Niestety oczywiście gdy przyszli dwunożni to ten pajac od razu do nich poleciał, jak jakiś lojalny sługa. Nie podobało jej się to. Kiedyś mogło stać się to dla niej problemem… Musi zająć się tym później.
— Szczekuszko, chodź spróbować! — zawołało Skaza, oglądając się na nie.
Z niezadowoloną miną zbliżyły się do misek, teraz napełnionych czymś, co według wielkoludów pewnie miało być jedzeniem. Westchnęły, po czym nieprzekonane spróbowały małego kawałka. Musiały coś jeść, by rosnąć w siłę.
Zamrugały szybko. O dziwo ta potrawa nie była najgorsza. Właściwe to… nawet jej smakowała. Wzięły ogromny gryz, zaraz przełykając i biorąc następny.
— I jak? — zapytało, oglądając się na nie z pyskiem całym pobrudzonym od pokarmu
— Wyjątkowo da się zjeść — odburknęła dla niepoznaki. — Ale pośpiesz się z tym jedzeniem, ja mam zamiar zaraz zacząć ten trening.
***
Wyskoczyły w kierunku mentora. Trenowali dzisiaj walkę, więc zamierzała przetestować pare ruchów bitewych, które sama zaprojektowała w myślach.
Skaza uskoczyło w bok i wystawiło przed siebie łapę, chcąc je odepchnąć tym sposobem. Nie trafiło nią jednak tam gdzie miało, przypadkowo uderzając uczennicę w oko.
Szczekuszka wskutek tego szczeknęła zaskoczona. Zatrzymała się i schyliła, odruchowo opuszką dotykajc powieki, pod którą znajdowało się łzawiące ślepie.
— Przepraszam, przypadkowo! — pisnęła bura. — Nic ci nie jest?
Czarna spojrzała na nią spod jednego oka. Proszę, proszę. Na początku niby tak nieporadnie pokazywała jej tą walkę, a teraz nagle wyskoczyła z takim czymś. I po tym jeszcze niewinnie pytała się czy wszystko ze Szczekuszką w porządku. Trzeba jednak było mieć odwagę, żeby działać w tak śliski sposób…
Intrygujące. Niby tyle mieszkali ze sobą w jednym domu, a ona nadal nie potrafiła rozgryźć jak działał ten jego wielki łeb, wyraźnie zepsuty w wielu miejscach.
***
Drgnęły, gdy poczuły krótki dotyk czujejś łapy na swoim grzbiecie. W księżycowej poświacie stał Skaza, robiąc na nie wielkie oczy.
Skrzywiły się, wybudzone ze snu. Jak on tutaj w ogóle wszedł? To był ich regał do odpoczynku. Specjalnie wybrały taki najwyższy i najbardziej schowany w rogu, aby nikt tutaj nie przychodził.
— Mógłbym może spać tutaj, jedyną noc tylko? — Spuścił wzrok. — Śniły mi się niefajnie rzeczy.
Szczekuszka zmarszczyła brwi. Pozwolić mu? Z jakiej okazji niby? Z drugiej strony było tutaj sporo miejsca, gdyby ułożyło się daleko od niej, pewnie ledwo wyczuwała by jego obecność.
— Możesz. Minimum dwie odległości ogona ode mnie — zgodziły się, nie wiedząc czemu. — Ale jak przekroczysz tę granicę lub zaczniesz chrapać to cię stąd zrzucam — zagroziły, wcale nie zastanawiając się jakby wyglądało ciało takiego Skazy po upadku z tej wysokości.
Bura z wdzięcznością kiwnęła głową i ułożyła się w bezpiecznym odstępie. Czarna natomiast z wetchnieniem oparła głowę na łapach, myśląc.
***
Ostatnio, gdy próbowała upolować ryjówkę, wpadła w zaspę śnieżną. Wydostała się z niej w miarę szybko, ale potem jeszcze siedzała na mrozie szukając gryzonia w puchu, wreszcie jakimś cudem go znajdując i kawałkami połykając na miejscu. Przez to wszystko okazało się, że… odmroziła sobie pośladki. Nawet nie zorientowała się, iż to to na początku. Myślała po prostu, że ból jest spowodowany intensywnymi ćwiczeniami, a śwąd w tym samym miejscu jest przypadkowy i zaraz jej przejdzie. Natomiast kiedy straciła czucie w całym zadzie, wszyscy stało się jasne i zaczęła się martwić. Bezwłosi szybko zrozumieli, że coś jest nie tak i ponownie zawiezili srebrną do kliniki.
Szczekuszka jednak wróciła czując się znacznie dziwniej niż zazwyczaj. Od razu po wizycie poszła spać, a gdy odzyskała przytomność odkryła, że nie ma futra na części brzucha. W dodatku z łysego fragmentu wystawały jej dwa drobne, czarne… sznurki?
— Co to ma być — syknęła na Skazę, czując jak powoli wraca jej energia. Energia do bycia agresywnym.
— Och, też coś takiego miałom! — powiedziało jakby to coś nie stanowiło żadnego powodu do bardzo poważnego niepokoju. — Te sznurki to one zanikły po jakimś czasie i futerko też odrosło.
— Ale po co to jest. — Obrzydzona odwróciła wzork od swojego brzucha, nie mogąc już dłużej na to patrzeć.
— Nie wiem, nigdy nad tym się nad tym nie zastanawiałom tak właściwie. — Wzruszyło ramionami. — Ale skoro nasi właściciele o tym zdecydowali, to na pewno było to w dobrym celu! Tylko po prostu uważaj na siebie.
Szczekuszka przewróciła oczami. Rzygać jej się chciało od tych jego przemówień. Miała tylko nadzieję, że nie wyjedzono jej czegoś ze środka, a potem zaszyto dla niepoznaki. Czuła się okropnir niekomfortowo z myślą, że ktoś mógł tam jej grzebać, a już szczególnie gdy byli to ci zbrodniarze.
Nagle postawiła prosto uszy, słysząc coś w rodzaju skrzypienia gumy. To podejrzane, dwunożni przecież przed chwilą wyjechali gdzieś swoim potworem. Ukradkiem zerknęła na Skazę, który także wydawał się zaskoczony. Zaraz doszedł nich odgłos otwierania drzwi tarasowych, a następnie ciężkich kroków, kierujących się ku wnętrzu domu.
Bura zrobiła wielkie oczy i natychmiast schowała się pod łóżkiem, wskazując ogonem, by czarna ułożyła się obok niej. Srebrna jednak ani drgnęła z miejsca. Coś po prostu… kazało im iść przed siebie. Najpierw zrobiły jeden krok, a potem puściły się pędem, zafascynowane co takiego ujrzą w miejscu przy szklanych drzwiach.
Kiedy wyszły zza rogu, ich oczami ukazał się nieznany dwunożny w czarnym stroju. Wyrzucał
rzeczy z najbliżeszej komody w błyskawicznym tempie. Szukał czegoś? Ale czego szukać, jak tutaj nic nie było? W każdym razie miała nadzieję, że coś zabierze ich „właścicielom”, tak jak oni zabrali ją z jej domu. Należało im się.
Zamarła, gdy bezwłosy niespodziewanie się zatrzymał i wlepił w nią swoje oczyska. Nie odwracał wzroku przez kilka uderzeń serca, po czym na szczęście wrócił do poprzedniej czynności.
Moment później Szczekuszka z satysfakcją zarejestrowała, że jej skulony współlokator stanął przy ich boku. Oczy im błysły, dostrzegając, że wyjście na taras pozostało uchylone. Od razu ruszyła w tamtym kierunku, nie zastanawiając się ani na chwilę. Przerażony arlekin pisnął coś za nimi, ale one nie zwracały na to uwagi. W końcu skoro ten dwunożny zostawił jedne drzwi otwarte, może zostawił także i drugie!
Zimno buchnęło im w pysk, kiedy wyszły na zewnątrz. Pokryta szronem trawa zdecydowanie nie była przyjemna dla opuszek. Jednak nic teraz się nie liczyło, prócz tego co ujrzały przed sobą. Tylna furtka w ogrodzeniu była otwarta!
Parsknęły na ten widok z niedowierzaniem. Niemożliwe, niemożliwe! Nareszcie znów będą wolne, nareszcie będą mogły powrócić do swojej rodziny! Pójdą na poszukiwania razem ze Skazą i znajdą ich wszystkich! Wszystko będzie tak jak dawniej, a one ukończą trening pod okiem swoich utalentowanych matki oraz babci.
Uśmiechnęły się chyba najbardziej szeroko i radośnie w całym swoim życiu. Z tego ogromnego szczęścia na moment zapomniały, że powinny ukrywać emocje. Odwróciły się do współlokatora, chcąc entuzjastycznie zachęcić go do podążenia za nimi. Nie mogli przecież zmarnować takiej cudownej okazji!
Jednak gdy ujrzały wyraz pyska burego, powoli opuściły swój dotychczas wysoko uniesiony ogon. Co tym razem było nie tak? Czemu wyglądo na tak zaniepokojone?
— Chodź ze mną! — krzyknęły do niego z nadzieją. — Jesteśmy wolni!
Aczkolwiek arlekin nadal wpatrywał się w nią osłupiały. Nawet nie zszedł z tarasu, by do nich dołączyć. Wcześniej tryskające iskrami oczy czarnej, momentalnie zasnuły się mgłą.
— Nie chcesz… nie chcesz zostać?
To pytanie było jak dostanie metalową blachą prosto w twarz.
Sapnęły, nie spodziwając się, że Skaza kiedykolwiek wywoła w nich takie… uczucie. Miały wrażenie jakby żołądek opadł im na sam dół, a wszystkie mięśnie natychmiast napięły się w defensywie.
Po prostu nie mogły w to uwierzyć. Po tym wszystkim, co przeżyli, on jeszcze śmiał proponować takie rzeczy? Szczekuszka pozwoliła mu obok siebie przebywać, pozwoliła mu nawet spać na swoim regale, powoli zaczynała znosić niektóre z jego dziwactw, a ono w zamian potraktowało je w taki sposób?! Dobrze wiedziało jak nienawidziły dwunożnych. Na samą sugestię zostania z nimi miały ochotę wymiotować. A ono tak zwyczajnie się o to zapytało? O dalszy pobyt w domu zbrodniarzy, którzy odebrali jej rodzinę? O dalsze przebywanie w niewoli, w której nigdy nie mogłaby zaznać prawdziwego szczęścia?
Powinna była wiedzieć. Powinna była wiedzieć, że zawsze wolał ich od niej. Tych cudownych właścicieli, zaradnych w każdej czynności i potrafiących zapewnić im wszystko, w przeciwieństwie do srebrnej. Może nawet to całe „bycie miłym” arlekina istniało tylko po to, żeby przypodobać się wiecznie pragnącym pokoju dwunożnym. A w ogóle nie wynikało z… jego zwykłej chęci.
Po co ona właściwie się nad tym zastanawiała? Aktualnie to i tak nie miało już żadnego znaczenia. Skoro tak bardzo ich kochał i chciał zostać z nimi na wieczność, to ona da mu to czego pragnie. Łaskawie się odczepi i ono już nigdy więcej jej nie zobaczy.
— Myślałem, że może moglibyśmy…? Czy nie? — dowiedziało zestrsowane po dłuższej chwili ciszy. — Dwunożni na pewno–
— W porządku — przerwała im, sycząc. — Gnij sobie z własnymi katami w udekorowanym więzieniu, skoro tak bardzo ci na tym zależy — warknęły. — Nie obchodzi mnie co się z tobą stanie! — wydarła się do nich na koniec, odwracając się na pięcie i zaraz potem przekraczając próg ogrodzenia.
I tak oto skończyła. Wolna, ale nadal nieszczęśliwa.
<Skaza?>
[1489 słów]
[Przyznano 40%]
Wyleczeni: Szczekuszka