym sercu lasu. Co więcej był nie tyle szeroki ile wysoki. Jeśli będę siedział cicho nikt nie domyśli się, że tu jestem, ja zaś mam całą okolicę widoczną jak na dłoni. Na razie nie działo się nic szczególnego, nawet małej myszki nie widziałem, co zaczęło się robić lekko nużące. Bezwiednie myślami powróciłem do szarej kotki, która miała czelność zadzierać z łanią. Ciekawe co się z nią stało? Może łania w końcu rozwaliła jej łeb porządnym uderzeniem? Czy też, zwiała podrapana? Jakby w odpowiedzi na moje myśli, gdzieś pode mną rozległ się cichy szelest, nie głośniejszy niż szturchnięty suchy liść. Tak drobny dźwięk wystarczył bym na moment zdrętwiał, plując sobie w brodę, że dałem się zaskoczyć. Powoli zbliżyłem się do krawędzi głazu, mech skutecznie tłumił każdy dźwięk, bezwiednie wysunąłem pazury, a moje wąsy lekko drgnęły. Nie mam całkiem upośledzonego zmysłu powonienia, z niemym wiec zdziwieniem wciągnąłem do płuc znany zapach. Zerknąłem zza krawędzi głazu. Tuż pode mną rysował się grzbiet szarej kocicy o dwukolorowych oczach i bliźnie na pysku. Chyba nie ucierpiała na spotkaniu z łanią. Ogon miarowo kołysał się z boku na bok kiedy szła. A gdyby ją tak zaskoczyć? Uśmiechnąłem się do siebie. To była by głupota z mojej strony - ujawniać się, mimo, że od dłuższego czasu miałem spokój. Mogłem przecież zignorować ją i wrócić do swoich spraw, a potem ruszać dalej. Z drugiej strony od ponad księżyca nie widziałem żadnego kota, nie spodziewałem się, że widok przedstawiciela swojego gatunku i myśl by odrzucić taką okazję, sprawi mi namacalny ból. Po prostu nie mogłem tak jej ominąć. Nie chciałem przecież oszaleć i zacząć gadać do siebie, tylko po to by usłyszeć własny głos? Ileż można nie otwierać pyszczka i milczeć? Każdy prędzej czy później oszaleje. Nie mogłem do tego dopuścić. Zdecydowałem się w ostatniej chwili, kotka powoli zaczęła oddalać się od głazu na którym siedziałem. Szare pręgi na futrze skutecznie (jak przystało na kamuflaż) zlewały się z roślinnością. Podeszłem kilka kroczków w jej stronę i skoczyłem. W locie schowałem pazury, przynajmniej częściowo. Wylądowałem na kotce, która pod moim ciężarem przewróciła się na ziemię. W jej dwukolorowych oczach najpierw zobaczyłem zaskoczenie, a później złość. Uśmiechnąłem się triumfalnie, przygniatając ją do ziemi, wykorzystując przewagę wielkości i wagi. Porozmawiać jak cywilizowany kot? Pff, zbyt oklepane - o wiele lepiej zachowywać się jak ... no właśnie jak kto? Który kot skacze na nieznajomą kotkę i przygniata ją do ziemi, praktycznie na niej leżąc, nie mając złych zamiarów? Chyba tylko ja.
- Złaź ze mnie! - syknęła szara, próbując wydostać się spode mnie. Nie miała jednak szans, a na moje szczęście unieruchomiłem jej łapy by nie mogła mnie podrapać. Jedna blizna na oku w zupełności mi wystarczy. Na jej słowa przekrzywiłem głowę, przywołując na pysk wyraz zaskoczenia.
- Oh, a to niby czemu? - zapytałem. - Mi tam jest wygodnie ... - dodałem, zachowując się jak jakiś zboczeniec, którym swoją drogą n i e jestem. Kotka obrzuciła mnie wyzwiskami i spróbowała wyswobodzić spode mnie łapy. Jej próby jednak spełzły na niczym. Kiedy na chwilę przestała się szamotać i przeklinać, wykorzystałem sytuacje by zadać pytanie. - Zejdę z ciebie, ale pod jednym warunkiem. - powiedziałem. W jej oczach dostrzegłem nieufność i nagłą czujności. - Zagramy w Trzy Pytania. - kontynuowałem. - Gra polega na tym, że ja zadaję trzy pytania, a ty musisz na nie szczerze odpowiedzieć, potem ty możesz zadać mi trzy pytania, a ja na nie odpowiem. Kiedy gra się skończy, będziesz mogła iść i już mnie więcej nie zobaczysz albo możemy kontynuować rozmowę, co ty na to? - zapytałem, świdrując ją wzrokiem. Kotka przez chwilę zastanawiała się, ale właściwie nie miała wyboru, jeśli chciała się spode mnie wydostać.
- Dobra. - powiedziała z niechęcią. Nagłym ruchem zeskoczyłem z niej, co z pewnością odrobinę zabolało. Kotka syknęła wstając na łapy i z nastroszoną sierścią spojrzała w moim kierunku. Przez chwilę myślałem, że rzuci się na mnie, lecz chyba się rozmyśliła. Nieufnie przycupnęła, gotowa w każdej chwili zerwać się na łapy. Zignorowałem niechętne spojrzenie jakim mnie obdarzyła.
- Ja zaczynam. - powiedziałem, patrząc się prosto w jej oczy. - Jak masz na imię? - kiedy tylko wypowiedziałem to pytanie kotka lekko się zdziwiła. Chyba nie tego się spodziewała.
- Warstripe. - jej ton jednak nadal pozostał chłodny i jednoznaczny.
- Dlaczego tu jesteś? - zapytałem wprost. Kotka zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Co proszę?! Ja tu mieszkam! - syknęła. W milczeniu przyjąłem odpowiedź. Teraz zostało mi tylko jedno pytanie - nie mogłem go zmarnować!
- Czy kiedykolwiek słyszałaś o WhitePawHunter? - zapytałem, mając nadzieję iż zaprzeczy. Tak nazwali mnie moim pracodawcy: Biała łapa łowcy, cóż nie byłem w tedy całkiem dorosłym kotem i określenie nawiązywało do mojego wyglądu, a skąd aż trzyczłonowe imię? Kto wie? Przyjęło się i już.
- Nie. - pokręciła głową Warstripe, a ja odetchnąłem z ulgą nie dając jednak nic po sobie poznać. Do głowy przyszły mi kolejne pytania, jednak wykorzystałem już moje trzy szanse. Teraz przyszła kolej kocicy.
- No dawaj, zadaj pytanie. - powiedziałem, chcąc mieć już to z głowy.
< Warstripe?>
~*~ Jakiś czas później ~*~
Szorstki, różowy język prześlizgnął się wzdłuż mojej łapy. Czyściłem futro z różnego śmiecia, jakie może wplątać się w kocią sierść podczas wędrówki. Mogło się wydawać, iż jestem zmęczonym, łatwym łupem, skupiającym się na monotonnej czynności. Jednakże spod przymrużonych powiek, obserwowałem całą okolicę. Wybrałem do tego idealne miejsce - duży głaz, pokryty miękkim mchem, który z niewiadomych przyczyn znajdował się w samym sercu lasu. Co więcej był nie tyle szeroki ile wysoki. Jeśli będę siedział cicho nikt nie domyśli się, że tu jestem, ja zaś mam całą okolicę widoczną jak na dłoni. Na razie nie działo się nic szczególnego, nawet małej myszki nie widziałem, co zaczęło się robić lekko nużące. Bezwiednie myślami powróciłem do szarej kotki, która miała czelność zadzierać z łanią. Ciekawe co się z nią stało? Może łania w końcu rozwaliła jej łeb porządnym uderzeniem? Czy też, zwiała podrapana? Jakby w odpowiedzi na moje myśli, gdzieś pode mną rozległ się cichy szelest, nie głośniejszy niż szturchnięty suchy liść. Tak drobny dźwięk wystarczył bym na moment zdrętwiał, plując sobie w brodę, że dałem się zaskoczyć. Powoli zbliżyłem się do krawędzi głazu, mech skutecznie tłumił każdy dźwięk, bezwiednie wysunąłem pazury, a moje wąsy lekko drgnęły. Nie mam całkiem upośledzonego zmysłu powonienia, z niemym wiec zdziwieniem wciągnąłem do płuc znany zapach. Zerknąłem zza krawędzi głazu. Tuż pode mną rysował się grzbiet szarej kocicy o dwukolorowych oczach i bliźnie na pysku. Chyba nie ucierpiała na spotkaniu z łanią. Ogon miarowo kołysał się z boku na bok kiedy szła. A gdyby ją tak zaskoczyć? Uśmiechnąłem się do siebie. To była by głupota z mojej strony - ujawniać się, mimo, że od dłuższego czasu miałem spokój. Mogłem przecież zignorować ją i wrócić do swoich spraw, a potem ruszać dalej. Z drugiej strony od ponad księżyca nie widziałem żadnego kota, nie spodziewałem się, że widok przedstawiciela swojego gatunku i myśl by odrzucić taką okazję, sprawi mi namacalny ból. Po prostu nie mogłem tak jej ominąć. Nie chciałem przecież oszaleć i zacząć gadać do siebie, tylko po to by usłyszeć własny głos? Ileż można nie otwierać pyszczka i milczeć? Każdy prędzej czy później oszaleje. Nie mogłem do tego dopuścić. Zdecydowałem się w ostatniej chwili, kotka powoli zaczęła oddalać się od głazu na którym siedziałem. Szare pręgi na futrze skutecznie (jak przystało na kamuflaż) zlewały się z roślinnością. Podeszłem kilka kroczków w jej stronę i skoczyłem. W locie schowałem pazury, przynajmniej częściowo. Wylądowałem na kotce, która pod moim ciężarem przewróciła się na ziemię. W jej dwukolorowych oczach najpierw zobaczyłem zaskoczenie, a później złość. Uśmiechnąłem się triumfalnie, przygniatając ją do ziemi, wykorzystując przewagę wielkości i wagi. Porozmawiać jak cywilizowany kot? Pff, zbyt oklepane - o wiele lepiej zachowywać się jak ... no właśnie jak kto? Który kot skacze na nieznajomą kotkę i przygniata ją do ziemi, praktycznie na niej leżąc, nie mając złych zamiarów? Chyba tylko ja.
- Złaź ze mnie! - syknęła szara, próbując wydostać się spode mnie. Nie miała jednak szans, a na moje szczęście unieruchomiłem jej łapy by nie mogła mnie podrapać. Jedna blizna na oku w zupełności mi wystarczy. Na jej słowa przekrzywiłem głowę, przywołując na pysk wyraz zaskoczenia.
- Oh, a to niby czemu? - zapytałem. - Mi tam jest wygodnie ... - dodałem, zachowując się jak jakiś zboczeniec, którym swoją drogą n i e jestem. Kotka obrzuciła mnie wyzwiskami i spróbowała wyswobodzić spode mnie łapy. Jej próby jednak spełzły na niczym. Kiedy na chwilę przestała się szamotać i przeklinać, wykorzystałem sytuacje by zadać pytanie. - Zejdę z ciebie, ale pod jednym warunkiem. - powiedziałem. W jej oczach dostrzegłem nieufność i nagłą czujności. - Zagramy w Trzy Pytania. - kontynuowałem. - Gra polega na tym, że ja zadaję trzy pytania, a ty musisz na nie szczerze odpowiedzieć, potem ty możesz zadać mi trzy pytania, a ja na nie odpowiem. Kiedy gra się skończy, będziesz mogła iść i już mnie więcej nie zobaczysz albo możemy kontynuować rozmowę, co ty na to? - zapytałem, świdrując ją wzrokiem. Kotka przez chwilę zastanawiała się, ale właściwie nie miała wyboru, jeśli chciała się spode mnie wydostać.
- Dobra. - powiedziała z niechęcią. Nagłym ruchem zeskoczyłem z niej, co z pewnością odrobinę zabolało. Kotka syknęła wstając na łapy i z nastroszoną sierścią spojrzała w moim kierunku. Przez chwilę myślałem, że rzuci się na mnie, lecz chyba się rozmyśliła. Nieufnie przycupnęła, gotowa w każdej chwili zerwać się na łapy. Zignorowałem niechętne spojrzenie jakim mnie obdarzyła.
- Ja zaczynam. - powiedziałem, patrząc się prosto w jej oczy. - Jak masz na imię? - kiedy tylko wypowiedziałem to pytanie kotka lekko się zdziwiła. Chyba nie tego się spodziewała.
- Warstripe. - jej ton jednak nadal pozostał chłodny i jednoznaczny.
- Dlaczego tu jesteś? - zapytałem wprost. Kotka zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Co proszę?! Ja tu mieszkam! - syknęła. W milczeniu przyjąłem odpowiedź. Teraz zostało mi tylko jedno pytanie - nie mogłem go zmarnować!
- Czy kiedykolwiek słyszałaś o WhitePawHunter? - zapytałem, mając nadzieję iż zaprzeczy. Tak nazwali mnie moim pracodawcy: Biała łapa łowcy, cóż nie byłem w tedy całkiem dorosłym kotem i określenie nawiązywało do mojego wyglądu, a skąd aż trzyczłonowe imię? Kto wie? Przyjęło się i już.
- Nie. - pokręciła głową Warstripe, a ja odetchnąłem z ulgą nie dając jednak nic po sobie poznać. Do głowy przyszły mi kolejne pytania, jednak wykorzystałem już moje trzy szanse. Teraz przyszła kolej kocicy.
- No dawaj, zadaj pytanie. - powiedziałem, chcąc mieć już to z głowy.
< Warstripe?>
29 października 2015
Od Unexstar C.D Wolfstar`a
Spuściłam łeb i westchnęłam głęboko.
- Przeprosiny nic nie dadzą. - szepnęłam powodując iż Wolfstar na chwilę się zatrzymał i spojrzał do tyłu z mieszanymi uczuciami. Po chwili odwrócił się i bez słowa odszedł. Stałam przez dłuższe minuty w bezruchu ze spuszczonym wzrokiem aż z mojego oka wypłynęło kilka samotnych łez, powodując że zaszlochałam cicho. W końcu nie wytrzymałam - padłam na ziemię zaciskając kły by powstrzymać się od płaczu. Moje życie zostało w każdym kawałku zniszczone. Nie miałam już nic na czym mogłam się oprzeć. Nie miałam rodziny, nikogo bliskiego ... w dodatku połowa świata znała mnie jaką "tą złą" i nie chciało im się nawet wyszukiwać we mnie jakiegoś dobra. Przynajmniej Wolf i Mint mają siebie usłyszałam cichutki głos w mojej głowie, Nie są samotni ... jak ty.
Wysunęłam pazury i wbiłam je w ziemię, powstrzymując się od jakiegokolwiek dźwięku. Blizna na oku nagle jakby opuchła, wydobywając z siebie kolejną salwę bólu po czym nagle przestała boleć. Zacisnęłam wargi - anatomia wiem - i westchnęłam mimowolnie.
**********
Pierwsze co mnie powitało to rażące promienie słońca przed którymi zostałam zmuszona do zaciśnięcia przez chwilę oczu. Gdy już się jednak przyzwyczaiłam, ujrzałam ten cudowny krajobraz który widziałam jeszcze wczoraj. Jedyną zmianą były mokre od łez powieki oraz niewielka czerwona plama która zaczęła tworzyć się pode mną i obklejać moje futro.
Wzdrygnęłam się zdając sobie sprawę że nie mogę dłużej sterczeć w jednym miejscu i zostało mi mało czasu .... do jakiegokolwiek ruchu. Ale to i dobrze, głos ponownie odezwał się w mym umyśle, Nikt nie będzie płakał, nie będzie żałować ... będą się cieszyć... kolejny kłopot mają za sobą.
Wstałam gwałtownie i wrzasnęłam próbując tym rozproszyć wszystkie te okropne myśli. Jednak one powracały ze zdwojoną siłą i w końcu musiałam przyznać im rację. Przecież sama dobrze wiedziałam że nikogo już nie mam na tym świecie i nikogo kto byłby wstanie wyłonić chodź jedną łzę.
Chociaż jakaś dziwna niespotykana siła, kazała mi ruszyć się z miejsca i walczyć o swe życie, by naprawić je chodź i tak zostaną na nim naprawdę głębokie blizny.
Dlatego właśnie postanowiłam natychmiast. Zostanę w tym miejscu przez dwa tygodnie by sama o siebie zadbać ... nikogo nie będę potrzebować!
Od razu więc pokuśtykałam do dosyć stromej dróżki w dół, gdzie czekał mnie krystaliczny wodopój i stada soczystych saren. Pchana ów motywacją ruszyłam hardo, zdając sobie sprawę że moje możliwości zostały przesunięte o połowę z powodu otwartej rany z boku która coraz mocniej wylewała z siebie krew. Przez początek było naprawdę trudno - kamienna dróżka była naprawdę stroma i prawie co chwilę pod łapy pchały się kamyczki które starały się wypchać mnie z równowagi. Trzymałam się jednak dzielnie i nie minęło pół godziny a byłam już na końcu. Ku memu nieszczęściu musiałam zeskoczyć na samą, soczystą trawę i choć ów trawę i kamienisty stopień na którym stałam dzieliła niewielka odległość to i tak mogłam podrażnić sobie jakąś kończynę kończąc na tym w Gwiezdnym Klanie. Westchnęłam głęboko, policzyłam do trzech i rozprostowałam przednie łapy by odpić się tylnymi od ziemi. Szybko znalazłam się na tej piękniejszej części lecz niestety rana zaczęła jeszcze mocniej krwawić. Ruszyłam natychmiast w stronę krystalicznego źródła i zamoczyłam się w nim aż do nosa i po chwili wahania schowałam również w wodzie cały pysk. Nurkowałam zwiedzając głębiny ów jeziorka. Przede mną pośpiesznie przepływały grupki kolorowych ryb a raz po raz widziałam poważne sumy patrzące na mnie z przesadną irytacją. Wynurzyłam się po chwili odświeżona i wyszłam na ląd. Rozejrzałam się z nijakim uśmiechem po czym zadowolona ujrzałam za wodospadem jaskinię do której weszłam. Wzięłam ze sobą również kilka niezbędnych narzędzi jakim była na przykład, kępka trawy, złapane pożywienie czy kilka ostrych kamieni. Zaczęła się operacja "Rana Boczna".
**************
Płynęły leniwie godziny w których to próbowałam zszyć swoją ranę, co było dosyć trudne. Warczałam przy tym ze złością i gadałam do siebie, jakby w przypływie samotności. Co kilka minut wracały do mnie propozycje, by wrócić lecz zaraz je odtrącałam. Chciałam zostać tu sama aż do mojej śmierci. Będę żywić się jakimiś opadniętymi i zmęczonymi sarnami i rybami, a moją atrakcją będzie... no ... nie potrzebuje atrakcji! Pływanie i polowanie to jest już wystarczająca zabawa. W dodatku moim najważniejszym celem jest wyleczenie się do całkowitej pełności - nie licząc oka ... - i to na tym skupiać się będę najbardziej.
Ostatnio jednak, kiedy byłam wstanie wyjść z jaskini, nie mogłam złapać żadnego pożywienia i szłam spać głodna. Było też tak następnego dnia a jeszcze kolejnego udało mi się jedynie złapać dwie leniwe myszy. Przestały mnie interesować uroki tego miejsca i zaczęłam się poważnie wnerwiać.
- O nie! - krzyczałam do siebie, gdy po raz enty usłyszałam w głowie głos naglący do powrotu. - Nie ma mowy! Oni mnie tam nie potrzebują! Ja sobie sama doskonale poradzę!
Jednak sama nie wierzyłam w swoje słowa. Z dnia na dzień było gorzej z pożywieniem i było mi trudniej się leczyć. Minął zaledwie tydzień i pół. Zostały mi jeszcze trzy dni ale zaczęły mi wystawać żebra i mój chód stał się o wiele powolniejszy, jakbym stąpała po błocie.
Był piątek. Dwa dni i koniec mojej harówy.. ale coś mi przeszkadzało. Głód coraz bardziej zżerał mnie od środka a samotność jeszcze bardziej dobijała. W dodatku rana wcale się nie polepszała i już dawno pękły wszy. Niech będzie, postanowiłam z westchnieniem, było już wystarczająco długo ... zresztą nikt nie zauważy różnicy.
Ruszyłam więc z wahaniem z powrotem, utykając na jedną nogę i co chwilę patrząc z utęsknieniem na przebiegające koło mnie zające. Nie byłam wstanie ich złapać.
Gdy przechodziłam przez Klan Wilka nie mogłam się powstrzymać by nie zerknąć na jaskinię lidera. Widziałam tam jedynie cień który nic nie znaczył ... a przynajmniej ja nie znaczę dla właściciela cienia. Odwracając się od tych durnowatych myśli, szybko odwróciłam łeb i jakby nigdy nic pokuśtykałam dalej. Jednak Wolfstar zdążył mnie zauważyć i teraz podbiegł do wyjścia. Widząc w jakim jestem w stanie na początku otworzył pysk po czym zamknął i krzyknął:
- Unex!
- Przestań! - prawie pisnęłam i zatrzymałam się. Odwróciłam się w jego stronę z załzawionymi oczami. - B-Błagam ...
I nagle wszystko zaczęło nie mieć dla mnie znaczenia. Świat przede mną rozmazał się a ja dostałam zawrotów głowy. Prędzej czy później... musiałam umrzeć a w drodze ewentualności zemdleć. Nie byłam pewna co się w tej chwili stało ale wiedziałam że coś się ze mną dzieje.
<Wolfstar? :v Starałam się dłużej ale nie umiem :c>
- Przeprosiny nic nie dadzą. - szepnęłam powodując iż Wolfstar na chwilę się zatrzymał i spojrzał do tyłu z mieszanymi uczuciami. Po chwili odwrócił się i bez słowa odszedł. Stałam przez dłuższe minuty w bezruchu ze spuszczonym wzrokiem aż z mojego oka wypłynęło kilka samotnych łez, powodując że zaszlochałam cicho. W końcu nie wytrzymałam - padłam na ziemię zaciskając kły by powstrzymać się od płaczu. Moje życie zostało w każdym kawałku zniszczone. Nie miałam już nic na czym mogłam się oprzeć. Nie miałam rodziny, nikogo bliskiego ... w dodatku połowa świata znała mnie jaką "tą złą" i nie chciało im się nawet wyszukiwać we mnie jakiegoś dobra. Przynajmniej Wolf i Mint mają siebie usłyszałam cichutki głos w mojej głowie, Nie są samotni ... jak ty.
Wysunęłam pazury i wbiłam je w ziemię, powstrzymując się od jakiegokolwiek dźwięku. Blizna na oku nagle jakby opuchła, wydobywając z siebie kolejną salwę bólu po czym nagle przestała boleć. Zacisnęłam wargi - anatomia wiem - i westchnęłam mimowolnie.
**********
Pierwsze co mnie powitało to rażące promienie słońca przed którymi zostałam zmuszona do zaciśnięcia przez chwilę oczu. Gdy już się jednak przyzwyczaiłam, ujrzałam ten cudowny krajobraz który widziałam jeszcze wczoraj. Jedyną zmianą były mokre od łez powieki oraz niewielka czerwona plama która zaczęła tworzyć się pode mną i obklejać moje futro.
Wzdrygnęłam się zdając sobie sprawę że nie mogę dłużej sterczeć w jednym miejscu i zostało mi mało czasu .... do jakiegokolwiek ruchu. Ale to i dobrze, głos ponownie odezwał się w mym umyśle, Nikt nie będzie płakał, nie będzie żałować ... będą się cieszyć... kolejny kłopot mają za sobą.
Wstałam gwałtownie i wrzasnęłam próbując tym rozproszyć wszystkie te okropne myśli. Jednak one powracały ze zdwojoną siłą i w końcu musiałam przyznać im rację. Przecież sama dobrze wiedziałam że nikogo już nie mam na tym świecie i nikogo kto byłby wstanie wyłonić chodź jedną łzę.
Chociaż jakaś dziwna niespotykana siła, kazała mi ruszyć się z miejsca i walczyć o swe życie, by naprawić je chodź i tak zostaną na nim naprawdę głębokie blizny.
Dlatego właśnie postanowiłam natychmiast. Zostanę w tym miejscu przez dwa tygodnie by sama o siebie zadbać ... nikogo nie będę potrzebować!
Od razu więc pokuśtykałam do dosyć stromej dróżki w dół, gdzie czekał mnie krystaliczny wodopój i stada soczystych saren. Pchana ów motywacją ruszyłam hardo, zdając sobie sprawę że moje możliwości zostały przesunięte o połowę z powodu otwartej rany z boku która coraz mocniej wylewała z siebie krew. Przez początek było naprawdę trudno - kamienna dróżka była naprawdę stroma i prawie co chwilę pod łapy pchały się kamyczki które starały się wypchać mnie z równowagi. Trzymałam się jednak dzielnie i nie minęło pół godziny a byłam już na końcu. Ku memu nieszczęściu musiałam zeskoczyć na samą, soczystą trawę i choć ów trawę i kamienisty stopień na którym stałam dzieliła niewielka odległość to i tak mogłam podrażnić sobie jakąś kończynę kończąc na tym w Gwiezdnym Klanie. Westchnęłam głęboko, policzyłam do trzech i rozprostowałam przednie łapy by odpić się tylnymi od ziemi. Szybko znalazłam się na tej piękniejszej części lecz niestety rana zaczęła jeszcze mocniej krwawić. Ruszyłam natychmiast w stronę krystalicznego źródła i zamoczyłam się w nim aż do nosa i po chwili wahania schowałam również w wodzie cały pysk. Nurkowałam zwiedzając głębiny ów jeziorka. Przede mną pośpiesznie przepływały grupki kolorowych ryb a raz po raz widziałam poważne sumy patrzące na mnie z przesadną irytacją. Wynurzyłam się po chwili odświeżona i wyszłam na ląd. Rozejrzałam się z nijakim uśmiechem po czym zadowolona ujrzałam za wodospadem jaskinię do której weszłam. Wzięłam ze sobą również kilka niezbędnych narzędzi jakim była na przykład, kępka trawy, złapane pożywienie czy kilka ostrych kamieni. Zaczęła się operacja "Rana Boczna".
**************
Płynęły leniwie godziny w których to próbowałam zszyć swoją ranę, co było dosyć trudne. Warczałam przy tym ze złością i gadałam do siebie, jakby w przypływie samotności. Co kilka minut wracały do mnie propozycje, by wrócić lecz zaraz je odtrącałam. Chciałam zostać tu sama aż do mojej śmierci. Będę żywić się jakimiś opadniętymi i zmęczonymi sarnami i rybami, a moją atrakcją będzie... no ... nie potrzebuje atrakcji! Pływanie i polowanie to jest już wystarczająca zabawa. W dodatku moim najważniejszym celem jest wyleczenie się do całkowitej pełności - nie licząc oka ... - i to na tym skupiać się będę najbardziej.
Ostatnio jednak, kiedy byłam wstanie wyjść z jaskini, nie mogłam złapać żadnego pożywienia i szłam spać głodna. Było też tak następnego dnia a jeszcze kolejnego udało mi się jedynie złapać dwie leniwe myszy. Przestały mnie interesować uroki tego miejsca i zaczęłam się poważnie wnerwiać.
- O nie! - krzyczałam do siebie, gdy po raz enty usłyszałam w głowie głos naglący do powrotu. - Nie ma mowy! Oni mnie tam nie potrzebują! Ja sobie sama doskonale poradzę!
Jednak sama nie wierzyłam w swoje słowa. Z dnia na dzień było gorzej z pożywieniem i było mi trudniej się leczyć. Minął zaledwie tydzień i pół. Zostały mi jeszcze trzy dni ale zaczęły mi wystawać żebra i mój chód stał się o wiele powolniejszy, jakbym stąpała po błocie.
Był piątek. Dwa dni i koniec mojej harówy.. ale coś mi przeszkadzało. Głód coraz bardziej zżerał mnie od środka a samotność jeszcze bardziej dobijała. W dodatku rana wcale się nie polepszała i już dawno pękły wszy. Niech będzie, postanowiłam z westchnieniem, było już wystarczająco długo ... zresztą nikt nie zauważy różnicy.
Ruszyłam więc z wahaniem z powrotem, utykając na jedną nogę i co chwilę patrząc z utęsknieniem na przebiegające koło mnie zające. Nie byłam wstanie ich złapać.
Gdy przechodziłam przez Klan Wilka nie mogłam się powstrzymać by nie zerknąć na jaskinię lidera. Widziałam tam jedynie cień który nic nie znaczył ... a przynajmniej ja nie znaczę dla właściciela cienia. Odwracając się od tych durnowatych myśli, szybko odwróciłam łeb i jakby nigdy nic pokuśtykałam dalej. Jednak Wolfstar zdążył mnie zauważyć i teraz podbiegł do wyjścia. Widząc w jakim jestem w stanie na początku otworzył pysk po czym zamknął i krzyknął:
- Unex!
- Przestań! - prawie pisnęłam i zatrzymałam się. Odwróciłam się w jego stronę z załzawionymi oczami. - B-Błagam ...
I nagle wszystko zaczęło nie mieć dla mnie znaczenia. Świat przede mną rozmazał się a ja dostałam zawrotów głowy. Prędzej czy później... musiałam umrzeć a w drodze ewentualności zemdleć. Nie byłam pewna co się w tej chwili stało ale wiedziałam że coś się ze mną dzieje.
<Wolfstar? :v Starałam się dłużej ale nie umiem :c>
Od Wolfstar'a CD Unexstar
Unexpectedstar spojrzała na mnie z zaskoczeniem, po czym westchnęła i znów położyła się.
- Unexpectedstar? Ja... ja przepraszam ciebie... - wyjąkałem.
"Chociaż nie wiem za co!" dodałem w myślach, ale za nic w świecie nie powiedziałbym tego na głos. Kotka znów na mnie spojrzała, ale w jej oczach szalały płomienie. Cofnąłem się o krok.
- Ty nie wiesz jak to jest! Nic nie wiesz! Przepraszasz, bo chcesz mieć mnie z głowy i tyle! Wracaj do swojej Mintleaf! Nigdy nie wiedziałeś i nie dowiesz się, jak to jest, kiedy ktoś wbija ci cierń w... - kotka nie dokończyła zdania, najwyraźniej nie chciała tego robić.
- Wiem... - odpowiedziałem i zwiesiłem łeb, kiedy to głowy powróciły bolesne wspomnienia.
Wyraz pyska kotki wciąż wyrażał wściekłość, ale pożar w jej oczach nieco przygasł.
- Gdy byłem jeszcze w moim starym klanie, byłem z kotką o imieniu Sparrowwing. Była brązowo-szara, a wzory na jej sierści układały się w falbanki. Była zwinną i inteligentną kotką. Ale... zostawiła mnie. Odeszła ode mnie, dla mojego brata, który ją opuścił w trudnej chwili. Miałem bardzo liczne rodzeństwo, bo moja matka była z dwoma kocurami. Speedtail, Goldpelt, Badgerfang, Bearfur, ale to Stoneclaw musiał pozbawić mnie miłości... Ale było minęło. I kogo obchodzi opowieść jakiegoś starego kota bez ogona... - zakończyłem moją historię.
Na pyszczku Unexpectedstar trwała walka złości i smutku.
- W każdym razie, przepraszam... - mruknąłem, odwróciłem się w las i zniknąłem w mroku.
<Unexpectedstar? Depresja lvl. 54679246936954378658 :c>
- Unexpectedstar? Ja... ja przepraszam ciebie... - wyjąkałem.
"Chociaż nie wiem za co!" dodałem w myślach, ale za nic w świecie nie powiedziałbym tego na głos. Kotka znów na mnie spojrzała, ale w jej oczach szalały płomienie. Cofnąłem się o krok.
- Ty nie wiesz jak to jest! Nic nie wiesz! Przepraszasz, bo chcesz mieć mnie z głowy i tyle! Wracaj do swojej Mintleaf! Nigdy nie wiedziałeś i nie dowiesz się, jak to jest, kiedy ktoś wbija ci cierń w... - kotka nie dokończyła zdania, najwyraźniej nie chciała tego robić.
- Wiem... - odpowiedziałem i zwiesiłem łeb, kiedy to głowy powróciły bolesne wspomnienia.
Wyraz pyska kotki wciąż wyrażał wściekłość, ale pożar w jej oczach nieco przygasł.
- Gdy byłem jeszcze w moim starym klanie, byłem z kotką o imieniu Sparrowwing. Była brązowo-szara, a wzory na jej sierści układały się w falbanki. Była zwinną i inteligentną kotką. Ale... zostawiła mnie. Odeszła ode mnie, dla mojego brata, który ją opuścił w trudnej chwili. Miałem bardzo liczne rodzeństwo, bo moja matka była z dwoma kocurami. Speedtail, Goldpelt, Badgerfang, Bearfur, ale to Stoneclaw musiał pozbawić mnie miłości... Ale było minęło. I kogo obchodzi opowieść jakiegoś starego kota bez ogona... - zakończyłem moją historię.
Na pyszczku Unexpectedstar trwała walka złości i smutku.
- W każdym razie, przepraszam... - mruknąłem, odwróciłem się w las i zniknąłem w mroku.
<Unexpectedstar? Depresja lvl. 54679246936954378658 :c>
27 października 2015
Od Mintleaf
To chyba była Unex... Wyobrażam ją sobie inaczej. Nie wiem, czy ją kiedyś spotkałam. Miała straszne oko, którego właściwie nie było. Biedulka... Jednak raczej mnie nie polubiła, ba!, chciała się raczej na mnie rzucić! Ale przecież nie jest winna. Może zazdrosna?
Nie... Jestem zbyt naiwna, heh.
WolfStar wykrzyknął "Unex!". Ta odpowiedziała jedynie bełkotem i uciekła, tak jakby palił się obóz. Wiedziałam... Wiedziałam, że się o tym dowie... Nie może tego zaakceptować? Nie, oczywiście, że nie! Bo co? Bo jest liderką, no tak!
Znowu ta naiwność...
Pokręciłam głową. Oby z nią wszystko było dobrze... Przecież widzi teraźniejszy świat z jednej strony. Możliwe, że to drugie oko miało inną opinię, patrząc na świat. Westchnęłam ciężko.
-M-Mint...- zaczął ten.
-Idź po nią.- wypowiedziałam słowa.- Potrzebuje cię. Jesteś jej jedyną nadzieją.- uśmiechnęłam się smutno i wstałam.
-Ale...
-Idź! Na co czekasz?- postanowiłam się lekko pobawić w przywódcę. Kot wziął powietrze w płuca i wyskoczył do lasu.
Nagle jakaś pustka...
Mam nadzieję, że jej pomoże. Weszła w stan depresji... Rozumiem. Po śmierci wszystkich bliskich czułam się urażona i zdradzona. Klan się rozpadł, nie było wyjścia, musiałam po prostu uciec i znaleźć coś innego... W tamtych czasach miałam dopiero 13 księżyców - umiałam złowić jakąś małą myszkę. Byłam głodna. A te terminatorskie czasy... Oderwanie ucha przez cudzych kotów...
Drgnęłam "brakiem" ucha. Mam szczęście, że w ogóle żyję... Bo tak bym nie miała WolfStar'a. Przecież kochał UnexpectedStar. Oszukał mnie? Wtedy by nie podszedł do mnie. A ten spacer w lesie? Może zrozumiał, że mi się on... podoba? Nie chciał mi rozbić serca, idąc do Unex?
Kiedy zmieni mi się charakter? Wolę być ostrą kotką, niżeli mieć naiwność.
Ygh. Poszłam w inną stronę. Las wydawał się inny, nie taki, jakim był jeszcze dni dwa temu. Teraz było pięknie. Wirujące, pomarańczowe liście latały to tam, to tu. Jeszcze by poranna mgła... Marzenie. Marzenie każdego kota, który uwielbiał przyrodę a nie Dwunożnych, karmiących bobkami szczurów bez obrazy, Szczurgu xd
Było pięknie. A, mówiłam już? To powtórzę. Było c u d o w n i e! Gdyby zobaczyłby to mój brat, mama, tata, WolfStar... Może rodzice nie są w Gwiezdnym Klanie, a patrzą na mnie, jak idę, rozmyślając o bzdurach? Może Fernfur bawi się z listkami, krzyczy do mnie, żebym bawiła się z nim, jednak ja jego nie słyszę i nawet nie widzę? To... To przecież takie smutne...
"-Coś o mnie mówiłaś?- zapytał znajomy głos."
-Fernfur?!- niemalże wykrzyknęłam, odskoczyłam do tyłu. Przede mną stał czarny kotek w rude plamy, miały taką samą kolejność co ja i matka.
-A kto?- fuknął, z szczerym i szerokim uśmiechem kocurek.- Witaj, Mint...
-Mintleaf.- odpowiedziałam niezręcznie.
-No tak, zapomniałem. Przepraszam.
Westchnęłam. Gwiezdny kotek siedział przez chwilę w milczeniu.
-Widzę, że masz pewne... Problemy.- ostatnie słowo on przemienił na szept. Pokręciłam głową.
-Wszystko w porządku, muszę po prostu trochę pomyśleć o swym przeznaczeniu.
-Wiedz, że mama i tata się pogodzili. Teraz czekamy tylko na ciebie...
Mintleaf w oszołomieniu wykrzyknęła: "Czekaj, oni chcą, żebym umarła?!", lecz Fernfur rozpłynął się w lekkim powietrzu.
Bez sensu...
Listwa dawała więcej znaków, że teraz jest Pora Opadających Liści. Usiadłam pod jednym drzewkiem i zaczęłam rozmyślać. O co mu chodziło? Tęsknili za mną?
Zrzuciłam te myśli, i zadałam sobie inne pytanie - co to jest prawdziwe szczęście? P.S. Jeżeli ktoś wie, skąd to pytanie, dostaje ciastko:v . Czy to jest to uczucie, które czułam jeszcze niedawno przy przyznaniu się WolfStar'a? Nie, to raczej było wzruszenie się. Kiedy przeżyłam, prawie wpadając pod szybkim monstrum? To był strach i ulga.
Co to jest szczęście? Głowiłam się nad tym idiotycznym pytaniem. Po co? Zabierał mi tylko czas!
I tak nie masz nic do robienia
Ehh. Oby WolfStar przekonał jakoś UnexpectedStar, że nie jestem taka, jaka się jej wydaję. A jaka jestem?
Jestem nikim, to logiczne. Albo i nie? Może jesteśmy tylko snem? Wytworem czyjejś wyobraźni? Marionetkami? Nie mogłam odnaleźć w tym sensu. Jest on czy nie? Być albo nie być? Żyć czy nie żyć? Umierać torturami czy spokojną śmiercią położyć się na świeżych liściach? Coraz więcej pytań. Trudno wyobrazić sobie siebie, nieruchomo siedzącą pod drzewem, przecież u mnie w głowie ciągle coś brzęczy! Możliwie ktoś mi krzyczy nad uchem, a ja jestem zamknięta w głowie, krążąc przez drzwiami z odpowiedziami, a po nich - kolejne drzwi. Głupie.
Ocknęłam się jak ze snu. Już się ściemniało... Ciekawe, co tam z WolfStar i UnexpectedStar. Po co ja się tak ciekawię? Ich sprawy. Może się po prostu najzwyczajniej w świecie martwię o tego, kto mi powiedział, iż mnie kocha? Że jestem niby wyjątkowa? W czym?! W umaszczeniu? Jest zwykłe, może trochę jest tam dodana nuta kotów z poprzednich pokoleń. Charakter? Jest miliardy kotek z takim samym charakterem. Mimo że kochałam WolfStar'a, kilka minut lub godzin spędzaliśmy razem czas...
Wstałam i spojrzałam przymulonym wzrokiem w stronę, skąd szedł zapach obozów. Okropnie chciało mi się spać. Nagle usłyszałam szelest za plecami. Ktoś chyba tam był, nie odskakiwałam, nie miałam tyle sił. Z trudem naprężyłam chude mięśnie i tylko spojrzałam z trudem naprężyłam mięśnie i tylko popatrzyłam za siebie. Nagle wyskoczył na mnie wielki czarny kocur, uderzając po mordzie, a następnie nastąpił łapą na gardło. Próbowałam machać tylnimi łapami i uderzać nimi w brzuch, jednak na nic.
Chyba umarłam...
Otworzyłam oczy. To był tylko sen. Zasnęłam pod drzewem. Nade mną stał szary kocur, miał plamy podobne do plam WolfStar'a, tyle że innych kolorów. Może to o nim mówiła dzisiaj Warstripe?
Cudzoziemiec stał nade mną, patrzyłam mu prosto w oczy, podobne do oczu lidera Wilczego Klanu.
-Ty...!- wykrztusiłam z siebie. Kocur podniósł prawą "brew", pokazując, że absolutnie nie wie, o co chodzi.
-Ja.- sztucznie się przeraził. Przekręciłam oczami i z trudem wstałam.
-Znasz Warstripe?
-War co?- znów się zdziwił.
-Kotka, którą podrapałeś.
-Aa, tą! A co, też chcesz?- ten już szykował pazurki.
-Nie dzięki.-warknęłam. Jest bardzo podobny do WolfStar'a.- Czego tu szukasz?
-Niebieskich migdałów. Po co masz wiedzieć, rysi bobku?- zasyczał jak afrykański wąż, pokazując swe ostre kiełki.
-Ale jesteś głupi.- bąknęłam i odeszłam od niego.
-Sama jesteś głupia, rysi bobek.
Zatrzymałam się.
-Mam imię.- syknęłam.
-Nie chcę go znać, rysi bobku.
-Zamknij japę!- wykrzyknęłam, drapiąc go wzdłuż mordy. On tylko fuknął i już wypuścił pazury. Stałam przed, ciężko dysząc. Kocur się sprytnie uśmiechnął i rzucił się na bezbronny brzuch.
Spadłam na plecy, po czym zaczęłam kopać samca w brzuch, ale to nic nie dawało. Miałam wrażenie, że był grubą zabawką Dwunożnych, ponieważ naprawdę miał trochę tłuszczu /XD/
Poddałam się, nie miałam już sił co do tego kota.
-Heh, wiedziałem, że się poddasz, rysi bobku.
O nie, tego już za wiele! Zaryczałam i naskoczyłam na kota, że ten był pode mną /;-;/. Syczenia rosły coraz bardziej, były głośniejsze niż krzyki mew przy plaży. /ale porównanie, lulz/. Drapaliśmy się, lecz niestety ten był silniejszy, a jego pazury były twardsze i większe.
-Idź już stąd! Bo zawołam...- już miałam powiedzieć, iż pójdę po WolfStar'a, jednak ten przerwał mi.
-Nie interesuje mnie, kogo chcesz zawołać, rysi bobku.- widocznie kocurowi się znudziło mnie drapać i poszedł sobie.
Naszczęście! Nie ma już go! Kilka razy ciężko westchnęłam i poszłam do obozu. Miałam kilka ran na sobie, więc odrazu poszłam do medyczki. Kotka przeraziła się głębokimi zadrapaniami.
-Któż to ma takie pazury!-zdumiła się Rainymist.
-Może zamiast zadawać głupie pytania byś mi pomogła? Nie mam ochoty cierpieć jeszcze dziesięć minut, zanim pójdziesz do kogoś i się spytasz.
-A powiesz chociażby kto to ci zrobił?
-Nawet nie znam jego imienia!- fuknęłam, kładząc się na pościeli z liści.
W tej jaskini pięknie pachniało trawami. Rainymist potruchtała do jakiejś trawki, dodała do tego jeszcze jakieś kwiatki i listka.
-Pożuj to.- powiedziała ta, przysuwając do mnie trawki. Powąchałam to. Raczej nie groźne... Zaczęłam przeżuwać trawy, okazały się gorzkie.- Powinno zmniejszyć ból. Może dam ci nasiona maka, bym w czasie twego twardego snu leczyła rany? Żebyś nie cierpiała.
-Jak chcesz.- wzruszyłam ramionami i przełknęłam nasiona. Strasznie mnie zaciągnęło w sen, zamknęłam oczy i widziałam tylko ciemność...
<???>
Tak, chciało mi się napisać te opo. Jutro sprawdzę, ile ma słówek>:B
Nie... Jestem zbyt naiwna, heh.
WolfStar wykrzyknął "Unex!". Ta odpowiedziała jedynie bełkotem i uciekła, tak jakby palił się obóz. Wiedziałam... Wiedziałam, że się o tym dowie... Nie może tego zaakceptować? Nie, oczywiście, że nie! Bo co? Bo jest liderką, no tak!
Znowu ta naiwność...
Pokręciłam głową. Oby z nią wszystko było dobrze... Przecież widzi teraźniejszy świat z jednej strony. Możliwe, że to drugie oko miało inną opinię, patrząc na świat. Westchnęłam ciężko.
-M-Mint...- zaczął ten.
-Idź po nią.- wypowiedziałam słowa.- Potrzebuje cię. Jesteś jej jedyną nadzieją.- uśmiechnęłam się smutno i wstałam.
-Ale...
-Idź! Na co czekasz?- postanowiłam się lekko pobawić w przywódcę. Kot wziął powietrze w płuca i wyskoczył do lasu.
Nagle jakaś pustka...
Mam nadzieję, że jej pomoże. Weszła w stan depresji... Rozumiem. Po śmierci wszystkich bliskich czułam się urażona i zdradzona. Klan się rozpadł, nie było wyjścia, musiałam po prostu uciec i znaleźć coś innego... W tamtych czasach miałam dopiero 13 księżyców - umiałam złowić jakąś małą myszkę. Byłam głodna. A te terminatorskie czasy... Oderwanie ucha przez cudzych kotów...
Drgnęłam "brakiem" ucha. Mam szczęście, że w ogóle żyję... Bo tak bym nie miała WolfStar'a. Przecież kochał UnexpectedStar. Oszukał mnie? Wtedy by nie podszedł do mnie. A ten spacer w lesie? Może zrozumiał, że mi się on... podoba? Nie chciał mi rozbić serca, idąc do Unex?
Kiedy zmieni mi się charakter? Wolę być ostrą kotką, niżeli mieć naiwność.
Ygh. Poszłam w inną stronę. Las wydawał się inny, nie taki, jakim był jeszcze dni dwa temu. Teraz było pięknie. Wirujące, pomarańczowe liście latały to tam, to tu. Jeszcze by poranna mgła... Marzenie. Marzenie każdego kota, który uwielbiał przyrodę a nie Dwunożnych, karmiących bobkami szczurów bez obrazy, Szczurgu xd
Było pięknie. A, mówiłam już? To powtórzę. Było c u d o w n i e! Gdyby zobaczyłby to mój brat, mama, tata, WolfStar... Może rodzice nie są w Gwiezdnym Klanie, a patrzą na mnie, jak idę, rozmyślając o bzdurach? Może Fernfur bawi się z listkami, krzyczy do mnie, żebym bawiła się z nim, jednak ja jego nie słyszę i nawet nie widzę? To... To przecież takie smutne...
"-Coś o mnie mówiłaś?- zapytał znajomy głos."
-Fernfur?!- niemalże wykrzyknęłam, odskoczyłam do tyłu. Przede mną stał czarny kotek w rude plamy, miały taką samą kolejność co ja i matka.
-A kto?- fuknął, z szczerym i szerokim uśmiechem kocurek.- Witaj, Mint...
-Mintleaf.- odpowiedziałam niezręcznie.
-No tak, zapomniałem. Przepraszam.
Westchnęłam. Gwiezdny kotek siedział przez chwilę w milczeniu.
-Widzę, że masz pewne... Problemy.- ostatnie słowo on przemienił na szept. Pokręciłam głową.
-Wszystko w porządku, muszę po prostu trochę pomyśleć o swym przeznaczeniu.
-Wiedz, że mama i tata się pogodzili. Teraz czekamy tylko na ciebie...
Mintleaf w oszołomieniu wykrzyknęła: "Czekaj, oni chcą, żebym umarła?!", lecz Fernfur rozpłynął się w lekkim powietrzu.
Bez sensu...
Listwa dawała więcej znaków, że teraz jest Pora Opadających Liści. Usiadłam pod jednym drzewkiem i zaczęłam rozmyślać. O co mu chodziło? Tęsknili za mną?
Zrzuciłam te myśli, i zadałam sobie inne pytanie - co to jest prawdziwe szczęście? P.S. Jeżeli ktoś wie, skąd to pytanie, dostaje ciastko:v . Czy to jest to uczucie, które czułam jeszcze niedawno przy przyznaniu się WolfStar'a? Nie, to raczej było wzruszenie się. Kiedy przeżyłam, prawie wpadając pod szybkim monstrum? To był strach i ulga.
Co to jest szczęście? Głowiłam się nad tym idiotycznym pytaniem. Po co? Zabierał mi tylko czas!
I tak nie masz nic do robienia
Ehh. Oby WolfStar przekonał jakoś UnexpectedStar, że nie jestem taka, jaka się jej wydaję. A jaka jestem?
Jestem nikim, to logiczne. Albo i nie? Może jesteśmy tylko snem? Wytworem czyjejś wyobraźni? Marionetkami? Nie mogłam odnaleźć w tym sensu. Jest on czy nie? Być albo nie być? Żyć czy nie żyć? Umierać torturami czy spokojną śmiercią położyć się na świeżych liściach? Coraz więcej pytań. Trudno wyobrazić sobie siebie, nieruchomo siedzącą pod drzewem, przecież u mnie w głowie ciągle coś brzęczy! Możliwie ktoś mi krzyczy nad uchem, a ja jestem zamknięta w głowie, krążąc przez drzwiami z odpowiedziami, a po nich - kolejne drzwi. Głupie.
Ocknęłam się jak ze snu. Już się ściemniało... Ciekawe, co tam z WolfStar i UnexpectedStar. Po co ja się tak ciekawię? Ich sprawy. Może się po prostu najzwyczajniej w świecie martwię o tego, kto mi powiedział, iż mnie kocha? Że jestem niby wyjątkowa? W czym?! W umaszczeniu? Jest zwykłe, może trochę jest tam dodana nuta kotów z poprzednich pokoleń. Charakter? Jest miliardy kotek z takim samym charakterem. Mimo że kochałam WolfStar'a, kilka minut lub godzin spędzaliśmy razem czas...
Wstałam i spojrzałam przymulonym wzrokiem w stronę, skąd szedł zapach obozów. Okropnie chciało mi się spać. Nagle usłyszałam szelest za plecami. Ktoś chyba tam był, nie odskakiwałam, nie miałam tyle sił. Z trudem naprężyłam chude mięśnie i tylko spojrzałam z trudem naprężyłam mięśnie i tylko popatrzyłam za siebie. Nagle wyskoczył na mnie wielki czarny kocur, uderzając po mordzie, a następnie nastąpił łapą na gardło. Próbowałam machać tylnimi łapami i uderzać nimi w brzuch, jednak na nic.
Chyba umarłam...
Otworzyłam oczy. To był tylko sen. Zasnęłam pod drzewem. Nade mną stał szary kocur, miał plamy podobne do plam WolfStar'a, tyle że innych kolorów. Może to o nim mówiła dzisiaj Warstripe?
Cudzoziemiec stał nade mną, patrzyłam mu prosto w oczy, podobne do oczu lidera Wilczego Klanu.
-Ty...!- wykrztusiłam z siebie. Kocur podniósł prawą "brew", pokazując, że absolutnie nie wie, o co chodzi.
-Ja.- sztucznie się przeraził. Przekręciłam oczami i z trudem wstałam.
-Znasz Warstripe?
-War co?- znów się zdziwił.
-Kotka, którą podrapałeś.
-Aa, tą! A co, też chcesz?- ten już szykował pazurki.
-Nie dzięki.-warknęłam. Jest bardzo podobny do WolfStar'a.- Czego tu szukasz?
-Niebieskich migdałów. Po co masz wiedzieć, rysi bobku?- zasyczał jak afrykański wąż, pokazując swe ostre kiełki.
-Ale jesteś głupi.- bąknęłam i odeszłam od niego.
-Sama jesteś głupia, rysi bobek.
Zatrzymałam się.
-Mam imię.- syknęłam.
-Nie chcę go znać, rysi bobku.
-Zamknij japę!- wykrzyknęłam, drapiąc go wzdłuż mordy. On tylko fuknął i już wypuścił pazury. Stałam przed, ciężko dysząc. Kocur się sprytnie uśmiechnął i rzucił się na bezbronny brzuch.
Spadłam na plecy, po czym zaczęłam kopać samca w brzuch, ale to nic nie dawało. Miałam wrażenie, że był grubą zabawką Dwunożnych, ponieważ naprawdę miał trochę tłuszczu /XD/
Poddałam się, nie miałam już sił co do tego kota.
-Heh, wiedziałem, że się poddasz, rysi bobku.
O nie, tego już za wiele! Zaryczałam i naskoczyłam na kota, że ten był pode mną /;-;/. Syczenia rosły coraz bardziej, były głośniejsze niż krzyki mew przy plaży. /ale porównanie, lulz/. Drapaliśmy się, lecz niestety ten był silniejszy, a jego pazury były twardsze i większe.
-Idź już stąd! Bo zawołam...- już miałam powiedzieć, iż pójdę po WolfStar'a, jednak ten przerwał mi.
-Nie interesuje mnie, kogo chcesz zawołać, rysi bobku.- widocznie kocurowi się znudziło mnie drapać i poszedł sobie.
Naszczęście! Nie ma już go! Kilka razy ciężko westchnęłam i poszłam do obozu. Miałam kilka ran na sobie, więc odrazu poszłam do medyczki. Kotka przeraziła się głębokimi zadrapaniami.
-Któż to ma takie pazury!-zdumiła się Rainymist.
-Może zamiast zadawać głupie pytania byś mi pomogła? Nie mam ochoty cierpieć jeszcze dziesięć minut, zanim pójdziesz do kogoś i się spytasz.
-A powiesz chociażby kto to ci zrobił?
-Nawet nie znam jego imienia!- fuknęłam, kładząc się na pościeli z liści.
W tej jaskini pięknie pachniało trawami. Rainymist potruchtała do jakiejś trawki, dodała do tego jeszcze jakieś kwiatki i listka.
-Pożuj to.- powiedziała ta, przysuwając do mnie trawki. Powąchałam to. Raczej nie groźne... Zaczęłam przeżuwać trawy, okazały się gorzkie.- Powinno zmniejszyć ból. Może dam ci nasiona maka, bym w czasie twego twardego snu leczyła rany? Żebyś nie cierpiała.
-Jak chcesz.- wzruszyłam ramionami i przełknęłam nasiona. Strasznie mnie zaciągnęło w sen, zamknęłam oczy i widziałam tylko ciemność...
<???>
Tak, chciało mi się napisać te opo. Jutro sprawdzę, ile ma słówek>:B
Od Unexpectedstar C.D Wolfstar
Spojrzałam nieufanie na nasionka a potem na medyczkę ale widząc naglący wzrok Wolfstar`a ostrożnie połknęłam lek. Od razu się skrzywiłam i zaczęłam się krztusić.
- No .. nieźle ... - jęknęłam ocierając łapą pysk. - Mam nadzieję że nie chcecie mnie otruć....
Rainymist spojrzała na mnie jakby urażona i machnęła buntowniczo ogonem.
- Nie mam zamiaru nikogo truć - mruknęła i zmarszczyła brwi.
Nastała chwila ciszy w której w niesmakiem mlaskałam [xd] językiem próbując wyzbyć się okropnego smaku nasion. W końcu Wolfstar westchnął i spojrzał na mnie z rezygnowaniem.
- Lepiej już chodźmy...
Odwróciłam się posłusznie i wyszłam zanim medyczka zdążyła dokończyć czego mam nie robić a co mam robić.
- Chyba jednak wolę żyć sama. - dodałam a Wolf mimo woli zaśmiał się choć dobrze wiedział że to nie była prawda. Rozejrzałam się dookoła podziwiając jaki tu był ruch - w porównaniu do terenów klanu Klifu ... ogromny. Nagle usłyszałam szelest krzaków i ujrzałam smukły kształt wyłaniający się z lasu.Popatrzyłam badawczo w stronę kotki która szła w naszą stronę. Miała kolor śnieżnobiały z czarnymi plamami. Jej oczy koloru mięty były wbite w Wolfstar`a a ja coraz bardziej czułam się niezręcznie. Możliwe że gdzieś widziałam ów kotkę lecz nie miałam okazji z nią porozmawiać.
- Wolfstar. - odezwała się ciepłym głosem w stronę kocura. Mimo woli zmrużyłam oczy i wbiłam pazury w ziemię, obawiając się najgorszego. Dopiero teraz spojrzała w moją stronę i niemalże natychmiast odwróciła wzrok.
- Cześć Mintleaf. - kot choć zwracał się do kotki to zerkał w moją stronę obawiając się reakcji na tak miłe przywitanie. Nastała chwila ciszy w której ów "Mintleaf" podeszła do Wolf`a i przytuliła czule. Zgrzytnęłam zębami i spuściłam wzrok. Czułam to. Wiedziałam że tak się stanie. Niemalże natychmiast kocur odwrócił się do mnie i dodał z wahaniem: - Unex ... to jest Mintleaf. Mint - to jest Unexpectedstar.
- Wiem. - kotka zmierzyła mnie krótko wzrokiem. Nic nie powiedziałam więc kot przyjął do jako brak przyjęcia do rozmowy. Nie odzywali się przez chwilę co zaczęło mnie powoli denerwować.
- Jesteście .... parą, prawda? - zaczęłam patrząc z nadzieją na ich miny. Jednak rumieniec który wykwitł na twarzy Mintleaf zdradził wszystko.
- No ... - spróbował odpowiedzieć Wolfstar jednak ja nie dałam mu dojść do słowa i odsunęłam się o krok zaciskając kły. Widząc minę kotki wiedziałam doskonale że myślałam iż rzucę się na nią z pazurami jednak nie zrobiłam tego. Nie byłam aż tak porąbana jak reszta myślała ... smutne.
- To może ja pójdę skrótami .... nie lubię chodzić przez cudze tereny. - syknęłam starając się przybrać przyjazny ton jednak zabójcze spojrzenia jakie rzucałam w stronę kotki nie pomagały. Kocur chyba nie zrozumiał że chce zostać sama bo zawołał:
- Unex....
- Co, Unex? - warknęłam i przeszyłam go spojrzeniem. Gdy już nic nie odważył się powiedzieć, machnęłam ogonem i pobiegłam przed siebie. Przez kilka metrów udawało mi się powstrzymać piekące łzy, jednak po chwili było ich tak wiele że nie mogłam się powstrzymać. Jedyne co słyszałam to tupot własnych łap o twardą ziemię. Przede mną wszystko się rozmazało ale nie byłam wstanie się zatrzymać. Nogi same prowadziły mnie w świat a ja im na to pozwalałam. Choć gdzieś w świadomości wiedziałam że nie chce opuszczać terenów to jednak nie miałam innego wyboru. Gnałam przed siebie nie zważając na przechodzące koty które właśnie urządzały sobie spacer po swoich terenach. Popchnęłam niechcący Blackstar`a a ten odprowadził mnie pytającym spojrzeniem. Łzy mieszały się z krwią która powoli ciekła z niegdyś oka. W dodatku rana na łapie również się otwarła i teraz całą nogę ogarnął pulsujący ból uniemożliwiający szybszy bieg. Po co ja się niby zakochałam!? Po co!? Zdecydowanie łatwiej żyłoby mi się bez miłości! warczałam w myślach gorączkowo rozmyślając. W końcu po mojej klatce piersiowej przeszedł nieprzyjemny dreszcz zwiastujący że z moim zdrowiem jest coś nie tak. Postanowiłam więc mimo woli się zatrzymać. Z ulgą stwierdziłam że trafiłam na granicę klanów.
Dysząc ciężko ze spuszczoną głową podeszłam do urwiska i położyłam się na jego brzegu. Ku memu zdziwieniu przede mną rozpostarł się cudowny widok, którego z trudem opisałby najwybitniejszy poeta.
Tysiące wodospadów lecących w dół, rozbijając się o setki kamieni leżących pod tymi potężnymi falami wody. Piękne kryształowe źródełko rozchodziło się wokół góry na której każdy ten zbiór fal i wód się znajdował. Bujna roślinność rosła wokół dolin które rozpościerały się na tych potężnych cudownych górach. Stada dumnych jeleni i saren dopełniające ten krajobraz.
Westchnęłam i oparłam łeb na łapach. Dopiero teraz poczułam jak to naprawdę boli. I rana na łapie oraz na oku i .... zdrada? Nie ... on przecież nie wiedział. A jeżeli tak, to przecież ... przecież nie zrobił tego specjalnie, starałam się wszystko poukładać w głowie lecz gdzieś głęboko wiedziałam ... wiedziałam że ...
On nie czuje tego samego.
Tak. Po kilku minutach gorączkowego szukania innego wyjścia musiałam przyznać że to była jedynie prawda. Westchnęłam z rezygnacją i zamknęłam oczy. Ku memu nie szczęściu, przed oczami ujrzałam dawne wspomnienia .... Kiedy po raz pierwszy ujrzałam czujny wzrok kocura i jego głębokie, zielone oczy ...
Dopiero teraz odkryłam że faktycznie coś w moim sercu drgnęło. I to nie było zwykłe "coś" ... to było zauroczenie. Bardzo mocne i stabilne zauroczenie.
Obraz nagle zmienił się. Ujrzałam teraz przed sobą nie tylko Wolfstar`a ale i Blackstar`a który mierzył mnie nieufnym wzrokiem. Nie było to nic szczególnego w moim życiu ale pierwszy raz tutaj poznałam dwie osoby które były tu od początku w klanach. Ujrzałam również przed oczami widok mojej codziennej wędrówki po opustoszałych, bez żadnego życia terenach Klanu Klifu i na końcu zakochaną parę ....
Przełknęłam głośno ślinę i nagle mój sen przerwał głos ... głos Wolf`a. Gwałtownie podniosłam głowę i ujrzałam że kocur patrzy na mnie z przerażeniem zza kurtyny lasu. Na szczęście nie było z nim Mintleaf.
<Wolf? Nie uważasz że troszkę się rozpisałam? :v>
- No .. nieźle ... - jęknęłam ocierając łapą pysk. - Mam nadzieję że nie chcecie mnie otruć....
Rainymist spojrzała na mnie jakby urażona i machnęła buntowniczo ogonem.
- Nie mam zamiaru nikogo truć - mruknęła i zmarszczyła brwi.
Nastała chwila ciszy w której w niesmakiem mlaskałam [xd] językiem próbując wyzbyć się okropnego smaku nasion. W końcu Wolfstar westchnął i spojrzał na mnie z rezygnowaniem.
- Lepiej już chodźmy...
Odwróciłam się posłusznie i wyszłam zanim medyczka zdążyła dokończyć czego mam nie robić a co mam robić.
- Chyba jednak wolę żyć sama. - dodałam a Wolf mimo woli zaśmiał się choć dobrze wiedział że to nie była prawda. Rozejrzałam się dookoła podziwiając jaki tu był ruch - w porównaniu do terenów klanu Klifu ... ogromny. Nagle usłyszałam szelest krzaków i ujrzałam smukły kształt wyłaniający się z lasu.Popatrzyłam badawczo w stronę kotki która szła w naszą stronę. Miała kolor śnieżnobiały z czarnymi plamami. Jej oczy koloru mięty były wbite w Wolfstar`a a ja coraz bardziej czułam się niezręcznie. Możliwe że gdzieś widziałam ów kotkę lecz nie miałam okazji z nią porozmawiać.
- Wolfstar. - odezwała się ciepłym głosem w stronę kocura. Mimo woli zmrużyłam oczy i wbiłam pazury w ziemię, obawiając się najgorszego. Dopiero teraz spojrzała w moją stronę i niemalże natychmiast odwróciła wzrok.
- Cześć Mintleaf. - kot choć zwracał się do kotki to zerkał w moją stronę obawiając się reakcji na tak miłe przywitanie. Nastała chwila ciszy w której ów "Mintleaf" podeszła do Wolf`a i przytuliła czule. Zgrzytnęłam zębami i spuściłam wzrok. Czułam to. Wiedziałam że tak się stanie. Niemalże natychmiast kocur odwrócił się do mnie i dodał z wahaniem: - Unex ... to jest Mintleaf. Mint - to jest Unexpectedstar.
- Wiem. - kotka zmierzyła mnie krótko wzrokiem. Nic nie powiedziałam więc kot przyjął do jako brak przyjęcia do rozmowy. Nie odzywali się przez chwilę co zaczęło mnie powoli denerwować.
- Jesteście .... parą, prawda? - zaczęłam patrząc z nadzieją na ich miny. Jednak rumieniec który wykwitł na twarzy Mintleaf zdradził wszystko.
- No ... - spróbował odpowiedzieć Wolfstar jednak ja nie dałam mu dojść do słowa i odsunęłam się o krok zaciskając kły. Widząc minę kotki wiedziałam doskonale że myślałam iż rzucę się na nią z pazurami jednak nie zrobiłam tego. Nie byłam aż tak porąbana jak reszta myślała ... smutne.
- To może ja pójdę skrótami .... nie lubię chodzić przez cudze tereny. - syknęłam starając się przybrać przyjazny ton jednak zabójcze spojrzenia jakie rzucałam w stronę kotki nie pomagały. Kocur chyba nie zrozumiał że chce zostać sama bo zawołał:
- Unex....
- Co, Unex? - warknęłam i przeszyłam go spojrzeniem. Gdy już nic nie odważył się powiedzieć, machnęłam ogonem i pobiegłam przed siebie. Przez kilka metrów udawało mi się powstrzymać piekące łzy, jednak po chwili było ich tak wiele że nie mogłam się powstrzymać. Jedyne co słyszałam to tupot własnych łap o twardą ziemię. Przede mną wszystko się rozmazało ale nie byłam wstanie się zatrzymać. Nogi same prowadziły mnie w świat a ja im na to pozwalałam. Choć gdzieś w świadomości wiedziałam że nie chce opuszczać terenów to jednak nie miałam innego wyboru. Gnałam przed siebie nie zważając na przechodzące koty które właśnie urządzały sobie spacer po swoich terenach. Popchnęłam niechcący Blackstar`a a ten odprowadził mnie pytającym spojrzeniem. Łzy mieszały się z krwią która powoli ciekła z niegdyś oka. W dodatku rana na łapie również się otwarła i teraz całą nogę ogarnął pulsujący ból uniemożliwiający szybszy bieg. Po co ja się niby zakochałam!? Po co!? Zdecydowanie łatwiej żyłoby mi się bez miłości! warczałam w myślach gorączkowo rozmyślając. W końcu po mojej klatce piersiowej przeszedł nieprzyjemny dreszcz zwiastujący że z moim zdrowiem jest coś nie tak. Postanowiłam więc mimo woli się zatrzymać. Z ulgą stwierdziłam że trafiłam na granicę klanów.
Dysząc ciężko ze spuszczoną głową podeszłam do urwiska i położyłam się na jego brzegu. Ku memu zdziwieniu przede mną rozpostarł się cudowny widok, którego z trudem opisałby najwybitniejszy poeta.
Tysiące wodospadów lecących w dół, rozbijając się o setki kamieni leżących pod tymi potężnymi falami wody. Piękne kryształowe źródełko rozchodziło się wokół góry na której każdy ten zbiór fal i wód się znajdował. Bujna roślinność rosła wokół dolin które rozpościerały się na tych potężnych cudownych górach. Stada dumnych jeleni i saren dopełniające ten krajobraz.
Westchnęłam i oparłam łeb na łapach. Dopiero teraz poczułam jak to naprawdę boli. I rana na łapie oraz na oku i .... zdrada? Nie ... on przecież nie wiedział. A jeżeli tak, to przecież ... przecież nie zrobił tego specjalnie, starałam się wszystko poukładać w głowie lecz gdzieś głęboko wiedziałam ... wiedziałam że ...
On nie czuje tego samego.
Tak. Po kilku minutach gorączkowego szukania innego wyjścia musiałam przyznać że to była jedynie prawda. Westchnęłam z rezygnacją i zamknęłam oczy. Ku memu nie szczęściu, przed oczami ujrzałam dawne wspomnienia .... Kiedy po raz pierwszy ujrzałam czujny wzrok kocura i jego głębokie, zielone oczy ...
Dopiero teraz odkryłam że faktycznie coś w moim sercu drgnęło. I to nie było zwykłe "coś" ... to było zauroczenie. Bardzo mocne i stabilne zauroczenie.
Obraz nagle zmienił się. Ujrzałam teraz przed sobą nie tylko Wolfstar`a ale i Blackstar`a który mierzył mnie nieufnym wzrokiem. Nie było to nic szczególnego w moim życiu ale pierwszy raz tutaj poznałam dwie osoby które były tu od początku w klanach. Ujrzałam również przed oczami widok mojej codziennej wędrówki po opustoszałych, bez żadnego życia terenach Klanu Klifu i na końcu zakochaną parę ....
Przełknęłam głośno ślinę i nagle mój sen przerwał głos ... głos Wolf`a. Gwałtownie podniosłam głowę i ujrzałam że kocur patrzy na mnie z przerażeniem zza kurtyny lasu. Na szczęście nie było z nim Mintleaf.
<Wolf? Nie uważasz że troszkę się rozpisałam? :v>
Od Wolfstar'a CD Unexpectedstar
Unexstar wstała i dołączyła do mnie.
- Jesteś w stanie biec? - spytałem się kotki.
- No... raczej tak... - odpowiedziała, po czym szybko dodała - ale nie sądzę, by medyk zalecił mi bieganie po trawie przez cały las.
Westchnąłem.
- Możemy iść truchtem, a przy obozie przyspieszyć?
- No dobrze... - przytaknęła.
***Pominę to, bo nie chce mi się pisać tak długo :V***
Znaleźliśmy się przy wejściu do obozu. Warstripe i Mintleaf były przy legowiskach wojowników, więc szybko przemknęliśmy do kącika medyka *jakie rymy c:*.
- Rainymist, masz może chwileczkę? - szepnąłem do kotki.
Medyk siedział w kącie i mieszał jakieś zioła ze sobą, ale jak na zawołanie odwrócił się i spojrzał na Unexpectedstar.
- Kto to jest? - syknęła kładąc uszy po sobie.
- To jest nasza sojuszniczka... - Unexstar mi przerwała.
- Unexpectedstar, w skrócie Unexstar.
Po krępującej ciszy Rainymist zniknęła w ciemnościach i wyszła z jakimiś niewielkimi nasionkami.
- Połknij kilka, złagodzą ból.
<Któraś z obecnych? > Przepraszam że takie krótkie, ale w moim domu zagnieździły się Brakowenusyraptory >n<
- Jesteś w stanie biec? - spytałem się kotki.
- No... raczej tak... - odpowiedziała, po czym szybko dodała - ale nie sądzę, by medyk zalecił mi bieganie po trawie przez cały las.
Westchnąłem.
- Możemy iść truchtem, a przy obozie przyspieszyć?
- No dobrze... - przytaknęła.
***Pominę to, bo nie chce mi się pisać tak długo :V***
Znaleźliśmy się przy wejściu do obozu. Warstripe i Mintleaf były przy legowiskach wojowników, więc szybko przemknęliśmy do kącika medyka *jakie rymy c:*.
- Rainymist, masz może chwileczkę? - szepnąłem do kotki.
Medyk siedział w kącie i mieszał jakieś zioła ze sobą, ale jak na zawołanie odwrócił się i spojrzał na Unexpectedstar.
- Kto to jest? - syknęła kładąc uszy po sobie.
- To jest nasza sojuszniczka... - Unexstar mi przerwała.
- Unexpectedstar, w skrócie Unexstar.
Po krępującej ciszy Rainymist zniknęła w ciemnościach i wyszła z jakimiś niewielkimi nasionkami.
- Połknij kilka, złagodzą ból.
<Któraś z obecnych? > Przepraszam że takie krótkie, ale w moim domu zagnieździły się Brakowenusyraptory >n<
Od Wolfstar'a CD Mintleaf
Mintleaf nagle zaczęła płakać.
- M-mintleaf, coś się stało? Uraziłem cię? - spytałem się kotki.
Zazwyczaj takie zakończenie ma moja rozmowa z kobietami. Przypadek? Nie sądzę.
- Nic się nie stało, Wolfstar - chlipnęła Mintleaf.
Westchnąłem. Łapką otarłem jej łzy, polizałem między uszami i wyszedłem z nory. Tak, wiem, idiotyczne zachowanie ze strony lidera. Zajrzałem do kącika medyka. Warstripe leżała tam z jakimiś liśćmi przyczepionymi do ran. Widać było, że boli, a Rainymist machała ogonem w poirytowaniu. W końcu prychnęła:
- Wiem że piecze! To dobrze, jeśli piecze, to znaczy że rana się goi! - podyszała chwilkę, a potem wzięła jakieś zioła. - Pożuj je, złagodzą ból.
Warstripe spojrzała na zioła, potem na Rainymist, jeszcze raz na zielsko, wypięła pierś dumie i powiedziała:
- Czy ja do cholery wyglądam ci na królika?
Wybuchłem śmiechem, a kotki dopiero wtedy zorientowały się że tu jestem. Warstripe uśmiechnęła się złośliwie, a Rainymist uniosła łebek i odwróciła się.
- Jak miło patrzeć na członków własnego klanu, którzy z przyjemnością komunikują się między sobą - wykrztusiłem. - Zostawię was same, pozwolicie?
Warstripe mruknęła coś pod nosem, a Rainymist kiwnęła główką.
<Rainymist, a może Ziołożerna? (Warstripe :P)>
- M-mintleaf, coś się stało? Uraziłem cię? - spytałem się kotki.
Zazwyczaj takie zakończenie ma moja rozmowa z kobietami. Przypadek? Nie sądzę.
- Nic się nie stało, Wolfstar - chlipnęła Mintleaf.
Westchnąłem. Łapką otarłem jej łzy, polizałem między uszami i wyszedłem z nory. Tak, wiem, idiotyczne zachowanie ze strony lidera. Zajrzałem do kącika medyka. Warstripe leżała tam z jakimiś liśćmi przyczepionymi do ran. Widać było, że boli, a Rainymist machała ogonem w poirytowaniu. W końcu prychnęła:
- Wiem że piecze! To dobrze, jeśli piecze, to znaczy że rana się goi! - podyszała chwilkę, a potem wzięła jakieś zioła. - Pożuj je, złagodzą ból.
Warstripe spojrzała na zioła, potem na Rainymist, jeszcze raz na zielsko, wypięła pierś dumie i powiedziała:
- Czy ja do cholery wyglądam ci na królika?
Wybuchłem śmiechem, a kotki dopiero wtedy zorientowały się że tu jestem. Warstripe uśmiechnęła się złośliwie, a Rainymist uniosła łebek i odwróciła się.
- Jak miło patrzeć na członków własnego klanu, którzy z przyjemnością komunikują się między sobą - wykrztusiłem. - Zostawię was same, pozwolicie?
Warstripe mruknęła coś pod nosem, a Rainymist kiwnęła główką.
<Rainymist, a może Ziołożerna? (Warstripe :P)>
26 października 2015
Od Mintleaf CD WolfStar'a
-Co się dzieje?- zapytałam. Pewnie liderem jest być trudno...
-Nic.- westchnął kocur.- Po prostu ktoś się wtargnął na naszą terytorię. Jutro go przegonimy.
-Wiemy coś o nim?
-Podobno jest podobny do mnie, tyle że innych kolorów.- WolfStar spojrzał za siebie na Warstripe.
-Mam nadzieję, że tak nie jest.- uśmiechnęłam się szeroko i liznęłam kocura z nos. Zaśmialiśmy się cichutko. Pomyślałam o UnexStar... Przecież może się nieźle wkurzyć, kiedy się dowie, że WolfStar jest ze mną.- Nie sądzisz, że UnexStar nas zabije obojga, bo jesteśmy... Wiesz... Razem?
-Ja bym wtedy rozwiązał z nią sojusz...
-W Gwiezdnym Klanie?- prychnęłam.
-Haloo! Jestem przywódcą! Mam jeszcze kilka żyć w zapasie!- powiedział kocur. Posmutniałam.- Coś ty tak posmutniała?
-Ty masz jeszcze życia, a ja... A ja mam jedno nędzne życie, spowite mrocznymi wspomnieniami.
"To nie sprawiedliwe"- chciałam dodać, lecz wtedy pomyślałam i nie zrobiłam tego. WolfStar patrzył mi w oczy, odwróciłam wzrok na swoje łapy.
-Przepraszam...- tak jakby wykrztusił lider, przytulając się do mnie. Niespodziewanie zapłakałam.
<WolfStar? Histeryczka Mintleaf mode on;v>
-Nic.- westchnął kocur.- Po prostu ktoś się wtargnął na naszą terytorię. Jutro go przegonimy.
-Wiemy coś o nim?
-Podobno jest podobny do mnie, tyle że innych kolorów.- WolfStar spojrzał za siebie na Warstripe.
-Mam nadzieję, że tak nie jest.- uśmiechnęłam się szeroko i liznęłam kocura z nos. Zaśmialiśmy się cichutko. Pomyślałam o UnexStar... Przecież może się nieźle wkurzyć, kiedy się dowie, że WolfStar jest ze mną.- Nie sądzisz, że UnexStar nas zabije obojga, bo jesteśmy... Wiesz... Razem?
-Ja bym wtedy rozwiązał z nią sojusz...
-W Gwiezdnym Klanie?- prychnęłam.
-Haloo! Jestem przywódcą! Mam jeszcze kilka żyć w zapasie!- powiedział kocur. Posmutniałam.- Coś ty tak posmutniała?
-Ty masz jeszcze życia, a ja... A ja mam jedno nędzne życie, spowite mrocznymi wspomnieniami.
"To nie sprawiedliwe"- chciałam dodać, lecz wtedy pomyślałam i nie zrobiłam tego. WolfStar patrzył mi w oczy, odwróciłam wzrok na swoje łapy.
-Przepraszam...- tak jakby wykrztusił lider, przytulając się do mnie. Niespodziewanie zapłakałam.
<WolfStar? Histeryczka Mintleaf mode on;v>
Od Wolfstar'a CD Rainymist, Mintleaf
Stopniowo zaczynałem pochylać uszy, a rumieniec był coraz bardziej widoczny.
- Jeszcze nie... - wyjąkałem.
Mintleaf spojrzała na mnie spode łba, a nasz nowy medyk mruknął coś i wycofał się w stronę wyjścia. Widać, że jest nieśmiała. Ale w każdym razie to dziwne tak wejść komuś do legowiska, zawstydzić i wyjść bez słowa.
- Tego nie było jasne? - mruknąłem nieśmiało do Mintleaf.
- No dobrze... - odpowiedziała niewyraźnie.
Mimo wciąż zdobiącego mój pysk rumieńca, polizałem Mintleaf między uszami i wyszedłem z nory. Rainymist kręciła się po obozie, do czasu, aż z krzaków wychylił się szary łebek. Z pyska Warstripe kapała krew.
- Warstripe! Wszystko gra? - natychmiast podbiegłem do wojowniczki, a Rainymist dołączyła.
- Na naszym terenie jest jakiś kocur, Wolfstar. Podobny do ciebie, tylko trochę się różnicie kolorami.
Zaniepokoiłem się.
- A możesz opisać jego charakter?
Warstripe spojrzała na mnie dziwnie, ale wykonała polecenie.
- Dżentelmenem to on na pewno nie jest. Całkiem zna się na ripostach, na logicznym myśleniu już mniej.
Dysząc ciężko odpowiedziałem tylko:
- Jutro pójdziemy całym klanem i go przegonimy, nie jest bezpieczny - po tych słowach odwróciłem się.
- Nie gadaj Wolfstar! Wałęsa się po terenach i na początku walki drapie do krwi! Ja myślałam że miły koteczek!
Odwróciłem się patrząc surowo na Warstripe. Cofnęła uszy i podkuliła ogon pod siebie. Powiedziałem Rainymist żeby obejrzała ranę Warstripe, a ja sam wróciłem do Mintleaf.
<Miętóweczgo? :v
- Jeszcze nie... - wyjąkałem.
Mintleaf spojrzała na mnie spode łba, a nasz nowy medyk mruknął coś i wycofał się w stronę wyjścia. Widać, że jest nieśmiała. Ale w każdym razie to dziwne tak wejść komuś do legowiska, zawstydzić i wyjść bez słowa.
- Tego nie było jasne? - mruknąłem nieśmiało do Mintleaf.
- No dobrze... - odpowiedziała niewyraźnie.
Mimo wciąż zdobiącego mój pysk rumieńca, polizałem Mintleaf między uszami i wyszedłem z nory. Rainymist kręciła się po obozie, do czasu, aż z krzaków wychylił się szary łebek. Z pyska Warstripe kapała krew.
- Warstripe! Wszystko gra? - natychmiast podbiegłem do wojowniczki, a Rainymist dołączyła.
- Na naszym terenie jest jakiś kocur, Wolfstar. Podobny do ciebie, tylko trochę się różnicie kolorami.
Zaniepokoiłem się.
- A możesz opisać jego charakter?
Warstripe spojrzała na mnie dziwnie, ale wykonała polecenie.
- Dżentelmenem to on na pewno nie jest. Całkiem zna się na ripostach, na logicznym myśleniu już mniej.
Dysząc ciężko odpowiedziałem tylko:
- Jutro pójdziemy całym klanem i go przegonimy, nie jest bezpieczny - po tych słowach odwróciłem się.
- Nie gadaj Wolfstar! Wałęsa się po terenach i na początku walki drapie do krwi! Ja myślałam że miły koteczek!
Odwróciłem się patrząc surowo na Warstripe. Cofnęła uszy i podkuliła ogon pod siebie. Powiedziałem Rainymist żeby obejrzała ranę Warstripe, a ja sam wróciłem do Mintleaf.
<Miętóweczgo? :v
Od Mintleaf CD WolfStar'a i Rainymist
Przedstawiłam się uprzejmej kotce i spojrzałam łagodnym wzrokiem na kocura, który siedział obok mnie. WolfStar... Nadal pamiętam wczorajszą noc, kiedy ten się przyznał, że mnie kocha... W środku serca czułam ciepło, mimo iż idzie Pora Opadających Liści.
-Miło mi cię poznać, Mintleaf.- uśmiechnęła się nowa medyczka naszego klanu.
-Yyy... Coś się stało?- zapytał WolfStar trochę niezręcznie.
-Jesteście parą?- zapytała tak nagle z mostu Rainymist. Zalaliśmy się czerwoną farbą pod nazwą "rumieńce". Chyba kotka pojęła, że tak :B
Usiadłam, milcząc patrząc na swoje łapki.
<WolfStar, Rainymist? :v>
-Miło mi cię poznać, Mintleaf.- uśmiechnęła się nowa medyczka naszego klanu.
-Yyy... Coś się stało?- zapytał WolfStar trochę niezręcznie.
-Jesteście parą?- zapytała tak nagle z mostu Rainymist. Zalaliśmy się czerwoną farbą pod nazwą "rumieńce". Chyba kotka pojęła, że tak :B
Usiadłam, milcząc patrząc na swoje łapki.
<WolfStar, Rainymist? :v>
Od Unexpectedstar C.D Wolfstar
- Hm ... Unex? - usłyszałam za sobą cichy głos. Zerknęłam do tyłu, starając się nie odkrywać całego swojego pyska. Ku mojej uldze nie był to nikt inny niż Wolfstar.
- Yh ... cześć ... - mruknęłam i spuściłam wzrok. Kocur zawahał się po czym podszedł bliżej. Instynktownie odsunęłam łeb. Spojrzał na mnie pytająco, ale nic nie powiedział. Po chwili dodałam: - Co cię tu sprowadza?
- Chciałbym zobaczyć czy ... czy wszystko z tobą dobrze. - odpowiedział wciąż patrząc uważnie w moją stronę.
- Cóż ... w pewnej części ...tak. - położyłam łeb na łapach, starając się by mój ton brzmiał obojętnie jednak Wolf najwyraźniej wyczuł nutę niepokoju i jako tako bólu.
- W pewnej części? - na jego pysku pojawiła się troska lecz szybko znikła, dając miejsce zaciekawieniu. Nastała chwila ciszy w której rozmyślałam czy aby na pewno pokazywać mu "ów niezdrową" część. Hej ... przecież mu ufasz! rozległ się w mojej głowie głos, któremu nie mogłam się oprzeć. Ostrożnie spojrzałam w stronę Wolfstar`a z nijakim wahaniem. Zacisnęłam kły i popatrzyłam w dół, nie chcąc widzieć wyrazu twarzy kota.
- Uh ... bolało. - mruknął kocur nie ukrywając teraz zatroskania w tonie. - Byłaś u medyka?
- Medyka? Czy ty widzisz gdzieś w tym klanie jakiegokolwiek członka oprócz mnie? - dodałam nieco zbyt bardzo podnosząc głos.
- No .. faktycznie. - szepnął Wolfstar po czym dodał: - Ale nie zaszkodziłoby gdybyś przyszła do nas ... w końcu co jak co, nie gryzę. - kocur zdobył się na uśmiech, starając się jakkolwiek podnieść mnie na duchu. Zastanowiłam się starając nie popełnić zbyt pochopnej decyzji. W końcu mamy jakiś tam sojusz z Klanem Wilka, ale i tak przechodząc przez ich tereny czuje się dość niezręcznie, kiedy widzę na sobie pełno czujnych i chłodnych spojrzeń.
- Jakoś nie śpieszno mi do innych klanów, - mruknęłam i odwróciłam łeb w geście rezygnacji. - Wcale nie jest tak źle .... jakoś mi to nie przeszkadza.
- Jasne. - warknął Wolf i odwrócił się, przygotowując do wyjścia. W ostatniej sekundzie zdałam sobie sprawę, jaka byłam nieprzyjemna dla kota i zawołałam:
- Nie! Zaczekaj! - gdy kocur popatrzył na mnie pytająco, dodałam: - Przepraszam ... byłam dla ciebie trochę nie miła ... To raczej nie są dobre podziękowania, za to co dla mnie zrobiłeś. - zmusiłam się do lekkiego uśmiechu, który trochę ulżył Wolfstar`owi.
- Nie szkodzi ... - zwiesił głos. Nastała krępująca chwila ciszy, którą przerwał kot: - To co? Idziesz do tego medyka?
- Jak muszę .... Ale .... to liczy się z tym że będę musiała przejść przez najbardziej osiedlone tereny twojego klanu ... - jęknęłam instynktownie dotykając zakrwawionego i opuchniętego miejsca w którym niegdyś było oko.
- Postaramy się pójść jak najbardziej okrężną drogą. - zdecydował po chwili.
<Wolf? :V>
- Yh ... cześć ... - mruknęłam i spuściłam wzrok. Kocur zawahał się po czym podszedł bliżej. Instynktownie odsunęłam łeb. Spojrzał na mnie pytająco, ale nic nie powiedział. Po chwili dodałam: - Co cię tu sprowadza?
- Chciałbym zobaczyć czy ... czy wszystko z tobą dobrze. - odpowiedział wciąż patrząc uważnie w moją stronę.
- Cóż ... w pewnej części ...tak. - położyłam łeb na łapach, starając się by mój ton brzmiał obojętnie jednak Wolf najwyraźniej wyczuł nutę niepokoju i jako tako bólu.
- W pewnej części? - na jego pysku pojawiła się troska lecz szybko znikła, dając miejsce zaciekawieniu. Nastała chwila ciszy w której rozmyślałam czy aby na pewno pokazywać mu "ów niezdrową" część. Hej ... przecież mu ufasz! rozległ się w mojej głowie głos, któremu nie mogłam się oprzeć. Ostrożnie spojrzałam w stronę Wolfstar`a z nijakim wahaniem. Zacisnęłam kły i popatrzyłam w dół, nie chcąc widzieć wyrazu twarzy kota.
- Uh ... bolało. - mruknął kocur nie ukrywając teraz zatroskania w tonie. - Byłaś u medyka?
- Medyka? Czy ty widzisz gdzieś w tym klanie jakiegokolwiek członka oprócz mnie? - dodałam nieco zbyt bardzo podnosząc głos.
- No .. faktycznie. - szepnął Wolfstar po czym dodał: - Ale nie zaszkodziłoby gdybyś przyszła do nas ... w końcu co jak co, nie gryzę. - kocur zdobył się na uśmiech, starając się jakkolwiek podnieść mnie na duchu. Zastanowiłam się starając nie popełnić zbyt pochopnej decyzji. W końcu mamy jakiś tam sojusz z Klanem Wilka, ale i tak przechodząc przez ich tereny czuje się dość niezręcznie, kiedy widzę na sobie pełno czujnych i chłodnych spojrzeń.
- Jakoś nie śpieszno mi do innych klanów, - mruknęłam i odwróciłam łeb w geście rezygnacji. - Wcale nie jest tak źle .... jakoś mi to nie przeszkadza.
- Jasne. - warknął Wolf i odwrócił się, przygotowując do wyjścia. W ostatniej sekundzie zdałam sobie sprawę, jaka byłam nieprzyjemna dla kota i zawołałam:
- Nie! Zaczekaj! - gdy kocur popatrzył na mnie pytająco, dodałam: - Przepraszam ... byłam dla ciebie trochę nie miła ... To raczej nie są dobre podziękowania, za to co dla mnie zrobiłeś. - zmusiłam się do lekkiego uśmiechu, który trochę ulżył Wolfstar`owi.
- Nie szkodzi ... - zwiesił głos. Nastała krępująca chwila ciszy, którą przerwał kot: - To co? Idziesz do tego medyka?
- Jak muszę .... Ale .... to liczy się z tym że będę musiała przejść przez najbardziej osiedlone tereny twojego klanu ... - jęknęłam instynktownie dotykając zakrwawionego i opuchniętego miejsca w którym niegdyś było oko.
- Postaramy się pójść jak najbardziej okrężną drogą. - zdecydował po chwili.
<Wolf? :V>
Od Rainymist CD Wolfstar
Gdy kocur odprowadził mnie do legowiska medyka, które miałam zająć, pozostało mi nieco wolnego czasu na urządzenie się. W końcu musiałam przygotować się na pierwszych pacjentów i tym podobne. Widziałam już na przykład Wolfstar'a i Warstripe. Te rany...Cóż, z pewnością mieli gorszy stan niż ja sama. A może właśnie lepszy? W każdym razie tak źle nie było. Nie wiedziałam jak się zaklimatyzuje w tutejszym klanie. Nieco obawiałam się tego, że mnie nie zaakceptują, odrzucą. Mam tego pecha do klanów, że zawsze albo się rozpadają, albo nagnę jedną z ważnych zasad o miłości dwóch kotach z różnych klanów. Tak właśnie się narodziłam ja i za to właśnie mnie wyrzucono z stada, mimo iż miałam jako nowonarodzone kocię zostać skazana na śmierć. Ach! Czemu to życie jest takie niesprawiedliwe?! Dlaczego nie mogę żyć pełnią mego serca, którym potrafię ukochać wybranka mojego serca?! Dlaczego! Tak bardzo, tak bardzo chciałabym mieć przy sobie kocura z którym spędziłabym resztę kociego życia...Ale to niemożliwe. Może i lepiej. Po pierwsze, zostałam medykiem. Przydam się na coś. A po drugie, nigdy nigdy nie miałam szczęścia do płci przeciwnej. Zawsze inne, piękniejsze kotki odbijały mi tych, których darzyłam uczuciem. To beznadzieja! Zerknęłam na uporządkowane legowisko. Wszystko na miejscu. Dobrze...Czym się teraz zająć? Już wiem! Wstałam i skierowałam się w stronę jaskini lidera, a przynajmniej myślałam, że idę w właściwym kierunku...
***
Westchnęłam głęboko i zerknęłam na nowo poznanego kocura który schylał się przy jakieś kotce. Czyżby jego partnerka? Piękna i urocza...Ach! Jak chciałabym mieć takie futerko jak ona! Mam ten pech...Ale wtedy zauważyłam jej ucho. Uuu...Musiało boleć. Zrobiłam parę niepewnych z początku kroków, ale w końcu odważyłam się i niespodziewanie, chodź czułam, że nie powinnam, stanęłam za kotami.
- Przepraszam Wolfstar, że przeszkadzam Ci i twojej ukochanej. Ale zrobiłam już porządki, a, że widziałam twoje rany pomyślałam, że może zajęłabym się tym. Przy okazji - zerknęłam na biało-czarną kotkę - Jestem Rainymist. - posłałam kotce obojętne spojrzenie z nutką tajemniczości w oczach. Zazwyczaj nie mówię swego imienia byle komu, ale w tym przypadku wypada. Wolfstar spojrzał na mnie lekko zaskoczony tym faktem, że tak nagle ja tu się znalazłam. Westchnął i obrócił się ku mnie.
- Nic się nie stało. Nie trzeba było, ale skoro już jesteś, no dobrze. To jest -
- Mintleaf - wtrąciła kotka z lekkim uśmiechem na pyszczku. Czyżby nikt z obecnych nie zauważył, że używam słowa ''ukochana'', czy może dopiero to do nich docierało? A nie...dopiero zauważyłam lekki rumieniec na obu pyszczkach. Szczęściarze!
< Wolfstar, Mintleaf? >
***
Westchnęłam głęboko i zerknęłam na nowo poznanego kocura który schylał się przy jakieś kotce. Czyżby jego partnerka? Piękna i urocza...Ach! Jak chciałabym mieć takie futerko jak ona! Mam ten pech...Ale wtedy zauważyłam jej ucho. Uuu...Musiało boleć. Zrobiłam parę niepewnych z początku kroków, ale w końcu odważyłam się i niespodziewanie, chodź czułam, że nie powinnam, stanęłam za kotami.
- Przepraszam Wolfstar, że przeszkadzam Ci i twojej ukochanej. Ale zrobiłam już porządki, a, że widziałam twoje rany pomyślałam, że może zajęłabym się tym. Przy okazji - zerknęłam na biało-czarną kotkę - Jestem Rainymist. - posłałam kotce obojętne spojrzenie z nutką tajemniczości w oczach. Zazwyczaj nie mówię swego imienia byle komu, ale w tym przypadku wypada. Wolfstar spojrzał na mnie lekko zaskoczony tym faktem, że tak nagle ja tu się znalazłam. Westchnął i obrócił się ku mnie.
- Nic się nie stało. Nie trzeba było, ale skoro już jesteś, no dobrze. To jest -
- Mintleaf - wtrąciła kotka z lekkim uśmiechem na pyszczku. Czyżby nikt z obecnych nie zauważył, że używam słowa ''ukochana'', czy może dopiero to do nich docierało? A nie...dopiero zauważyłam lekki rumieniec na obu pyszczkach. Szczęściarze!
< Wolfstar, Mintleaf? >
Od Warstripe CD Stoneclaw
Bolało jak cholera.
Jeszcze mocniej, niż tamta łapa, która jakimś cudem była prawie że wyleczona. Prawie.
Kocur przesadził. Owszem, narażałam się, atakując go, ale żeby od razu aż tak, i to w stosunku do kotki? Wiadomo, że byłam fizycznie od niego słabsza.
Mruknęłam coś pod nosem, po czym zaczęłam zastanawiać się, jak paskudnie wyglądam. Zawsze wyglądam paskudnie, ale teraz z pewnością jeszcze gorzej. Cały mój pysk oblany był krwią. Świeżą krwią, która lała się strumienami z okolic pyska, dokładnie na wskos od 'warg'.
Syknęłam pod nosem. Nie było to przyjemne uczucie.
Na to kocur zaśmiał się.
-Nie jesteś już taka odważna, co?
Nagle poczułam chęć zemsty. Skoro już ze mną zawarł, niech się dzieje co chce.
Obmyśliłam plan w dwie sekundy, po czym przystąpiłam do działania. Plan może nie był najlepszy, ale na pewno jest to o niebo lepsza opcja niż poddanie się. O nie, co to to nie! Nigdy!
Zaczęłam piszczeć i skręcać się z bólu, cały czas przy tym sycząc. Położyłam się na plecach, obracałam się we wszystkie strony, wyglądając przy tym jak kot, nad którym ktoś się znęca.
Udawanie szło mi naprawdę dobrze, patrząc ma jego minę. Nie był raczej zbyt inteligentny.
-Co co jest? - zapytał zaniepokojony, marszcząc nos.
-Zakażenie...- wyszeptałam ze sztucznymi łzami w oczach, nie wychodząc ze swojej roli.
Kocur zbliżył się lekko, uważnie mnie obserwując.
-Może wezwać medyka... czy coś...?
W chwili, gdy był pewny, że zaistniała sytuacja nie jest fikcją, wykorzystałem moment i skoczyłam na niego bez zapowiedzi. Spojrzałam mu prosto w oczy, widząc jego urażony i zawstydzony wzrok. Był zbyt dumny, nawet jak na mój gust. Nadal był zbyt oszołomiony, by zrobić cokolwiek. Wykorzystałam sytuację i wbiłam pazury głęboko w jego szyję - idealnie w miejsce, w którym boli najbardziej. Kocur ryknął, po czym zrzucił mnie z siebie *błagam, bez skojarzeń x.x*, tak, że wylądowałam 5 metrów dalej. Usiadłam, po czym z nienaturalnym spokojem zaczęłam oblizywać moją sierść i pazury z krwi. To była udana zemsta.
< Stoneclaw? Błagam, nie rób tylko jej więcej krzywdy, bo się kiedyś odegra XD>
Jeszcze mocniej, niż tamta łapa, która jakimś cudem była prawie że wyleczona. Prawie.
Kocur przesadził. Owszem, narażałam się, atakując go, ale żeby od razu aż tak, i to w stosunku do kotki? Wiadomo, że byłam fizycznie od niego słabsza.
Mruknęłam coś pod nosem, po czym zaczęłam zastanawiać się, jak paskudnie wyglądam. Zawsze wyglądam paskudnie, ale teraz z pewnością jeszcze gorzej. Cały mój pysk oblany był krwią. Świeżą krwią, która lała się strumienami z okolic pyska, dokładnie na wskos od 'warg'.
Syknęłam pod nosem. Nie było to przyjemne uczucie.
Na to kocur zaśmiał się.
-Nie jesteś już taka odważna, co?
Nagle poczułam chęć zemsty. Skoro już ze mną zawarł, niech się dzieje co chce.
Obmyśliłam plan w dwie sekundy, po czym przystąpiłam do działania. Plan może nie był najlepszy, ale na pewno jest to o niebo lepsza opcja niż poddanie się. O nie, co to to nie! Nigdy!
Zaczęłam piszczeć i skręcać się z bólu, cały czas przy tym sycząc. Położyłam się na plecach, obracałam się we wszystkie strony, wyglądając przy tym jak kot, nad którym ktoś się znęca.
Udawanie szło mi naprawdę dobrze, patrząc ma jego minę. Nie był raczej zbyt inteligentny.
-Co co jest? - zapytał zaniepokojony, marszcząc nos.
-Zakażenie...- wyszeptałam ze sztucznymi łzami w oczach, nie wychodząc ze swojej roli.
Kocur zbliżył się lekko, uważnie mnie obserwując.
-Może wezwać medyka... czy coś...?
W chwili, gdy był pewny, że zaistniała sytuacja nie jest fikcją, wykorzystałem moment i skoczyłam na niego bez zapowiedzi. Spojrzałam mu prosto w oczy, widząc jego urażony i zawstydzony wzrok. Był zbyt dumny, nawet jak na mój gust. Nadal był zbyt oszołomiony, by zrobić cokolwiek. Wykorzystałam sytuację i wbiłam pazury głęboko w jego szyję - idealnie w miejsce, w którym boli najbardziej. Kocur ryknął, po czym zrzucił mnie z siebie *błagam, bez skojarzeń x.x*, tak, że wylądowałam 5 metrów dalej. Usiadłam, po czym z nienaturalnym spokojem zaczęłam oblizywać moją sierść i pazury z krwi. To była udana zemsta.
< Stoneclaw? Błagam, nie rób tylko jej więcej krzywdy, bo się kiedyś odegra XD>
Od Wolfstar'a CD Unexpectedstar
Budziła się we mnie wściekłość. Wyciągnąłem pazury i wbiłem je w gardło kundla. Zapiszczał i uciekł w las. Taaak, od środka to już taki groźny nie jest.
- Unexstar, uciekaj! - krzyknąłem.
Kotka leżała pod kamieniem, a psy otaczały ją. Nagle usłyszałem wołanie. Chwila, i zza krzaków wyszli Dwunożni. Natychmiast doskoczyłem do Unexpectedstar, wygiąłem się w łuk, nastroszyłem sierść i pokazałem zęby. Psy nagle stały się potulnymi barankami. Merdając ogonami oblazły swoich właścicieli.
- Ej, stary koty! - mruknął jeden pokazując nas palcem.
- Bierzemy je? - odpowiedział drugi.
Ten pierwszy schylił się i wyciągnął swoją łapę. Bez zastanowienia podrapałem ją najmocniej jak mogłem, popchnąłem Unexpectedstar i sam zwiałem za nią. Kot nie może mieć gorszego losu, niż być domowym kotem! Psy zaczęły ujadać, a jeden ruszył w pogoń, ale my dawno już uciekliśmy.
***Miesiąc później***
Moje rany po walce z lisem już się zagoiły. Jedyna "pamiątka" o tym, to brak ogona. Postanowiłem sprawdzić jak rany reszty. U Mint wszystko ładnie się goiło, u Warstripe też. Chciałem sprawdzić co u Unexpectedstar. Po krótkiej drodze już tam byłem. Leżała w swoim legowisku, i spała odwrócona tyłem.
<Unexpected?>
- Unexstar, uciekaj! - krzyknąłem.
Kotka leżała pod kamieniem, a psy otaczały ją. Nagle usłyszałem wołanie. Chwila, i zza krzaków wyszli Dwunożni. Natychmiast doskoczyłem do Unexpectedstar, wygiąłem się w łuk, nastroszyłem sierść i pokazałem zęby. Psy nagle stały się potulnymi barankami. Merdając ogonami oblazły swoich właścicieli.
- Ej, stary koty! - mruknął jeden pokazując nas palcem.
- Bierzemy je? - odpowiedział drugi.
Ten pierwszy schylił się i wyciągnął swoją łapę. Bez zastanowienia podrapałem ją najmocniej jak mogłem, popchnąłem Unexpectedstar i sam zwiałem za nią. Kot nie może mieć gorszego losu, niż być domowym kotem! Psy zaczęły ujadać, a jeden ruszył w pogoń, ale my dawno już uciekliśmy.
***Miesiąc później***
Moje rany po walce z lisem już się zagoiły. Jedyna "pamiątka" o tym, to brak ogona. Postanowiłem sprawdzić jak rany reszty. U Mint wszystko ładnie się goiło, u Warstripe też. Chciałem sprawdzić co u Unexpectedstar. Po krótkiej drodze już tam byłem. Leżała w swoim legowisku, i spała odwrócona tyłem.
<Unexpected?>
Od Stoneclaw'a
Przechadzałem się ścieżką, włócząc po terenach klanów. Wciąż mnie bolało, ale nie żadna rana, tylko serce, kiedy zobaczyłem jak moja matka, Honeypelt leży zakrwawiona. Byłem wtedy mały, miałem może z 8 księżyców. Wolfheart, po prostu zwiał. Nasz stary klan został zniszczony przez inny, olbrzymi. Rosestar na próżno walczyła, i tak została zabita. Mój kochany braciszek, Wolfheart zwiał, zanim ktokolwiek padł na ziemię. W każdym razie, okazał się być zwykłym tchórzem! Nagle coś uderzyło mnie w bok z całym impetem, przewróciło, i poczułem jak żelazne szczęki zaciskają mi się na karku. Uświadomiłem sobie, co się dzieje, odwróciłem się i kopnąłem napastnika w brzuch. Usłyszałem jęk, i w tym czasie wyślizgnąłem się z pazurów. Kotem, który mnie zaatakował, była samica, z szarym futrem i ciemniejszymi pręgami. Czuć od niej było zapach jakiegoś klanu. Natychmiast wygięła się w łuk, nastroszyła sierść i pokazała ostre jak igły ząbki.
- Nie tak ostro, maleńka... - mruknąłem, i po prostu zacząłem lizać zadrapania.
- Chciałbyś! - warknęła i uniosła jedną łapę.
Zaśmiałem się, wstałem, i zrobiłem to samo co nieznajoma.
- Widzisz? Też tak potrafię.
Kotka rzuciła się na mnie, ale jakimś cudem zrobiłem unik. Nie była jednak taka głupia, bo odwróciła się z prędkością światła i z wyciągniętymi pazurami skoczyła na mnie.
- Mów kim jesteś, w tempie natychmiastowym! - wysyczała mi do ucha.
- Kimś, a teraz moja kolej! - rzuciłem, szybko wstałem i tak mocno uderzyłem ją w pysk, że poleciała z niego krew.
<Warstripe? OvO>
- Nie tak ostro, maleńka... - mruknąłem, i po prostu zacząłem lizać zadrapania.
- Chciałbyś! - warknęła i uniosła jedną łapę.
Zaśmiałem się, wstałem, i zrobiłem to samo co nieznajoma.
- Widzisz? Też tak potrafię.
Kotka rzuciła się na mnie, ale jakimś cudem zrobiłem unik. Nie była jednak taka głupia, bo odwróciła się z prędkością światła i z wyciągniętymi pazurami skoczyła na mnie.
- Mów kim jesteś, w tempie natychmiastowym! - wysyczała mi do ucha.
- Kimś, a teraz moja kolej! - rzuciłem, szybko wstałem i tak mocno uderzyłem ją w pysk, że poleciała z niego krew.
<Warstripe? OvO>
Od Wolfstar'a CD Mintleaf
Obudziłem się w środku dnia, mają wrażenie, że to co się stało było tylko pięknym snem. Odwróciłem łeb ostrożnie. Mintleaf wciąż spała wtulona w moją sierść. Ostrożnie polizałem ją po nosku, wstałem i szybko wyszedłem z nory. Dopiero, gdy byłem nieco dalej, przeciągnąłem się. Rozejrzałem się dookoła. Warstripe już chyba dawno wstała. Powęszyłem. Tak, najwyraźniej jest na patrolu. Ruszyłem w przeciwną stronę, chcąc sprawdzić granice wschodnie. Ruszyłem biegiem. Po chwili do moich nozdrzy dobiegł zapach obcego kota. Wywnioskowałem też, że nie należy do żadnego z klanów, jest zmęczona, i ranna. Zwolniłem, i zacząłem iść powoli w stronę zapachu. Po kilku krokach zobaczyłem szarą kotkę, pokrytą cętkami. Nieliczne części jej ciała były zakończone białością. Miała na tylnej łapie niedużą ranę, którą zapewne zrobił lis, bądź młody borsuk. Nie wydawała się być ciężko poraniona. Oczy miała zamknięte, najwyraźniej spała. Podszedłem do niej cicho i tknąłem ostrym pazurem. O dziwo, kotka strasznie szybko podskoczyła i drapnęła mnie w policzek.
- Aaa! Atakują! Zasadzka wroga, pomocy! - zaczęła krzyczeć.
- Uspokój się! - ryknąłem i skoczyłem jej przed nos.
Chwilę dyszała, ale potem uspokoiła się, cofnęła i usiadła z gracją.
- Jesteś na terenach Klanu Wilka - wysyczałem.
- Och, jakże mi przykro. Jestem Rainymist.
Zaskoczony tą nagłą zmianą nastroju kotki, również usiadłem.
- Wolfstar. Co tutaj robisz? Widać, że jesteś ranna - pochyliłem się, i skierowałem łeb w stronę jej rozcięcia.
- To nic takiego, znam cię na ziołach.
- Dołączysz do naszego klanu? - zmieniłem temat.
- Czemuby nie?
***Trochę później***
Rainymist zapoznała się już z naszym klanem. Kiedy ją przedstawiłem Warstripe i odprowadziłem do legowiska medyka, czym prędzej polazłem do mojej nory. Mintleaf wciąż spała.
- Wstawaj, śpiąca królewno...! - powiedziałem cicho na ucho kotki.
Mintleaf otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- Słońce jest już wysoko? - spytała się mnie ospałym głosem.
- Przed chwilą było najwyżej, w ciągu całego dnia - odpowiedziałem.
<Mintleaf, a może Rainymist? :v>
- Aaa! Atakują! Zasadzka wroga, pomocy! - zaczęła krzyczeć.
- Uspokój się! - ryknąłem i skoczyłem jej przed nos.
Chwilę dyszała, ale potem uspokoiła się, cofnęła i usiadła z gracją.
- Jesteś na terenach Klanu Wilka - wysyczałem.
- Och, jakże mi przykro. Jestem Rainymist.
Zaskoczony tą nagłą zmianą nastroju kotki, również usiadłem.
- Wolfstar. Co tutaj robisz? Widać, że jesteś ranna - pochyliłem się, i skierowałem łeb w stronę jej rozcięcia.
- To nic takiego, znam cię na ziołach.
- Dołączysz do naszego klanu? - zmieniłem temat.
- Czemuby nie?
***Trochę później***
Rainymist zapoznała się już z naszym klanem. Kiedy ją przedstawiłem Warstripe i odprowadziłem do legowiska medyka, czym prędzej polazłem do mojej nory. Mintleaf wciąż spała.
- Wstawaj, śpiąca królewno...! - powiedziałem cicho na ucho kotki.
Mintleaf otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- Słońce jest już wysoko? - spytała się mnie ospałym głosem.
- Przed chwilą było najwyżej, w ciągu całego dnia - odpowiedziałem.
<Mintleaf, a może Rainymist? :v>
Edycja zasady + wywalenie Bluestar
Edytujemy zasadę z jednym kotem .-.
Teraz można mieć dwa koty nie licząc młodych.
Wymagania:
min 10 opowiadań
bycie w stadzie od 2 tygodni.
koty nie mogą być w tym samym klanie. Jeśli np. ktoś już ma kota w Klanie Nocy, drugiego musi przydzielić do innego klanu!
Oczywiście, im więcej członków, tym większe będą wymagania :P
***
Bluestar zostaje wywalona, za nienapisanie ANI JEDNEGO opowiadania. Nie zgłosiła żadnej nieobecności, zmniejszonej aktywności, nic.
Przydzielona śmierć: Rozszarpanie przez wilki.
25 października 2015
Od Mintleaf CD WolfStar'a
Stałam oniemiała. Co taki lider mógł czuć do mnie? Przecież jestem zwykłą kotką, jedną z kilku miliardów... Nawet Unex zasługuje na niego, mimo iż bym miała rozdarte serce. W sumie, też coś do niego czułam... Jedno pytanie - dlaczego tak nagle zmieniłam samoocenę o swojej osobie?
Miałam szklane oczy, skręciłam głowę do kocura i nagle skoczyłam do niego, wtulając się w blado-brązową sierść.
-Ja... Ja też.- niespodziewanie rozpłakałam się od szczęścia.- Kocham cię, WolfStar.
Widocznie kocur się uśmiechnął i też mnie przytulił.
-Wracamy?- szepnął on i podniósł głowę, rozglądając. Czyżby sprawdza, czy Unexstar nie patrzy? Nawet to logiczne...
-D-dobrze...- już marzłam od zimna. Wstaliśmy, i, wracając do biwaku, lizaliśmy się nawzajem w uszy, żeby nie dopadł ich chłód :1
Kiedy już dotarliśmy, WolfStar namówił mnie, żebym poszła za nim. Zasnęliśmy razem w jego norze, przytulając się bez skojarzeń ;-;
Wkrótce nastał dzień, spałam dalej.
<WolfStar? Nazwiesz Mintleaf Śpiącą Królewną? :v>
Miałam szklane oczy, skręciłam głowę do kocura i nagle skoczyłam do niego, wtulając się w blado-brązową sierść.
-Ja... Ja też.- niespodziewanie rozpłakałam się od szczęścia.- Kocham cię, WolfStar.
Widocznie kocur się uśmiechnął i też mnie przytulił.
-Wracamy?- szepnął on i podniósł głowę, rozglądając. Czyżby sprawdza, czy Unexstar nie patrzy? Nawet to logiczne...
-D-dobrze...- już marzłam od zimna. Wstaliśmy, i, wracając do biwaku, lizaliśmy się nawzajem w uszy, żeby nie dopadł ich chłód :1
Kiedy już dotarliśmy, WolfStar namówił mnie, żebym poszła za nim. Zasnęliśmy razem w jego norze, przytulając się bez skojarzeń ;-;
Wkrótce nastał dzień, spałam dalej.
<WolfStar? Nazwiesz Mintleaf Śpiącą Królewną? :v>
Od Wolfstar'a CD Mintleaf
Spałem sobie smacznie w mojej norze, kiedy poczułem jakieś ukłucie w sercu. Obudziłem się, z wyciągniętymi pazurami i napiętymi mięśniami, ale jedyne co ujrzałem to ściany nory. Skoro już wstałem... Przeciągnąłem się. Wyszedłem z nory i powęszyłem w powietrzu. Słyszałem oddechy śpiącej Warstripe, ale coś było nie tak. Truchtem podbiegłem do legowisk wojowników. W ciemność zdołałem dostrzec tylko szary, pręgowany kształt. Westchnąłem najciszej jak mogłem i po zapachu ruszyłem odnaleźć Mintleaf. Szczerze? Czułem coś do niej. Ta gracja, z jaką się poruszała, niepospolite łaty... Była wyjątkowa. Nie ściemniajmy, zakochałem się. Tylko jak jej to powiedzieć? ,,No siema Mintleaf, wiesz jestem liderem twojego klanu, a ty jesteś piękna, wyjdź za mnie, miejmy pierdyliard kociąt, koniec bajki". Pf... W ogóle nie miałem wprawy w podrywaniu kotek. W końcu zobaczyłem ją, siedzącą, wpatrzoną w gwiazdy. W blasku księżyca była taka piękna. Podkradłem się do niej. Poruszyła uszami, ale nie odwróciła się. Wstałem ostrożnie i od tyłu powiedziałem do niej łagodnym głosem:
- Lubimy takie nocne spacery, co?
Mintleaf podskoczyła i odwróciła się szybko.
- Och... to ty. Nie złość się, już wracam do obozu - kotka już szykowała się do odejścia.
- Nie jestem zły, możesz tu zostać - powiedziałem łagodnie, ale też nieco stanowczo.
Mintleaf spojrzała na mnie zdziwiona, ale zawróciła się i usiadła w tym samym miejscu, w którym siedziała wcześniej.
- Mintleaf, pamiętasz wydarzenia z ostatnich dni? - spytałem się, chcąc jakoś przekazać to kotce.
- No... tak, pamiętam. A co? - w głosie Mintleaf pojawiła się nutka zaciekawienia.
- Bo wiesz... Mintleaf, chcę ci coś powiedzieć. Może i jestem zmienny, ale kiedy ciebie spotkałem wiedziałem od razu... I Mint ja... kocham cię.
<Mintleaf? :V>
- Lubimy takie nocne spacery, co?
Mintleaf podskoczyła i odwróciła się szybko.
- Och... to ty. Nie złość się, już wracam do obozu - kotka już szykowała się do odejścia.
- Nie jestem zły, możesz tu zostać - powiedziałem łagodnie, ale też nieco stanowczo.
Mintleaf spojrzała na mnie zdziwiona, ale zawróciła się i usiadła w tym samym miejscu, w którym siedziała wcześniej.
- Mintleaf, pamiętasz wydarzenia z ostatnich dni? - spytałem się, chcąc jakoś przekazać to kotce.
- No... tak, pamiętam. A co? - w głosie Mintleaf pojawiła się nutka zaciekawienia.
- Bo wiesz... Mintleaf, chcę ci coś powiedzieć. Może i jestem zmienny, ale kiedy ciebie spotkałem wiedziałem od razu... I Mint ja... kocham cię.
<Mintleaf? :V>
Od Mintleaf CD WolfStar'a
Poczułam dziwne ciepło w środku serca, otworzyłam jedno oko. Zauważyłam, że WolfStar śpi obok mnie, w duszy się spłoszyłam, lecz nie odskakiwałam. Kocur poruszył uchem. Ciężko westchnęłam i spojrzałam przed siebie. Deszcz już nie padał, ale nadal było dość sucho, w dodatku ciemno. Nagle zza chmur wysunął się srebrzysty księżyc i oświetlił las swymi tajemniczymi promieniami. Przyjemny chłodek wyzywał nieduże dreszczyki, wiaterek igrał z naszą sierścią, ponownie popatrzyłam się na lidera naszego klanu.
"Podobała mu się UnexpectedStar dobrze napisałam? :v ? To przecież chyba zabronione... Chyba że mamy sojusz z nimi." - Pomyślałam. Po moim ciele przeszedł dreszcz od zimna, który nagle zmienił temperaturę. Pora Opadających Liści już się zbliża... Wtuliłam się delikatnie w sierść przywódcy.
-Mintleaf..?- ku mojemu nieszczęściu ten się obudził. Momentalnie odskoczyłam.
-Ja.. Ja przepraszam!- mocno się zarumieniłam i usiadłam niedaleko niego. WolfStar ciężko usiadł i spojrzał mi w oczy zmęczonym wzrokiem.
-Wracamy do Klanu.- ziewnął on i wróciliśmy z powrotem. Rozeszliśmy się po jaskiniach i położyliśmy się spać.
"Pewnie on już śpi... Był taki senny." ciągle myślałam o WolfStar. Nie byłam jakoś senna, mimo iż mało spałam w ostatnie noce. Wyszłam z jaskini i weszłam wgłąb lasu. Znalazłam się na polance, spojrzałam w górę. Tam świeciły piękne gwiazdy...
<WolfStar? :v>
"Podobała mu się UnexpectedStar dobrze napisałam? :v ? To przecież chyba zabronione... Chyba że mamy sojusz z nimi." - Pomyślałam. Po moim ciele przeszedł dreszcz od zimna, który nagle zmienił temperaturę. Pora Opadających Liści już się zbliża... Wtuliłam się delikatnie w sierść przywódcy.
-Mintleaf..?- ku mojemu nieszczęściu ten się obudził. Momentalnie odskoczyłam.
-Ja.. Ja przepraszam!- mocno się zarumieniłam i usiadłam niedaleko niego. WolfStar ciężko usiadł i spojrzał mi w oczy zmęczonym wzrokiem.
-Wracamy do Klanu.- ziewnął on i wróciliśmy z powrotem. Rozeszliśmy się po jaskiniach i położyliśmy się spać.
"Pewnie on już śpi... Był taki senny." ciągle myślałam o WolfStar. Nie byłam jakoś senna, mimo iż mało spałam w ostatnie noce. Wyszłam z jaskini i weszłam wgłąb lasu. Znalazłam się na polance, spojrzałam w górę. Tam świeciły piękne gwiazdy...
<WolfStar? :v>
Od Wolfstar'a CD Mintleaf
Szedłem tak obok Mintleaf, patrząc przed siebie. W pewnej chwili na nos spadła ma wielka kropla. Kichnąłem, cofnąłem się i wywróciłem. Mintleaf zaśmiała się cicho.
- Tak, tak zabawne - mruknąłem i wstałem.
Kotka uśmiechnęła się, podczas gdy ja otrzepałem się. Doskoczyłem do niej i cały czas szliśmy. Tam razem miałem łeb lekko zwieszony.
- Coś się stało? - spytała się Mintleaf.
- Nie... Po prostu nie chcę się tym razem utopić w deszczu - odpowiedziałem.
- Aha... Czy to co mówiła Warstripe to prawda? Z tą Unexstar - Mintleaf posmutniał głos.
- Może kiedyś mi się podobała, ale zrezygnowałem. To i tak nie miało by szans.
Po mojej odpowiedzi dalej szliśmy w milczeniu. Zaczęło się ściemniać.
- Jesteś... głodna? - spytałem się chcąc jakoś wznowić rozmowę.
- Szczerze, to tak trochę. Jadłam ostatnio rano - Mintleaf nieco się ożywiła.
Rozejrzałem się, ale jedyne co mogło pełnić jakąkolwiek formę schronienia przed deszczem, był krzak rosnący pod związanymi ze sobą gałęziami sosny. Dałem Mintleaf znak głową aby szła za mną i szybko tam podbiegłem.
- Zaczekaj tu - poleciłem kotce.
- Nie zamierzam nigdzie iść, pogubię się w tych mokrych liściach - powiedziała kotka.
Ruszyłem przed siebie, węsząc w powietrzu. Czuć było tylko mokre liście. Użyłem słuchu. Gdzieś w oddali słyszałem szum rzeki. Wszystko zdatne to jedzenia schowało się. Westchnąłem i zawróciłem. Mintleaf chyba naprawdę zmęczyła się tym spacerem, bo spała wygodnie schowana pod liścmi, gdzie ziemia była w miarę sucha. Otrzepałem się już drugi raz tego dnia i truchtem podszedłem do kotki. Nie obudziła się, więc położyłem się obok niej i zasnąłem.
<Mintleaf? ( ͡° ͜ʖ ͡°)>
- Tak, tak zabawne - mruknąłem i wstałem.
Kotka uśmiechnęła się, podczas gdy ja otrzepałem się. Doskoczyłem do niej i cały czas szliśmy. Tam razem miałem łeb lekko zwieszony.
- Coś się stało? - spytała się Mintleaf.
- Nie... Po prostu nie chcę się tym razem utopić w deszczu - odpowiedziałem.
- Aha... Czy to co mówiła Warstripe to prawda? Z tą Unexstar - Mintleaf posmutniał głos.
- Może kiedyś mi się podobała, ale zrezygnowałem. To i tak nie miało by szans.
Po mojej odpowiedzi dalej szliśmy w milczeniu. Zaczęło się ściemniać.
- Jesteś... głodna? - spytałem się chcąc jakoś wznowić rozmowę.
- Szczerze, to tak trochę. Jadłam ostatnio rano - Mintleaf nieco się ożywiła.
Rozejrzałem się, ale jedyne co mogło pełnić jakąkolwiek formę schronienia przed deszczem, był krzak rosnący pod związanymi ze sobą gałęziami sosny. Dałem Mintleaf znak głową aby szła za mną i szybko tam podbiegłem.
- Zaczekaj tu - poleciłem kotce.
- Nie zamierzam nigdzie iść, pogubię się w tych mokrych liściach - powiedziała kotka.
Ruszyłem przed siebie, węsząc w powietrzu. Czuć było tylko mokre liście. Użyłem słuchu. Gdzieś w oddali słyszałem szum rzeki. Wszystko zdatne to jedzenia schowało się. Westchnąłem i zawróciłem. Mintleaf chyba naprawdę zmęczyła się tym spacerem, bo spała wygodnie schowana pod liścmi, gdzie ziemia była w miarę sucha. Otrzepałem się już drugi raz tego dnia i truchtem podszedłem do kotki. Nie obudziła się, więc położyłem się obok niej i zasnąłem.
<Mintleaf? ( ͡° ͜ʖ ͡°)>
Od Wildstar C.D Blackstar
- Ale... ze mną? - spytałam zdziwiona
- No... Tak - szepnął
- No nie żartuj! - zaśmiałam się - Na prawdę?
Powiedziałam po czym z poważniałam.
- Na prawdę - odparł
Nie wiedziałam co powiedzieć. Taki ostry kot a tu proszę.
- Dawno nie byłam nad morzem - odparłam po czym przypomniałam sobie moją historie.
Moja historia była przeokropna. Ale nie chciałam powracać do przeszłości.
- Coś się stało? - spytał zdziwiony
- Przeszłość - odparłam
<Black? brak weny. Byle żebym Cię nie zaraziła!>
- No... Tak - szepnął
- No nie żartuj! - zaśmiałam się - Na prawdę?
Powiedziałam po czym z poważniałam.
- Na prawdę - odparł
Nie wiedziałam co powiedzieć. Taki ostry kot a tu proszę.
- Dawno nie byłam nad morzem - odparłam po czym przypomniałam sobie moją historie.
Moja historia była przeokropna. Ale nie chciałam powracać do przeszłości.
- Coś się stało? - spytał zdziwiony
- Przeszłość - odparłam
<Black? brak weny. Byle żebym Cię nie zaraziła!>
Od Wildstar
Szłam drogą. Drogą z piasku. Szłam gdy nagle skoczył na mnie jakiś kot i zawołał...
- Kim Jesteś?! Odejdź! - warknął
Nie wiedziałam o co chodzi. Byłam oszołomiona.
- O co ci chodzi? - spytałam sucho
- Wtargnęłaś się na mój teren - powiedział równie sucho
- To jest mój teren! - syknęłam - Jestem Liderem klanu Słońca
- Ja jestem liderem klanu Wilka. - odparł
- Tak wgl to jestem Wildstar - odparłam
- Wolfstar - przedstawił się
- Czemu jesteś taki... Zadrapany? - spytałam
<Wolfstar? brak weny... znowu -.->
- Kim Jesteś?! Odejdź! - warknął
Nie wiedziałam o co chodzi. Byłam oszołomiona.
- O co ci chodzi? - spytałam sucho
- Wtargnęłaś się na mój teren - powiedział równie sucho
- To jest mój teren! - syknęłam - Jestem Liderem klanu Słońca
- Ja jestem liderem klanu Wilka. - odparł
- Tak wgl to jestem Wildstar - odparłam
- Wolfstar - przedstawił się
- Czemu jesteś taki... Zadrapany? - spytałam
<Wolfstar? brak weny... znowu -.->
Od Blackstar'a CD Mobrain
Kotka zaczla być irytująca. Więc odwróciłem się gwałtownie.
- Spędzisz mnie czy co? - wycedzilem przez zęby. Mob zawarła. Nie wiedziała co zrobic, odpowiedzieć... - Przepraszam... pracuje nad swojà "wybuchowoscią", ale średnio mi to wychodzi.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedziała.
- A tamten brązowy kot to kto? - zapytała ostrożnie. Wiedziałem, ze nie chcę mnie zdenerwowac, a ja nie mogłem ochłonąć. Po jakimś czasie odpowiedzialem:
- To lider Klanu Wilka.
***
Następnego dnia kiedy tylko wstałem przeciagnałem się. Byłem głodny, a z niewiadomych przyczyn przed wejściem do noro jaskinio podobnego czegoś stała Mobrain z królem. Dorodnym królem. Potężnym, wielkim, dobrze zbudowanym... już czułem jego piękny smak.
- To w ramach przeprosin za wczoraj. - powiedziała.
- To nie typowinnac przepraszać tylko ja. - zasmialem się.
<Mobrain?>
- Spędzisz mnie czy co? - wycedzilem przez zęby. Mob zawarła. Nie wiedziała co zrobic, odpowiedzieć... - Przepraszam... pracuje nad swojà "wybuchowoscią", ale średnio mi to wychodzi.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedziała.
- A tamten brązowy kot to kto? - zapytała ostrożnie. Wiedziałem, ze nie chcę mnie zdenerwowac, a ja nie mogłem ochłonąć. Po jakimś czasie odpowiedzialem:
- To lider Klanu Wilka.
***
Następnego dnia kiedy tylko wstałem przeciagnałem się. Byłem głodny, a z niewiadomych przyczyn przed wejściem do noro jaskinio podobnego czegoś stała Mobrain z królem. Dorodnym królem. Potężnym, wielkim, dobrze zbudowanym... już czułem jego piękny smak.
- To w ramach przeprosin za wczoraj. - powiedziała.
- To nie typowinnac przepraszać tylko ja. - zasmialem się.
<Mobrain?>
Od Blackstar'a C.D Wildstar
Czułem się niezręcznie. W końcu kiedy Flower odeszła zrobiłem się trochę bardziej rozluzniony. Nie wiedziałem dlaczego, ale tak było. Mniejsza z tym. Rozmowa z Wildstar nie rozwijała się za bardzo więc... postanowiłem odejść. Jak na mnie przystało. Odejść dumnie.
- Gdzie idziesz? - zapytała. Zatrzymałem się i odwróciłem, a następnie podeszłem kilka kroków do niej.
- Nigdzie. - odpowiedziałem krótko. - Może...
- Może co? - zapytała.
- Nic, nic. - odpowiedziałem. Nagle poczułem chęć do rozsmieszania i zmienia się.
- Jak już zacząłeś to skącz. - powiedziała.
- No dobra... chciałem powiedzieć "A może nad morze". - odparłem.
<Wildstar?> brak weny
- Gdzie idziesz? - zapytała. Zatrzymałem się i odwróciłem, a następnie podeszłem kilka kroków do niej.
- Nigdzie. - odpowiedziałem krótko. - Może...
- Może co? - zapytała.
- Nic, nic. - odpowiedziałem. Nagle poczułem chęć do rozsmieszania i zmienia się.
- Jak już zacząłeś to skącz. - powiedziała.
- No dobra... chciałem powiedzieć "A może nad morze". - odparłem.
<Wildstar?> brak weny
24 października 2015
Od Mintleaf CD WolfStar
Mocno się zarumieniłam, jednak po słowie, a raczej imieniu "Unex" spojrzałam na lidera. Miał urażony wzrok, patrząc na Warstripe, śmiejącą się z naszej rozmowy i po prostu siedzenia obok siebie...
-Ale... Między wami coś jest, co nie?- wojowniczka trochę się skuliła, oczekując kary ze strony dowódcy.
"Między nami?"- pomyślałam. WolfStar wstał, a ja powtórzyłam za nim, czując się maciupeńko nie komfortowo. Może jakaś iskra pewnego uczucia świeciła przy naszym kontakcie wzrokowym... Nie wiem, na prawdę.
-Między nami niczego nie ma.- szepnęłam. W wzroku Warstripe widać było zrezygnowanie. WolfStar spojrzał na mnie z pytającą miną, ja jednak słabo mrugnęłam kocurowi. Ale ten nadal patrzył na mnie z tą miną.
-Jeżeli was wkurzam, to sorry.- szara wojowniczka zrobiła krok do tyłu. Po kilku minutach jej nie było, pozostałam z WolfStar'em.
-Emm... Tiaaa.- przeciągnął kocur.
Poczułam się trochę nieswojo i pomyślałam, co mam powiedzieć. Kawałek ogona kocura wzdrygnął, lider spojrzał na mnie kątem oka i usiadł.
-Co to jest życie?- po długiej cisze zapytał przywódca Wilczego Klanu.
-Życie?- zapytałam, siadając obok WolfStar'a.- Życie... To dość trudne pytanie.
-A kto zna odpowiedź na nie?- skręcił w moją stronę głowę.
-Nie wiem... Eh, a co?
-Po prostu...- kocur zakrzywił łepek. Poczułam wilgotny zapach.
-Idzie burza.- zaczęłam nie na temat, patrząc na wyjście.
-Skąd wiesz?
-Zapach.- uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech. Miałam rację. Zaczęły spadać ciężkie krople, słychać był stuk nad naszymi głowami. - Lubisz... Spacery?
-Zależy jakie.- odpowiedział ten.
-A chcesz teraz pójść na "Spacer pod deszczem"?- uśmiechnęłam się szeroko, patrząc w oczy kota.
-No... Jak chcesz.
Wstaliśmy i dość wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę wyjścia. Nagle się zatrzymałam.
-Mint?- zapytał trochę zdziwiony kocur. Strzepnęłam swoje wspomnienia z głowy i potruchtałam do lidera.
Mokry i zimny deszczyk łagodnie kapał na nasze futerka. Poszliśmy wgłąb ciemnego lasu, ślizgając po mokrych liściach i patyczkach, które jeszcze niedawno wydawały dźwięk chrustu jakby połamano kości.
Szare niebo, prawie niesłychane gromy, przyjemny deszczyk... Zawsze lubiłam taką pogodę. Szczególnie, jeżeli przechadzam się w tę porę z, jak na razie :в , przyjacielem, a zarazem z liderem Wilczego Klanu.
<WolfStar? Postarałam się :1>
Wygrałam życie cwele :v |
"Między nami?"- pomyślałam. WolfStar wstał, a ja powtórzyłam za nim, czując się maciupeńko nie komfortowo. Może jakaś iskra pewnego uczucia świeciła przy naszym kontakcie wzrokowym... Nie wiem, na prawdę.
-Między nami niczego nie ma.- szepnęłam. W wzroku Warstripe widać było zrezygnowanie. WolfStar spojrzał na mnie z pytającą miną, ja jednak słabo mrugnęłam kocurowi. Ale ten nadal patrzył na mnie z tą miną.
-Jeżeli was wkurzam, to sorry.- szara wojowniczka zrobiła krok do tyłu. Po kilku minutach jej nie było, pozostałam z WolfStar'em.
-Emm... Tiaaa.- przeciągnął kocur.
Poczułam się trochę nieswojo i pomyślałam, co mam powiedzieć. Kawałek ogona kocura wzdrygnął, lider spojrzał na mnie kątem oka i usiadł.
-Co to jest życie?- po długiej cisze zapytał przywódca Wilczego Klanu.
-Życie?- zapytałam, siadając obok WolfStar'a.- Życie... To dość trudne pytanie.
-A kto zna odpowiedź na nie?- skręcił w moją stronę głowę.
-Nie wiem... Eh, a co?
-Po prostu...- kocur zakrzywił łepek. Poczułam wilgotny zapach.
-Idzie burza.- zaczęłam nie na temat, patrząc na wyjście.
-Skąd wiesz?
-Zapach.- uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech. Miałam rację. Zaczęły spadać ciężkie krople, słychać był stuk nad naszymi głowami. - Lubisz... Spacery?
-Zależy jakie.- odpowiedział ten.
-A chcesz teraz pójść na "Spacer pod deszczem"?- uśmiechnęłam się szeroko, patrząc w oczy kota.
-No... Jak chcesz.
Wstaliśmy i dość wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę wyjścia. Nagle się zatrzymałam.
-Mint?- zapytał trochę zdziwiony kocur. Strzepnęłam swoje wspomnienia z głowy i potruchtałam do lidera.
Mokry i zimny deszczyk łagodnie kapał na nasze futerka. Poszliśmy wgłąb ciemnego lasu, ślizgając po mokrych liściach i patyczkach, które jeszcze niedawno wydawały dźwięk chrustu jakby połamano kości.
Szare niebo, prawie niesłychane gromy, przyjemny deszczyk... Zawsze lubiłam taką pogodę. Szczególnie, jeżeli przechadzam się w tę porę z, jak na razie :в , przyjacielem, a zarazem z liderem Wilczego Klanu.
<WolfStar? Postarałam się :1>
Od Unexpectedstar C.D Wolfstar
- Wolf ... - niemalże pisnęłam patrząc z przerażeniem na kota. - Czy ...
Lecz przerwał mi ryk, dobiegający idealnie za moimi plecami. Przełknęłam ślinę i spojrzałam błagalnie w stronę kocura. Jednak jego wzrok był wbity w moją twarz, a na jego pysku malowało się przerażenie. Widząc mój wzrok, niemalże natychmiast się otrząsnął i rzucił na psa.
W tym czasie usłyszałam daleko tupot Dwunożnych nóg, lecz nie zdążyłam ostrzec Wolfstar`a bo zza krzaków wyskoczyły ich psy.
- Uważaj! - krzyknęłam, jednocześnie odskakując od potężnych łap innego psa. Spróbowałam zignorować pulsujący ból oraz krew spływającą strumieniami po mojej twarzy. Nie dość że na jedno oko widziałam na czerwono to w dodatku sam fakt że już go nie odzyskam napawał mnie strachem.
Nagle jeden z nich popchnął mnie z taką siłą że spadłam na ziemię, pierw przekoziołkowując parę bolesnych metrów. Widząc to najwyraźniej Wolfstar dostał nowej siły bo z ogromną siłą odepchnął kundla na ziemię.
Lecz przerwał mi ryk, dobiegający idealnie za moimi plecami. Przełknęłam ślinę i spojrzałam błagalnie w stronę kocura. Jednak jego wzrok był wbity w moją twarz, a na jego pysku malowało się przerażenie. Widząc mój wzrok, niemalże natychmiast się otrząsnął i rzucił na psa.
W tym czasie usłyszałam daleko tupot Dwunożnych nóg, lecz nie zdążyłam ostrzec Wolfstar`a bo zza krzaków wyskoczyły ich psy.
- Uważaj! - krzyknęłam, jednocześnie odskakując od potężnych łap innego psa. Spróbowałam zignorować pulsujący ból oraz krew spływającą strumieniami po mojej twarzy. Nie dość że na jedno oko widziałam na czerwono to w dodatku sam fakt że już go nie odzyskam napawał mnie strachem.
Mistrz pajnta! Sory Wolf - przegrałeś XDDDD |
<Wolfie?>
Od Wolfstar'a CD Unexpectedstar
- No dobrze! - krzyknęła kotka rozbawiona i urwała kawałek mięsa tak mały, że nie najadło by się nawet kocię.
Fuknąłem, a wąsy mi opadły w udawanym rozczarowaniu. Zjadłem te mięso i usiadłem. Unexpectedstar wcinała królika, kiedy do moich nozdrzy dobiegł niepokojący zapach. Nastroszyłem sierść najbardziej jak mogłem, a Unexpectedstar wstała i zaczęła się rozglądać. To koszmar mojego życia. Czy jest coś gorszego od wilków i Dwunogów? Tak. Wilki Dwunogów, czyli psy.
- Uciekaj! - krzyknąłem do Unexpectedstar i zacząłem biec jak najdalej od tego zapachu. Unexstar pomknęła za mną jak błyskawica. Usłyszałem ujadanie psów i ich ciężki bieg. Przyspieszyłem, mają nadzieję że kundel zgubi trop. Zamknąłem oczy, aby brudy nie dostawały się do nich.
- Uważaj, Wolfstar! - wrzasnęła Unexpectedstar przekrzykując wiatr.
Ledwie to usłyszałem, rąbnąłem w głaz. Dobrze, że był gładki, bo inaczej nie byłoby ze mną dobrze. Liderka Klanu Klifu pomogła mi wstać, ale za późno. Przed nami stał czarny olbrzym, z krótkim pyskiem, a z niego kapała ślina. Czerwone przenikliwe oczy, nienaturalnie krótki ogon i wielkie, masywne łapy. Warknął i podszedł do nas. Wstałem mimo bólu i wygiąłem się w łuk strosząc sierść na grzbiecie.
- Wolfstar, jesteś ranny! - krzyknęła Unexpectedstar i wyskoczyła przede mnie.
Pies wykorzystał ten moment. Zobaczyłem, jak wielkie szczęki kierują się do jej łba, a ona była jakby sparaliżowana ze strachu. Pies złapał ją, ale kotka wyszarpała się z głośnym miauknięciem. Spojrzałem przerażony, jak kotka wstaje, a z jednego jej oka spływa krew. Z moich oczu poleciały łzy.
- U-unexpectedstar...? - jęknąłem cicho.
<Unexpectedstar? :o>
Fuknąłem, a wąsy mi opadły w udawanym rozczarowaniu. Zjadłem te mięso i usiadłem. Unexpectedstar wcinała królika, kiedy do moich nozdrzy dobiegł niepokojący zapach. Nastroszyłem sierść najbardziej jak mogłem, a Unexpectedstar wstała i zaczęła się rozglądać. To koszmar mojego życia. Czy jest coś gorszego od wilków i Dwunogów? Tak. Wilki Dwunogów, czyli psy.
- Uciekaj! - krzyknąłem do Unexpectedstar i zacząłem biec jak najdalej od tego zapachu. Unexstar pomknęła za mną jak błyskawica. Usłyszałem ujadanie psów i ich ciężki bieg. Przyspieszyłem, mają nadzieję że kundel zgubi trop. Zamknąłem oczy, aby brudy nie dostawały się do nich.
- Uważaj, Wolfstar! - wrzasnęła Unexpectedstar przekrzykując wiatr.
Ledwie to usłyszałem, rąbnąłem w głaz. Dobrze, że był gładki, bo inaczej nie byłoby ze mną dobrze. Liderka Klanu Klifu pomogła mi wstać, ale za późno. Przed nami stał czarny olbrzym, z krótkim pyskiem, a z niego kapała ślina. Czerwone przenikliwe oczy, nienaturalnie krótki ogon i wielkie, masywne łapy. Warknął i podszedł do nas. Wstałem mimo bólu i wygiąłem się w łuk strosząc sierść na grzbiecie.
- Wolfstar, jesteś ranny! - krzyknęła Unexpectedstar i wyskoczyła przede mnie.
Pies wykorzystał ten moment. Zobaczyłem, jak wielkie szczęki kierują się do jej łba, a ona była jakby sparaliżowana ze strachu. Pies złapał ją, ale kotka wyszarpała się z głośnym miauknięciem. Spojrzałem przerażony, jak kotka wstaje, a z jednego jej oka spływa krew. Z moich oczu poleciały łzy.
- U-unexpectedstar...? - jęknąłem cicho.
<Unexpectedstar? :o>
Od Warstripe CD Unexpectedstar
-Doprawdy? Od kiedy niby? - zapytałam, unosząc jedną brew do góry. Po moim tonie nie można było rozpoznać, czy był to sarkazm, czy wręcz przeciwnie, więc byłam z tego zadowolona.
-Od kiedy zawarłam sojusz z Wolfstarem. - odpowiedziała lekko zbita z tropu.
Mruknęłam pod nosem coś niezrozumiałego, machając ogonem. Rzuciłam podejrzane spojrzenie w jej stronę.
-O co Ci chodzi? - zapytała, lekko marszcząc nos.
Prychnęłam cicho w odpowiedzi.
-Sama musisz się domyśleć. - powiedziałam, po czym zostawiłam ją jeszcze bardziej zmieszaną.
~*~
Udałam się w stronę miejsca, w którym zwykłam wypisać. To niewielka szczelina w sporym głazie, która może uchodzić za pomniejszoną wersję jaskini.
Słońce zachodziło powoli, a co za tym idzie, zbliżała się noc.
Ziewnęłam przeciągle.
W chwili, gdy już miałam wchodzić do mojej szczeliny, usłyszałam znany mi już głos.
-Może powiesz mi, o co Ci chodziło, mhm?
< Unexstar? Nie mam zbytnio pomysłu, ani weny... XD>
-Od kiedy zawarłam sojusz z Wolfstarem. - odpowiedziała lekko zbita z tropu.
Mruknęłam pod nosem coś niezrozumiałego, machając ogonem. Rzuciłam podejrzane spojrzenie w jej stronę.
-O co Ci chodzi? - zapytała, lekko marszcząc nos.
Prychnęłam cicho w odpowiedzi.
-Sama musisz się domyśleć. - powiedziałam, po czym zostawiłam ją jeszcze bardziej zmieszaną.
~*~
Udałam się w stronę miejsca, w którym zwykłam wypisać. To niewielka szczelina w sporym głazie, która może uchodzić za pomniejszoną wersję jaskini.
Słońce zachodziło powoli, a co za tym idzie, zbliżała się noc.
Ziewnęłam przeciągle.
W chwili, gdy już miałam wchodzić do mojej szczeliny, usłyszałam znany mi już głos.
-Może powiesz mi, o co Ci chodziło, mhm?
< Unexstar? Nie mam zbytnio pomysłu, ani weny... XD>
Od Mobrain
Szlam terenami klanu i zobaczyłam pewnego kota. Nie był od nas. Nie wiedziałam co robić. Podobał mi się, ale wolałam udawać, ze nic się nie dzieje. Poszłam do lidera.
- Widziałam jakiegoś kocura na naszym terenie. - powiedziałam nieśmiało. Blackstar dokładnie go opisał, a następnie zapytał czy to był on.
- Tak. - odpowiedziałam. - Jak się nazywa? - zapytałam zaciekawiona.
- Wolfstar. - odpowiedział krótko. Zrobił się nerwowy i podenerwowany. Postanowiłam więc wyjść i pochodzić jeszcze.
Po jakimś czasie wspięłam się na drzewo i zasnęłam.
*Po jakimś czasie*
Obudziły mnie odgłosy kłótni. Zaczęłam się rozglądać. Nikogo nie zauważyłam więc spróbowałam zasnąć, ale ciekawość nie dała za wygraną i musiałam to sprawdzić. Na miejscu nikogo nie zobaczyłam tylko Blackstar'a. Wiedziałam, ze to on się z kimś kłucie więc nie planowałam go jeszcze bardziej denerwować. Więc tylko podeszłam i szlak trochę stylu. Po czasie odwrócił się.
< Blackstar?> sorki za błędy, ale piszę z telefonu
- Widziałam jakiegoś kocura na naszym terenie. - powiedziałam nieśmiało. Blackstar dokładnie go opisał, a następnie zapytał czy to był on.
- Tak. - odpowiedziałam. - Jak się nazywa? - zapytałam zaciekawiona.
- Wolfstar. - odpowiedział krótko. Zrobił się nerwowy i podenerwowany. Postanowiłam więc wyjść i pochodzić jeszcze.
Po jakimś czasie wspięłam się na drzewo i zasnęłam.
*Po jakimś czasie*
Obudziły mnie odgłosy kłótni. Zaczęłam się rozglądać. Nikogo nie zauważyłam więc spróbowałam zasnąć, ale ciekawość nie dała za wygraną i musiałam to sprawdzić. Na miejscu nikogo nie zobaczyłam tylko Blackstar'a. Wiedziałam, ze to on się z kimś kłucie więc nie planowałam go jeszcze bardziej denerwować. Więc tylko podeszłam i szlak trochę stylu. Po czasie odwrócił się.
< Blackstar?> sorki za błędy, ale piszę z telefonu
Od Unexstar C.D Warstripe
- Hm ... czy ja wiem .. - wzruszyłam ramionami.
*****~Kilka dni/tygodni potem~****
Musiałam tak przerwać, bo za późno odpisałam i już dawno życie potoczyło się dalej ;P
Ziewnęłam przeciągle rozglądając się dookoła. Ostatnio przyszło naprawdę wiele osób i zaczęłam nie odnajdywać się w tym tłumie. Cóż ... ja nadal pozostawałam samotna. Ale w tej chwili mi to nie przeszkadza więc nie będę się zabierać za marudzenie.
Jednak z czasem przychodziły pory nudy, kiedy nie miałam do kogo iść porozmawiać. Choć miałam zawarty sojusz z Klanem Wilka, to nigdy nie śpieszno było mi tam chadzać. Ostatni mi czasy przestałam nawet patrolować teren - bo po co? Wracając, jedynie gdy nuda i samotność zaczynała dręczyć mnie naprawdę mocno, zapuszczałam się do sojuszników, by pooglądać życie w innych klanach. To w tej chwili mi wystarczyło - jak na razie.
Taka samotność z czasem naprawdę uczyła - jeszcze kiedyś żyłam w przekonaniu że im więcej oddalenia się od reszty tym lepiej. Choć sześć tygodni bez nikogo, podczas gdy wokół ciebie szaleje reszta ... niezbyt dobrze wpływa na twój umysł.
Nawet nie zauważyłam kiedy ruszyłam się z jaskini i właśnie przekraczałam swoją granicę. Zastygłam w miejscu gotowa na ataki, lecz po chwili zorientowałam się że wkroczyłam do klanu Wolfstara. Poszłam więc dalej, pogrążając się w zamyśleniu.
- Ey! Ziemia do Unex! - wrzasnął ktoś mi do ucha, a ja niemalże skoczyłam. Przede mną stała Warstripe spoglądając na mnie buntowniczo. - Coś się za mocno zapuściłaś, no nie?
- Hyh ...nie jestem waszym wrogiem. - wymruczałam wciąż zszokowana "pobudką".
<Warstripe? Mów jak chcesz XD Zresztą .. kto mówi w ogóle jej pełne imię? xd>
*****~Kilka dni/tygodni potem~****
Ziewnęłam przeciągle rozglądając się dookoła. Ostatnio przyszło naprawdę wiele osób i zaczęłam nie odnajdywać się w tym tłumie. Cóż ... ja nadal pozostawałam samotna. Ale w tej chwili mi to nie przeszkadza więc nie będę się zabierać za marudzenie.
Jednak z czasem przychodziły pory nudy, kiedy nie miałam do kogo iść porozmawiać. Choć miałam zawarty sojusz z Klanem Wilka, to nigdy nie śpieszno było mi tam chadzać. Ostatni mi czasy przestałam nawet patrolować teren - bo po co? Wracając, jedynie gdy nuda i samotność zaczynała dręczyć mnie naprawdę mocno, zapuszczałam się do sojuszników, by pooglądać życie w innych klanach. To w tej chwili mi wystarczyło - jak na razie.
Taka samotność z czasem naprawdę uczyła - jeszcze kiedyś żyłam w przekonaniu że im więcej oddalenia się od reszty tym lepiej. Choć sześć tygodni bez nikogo, podczas gdy wokół ciebie szaleje reszta ... niezbyt dobrze wpływa na twój umysł.
Nawet nie zauważyłam kiedy ruszyłam się z jaskini i właśnie przekraczałam swoją granicę. Zastygłam w miejscu gotowa na ataki, lecz po chwili zorientowałam się że wkroczyłam do klanu Wolfstara. Poszłam więc dalej, pogrążając się w zamyśleniu.
- Ey! Ziemia do Unex! - wrzasnął ktoś mi do ucha, a ja niemalże skoczyłam. Przede mną stała Warstripe spoglądając na mnie buntowniczo. - Coś się za mocno zapuściłaś, no nie?
- Hyh ...nie jestem waszym wrogiem. - wymruczałam wciąż zszokowana "pobudką".
<Warstripe? Mów jak chcesz XD Zresztą .. kto mówi w ogóle jej pełne imię? xd>
Od Unexstar Do Wolfstar
Mój wzrok padł instynktownie w stronę pary oczu, które obserwowały uważnie każdy mój ruch. Uniosłam brwi, zdając sobie sprawę że nie pierwszy raz widzę ów wzrok.
- Ale ciebie nie widzę .. - mruknęłam w stronę spojrzenia. - Jesteś niewidzialny.
Usłyszałam prychnięcie i zza krzaków wyszedł znajomy mi kot. Ku memu zdziwieniu był cały poobdzierany i nie miał kawałka ogona.
- Oh ... - jęknęłam, lecz po chwili wyraz współczucia znikł z mojej twarzy. - Widzę że nie musiałam się fatygować by wysyłać moją armię gołębi ...
Mimo woli kocur uśmiechnął się blado i odchrząknął.
- No to ten ... - spojrzał wymownie w stronę zająca, którego właśnie konsumowałam.
- Nie ma mowy. - warknęłam, lecz starałam się aby ton zabrzmiał "przyjacielsko". Wolfstar zrobił błagalną minę.
- No weeź ... poszkodowanego kota nie nakarmisz?
<Wolfie? ^^>
- Oh ... - jęknęłam, lecz po chwili wyraz współczucia znikł z mojej twarzy. - Widzę że nie musiałam się fatygować by wysyłać moją armię gołębi ...
Mimo woli kocur uśmiechnął się blado i odchrząknął.
- No to ten ... - spojrzał wymownie w stronę zająca, którego właśnie konsumowałam.
- Nie ma mowy. - warknęłam, lecz starałam się aby ton zabrzmiał "przyjacielsko". Wolfstar zrobił błagalną minę.
- No weeź ... poszkodowanego kota nie nakarmisz?
<Wolfie? ^^>
Od Warstripe
Obserwowałam uroki obecnej pory roku - piękne, kolorowe liście, wiatr delikatnie poruszający prawie nagimi drzewami, i przyjemny chłód.
Powiedzmy, że można tak powiedzieć.
W rzeczywistości było inaczej - zimno jak na Antarktydzie, wiatr, który szaleje niczym całkiem porządną wichura, całkowicie nagie drzewa, a to, co z nich zostało, czyli liście, leżały na ciemnobrązowej, wilgotnej glebie, całkowicie ususzone.
Moje myśli wciąż zaprzętała ta cała lisia nora, i jeden z młodych, leżący w kącie w kałuży krwi...
Jak to mogło się stać? Czy jego rodzeństwo byłoby zdolne zabić swojego rówieśnika, członka rodziny?
A może po prostu mam jakieś schizy, a to była tylko iluzja utworzona przez mój umysł? Wątpliwe.
Do tego ten nieustający ból w mojej przedniej lewej łapie. Prawdopodobnie zwichnięta, w chwili, gdy robiłam unik. Bolało jak diabli. Nie byłam jednak typem kota, który skarży się na wszystko i wszędzie.
Nie jestem też doświadczonym medykiem - w pełni musiałam się zadowolić tępo założonym, zwisającym bandażem z pajęczyny. Porażka.
Podczas, gdy rozmyślałam nad temat mojej żałosnej sytuacji, do moich uszu doszedł dźwięk rozmowy. Dlaczego dźwięk, a nie na przykład zapach innych kotów? Otóż słuch był u mnie najbardziej rozwiniętym zmysłem.
Wracając do kotów, podeszłam bezszelestnie do dwóch osobników, co w moim przypadku było trudne, ale na szczęście koty były zajęte rozmową.
Jakie było moje zdziwienie, gdy rozpoznałam w nich Mintleaf i Wolfstar'a! Co więcej, leżeli podejrzanie blisko siebie, patrząc sobie w oczy, oboje lekko zmieszani.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem, co tym razem nie wyszło ich uwadze. Zastygli w miejscu, patrząc na mnie szerokimi oczami.
-Dziwi mnie wasz widok. I sytuacja, w której się znajdujecie. - powiedziałam z ironiczny uśmiechem.
Oboje lekko się zarumienili. Był to żart z mojej strony, ale między nimi chyba rzeczywiście coś było. Tylko co?
-Co do Ciebie, Wolfstar, to byłam pewna, ze gustujesz bardziej w Unexstar... Czyżbym się pomyliła?
Wolfstar spojrzał na mnie urażonym wzrokiem. Przesadziłam? Raczej nie, ale niewątpliwie dostanę za to lanie.
< Wolfstar, Mintleaf? Jak z tego wybrniecie? Przesadziłam? Jestem okrutna? Będzie lanie?:v >
Powiedzmy, że można tak powiedzieć.
W rzeczywistości było inaczej - zimno jak na Antarktydzie, wiatr, który szaleje niczym całkiem porządną wichura, całkowicie nagie drzewa, a to, co z nich zostało, czyli liście, leżały na ciemnobrązowej, wilgotnej glebie, całkowicie ususzone.
Moje myśli wciąż zaprzętała ta cała lisia nora, i jeden z młodych, leżący w kącie w kałuży krwi...
Jak to mogło się stać? Czy jego rodzeństwo byłoby zdolne zabić swojego rówieśnika, członka rodziny?
A może po prostu mam jakieś schizy, a to była tylko iluzja utworzona przez mój umysł? Wątpliwe.
Do tego ten nieustający ból w mojej przedniej lewej łapie. Prawdopodobnie zwichnięta, w chwili, gdy robiłam unik. Bolało jak diabli. Nie byłam jednak typem kota, który skarży się na wszystko i wszędzie.
Nie jestem też doświadczonym medykiem - w pełni musiałam się zadowolić tępo założonym, zwisającym bandażem z pajęczyny. Porażka.
Podczas, gdy rozmyślałam nad temat mojej żałosnej sytuacji, do moich uszu doszedł dźwięk rozmowy. Dlaczego dźwięk, a nie na przykład zapach innych kotów? Otóż słuch był u mnie najbardziej rozwiniętym zmysłem.
Wracając do kotów, podeszłam bezszelestnie do dwóch osobników, co w moim przypadku było trudne, ale na szczęście koty były zajęte rozmową.
Jakie było moje zdziwienie, gdy rozpoznałam w nich Mintleaf i Wolfstar'a! Co więcej, leżeli podejrzanie blisko siebie, patrząc sobie w oczy, oboje lekko zmieszani.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem, co tym razem nie wyszło ich uwadze. Zastygli w miejscu, patrząc na mnie szerokimi oczami.
-Dziwi mnie wasz widok. I sytuacja, w której się znajdujecie. - powiedziałam z ironiczny uśmiechem.
Oboje lekko się zarumienili. Był to żart z mojej strony, ale między nimi chyba rzeczywiście coś było. Tylko co?
-Co do Ciebie, Wolfstar, to byłam pewna, ze gustujesz bardziej w Unexstar... Czyżbym się pomyliła?
Wolfstar spojrzał na mnie urażonym wzrokiem. Przesadziłam? Raczej nie, ale niewątpliwie dostanę za to lanie.
< Wolfstar, Mintleaf? Jak z tego wybrniecie? Przesadziłam? Jestem okrutna? Będzie lanie?:v >
Od Wildstar C.D Blackstar
Kot miał dość grube futro. Ciekawe czy mu w tym nie było gorąco. Oczywiście w lato.
- Tak - odpowiedziała ta jak to kotka zwana Flowerful
Kot nie zdawał się być miły więc troszeczkę odskoczyłam do tyłu. Nie wiem czemu ale... no po prostu sama nie wiem. Na początku gwiazda kota wyglądała dla mnie jak brwi (xd) lecz po chwili się troszkę do tego przyzwyczaiłam. Popatrzyłam na lekko z peszonego kota. Czy ja coś nie tak powiedziałam.
Cisza trwała stanowczo za długo więc ją przerwałam...
- Dużo masz członków w klanie? - spytałam
- No... Nie.. Mało - odparł - A ty?
- Ja? Ja nie mam nikogo oprócz siebie - powiedziałam z zaniepokojeniem.
- Rozumiem Cię - odparł po chwili
Flowerful nadal milczała.
- Flower? Jesteś w świcie kotów czy niebieskich migdałów? - spytałam
- Jestem, jestem - odparła
<Blackstar? Wena -.->
- Tak - odpowiedziała ta jak to kotka zwana Flowerful
Kot nie zdawał się być miły więc troszeczkę odskoczyłam do tyłu. Nie wiem czemu ale... no po prostu sama nie wiem. Na początku gwiazda kota wyglądała dla mnie jak brwi (xd) lecz po chwili się troszkę do tego przyzwyczaiłam. Popatrzyłam na lekko z peszonego kota. Czy ja coś nie tak powiedziałam.
Cisza trwała stanowczo za długo więc ją przerwałam...
- Dużo masz członków w klanie? - spytałam
- No... Nie.. Mało - odparł - A ty?
- Ja? Ja nie mam nikogo oprócz siebie - powiedziałam z zaniepokojeniem.
- Rozumiem Cię - odparł po chwili
Flowerful nadal milczała.
- Flower? Jesteś w świcie kotów czy niebieskich migdałów? - spytałam
- Jestem, jestem - odparła
<Blackstar? Wena -.->
23 października 2015
Od Wolfstar'a CD Mintleaf
Spojrzałem na kotkę z niedowierzaniem.
- Pospać? Pf... Jestem liderem, Mintleaf. Moim obowiązkiem jest zapewnienie klanowi ochrony i...
- Teraz twoim obowiązkiem jest spanie! - przerwała mi Mintleaf ostro.
Spojrzałem na nią. Zarumieniła się i skuliła.
- No dobrze, więc ty też idź odpoczywać - mruknąłem do kotki.
- Co? Nie! - Mintleaf postanowiła pobawić się lidera.
- Och... Mintleaf, ta rana wygląda paskudnie! - syknąłem i wstałem.
Polizałem kotkę za uchem i trąciłem ku wyjściu. Kotka truchtem wyszła z jaskini, posyłając mi przyjazne spojrzenie. Zwinąłem się w kłębek. Miałem na ciele liczne zadrapania, lis ugryzł mnie w grzbiet, a na nosie miałem zadrapanie tak głębokie, że blizna jest gwarantowana. Zamknąłem oczy, ale piekący ból nie dawał mi zasnąć. Byłem głodny, zastanawiałem się, czy Mintleaf i Warstripe upolują coś. Po pewnym czasie ból minął, a ja szybko zasnąłem.
***Parę godzin później***
Nie wiem ile spałem, w każdym razie był już wieczór, kiedy do nory weszła Warstripe i rzuciła mi przed nos wielkiego, spasionego królika.
- Jedz i nie marudź - mruknęła tylko i wyszła z nory.
Zdziwiony zatopiłem zęby w króliczym mięsie. Jadłem strasznie szybko i łapczywie. Kiedy miałem już pełny żołądek, przewróciłem się na grzbiet i znowu zamknąłem oczy. Wtedy usłyszałem kroki. Wstałem powoli i popatrzyłem na wejście. Do nory weszła Mintleaf.
- Jak twoja rana? - wypaliłem od razu.
Mint przekręciła łebkiem i uniosła jedną "brew".
<Mintleaf?>
- Pospać? Pf... Jestem liderem, Mintleaf. Moim obowiązkiem jest zapewnienie klanowi ochrony i...
- Teraz twoim obowiązkiem jest spanie! - przerwała mi Mintleaf ostro.
Spojrzałem na nią. Zarumieniła się i skuliła.
- No dobrze, więc ty też idź odpoczywać - mruknąłem do kotki.
- Co? Nie! - Mintleaf postanowiła pobawić się lidera.
- Och... Mintleaf, ta rana wygląda paskudnie! - syknąłem i wstałem.
Polizałem kotkę za uchem i trąciłem ku wyjściu. Kotka truchtem wyszła z jaskini, posyłając mi przyjazne spojrzenie. Zwinąłem się w kłębek. Miałem na ciele liczne zadrapania, lis ugryzł mnie w grzbiet, a na nosie miałem zadrapanie tak głębokie, że blizna jest gwarantowana. Zamknąłem oczy, ale piekący ból nie dawał mi zasnąć. Byłem głodny, zastanawiałem się, czy Mintleaf i Warstripe upolują coś. Po pewnym czasie ból minął, a ja szybko zasnąłem.
***Parę godzin później***
Nie wiem ile spałem, w każdym razie był już wieczór, kiedy do nory weszła Warstripe i rzuciła mi przed nos wielkiego, spasionego królika.
- Jedz i nie marudź - mruknęła tylko i wyszła z nory.
Zdziwiony zatopiłem zęby w króliczym mięsie. Jadłem strasznie szybko i łapczywie. Kiedy miałem już pełny żołądek, przewróciłem się na grzbiet i znowu zamknąłem oczy. Wtedy usłyszałem kroki. Wstałem powoli i popatrzyłem na wejście. Do nory weszła Mintleaf.
- Jak twoja rana? - wypaliłem od razu.
Mint przekręciła łebkiem i uniosła jedną "brew".
<Mintleaf?>
Od Wildstar
Szłam właśnie terenami Klanu Słońca. Szłam powoli. Nigdzie się nie śpieszyłam. Po chwili stałam w miejscu. I wpadła na mnie kotka.
- Uważaj trochę! - zawołałam
- Prze...Przepraszam - powiedziała nieśmiało - Jestem Liderem Klanu Wschodu
- Ja jestem Liderem Klanu Słońca - odparłam - Nie powinnaś wchodzić na tereny mego klanu. Jesteś w sprawie sojuszu?
- No... Można tak powiedzieć - uśmiechnęła się i zaczęła wpatrywać się w moją gwiazdę
- Chodź do mojej jaskini - odparłam sucho
Nie znałam jej, musiałam taka być. Popatrzyłam na towarzyszkę jakoś dziwnie i zaczęłam iść do mojej jaskini. Jak byłyśmy w mojej jaskini poprosiłam żeby kotka podpisała kartkę.
- Proszę o podpis - odparłam
Kotka wyciągnęła pazur i podpisała petycje że będziemy mieć sojusz... Uf... Dobrze że nie wojnę.
<Bluestar? Sr że takie krótkie. Brak weny nastąpił>
- Uważaj trochę! - zawołałam
- Prze...Przepraszam - powiedziała nieśmiało - Jestem Liderem Klanu Wschodu
- Ja jestem Liderem Klanu Słońca - odparłam - Nie powinnaś wchodzić na tereny mego klanu. Jesteś w sprawie sojuszu?
- No... Można tak powiedzieć - uśmiechnęła się i zaczęła wpatrywać się w moją gwiazdę
- Chodź do mojej jaskini - odparłam sucho
Nie znałam jej, musiałam taka być. Popatrzyłam na towarzyszkę jakoś dziwnie i zaczęłam iść do mojej jaskini. Jak byłyśmy w mojej jaskini poprosiłam żeby kotka podpisała kartkę.
- Proszę o podpis - odparłam
Kotka wyciągnęła pazur i podpisała petycje że będziemy mieć sojusz... Uf... Dobrze że nie wojnę.
<Bluestar? Sr że takie krótkie. Brak weny nastąpił>
Od Blackstar'a
Jeszcze nie widziałem żadnego kota oprócz Wolfstar'a i kotów z mojego klanu. Czułem się dziwinie. Inne klany rosły w sile, a mój jakby zatrzymał się w miejscu. Nie wiedziałem od czego zacząć. Może być milszy dla innych liderów? Chyba tylko wtedy Kiedy nie będą na moim terytorium. Wyszedłem z noro podobnej szczeliny i przeszedłem się wzdłuż granic. Jako jeden z nielicznych lider chodzę sam na patroly itd. Nagle usłyszałem szelest kilka metrów od granicy. Podeszłem i zobaczyłem jakąś kotkę. Przeglądałem jej się uważnie. Była bialo-czarna, tak jak ja. Tylko nie ma takiego pięknego futerka jak ja. Nikt takiego nie ma. Samica za bardzo nie wiedziała, ze nie jest sama. Kiedy spojrzała na mnie ze zdziwieniem odeszlem parę kroków.
- Jak się nazywasz? - zapytała.
- Blackstar, lider Klanu Nocy. - odpowiedziałem.
- Ja jestem Wildstar. - powiedziała kotka. Wtedy zza krzaków wyszła Flowerfur. Obserwowaliśmy się wszyscy nawzajem, aż w końcu Flower przerwała ciszę:
- Blackstar co tu robisz?
- Patroluje, nie widać? - zapytałem.
- Sam? - zapytała.
- Wolę sam niż z kimś. - odpowiedziałem.
- Czyli Wy jesteście z klanu nocy? - wtracila Wild. - Ja jestem liderką klanu słońca. - dodała.
<Flowerfur? Wildstar?> sroki jak zrobiłam jakiś błąd w imieniu
- Jak się nazywasz? - zapytała.
- Blackstar, lider Klanu Nocy. - odpowiedziałem.
- Ja jestem Wildstar. - powiedziała kotka. Wtedy zza krzaków wyszła Flowerfur. Obserwowaliśmy się wszyscy nawzajem, aż w końcu Flower przerwała ciszę:
- Blackstar co tu robisz?
- Patroluje, nie widać? - zapytałem.
- Sam? - zapytała.
- Wolę sam niż z kimś. - odpowiedziałem.
- Czyli Wy jesteście z klanu nocy? - wtracila Wild. - Ja jestem liderką klanu słońca. - dodała.
<Flowerfur? Wildstar?> sroki jak zrobiłam jakiś błąd w imieniu
Od Flowerfur
Otworzyłam oczy, ale po chwili musiałam je zmrużyć, bo światło słońca na moment mnie oślepiło. Powoli podniosłam się z ziemi i kilka razy polizałam lekko rozczochrane futerko na piersi. Rozglądnęłam się. Znów zasnęłam w pierwszym lepszym miejscu. Nigdy nie lubiłam mieć legowisk, nie chce mi się zawsze chodzić w to samo miejsce, żeby spać. Ale jeśli muszę, cóż...
Ruszyłam biegiem pomiędzy drzewami, słyszałam jedynie śpiew jakiegoś ptaka siedzącego daleko na gałęzi i uschnięte liście, po których deptałam. Znałam mało kogo, pora poszukać jakiegoś kota. Trwało to dłuższą chwilę, ale na granicy z jednym z klanów zobaczyłam sylwetkę kota. Zaczęłam iść w jego kierunku, mówiąc:
- Cześć! Jestem Flowerfur!
Nieznajomy na mnie popatrzył pewnie zdziwiony, a ja uśmiechnęłam się lekko. On stał na swoim terytorium, a ja po drugiej stronie granicy, w Klanie Nocy.
< Ktoś? >
Ruszyłam biegiem pomiędzy drzewami, słyszałam jedynie śpiew jakiegoś ptaka siedzącego daleko na gałęzi i uschnięte liście, po których deptałam. Znałam mało kogo, pora poszukać jakiegoś kota. Trwało to dłuższą chwilę, ale na granicy z jednym z klanów zobaczyłam sylwetkę kota. Zaczęłam iść w jego kierunku, mówiąc:
- Cześć! Jestem Flowerfur!
Nieznajomy na mnie popatrzył pewnie zdziwiony, a ja uśmiechnęłam się lekko. On stał na swoim terytorium, a ja po drugiej stronie granicy, w Klanie Nocy.
< Ktoś? >
Że tak szybko?!
Ludzie, nie pędźcie tak...
W takim tempie będziemy chyba najbardziej sławnym blogiem o tej tematyce w Polsce.
Nie sądziłam że w tak krótkim czasie...
UBIJEMY 1000 WYŚWIETLEŃ!
To pora na weekend'ową imprezę, co?
Puszczamy muzyczkę, zbieramy myszy, kupujemy wyciąg z brzozy od bawoła i impreza na cały las!
Od Mintleaf CD Wolfstar
OPOWIADANIE ZLEWA SIĘ W OPOWIADANIEM WARSTRIPE, DLATEGO MOŻE BYĆ WSTAWIONE!
Rana z boku była cała w krwi, jednak ogon Wolfstar'a dał mi coś do myślenia... Przecież jego rana jest nie do odwrócenia. Kocur może stracić ogon, a ja zaledwie mam krew. W sercu głęboko współczułam przywódcy naszego Wilczego Klanu. Ale zrozumiałam, że on jest naprawdę odważny, i ukrywa cierpienie... Podoba mi się jego zachowanie. Spojrzałam w oczy kocura, ale nagle przewróciłam, niewidocznie się rumieniąc.
-Mintleaf?- zapytał Wolfstar. Znów popatrzyłam na przywódcę.- Pomożesz mi?
-J-jasne! Znam się trochę na medycynie... Blindalley mnie trochę uczył.
-Blindalley?
-Był medykiem mojego poprzedniego klanu.- uśmiechnęłam się słabo.- Dobra, pójdę po pajęczynę, a potem powrócimy do obozu.
-Yhy.- WolfStar kiwnął, a ja pobiegłam, szukając siedliska pająków. Znalazłam spory "domek", nawinęłam go na łapę i powróciłam do przywódcy za zapachem. Kot pozwolił mi zatamować krew, i poszliśmy z Warstripe i kocurem do naszego obozu.
-Połóż się w swojej jaskini, a ja znajdę nasiona maku.
-Co one robią?
-Zobaczysz.- uśmiechnęłam się i ponownie uciekłam w głąb lasu. Po drodze znalazłam trochę kocimiętki, nie śmiałam jej wąchać, więc urwałam tylko trochę. Znalazłam wreszcie pąk maku, też go wzięłam.
Powróciłam do Wolfstar i położyłam przed nim listek z czterema nasionkami maku.
-Powinieneś trochę pospać.- odparłam, kiedy ten już połknął czarne kuleczka.
< Warstripe, WolfStar? ;-; >
Rana z boku była cała w krwi, jednak ogon Wolfstar'a dał mi coś do myślenia... Przecież jego rana jest nie do odwrócenia. Kocur może stracić ogon, a ja zaledwie mam krew. W sercu głęboko współczułam przywódcy naszego Wilczego Klanu. Ale zrozumiałam, że on jest naprawdę odważny, i ukrywa cierpienie... Podoba mi się jego zachowanie. Spojrzałam w oczy kocura, ale nagle przewróciłam, niewidocznie się rumieniąc.
-Mintleaf?- zapytał Wolfstar. Znów popatrzyłam na przywódcę.- Pomożesz mi?
-J-jasne! Znam się trochę na medycynie... Blindalley mnie trochę uczył.
-Blindalley?
-Był medykiem mojego poprzedniego klanu.- uśmiechnęłam się słabo.- Dobra, pójdę po pajęczynę, a potem powrócimy do obozu.
-Yhy.- WolfStar kiwnął, a ja pobiegłam, szukając siedliska pająków. Znalazłam spory "domek", nawinęłam go na łapę i powróciłam do przywódcy za zapachem. Kot pozwolił mi zatamować krew, i poszliśmy z Warstripe i kocurem do naszego obozu.
-Połóż się w swojej jaskini, a ja znajdę nasiona maku.
-Co one robią?
-Zobaczysz.- uśmiechnęłam się i ponownie uciekłam w głąb lasu. Po drodze znalazłam trochę kocimiętki, nie śmiałam jej wąchać, więc urwałam tylko trochę. Znalazłam wreszcie pąk maku, też go wzięłam.
Powróciłam do Wolfstar i położyłam przed nim listek z czterema nasionkami maku.
-Powinieneś trochę pospać.- odparłam, kiedy ten już połknął czarne kuleczka.
< Warstripe, WolfStar? ;-; >
Subskrybuj:
Posty (Atom)