To chyba była Unex... Wyobrażam ją sobie inaczej. Nie wiem, czy ją kiedyś spotkałam. Miała straszne oko, którego właściwie nie było. Biedulka... Jednak raczej mnie nie polubiła, ba!, chciała się raczej na mnie rzucić! Ale przecież nie jest winna. Może zazdrosna?
Nie... Jestem zbyt naiwna, heh.
WolfStar wykrzyknął "Unex!". Ta odpowiedziała jedynie bełkotem i uciekła, tak jakby palił się obóz. Wiedziałam... Wiedziałam, że się o tym dowie... Nie może tego zaakceptować? Nie, oczywiście, że nie! Bo co? Bo jest liderką, no tak!
Znowu ta naiwność...
Pokręciłam głową. Oby z nią wszystko było dobrze... Przecież widzi teraźniejszy świat z jednej strony. Możliwe, że to drugie oko miało inną opinię, patrząc na świat. Westchnęłam ciężko.
-M-Mint...- zaczął ten.
-Idź po nią.- wypowiedziałam słowa.- Potrzebuje cię. Jesteś jej jedyną nadzieją.- uśmiechnęłam się smutno i wstałam.
-Ale...
-Idź! Na co czekasz?- postanowiłam się lekko pobawić w przywódcę. Kot wziął powietrze w płuca i wyskoczył do lasu.
Nagle jakaś pustka...
Mam nadzieję, że jej pomoże. Weszła w stan depresji... Rozumiem. Po śmierci wszystkich bliskich czułam się urażona i zdradzona. Klan się rozpadł, nie było wyjścia, musiałam po prostu uciec i znaleźć coś innego... W tamtych czasach miałam dopiero 13 księżyców - umiałam złowić jakąś małą myszkę. Byłam głodna. A te terminatorskie czasy... Oderwanie ucha przez cudzych kotów...
Drgnęłam "brakiem" ucha. Mam szczęście, że w ogóle żyję... Bo tak bym nie miała WolfStar'a. Przecież kochał UnexpectedStar. Oszukał mnie? Wtedy by nie podszedł do mnie. A ten spacer w lesie? Może zrozumiał, że mi się on... podoba? Nie chciał mi rozbić serca, idąc do Unex?
Kiedy zmieni mi się charakter? Wolę być ostrą kotką, niżeli mieć naiwność.
Ygh. Poszłam w inną stronę. Las wydawał się inny, nie taki, jakim był jeszcze dni dwa temu. Teraz było pięknie. Wirujące, pomarańczowe liście latały to tam, to tu. Jeszcze by poranna mgła... Marzenie. Marzenie każdego kota, który uwielbiał przyrodę a nie Dwunożnych, karmiących bobkami szczurów bez obrazy, Szczurgu xd
Było pięknie. A, mówiłam już? To powtórzę. Było c u d o w n i e! Gdyby zobaczyłby to mój brat, mama, tata, WolfStar... Może rodzice nie są w Gwiezdnym Klanie, a patrzą na mnie, jak idę, rozmyślając o bzdurach? Może Fernfur bawi się z listkami, krzyczy do mnie, żebym bawiła się z nim, jednak ja jego nie słyszę i nawet nie widzę? To... To przecież takie smutne...
"-Coś o mnie mówiłaś?- zapytał znajomy głos."
-Fernfur?!- niemalże wykrzyknęłam, odskoczyłam do tyłu. Przede mną stał czarny kotek w rude plamy, miały taką samą kolejność co ja i matka.
-A kto?- fuknął, z szczerym i szerokim uśmiechem kocurek.- Witaj, Mint...
-Mintleaf.- odpowiedziałam niezręcznie.
-No tak, zapomniałem. Przepraszam.
Westchnęłam. Gwiezdny kotek siedział przez chwilę w milczeniu.
-Widzę, że masz pewne... Problemy.- ostatnie słowo on przemienił na szept. Pokręciłam głową.
-Wszystko w porządku, muszę po prostu trochę pomyśleć o swym przeznaczeniu.
-Wiedz, że mama i tata się pogodzili. Teraz czekamy tylko na ciebie...
Mintleaf w oszołomieniu wykrzyknęła: "Czekaj, oni chcą, żebym umarła?!", lecz Fernfur rozpłynął się w lekkim powietrzu.
Bez sensu...
Listwa dawała więcej znaków, że teraz jest Pora Opadających Liści. Usiadłam pod jednym drzewkiem i zaczęłam rozmyślać. O co mu chodziło? Tęsknili za mną?
Zrzuciłam te myśli, i zadałam sobie inne pytanie - co to jest prawdziwe szczęście? P.S. Jeżeli ktoś wie, skąd to pytanie, dostaje ciastko:v . Czy to jest to uczucie, które czułam jeszcze niedawno przy przyznaniu się WolfStar'a? Nie, to raczej było wzruszenie się. Kiedy przeżyłam, prawie wpadając pod szybkim monstrum? To był strach i ulga.
Co to jest szczęście? Głowiłam się nad tym idiotycznym pytaniem. Po co? Zabierał mi tylko czas!
I tak nie masz nic do robienia
Ehh. Oby WolfStar przekonał jakoś UnexpectedStar, że nie jestem taka, jaka się jej wydaję. A jaka jestem?
Jestem nikim, to logiczne. Albo i nie? Może jesteśmy tylko snem? Wytworem czyjejś wyobraźni? Marionetkami? Nie mogłam odnaleźć w tym sensu. Jest on czy nie? Być albo nie być? Żyć czy nie żyć? Umierać torturami czy spokojną śmiercią położyć się na świeżych liściach? Coraz więcej pytań. Trudno wyobrazić sobie siebie, nieruchomo siedzącą pod drzewem, przecież u mnie w głowie ciągle coś brzęczy! Możliwie ktoś mi krzyczy nad uchem, a ja jestem zamknięta w głowie, krążąc przez drzwiami z odpowiedziami, a po nich - kolejne drzwi. Głupie.
Ocknęłam się jak ze snu. Już się ściemniało... Ciekawe, co tam z WolfStar i UnexpectedStar. Po co ja się tak ciekawię? Ich sprawy. Może się po prostu najzwyczajniej w świecie martwię o tego, kto mi powiedział, iż mnie kocha? Że jestem niby wyjątkowa? W czym?! W umaszczeniu? Jest zwykłe, może trochę jest tam dodana nuta kotów z poprzednich pokoleń. Charakter? Jest miliardy kotek z takim samym charakterem. Mimo że kochałam WolfStar'a, kilka minut lub godzin spędzaliśmy razem czas...
Wstałam i spojrzałam przymulonym wzrokiem w stronę, skąd szedł zapach obozów. Okropnie chciało mi się spać. Nagle usłyszałam szelest za plecami. Ktoś chyba tam był, nie odskakiwałam, nie miałam tyle sił. Z trudem naprężyłam chude mięśnie i tylko spojrzałam z trudem naprężyłam mięśnie i tylko popatrzyłam za siebie. Nagle wyskoczył na mnie wielki czarny kocur, uderzając po mordzie, a następnie nastąpił łapą na gardło. Próbowałam machać tylnimi łapami i uderzać nimi w brzuch, jednak na nic.
Chyba umarłam...
Otworzyłam oczy. To był tylko sen. Zasnęłam pod drzewem. Nade mną stał szary kocur, miał plamy podobne do plam WolfStar'a, tyle że innych kolorów. Może to o nim mówiła dzisiaj Warstripe?
Cudzoziemiec stał nade mną, patrzyłam mu prosto w oczy, podobne do oczu lidera Wilczego Klanu.
-Ty...!- wykrztusiłam z siebie. Kocur podniósł prawą "brew", pokazując, że absolutnie nie wie, o co chodzi.
-Ja.- sztucznie się przeraził. Przekręciłam oczami i z trudem wstałam.
-Znasz Warstripe?
-War co?- znów się zdziwił.
-Kotka, którą podrapałeś.
-Aa, tą! A co, też chcesz?- ten już szykował pazurki.
-Nie dzięki.-warknęłam. Jest bardzo podobny do WolfStar'a.- Czego tu szukasz?
-Niebieskich migdałów. Po co masz wiedzieć, rysi bobku?- zasyczał jak afrykański wąż, pokazując swe ostre kiełki.
-Ale jesteś głupi.- bąknęłam i odeszłam od niego.
-Sama jesteś głupia, rysi bobek.
Zatrzymałam się.
-Mam imię.- syknęłam.
-Nie chcę go znać, rysi bobku.
-Zamknij japę!- wykrzyknęłam, drapiąc go wzdłuż mordy. On tylko fuknął i już wypuścił pazury. Stałam przed, ciężko dysząc. Kocur się sprytnie uśmiechnął i rzucił się na bezbronny brzuch.
Spadłam na plecy, po czym zaczęłam kopać samca w brzuch, ale to nic nie dawało. Miałam wrażenie, że był grubą zabawką Dwunożnych, ponieważ naprawdę miał trochę tłuszczu /XD/
Poddałam się, nie miałam już sił co do tego kota.
-Heh, wiedziałem, że się poddasz, rysi bobku.
O nie, tego już za wiele! Zaryczałam i naskoczyłam na kota, że ten był pode mną /;-;/. Syczenia rosły coraz bardziej, były głośniejsze niż krzyki mew przy plaży. /ale porównanie, lulz/. Drapaliśmy się, lecz niestety ten był silniejszy, a jego pazury były twardsze i większe.
-Idź już stąd! Bo zawołam...- już miałam powiedzieć, iż pójdę po WolfStar'a, jednak ten przerwał mi.
-Nie interesuje mnie, kogo chcesz zawołać, rysi bobku.- widocznie kocurowi się znudziło mnie drapać i poszedł sobie.
Naszczęście! Nie ma już go! Kilka razy ciężko westchnęłam i poszłam do obozu. Miałam kilka ran na sobie, więc odrazu poszłam do medyczki. Kotka przeraziła się głębokimi zadrapaniami.
-Któż to ma takie pazury!-zdumiła się Rainymist.
-Może zamiast zadawać głupie pytania byś mi pomogła? Nie mam ochoty cierpieć jeszcze dziesięć minut, zanim pójdziesz do kogoś i się spytasz.
-A powiesz chociażby kto to ci zrobił?
-Nawet nie znam jego imienia!- fuknęłam, kładząc się na pościeli z liści.
W tej jaskini pięknie pachniało trawami. Rainymist potruchtała do jakiejś trawki, dodała do tego jeszcze jakieś kwiatki i listka.
-Pożuj to.- powiedziała ta, przysuwając do mnie trawki. Powąchałam to. Raczej nie groźne... Zaczęłam przeżuwać trawy, okazały się gorzkie.- Powinno zmniejszyć ból. Może dam ci nasiona maka, bym w czasie twego twardego snu leczyła rany? Żebyś nie cierpiała.
-Jak chcesz.- wzruszyłam ramionami i przełknęłam nasiona. Strasznie mnie zaciągnęło w sen, zamknęłam oczy i widziałam tylko ciemność...
<???>
Tak, chciało mi się napisać te opo. Jutro sprawdzę, ile ma słówek>:B
Nie... Jestem zbyt naiwna, heh.
WolfStar wykrzyknął "Unex!". Ta odpowiedziała jedynie bełkotem i uciekła, tak jakby palił się obóz. Wiedziałam... Wiedziałam, że się o tym dowie... Nie może tego zaakceptować? Nie, oczywiście, że nie! Bo co? Bo jest liderką, no tak!
Znowu ta naiwność...
Pokręciłam głową. Oby z nią wszystko było dobrze... Przecież widzi teraźniejszy świat z jednej strony. Możliwe, że to drugie oko miało inną opinię, patrząc na świat. Westchnęłam ciężko.
-M-Mint...- zaczął ten.
-Idź po nią.- wypowiedziałam słowa.- Potrzebuje cię. Jesteś jej jedyną nadzieją.- uśmiechnęłam się smutno i wstałam.
-Ale...
-Idź! Na co czekasz?- postanowiłam się lekko pobawić w przywódcę. Kot wziął powietrze w płuca i wyskoczył do lasu.
Nagle jakaś pustka...
Mam nadzieję, że jej pomoże. Weszła w stan depresji... Rozumiem. Po śmierci wszystkich bliskich czułam się urażona i zdradzona. Klan się rozpadł, nie było wyjścia, musiałam po prostu uciec i znaleźć coś innego... W tamtych czasach miałam dopiero 13 księżyców - umiałam złowić jakąś małą myszkę. Byłam głodna. A te terminatorskie czasy... Oderwanie ucha przez cudzych kotów...
Drgnęłam "brakiem" ucha. Mam szczęście, że w ogóle żyję... Bo tak bym nie miała WolfStar'a. Przecież kochał UnexpectedStar. Oszukał mnie? Wtedy by nie podszedł do mnie. A ten spacer w lesie? Może zrozumiał, że mi się on... podoba? Nie chciał mi rozbić serca, idąc do Unex?
Kiedy zmieni mi się charakter? Wolę być ostrą kotką, niżeli mieć naiwność.
Ygh. Poszłam w inną stronę. Las wydawał się inny, nie taki, jakim był jeszcze dni dwa temu. Teraz było pięknie. Wirujące, pomarańczowe liście latały to tam, to tu. Jeszcze by poranna mgła... Marzenie. Marzenie każdego kota, który uwielbiał przyrodę a nie Dwunożnych, karmiących bobkami szczurów bez obrazy, Szczurgu xd
Było pięknie. A, mówiłam już? To powtórzę. Było c u d o w n i e! Gdyby zobaczyłby to mój brat, mama, tata, WolfStar... Może rodzice nie są w Gwiezdnym Klanie, a patrzą na mnie, jak idę, rozmyślając o bzdurach? Może Fernfur bawi się z listkami, krzyczy do mnie, żebym bawiła się z nim, jednak ja jego nie słyszę i nawet nie widzę? To... To przecież takie smutne...
"-Coś o mnie mówiłaś?- zapytał znajomy głos."
-Fernfur?!- niemalże wykrzyknęłam, odskoczyłam do tyłu. Przede mną stał czarny kotek w rude plamy, miały taką samą kolejność co ja i matka.
-A kto?- fuknął, z szczerym i szerokim uśmiechem kocurek.- Witaj, Mint...
-Mintleaf.- odpowiedziałam niezręcznie.
-No tak, zapomniałem. Przepraszam.
Westchnęłam. Gwiezdny kotek siedział przez chwilę w milczeniu.
-Widzę, że masz pewne... Problemy.- ostatnie słowo on przemienił na szept. Pokręciłam głową.
-Wszystko w porządku, muszę po prostu trochę pomyśleć o swym przeznaczeniu.
-Wiedz, że mama i tata się pogodzili. Teraz czekamy tylko na ciebie...
Mintleaf w oszołomieniu wykrzyknęła: "Czekaj, oni chcą, żebym umarła?!", lecz Fernfur rozpłynął się w lekkim powietrzu.
Bez sensu...
Listwa dawała więcej znaków, że teraz jest Pora Opadających Liści. Usiadłam pod jednym drzewkiem i zaczęłam rozmyślać. O co mu chodziło? Tęsknili za mną?
Zrzuciłam te myśli, i zadałam sobie inne pytanie - co to jest prawdziwe szczęście? P.S. Jeżeli ktoś wie, skąd to pytanie, dostaje ciastko:v . Czy to jest to uczucie, które czułam jeszcze niedawno przy przyznaniu się WolfStar'a? Nie, to raczej było wzruszenie się. Kiedy przeżyłam, prawie wpadając pod szybkim monstrum? To był strach i ulga.
Co to jest szczęście? Głowiłam się nad tym idiotycznym pytaniem. Po co? Zabierał mi tylko czas!
I tak nie masz nic do robienia
Ehh. Oby WolfStar przekonał jakoś UnexpectedStar, że nie jestem taka, jaka się jej wydaję. A jaka jestem?
Jestem nikim, to logiczne. Albo i nie? Może jesteśmy tylko snem? Wytworem czyjejś wyobraźni? Marionetkami? Nie mogłam odnaleźć w tym sensu. Jest on czy nie? Być albo nie być? Żyć czy nie żyć? Umierać torturami czy spokojną śmiercią położyć się na świeżych liściach? Coraz więcej pytań. Trudno wyobrazić sobie siebie, nieruchomo siedzącą pod drzewem, przecież u mnie w głowie ciągle coś brzęczy! Możliwie ktoś mi krzyczy nad uchem, a ja jestem zamknięta w głowie, krążąc przez drzwiami z odpowiedziami, a po nich - kolejne drzwi. Głupie.
Ocknęłam się jak ze snu. Już się ściemniało... Ciekawe, co tam z WolfStar i UnexpectedStar. Po co ja się tak ciekawię? Ich sprawy. Może się po prostu najzwyczajniej w świecie martwię o tego, kto mi powiedział, iż mnie kocha? Że jestem niby wyjątkowa? W czym?! W umaszczeniu? Jest zwykłe, może trochę jest tam dodana nuta kotów z poprzednich pokoleń. Charakter? Jest miliardy kotek z takim samym charakterem. Mimo że kochałam WolfStar'a, kilka minut lub godzin spędzaliśmy razem czas...
Wstałam i spojrzałam przymulonym wzrokiem w stronę, skąd szedł zapach obozów. Okropnie chciało mi się spać. Nagle usłyszałam szelest za plecami. Ktoś chyba tam był, nie odskakiwałam, nie miałam tyle sił. Z trudem naprężyłam chude mięśnie i tylko spojrzałam z trudem naprężyłam mięśnie i tylko popatrzyłam za siebie. Nagle wyskoczył na mnie wielki czarny kocur, uderzając po mordzie, a następnie nastąpił łapą na gardło. Próbowałam machać tylnimi łapami i uderzać nimi w brzuch, jednak na nic.
Chyba umarłam...
Otworzyłam oczy. To był tylko sen. Zasnęłam pod drzewem. Nade mną stał szary kocur, miał plamy podobne do plam WolfStar'a, tyle że innych kolorów. Może to o nim mówiła dzisiaj Warstripe?
Cudzoziemiec stał nade mną, patrzyłam mu prosto w oczy, podobne do oczu lidera Wilczego Klanu.
-Ty...!- wykrztusiłam z siebie. Kocur podniósł prawą "brew", pokazując, że absolutnie nie wie, o co chodzi.
-Ja.- sztucznie się przeraził. Przekręciłam oczami i z trudem wstałam.
-Znasz Warstripe?
-War co?- znów się zdziwił.
-Kotka, którą podrapałeś.
-Aa, tą! A co, też chcesz?- ten już szykował pazurki.
-Nie dzięki.-warknęłam. Jest bardzo podobny do WolfStar'a.- Czego tu szukasz?
-Niebieskich migdałów. Po co masz wiedzieć, rysi bobku?- zasyczał jak afrykański wąż, pokazując swe ostre kiełki.
-Ale jesteś głupi.- bąknęłam i odeszłam od niego.
-Sama jesteś głupia, rysi bobek.
Zatrzymałam się.
-Mam imię.- syknęłam.
-Nie chcę go znać, rysi bobku.
-Zamknij japę!- wykrzyknęłam, drapiąc go wzdłuż mordy. On tylko fuknął i już wypuścił pazury. Stałam przed, ciężko dysząc. Kocur się sprytnie uśmiechnął i rzucił się na bezbronny brzuch.
Spadłam na plecy, po czym zaczęłam kopać samca w brzuch, ale to nic nie dawało. Miałam wrażenie, że był grubą zabawką Dwunożnych, ponieważ naprawdę miał trochę tłuszczu /XD/
Poddałam się, nie miałam już sił co do tego kota.
-Heh, wiedziałem, że się poddasz, rysi bobku.
O nie, tego już za wiele! Zaryczałam i naskoczyłam na kota, że ten był pode mną /;-;/. Syczenia rosły coraz bardziej, były głośniejsze niż krzyki mew przy plaży. /ale porównanie, lulz/. Drapaliśmy się, lecz niestety ten był silniejszy, a jego pazury były twardsze i większe.
-Idź już stąd! Bo zawołam...- już miałam powiedzieć, iż pójdę po WolfStar'a, jednak ten przerwał mi.
-Nie interesuje mnie, kogo chcesz zawołać, rysi bobku.- widocznie kocurowi się znudziło mnie drapać i poszedł sobie.
Naszczęście! Nie ma już go! Kilka razy ciężko westchnęłam i poszłam do obozu. Miałam kilka ran na sobie, więc odrazu poszłam do medyczki. Kotka przeraziła się głębokimi zadrapaniami.
-Któż to ma takie pazury!-zdumiła się Rainymist.
-Może zamiast zadawać głupie pytania byś mi pomogła? Nie mam ochoty cierpieć jeszcze dziesięć minut, zanim pójdziesz do kogoś i się spytasz.
-A powiesz chociażby kto to ci zrobił?
-Nawet nie znam jego imienia!- fuknęłam, kładząc się na pościeli z liści.
W tej jaskini pięknie pachniało trawami. Rainymist potruchtała do jakiejś trawki, dodała do tego jeszcze jakieś kwiatki i listka.
-Pożuj to.- powiedziała ta, przysuwając do mnie trawki. Powąchałam to. Raczej nie groźne... Zaczęłam przeżuwać trawy, okazały się gorzkie.- Powinno zmniejszyć ból. Może dam ci nasiona maka, bym w czasie twego twardego snu leczyła rany? Żebyś nie cierpiała.
-Jak chcesz.- wzruszyłam ramionami i przełknęłam nasiona. Strasznie mnie zaciągnęło w sen, zamknęłam oczy i widziałam tylko ciemność...
<???>
Tak, chciało mi się napisać te opo. Jutro sprawdzę, ile ma słówek>:B
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz