Spotkał Aksamitkę, gdy wracał z patrolu. Nie miał pojęcia co tu robiła. Stanął jak wryty, rzucając jej pytające spojrzenie. Ta uśmiechnięta od ucha do ucha, jak zawsze zresztą i ogłosiła mu radośnie, że była z Kwiecistą Fantazją u jego ojca. Czas jakby się zatrzymał. Miał ochotę złapać ją za barki i potrząsnąć, drąc się na nią szaleńczo czy oszalała. Ile razy jej tłumaczył, że nie powinna mieszać dzieci w to wszystko?! I to jeszcze zorganizowała za jego plecami spotkanie z jego ojcem! Ojcem kanibalem!
— Gdzie ona jest?! — zapytał dość ostro i stanowczo, rozglądając się po otoczeniu, by ujrzeć futro swojej córki, całe i zdrowe, wcale nie zjedzone przez własnego dziadka.
— Nie bulwersuj się tak, Misiu. Wszystko jest w porządku, jest bezpieczna. Twój tatuś był taki miły, zaprosił nas na obiad. Chodźmy to zdążymy! — pisnęła radośnie, a on już jej nie słuchał.
Pognał w tę pędy do jego jamy. Wiedział gdzie mieszkał, w końcu raz dał się nabrać na te jego sztuczki i prawie skończył w ogniu. Od tamtej pory omijał to miejsce szerokim łukiem. Ale właśnie to tam zawsze przygotowywał swoje potrawy, dlatego też nie czekał na partnerkę. Wściekłość go wręcz paliła w opuszki łap, gdy sadził ogromne susy. Czas tu się teraz liczył najbardziej. Nie wiedział w końcu ile minęło uderzeń serca odkąd Aksamitka wyruszyła go szukać. Ale ona była nierozważna... Ugh... Szkoda słów. Mówił jej, że jego ojciec jest niebezpieczny, to nieee... Nie znał się.
Możliwe, że szczęście mu dopisało, ponieważ wpadł na miejsce w idealnym momencie, gdy Szaman próbował rozpalić ogień. Rozejrzał się i dostrzegł leżącą na ziemi kotkę, nafaszerowaną ziołami jak jakieś dane podawane u Wyprostowanych. Zabije go! Zabije drania!
Rzucił się na kocura, splatając się z nim w uścisku. Syczał na niego groźnie, wgryzając się w jego gardło. Chciał go zabić tu na miejscu. Nie mógł zaszkodzić jego rodzinie! Nie mógł! Kopnięcie w brzuch odebrało mu dech. Upadł na bok, a staruszek docisnął go do ziemi, dusząc swoją potężną łapą.
— Och... Przyszedłeś. Jak miło. Właśnie miałem przygotowywać potrawę. — Oblizał się.
Co za potwór! Starał się go ugryźć, ale ten trzymał go w żelaznym uścisku. Potrafił sobie radzić z krnąbrnymi posiłkami. Nie zamierzał jednak tu ginąć i posłużyć za jego kolejne danie.
— Zostaw... Ją — wychrypiał, drapiąc pazurami kończynę kocura, który cofnął ją, dając mu po pysku. Ale przynajmniej odetchnął i udało mu się uwolnić spod ciężaru.
Zaraz jednak poczuł jak Szaman wbija się zębami w jego kark i zaczyna ciągnąć po ziemi niczym niesforne kocię. Wyrywał się i szarpał, mając gdzieś, że powodował tym sposobem u siebie ból. Samotnik nagle zamarł, jakby zmienił zdanie i przyciągnął go do siebie, obejmując łapą. Zdumiony zamrugał, dostrzegając biegnącą w ich stronę Aksamitkę.
— Je-jestem, ha... — dyszała, łapiąc oddech. — Ale Misiu wystrzeliłeś! Ledwo cię dogoniłam. — Spojrzała na ich dwójkę, a na jej pysku zakwitł uroczy uśmiech. — Awww... Mówiłam, że się kochacie!
— Tak. Ja i mój synek właśnie tuliliśmy się na zgodę — powiadomił Szaman, wciąż go przyciskając łapą do siebie.
— Ja też chcę! Też! — I nie czekając na odpowiedź ich dwójki, dopadła do drugiego boku czekoladowego.
Skrzywił się na to, próbując uwolnić się z uścisku tej dwójki. Musiał sprawdzić co z jego córką! Wciąż leżała i nie ruszała się. Ale jednocześnie Szaman miał jego partnerkę. Jego kły były bliżej jej gardła niż młodsza. Musiał myśleć. Jak uratować dwie idiotki nie dając się zabić ojcu? Samotnik zaśmiał się przyjaźnie, posyłając mu uśmieszek pełen zadowolenia. Poczochrał go łapą po łbie, wypuszczając, przez co upadł na ziemię.
— Przepraszam za Misia, niezdara z niego — usłyszał głos Aksamitki, która dobrze się czuła przy boku czekoladowego. Posłał tej dwójce zimne spojrzenie, zbierając się na łapy.
— Wracamy do obozu. Już! — wydał rozkaz, mordując kocura wzrokiem.
— Ale Misiuuu! A co z obiadem? — partnerka wydała z siebie niezadowolony pisk.
— Nie będziemy zjadać Kwiatuszka! Po moim trupie! Aksamitko zabierz ją do obozu, leży tam! — Wskazał na młodą łapą, chcąc pokazać jej, że ich córka była nieprzytomna.
Kocica rzuciła okiem w tamtą stronę, ale nie wyglądała na zmartwioną.
— Och... Usnęła... To przez to, że tak długo się tu wlekłeś, Misiu. Znaleźć cię było ciężko, a ty przecież taki duży, że cię powinno widać nawet na końcu terenów! — miauknęła oburzona.
Otworzył pysk, ponieważ nie wiedział jak na to zareagować. Szaman zaśmiał się, bawiąc się najwyraźniej wyśmienicie.
— Wiesz Misiu... Z racji tego, że potuliliśmy się na zgodę pozwolę wam odejść — powiedział Szaman z kpiącym uśmieszkiem.
Zaraz coś go trzaśnie. Kocur wręcz kpił mu w pysk! Przynajmniej odpuścił. Chciał już stąd natychmiast zwiewać, póki miał jeszcze szansę.
— Cooo? Ale ja nie chceee! — oburzyła się szylkretka. — Niech Misiu sobie idzie. Zaprowadzi Kwiatuszka do obozu, a ja tu zostanę. — Przytuliła się ponownie do czekoladowego, jak gdyby znalazła sobie jakiś wygodny mech.
— Nie! — od razu krzyknął, pakując się pomiędzy nią a kocura, oddzielając ich od siebie. — Ty zabierz Kwiatuszka, a ja z nim zostanę — palnął, co spotkało się z ich zaskoczonymi spojrzeniami. — Muszę z nim pogadać. Jak ojciec z synem. Chciałaś, abym dał mu szansę, więc pozwól mi z nim porozmawiać... — nie wierzył, że to mówił, ale to była jedyna szansa, aby Aksamitka jak najszybciej się stąd zmyła i uratowała życie swoje i ich córki.
— No dobrze... Dobrze... — Przewróciła oczami, idąc do Kwiatuszka. — Ale na następny obiad przychodzimy całą rodziną! — ostrzegła, łapiąc córkę za kark, a następnie zawracając z nią do obozu.
Liczył na to, że medyczka jakoś jej pomoże. Nie miał pojęcia co samotnik jej podał czy też zrobił, że ta straciła przytomność. Gdy się oddalili, odwrócił się do czekającego ojca ogarniając, że przez ten cały czas siedzieli bardzo blisko siebie. Skrzywił się i cofnął, mierząc się z nim chwilę spojrzeniem.
— Daj nam spokój. Poluj sobie na samotników, a nie moją rodzinę! — warknął w jego stronę.
Czekoladowy oblizał się, robiąc krok naprzód.
— Podobno więzy krwi smakują najlepiej... Oj nie gniewaj się — mruknął widząc jego wrogą minę. — Twoja ukochana mnie lubi, powinieneś brać z niej przykład... — zamilknął, a gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi, kontynuował. — Widziałeś się z matką? Minęło już tyle księżyców, a ona wciąż odrzuca moje zaproszenia.
— Dziwisz się? — Uniósł brew, cofając się ponownie.
— Może odrobinę. Podobno kot z wiekiem pragnie powrotów do przeszłości. Liczyłem na to, że na starość mnie przynajmniej odwiedzi...
Nie z nim te numery. Samotnik nie miał szans wziąć go na litość. Nie był głupi.
— Jeżeli jeszcze raz nafaszerujesz moje dziecko z zamiarem zjedzenia to cię zabiję — zagroził, szczerząc wrogo kły.
Szaman uśmiechnął się do niego miło, tak jakby właśnie mu nie groził. To była chwila moment, a znów leżał pod jego potężnymi łapami, czując ucisk na gardle.
— Coś mówiłeś? Hm? Może potrzebujesz teraz ojcowskiego wychowania...
Spiorunował go spojrzeniem, szarpiąc się niczym ryba, starająca się wyrwać na wolność.
— Już spokorniałeś? — zapytał dostrzegając, że nie rzucał już w jego stronę żadnymi słowami. Czekoladowy nachylił się do jego ucha, a następnie wyszeptał słowa, które sprawiły, że zamarł. Gdy go puścił i odszedł, leżał jeszcze chwilę na ziemi, wgapiając się w miejsce, w którym był.
Wychodziło na to, że miał coś jeszcze do zrobienia... Nie zamierzał jednak ruszać w tę pędy do tego miejsca. To mogła byś w końcu pułapka. Musiał zweryfikować jego słowa. Tego jeszcze brakuje, aby Aksamitka poznała jego drugiego ojca! Podniósł się na łapy, a następnie biegiem pognał do obozu. Najpierw należało sprawdzić co z córką i czy przeżyła bliskie spotkanie z dziadkiem. Dopiero potem zmierzy się z przeszłością.
<Kwiatek? Aksamitko? Żegnam>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz