Spuściłam łeb i westchnęłam głęboko.
- Przeprosiny nic nie dadzą. - szepnęłam powodując iż Wolfstar na chwilę się zatrzymał i spojrzał do tyłu z mieszanymi uczuciami. Po chwili odwrócił się i bez słowa odszedł. Stałam przez dłuższe minuty w bezruchu ze spuszczonym wzrokiem aż z mojego oka wypłynęło kilka samotnych łez, powodując że zaszlochałam cicho. W końcu nie wytrzymałam - padłam na ziemię zaciskając kły by powstrzymać się od płaczu. Moje życie zostało w każdym kawałku zniszczone. Nie miałam już nic na czym mogłam się oprzeć. Nie miałam rodziny, nikogo bliskiego ... w dodatku połowa świata znała mnie jaką "tą złą" i nie chciało im się nawet wyszukiwać we mnie jakiegoś dobra. Przynajmniej Wolf i Mint mają siebie usłyszałam cichutki głos w mojej głowie, Nie są samotni ... jak ty.
Wysunęłam pazury i wbiłam je w ziemię, powstrzymując się od jakiegokolwiek dźwięku. Blizna na oku nagle jakby opuchła, wydobywając z siebie kolejną salwę bólu po czym nagle przestała boleć. Zacisnęłam wargi - anatomia wiem - i westchnęłam mimowolnie.
**********
Pierwsze co mnie powitało to rażące promienie słońca przed którymi zostałam zmuszona do zaciśnięcia przez chwilę oczu. Gdy już się jednak przyzwyczaiłam, ujrzałam ten cudowny krajobraz który widziałam jeszcze wczoraj. Jedyną zmianą były mokre od łez powieki oraz niewielka czerwona plama która zaczęła tworzyć się pode mną i obklejać moje futro.
Wzdrygnęłam się zdając sobie sprawę że nie mogę dłużej sterczeć w jednym miejscu i zostało mi mało czasu .... do jakiegokolwiek ruchu. Ale to i dobrze, głos ponownie odezwał się w mym umyśle, Nikt nie będzie płakał, nie będzie żałować ... będą się cieszyć... kolejny kłopot mają za sobą.
Wstałam gwałtownie i wrzasnęłam próbując tym rozproszyć wszystkie te okropne myśli. Jednak one powracały ze zdwojoną siłą i w końcu musiałam przyznać im rację. Przecież sama dobrze wiedziałam że nikogo już nie mam na tym świecie i nikogo kto byłby wstanie wyłonić chodź jedną łzę.
Chociaż jakaś dziwna niespotykana siła, kazała mi ruszyć się z miejsca i walczyć o swe życie, by naprawić je chodź i tak zostaną na nim naprawdę głębokie blizny.
Dlatego właśnie postanowiłam natychmiast. Zostanę w tym miejscu przez dwa tygodnie by sama o siebie zadbać ... nikogo nie będę potrzebować!
Od razu więc pokuśtykałam do dosyć stromej dróżki w dół, gdzie czekał mnie krystaliczny wodopój i stada soczystych saren. Pchana ów motywacją ruszyłam hardo, zdając sobie sprawę że moje możliwości zostały przesunięte o połowę z powodu otwartej rany z boku która coraz mocniej wylewała z siebie krew. Przez początek było naprawdę trudno - kamienna dróżka była naprawdę stroma i prawie co chwilę pod łapy pchały się kamyczki które starały się wypchać mnie z równowagi. Trzymałam się jednak dzielnie i nie minęło pół godziny a byłam już na końcu. Ku memu nieszczęściu musiałam zeskoczyć na samą, soczystą trawę i choć ów trawę i kamienisty stopień na którym stałam dzieliła niewielka odległość to i tak mogłam podrażnić sobie jakąś kończynę kończąc na tym w Gwiezdnym Klanie. Westchnęłam głęboko, policzyłam do trzech i rozprostowałam przednie łapy by odpić się tylnymi od ziemi. Szybko znalazłam się na tej piękniejszej części lecz niestety rana zaczęła jeszcze mocniej krwawić. Ruszyłam natychmiast w stronę krystalicznego źródła i zamoczyłam się w nim aż do nosa i po chwili wahania schowałam również w wodzie cały pysk. Nurkowałam zwiedzając głębiny ów jeziorka. Przede mną pośpiesznie przepływały grupki kolorowych ryb a raz po raz widziałam poważne sumy patrzące na mnie z przesadną irytacją. Wynurzyłam się po chwili odświeżona i wyszłam na ląd. Rozejrzałam się z nijakim uśmiechem po czym zadowolona ujrzałam za wodospadem jaskinię do której weszłam. Wzięłam ze sobą również kilka niezbędnych narzędzi jakim była na przykład, kępka trawy, złapane pożywienie czy kilka ostrych kamieni. Zaczęła się operacja "Rana Boczna".
**************
Płynęły leniwie godziny w których to próbowałam zszyć swoją ranę, co było dosyć trudne. Warczałam przy tym ze złością i gadałam do siebie, jakby w przypływie samotności. Co kilka minut wracały do mnie propozycje, by wrócić lecz zaraz je odtrącałam. Chciałam zostać tu sama aż do mojej śmierci. Będę żywić się jakimiś opadniętymi i zmęczonymi sarnami i rybami, a moją atrakcją będzie... no ... nie potrzebuje atrakcji! Pływanie i polowanie to jest już wystarczająca zabawa. W dodatku moim najważniejszym celem jest wyleczenie się do całkowitej pełności - nie licząc oka ... - i to na tym skupiać się będę najbardziej.
Ostatnio jednak, kiedy byłam wstanie wyjść z jaskini, nie mogłam złapać żadnego pożywienia i szłam spać głodna. Było też tak następnego dnia a jeszcze kolejnego udało mi się jedynie złapać dwie leniwe myszy. Przestały mnie interesować uroki tego miejsca i zaczęłam się poważnie wnerwiać.
- O nie! - krzyczałam do siebie, gdy po raz enty usłyszałam w głowie głos naglący do powrotu. - Nie ma mowy! Oni mnie tam nie potrzebują! Ja sobie sama doskonale poradzę!
Jednak sama nie wierzyłam w swoje słowa. Z dnia na dzień było gorzej z pożywieniem i było mi trudniej się leczyć. Minął zaledwie tydzień i pół. Zostały mi jeszcze trzy dni ale zaczęły mi wystawać żebra i mój chód stał się o wiele powolniejszy, jakbym stąpała po błocie.
Był piątek. Dwa dni i koniec mojej harówy.. ale coś mi przeszkadzało. Głód coraz bardziej zżerał mnie od środka a samotność jeszcze bardziej dobijała. W dodatku rana wcale się nie polepszała i już dawno pękły wszy. Niech będzie, postanowiłam z westchnieniem, było już wystarczająco długo ... zresztą nikt nie zauważy różnicy.
Ruszyłam więc z wahaniem z powrotem, utykając na jedną nogę i co chwilę patrząc z utęsknieniem na przebiegające koło mnie zające. Nie byłam wstanie ich złapać.
Gdy przechodziłam przez Klan Wilka nie mogłam się powstrzymać by nie zerknąć na jaskinię lidera. Widziałam tam jedynie cień który nic nie znaczył ... a przynajmniej ja nie znaczę dla właściciela cienia. Odwracając się od tych durnowatych myśli, szybko odwróciłam łeb i jakby nigdy nic pokuśtykałam dalej. Jednak Wolfstar zdążył mnie zauważyć i teraz podbiegł do wyjścia. Widząc w jakim jestem w stanie na początku otworzył pysk po czym zamknął i krzyknął:
- Unex!
- Przestań! - prawie pisnęłam i zatrzymałam się. Odwróciłam się w jego stronę z załzawionymi oczami. - B-Błagam ...
I nagle wszystko zaczęło nie mieć dla mnie znaczenia. Świat przede mną rozmazał się a ja dostałam zawrotów głowy. Prędzej czy później... musiałam umrzeć a w drodze ewentualności zemdleć. Nie byłam pewna co się w tej chwili stało ale wiedziałam że coś się ze mną dzieje.
<Wolfstar? :v Starałam się dłużej ale nie umiem :c>
- Przeprosiny nic nie dadzą. - szepnęłam powodując iż Wolfstar na chwilę się zatrzymał i spojrzał do tyłu z mieszanymi uczuciami. Po chwili odwrócił się i bez słowa odszedł. Stałam przez dłuższe minuty w bezruchu ze spuszczonym wzrokiem aż z mojego oka wypłynęło kilka samotnych łez, powodując że zaszlochałam cicho. W końcu nie wytrzymałam - padłam na ziemię zaciskając kły by powstrzymać się od płaczu. Moje życie zostało w każdym kawałku zniszczone. Nie miałam już nic na czym mogłam się oprzeć. Nie miałam rodziny, nikogo bliskiego ... w dodatku połowa świata znała mnie jaką "tą złą" i nie chciało im się nawet wyszukiwać we mnie jakiegoś dobra. Przynajmniej Wolf i Mint mają siebie usłyszałam cichutki głos w mojej głowie, Nie są samotni ... jak ty.
Wysunęłam pazury i wbiłam je w ziemię, powstrzymując się od jakiegokolwiek dźwięku. Blizna na oku nagle jakby opuchła, wydobywając z siebie kolejną salwę bólu po czym nagle przestała boleć. Zacisnęłam wargi - anatomia wiem - i westchnęłam mimowolnie.
**********
Pierwsze co mnie powitało to rażące promienie słońca przed którymi zostałam zmuszona do zaciśnięcia przez chwilę oczu. Gdy już się jednak przyzwyczaiłam, ujrzałam ten cudowny krajobraz który widziałam jeszcze wczoraj. Jedyną zmianą były mokre od łez powieki oraz niewielka czerwona plama która zaczęła tworzyć się pode mną i obklejać moje futro.
Wzdrygnęłam się zdając sobie sprawę że nie mogę dłużej sterczeć w jednym miejscu i zostało mi mało czasu .... do jakiegokolwiek ruchu. Ale to i dobrze, głos ponownie odezwał się w mym umyśle, Nikt nie będzie płakał, nie będzie żałować ... będą się cieszyć... kolejny kłopot mają za sobą.
Wstałam gwałtownie i wrzasnęłam próbując tym rozproszyć wszystkie te okropne myśli. Jednak one powracały ze zdwojoną siłą i w końcu musiałam przyznać im rację. Przecież sama dobrze wiedziałam że nikogo już nie mam na tym świecie i nikogo kto byłby wstanie wyłonić chodź jedną łzę.
Chociaż jakaś dziwna niespotykana siła, kazała mi ruszyć się z miejsca i walczyć o swe życie, by naprawić je chodź i tak zostaną na nim naprawdę głębokie blizny.
Dlatego właśnie postanowiłam natychmiast. Zostanę w tym miejscu przez dwa tygodnie by sama o siebie zadbać ... nikogo nie będę potrzebować!
Od razu więc pokuśtykałam do dosyć stromej dróżki w dół, gdzie czekał mnie krystaliczny wodopój i stada soczystych saren. Pchana ów motywacją ruszyłam hardo, zdając sobie sprawę że moje możliwości zostały przesunięte o połowę z powodu otwartej rany z boku która coraz mocniej wylewała z siebie krew. Przez początek było naprawdę trudno - kamienna dróżka była naprawdę stroma i prawie co chwilę pod łapy pchały się kamyczki które starały się wypchać mnie z równowagi. Trzymałam się jednak dzielnie i nie minęło pół godziny a byłam już na końcu. Ku memu nieszczęściu musiałam zeskoczyć na samą, soczystą trawę i choć ów trawę i kamienisty stopień na którym stałam dzieliła niewielka odległość to i tak mogłam podrażnić sobie jakąś kończynę kończąc na tym w Gwiezdnym Klanie. Westchnęłam głęboko, policzyłam do trzech i rozprostowałam przednie łapy by odpić się tylnymi od ziemi. Szybko znalazłam się na tej piękniejszej części lecz niestety rana zaczęła jeszcze mocniej krwawić. Ruszyłam natychmiast w stronę krystalicznego źródła i zamoczyłam się w nim aż do nosa i po chwili wahania schowałam również w wodzie cały pysk. Nurkowałam zwiedzając głębiny ów jeziorka. Przede mną pośpiesznie przepływały grupki kolorowych ryb a raz po raz widziałam poważne sumy patrzące na mnie z przesadną irytacją. Wynurzyłam się po chwili odświeżona i wyszłam na ląd. Rozejrzałam się z nijakim uśmiechem po czym zadowolona ujrzałam za wodospadem jaskinię do której weszłam. Wzięłam ze sobą również kilka niezbędnych narzędzi jakim była na przykład, kępka trawy, złapane pożywienie czy kilka ostrych kamieni. Zaczęła się operacja "Rana Boczna".
**************
Płynęły leniwie godziny w których to próbowałam zszyć swoją ranę, co było dosyć trudne. Warczałam przy tym ze złością i gadałam do siebie, jakby w przypływie samotności. Co kilka minut wracały do mnie propozycje, by wrócić lecz zaraz je odtrącałam. Chciałam zostać tu sama aż do mojej śmierci. Będę żywić się jakimiś opadniętymi i zmęczonymi sarnami i rybami, a moją atrakcją będzie... no ... nie potrzebuje atrakcji! Pływanie i polowanie to jest już wystarczająca zabawa. W dodatku moim najważniejszym celem jest wyleczenie się do całkowitej pełności - nie licząc oka ... - i to na tym skupiać się będę najbardziej.
Ostatnio jednak, kiedy byłam wstanie wyjść z jaskini, nie mogłam złapać żadnego pożywienia i szłam spać głodna. Było też tak następnego dnia a jeszcze kolejnego udało mi się jedynie złapać dwie leniwe myszy. Przestały mnie interesować uroki tego miejsca i zaczęłam się poważnie wnerwiać.
- O nie! - krzyczałam do siebie, gdy po raz enty usłyszałam w głowie głos naglący do powrotu. - Nie ma mowy! Oni mnie tam nie potrzebują! Ja sobie sama doskonale poradzę!
Jednak sama nie wierzyłam w swoje słowa. Z dnia na dzień było gorzej z pożywieniem i było mi trudniej się leczyć. Minął zaledwie tydzień i pół. Zostały mi jeszcze trzy dni ale zaczęły mi wystawać żebra i mój chód stał się o wiele powolniejszy, jakbym stąpała po błocie.
Był piątek. Dwa dni i koniec mojej harówy.. ale coś mi przeszkadzało. Głód coraz bardziej zżerał mnie od środka a samotność jeszcze bardziej dobijała. W dodatku rana wcale się nie polepszała i już dawno pękły wszy. Niech będzie, postanowiłam z westchnieniem, było już wystarczająco długo ... zresztą nikt nie zauważy różnicy.
Ruszyłam więc z wahaniem z powrotem, utykając na jedną nogę i co chwilę patrząc z utęsknieniem na przebiegające koło mnie zające. Nie byłam wstanie ich złapać.
Gdy przechodziłam przez Klan Wilka nie mogłam się powstrzymać by nie zerknąć na jaskinię lidera. Widziałam tam jedynie cień który nic nie znaczył ... a przynajmniej ja nie znaczę dla właściciela cienia. Odwracając się od tych durnowatych myśli, szybko odwróciłam łeb i jakby nigdy nic pokuśtykałam dalej. Jednak Wolfstar zdążył mnie zauważyć i teraz podbiegł do wyjścia. Widząc w jakim jestem w stanie na początku otworzył pysk po czym zamknął i krzyknął:
- Unex!
- Przestań! - prawie pisnęłam i zatrzymałam się. Odwróciłam się w jego stronę z załzawionymi oczami. - B-Błagam ...
I nagle wszystko zaczęło nie mieć dla mnie znaczenia. Świat przede mną rozmazał się a ja dostałam zawrotów głowy. Prędzej czy później... musiałam umrzeć a w drodze ewentualności zemdleć. Nie byłam pewna co się w tej chwili stało ale wiedziałam że coś się ze mną dzieje.
<Wolfstar? :v Starałam się dłużej ale nie umiem :c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz