BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

30 września 2016

Od Miodowego Futerka

Miodowe Futerko, zmęczona, wróciła z polowania i odłożyła upolowanego ptaka na stos zdobyczy. Potem wzięła dla siebie jakąś mysz, odeszła kilka kroków i przycupnęła. Zaczęła jeść, zadowolona z tego, że nareszcie może odpocząć. Było południe, ale miała ochotę położyć się w legowisku i spać cały księżyc! Mimo tego postanowiła, że nie zaśnie do końca dnia. Jako prawdziwa wojowniczka nie może być leniwa, musi się starać dla Klanu! Ale teraz miała chociaż tę chwilę na odpoczynek i zjedzenie. Nagle jednak przerwał jej głos siostry:
- Miodusek... – brązowa kotka popatrzyła na drugą wojowniczkę i uśmiechnęła się lekko. Może i chciała spokoju, ale towarzystwa jej siostry nigdy nie jest za mało! Już w wieku terminatorskim zaczęła doceniać to, że Kryształowa Łza tutaj jest, a zwłaszcza wtedy, kiedy ginęły ważne dla nich koty. To ona ją wspierała, nikt inny.

- Cześć, siostra. Dawno nie rozmawiałyśmy. Co tam u ciebie? – miauknęła Miodowa.
- No bo siostra... - brązowa wojowniczka zdziwiła się, bo Kryształowa zachowywała się dosyć dziwnie. - Zostaniesz ciocią? - kotka uśmiechnęła się słabo.
Miodowa prawie zakrztusiła się myszą.
Kryształowa Łza, jej siostra, jest w ciąży. Kociaki, chociaż sprawiają wiele problemów, zostaną kiedyś ważnymi dla Klanu wojownikami - z tym brązowa nie miała problemu. Ale pojawia się pytanie - kto jest ojcem? I czemu ona wcześniej o tym nie wiedziała? A może to dlatego, że Kryształowa nie chciała mieć kociąt?! Miodek ledwo powstrzymała się przed wysunięciem pazurów. Jeśli to prawda, znajdzie tego kocura choćby nawet był w obozie innego Klanu i wyrwie mu uszy! Ale udało jej się zachować spokój.
- To... świetnie. Kto jest ojcem? - zapytała. Pamiętała, jak same były małymi kociakami, a teraz co? Jej siostra jest w ciąży! Musi poznać tego kocura...

Krysia?

29 września 2016

Od Kruczej Stopy CD Kryształowej Łzy

To pytanie wstrząsnęło Krukiem. Oczywiście, że bardzo chciał, nie wiedział tylko czy Kryształowa Łza by chciała.
- Oczywiście, że chciałem! - Wydusił z siebie. - Chciałem Ci to powiedzieć już dawno temu, ale bałem się jak zareagujesz. - Przyznał się. Kryształowa Łza zaczęła zwijać się ze śmiechu.
- Jak głupi byłeś, że czekałeś aż ja sama się zapytam? - Spytała roześmiana. Krucza Stopa zarumienił się ze wstydu.
- Raczej marzeniem każdej kotki jest mieć kocięta. - Wymruczała tuląc się do piersi Kruczej Stopy.
- Nie jestem kotką, więc nie wiem! - Roześmiał się kruczo czarny kocur.
- W takim razie już wiesz... - Miauknęła ocierając się o Kruka. Krucza Stopa uśmiechnął się do kotki.

Kilka dni później

Krucza Stopa dość długo spał, obudziła go jego partnerka - Kryształowa Łza. Była bardzo uśmiechnięta, lecz Kruk nie wiedział o co jej chodzi.
- No zgadnij! - Zawołała radosna kotka. Krucza Stopa pytająco przechylił łepek.

<Krysiu?>


27 września 2016

Nowy członek Miejsca Gdzie Brak Gwiazd!

Zgodnie z ostatnią wolą adminki zwanej Sową, jej postać - Sowie Skrzydło odchodzi.
Trochę spóźnione, ale były cięcia w internecie. 

Sowie Skrzydło
Powód odejścia: Decyzja właścicielki
Przyczyna śmierci: 
Odeszła do Gwiezdnego Klanu.

A co do sytuacji medyka w Klanie Wilka... Widmowa Łapa kończy trening jako medyk IV poziomu.

Buziaki, pap

EDYTOWANE PRZEZ SOWĘ, KTÓRA JESZCZE TU JEST XD
Sowie Skrzydło wielokrotnie łamała kodeks medyka - miała kocięta i partnera mimo bycia medykiem (najpierw z Nieśmiertelnym Duchem, potem z Zakrzywionym Okiem), związała się z kotem z innego klanu, walczyła i polowała mimo swojego stanowiska, odchodzi więc do MGBG.

Od Jaszczurczego Ogona

Wróciłem z polowania niosąc w pyszczku tłustą mysz. Od kilku wschodów słońca wszyscy wojownicy biegają tylko po lesie i łapią ile się da, aby nikt nie umarł z głodu w zbliżającej się porze nagich drzew. Wciągnąłem nosem mroźne powietrze. Tak. Ta okropna pora zbliża się wielkimi krokami. Uderzy w nas niespodziewanie niczym groźny wojownik wrogiego klanu.
Kiedy odłożyłem zdobycz na stosie dostrzegłem Sowie Skrzydło. Medyczka mruczała o czymś z Widmową Łapą. Podszedłem bliżej, by się przysłuchać.
- Sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że nie mamy w klanie kociąt - mruknęła kotka. - Z jednej strony nikt się nie rozchoruje poważnie, ale z drugiej...
Przerwała, kiedy tylko zauważyła, że się zbliżam.
- Spójrz Widmowa Łapo, oto nowa krew - oznajmiła z uniesieniem. - Ojciec przyszłych pokoleń.
- Ciekawe, jakich przyszłych pokoleń? - mruknął Widmowa Łapa. - Od wielu księżyców w Klanie Wilka nie było świeżej krwi, żadnych kotek, z którymi mógłby mieć dzieci.
- Wybaczcie, że wam przeszkodziłem - mruknąłem. - O czym rozmawialiście?
- W Klanie Wilka nie ma kociąt Jaszczurczy Ogonie - wyjaśniła Sowie Skrzydło. - Robimy się coraz słabsi w oczach innych klanów. Martwi mnie to.
- To już nie ode mnie zależy, a od kotek. 
- Masz rację. Zrobiłbyś coś dla mnie? Muszę zrobić zapasy ziół, będę potrzebowała pomocy, ale robię teraz Widmowej Łapie mały sprawdzian. Ma się zajmować Nietoperzową Łapą. Zraniła się podczas polowania.
- Nic jej nie jest?
- To nic poważnego - zapewnił uczeń medyczki. - Zwykła rana. Po prostu bardzo się zabrudziła i boimy się, czy nie dostało się do niej zakażenie.
Kiwnąłem głową.
- To czego będziemy szukać?
- Najpierw miodu. Kiedy byłam uczennicą Suchej Paproci barć znajdowała się w dębie, w okolicy Drogi Grzmotu. Nie znajdę jej bez bystrego nosa.
Od razu zrozumiałem co miała na myśli. Na jej nosie od zawsze znajdowała się blizna. Biedaczka. Nie wyobrażam sobie, jak to musi być nie czuć tech wszystkich leśnych zapachów.

Szliśmy wzdłuż Drogi Grzmotu i od razu pożałowałem swoich myśli na temat zapachów. Wolałbym mieć teraz nos Sowiego Skrzydła, która szła i nawet nie krzywiła się kiedy jakiś potwór przebiegł obok zostawiając śmierdzący trop. W końcu kotka się zatrzymała.
- To ta okolica - szepnęła. - Węsz!
Zrobiłem kilka kroków w głąb lasu, ale nic nie poczułem. Wróciłem do medyczki.
- Sowie Skrzydło, jesteś pewna, że to dobre miejsce? - spytałem.
- Mysi móżdżku! To nie ta strona Drogi Grzmotu! - prychnęła kotka. Spojrzałem na czarną ziemię, którą przebiegł przed chwilą rudy potwór, a potem na jej drugi koniec.
- Tam są tereny Klanu Klifu - powiedziałem.
- Ale kiedyś były Klanu Wilka. Kiedy się uczyłam tam zbierałam miód.
Położyłem po sobie uszy.
- Ja pójdę pierwszy - oznajmiłem. Kotka kiwnęła głową. Powoli zbliżyłem się do krawędzi drogi, odczekałem chwilę, a kiedy nie słyszałem już żadnych potworów rzuciłem się ślepo przed siebie. Zatrzymałem się dopiero, kiedy wpadłem na drzewo po drugiej stronie. Odwróciłem się i zauważyłem, że Sowie Skrzydło spokojnie przeszła Drogę i jest już obok mnie.
- Głuptas - prychnęła i machnęła ogonem sygnalizując, że mam iść za nią. Ruszyliśmy wgłąb terytorium Klanu Klifu. Wszędzie wokół czuć było zapach wroga. Starałem się udawać niewzruszonego, ale w rzeczywistości się bałem.
Sowie Skrzydło brnęła przed siebie rozglądając się wokół. Również zachowywała czujność.
- To dziwne uczucie - szepnęła. - Znowu tu być...
Milczałem. Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Tereny po tej stronie Drogi Grzmotu też należały kiedyś do Klanu Wilka. Ale wtedy jeszcze nie istniałem. To było kiedy Słoneczny Deszcz był mały. Wtedy zmarł też brat Sowiego Skrzydła...
- Hej, Jaszczurczy Ogonie? Chciałbyś usłyszeć ciekawą opowieść?
- Słyszałem już, jak Klan Klifu wygonił nas z tych terenów.
- Nie o tym. Kiedy zostałam pasowana uczniem strasznie marzyłam o byciu wojownikiem. Może gdybym nim została to ja byłabym dzisiaj liderem Klanu Wilka? Niestety, kiedy ja i mój brat byliśmy na jednym z pierwszych treningów przeceniłam swoje zdolności. Zaatakowałam borsuka, a on odebrał mi węch. Wtedy mój brat i wówczas jeszcze Wojenna Pręga przegnali borsuka. Było to niedaleko tego miejsca. Wspomnienia wracają.
Nagle usłyszałem szelest. Zatrzymałem się i nastawiłem uszu. Nic nie widziałem przez wysoką, suchą trawę, ale byłem pewien, że ktoś nas wykrył. Napiąłem mięśnie. Znów szelest... Szybkim skokiem rzuciłem się w kierunku, z którego dobiegł dźwięk i upadłem na złocistym kocie. Zacząłem z nim walkę, jednak szybko przekonałem się o jego słabych umiejętnościach. Walczył jak uczeń, choć był już stary. Nie był na pewno samotnikiem, śmierdział Klanem Klifu.
- Jaszczurczy Ogonie! Zostaw go! - usłyszałem wołanie Sowiego Skrzydła. Przydusiłem przeciwnika do ziemi i dopiero teraz zauważyłem jego brak, kocur nie miał oka. Teraz wszystko stało się jasne.
- Zakrzywione Oko... - szepnąłem wypuszczając kocura.
- Co robicie na terytorium Klanu Klifu? - spytał podnosząc się z ziemi. - Sowie Skrzydło?
- W porze nagich drzew nawet wojownicy narzekają na ból gardła. Przyszliśmy po miód. Uwierz, pilnuję żeby na nic nie polował.
Kocur uniósł głowę i spojrzał na mnie z wyższością. Miałem ochotę rzucić się mu do gardła.
- Zaprowadzę was do barci - mruknął. - I nie powiem Onyksowej Gwieździe, że tu byliście... Ale niech ten młodzieniec trzyma pazury schowane.
Sowie Skrzydło posłała mi jednoznaczne spojrzenie. Niechętnie schowałem pazury.
- Prowadź - rzuciłem. Zakrzywione Oko ruszył dalej ścieżką wydeptaną w trawie. Za nim poszła Sowie Skrzydło, a za nią ja. Nie umiałem określić żadnych charakterystycznych punktów, wszędzie wokół otaczała nas trawa.
W końcu usłyszałem plusk wody, a po chwili poczułem, jak ziemia pod moimi łapami zamienia się w błoto. W lodowatą maź, bleh! Potem powoli wkroczyłem do wody. Jeszcze lepiej.
- Jesteście pewni, że dobrze idziemy? Tutaj jest strasznie mokro! - prychnąłem otrzepując łapy z wody.
- Co się stało Jaszczurku? Boisz się zmoknąć? - zakpił medyk. Jasne. Czy wszyscy medycy muszą być takimi wredotami? Prychnąłem tylko na jego uwagę i ruszyłem dalej. Po dłuższym spacerze w błocie po brzuch dotarliśmy pod jakieś stare drzewo, na którym wisiały szczątkowe rdzawe liście. Usłyszałem brzęczenie i zobaczyłem dużą kulę oblepiającą jedną gałąź.
- No to wio... - westchnęła Sowie Skrzydło i podbiegła do drzewa.
- Zaczekaj Sówko! - zawołał Zakrzywione Oko i sam zaczął wspinaczkę. Kiedy był już tuż obok barci rozdarł ją pazurami. Z dziury zaczęła wyciekać złocista maź, ale medyk zeskoczył z drzewa i zaczął biec w kierunku przeciwnym do naszego. W pierwszej chwili nie zrozumiałem o cho chodzi. Wtedy dostrzegłem czarne kropki podążające za kocurem. No jasne, pszczoły.
Sowie Skrzydło zaczęła zbierać wyciekającą maź na liście. Kiedy uzbierała trzeci medyk Klanu Klifu wrócił.
- Szybko, musimy stąd iść - powiedział. Wziął jeden liść i kiwnął mi, żebym zrobił to samo. Wróciliśmy do błota, ale teraz nie śmiałem się odzywać, żeby nie upuścić bezcennego miodu.

Kiedy dotarliśmy do Drogi Grzmotu nadszedł czas, aby pożegnać się z Zakrzywionym Okiem. Ja nie miałem o czym z nim rozmawiać, ale Sowie Skrzydło gadała tam jakieś wielkie podziękowania...
- Będę czekał po drugiej stronie - mruknąłem do kotki i chwyciłem swój listek. Szybko, ale też ostrożnie przebiegłem po czarnych, śmierdzących kamieniach i usiadłem na brzegu drogi. Obserwowałem stamtąd koty po drugiej stronie. Okropność! Jak można tak dzielić języki z kotem z innego klanu? W końcu Sówka wzięła swój liść i wbiegła na drogę. Zbyt szybko.
- Sowie Skrzydło! - zawołałem rzucając się na oślep w kierunku medyczki. Coś jednak mnie uderzyło i wylądowałem ponownie na swojej stronie, a czarny potwór przebiegł tuż przede mną.
- Zwariowałeś?! - usłyszałem warknięcie Zakrzywionego Oka. Byłem w szoku. Zobaczyłem, jak medyczka rusza łapą.
- Ona żyje! Pomóż jej! - syknąłem. Kocur pokręcił głową. Teraz była przerwa, żadne potwory nie biegły. Oboje ruszyliśmy w kierunku Sowiego Skrzydła.
- Krzywusie... - szepnęła Sówka słabym głosem. Agh!
- Sówciu, Sóweczko... - szeptał kocur nachylając się do niej. Wtedy przebiegł kolejny potwór, ale nas ominął. Wtedy Sowie Skrzydło spojrzała na mnie.
- Zajmij się naszym synem, t-to świetny woowik... - kotka położyła głowę na Drodze Grzmotu. Zacząłem płakać. To niemożliwe! Ona nie może...
- Pomóż mi ją zabrać na pobocze - powiedział Zakrzywione Oko. Co Sówka mówiła? Zajmij się naszym... synem? CO miała na myśli?
- ZOSTAW JĄ! - syknąłem. Kocur wzdrygnął się.
- Jaszczurczy Ogonie... - zaczął medyk. Znów warknąłem.
- JESTEŚ GŁUCHY? ODSUŃ SIĘ OD NIEJ! - naciskałem.
- Trzeba ją stąd zabrać...
- NIE RUSZ!
- Synu!
Ten dźwięk zawirował mi w uszach. Nastroszyłem sierść.
- Coś ty powiedział? - spytałem powoli, naciskając na każde słowo. Kocur w pierwszej chwili się zląkł, ale szybko się wyprostował.
- Nazwałem cię swoim synem - oznajmił unosząc dumnie pysk. Ogarnęła mnie wielka fala złości. Miałem ochotę rozszarpać mu gardło, zabić teraz i w tym miejscu. Jednak po chwili poczułem się słaby. Niczym kociak. Nie! To nie prawda! Sowie Skrzydło... Nie! To bzdura!
Zacząłem płakać. Uciekłem z tego miejsca i pognałem prędko do obozu. Miałem ważną wiadomość. Okrutną, ale niezbędną.

Wbiegłem do obozu i upadłem u stóp Wysokiego Głazu. Wzbudziłem wielkie zainteresowanie w obozie. Jelenia Gwiazda od razu zauważyła, że przynoszę ważną wiadomość. Wskoczyła na kamień i uniosła pysk.
- J-jaszczurzy Og-ogonie! - zawołała. - Co się stało?
Podniosłem zapłakany pysk i wstałem z ziemi. Wspiąłem się na skałę i stanąłem obok kotki.
- Sowie Skrzydło nie żyje! - zawołałem. Koty zaczęły miauczeć, żądali wyjaśnień. - Byliśmy po miód na terenach Klanu Klifu, w drodze powrotnej zadeptał ją potwór!
Widziałem strach i oburzenie w oczach wojowników.
- Co ty mówisz? - spytała Jelenia Gwiazda. Miała rozszerzone źrenice, niemal nie widziałem jej miętowych tęczówek.
- Umierając - kontynuowałem. - Umierając powiedziała coś... Niemożliwego! S-sowie Skrzydło miała kocięta z Za-za-zakrzywionym Okiem. Jestem ich synem.

<Jelonko? CIOTKA!!!>

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Braku

Mały zadawał tyle pytań, że Tajemnica prawie się pogubiła. Na całe szczęście udało jej się odpowiedzieć. To jest dopiero ciekawski kocurek! Dobrze, bardzo dobrze, że ma ochotę na poznawanie nowych rzeczy i naukę. Wyrośnie z niego dobry członek Klanu.
- Lepiej nie zadawaj tylu pytań na raz, bo się pogubisz. Mamy dużo czasu i możesz tu przychodzić nawet codziennie, jeśli zechcesz. Nauka o ziołach może być trudna, ale kiedy zaczniesz to wszystko zapamiętywać, staje się proste. - powiedziała. Znała wszystkie te zioła na pamięć, bo jak miałaby nie znać? Zajmuje się tym praktycznie od zawsze, bo w końcu uczyła się tego od wieku kocięcia. Pomaganie kotom to coś, co chciałaby robić przez całe swoje życie i cieszy się, kiedy inne koty interesują się leczeniem.
- To bardzo dobrze! Masz jakieś pytania, jeśli chodzi o zioła, zbieranie ich, byciu medykiem, lub może o jeszcze coś innego? - zapytała.

Brak?

Od Braku CD Tajemniczego Kwiatu

Ano, że chciał! Chyba nikt nie byłby w stanie przepuścić takiej okazji! Stanowisko medyka, można by tak to ująć, było nawet ważniejsze od Gwiazdy! Życie innych kotów w łapach tego jednego kota, który mógł sfałszować dowolną przepowiednię, albo dobrze służyć Klanowi i zająć należne mu miejsce w Gwiezdnym Klanie... I to wszystko mógłby kiedyś robić Brak? Jasne, że mógłby! Musi tylko wyzbyć się tych głupich koszmarów. To z pewnością jest tylko lekka obawa przed nieznanym i nic więcej. A więc, do roboty.
 - A co jesli zjem jego kwiat? Cy stanie mi się cos zlego? - Kotka była niezwykle zdziwiona tym pytaniem. Zastanowiła się chwilę, po czym powiedziała:
 - Wydaje mi się, że nie. - Brak pokiwał głową.
 - A mysia zólc? Jesli usychają od niej klesce, a mama zwykle ją zostawia, to chyba znacy, że jest trująca? A ten cały stazec jakubek? Co jak przypadkiem sie go polknie? W dużych ilościach, tak dla pzykladu? Bo pzeciez jesli jest na bolące stawy, to albo sie go polyka, albo robi sie z niego papkę... - zalał falą pytań kotkę, a po uzyskaniu odpowiedzi pokiwał w zadumie głową.
 - Cy mnie ciekawi... Tak. Racej tak.
Tak naprawdę, to rozumiało się to samo przez się. Fala pytań o szczegóły była potwierdzeniem tego wszystkiego. Tajemniczy Kwiat miała szansę zdobyć kolejnego bardzo zdolnego ucznia, który będzie się pytał o wszystkie szczegóły dotyczące roślin. A to chyba dobrze, prawda?

Kwiatek?

26 września 2016

Od Kryształowej Łzy C.D Kruczej Stopy

Lisiasta kotka otarła się o bok kocura. Od jakiegoś czasu po głowie chodził jej obraz Kruka, jej i gromadki kociąt. Za każdym razem gdy próbowała się go spytać co o tym myśli, traciła odwagę i przekłada tą rozmowę na inny moment. Mięśnie kotki spięły się z zdenerwowania. A co, jeśli nadszedł ten moment? Dobra. Raz kozie śmierć.
-Kruku?- Kotka przystanęła, opuszczając królika na ziemię. Czarny kocur spojrzał na nią i zastrzygł zaciekawiony uszami. Odłożył swoją zdobycz, po czym podszedł do niej, zamruczał i liznął ją w ucho.
-O co chodzi?-Miauknął miękko. Ruda wzięła wdech i przymknęła oczy.
-Nie myślałeś kiedyś o kociakach?- Może nie wyraziła tego dosłownie. Ale jeśli on zada to pytanie, odpowiedź brzmi "tak". Była gotowa na kolejny, duży krok.

<KRUCZUŚ <3 moje dzieci! Róbcie formy xD>

Od Wilczej Łapy CD Lisiej Łapy

O tak! Wyścig.. Będzie świetnie. Miałam wręcz za dużo energii. Lisia Łapa ziewnęła i kiwnęła głową na znak, że się zgadza. Wyszłyśmy z obozu.
-Ścigamy się stąd do Zgniłego Miejsca i z powrotem – miauknęłam.
-Ale to tak daleko… - moja siostra wyciągnęła niechętnie przed siebie łapę.
-Nie marudź. Odliczamy, raz – przyjęłam pozycję do biegu.
-Dwa – kotka poszła w moje ślady.
-TRZY, START!!! – wrzasnęłyśmy i wystrzeliłyśmy pędem. Wyścig był równy, co jakiś czas jedna z nas trochę wyprzedzała drugą, ale szybko się wyrównywałyśmy. Teren był skalisty, więc nie wygodnie mi się biegło. Po chwili wynurzyła się w oddali gałąź. I to nie byle jaka. To ona mnie przygniotła.
-Lisia Łapo, to ta gałąź chciała mi zabić ogon – zaśmiałam się do niej. Chyba mnie nie słuchała. Hop! I nie ma gałęzi. Wyszłam na prowadzenie. Jednak nie na długo. Zaczęłam odczuwać zmęczenie. Minimalnie zwolniłam. Moja siostra to wykorzystała i przyśpieszyła. Ja się tak łatwo nie poddam! Zebrałam resztę sił i ją dogoniłam. Nagle byłyśmy zmuszone gwałtownie się zatrzymać.
-Co wy wyprawiacie? – usłyszałyśmy czyjś głos.

<<Ktoś?>>

25 września 2016

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Braku

Zaprowadziła kocurka do swojego legowiska. Wcześniej już zastanawiała się, o czym będzie go tego dnia uczyć, więc nie musiała się zastanawiać zanim zaczęła mówić. Usiadła, patrząc na rozłożone zioła.
- To jest czosnek wężowy. - wskazała łapą roślinę. - Trzeba zjeść jego korzeń, kiedy chcesz pozbyć się złego działania trucizny. A to jest mysia żółć. Jeśli masz kleszcza, trzeba go tym namoczyć i on wtedy odpadnie. Lepiej tego na razie nie dotykaj. Ta roślina to starzec jakubek, jest na bolące stawy. - potem popatrzyła na kociaka. Cieszyła się, że znów jest tu ktoś, komu może o tym opowiadać. Lubiła uczyć.
- Ciekawi cię to? Bo jeśli tak... kiedy będziesz starszy będę mogła pokazać ci gdzie można znaleźć te rośliny i jak je zbierać! - miauknęła. Widziała w nim kota, który naprawdę mógłby zostać medykiem. Każdy mógłby zostać medykiem, gdyby tylko chciał! Ale czy on by chciał?

Brak?

Od Braku CD Tajemniczego Kwiatu

Złota Łuska niepewnie kiwnęła głową. A więc jednak jutro też pójdzie do medyczki! To... Świetnie! Fantastycznie! Niesamowicie! Brak zamruczał w zadowoleniu i pomachał króciutkim ogonem. A więc, jego nauki czas zacząć! Kociak wstał, polizał futerko na piersi i podbiegł do rodzeństwa. Koniecznie musiał się tym pochwalić. KONIECZNIE.
---
Ku młodemu, szaremu kociakowi nachyliły się wielkie białe kwiaty, takie same, jak te, które widział u medyczki. Miały dziwny, niemiły zapach. A te tutaj, oprócz niemiłego zapachu miały pyszczki. Straszne, straszne pyszczki. Każdy z nich coś mówił, ale Brak zwinął się w przestraszoną kulkę z wielkimi oczyma i nastroszonym futerkiem. Co tu się działo?!
 - Nie możesz... - mruknął jeden z kwiatków, po czym nachylił się nad młodzikiem i go dotknął. W tej samej chwili szary wrzasnął i obudził się.
 - NIENAFIDZEM KFIATKÓF! - krzyknął i poderwał się na krzywe łapy. - NIENAWIDZEM DUZYCH KFIATKÓF! ZWLASCA DUZYCH KFIATKÓF!
Rozejrzał się panicznie, po czym ze spokojem, ale taż i wstydem, stwierdził, że od dawna już nikt nie śpi.
 - Cego sie dzes? - fuknęła z wyrzutem Sreberko, po czym wróciła do zabawy kulką mchu.
W niemalże tym samym momencie do ich legowiska zawitał pyszczek medyczki.
 - Gotowy? - zapytała, na co Brak odpowiedział wesołym kiwnięciem.
Kwiatku? Rumianki są złe D:

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Lodowego Serca

Na jej pyszczku nadal, mimo wszystko, widać było to samo: całkowity spokój. Po raz kolejny ugryzła upolowaną przez jakiegoś kota zdobycz. Przez chwilę milczała.
- Nie cieszysz się z tego, kim jesteś? - zapytała cicho. Potem popatrzyła przed siebie, w żaden konkretny punkt, jakby było tam coś interesującego. Życie medyka niestety nie jest proste i Lodowe Serce najwyraźniej się już o tym przekonała. Tajemniczy Kwiat jednak nigdy nie miała takiego problemu jak ona. Nigdy się nie zakochała i to dobrze. Ale przez to nie wie również, jak mogłaby pomóc młodszej kotce. Miała nadzieję, że jej była terminatorka nie zrezygnuje z bycia medykiem, ale czy to nie byłoby dla niej lepsze? Tajemniczy Kwiat nie chciała jej do niczego zmuszać...

Lodowa?

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Braku

Uśmiechnęła się, słysząc, że kociaka to zaciekawiło. No proszę! Może nawet będzie chciał kiedyś być medykiem? Mimo wszystko Tajemniczy Kwiat postanowiła, że jeszcze go o to nie zapyta, bo to bardzo ważna decyzja, on mógłby jej potem żałować, a Klan potrzebuje jak największej ilości wojowników. Potem zaniosła małego do kociarni.
Uśmiechnęła się do jego matki.
- Najwyraźniej zaciekawiła go nauka o ziołach, więc jeśli nie masz nic przeciwko, Złota Łusko, jutro również nieco mu o nich opowiem. Mogę nawet po niego przyjść i go tam zabrać, jeśli się martwisz. - powiedziała. Miała nadzieję, że królowa nie zabroni kocurkowi pójścia tam. Popatrzyła na niego.
- Ja już pójdę, Brak. Mam ważne sprawy do załatwienia, również chodzi o zioła. Przyjdę tutaj jutro. - miauknęła i zaczęła wychodzić.

Brak?
Możesz ją zatrzymać lub przejść do następnego dnia, jak chcesz. :D

Od Lodowego Serca C.D Tajemniczego Kwiatu

Spojrzałam na swoją dawną mentorkę, później wpatrując się tępo w mysz. Do moich myśli, przyszły te czasy, kiedy byłam mała i bawiłam się z matką, a zaraz potem obraz jak tak samo bawiłam się ale z Wieczorną Łapą.
-Tak. - Mruknęłam po chwili, zdając sobie sprawę, że nie odpowiedziałam kotce. Skubnęłam delikatnie mysz i znowu, zaczęłam się w nią wpatrywać. Ale tak naprawdę jej nie widziałam. Byłam zamyślona, bardzo, zamyślona.
-Wyglądasz mi na przygnębioną.
-Tak już mam, będę kiedyś medyczką. Juhu! - Ostatnie słowo powiedziałam mimowolnie, a całe zdanie było wypowiadane z lekkim sarkazmem. - Blizn już się nie zmyje, tak chciał Klan Gwiazd. Jak chce, żebym została medyczką to tak będzie, nie ważne przez ile będę musiała przejść. Ktoś w końcu musi Cię zastąpić.


<Tajemnica?>

Od Braku CD Tajemniczego Kwiatu

Kociak kiwał głową ze skupieniem. To było... to było nawet interesujące. Okazuje się, że medycy mają w łapach życie innych kotów. Dają im kolejne szanse za pomocą roślin, które uważałby za zielsko! Niesamowite! A te ładnie pachnące listki? Mają w sobie tyle mocy, że potrafią wyleczyć poważne choroby! Niesamowite! Pajęczynę uznałby za wkurzające nitki robaka, które przyklejają się do sierści, a tu okazuje się, że zatrzymują krwawienie! Papkę ze skrzypu można zrobić niezwykle łatwo, bo te roślinki rosły nawet w obozie!
 - Osywiscie, ze psyjdem, pse pani! To jest stlasnie ciekawe! - miauknął podekscytowany.
Kocica podniosła go za kark i płynnym krokiem zaniosła do kociarni, gdzie czekała na niego Złota Łuska. Brak niemalże czuł złość i awanturę w powietrzu, dlatego przybrał hardą minę i ułożył sobie w głowie wyjaśnienia.
 - BO JA SIE UCYLEM O ZIOLACH, MAME! - wrzasnął nie dając dojść do słowa rodzicielce. - I JUTRO TES TAM PUJDEM, ZEBY SIEM UCYC O ZIOLACH! I NAWET TY MIE NIE POWSTSYMAS!
Kwiatku? Brak taki pojętny :'D

24 września 2016

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Lodowego Serca

Medyczka milczała. Teraz jej zadanie będzie o wiele prostsze, bo ta młoda kotka będzie jej pomagała. Ale jakoś tak Tajemnica wcale nie była szczęśliwa. Widziała, wręcz czuła, że Lodowe Serce nie jest tak szczęśliwa, jak powinna być. Nie jest to dziwne, w końcu miała problemy. Medyczka nadal czuła się bezsilna... Co może zrobić, żeby jej pomóc?

* * *

Minęło trochę czasu od ceremonii. Tajemniczy Kwiat postanowiła, że postara się pomóc Lodowemu Sercu. Nadal nie wiedziała jak ma to zrobić. Postanowiła, że zacznie od rozmowy, a reszta sama się potoczy. Kiedy zobaczyła, że czarna kotka zabiera ze stosu zdobyczy mysz i je, sama również wzięła jakieś zwierzątko i przycupnęła obok przyszłej medyczki. Zaczęła jeść.
- Czy wszystko w porządku? - zapytała po chwili.

Lodowa? Tajemnica wkracza do akcji!

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Braku

- Kocimiętka między innymi leczy pewną poważną chorobę, zielony kaszel. A to - pokazała na pajęczynę - jest pajęczyna. Można nią zatamować krwawienie. Zapamiętaj to, bo może ci się kiedyś przydać. Trzeba nią owinąć ranę. - miauknęła. Przy okazji go czegoś nauczy! Potem przeszła kawałek, by trącić nosem kolejną roślinę.
- A to jest skrzyp polny. Zapobiega infekcji, nakłada się papkę z niego na rany. - wtedy zdała sobie sprawę z tego, że on może nie wiedzieć nawet, co to infekcja. No cóż... - Ale nie musisz tego wszystkiego rozumieć. I jeśli chcesz nauczyć się o ziołach... możesz do mnie przyjść na przykład jutro, a ja powiem ci więcej. Jeśli chcesz... - popatrzyła na kociaka. Jeśli go to zaciekawi, to dobrze, bo może mu się to naprawdę przydać!

Brak?

Od Braku CD Tajmeniczego Kwiatu

 - No... dobrze - miauknął po chwili wahania. W końcu sam kiedyś może się zranić, gdy nie będzie nikogo w pobliżu. To bardzo ryzykowne. BARDZO ryzykowne. Kociak wstał i szybkim, chwiejnym truchtem podążył w stronę legowiska medyka. Ciekawe, czy kiedyś będzie mógł objąć takie stanowisko... Prawdopodobnie nie.
W legowisku nowo poznanej było ciepło, cicho i ładnie pachniało. Uspokajająco, tak jak pachnie jego mama, tylko, że inaczej. Ale bardzo podobnie. Kocurek usiadł i poczekał, aż kocica rozłoży zioła. Nagle uderzył go słodki zapach jakichś dziwnych ususzonych listków. Przystawił do nich nosek i wciągnął powietrze.
 - Mmmm... So to jest? Baldzo ladnie pachnie!
 - Kocimiętka.
Kwiatku?

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Braku

Kociakowi najwyraźniej zrobiło się zimno. Będzie musiała niedługo odprowadzić go do matki, bo jeszcze zachoruje, a wiadomo, że to mogłoby się skończyć źle - zwłaszcza dla tak młodego i małego stworzonka!
- Mogę pokazać ci te zioła, ale pod jednym warunkiem. - powiedziała po chwili zastanowienia. - Nie możesz z nimi nic robić, nawet, jeśli twojemu rodzeństwu coś się stanie. Jeśli zobaczysz, że komuś się coś stało, powiadom mnie lub Lodowe Serce. Zabawa ziołami jest bardzo, bardzo niebezpieczna. Gdybyś na przykład zjadł niektóre zioła, mógłbyś czuć się źle, albo nawet gorzej! Trzeba uważać. A więc... Czy obiecasz, że nie będziesz ich dotykać? - zapytała. Nigdy nie wiadomo, czy Brak nie skłamie i Tajemniczy Kwiat była tego całkowicie świadoma, ale wiedziała, że pewnie zauważyłaby kociaka wbiegającego do jej legowiska. Po prostu pokaże mu zioła a potem odprowadzi do kociarni, do jego matki i reszty kociąt. Mogłaby również nauczyć go rzeczy, które przydadzą się, kiedy medyka nie będzie w pobliżu, a ktoś się zrani.

Brak?

Od Braku CD Tajemniczego Kwiatu

Rozumiał i to doskonale. Co, jak co, ale Brak miał najlepszą pamięć ze swojego przygłupiego rodzeństwa i ze spokojem mógł się tym chwalić. Przywódca, zastępca, medyk, uczeń medyka, zwykli terminatorzy, królowe, kocięta i starszyzna. Zapamiętać. Wszyscy są ważni, a on sam niedługo zostanie mianowany uczniem. Super!
Kociak zadrżał. Częściowo z zimna, a częściowo z radości i ekscytacji. Przecież to będzie takie niesamowite! Ciekawe, jak będzie miał wojownicze imię. Brakujący Pazur? Nagle do głowy kociaka wpadła nowa myśl.
 - A... Mo-o-oses mi po-okasac te-e ziola? - zapytał szczękając zębami. Robiło się coraz zimniej... To chyba nazywa się zmiana pory roku. - Chcialby-ym sie dwie-edziec, na wypade-ek, gdyby cos stalo siem mojemu lodzenstwu.
Tajemniczy Kwiat? Masz pełne prawo odmówić ;-;

Od Lisiej Łapy C.D Wilczej Łapy

Chodziłam po legowisku rozmyślając... W sumie to nie miałam nic innego do roboty. Po chwili weszła moja siostra z opatrzonym ogonem.
-Co się stało? – spytałam zaniepokojona.
-Ech.. Ptak, drzewo, gałąź, upadek, przygnieciony ogon, Gwiezdny Klan, medyk i zamiast spokoju ty - odpowiedziała po chwili.
-Mam rozumieć, że chciałaś upolować ptaka, wskoczyłaś na drzewo, ale gałąź na której stałaś się przeciążyła i spadłaś razem z nią? A później przygniotła Ci ogon, ty zaczęłaś prosić Gwiezdny Klan i udało Ci się wydostać? Pobiegłaś później do medyka, który opatrzył twój ogon i przyszłaś zmęczona tutaj, żeby wypocząć, ale zamiast tego spotkałaś mnie prawda?
-Skąd wiesz?! - Była zdezorientowana.
-Wiem tylko, że słyszałam trzask i jakieś szmery, a później ciebie wchodzącą tutaj. - Rzekłam.
-Czyli połączyłaś fakty? - Dopytała.
- Tak - Uśmiechnęłam się.
Ona tylko się położyła i próbowała. Dość śmiesznie to wyglądało. Przewracała się z boku na bok i tak w kółko. Nie wytrzymałam. Zaśmiałam się po cichu tak, żeby nie usłyszała, ale mi nie wyszło.
-Z czego się śmiejesz? - Zdziwiła się.
-Nie było konkretnego celu. - Odpowiedziałam i także się położyłam. Po chwili zasnęłam.
***
-Lisia łapo! - Krzyknęła do mnie siostra.
-Co się stało? - Spytałam ziewając.
-Jak to co się stało?! Nie widzisz? Wstałam wcześniej niż ty! - Zaśmiała się, ale ja jej nie słuchałam... wręcz przeciwnie! Znów zasnęłam!
-EJ NO! Słuchasz mnie?! - Krzyknęła i zaczęła mnie ciągnąć za ogon.
-Co chciałaś?- Odpowiedziałam zdziwiona.
-Głucha jesteś?!
-Nie? I nie musisz tak krzyczeć!
-Widzisz? Zobacz jak ja się czuje kiedy mnie tak budzisz!
- Bez problemu. A ty się teraz poczuj jak ja i zacznij się wkurzać, że nie możesz mnie obudzić.
-Niech Ci będzie... wygrałaś z tym, ale to tylko ten jedyny raz! - Krzyknęła i zaczęła biegać na około mnie. Wstałam. Czy ona naprawdę chciała mi powiedzieć tylko to?
-Teraz tak na poważnie. Ścigaj się ze mną! - Zawyła wesoło.


<< Wilcza Łapo? Pamiętaj! Teraz tak na poważnie xD>>

Od Wilczej Łapy

Ale nuuudy. Zbliżał się wieczór, a ja nie miałam nic do roboty. Zapolowałabym, ale jeszcze nie umiem. Chociaż.. Już raz coś upolowałam. Mogę spróbować. Wyszłam z obozu i zaczęłam węszyć. Poczułam zapach ptaka. Zaczęłam kierować się w tamtą stronę. Zobaczyłam go! To drozd, siedział na drzewie. Powoli zaczęłam się skradać. Mniej więcej, bo mój ogon żył własnym życiem. Zapomniałam, ja nie umiem się wspinać! No trudno, może mi się uda. Trwało i trwało, ale w końcu się udało. Byłam na drzewie. Teoretycznie obok ptaka. Już prawie go miałam, ale gałąź mnie nie udźwignęła. Mój cel się spłoszył, a ja zaczęłam spadać. Ogólnie nic mi się nie stało, najwyżej trochę się poobijałam, pomijając ogon. Kawał drewna na niego spadł. Szarpałam się, próbowałam to podnieść, lecz na marne. Och, dlaczego nie mogę być silniejsza?! Księżyc już wschodził, a na Srebrnej Skórze zaczęły pojawiać się gwiazdy. O Gwiezdny Klanie, pomóż mi! Przeszywał mnie ból, ale chyba zostałam wysłuchana. Udało mi się wyślizgnąć. Jak poparzona pobiegłam do obozu. Gdy byłam już w środku trochę się uspokoiłam. Podeszłam do legowiska medyka. Zakrzywione Oko spytał się co się stało i opatrzył krwawiący ogon. Jakoś nie miałam ochoty na rozmowę, więc w skrócie opowiedziałam co się stało i nie czekając na jego reakcję, poszłam do legowiska uczniów. Będę musiała odpocząć, w końcu jutro mam trening. Rzecz jasna zamiast odpoczynku, nawiedziła mnie siostra.
-Co się stało? – spytała zaniepokojona.
-Ech.. Ptak, drzewo, gałąź, upadek, przygnieciony ogon, Gwiezdny Klan, medyk i zamiast spokoju ty – miauknęłam. Nerwy mi powoli popuszczały.

<<Lisia Łapo?>>

Nowy członek Klanu Gwiazd!

Kruczy Kwiat
Powód odejście: Brak chęci i czasu.
Losowa przyczyna śmierci: Przejechanie przez Potwora
Trafiła do Klanu Gwiazd

Od Wilczej Łapy CD Brzozowego Potoku

Byłam z siebie dumna. Wywęszyłam coś na pierwszej lekcji! No, może z małą pomocą. Uśmiechnęłam się lekko. Wyraźnie było czuć smród, słychać hałas, jednak nie było jej widać. Ostrożnie podeszłam do krzaków i wyrzuciłam na zewnątrz pyszczek. Te potwory były straszne! Droga Grzmotu zresztą też. Wyszłam z krzaków i spojrzałam na mentora. W moim spojrzeniu widać było nutkę przerażenia. On tylko zaśmiał się pod nosem. Nie zdziwiło mnie to, chociaż nie widziałam powodu do śmiechu. Nagle zdałam sobie sprawę, że gdyby teraz Brzozowy Potok mnie tu zostawił, zgubiłabym się. Ale nie zostawi. Na szczęście.
-Chodźmy dalej – pogonił mnie.
Odeszliśmy kawałek od Drogi Grzmotu, jednak cały czas czułam jej zapach.
-Brzozowy Potoku, czy jesteśmy odgrodzeni od innych klanów Drogą Grzmotu? – spytałam. Wywnioskowałam to, gdy pokazywał mi tereny, jednak nie byłam do końca pewna. Po za tym, dobrze jest pytać, prawda? Mój nauczyciel kiwnął głową. A my szliśmy. I szliśmy. I szliśmy. I jeszcze raz szliśmy. Niby mówił mi o różnych miejscach, ale ja go nie słuchałam. Myślałam o innych rzeczach. Na przykład, jak wyglądają bitwy. Po jakimś czasie, chyba zdał sobie z tego sprawę, bo miauknął do mnie:
-Wilcza Łapo, skoro mnie słuchasz, powiedz mi obok jakiego terytorium jesteśmy.
-Jesteśmy.. yym.. – próbowałam poczuć zapach, ale na marne. Droga Grzmotu zbyt dobrze maskowała zapach. Jedyne co mi pozostało to głupio się uśmiechać.
~Weź zacznij w końcu słuchać! – skarciłam się w myślach.

<<Brzozowy Potoku? Krótko wyszło ;-;>>

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Braku

- W Klanie jest jeden medyk, oraz jego uczeń, który kiedyś sam zostanie medykiem. Zbieramy zioła, leczymy koty, kiedy są chore, opatrujemy wojowników, kiedy są ranni. Zadanie medyka jest bardzo ważne. Medycy nie polują i nie walczą, że chyba muszą się obronić. - wytłumaczyła, mając nadzieję, że kociak zrozumie. W końcu najwyraźniej nie miał pojęcia o medykach. Najwyższa pora, żeby się tego nauczył! Ta wiedza bardzo mu się kiedyś przyda.
- Jasne. - miauknęła. - W Klanie każdy z nas ma swoją rangę. Jest przywódca - kot najważniejszy, który tutaj rządzi. Potem jest zastępca, który kiedyś sam zostanie przywódcą. Zajmuje się ważnymi sprawami, kiedy przywódcy tu nie ma. Medyk, taki jak ja, zajmuje się leczeniem kotów, o czym już ci mówiłam. Wojownicy to koty, które walczą i polują dla Klanu. Terminatorzy uczą się na wojowników. Starszyzna to dawni wojownicy, którzy nie są już zbyt młodzi i muszą dużo odpoczywać, więc nie polują i nie walczą tak jak kiedyś. Królowe to kotki w ciąży bądź opiekujące się kociakami. Ty jesteś kociakiem, a wkrótce zostaniesz terminatorem. - zakończyła. Potem zaczęła się zastanawiać, czy nie mówiła za dużo i za szybko. Okaże się...

Brak?

Od Braku CD Tajemniczego Kwiatu

 - A so rofi mefyk? - zapytał mrużąc oczy. Nie znał nikogo, kto był medykiem. To podejrzane. Kotka mogła zmyślać. - Pofiem, jak mam na imi-ię, jak mi odpofies. - Zagwozdka, jakich mało! Hura, może mu odpowie o działaniu klanu! Po usłyszeniu odpowiedzi skrzywił się niezauważalnie.
 - Blak. - Trzepnął króciutkim ogonem. - A... opofie mi pani, jak dziala Klan? Fojofnicy, i te pe. - Kociak nastawił uszy i ułożył się wygodnie. - Slucham.
To musi być ciekawe, być takim medykiem... Skoro kotka wyglądała na zadowoloną, to musiało być ciekawe. W dodatku ładnie pachniała. Słodko, ale nie za słodko. Wręcz idealnie. Trochę suszonym mchem, który czasem walał się po jego obecnym legowisku.
Tajemnicy Kwiecie? Krótkie, bo musisz rozwinąć akcję, my dear.

Nowy członek Gwiezdnego Klanu!

Cicha Łapa
Powód odejścia: Decyzja właścicielki
Przyczyna śmierci: Zabicie przez lisa
Odszedł do Gwiezdnego Klanu

Od Brzozowego Potoku C.D Wilcza Łapa

Uczennica zapewne była zmęczona tymi wydarzeniami. Brzozowy Potok świetnie zdawał sobie z tego sprawę, mimo to widząc jej zapał, nie miałby serca zakończyć lekcji.
- Wilcza Łapo podaj mi nazwę jakiegoś charakterystycznego punktu na naszym terytorium - spojrzał na kotkę, wiedział, że nie za bardzo słuchała.
- Nazwę? Hm, no to… ten tego, no – w jej głosie usłyszał zakłopotanie.
- Nie uważałaś prawda? Nie dziwię ci się, sam zawsze uważałem, że lekcje, które opierają się na samym gadaniu są niezwykle nudne i cały otaczający nas świat jest ciekawszy, niestety jednak musimy przez to przebrnąć – uśmiechnął się delikatnie – mimo to proponuje takie małe wyzwanie. Dzisiaj podczas lekcji nie wspomniałem ani słowa o Drodze Grzmocie, wiesz, może co to jest?
Wilcza Łapa się przez chwilę zastanawiała, czasem w oczach miała przebłyski pomysłu ale koniec końców nic nie wymyśliła.
- Jest śmiertelnie niebezpieczne miejsce, na jego terenie żyją Potwory, które mogą zabić jednym uderzeniem swojej łapy.
- Naprawdę?
- Tak, i w jej okolicach zawsze jest charakterystyczny zapach, który nie jest zbyt przyjemny. Nam to jest jednak na łapę. Wciągnij powietrze i powiedz mi co czujesz.
Przez moment słyszał jak bursztynowooka nabiera powietrza i je wypuszcza.
- Wyczuwam… koty z naszego klanu, borsuka i kilka innych nieznanych mi zapachów - odpowiedziała.
- A wśród tych nieznanych zapachów jest jakiś… nieprzyjemny?
- Hm… jak się bardziej skupię to faktycznie nutkę czegoś takiego mogę wyczuć.
- Dobrze, a potrafiłabyś się nakierować na jego źródło?
- Jest bardzo słaby ale może…
- Też go wyczuwam i wydaje mi się, że powinniśmy udać się w tamtą stronę – wskazał ruchem głowy, zdawał sobie sprawę, że zapach jest znacznie za słaby i pokierował się pamięcią ale tylko ten jeden raz.
Kotka szła przodem cały czas intensywnie węsząc, co jakiś czas się zatrzymując z niepewnością w oczach. Widział w niej zapał, który był naprawdę godny podziwu, już na pierwszej lekcji miała coś wywęszyć, nie widział jednak po niej zniechęcenia, wręcz przeciwnie, kotka wyglądała na niezwykle zainteresowaną. Po upływie dosyć sporej ilości czasu ( i kilku jego małych podpowiedziach) stali niedaleko Drogi Grzmotu, co jakiś czas słychać było przejeżdżające Potwory.
- Gratuluje Wilcza Łapo, dobrze sobie z tym poradziłaś. Mam nadzieję, że teraz będziesz już wiedzieć i pamiętać gdzie leży to miejsce.


<<Wilcza Łapo?>>

Od Płomienia

Najpierw nie było nic.
Potem pojawił się Płomień.
Właściwie to on nie wiedział, czy istnieje. Żył w Nicości, nie widział, nie czuł nic... Ale jednak miał wrażenie, że jednak jakoś jest. W końcu, jakby go nie było, to chyba nie mógłby myśleć. Chociaż może mógłby? Skąd ma to wiedzieć?
Cały czas unosił się w czarnej próżni. Głucha i obojętna na wszystko wchłaniała łapczywie myśli kocurka w swą paszczę. A on przez całą swoją wegetację (bo jak to inaczej można nazwać?) zastanawiał się. Czy do końca świata będzie tak szybować? Czy jego żałosna egzystencja ma jakikolwiek sens? Czym w ogóle on jest? Te pytania nie dawały mu spokoju. Przecież taka głucha pustka nie może trwać wiecznie...


***


...Płomień czuł łagodne, rytmiczne pchnięcia z lewej i prawej strony. Może nie byłoby to nic niezwykłego, gdyby nie to, że było to pierwszy dotknięcie jego słabego, nierozwiniętego ciałka. Wraz z tym dziwnym, nowym uczuciem w jego głowie pojawiła się lawina pytań. Zdał sobie sprawę, że ma jakieś ciało, nie jest obłokiem niewidzialnego gazu czy ulotną myślą. Jest. Istnieje. A Nicość nie jest już taką nicością. W niej czuć. Czyli nie jest niewyjaśniona pustką po środku niczego (Jakże poetyckie, prawda?).
Kocurek czuł minimalne ruchy swojego rodzeństwa, lecz skąd on miał o tym wiedzieć, że ktoś poza nim też ma swoją własną "Nicość"? One, choć znajdowały się w tym samym położeniu, nie zastanawiały się nad tym. Czy to złe, że on o tym myśli?


***


ŁUP!

Płomień usłyszał głuche tąpnięcie, poczuł tępy ból i stracił przytomność. Zanim jednak to się stało, przemknęła szybko mu myśl: Coś słychać. Choć był to dźwięk naprawdę nieistotny, prawie nie dźwięk, to jednak. Próżnia coraz mniej przypominała próżnie. Ale teraz kotek odpłynął. Nie myślał, nie czuł, nie słyszał. Odszedł w prawdziwą nicość.
Gdy się obudził, czuł mocny nacisk na jego brzuch. Pozostałych rytmicznych uderzeń nie było. Niewidzialna siła cisnęła go coraz mocniej i mocniej. Płomień po chwili miał tego dość. Co innego chwilowy ucisk a co innego jak jest cały czas! Kopnął w górę-tam coś go uciskało. Nic nie dało. Kopnął jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze. Ból ustał. Na razie miał spokój. Na razie.
Ale kocurek rósł. On rósł, a Nicość malała. Właściwie nie, to już nie jest Nicość. Można to określić jako dziwny worek, który codziennie kurczy się coraz mocniej. A może to on robi się coraz większy? Nieważne. Z każdym nowym dniem kotek czuł, że coraz bardziej braknie mu tchu (on w ogóle oddycha?), że jest coraz ciaśniej. Nie chce tu już być. Woli znaleźć się gdziekolwiek, byle nie tutaj, w tej żałosnej ciasnocie. Mijają dni. Jest coraz gorzej. On nie chce, nie będzie, nie może tu tak zgnić! Dlaczego to go przygniata?!



***


Wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Nagle Płomień znalazł się w miejscu, które było zupełnym przeciwieństwem dawnej próżni, a i tego worka, który niemiłosiernie chciał go udusić. Było bardzo jasno i bardzo głośno. Bardzo zimno. Czyżby istniało gorsze miejsce od tego, w którym dosłownie przed chwilą był? Kociak czuł miękką trawę i twardą ziemię. Leżał płaski jak placek, kompletnie przerażony. Co jest? Co się stało? Musi wezwać pomocy.
Zakwiczał cieniutkim głosikiem. Nagle wielkie, ciepłe, puchate coś delikatnie przysunęło go do siebie. A tak właśnie, jest głodny. Jakaś myśl w jego głowie głosiła, że może napić się mleka od owego puchatego stworzenia. Zaczął pić. Teraz czuł się dobrze. Nie znał tego świata, ale uznał, że jest tu dosyć przyjemnie.




<Kwiateu? Wiem, takie...dziwne, ale potem będzie inaczej... chyba XD>

23 września 2016

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Braku

Nadal tak siedziała i obserwowała trochę zamyślona, aż nagle zobaczyła kociaka zmierzającego w jej kierunku. Nawet miała ochotę na rozmowę z kimś innym, to może przy okazji go czegoś nauczy, gdyby naprawdę do niej podszedł! I podszedł. Nie zdążyła się przywitać, bo ten już zaczął mówić, a może nawet krzyczeć. Słysząc jego słowa, uśmiechnęła się.
- Nie powinnam polować. Jestem medykiem, więc moim zadaniem jest zbieranie ziół i leczenie kotów, które potrzebują pomocy. - powiedziała spokojnie. Był taki mały! Dawno nie rozmawiała z żadnym kociakiem, więc najwyraźniej nadeszła na to pora. - Jak masz na imię? Ja jestem Tajemniczy Kwiat. - dodała jeszcze.
Zbieranie ziół może poczekać, medyczka w końcu nie odejdzie od tego kociaka tak po prostu. Jeszcze wpadłoby mu do głowy pójście za nią poza obóz, a to mogłoby skończyć się tragicznie! Nie chciała narażać tego małego. Przycupnęła przed nim, żeby on nie musiał patrzeć tak bardzo w górę, a ona w dół.

Brak?

Od Braku CD Tajemniczego Kwiatu

Brak miał już prawie trzy księżyce! Mógł już biegać, skakać i lać się z młodszym rodzeństwem! Najbardziej kochał robić to drugie. Wystarczyło dać mocniejsze walnięcie w łeb, a oszołomione kociaki padały jak muchy! Zostanie NAJLEPSZYM wojownikiem Klanu Nocy. Choćby miał pozabijać pozostałych. Będzie NAJLEPSZY. Kociak pogrążony w narcystycznych myślach uśmiechnął się przebiegle. A gdyby tak wyjść na zewnątrz? To... Atrakcyjna opcja.
Szybko obejrzał się, czy mama nie patrzy, po czym dziarskim krokiem wygramolił się z nory. I szedł. I szedł. I szedł, po raz trzeci. Ale to nie był byle jaki chód. Był to chód przepełniony obrzydzeniem do wszystkiego, co się rusza. Nawet tego liścia, który właśnie został porwany przez wiatr. A zwłaszcza do niego. Na jego pyszczku gościł złowieszczy uśmiech zapowiadający przyszłość młodocianego zbira, który będzie kradł i deptał mchowe kulki małym kociakom.
Nagle zauważył dużą kocicę, która z lekkim uśmiechem zadowolenia patrzyła na świat. Na JEGO świat.
 - SO TY TUTAJ LOBIS?! - krzyknął, na swój typowy sepleniący sposób, podbiegając i przybierając pytającą minę. - SEMU NIE POLUJES, SO?! CHYBA POFINNAS TO LOBIC! PRAAAWDA?!
Tajemniczy Kwiecie? Brak prawie zawsze wrzeszczy, uwaga

Od Tajemniczego Kwiatu

Tajemniczy Kwiat obudziła się nieco smutna, ponieważ śniła jej się rodzina. Choć niezwykle kochała swój Klan, tęskniła za matką i rodzeństwem. Raczej nie powinno to nikogo dziwić, skoro chodzi tu o koty, z którymi kiedyś żyła. Mimo tego podniosła się z legowiska weselsza, bo w końcu rozpoczyna się kolejny dzień! Wyszła na zewnątrz i tam usiadła, obserwując niebo. Słońce niedawno się pojawiło, ale już było jasno, a świat razem z obozem powoli budził się do życia. Jak to robiła każdego poranka, zaczęła lizać swoje futro, żeby nie było poczochrane i brudne. Postanowiła, że potem pójdzie pozbierać jakieś zioła, bo poprzedniego dnia zauważyła, że niektórych jest mało. Zawsze musi być gotowa, gdyby komuś się coś stało. Na całe szczęście teraz nie jest już sama z tym zadaniem i Lodowe Serce może jej pomagać. Siedziała tak nie odzywając się ani razu i patrząc, jak koty z Klanu wychodzą ze swoich legowisk. Czasami, kiedy akurat miała czas, bardzo lubiła to robić.

Brak?

Bywa

Odchodzę
Z przyczyn prywatnych.
Brudka i Smutny idą do adopcji (tylko żeby były te Smutne Rogi), Sowa zdechła.
Dziękuję i do widzenia. :(

20 września 2016

Od Wilczej Róży

Szłam na polowanie obok Czterech Drzew, kiedy nagle zobaczyłam dwa koty pachnące Klanem Prawdy, które ze sobą rozmawiały. Postanowiłam podsłuchać ich rozmowę...

***

Nie wierzyłam w to, co usłyszałam! Koty mówiły o tym, co planuje Czysta Gwiazda! Postanowiłam powiedzieć o tym Czarnej Gwieździe. Przecież ta psychopatka ma zamiar zgładzić wszystkie klany!

***

- Czarna Gwiazdo!
- Tak, Wilcza Różo? - zapytał lider, zdziwiony moim zachowaniem.
- Mam informacje dotyczące Klanu Prawdy, a dokładniej Czystej Gwiazdy!
- Naprawdę?
- Naprawdę! Usłyszałam dwóch członków jej klanu!
- A więc o czym rozmawiali?
- O zgładzeniu klanów! Czysta Gwiazda chce je zniszczyć!
- Taki mały klan? - Czarna Gwiazda wypytywał mnie dalej, a potem dodał: - Możesz mieć rację. W końcu zabijała już koty...
- Tak. - ciągnęłam
- No dobrze, spróbuję to sprawdzić.- oznajmił i poszedł dalej. Natomiast ja poszłam na polowanie na Siedlisko Koni.

<Czarna Gwiazdo?> <Mruczek?> <Jakiś kot z KP?>

Od Kruczej Stopy CD Kryształowej Łzy

Krucza Stopa zamruczał.
- Kryształowa Łzo, jesteś kochana, nie mógł bym mieć lepszej partnerki od Ciebie. - Wymruczał do kotki. Kryształowa Łza się uśmiechnęła i zamruczała razem z nim radośnie. Sowie Skrzydło prawdopodobnie chodziła gdzieś po obozie.
- Jak myślisz, możemy już stąd wyjść i ponownie polować? - Zapytał czarno biały wojownik partnerkę.
- No, pewnie tak. - Mruknęła i wyszła z jaskini medyka. Kruk poszedł za nią. Rozmyślał już od pewnego czasu, czy nie założyć rodziny, ale wolał czekać, aż Kryształowa Łza pierwsza zacznie na ten temat. Wychodzili już powoli z obozu na polowanie. Kryształowa Łza tylko liznęła Kruka po uchu i wskoczyła w krzaki. Krucza Stopa poszedł inną drogą na polowanie. Udało mu się złapać dwie myszy, kiedy się zorientował, rudo biała kotka siedziała tuż obok niego z królikiem w pyszczku.
- Ładnie. - Pochwalił ją Krucza Stopa poprzez trzymane myszy, Kryształowa Łza lekko zachichotała, przez jego śmieszny akcent, gdy trzymał w pysku zdobycz. Wracali uśmiechnięci razem do obozu.

<Krysiu? Jak nie napiszesz tego o czym Kruk myślał to... Cx>

Od Lodowego Serca CD Wieczorny Blask

Spojrzałam na Wieczorny Blask i uśmiechnęłam się lekko. Mimo, że starałam się go omijać to musiałam w końcu z kimś porozmawiać. Był moim przyjacielem z dzieciństwa. Najlepszym przyjacielem z dzieciństwa.
-Zbieram zioła. - Powiedziałam po chwili, znowu schylając się, żeby zerwać Mak i Łopian. Odłożyłam je na małą kupkę ziół, znajdującą się obok mnie. Później podeszłam jeszcze do krzaczka jagód, chcąc je zabrać do Klanu Nocy. Wieczorny też schylił się, chcąc zerwać jagódkę. Spojrzałam na niego, lekko przekrzywiając głowę, ale nagle moje oczy się powiększyły i w jedno bicie serca, popchnęłam kota.
-Co się stało?
-To cis. - Syknęłam cicho i zabrałam małe owocki, kierując się do obozu. Szłam szybkim krokiem, moje susy dorównywały Wieczornemu, ale był wojownikiem, więc dzieliła mnie od niego nie cała mysz. W końcu, doszłam do medyczki i podałam Tajemniczemu Kwiatowi to co kazała mi przynieść. Po chwili znowu wyszłam z obozu razem z kocurem, który szedł obok mnie jak cień. Gdy doszłam jednak na siedlisko koni, poczułam woń samotnika, a one zniknęły. Prychnęłam, a moje oczy, zmieniły się w szparki.
-Powiadomią Czarną Gwiazdę. - Powiedział Wieczorny Blask, oddalając się szybko. Spojrzałam w tył, ale dostrzegłam jedynie jak znika, jego czubek ogona.

<Wieczór?>

19 września 2016

Od Lisiej Łapy

Obudziłam się. Moja siostra jeszcze spała, wiec postanowiłam ją obudzić. No tak! W końcu dziś zostaniemy uczniami!
-Wilczka! Wstawaj! - Krzyknęłam.
-Coś się stało?- Zapytała ziewając.
-Już zapomniałaś?! Zostaniemy dziś uczniami!
Szybko wstała i razem wybiegłyśmy ze żłobka. Onyksowa Gwiazda, gdy tylko się zjawiłyśmy, zaczął przemawiać. Mnie nazwał Lisią Łapą, a moją siostrę Wilczą Łapą. Chwile póżniej ogłosił, kto będzie naszym Mentorem. Mentorem mojej siostry był Brzozowy Potok, a moim... On sam! Totalnie mnie zamurowało... Moim Mentorem ma być Lider we własnej osobie? Co mam o tym myśleć?
***
Próbowałam zasnąć, ale nie mogłam... za dużo wrażeń zwłaszcza, że jutro zaczynamy. Nagle odezwała się Wilcza Łapa.
-Śpisz? - Zapytała. Nie odpowiedziałam. Byłam za bardzo zamyślona. Chyba pomyślała że śpię, bo później się nie odezwała. Oprowadzanie po Klanie... może być interesująco... Bo przecież pójdziemy w inną strone niż tam, gdzie udałam się z siostrą... Ah te wpomnienia! Może nie są i najszczęśliwsze no ale cóż...Warto powspominać!
Po chwili uspokoiłam się i zasnęłam.
***
Nastał ranek. Siostry odziwo nie było. Chwila! Od kiedy ona tak wcześnie wstaje? Nieważne. Teraz najważniejsze jest to, żeby dobrze wypaść pierwszego dnia!
Wstałam i zaczęłam biec w stronę wyjścia. Po chwili ujrzałam mojego Mentora.
-Widzę, że twoja siostra poszła już ze swoim Mentorem. - Rzekł Onyksowa Gwiazda. Tylko pokiwałam głową. Trochę się bałam, w końcu to nasz Lider.
- W takim razie my też choćmy! Oprowadzę Cię po Klanie. - Dopowiedział.
<< Onyksowa Gwiazdo? >>/

18 września 2016

Od Jeleniej Gwiazdy CD Smutnego Śpiewu

  W Jelonce coś zaczęło błyszczeć, iskrzyć, palić się ogniem nie gorącym, lecz ciepłym. Zamrugała kilka razy i spojrzała na wychodzącego kocura, kiedy zatrzymała go odgłosem:
  – Może, zaprowadzić cię po terenach? Chyba ich nie za bardzo dobrze znasz. Dodatkowo, mógłbyś zatrzymać na sobie zapach Wilczego Klanu. – w jej głosie słychać było melodyjną nutkę, jakby chciała się podzielić tym płomykiem ciepła z jej serca. Jednak Smutny Śpiew pokręcił głową.
  – Nie musisz. – rzucił, wychodząc z nory i skręcił gdzieś, i wtedy płomień zniknął.
  Co prawda, cętkowana dawno coś czuła do owego kota. Mimo, iż nie chciała łamać Kodeksu, czekała kolejnego, może i krótkiego, spotkania, gdzie znów mogła by ujrzeć jego piękne, szare oczy, pręgowane, bardzo puszyste futro i usłyszeć głos - cichy, lecz basowy. Kotka marzycielsko westchnęła, kiedy nagle zrozumiała, że na pewno on nie odwzajemnia uczucia, a na odwrót, utrzymuje relacje wojownik-lider. Na nowe myśli zwinęła się w kłębek, dotykając noskiem ogona i zamknęła oczy, myśląc o rodzicach. Przecież oni mieli taką miłość, taka romantyka! Szkoda, że straciła ich jeszcze z uczniowskich czasów.

* * *

  Na poranek, kiedy słońce, którego promienie padały akurat na brązową sierść liderki, powoli się podnosiło, Cętkowany już dawno wysłała patrol. Jelenia Gwiazda jeszcze smacznie spała, dziedzicząc cechę śpiocha od matki. Mogła by tak spać do połowy dnia, gdyby nie to, że ktoś jej przerwał ową czynność. Była to Cętkowany Ogon, która krzyczała, że mają wojownika z cudzego klanu w obozie. Liderka złośliwie otworzyła oczy, po czym powarczała i wstała, wychodząc z nory.
  Na środku obozu stał Smutny Śpiew, wokół niego zgrupowały się wojownicy i uczniowie, szepcząc coś między sobą. Ach, no tak. Oni nie wiedzą.


<Smutek? Moja wena też kaput ;u;>

Od Smutnego Śpiewu CD Jelenia Gwiazda

Długie chwile mijały spokojnie, ignorując otaczający je świat. W legowisku lidera Smutny czuł się jakoś nieswojo, a może to sama liderka tak na niego działała? Czekał cierpliwie na odpowiedź kotki, spodziewając się najgorszego "Jesteś zdrajcą, nie chcemy cię tutaj" albo "Miałabym przyjąć do klanu kogoś takiego?". Wtem jednak wygasły płomień nadziei zapłonął gwałtownie potężnym ogniem, a blask iskier wybuchł oczami. Czy jest nadzieja na lepszy świat? Nieświadomie ślepiami wyobraźni zobaczył siebie obok brązowej, cętkowanej kotki. Cztery małe kocięta tarmosiły parę za uszy, a dorosłym o dziwo nie przeszkadzało to - lepiej, wywołało u nich radość. Potrząsnął głową zawstydzony swoją własną naiwnością i głupotą. Tego nie będzie. Już nikt go nie pokocha. Nie ma na to szans. Powoli podniósł się, i już był jedną łapą na zewnątrz, gdy zatrzymał go głos Jeleniej Gwiazdy:
- ...
<Jelona? BRAK WENY SOU MACZ>

Od Wilczej Łapy CD Brzozowego Potoku

Borsuk na pierwszej lekcji? Świetnie. Gdyby nie to, że potrafię dusić swoje emocje pewnie nie skończyło by się to szczęśliwie. Przeszliśmy do dalszej lekcji. Czułam się nieswojo w towarzystwie mojego mentora. Niby jesteśmy w tym samym klanie, ale jakoś nie było okazji się zaprzyjaźnić. Wpatrywałam się w dal. Właściwie to w motyla siedzącego na kamieniu. Był taki piękny i kolorowy. Z zamyśleń wyrwał mnie Brzozowy Potok. No tak – przecież jestem na lekcji. Zaczął mówić mi, że między mentorem i uczniem powinno być zaufanie i tak dalej. Wpatrywałam się w niego, ale słuchałam jednym uchem, drugim słowa wylatywały. Czemu w takim momencie jestem rozkojarzona? Skupiłam się na słowach mentora.
- … Jednak oczekuje od ciebie ważnej rzeczy – moje źrenice przejęły tęczówki. Częściowo z powodu co chciał mi powiedzieć, a częściowo próbowałam sobie przypomnieć co wtedy mówił. W momencie, gdy sobie przypomniałam zaczął kontynuować – wymagam abyś mnie szanowała. To jest podstawa do tego, aby nasze relacje były pozytywne. Musimy się nawzajem szanować.
- Szanuję każdego kota w moim otoczeniu – zaczęłam – ciebie szczególnie, w końcu jesteś moim mentorem – uśmiechnęłam się do niego, chociaż atmosfera dalej była trochę sztywna. Brzozowy Potok odwzajemnił uśmiech. Znowu kontynuowaliśmy lekcję. Zaczęłam powoli przyzwyczajać się do jego obecności. W czasie, gdy mój nauczyciel opowiadał mi o danym miejscu, znowu doszedł do nas smród. Kocur ostrzegł mnie, bym była ostrożna. Znowu borsuk, bo czemu by nie? To wszystko zaczęło się robić nudne, co jeszcze spotkamy, lisa? A może sowę? Lepiej nie. Nagle zaczęłam odczuwać strach. Chociaż mój wyraz pyszczka się nie zmienił, futerko stanęło dęba, a mięśnie napięły się. Machałam nerwowo ogonem, niech sobie pójdzie! Nagle usłyszałam głosy kotów, zobaczyłam lśniące pazury i kły. Pojawił się patrol. Zwierze zostało poranione, ale najwyraźniej nie miało zamiaru walczyć, bo uciekło w popłochu. Odetchnęłam z ulgą. Brzozowy Potok zaczął rozmawiać z patrolem. Tym czasem ja położyłam się, starając nabrać sił. Dwa spotkania z borsukiem jednego dnia, wywarły na mnie wrażenie. Tym bardziej, że jeszcze poprzedniego dnia nie wiedziałam jak wygląda. Mój mentor zauważył moje zmęczenie, jednak ja szybko wstałam na łapy. Bo jeszcze uzna, że lepiej zakończyć trening, ja mam siłę! Trochę marną, ale gdyby zakończył lekcję w tym momencie, czułabym się nienasycona. Nie próbowałam ukryć entuzjazmu, nie było po co. Brzozowy Potok zwrócił się w moją stronę.

<<Brzozowy Potoku?>>

Od Płomiennej Pieśni CD Zajączka

Już dość długo byłem samotnikiem. Zauwarzyłem, że Klan Prawdy, albo wyniósł się z terenów, albo przestał polować na części terenów gdzie zawsze polowałem jak jeszcze byłem jednym z nich. Na całe szczęście, ani razu nie natknąłem się jeszcze na żadnego kota z tego klanu. Już sam przestawałem zwracać uwagę na jakim terytorium klanu jestem i nawet na bardzo wrogim terenie Klanu Nocy czułem się swobodnie, tak jak na terytorium Klanu Burzy. Miałem wrażenie, że będą wyganiali mnie zwykłymi słowami. Parę razy spotkałem kogoś z tego klanu i nie byli zbyt wrogo nastawieni. Bardziej dawali wykład o tym, że to terytorium ich klanu i nie powinienem kraść im zwierzyny. Klan Nocy podobno był najbardziej wrogim klanem, ale wiem już kiedy wysyłają patrole i zorientowałem się miej-więcej jak unikać większych grup tego klanu. Na terytorium Klanu Klifu bywałem bardzo żadko, czasami wchodziłem na tereny Klanu Wilka, jednak najczęściej byłem u Klanu Burzy. Ciekawe kiedy się zorientują, że pewien kot poluje na ich terytorium od pewnego czasu.
Kiedy tak szedłem poczułem woń kociaka. Zacząłem iść w tamtą stronę. Z pewnością nie było z nim żadnego dorosłego.
- Szron, to ty? - usłyszałem głos kociaka. Zajrzałem przez krzaki. Siedział w kupce liści i patrzył w moją stronę.
- Co robisz tutaj sam? - zapytałem. Kociak patrzył na mnie zaskoczony.
- Siedzę.
- Pomóc ci w czymś? - zapytałem.

<Zajączek?>

Od Zajączka

Młoda, szaro-biała kotka bicolor przymierzała się do przeskoczenia sterty zeschłych liści. Od jej dalekich, wysokich, podobnych do zajęczych skoków jej matka, Różany Płatek, nadała jej imię - Zajączek. Niestety dwójka dzieci tej kocicy niedawno znalazła jej ciało. Wtedy też ich drogi się rozłączyły, gdyż kocięta rozstały się. Brat Zajączka, biały kocurek o imieniu Szron, postanowił odnaleźć ich ojca. A sama Zajączek została kilka dni w lesie, mając nadzieję, że kocurek wróci. Jednakże tak się nie stało, więc wyruszyła na poszukiwanie brata. Niestety, do dziś go nie znalazła. Ale ciągle próbowała, bo jeśli ta kotka się uparła, to walczyła, aż osiągnęła swój cel. Nie było to jednak łatwe, zważając na wiek Zajączka - zaledwie 5 księżyców, a przez to jej możliwości. Potrafiła upolować mysz, ale nic ponad to. I tak dobrze sobie radziła. Biorąc pod uwagę to, że jej matka mówiła o nadchodzącej Porze Nagich Drzew, zimnem i czymś, od czego pochodziło imię jej brata, przyszłość kotki nie wyglądała zbyt dobrze. Zajączek była świadoma niebezpieczeństw czyhających na nią w lesie. Przecież ona była praktycznie bezbronna. Nie poddawała się jednak, gdyż usłyszała o kocich klanach w tym lesie, w którym akurat była. Podobno czasami dawały schronienie kotom takim jak ona, samotnikom. Miała nadzieję na lepsze życie i chyba właśnie to ją przy nim utrzymało do tej pory - nadzieja.
Zajączek podskoczyła wysoko do góry, by ominąć stertę zeschłych liści. Niestety mimo swojego imienia, jej skoki nie były takie, jak powinny być, przez co spadła w sam środek sterty. Sprawiło to podrzucenie do góry wielu szeleszczących, brązowych i pomarańczowych liści. Kotka prychnęła z frustracji spowodowanej nieudanym skokiem. Fruwające liście jednak wydawały ciekawy dźwięk i zafascynowały Zajączka, który w życiu jeszcze nie widział czegoś takiego. Z zapałem zaczęła podbiegać do liści, które w większości już opadły na ziemię. Jednak gdy się na nie stanęło, były cudowną zabawką dla młodej koteczki, która rzadko unikała okazji do zabawy. Trącała liście swoją niewielką łapką z zachwytem w zielonożółtych oczach. To zajęcie tak ją wciągnęło, że dopiero po chwili wyczuła zapach jakiegoś kota kilka długości ogona dorosłego kota od niej. Przerażona zamarła na kilka uderzeń serca, po czym skuliła się i zamiauczała z przerażenia. Po chwili jednak przyszło jej do głowy, że może ten kot pochodzi z klanu i wie coś o jej bracie. Przekrzywiła głowę i z podkulonym pod siebie ogonem i spuszczonymi płasko uszami, zrobiła kocięcy krok w stronę przybyłego kota.
- Szron, to ty? - pisnęła.
<Jakiś kot?>

Od Brzozowego Potoku CD Wilczej Łapy

Miał ucznia! Drugiego w swoim dosyć krótkim żywocie, mimo to bardzo się ucieszył, że to właśnie jego imię zostało objęte tytułem mentora. Nie zawiedzie, oj nie! Na pierwszy dzień zaplanował zapoznanie uczennicy ze terenami klanu. Starał się iść wolno ale mimo to widział kątem oka, że kotka lekko nie nadążała. Nagle do jego nozdrzy doleciała paskudna woń. Wciągnął powietrze. Tak był pewny, gdzieś tu kręcił się borsuk.
- Bądź ostrożna Wilcza Łapo, tu gdzieś w okolicy przebywa borsuk – ostrzegł ją szeptem, kotka się lekko wzdrygnęła ale starała się zachować spokój.
Wolałby aby odszedł, bo zdawał sobie sprawę, że walka z nim mogłaby obrać zły obrót. Chodził jeszcze chwilę po okolicy aż zaczął się oddalać. Nie wyczuł ich? A może po prostu ich zignorował? Nie miał pojęcia, ale uznał to za znak opieki Gwiezdnych nad swoimi.
- Odszedł – usiadł i rozluźnił swoje napięte do granic mięśnie, spoglądając na także powoli się uspokajającą.
Sam jej wyraz pyszczka nie uległ zmianie, lecz mięśnie czy sierść okazywały jej zdenerwowanie. Brzozowy Potok i tak był zaskoczony jej reakcją, nie panikowała ani wykazywała bezgranicznego strachu. Kocur doszedł do dwóch wniosków, albo świetnie ukrywała swoje emocje nawet poprzez władzę nad ciałem albo miała naprawdę twarde nerwy.
- Zachowałaś się spokojnie, zazdroszczę zimnej krwi, ja jak byłem w twoim wieku to na takie zdarzenia reagowałem dosyć nerwowo – uśmiechnął się delikatnie – zaraz powrócimy do lekcji, tylko odczekajmy chwilę, nie chciałbym na niego ponownie trafić.
Kotka przytaknęła i usiadła niedaleko niego, wpatrując się w jakiś oddalony punkt. Ich relacje są chłodne i nie rozwinięte. Oboje czują się w swoim towarzystwie nieswojo i obco. Musiał to zmienić, pamiętał, że jego relacje ze Szałwiową Łapą opierały się na wzajemnym zrozumieniu i zaufaniu, wszystko sobie mówili. Chciał aby podobnie było z Wilczą Łapą, nie powinien jednak oczekiwać zbyt wiele po jednym dniu. Chciał jednak porozmawiać z nią o tym.
- Wilcza Łapo, wiesz, nie jesteś moim pierwszym uczniem – zaczął tonując swój ton aby brzmiał jak najprzyjemniej – właściwie jesteś drugim, chociaż wyglądem przypominasz mojego poprzedniego ucznia. No ale nie będę ci o nim opowiadał, bo to nudne. Chciałbym ci coś zaproponować.
Ruda kotka wyrwała się z zamysłu ale unikały kontaktu wzrokowego z nim. Czarno-biały kocur uznał to za sygnał, że słucha.
- Zawsze uważałem, że miedzy mentorem a uczniem powinno być zrozumienie i zaufanie, oraz więź dzięki, której oboje będą się czuli dobrze w swoim towarzystwie. Chciałbym abyś nie traktowała mnie za nie wiadomo kogo i czuła, że czas spędzony ze mną był równie przyjemny jak z rodziną. Postaram się aby nasze lekcje nie były zbyt nudne, aby było więcej robienie niż słuchania. Jednak oczekuje od ciebie ważnej rzeczy – bursztyn w oczach kotki zniknął pod czernią źrenicy – wymagam abyś mnie szanowała. To jest podstawa do tego aby nasze relacje były pozytywne, musimy się nawzajem szanować.
<<Wilcza Łapo?>>

Od Piaszczystej Mgły

Wyszłam z obozu szukając pożywienia. Było mi trochę smutno z powodu ojca. Czuję się troszkę samotna... Nie ma żadnych kocurów w klanie poza medykiem i moim ojcem. Jest jeszcze Cicha Łapa, ale on jest... no wiadomo. Jest jeszcze Brzozowy Potok, ale on mi się nie podoba.
W każdym razie musiałam się skupić na polowaniu.
Wypatrzyłam sobie ptaka. Był to wróbel, który skakał na kamieniu i i dziobał poszukując pożywienia. Nie to co ja, ja je znalazłam. Przyległam brzuchem do ziemi i po chwili wyskoczyłam na niego, miałam go w łapach, dziobnął mnie i niechcący go wypuściłam.
- Kurcze! - Warknęłam i ruszyłem gdzie indziej w poszukiwaniu następnego ptaka. Wszystkie były na drzewach, a ja nie chciałam się połamać. Znalazłam kolejnego na trawie i zaatakowałam. Udusiłam i już nie miał szans na ucieczkę.

Bardzo, bardzo dużo bić serca później

Wróciłam do obozu z trzema ptakami. Inni wrócili przede mną i na kamieniu leżało już dużo jedzenia. Odłożyłam moje zdobycze na kupkę. Wszyscy zaczęli jeść, lider też.

<Ktoś? Nie koniecznie>

Od Onyksowej Gwiazdy

Można by rzec, że mój czas każdego dnia się skraca... Już nie jestem aż tak sprawny jak kiedyś. Mam nadzieję, że jak umrę, Piaszczysta Mgła będzie dobrą wojowniczką. Kto wie? Może nawet zostanie zastępcą.
Leżałem wtedy w swoim legowisku. W obozie było spokojnie, większość się już przyzwyczaiła.
- Jestem najbardziej ciekaw, co słychać u Ametyst, Rudej Łapy i Promienistej Łapy. Strasznie mi ich brakuje, przynajmniej została ze mną córka. - Szepnąłem do siebie. Akurat przed moim legowiskiem szła Piaszczysta Mgła.
- Piaszczysta Mgło, idziesz na polowanie? - Zapytałem.
Kotka skinęła głową, odwzajemniłem gest i kotka zaczęła kierować się w stronę wyjścia z obozu.
- Niech klan Gwiazd będzie z tobą córeczko. - Powiedziałem zanim kotka wyszła. Piaszczysta Mgła uśmiechnęła się i zniknęła za jeżynami.
Pora rozprostować stare kończyny. - Pomyślałem, a po chwili wstałem i zacząłem przechadzać się po obozie. Było spokojnie, idealnie. Uczniów nie było w legowiskach, jak ich mentorów. Wyruszyli na polowanie. Zakrzywione Oko układał zioła. Z jednej strony mi go żal, nie miał oka i  w dodatku chorą łapę, ale i tak czułem, że nie przepada za mną, a ja za nim. Zwróciłem się w stronę legowiska wojowników. Była tam tylko Deszczowa Jaskółka.
- Deszczowa Jaskółko, może popilnujesz wejścia do obozu razem z Wieczorną Pieśnią? - Kotka skinęła głową i poszła.
<Ktoś z Klifu?>

17 września 2016

Od Błękitnej Burzy

Wyczołgałem się spod gałęzi, które służyły mi za ochronę przed deszczem. Srebrna Gwiazda nie musiała się tak trudzić, żebym nie zachorował. Jestem twardy. Sam bym się wyleczył... Zdrajca. Sumienie jest męczące, drąży myśli. Nie daje mi spać.
- Błękitna Burzo? - usłyszałem głos Srebrnej Sadzawki. Odwróciłem się w jej kierunku. Kotka wyglądała na przygnębioną. Spuściłem wzrok. Usłyszałem, jak brodzi w kałuży, która nas dzieliła. Po chwili znalazła się obok mnie. - Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym - odparłem.
- Nie kłam. Dlaczego śpisz tutaj? Czemu nie przeniesiesz się do legowiska wojowników? - spytała. 
- Nie jestem wojownikiem Klanu Burzy - prychnąłem. - Nie jestem już w ogóle wojownikiem. Wojownik musi być lojalny wobec klanu. A ja jestem lojalny tylko swoim dzieciom.
- Twoje dzieci są członkami Klanu Burzy - zauważyła.
- Ale Klan Burzy nie jest ich - syknąłem. - Nie jestem winien lojalność liderowi, a kociętom. A one nie mają tu nic do gadania.
- Nie musisz spać w błocie i jeść naszych resztek - westchnęła Srebrna Sadzawka. - Możesz przecież...
- Dlaczego nie chcesz zrozumieć? Nie potrzebuję waszej łaski! Jestem zdrajcą. Skąd możecie wiedzieć, że nie zabiję jednego z was?
- Nie jesteś taki...
- Taki? Zabiłem własnego ojca! Jedynego kota, który był w moim życiu kimś naprawdę ważnym. Zostaw mnie! Możesz powtórzyć to Srebrnej Gwieździe, nie potrzebuję łaski.
- To dlaczego nie odejdziesz? Dlaczego ty nas nie zostawisz?
- Nie martw się. Ulotnię się kiedy tylko dorosną.
Kotka zwiesiła głowę i odeszła. Pochyliłem się do kałuży, przez którą przebrnęła. Zacząłem pić brudną wodę, wymieszaną z mułem i piachem. Była obrzydliwa. Pij. Tylko na taką wodę zasługują zdrajcy.
Podniosłem głowę i dostrzegłem, jak Srebrna Sadzawka rozmawia ze Spadającym Piórem. Kocur zerknął na mnie ze współczuciem. Niech się nim wypchają! Machnąłem ogonem i wróciłem do swojego legowiska. Nic nie poprawi mi humoru. No... Może poza jednym...
Znów wróciłem do obozu. Udałem się w kierunku legowiska lidera. Srebrna Gwiazda opiekuje się moimi dziećmi, nie chciała, żeby samotnie spały w legowisku królowych, przeszkadzały wojownikom bądź uczniom, lub kręciły się u medyka. Nie chciała też, żeby spały ze mną.
- Srebrna Gwiazdo? - szepnąłem. Nie odpowiedziała, ale słyszałem, że się porusza. Po chwili wybiegły do mnie moje dzieci. Poczułem jeszcze większą satysfakcję. Nie potrzebowała słuchać moich słów, żeby wiedzieć o co mi chodzi. Polizałem Myszkę po głowie.
- Tata... - szepnęła kotka. - Czemu jesteś brudny? 
Zaśmiałem się.
- Zosiu, Myszko, córeczko... - zamruczałem. Chwilę później Lampartek skoczył na mój pyszczek. Zaśmiałem się i pacnąłem go delikatnie ogonem. Po chwili oboje go zaatakowali.
- Chciałabym mieć takiego ojca jak ty - odezwała się nagle Srebrna Gwiazda. - Który by kochał, opiekował się, bawił się i pilnował... Jesteś niezwykły Błękitna Burzo. Z zewnątrz wyglądasz jak twój ojciec, ale w głębi serca...
- To nie Czarna Gwiazda mnie wychował, a moja matka. Dlaczego wszyscy o tym zapominacie?
- Wiem, że masz dwóch braci. Miałeś więcej rodzeństwa, ale umarło. Twoja matka też.
- Miała błękitne oczy. Kiedy to się stało... Moja mentorka zawsze próbowała mnie tym pocieszać...
- Młodzieńcze, nie rozpamiętuj przeszłości - szepnęła. - Oglądając się wstecz... Widzimy najczęściej to, o czym chcieliśmy zapomnieć.
Poczułem, jak Srebrna Gwiazda zadrżała. Na pewno ma wiele takich wspomnień, jest przecież stara...
- Patrząc ciągle w przyszłość stajemy się tacy, jak Czarna Gwiazda - zauważyłem. - Myślimy o tym, o czym nie powinniśmy myśleć. O zemście, władzy... Jak tu nie oglądać się za siebie?
- Jesteś bardzo mądry - zaśmiała się. - Może powinniśmy żyć chwilą? Nie martwić się tym co było, ani tym co będzie? Co o tym myślisz?
- Myślę, że to mądra uwaga - odparłem.

<Srebrna?>

Deszczowa Jaskółka! (Klan Klifu)

Zdjęcie tymczasowe
Deszczowa Jaskółka | wojownik | Klan Klifu

Od Srebrnej Sadzawki CD Spadającego Pióra

- Już wymiękasz? Phi – mruknęłam i skierowałam się z kocurem u boku w kierunku naszego obozu.
Był dla mnie ogromną zagadką. Wywrzeszczałam mu prosto w pysk najokrutniejsze słowa i wyżaliłam się a on jedynie miauknął „nic się nie stało”. Naprawdę go nie uraziłam? A może skrywał w sobie negatywne emocje i w myślach przeklinał mnie i wyzywał od najgorszych? Tak, Spadające Pióro to istna tajemnica.
*** po walce z Klanem Nocy***
Wszyscy lizali rany po walce z klanem Czarnej Gwiazdy. Co, prawda pokonaliśmy ich no ale ledwo, musieliśmy akurat szczęście, chociaż sama nie wiem. Cały ten konflikt zdawał mi się być bzdurny, walka o kocięta, gdy lada księżyc może nadejść Pora Nagich Drzew! Siedziałam w jednym z kątów obozu. Lekko drżałam przez delikatne podmuchy chłodnego powietrza. Każdy był czymś zajęty, jedni naprawiali szkody po walce, a drudzy chodzili na własną łapę polować. Chciałam także tak zrobić ale wtedy obóz by został bez ochrony, bo paru wojownikom się jednak dosyć mocno dostało. Ja sama nie ucierpiałam zbyt mocno, parę głębszych ran na grzbiecie, ślad po nic zostać nie powinien. Właśnie dlatego siedziałam gdzie siedziałam i wszystko obserwowałam. Wciąż jednak miałam gorycz porażki i bezużyteczności, bo gdyby nie Błękitna Burza to tamten kot prawdopodobnie by mnie jeszcze bardziej poranił. A tak swoją drogą, chyba powinnam mu podziękować za pomoc, chociaż on to robił dla swoich dzieci więc, sama sobie odpowiedziałam.
- Dzień dobry – usłyszałam Spadające Pióro.
Usiadł obok mnie, pachniał ziołami. Miał kilka poważniejszych ran ale tak jak u mnie, nie za bardzo przeszkadzały mu w funkcjonowaniu.
- Cześć, jak nastrój po walce? – spytałam naturalnym głosem, moja wrogość wobec kocura zniknęła w momencie, gdy zaatakował na Klan Nocy.
- Nie przywykłem do czegoś takiego ale nie jest źle, a ty?
- Nie najgorzej, chociaż utwierdziłam się w przekonaniu, że muszę jeszcze poćwiczyć. Tak łatwo mnie obalono! Spokojnie, jak nie chcesz to nie musisz mi towarzyszyć. Jest jeszcze jakiś sprawny wojownik w obozie? Chciałabym pójść zapolować w twoim towarzystwie.
Spadające Pióro?

Zajączek! (Samotnik)

[X]
Zajączek | kociak | Samotnik

Od Wilczej Łapy

- Wilczka! Wilczka, wstawaj! – krzyczała do mnie Liska.
- C-co się stało? – ziewnęłam.
-Już zapomniałaś? Dzisiaj zostaniemy uczniami.
Natychmiast zerwałam się na łapy, jak mogłam zapomnieć o czymś takim? Wybiegłam z siostrą ze żłobka. Onyksowa Gwiazda zaczął przemawiać. Siedziałam podekscytowana, gdy nagle usłyszałam swoje imię. Podeszłam do lidera. Dostałam imię Wilcza Łapa, a moim mentorem został Brzozowy Potok. Przeszywało mnie niewiarygodne szczęście. Jednak odczuwałam też ciekawość, kto będzie uczył moją siostrę. I kto? Onyksowa Gwiazda! Zamurowało mnie, ale szybko się otrząsnęłam. Jutro będzie się działo! Zaczęłam się kierować w stronę legowiska uczniów. Po chwili dogoniła mnie Lisia Łapa. Bez wahania wybrałam sobie przytulny kącik. Siostra spojrzała na mnie. Jej wzrok mówił mi wszystko.
- Nie patrz się tak! Tym razem nie zaśpię – zaśmiałam się. Kotka posłała mi uśmiech. Minął dłuższy czas a ja nie mogłam zasnąć. Za duża ekscytacja.
-Śpisz? – szepnęłam, jednak nie dostałam odpowiedzi. A szkoda, przynajmniej nie przewracałabym się bezczynnie z boku na bok. Myślałam, że nie zasnę, a jednak zajęło to mniej czasu nim się spodziewałam. Był wczesny świt, obudziłam się pierwsza. Ostrożnie stawiając kroki wyszłam z obozu i podeszłam do wyjścia. Brzozowego Potoku jeszcze nie było. Wiał wiatr, było chłodno. Czuć było Porę Opadających Liści. Po chwili ujrzałam sylwetkę mentora. Miał dobry humor. Podszedł do mnie i rzekł:
- Dzisiaj pokaże Ci tereny klanu.
Zaczął iść żwawym krokiem. Co jakiś czas musiałam podbiegać, by nie zostać w tyle. Oglądałam tereny, były piękne! Co prawda już raz wybrałam się na wycieczkę, ale w inną stronę. Kolorowe liście spadały mi na grzbiet. Nagle mój mentor gwałtownie się zatrzymał, w powietrzu czuć było smród.

<< Brzozowy Potoku? Brak weny ;-;>>

Nowi uczniowie~

Liska i Wilczka, kocięta z Klanu Klifu, osiągnęły wiek ucznia, w związku z tym trafiają na tą rangę.
Lisia Łapa
Mentor: Onyksowa Gwiazda

Wilcza Łapa
Mentor: Brzozowy Potok

16 września 2016

Od Jeleniej Gwiazdy CD Smutnego Śpiewu

  Słuchy o wojnie między Klanem Nocy i Klanem Burzy rozchodziły się jak krew po sierści, jak łzy po policzkach. Tak szybko, tak namiętnie o tym mówili wojownicy z dwóch pozostałych klanów. A nojgorsze jest to, że nie wiedzieli nic. Nie wiedzieli, jaki ból sprawiły wzajemnie oba klany. Nie znali przyczyny wojny. Nikt o tym nie wiedział, oprócz Srebrnej Gwiazdy i Czarnej Gwiazdy.
  Przechodząc obok dwóch wojowników, którzy jedli swój posiłek, Jelenia Gwiazda po raz czwarty westchnęła. Kilkakrotnie usłyszała w słowach kotów "wojna" i "Klan Burzy", "Klan Nocy". To już nie były honorowe słowa, na te słowa nie można uśmiechnąć się i powiedzieć z odwagą "To jest mój klan". Teraz to się liczyło jako słowa zapełnione niepewnością, jakimś dziwnym strachem, a może nawet i uniżeniem. Jakby się bali, że ktoś powie "To ty zabiłeś mojego ukochanego!" albo "To twój klan jest we wszystkim winien! Idź stąd!". Ten strach nie był widoczny jednak w słowach, a w ranach kotów, w ich bliznach, a najbardziej - w ich oczach. Niemigoczący wzrok, zmęczenie, smutek i ból od blizn, strata kogoś bliskiego.
  Jedna z wojowników, co jadła dosyć tłustą myszkę, słuchała drugiego, u którego posiłkiem był dorosły, leśny gołąb. Natuczą się i nie będą polowali na więcej, pomyślała z obrzydzeniem liderka, patrząc, jak koty, wcinając te jedzenie, rozmawiali tylko o wojnie. Tylko. Wokół cętkowanej nie było nikogo, kto by nie myślał o wojnie, o stratach, o dwóch klanach.
  Zbliżała się już noc, jednak dzisiaj liderka nie spała. Myślała o kimś, kogo zauważyła na zebraniu. Myśli przerwał ktoś, kto do Jeleniej Gwiazdy podszedł szybkim krokiem. Podszedł i powiedział, że jakiś szary, puszysty kot, cały zakrwawiony i pachnący Klanem Burzy przyszedł i chciałby porozmawiać z liderką. Czyżby to był...?
  – Zawołaj go d-do mnie. – przykazała twardym, chłodnym głosem kotka, czekając, aż kocur wyjdzie z obozu.

* * *

  Nie patrzyli się na siebie.
  Nieoczekiwany gość przemierzał wzrokiem dosyć ciemną norę, która jednak okazała się wręcz ogromną. W długości była w dwa lisie ogony, tak samo w wysokości i szerokości. W niej mogło się zmieścić 3 leżące koty bez dotykania się wzajemnie.
  Szare oczy Smutnego Śpiewu zdradzały to, co odczuwał kocur. Zmęczenie, gorycz, w pewnym sensie złość.
  Natomiast miętowe ślepia, odziedziczone po matce, Jeleniej Gwiazdy wykazywały się jakąś dobrocią, tak jakby gotowe przyjąć pomoc.
  – Chcę dołączyć do Twojego klanu, – powiedział szary przymulonym głosem. Jelenia Gwiazda się zaniepokoiła. Co, jeżeli wojownicy, którzy byli pogrążeni w rozmowach o wojnie pomyślą, iż Smutny Śpiew jest szpiegiem, albo jeszcze gorzej - tchórzem?
  Cisza trwała kilka minut. Była niekomfortowa i krępująca, Jelenia Gwiazda wzdrygiwała ogonem, gorączkowo myśląc nad odpowiedzią, a Smutny Śpiew, tym razem patrząc na liderkę, co jakiś czas mrugał. Nikt nie chciał przerywać owej ciszy, dwójka była pogrążona w swoje myśli.
  – D-dobrze... – ostrożnie szepnęła kotka, tak jakby próbując nie przeszkadzać Smutnemu myśleć o swoim. Jednak po zgodzeniu się w oczach szarego błysnęło coś, czego cętkowana nie mogła zrozumieć przez jakiś czas. Jakaś nadzieja, jakaś nikła nadzieja w to, że jego życie się tutaj, w Klanie Wilka, zmieni. Zmieni się na zawsze,

<Smutny? ;^;>

15 września 2016

Od Nakrapianego Kwiatu

Dzień porodu zbliżał się nieubłaganie. Gdy tylko przypominałam sobie, jaką głupotę zrobiłam... bolało mnie. Ale przecież nie wszystko jeszcze stracone, prawda?
Wracałam właśnie do obozu z Wieczornym Blaskiem, musiałam przecież rozprostować łapy, a nie chciałam, aby coś znów się stało. Uśmiechnęłam się do wojownika i poszłam do legowiska królowych. Ledwie się ułożyłam, a poczułam straszny ból brzucha. Pisnęłam, a to zaalarmowało Lodowe Serce, która akurat wracała do legowiska medyka. Zajrzała i prawie od razu poleciała po Tajemniczy Kwiat. Po raz kolejny ból przeszył moje ciało. Zaczęłam rodzić. Chwilę później przybiegła medyczka z ziołami.

*Po wszystkim, ponieważ Srebreu nie umie opisywać porodów*

Spojrzałam na kociaka, który piszczał obok mnie. Tylko jeden przeżył, tak, jak Tajemniczy Kwiat mówiła... Polizałam go po głowie i przyciągnęłam bliżej brzucha. Nagle do legowiska zajrzał Czarna Gwiazda. Martwe kociaki zostały pochowane, więc został ten jeden, jedyny, rudy... Nie było w nim widać nic z ojca.
- Cześć, Czarna Gwiazdo. To twój syn... - uśmiechnęłam się, ale ten uśmiech był jakiś blady. Przykro mi było, że przeżył tylko jeden... Ale ważne, że chociaż on.
- Jak go nazwiemy? - usiadł obok, odsłaniając wejście, z którego światło padało idealnie na kociaka. Wyglądał jak...
- Płomyk. - stwierdziłam bez zbędnej gadaniny. Lider polizała kociaka między uszami, dotknął nosem mojego policzka i wyszedł. Wiedziałam, jak dużo ma teraz spraw na głowie...
- Płomyczku... Wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś? - szepnęłam do kociaka, choć ten pewnie jeszcze nie zrozumiał. Ale nie obchodziło mnie to. Zaczęłam cicho mruczeć, aby kociak przypadkiem się nie oddalił. Dla takiego malucha mogłoby to być niebezpieczne...

<Płomyczku, synu mój? <3 >

Od Smutnego Śpiewu CD Jeleni Róg (Gwiazda)

- N-nie... Ja tylko wpadłem... - Mruknął Smutny Śpiew, a potem zaczął się wycofywać.
- Ej! Możesz mi ufać! Na prawdę, nikt nie wie o naszym spotkaniu, i nie mów mi, że zgubiłeś się na tych terytoriach! Klanem Wilka jedzie tutaj jak królikami w ich norze, nie wymiguj się. - Ni krzyknęła, ni syknęła Jelenia, lecz Smutek przyśpieszył jeszcze, i w końcu wybiegł daleko od niej.
***
Tyle minęło od tego spotkania. Jelenia Gwiazda została teraz liderką. Nie będzie miała czasu na spotkania z kocurem, których i tak było bardzo niewiele. Jednak mimo to... Smutek czuł jakąś dziwną pustkę. Dziurę w duszy, która nieustannie krwawiła, pozbawiając pręgowanego kota ostatnich resztek do życia. Wciąż jednak miał wrażenie, że nieznane mu siły zaklejają dziurę, oddają mu ich krew i chęci. Na zebraniu ta dziura szczególnie mało krwawiła, a gdy spojrzenie błękitnoszarych oczu spoczęło na Jeleniej... Ach, dość! Szczerze powiedziawszy, nie tylko w pobliżu brązowej liderki, kocur czuł przyjemne ciepło. Miłe uczucia pojawiały się też przy Czarnym Ogonie, partnerce Rozżarzonej Duszy. Jej mruczenie, złośliwe uwagi dotyczące charakteru Smutnego Śpiewu czyniły cuda, takie jak skryty cień delikatnego uśmiechu. Jednak nie sądził, że dzisiaj to wszystkie zniknie. Że jedna z kolumn podtrzymująca budynek, runie nagle i obróci się w pył w mgnieniu oka. Wszystko przez nich. Przez ten cały przeklęty Klan Nocy. Walka była bardzo ciężka. Kot ledwie się obudził, a już rzucił się na niego pręgowany zielonooki kocur. Złapał go pazurami i rzucił przed siebie. Smutek zorientował się, co się dzieje, dopiero gdy łupnął na ziemię z łoskotem. Szary nocny jednak już zdążył podbiec do niego. Złapał długowłosego za łapę i pociągnął, niewiarygodnie lekko.
- Ha! Jesteś pewien, że się nie zgubiłeś, pieszczoszku? A może Klan Nocy jest właśnie jak ty - słaby i beznadziejny? - Krzyknął Smutek, wciąż leżąc.
Jednak w tym momencie pręgowany kocur przycisnął mu głowę do ziemi i wysyczał do ucha:
- Jestem Kamienny Pazur i miło było cię poznać.
Kamienny Pazur? Długowłosy słyszał o tym kocie na zebraniu. Ostatkiem sił odepchnął od siebie wojownika i z grymasem spojrzał na jego pysk. To był Wodny Ogon, zastępca Klanu Nocy! Gdy jednak spojrzenie bladych oczu spoczęło na ślepiach agresora, Smutek poczuł niepokój i chłód. Ten wzrok był taki zimny, nieziemsko kuszący ale niebezpieczeństwo było wyczuwalne na kilometr, a może i dalej. Wodny Ogon był opętany. Wtem gdzieś z boku rozległ się wrzask i pręgowany kot ruszył w tym kierunku. Smutny wykorzystał to i ruszył pomagać innym w walce.
***
Krew, kawałki futra i jęki bólu przekreśliły najbliższy księżyc. Koty Klanu Burzy krążyły dookoła innych, opatrując rany i wspierając się wzajemnie. Noc była ciemna, nie widać było nic. Smutny oddalił się od reszty. Miał na karku paskudną ranę, przynajmniej tej był pewien. Ale czy na pewno? Czy poza zadrapaniami, ugryzieniami i szramami nie było innych ran? Były. Jedna nieodkryta. Niemożliwa do wypatrzenia czy też wyczucia. Długowłosy kot poczuł swego rodzaju niepokój. Czegoś mu brakowało. Wstał i począł węszyć. Czarny Ogon... Smród krwi... Zdenerwowany ruszył w kierunku niepokojącego zapachu. Wtem potknął się o coś. Coś miękkiego, zimnego i mokrego. Z przerażeniem odwrócił się i spojrzał na tajemniczy przedmiot.
- N-nie... - wyjąkał. Spojrzał na mordkę kotki, z wyrazem przerażenia na pysku, z otwartymi jeszcze oczami. Trzy krwawe pręgi przeszywały jej gardło, jej białe gardło, teraz splamione krwią. - Nie! - powtórzył, tym razem jeszcze głośniej. - NIE, NIE, NIE! Czarny Ogonie! Nie!
Lamenty kocura poniosły się echem po świecie, a on odkrył ostatnią z ran. Ostry głaz przebił jego wyblakłe serce i dusze, całkowicie pozbawiając je barw. Czy taki jest właśnie sens życia? Patrzenie na czyjąś śmierć, cierpienie? Już drugi raz w ciągu życia Smutny został pozbawiony nadziei. A raczej jej resztek. Nadziei już nie było. Nie było, nie ma i nie będzie. Słowo "nadzieja" to jedno wielkie kłamstwo. Ścierwo, gorsze od Miejsca Gdzie Brak Gwiazd. Poczuł dotyk na szyi, ale nie ciepły i serdeczny. Już nic nie było ciepłe. Świat jest zimny, lodowaty. Jak ciało Czarnego Ogona, jak jej zaschnięta na gardle krew. Czym sobie zasłużył? Czy pozbawienie go pierwszej miłości nie było odpowiednią ceną za jego zdradę? Czy jego pysk, już na zawsze pozbawiony uśmiechu, nią nie był? Najwyraźniej nie. Kocur bezwiednie uniósł głowę w górę i krzyknął coś. Zgromadzone już dookoła koty rozszerzyły źrenice, dwa z nich zaczęły szeptać pomiędzy sobą. Oczy Smutnego Śpiewu poczęły przypominać oczy zmarłej kochanki - zamglone, bez jakiegokolwiek wyrazu. Minęło zapewne trochę czasu, nim kot oderwał głowę od futra Czarnego Ogona, i uspokoił nieco płacz. Kontury postaci zaczęły robić się wyraźniejsze, aż długowłosy wojownik ujrzał przed sobą jego znajomych. Waleczne Serce, Srebrna Sadzawka, Rozmyta Łapa. I ona - Srebrna Gwiazda. Szary zwrócił swój pysk w stronę liderki. Lekki i smutny uśmiech pojawił się na jej pysku, jednak natychmiast znikł, gdy kotka usłyszała słowa kocura.
- Pie***yć ten wasz sojusz. Polegacie na sile przyjaciół, bo jesteście słabi. Chciałem żyć w Klanie Zwycięzców, a trafił mi się Klan Poległych. Widzisz ją? - tutaj skinął łapą na trupa. - To twoja wina. To twoja cholerna wina - Z tymi słowami podniósł się na drżących nogach i ruszył w stronę wyjścia obozu. Zostały mu jedyne bezpiecznie drzwi. Otworzyć je i ruszyć z pewnością, że praktycznie nic się nie stanie? Otworzyć drzwi niepewne, niebezpiecznie, z pewnością zabójcze? Czy pozostać przy zamkniętych i bezskutecznie próbować je otworzyć?
***
Suche liście trzaskały pod łapami i obracały się w proch jak marzenia i sny Smutnego Śpiewu. Od czasu, kiedy wyruszył z obozu Klanu Burzy, nie zatrzymał się ani razu, ale smutek i cierpienie nie pozwalały mu odczuwać zmęczenia. Chciał dotrzeć do celu, celu, który mógłby go uratować. Ocalić od rozpaczy. Wędrówka była długa i ciężka, ale gdy w końcu kot dotarł na miejsce, poczuł ulgę. Wsunął się do wąskiego przejścia z roślin i spojrzał na zaskoczonego kota, który pilnował wejścia do obozu. Był to brązowy kocur z jaśniejszym pyskiem, brzuchem oraz lekko łapami oraz rozmytą pręgą od głowy do ogona. Wyglądał na bardzo młodego.
- Chciałbym porozmawiać z waszym przywódcą. Teraz. I nie bój się młody, nie jestem psychopatą wkradającym się nocą do obozu i zabijającym każdego spojrzeniem oczu. - Smutny starał się uspokoić kota, jednak nie wyglądał zbyt dobrze z futrem splamionym krwią, trzęsącymi się nogami i wyrwaną sierścią. - Jak mi nie ufasz, to sam do niej pójdź i powiedz, że przyszedł Smutny Śpiew.
W wypadku innego kota wartownik zapewne by nie posłuchał, lecz głos Smutnego był naciskający, nie znoszący sprzeciwu. Brązowy kocur skinął głową i oddalił się bez zastanowienia. Po chwili wrócił znowu i z rozszerzonymi źrenicami zwrócił się do długowłosego:
- Jelenia Gwiazda kazała ci przyjść.
<Jelonko?>

Nakrapiany Kwiat urodziła!

Nakrapiany Kwiat urodziła tylko 1 żywe kocię, kto czytał opowiadania ten wie, hehe.
Płomień