No i się doigrali. Ktoś ich nakrył i już czuł jak łapy mamy szykują się do wymierzenia kary. Tak bardzo się wystraszył, że go zamurowało i tępo wpatrywał się w wojownika, czując jak zaczyna panikować. Chciał tylko mamusi zrobić niespodziankę. Dać prezent, który uwielbiała, aby ujrzeć uśmiech na jej pysku. Wiedział, że postąpił źle, łamiąc zakaz. Już raz w końcu wyszedł bez pytania ze żłobka, starając się uciec z kulką mchu na przygodę, a dostał za to... lanie stulecia. Obawiał się, że znów będzie tak samo. Strach ścisnął jego ciałko, więc ledwie co dotarły do niego słowa siostrzyczki.
Obserwował jak Iskierka biegnie do mamusi i dopada do jej łap, wylewając łzy. Mamusia ich zabije! Nie powinni zachowywać się jak dzidziusie i płakać! Musieli w końcu być idealni! Widząc jednak jej srogi wzrok, posłusznie podreptał pod jej łapki, chowając się za jej wysoką sylwetką. Gdy obie zguby były już przy karmicielce, Zięba spiorunowała Tropiący Szlak spojrzeniem.
— Co to ma znaczyć? Porwałeś moje dzieci? — syknęła złowrogo.
— Co? Nie? Po co mi twoje kocięta? Ciesz się, że nie zaginęły tylko je powstrzymałem.
— O-on k-kłamie ma-mamooo — wyła Iskierka chcąc, aby mama wzięła ich stronę.
I w zasadzie wzięła, ponieważ syknęła tylko groźnie do nierudego, podnosząc płaczącą za kark. Widząc spojrzenie rudej, potruchtał tuż przy jej boku z powrotem do żłobka. Ich misja się nie powiodła, a przez resztę dnia królowa nie spuszczała z nich wzroku. Nie miał pojęcia czy im uwierzyła w to porwanie. Nie podzieliła się z nimi swoją opinią na ten temat, chociaż słyszał w jej głosie nutkę złości, skierowaną w stronę nierudego. Zachowywała się jednak jak na prawdziwą damę przystało i nie darła się na cały obóz, tak jak jej córka, z którą miała długą pogadankę o tym, aby w takich sytuacjach nie płakać. No tak... Mieli w końcu zakaz ukazywania słabości, nawet takich jak smutek czy strach.
Nie odzywał się przez ten czas do nikogo, ciesząc się, że mimo wszystko to nie on został celem mamusi.
***
Zachwycał się śniegiem, lecz nie mógł go dotknąć. Namaczał futerko i był zimny, co było takie wspaniałe, ale według mamusi właśnie nie, to było złe. Dlatego też wygrzewał się u boku Iskierki, czując jak chłodny powiew wiatru, dostaje się do nory. Chciałby pobawić się w białym puchu... Trochę poszaleć, ale wiedział, że nie mógł. Na dodatek dzieci Różanej Przełęczy okazały się inne niż sobie wyobrażał. Szepta nie lubił. Tym bardziej, że ostatnio pobił jego ukochaną siostrzyczkę Lew, a mu wsadził mokry palec do ucha.
— Iskierko? — zwrócił się do siostrzyczki, która właśnie oddawała się pielęgnacji sierści u matczynego boku.
— Hm? — Spojrzała na niego z ciekawością.
— Myślisz, że Tygrysia Gwiazda da nam fajnych mentorów? Znaczy... Bo zastępczyni nas nie lubi... Sądzisz, że da nam po złości nierudych, których będziemy musieli się słuchać? — powiedział swoje obawy na głos. — A jak nas wygnają? Co my zrobimy sami bez klanu?
<Iskierko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz