BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
doszło do ataku na książęta, podczas którego Sterletowa Łapa utracił jedną z kończyn. Od tamtej pory między samotnikami a Klanem Nocy, trwa zawzięta walka. Zgodnie z zeznaniami przesłuchiwanych kotów, atakujący ich klan samotnicy nie są zwykłymi włóczęgami, a zorganizowaną grupą, która za cel obrała sobie sam ród władców. Wojownicy dzień w dzień wyruszają na nieznane tereny, przeszukując je z nadzieją znalezienia wskazówek, które doprowadzą ich do swych przeciwników. Spieniona Gwiazda, która władzę objęła po swej niedawno zmarłej matce, pracuje ciężko każdego wschodu słońca, wraz z zastępczyniami analizując dostarczane im wieści z granicy.Niestety, w ostatnich spotkaniach uczestniczyć mogła jedynie jedna z jej zastępczyń - Mandarynkowe Pióro, która tymczasowo przejęła obowiązki po swej siostrze, aktualnie zajmującej się odchowaniem kociąt zrodzonych z sojuszu Klanu Nocy oraz Klanu Wilka.
W Klanie Wilka
Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.W Owocowym Lesie
Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Burzy!
(dwa wolne miejsca!)
Znajdki w Klanie Klifu!
(trzy wolne miejsca!)
Miot w Klanie Nocy!
(trzy wolne miejsca!)
28 lutego 2025
Od Czereśniowej Łapy (Czereśniowego Pocałunku) CD. Szałwiowej Łapy
Od Myszki (Mysiej Łapy) CD. Firletkowej Łapy
Nowy zapach wdarł się do żłobka i dotarł do Myszki natychmiastowo, powodując, że kocica uniosła swe ślepia na jej nowy obiekt zainteresowania. Było to coś innego niż ciepła mama bądź inna kocica, która pojawiała się w żłobku regularnie. Coś odbiegającego od rutyny, a tym bardziej w jej oczach ciekawego. Wydawała się mniejsza niż inne koty, które widziała, a gdy kociak chciał bardziej się jej przyjrzeć, to królowa łapą uniemożliwiła mu to. Na całe szczęście ów łapa szybko została zabrana sprzed niej, umożliwiając jej dalsze działania. Gdy nieznany jej kot zajął się przyglądaniem jej rodzeństwu, ta szybko pełznęła ku niej, a natrafiając na jej łapę, wybiła w nią swe kły. Przyciągnęło to oczywiście uwagę nieznajomej, która skierowała na nią wzrok i miauknęła coś, czego Myszka nie była w stanie zrozumieć. Czemu wszyscy nie mogli zwracać się prostymi słowami bądź piskami, jak robiło to jej rodzeństwo? Głośny pisk kociaka rozległ się po żłobku, co było idealną odpowiedzią na każde pytanie, jednak niosło to za sobą również niezbyt dobre konsekwencje. Poczuła, jak coś łapie ją za kark i postawia w poprzednie miejsce, ogonem uniemożliwiając jej ponowną ucieczkę.
- Wybacz Firletkowa Łapo. - Głos Przeplatki rozległ się nagle, a zielone oczy kocięcia padły na nią. - Myszka posiada w sobie za dużo energii i lubi ją przeznaczać na tego typu sprawy. Reszta nie sprawia aż takich problemów, ale najwyraźniej Myszka musi być inna.
*****
Pora Nagich Drzew przybierała na sile, co nie podobało się uczennicy. Dopiero zdążyła opuścić żłobek, a już pogoda zdawała stać na jej przeszkodzie. Polowania zdawały się trudniejsze, co nie umknęło Myszce na treningach z Kwiecistą Knieją, a bardziej na treningu, na którym miała nauczyć się polować na króliki. Gdy już udało jej się złapać trop zwierzyny, co nie było łatwym zadaniem, to złapanie jej wydawało się jeszcze trudniejsze. Zwierzyna uciekała jej sprzed łap za każdym razem, jakby czekała na ten moment, by zrobić jej na złość. Nie pomagała również myśl o czarnym kocurze, który zapadł jej w pamięć. Nie rozmawiała z nim, jednak na sam widok czuła jak coś w niej szaleje. Oderwanie od niego wzroku stanowiło dla niej duży problem, a nieznajomy nie znikał z jej myśli, niezależnie co zrobiła, aby to zmienić. Kiedy podzieliła się tymi nowymi uczuciami z Świerszykową Łapą, ten tylko wzruszył ramionami, nie bardzo rozumiejąc jej zmartwienia, i polecił jej zapytanie o to starsze koty, co było opcją, którą wykluczyła z góry. Wieść, że Mysia Łapa polubiła jakiegoś kocura, bardziej niż powinna, a do tego z innego klanu, nie mogła dotrzeć do uszu mamy Nornicy. Norniczy Ślad miała wyraźne zdanie odnośnie kocurów, które były w jej okolicy, więc nie chciała ryzykować tym razem. Już widziała jej spojrzenia, gdy rozmawiała z bratem, jednak jak mogła go ignorować? To był jej jedyny brat.
Kiedy udało jej się powrócić z treningu, jej wzrok padł na Skruszoną Wieże, a bardziej jej podstawę, gdzie znajdowało się legowisko medyka. Jakiś czas temu Skoczna Łapa, zwana teraz Motylą Łapą, postanowiła zmienić ścieżkę, a wraz z nią swoje imię. Nie do końca rozumiała jej decyzji, jednak musiała wspierać jej wybory. Ciekawiło ją czy uczennica zdążyła się podzielić tą wieścią z mamami, nim weszła w życie. Rozumiała, że ich rodzicielki nie byłyby zbyt zadowolone, jednak zatajenie tej informacji mogło skutkować gorszą reakcją kotek. Mysia Łapa pożegnał się ze swoją mentorką, a jego łapy poniosły go ku legowisku medyków. Teraz miała powód, dla którego mogła porozmawiać z szylkretową kocicą, a przy okazji zahaczyć o temat jego emocji. Brzmiało jak plan idealny, który postanowiła zrealizować. Włożył swój pysk do środka, skanując wzrokiem legowisko, próbując odszukać uczennicy. Widząc, że jedynymi kotami w legowisku okazała się druga uczennica Skowroniego Odłamka i ruda medyczka, która leżała na jednym z posłań, westchnęła. Tego się nie spodziewała. Wzrok szylkretki spoczął na niej.
- Witaj Firletkowa Łapo! - Przywitała się ze starszą, lekko skłaniając głowę, a na jej pysku zagościł uśmiech. - Nie widziałaś może Motylkowej Łapy? Chciałem z nią porozmawiać, ale nie widzę, że jej tu nie ma.
Wyleczeni: Pajęcza Lilia
Od Kwiecistej Kniei CD. Firletki (Firletkowej Łapy)
Knieja nie bardzo rozumiała jak miałaby się dobrze bawić z czymś, co nie przypominało jeszcze całkiem rozwiniętego kota. Bo o co miała zapytać, czy chce pójść na kocimiętkę? Jak życie? Czy mentor jej się podoba, czy podbiła do krasza tak jak chciała, czy przechodzi bunt i zaczyna uciekać przed rodzicami? Firletka była na te tematy zdecydowanie za młoda więc spędzanie z nią czasu było zdecydowanie za bardzo niezręczne, podobnie jak w przypadku Pierwomrówki. No i lilowa dawała jej ten dziwny, znajomy vibe, jakby już kogoś podobnego znała, jednak wcale to nie pomagało. Tymczasem Firletka sama postanowiła się odezwać i coś zaproponować, na co Knieja strzepnęła uchem, patrząc się na małe czoło pod jej łapami. Historię?
- Nie umiem - odpowiedziała zaraz krótko. Bo nie umiała, to była rola jej rodziców by wychodzić z jakimiś dziwnymi historiami, a ich dzieci by tego wszystkiego słuchać. Nie potrafiła sama czegoś wymyśleć. A może i mogła? Tylko wymagałoby to o wiele więcej wysiłku niż gdyby robił to ktoś inny. Widząc jednak zdenerwowane ugniatanie łap młodszego kota, zagryzła zęby. Podniosła wzrok na wyjście ze żłobka, próbując dojrzeć jakąś pomoc, jednak na darmo. Co więc jej pozostało, jak zrobić długi, ciężki wydech?
- No dobrze... tak... - rozejrzała się, by po chwili zagarnąć łapą stertę szyszek i mchu, ułożyła je w rządku i odchrząknęła - To tak, to jest... to jest powiedzmy, przyszły lider Klanu Szponów - wskazała na przewróconą, potarmoszoną szyszkę. Firletka nie wyglądała na przekonaną. Spojrzała na przewodniczkę niepewnie, na co ta westchnęła głośno, jakby wybita z rytmu.
- Kot - wskazała znów łapą na zdrewniały wałek, chcąc upewnić dymną w tym, na co patrzyła.
- Kot - Młodsza zdawała się być już bardziej pewna, chociaż Knieja doceniała tak czy inaczej starania. Sama nie mogła sobie nijak wyobrazić tej szyszki jako kota, więc zdecydowała po prostu przymknąć oczy i lecieć z tym dalej, lejąc wodę. - I co się z nim stało?
- No więc, jako, że był przyszłym liderem, to teraz nim nie jest. Jest bez klanu, więc postanowił taki założyć. Chociaż nie całkiem z własnej woli, bo była to misja nadana przez płomykówkę, która nawiedziła go w nocy i nakazała odbudowę... grupy, która wcześniej żyła w zgodzie z sowami.
- A czy sowy czasem użyczały im swoich skrzydeł, żeby koty mogły latać? - Kniejka uniosła wzrok znad szyszek i mchu, których swoją drogą, wzięła o wiele za dużo, by teraz zerknąć na Firletkę. Wzruszyła zaraz barkami.
-Tak, jasne... w sumie, czemu nie - mruknęła coś w odpowiedzi, próbując znaleźć dalszy trop dla opowieści. - No więc, jeszcze-nie-lider chciał latać, szybko przyjął w ten sposób propozycję i misję i zaczął szukać przyszłych członków klanu i niebawem znalazł. - Dobra, może jednak nie przesadziła z tymi kawałkami mchu i szyszek. Zgarnęła je łapą, by przystawić je bliżej do liderowej szyszki. No, teraz mieli pełen klan. - I żyliby sobie dobrze, gdyby nie to, że zostali przez sowę oszukani - dodała nagle, zamiast ,,żyli długo i szczęśliwie". - Bo okazało się, że wielkie ugrupowanie sów za pomocą obietnic i przepowiedni zmanipulowało biednego kocura by stworzył im darmowy bufet z młodych kotów. - Tu zakończyła, unosząc wzrok z szyszek, które rozproszyła po powierzchni łapą, na młodszą siostrę. Firletka nie była szczególnie szczęśliwa z obrotu sprawy, a futro na jej grzbiecie dawało o tym znać w dość oczywisty sposób. - Ale, umm... przeżyli? - dodała więc niepewnie, by młodszą jakoś udobruchać, chociaż nie miała okazji sprawdzić, czy rzeczywiście jej słowa zadziałały, gdyż właśnie w wejściu pojawiła się znajoma, czekoladowa mordka. Oooh, wybawienie! Po wymianie kilku słów przewodniczka szybko uciekła ze żłobka, wynosząc ze sobą szczypiące uczucie zażenowania. Może jednak powinna opowiedzieć coś bardziej wesołego? Nie miała zamiaru nikomu dawać fabuły do koszmarów.
Nie opowiadała od tamtego czasu już niczego więcej i wolała raczej unikać sposobności do stresowania młodszego rodzeństwa, chociaż kopia Przepiórczego Puchu zdawała się wręcz prosić o kłopoty, a jeśli tylko mała pchła nadepnęła Kniejce na odcisk zbyt mocno, ta nie dawała jej łatwo uciec od konsekwencji. W ten sposób przewodniczka zdołała chociażby napluć do jednego z uszu Pierwomrówki gdy ta spała i uciec zanim o jej uszy obił się możliwy pisk, a od momentu gdy dymna zaliczyła mianowanie, zdawało się, że ich relacja wcale nie uległa zmianie. Czy jednak można było powiedzieć, że sprawy z Firletką się jakoś poprawiły? Poszły na przód, a może się cofnęły? Jeśli nawet coś między nimi drgnęło, to niezauważalnie, jedno jednak było pewne, Knieja nie robiła z nią wojny, jak z drugą z sióstr, można więc nazwać to jakimś.... czymś?
- Tłoczno się zrobiło w tym legowisku medyka - postanowiła zagadać któregoś ranka, gdy dojrzała lilowe futro wśród oszronionych traw, które często gęsto zasypane były śniegiem. - Potrzebujesz pomocy?
Od Mrozu CD. Pumy
Od Serafina
Od Pumy
— Myślisz, że Ślimak w poprzednim życiu był ślimakiem? — zapytał kocurek swoją siostrę. Razem leżeli na obozowej polance praktycznie przy wejściu do żłobka, by Kosodrzewina ich widziała. Liliowa wbiła w niego pytające spojrzenie. — No bo wiesz. Nazywa się Ślimak. To może znaczyć, że wcześniej żył jako śluzak.
— Nie wiem. Może tak było — odpowiedziała, szorując łapą po ziemi. — Chcesz się w coś pobawić? Może w chowanego?
— Jasne! — uśmiechnął się do niej. — Ale ty liczysz! — rzucił szybko, podnosząc się i uciekając od niej. Niestety nie obyło się bez przewrotki. — Nic mi nie jest! — oznajmił, dźwigając się przy pomocy łap.
— Uważaj! — ostrzegła go siostra, podbiegając do niego. — Nie podoba mi się to, że ja muszę pierwsza szukać — wydęła pyszczek w niezadowoleniu.
— Najpierw ty potem ja, w porządku? — przejechał po jej barku ogonem, by nie czuła złości.
— No dobra… — skinęła głową. Usiadła i zasłoniła oczy łapkami.
Czekoladowy pobiegł w stronę trzech kalin, które służyła za trzy legowiska. Wbiegł do dobrze znanego mu azylu. Spojrzał na swoją mamę, która leżała na jednym posłaniu z mchu. Nastawił uszy, a jego pędzelki drgnęły. Łapy zaprowadziły go do arlekinki, za którą się schował. ,,Chmurka mnie nie znajdzie!’’ – krzyknął w myślach, chichrając się. Usłyszał ,,Szukam!’’ i zakrył pysk łapą, by chichot przypadkiem nie uciekł z jego pysia. Przypadł płasko do ziemi, chowając ogon za swoim ciałkiem. Do środka weszła jednolita, co zakomunikowała swoimi krokami. Zaśmiał się radośnie, tłumiąc śmiech łapami. Skarcił się za to w myślach. Miał nadzieję, że tego nie usłyszała!
— Mam cię! — krzyknęła z tyłu. Podeszła do niego i pacnęła go czule kończyną.
— Hej! — posłał jej zirytowane spojrzenie.
— Teraz ty szukasz — zerwała się do biegu, pędem wybiegając z miejsca, gdzie ukrył się dziko pręgowany.
Maluch westchnął zrezygnowany. ,,Teraz to już jej nie znajdę!’’ – odparł w myślach.
Od Mamrok
27 lutego 2025
Od Mysiej Łapy
*Zaraz po mianowaniu Myszki*
Była wreszcie uczennicą. Dostała nowe imię, jak reszta jej rodzeństwa, chociaż zdziwiło ją nowe imię Popielicy. Skoczna Łapa nie była ani trochę podobna do jej kocięcego imienia, jednak brzmiało dobrze, a siostra zdawała się z niego cieszyć. Innym dziwnym faktem, który spotkał Myszkę było to, że mama Przeplatka również została mianowana. Czy ona nie była wojownikiem Klanu Burzy jak jej druga mama, która została jej mentorką? Skąd więc brała te wszystkie historie, które opowiadała jej do snu? Coś jej nie pasowało, jednak nadszedł moment styknięcia się nosami z mentorem, a przynajmniej tak wywnioskowała z czynów Świerszczyka. Jej mentorka stała przed nią, niezbyt zadowolona z ów faktu, co sprawiło, że młoda przekrzywiła lekko głowę. Kwiecista Knieja została wyznaczona na jej mentorkę, co wydawało się dla niej idealnym wyborem. Poznały się wcześniej i, mimo iż kocica nie trafiła na jej dobrą stronę, to nie uznawała ją za złego kota. Norniczy Ślad mówiła, że przewodniczka jest jednym z kotów, których Myszka powinna lubić.
- Nie rozumiem jego wyboru Przeplatko. - Głos Nornicy dotarł do uszu szylkretowego kota. Jej wzrok powędrował na dwie kocicę, siedzące niedaleko i dzielące się ze sobą językami. - Nie rozumiem, czemu ten kocur dał Popielicy to imię, a Zgubie pozostawił jego stare imię. Muszę przyznać, że jest on gorszy niż Obserwująca Gwiazda, wraz z jej przeklętym zastępcą. To ja powinnam teraz tam stać, a nie on.
- Mój syn nazywa się Świerszczyk, a nie Zguba. - Poprawiła ją Przeplatka. - Poza tym, nie widzę powodu twego oburzenia. To tylko imię. Nie zmieni to tego, że dalej jest to nasza córka. Powinnaś się cieszyć, że dostali wszyscy dobrych mentorów. Nie chciałabyś, aby któraś z naszych córek skończyła pod opieką Piaszczystej Zamieci, bądź Szepczącej Pustki. - Ogon starszej kotki drgnął niespokojnie. - A co gdyby któraś z nich trafiła w łapy twych braci?
- Moi bracia nie żyją. - Syknęła w odpowiedzi. - A przynajmniej ciało Pszczelej Łapy gnije na dnie rzeki, a Ważkowy Lot prawdopodobnie zginął z łap jakichś samotników. Jestem przekonana, że gdy usłyszeli jego głupotę, to pozbyli się go, nim zdołał posiąść potomstwo. Jeśli nawet żyje i pojawi się na terenach Klanu Burzy, to będę pierwszą, która dokończy dzieło mej matki i pozbędzie się jego ślepi. Gdyby nie ten głupi przewodnik, to miałabyś przyjemność poznać Koszatniczkę i jej prawidłowe podejście do życia. Cykoriowy Pyłek później i tak przekonał się na swym futrze, że Ważka to nie jest dobry kocur. Musiał za tą wiedzę własnym życiem.
- Cykoriowy Pyłek? Opowiadałaś mi o nim?
Dalsza konwersacja wydawała się dla niego niezbyt ciekawa, a łapa brata, która wymachiwała przed jego pyskiem, stawała się coraz bardziej irytująca. Może i powinna słuchać, gdy ten opowiadał jej o jego treningu. Ugryzła wreszcie łapę niebieskiego ucznia, co skutkowało tylko jego piskiem.
- Ała! Mysia Łapo, nie jesteśmy już kociakami, nie możesz mnie już gryźć! - Krzyknął Świerszczykowa Łapa, uderzając ją w pysk. - Powinniśmy coś sobą reprezentować, co powtarzała Przeplatka tyle razy, ile gwiazd jest na srebrzystej skórze.
- Przesadzasz. - Odmruknęła, wzrokiem szukając czegoś, co przyciągnęłoby jej uwagę. Jej oczy stanęły na dwóch kotkach, które zmierzyły w ich stronę. Oczy kocicy błysnęły, gdy rozpoznała wśród tych kotek ich mentorki. - Poza tym myślę, że nasza lozmowa zostanie przelwana w najbliższej przyszłości. - Niebieskie ślepia kocura, skierowały się w stronę kotek, a on tylko westchnął cicho.
*****
- Kwiecista Kniejo. O, o! Czemu oglaniczamy swój teren? Dlaczego Klan Burzy nie zajmie również terenów za drogą grzmotu? - Ponownie skierowała pytanie do swej mentorki, gdy zmierzały do Upadłego Potwora. - Jak lozmawiałam z Listkiem, to nie ma to sensu. Wolny teren i do tego nieużywany! To tylko strata na terenie. - Cały czas spuszczone uszy Kniejki, nagle drgnęły.
- Kim? - Zmarszczyła nos, zaraz potem jednak zmieniając temat, nie oczekując odpowiedzi. - Bo jest tam inna grupa, Owocowy Las. Jesteśmy z nimi w dobrych stosunkach, więc nie zepsuj tego.
- Listkiem! Moim przyjacielem. Listek, Lisek i Świerszczyk są moimi przyjaciółmi, chociaż teraz Świerszczyk teraz zmienił imię na jakieś inne. - Odpowiedziała uczennica, a jej pysk przekrzywił się lekko, gdy przeanalizowała dalszą wypowiedź mentorki. - Owocowy Las? To nie brzmi jak jakiś klan, więc nie brzmi to ważne. Nawet jeśli ta grupa jest ważna, to czemu nie doda sobie “Klan” przed nazwą? To nie robi sensu. Czy oni żyją tak jak my? I czy mają podobne tradycje? Jeśli tak, to czemu aż tak różnią się nazwą?
- Bo chcą. - Stwierdziła. - I z tego, co wiem, trochę się od klanów różnią, zresztą, mogą robić, co im się żywnie podoba.
- Różnią się od klanów? W jaki sposób? Czy, czy nie wierzą oni w to, co my lub mają lisy jako członków? Bądź nie mają przewodników i klonikarzy? Dziwne. Myślałam, że wszędzie jest tak jak w naszym klanie.
Zastanowił się przez chwilę, a jej wzrok utknął w niebie nad nią. Czy w innych klanach było inaczej? Jeśli tak, to czemu? Przecież ten klan wydawał się idealny. Nie rozumiała, jak ktoś mógł z własnej woli zamieszkiwać inne tereny. Jej wzrok szybko powrócił na mentorkę.
- Ja ich nie rozumiem. Gdybym miała wybielać, to wybrałbym Klan Burzy.
[817 słów]
[przyznano 16%]
Od Cykoriowego Pyłka CD. Kwiecistej Kniei
Przyjście na świat kociąt, to było coś, czego oczekiwała Zmora z niecierpliwieniem. Były to jej wnuki i jednocześnie kocięta Cykorii, a przynajmniej tak mówiła Ryk. Kocur znał jednak prawdę. Słyszał ich rozmowę z rudym samotnikiem, nawet jeśli pointka nie chciała tego przyznać. Słyszał, co mu proponowali. Wiedział, że nie są to jego kocięta, a jego byłego przyjaciela, jednak jego partnerka szła w zaparte. Rola ojca została mu wepchnięta w łapy, bez pytania, czy chcę ją wypełniać. Był do tego zmuszony i nie było innej drogi, a przynajmniej on jej nie widział. Ryk urodziła piątkę zdrowych kociąt, które leżały teraz u jej boku. Trójka kocurów i dwójka kotek, z których jedna została nazwana przez niego. Małej liliowej szylkretce przydzielił imię Rumianek, na cześć martwego medyka Klanu Burzy. Może nie miał z nim dobrej relacji, gdy umarł, to ten nie był nawet uczniem, jednak kociak był zdumiewająco podobny do niego. Reszta kociąt nazwana została przez Zmorę, co nie zdziwiłoby kocura, gdyby nie imię ostatniego kocięcia. Biała kulka, która tylko w niewielu miejscach ukazywała swoje rude futro, została nazwana Marą. Odbiegało to od imion jego rodzeństwa, jednak wymyślała je uzdrowicielka, która najwyraźniej uważała to imię za dobre. Pierwsze dwa księżyce przebiegły bez większych komplikacji. Samotniczki były spokojne, tylko od czasu do czasu podnosząc głos na niego lub któreś z kociąt. Nie uszło mu na uwadze, że Kminek oraz Zawilec wdali się w matkę i kochali spędzać z nią czas, gdy Rumianek oraz Szanta woleli przebywać u jego boku, a Mara był czymś pomiędzy nimi, chcąc spędzać czas z Cykoriowym Pyłkiem oraz ich matką.
Nic nie mogło przygotować go na ten dzień. Zapowiadał się jak każdy kolejny. Ponownie miał zostać z kociakami i pilnować ich, gdy jego oprawczynie zajęły się polowaniem oraz przygotowywaniem odpowiednich ziół dla przybywających samotników. Tego dnia Zmora została z nim w norze, co nie było częstym widokiem. Najczęściej to właśnie ona wychodziła wraz z jedną ze swych córek, zostawiając drugą do pilnowania go i nory.
- Maro. - Głos czarnej kotki rozległ się po legowisku, gdy ten próbował oderwać kły Kminka od jego lewego ucha. Kiedy do kociaka dotarły ów słowa, to ten podniósł uszy i skierował swe pomarańczowe oczy w stronę starszej. - Chodź tu do mnie. - Rudy kocur podniósł się i szybkim krokiem skierował się do swego rozmówcy. Po chwili do uszu przewodnika dotarło głośne chrupnięcie, poprzedzone piskiem, lecz gdy zwrócił swój wzrok w stronę źródła dźwięku, przeraził się. Srebrna kocica stała ze zwisającym Marą z jej pyska, a raczej jego ciałem, które odłożyła przed sobą. Jej oczy wbite były w wyjście z nory.
Cykoriowy Pyłek zamarł, a jego wzrok nie odrywał się od ciała kocięcia. Przed chwilą leżał przy nim, uśmiechał się, żył, a odszedł na zawsze. Całe życie uciekło natychmiastowo z młodego kocura, zostawiając coś, co mógł nazwać skorupą kociaka. Martwym ciałem niezdolnym do zrobienia czegokolwiek. Nie wiedział dlaczego, nie chciał znać powodu, dla którego kotka postanowiła pozbawić go życia, w myślach posyłając tylko modlitwę do gwiezdnego klanu, mając nadzieję, że ten przyjmie go w swe progi. Czym zasłużył na taką śmierć? Miał jeszcze całe życie przed sobą. Jeśli tak wyglądały decyzje tych trzech kotek, to musiał jak najszybciej się stąd wydostać wraz z kociakami. Klan Gwiazdy nie wybaczyłby mu, gdyby zostawił je tu na śmierć i sam uciekł. On sam by sobie nie wybaczył. Cisza była przytłaczająca, jednak nie był w stanie nic powiedzieć, tak samo, jak czwórka kociaków, których wzrok wbity był w ich martwego brata. Nowa sylwetka ukazała się w zasięgu jego wzroku, a na jej pysku pojawił się grymas niezadowolenia, kiedy jego oczy wbiły się w Marę.
- Nasza część umowy. Proszę, kociak, zgodnie z naszą umową. - Głos Zmory ponownie uderzył uszy Cykorii. - Weź go i nie pokazuj tu ponownie swego pyska Ważkowy Locie.
- On jest martwy! - Odpowiedział natychmiast samotnik, przerzucając swój wzrok na rozmówczynię. - Martwy! Nie taka była nasza umowa. Miałem dostać kociaka, a nie jego ciało.
- Ależ dostałeś kociaka. - Samotniczka przesunęła rudego kociaka w stronę Ważki. - To jest kociak. Martwy kociak, jeśli mam sprecyzować, jednak dalej kociak. Na to się zgodziłeś. Nie doprecyzowałeś, że ma być on żywy. - Pomarańczowe oczy wbiły się w cynamonowego kocura, który ogonem zasłonił pozostałą resztę kociąt.
- Chcę tamtego rudego kociaka, a nie to coś. - Zrobił krok w stronę przewodnika, jednak drogę zagrodziła mu kocica. Niedługo po tym, kocur został chwycony za kark i wyciągnięty z nory przez Zgrzyt, która pojawiła się za nim. Zmora chwyciła tylko Marę i wyszła za nimi, pozostawiając Cykoriowy Pyłek i kocięta, którzy byli świadkami tej przedziwnej sytuacji.
*****
Od dawna przestał liczyć księżyce, które minęły, od kiedy znalazł się w tym miejscu. Jedynie rosnące kocięta przypominały mu, że czas mijał tak szybko. Rutyna, którą kierował się od dawna, została mu dziś przerwana przez ostry ból głowy, który dopadł go ponownie przy opowiadaniu następnej bajki Kminkowi. Nie umknęło to liliowej kocicy, która została dziś z nim w norze. Chwyciła ona kilka ziół ze składziku, podeszła do kocura, po czym położyła je przed nim, wbijając w niego swój wzrok.
- Zjedz. - Poleciła, a wzrokiem przeskanowała go dokładnie. - Gdybyś nie udawał, że wszystko jest w porządku, to pewnie szybciej mogłabym wyeliminować problem. - Widząc, że cynamon niechętnie zjada podane przez nią zioła, przeniosła wzrok na czwórkę kociaków. - Nie rozumiem, jak możesz na nie patrzeć, a tym bardziej się nimi opiekować. Czy ten rudy samotnik nie był tym samym kotem, który wymienił Cię za garstkę trujących ziół? A teraz robisz za ojca jego kociąt. Naprawdę nie rozumiem twoich działań.
- Tato to jest tato! - Pisnął kremowy kocur, który od pewnego czasu przysłuchiwał się rozmowie starszych. - Mama mówi, że Piórko to tata.
- Wasza matka nie umie pogodzić, że wyrocznia nie zawsze jest po jej stronie. - Syknęła kocica i strzepnęła ogonem. - Cykoria nie jest waszym ojcem, a jest nim głupi samotnik zwany Ważką. Powinniście przestać słuchać matki, bo staniecie się tak głupi, jak ona.
- Odszczekaj to, bo osobiście wygryzę Ci język, abyś nie mogła głosić głupot. - Odpowiedziała na słowa Ryk, która właśnie weszła do nory, kładąc mysz między swoimi łapami. - Myślałam, że nie chcesz mieć nic z nimi wspólnego, więc przestań wpychać swój pysk, gdzie nie powinnaś.
Zgrzyt odwróciła się do swej siostry, piorunując ją wzrokiem, jednak nic nie mówiąc. Odeszła od cynamonowego kocura i mijając pointke i zniknęła z zasięgu jego wzroku. Ryk tylko posłała mu spojrzenie, nim chwyciła mysz i ruszyła za siostrą. Nie odeszły daleko, to Cykoriowy Pyłek wiedział od razu. Kotki nie pozwoliłyby sobie, żeby zostawić mu otwartą drogę ucieczki. Jednak coś było nie tak. Coś mu nie pasowało, co tylko potwierdziły dźwięki wydobywające się z zewnątrz. Kilka trzasków, między którymi mógł usłyszeć syki kotek. Podniósł się, dopiero gdy dźwięki ucichły i powolnym krokiem zmierzył w stronę wyjścia.
- Tato…? - Powiedział cicho Rumianek, jednak Cykoria nie odpowiedział. Kiedy wyjrzał na zewnątrz, nie dostrzegł nikogo. Jakby dwie kotki rozpłynęły się w powietrzu, co było idealną szansą. Szybko powrócił do kociąt.
- Wychodzimy, teraz. - Rzucił, chwytając czarną szylkretkę za kark, a łapą zmuszając pozostałą trójkę do wstania.
- Gdzie idziemy? A co z mamą i babcią? - Zapytał Kminek, który rozciągnął się i wstał.
- One… One nie mogą nas znaleźć. To jest taka zabawa, dlatego musimy się śpieszyć, aby nas nie znalazły. - Wymyślił na szybko, mając nadzieję, że ta odpowiedź im wystarczy.
*****
Droga nie należała do najprzyjemniejszych czynności, w jakich uczestniczył kocur. Nie dość, że sam był zmęczony, to miał jeszcze czwórkę towarzyszy, którzy narzekali mu nad uchem. Nie mógł ich tam zostawić, tym bardziej, kiedy Zmora zniknęła wraz ze swymi córkami. Z drugiej strony podróż z kociakami nie była najlepszym pomysłem. Miał powrócić do Klanu Burzy, jednak czy go tam przyjmą ponownie z tymi kulkami futra? Co, jeśli odmówią? Powróci do samotniczego życia, prowadząc czwórkę kotów na śmierć? Obawiał się, jednak nie miał lepszego pomysłu, uwzględniając, że pora nagich drzew była tuż za rogiem. Biały puch mógł spaść w każdym momencie, co tylko utrudniłoby ich drogę. Jego uszy drgnęły, gdy cichy szelest dotarł do niego. Nim mógł zareagować, to przed nim ukazała się znana mu szylkretowa kocica.
- Kwiecista Kniejo? - Wydusił z siebie Cykoria. - O Kwiecisto Kniejo, jak się cieszę, że Cię widzę. Potrzebuje zabrać je w bezpieczniejsze miejsce.
- Co. - Wpatrywała się przez moment w milczeniu, to na kocięta, to na Cykorię. Nie można było, jednak po jej minie wyczytać niczego dobrego, raczej spore zmieszanie i zdegustowanie.
- To… Długa historia. Muszę porozmawiać z Obserwującą Gwiazdą lub kimkolwiek, kto zarządza teraz Klanem Burzy, nim mnie znajdą.
- Kto ma Cię znaleźć?
- Mama i babcia oczywiście! - Wtrącił się rudy kocur, który od dłuższego czasu wbijał swój wzrok w nieznaną mu kotkę. - Może i też ciocia Zgrzyt, ale ona nas nie lubi.
- Trzy samotniczki, które mnie więziły, od kiedy ostatni raz opuściłem teren Klanu Burzy. - Przyznał, ogonem zasłaniając czwórkę kociąt, gdy obok Kniei pojawiła się mniejsza kocica. - Potrzebuje porozmawiać z Obserwującą Gwiazdą, ona mnie zrozumie.
- Na to nie licz, na audiencję u niej się spóźniłeś. - Przeleciała krótko wzrokiem po młodszym, rudym kocurze. - I chyba się nieźle bawiłeś…
- W niewoli? Oczywiście. Sama powinnaś spróbować. - Mruknął sarkastycznie. - To zaprowadź mnie do aktualnego przywódcy Klanu Burzy. A jeśli nie, to sam się zaprowadzę. Wiem gdzie leży nasz obóz i nie potrzebuję, aby niby przewodniczka wypominała mi moje wszystkie błędy.
- Ha, proszę, jaki zuchwały. - Kocica zagrodziła mu drogę, unosząc drgającą końcówkę ogona. Widocznie odpowiedź byłego mentora niezbyt przypadła jej do gustu. - Dla twojej wiadomości, jesteś teraz na granicy jako samotnik, którego mam prawo przepędzić wedle własnego uznania, a widocznie bardzo chcesz wrócić, skąd przyszedłeś.
- Jakoś nie marzy mi się powrót i prawdopodobna śmierć po drodze. - Westchnął cicho, rzucając wzrok na kociaki pod nim. - Powtórzę me słowa, bo schodzimy bardzo z tematu. Zaprowadź mnie, proszę do przywódcy Klanu Burzy Kwiecista Kniejo. Muszę z nim porozmawiać, tak samo, jak z moją matką i siostrą.- Kotka chwilę stała w miejscu, wpatrując się w Cykorię. W końcu jednak skierowała pysk w stronę towarzyszącej jej kotki.
- Pobiegnij do obozu po kogoś. - Poleciła, na co młoda tylko skinęła głową i po chwili zniknęła z pola jego widzenia. - A was mogę co najwyżej zaprowadzić kawałek dalej w głąb terenów.
- Doceniłbym to bardzo. - Rzucił cynamonowy, po czym zmierzył za kotką.
Nieznajoma powróciła z trójką kotów po dłuższym czasie, z których jedną z nich okazała Brzęczkowy Trel, która przywitała go lepiej niż jego uczennica. Został potraktowany jako samotnik, mimo iż większość swego życia spędził w Klanie Burzy. Piątka kotów ruszyła w stronę obozu, a każdy oprócz Kwiecistej Kniei niósł w swym kociaka. Nie ufał jej tak bardzo, a nie chciał brać żadnych ryzyk, tym bardziej że powrócił do miejsca, które mógł nazwać domem.
*****
Zaskoczył go widok Króliczej Gwiazdy jako przywódcy. Przyjmując nawet, że Obserwująca Gwiazda straciła swoje 9 żywotów, podczas jego nieobecności, to czy teraz jej obowiązki nie powinien przejąć Piaszczysta Zamieć? Dziwiło go to, jednak postanowił to przemilczeć. Rozmowa z czarnym kocurem trwała długo i nie należała do najprzyjemniejszych rozmów w jakich uczestniczył. Musiał mu wytłumaczyć wszystko, co zrobił, omijając nieprzyjemne szczegóły. Raczej nie chciał on słuchać o metodach wychowawczych Ryku i Zmory, a tym bardziej Cykoriowy Pyłek nie chciał o nich mówić. Już samo to, że uznawał się za ojca kociąt Ryk, mu wystarczało. Wyszedł ze Skruszonej Wieży jako pełnoprawny członek Klanu Burzy, a zmierzając do żłobka, wzrokiem skanował koty znajdujące się w obozie. Jego uwagę przykuła Norniczy Ślad, która siedziała obok szylkretowej kocicy, co jakiś czas rzucając na niego swój wzrok oraz wymieniając kilka słów z nią. Kiedyś był zapatrzony w nią jak w obrazek, a teraz to wszystko zniknęło, pozostawiając tylko nieprzyjemny posmak. Co w niej widział? Co kiedyś przyciągnęło jego wzrok do niej? Sam już nie pamiętał. Wzrok skierował na Knieję, która rozmawiała z młodszą kocią, jednak szybko zwrócił go ponownie na żłobek, gdy ta spojrzała w jego kierunku. Kilka następnych kroków i znalazł się w żłobku, który wyglądał na zatłoczony. Zajął miejsce obok Brzęczkowego Trelu, której powierzył opiekę nad kociętami, gdy ten rozmawiał z przywódcą. Wreszcie był bezpieczny.
Wyleczeni: Cykoriowy Pyłek
Od Margaretkowego Zmierzchu
– Przy granicy patrol odkrył trzy młode koty, rudy kocur wyglądający na młodego ucznia, a pozostała dwójka to starsze kocięta, jednak zgodnie z naszymi zwyczajami są za młode na zostanie uczniami, zostaną umieszczone w kociarni tymczasowo pod twoją opieką, na księżyc... – Kot przyglądał jej się, jakby oceniając jej reakcję na wieść o tym, że pod jej opieką będą znajdować się dodatkowe kocięta. – W tej chwili kończą rozmowę z Króliczą Gwiazdą...
– Przyprowadź je do mnie. – oznajmiła, niemal natychmiast przerywając dalszą odpowiedź posłańca, który porozumiewająco skinął łebkiem, nim zniknął na zewnątrz. – Słyszeliście? Będziecie mieli przyjaciół – wymruczała do kociąt, które z zainteresowaniem zerkały na mamę i w stronę wejścia.
Minęła dłuższa chwila, nim do kociarni została wprowadzona dwójka kociąt; niebieska koteczka i jej siostra, którą zdobiły czerń i biel, z delikatnym akcentem rudej sierści w postaci plamki. Do jej uszka jeden z synów wyszeptał, że szylkretka wygląda jak najprawdziwsza księżniczka, na co kotka z uśmiechem przytaknęła synowi, zgadzając się z nim. Dla swojej matki na pewno ona i jej siostra były księżniczkami, tak jak dla Lwiej Paszczy były nimi siostry Margaretkowego Zmierzchu. A konkretna barwa futerka nie miała tutaj nic do znaczenia.
Przed wejściem dostrzegła rude łapki najstarszego z trójki, któremu inny z wojowników coś tłumaczył, być może informował go, dlaczego chwilowo on i jego towarzyszki podróży są rozdzielane, jak i również tłumaczył zasady panujące w Klanie Burzy.
– Chodźcie, ogrzejecie się – zwróciła się do starszych kociąt, uśmiechając się do nich ciepło. – Jestem Margartekowy Zmierzch, a to moi synowie, Kruczek i Echo.
Po tułaczce przez śnieg pierwsze co kocięta potrzebowały, było ogrzanie, posilenie się, jak i poczucie bezpieczeństwa. O to mogła zadbać, jako ich opiekunka, pod której opieką się aktualnie znalazły. Zadba o to, aby na chwilę ponure myśli kociąt związane z ich sytuacja, o której zdołał jej napomknąć posłaniec, zniknęły i nie zamartwiały ich małych główek.
Będzie dobrze. – powiedziała w myślach, przyglądając się kociętom, które powoli się do niej zbliżyły, nadal zachowując dystans. Nie dziwiła im się, jednak miała nadzieję, że w ciągu kolejnych dni uda im się oswoić z nową sytuacją, a Klan Burzy okaże się dla nich namiastką domu, ostoją, która w wyniku przykrych wydarzeń utraciły. I być może stanie się dla nich nowym domem, w którym zechcą pozostać już na zawsze.
Królowa podsunęła znajdkom piszczkę, która w domyśle została przyniesiona dla niej przez srebrzystego wojownika, jednak w tej chwili ktoś inny bardziej jej potrzebowały. W następnej kolejności miała zamiar zadbać o przemoczoną sierść kotek, aby zapobiec potencjalnemu przeziębieniu, oczywiście za ich zgodą. Nie chciała dodatkowo stresować swoich nowych podopiecznych. A gdy uda im się złapać lepszy kontakt, na pewno opowie im o Klanie Burzy, wierze, zwyczajach, jak i na wszelakie pytania, które być może zaprzątały ich główki. Chociaż, była niemal pewna, że jej synowie ją w tym wyręczą i sami postarają się zadbać o to, aby ich goście czuli się dobrze w kociarni, jak i w samym klanie.
Nowy członek Klanu Gwiazdy!
Od Sówki CD. Topoli
- Ewidentnie tak można – odparła Sówka – Morza naprawdę są ogromne. A przynajmniej to jedno. Tylko nie waż mi się zbliżać do krawędzi, jak będziesz na zgromadzeniu! – oznajmiła i spojrzała na syna, mając powagę wypisaną na pysku. Topola lekko przekręcił łepek.
- Coś się stało? – zapytał, ewidentnie nieco zdziwiony, w końcu rzadko mógł zobaczyć Stówkę tak poważną.
- Twoja mama po prostu panicznie boi się wody – zaśmiała się cicho Kaczka, a czekoladowa automatycznie przeniosła na nią swój wzrok.
- Muszę przyznać, że troszeczkę prawdy w tym jest... – mruknęła cicho – Ale chodzi tu głównie o twoje bezpieczeństwo Topolo. Może ci się coś stać – wyjaśniła.
Sówka siedziała w obozie, obserwując wszystko dookoła. Czy ostatnio sporo się działo? Kotka już sama nie wiedziała. Przynajmniej nic nikomu się nie stało... Ostatnie takie wydarzenie miało miejsce już jakiś czas temu, gdy zaginął Patyczak. Nikt tak właściwie nie wie, co się stało z kocurem, a cała sprawa wyglądała podobnie do zaginięcia Mleczyk. To wszystko wyglądało tylko coraz dziwniej. Na szczęście od tamtej pory żadna taka sytuacja nie miała miejsca, lecz tajemnica zaginięć kotów oraz nagłego zniknięciem ciała starszego, dalej cicho krążyła wśród pobratymców. Jakby po prostu nie mogła zniknąć... Rozwiązać się.
Nagle usłyszała jakiś dźwięk. Podniosła wzrok, do tej pory wlepiony w ziemię. Dźwięk ten pochodził z legowiska medyka. Czekoladowa z daleka ujrzała Świergot, walczącą z kolejnymi chorobami. Nie licząc niej, zauważyła jeszcze Przepiórkę, Żagnicę i nawet samą Kaczkę. Sówka zaśmiała się cicho i sarkastycznie. Kto by pomyślał, że bez medyków sobie aż tak nie poradzą? Każdego dnia u Świergot był przynajmniej jeden kot, jakby Wszechmatka uznała, że pora trochę podręczyć chorobami swoich wyznawców... I wtedy w zasięgu wzroku przywódczyni pojawił się jej syn, Topola. Kocur również kierował się w kierunku legowiska medyka. Czekoladową to lekko zdziwiło. W końcu Topola wyglądał świetnie, jakby nic mu nie było! A nawet jeśli, to była przekonana, że sam sobie doskonale poradzi. Postanowiła więc wstać i zobaczyć co się dzieje, że wojownik składa wizytę szamance.
- Hej Topolo! – przywitała się, podchodząc do syna – Co, tobie też coś dolega? – zapytała.
- Hej mamo i nie, Świergot po prostu potrzebowała nieco więcej łap do pracy – wyjaśnił i zetknął do wnętrza legowiska.
- O, jeśli coś jeszcze jest do zrobienia, to możemy podziałać razem. Szybciej skończysz, a jednak przyda ci się chwila odpoczynku w ciepłym legowisku przy takiej pogodzie – zaproponowała, zwracając uwagę na wszechobecny śnieg.
26 lutego 2025
Od Motylkowej Łapy Do Firletkowej Łapy
Od Miodka CD. Cierń
Dalej przed porodem Cierń
Od Czereśniowego Pocałunku
25 lutego 2025
Od Mandarynkowego Pióra
— Gotowi?
Oboje skinęli głową. Wzięli pęczki kwiatów i wyszli na wyspę, żeby stworzyć jej ścieżkę. Jedno po lewej drugie po prawej. Weszła za swoimi dziećmi na wyspę. Głowę miała dumnie wysoko uniesioną niczym księżniczka, którą była. Kroczyła powoli, z gracją ciągnąc za sobą spódnicę z pajęczyny zroszoną kropelkami wody. Lekko obracała głowę i uśmiechała się do gości jak modelka pozująca do zdjęć. Lekko kołysała swoim puszystym ogonem, w który włożyła wcześniej łuski ryby. Światło odbijało się od nich, migocząc na srebrno. Zza ucha wystawało jej pomarańczowe pióro od kaczki, od której miała imię. W futro miała wplecione najróżniejsze astry i dalie. Rozsiewały świeży, piękny zapach, a barwy ich płatków idealnie komponowały się z oczami księżniczki. Na jej szyi kołysał się naszyjnik z muszlą zrobiony z wodorostu obklejony bursztynami. Po ścieżce z kwiatów doszła pod kłody w centrum wyspy i stanęła naprzeciwko swojego przyszłego męża. Zaraz zacznie się ceremonia. Srebrna kotka popatrzyła na babcię stojącą obok niej. Była już bardzo stara i widać było, że wiek już daje jej się we znaki, nie tylko przez siwiznę. Mimo to zielonooka przywódczyni Nocniaków uśmiechała się lekko, patrząc z jakby matczyną miłością na wnuczkę.
— Czy wy, Mandarynkowe Pióro i Bursztynowy Brzasku, w obliczu wszystkich zebranych tu kotów oraz samego Klanu Gwiazdy, przysięgacie sobie dozgonną wierność, uczciwość i wspólne dzielenie łowów, nawet po śmierci?
Przybrana córka Sumowej Płetwy spojrzała w oczy partnera i uśmiechnęła się. Marzyła o innych rzeczach. Ale to jest rzeczywistość. Najlepsze co może zdarzyć się w rzeczywistości. Musi porzucić marzenia i skupić się na realiach.
— Tak
— T-tak — brat Zmierzchającej Zatoki zawahał się jedynie na sekundę, jąkając się, za co Mandarynka pewnie zgromiłaby go wzrokiem, gdyby nie to, że wesele nadal trwało i trzeba było wypaść jak najlepiej.
— Tak więc mocą naszych walecznych przodków, ogłaszam was na zawsze związanych! Niech Klan Gwiazdy oświetla waszą drogę, a wasze dusze, niczym para łabędzi, nigdy nie ulegną rozłące.
Po Świetlikowej Wyspie rozległy się głośne wiwaty wszystkich kotów oprócz Pylistej Burzy (chociaż zamiast tego wykonało żywe gestykulacje łapami). W międzyczasie Pchli Nos przyniósł bardzo dużą rybę, którą wcześniej ktoś złapał. Mandarynka i Bursztynek zaczęli ją kroić i rozdawać kawałki mięsa gościom.
— Zdrowie młodej pary!
Potem każdy wziął swój kawałek i choć były one małe większość, wydawała się zadowolona. Bursztynowy Brzask uśmiechnął się nieśmiało, ocierając się o swoją partnerkę.
— Czyli teraz już mogę mówić do ciebie "żono"? — zagadnął luźno. Kotka zaśmiała się tak, że prawie wypadło jej zza ucha pióro mandarynki.
— Bez przesady. To, że jestem księżniczką, nie znaczy, że od razu mamy do siebie mówić tak oficjalnie! — miauknęła i przytuliła się do wojownika. Ten odpowiedział na uścisk i dopiero po chwili się od siebie odsunęli.
— Chyba należałoby przyjąć gratulacje — westchnął, patrząc na kilka kotów, kręcących się w pobliżu z wyraźnym zamiarem przeszkodzenia parze.
— Jasne, pójdę pogadać z innymi. Trzymaj się!
To był początek lepszego, stabilniejszego życia.
Od Baśniowej Stokrotki
— Baśniowa Stokrotko! Wstawaj, musisz iść wymienić legowiska w legowisku medyka — wychrypiała Różana Woń.
— Śpie! — jęknęła — Do tego wczoraj czyściłam futro starszyźnie — burknęła. Księżniczka uderzyła kotkę łapą po głowie.
— To nie podlega dyskusji! Wstawaj i bierz się do roboty — rozkazała. Stokrotka z trudem wstała z legowiska. Podreptała do lecznicy i wparowała do środka.
— Nareszcie jesteś! Trzeba to wynieść — powiedziała. Pręgowana westchnęła i wzięła się za robotę. Chwyciła jedno legowisko zębami i zaczęła je ciągnąć. Kiedy kotka wyniosła wszystkie mchy, nadeszła pora na robienie nowych. Dlatego kremowa przeszła się na tyły, gdzie Piórko miała wszystko wyzbierane.
Kolcolistne Kwiecie wszedł do środka i rozejrzał się.
— W czymś pomóc? — zapytała Pierzasta Kołysanka.
— Ach tak! Szukam Baśniowej Stokrotki. — Kremowa kotka wyłoniła się zza rogu, trzymała w pyszczku pióra, potrzebne do budowy leży.
— Spokojnie ja zajmę się resztą — powiedziała ogrodniczka. Stokrotka z wdzięcznością podziękowała Pierzastej Kołysance. Po krótkiej rozmowie kotka podążyła za wojownikiem. Tam czekały Nartnikowy Czułek i Krabowe Paluszki. Wojownicy wymienili między sobą niepokojące spojrzenia; powodem była Baśniowa Stokrotka. Wiedziała, że koty nie zapomną ani, że nie odpokutowała swoich win. Ale czy muszą czuć do niej wstręt?
— Wyruszamy! — powiedział niebieski kocur. Cały patrol ruszył za obóz, tak jak na każdym przekroczyli Zrujnowany Most.
— Hej… - szepnęła Krabowe Paluszki — Naprawdę zabiłaś tego samotnika? — zapytała. Kremowa z niechęcią mruknęła. Czemu pytała się o takie rzeczy? — A jakie to było uczucie? - wymruczała. Na to pytanie pręgowana nie zdołała odpowiedzieć. Koty wkroczyły w Brzozowy Zagajnik, ale nie zostały w nim na długo. Zatrzymali się przy kilku drzewach, a je otaczała polana.
— Gdzie idziemy? — rzuciła Krabowe Paluszki. Kolcolistne Kwiecie wskazał łapą skrawek lasu. Baśniowa Stokrotka przełknęła ślinę i udała się za resztą. Kiedy koty dostały się do lasu, zaczęli wąchać okolice. Po kilku długich chwilach koty nic nie znalazły, dlatego pobiegły do obozu.
Od Skocznej Łapy
Od Cierń CD. Miodka
- Żałosne, to jest twoje podejście do życia. Kolorowe ptaszki na niebie i pachnące kwiatki nie wyżywią naszej społeczności. Świat nie jest piękną oazą życia. Świat jest okrutny. Ja to wiem i to dlatego to ja cię uczę, a nie ty mnie - warknęła. Miodek cofnął się trochę, jakby myśląc nad tym czy ucieczka jest w tej chwili rzeczywistą opcją, po czym podszedł do niej nadal z uśmiechem na pysku.
- Co się szczerzysz?! Idź polować dla tej swojej panienki
- Ale ja teraz muszę pomóc tobie
- Zjeżdżaj! - syknęła.
- Ależ, po co te nerwy mentorko! Mamy piękny słoneczny dzień! Uśmiechnij się! - Walnęła swoim łysym ogonem o ziemię jak biczem. Ten gość tak ją irytował. Bardziej od Żagnicy, co już jest sukcesem.
- Ja bym cię najchętniej odstawiła do tych twoich koleżków z klifów, ale wtedy to ja siedziałabym u Sówki za karę. Więc rusz swój nędzny tyłek i złap coś dla swojej pięknotki, a potem wracamy
Miodek nie odpowiedział, najwidoczniej wiedząc, że wszelkie inne zaczepki dzisiaj już nie skończyłyby się dobrze. Wszyscy wiedzieli, że spróbuje jutro.
- Dzień dobry mentorko! Cześć kochanie! - przywitał się Miodek wchodząc do żłobka głośno się witając. Oczywiście od razu został zaatakowany przez trójkę swoich dzieci za to, że się z nimi nie przywitał. Cierń patrzyła tylko na to wszystko z politowaniem.
Od Piórolotkowego Trzepotu CD. Nocnego Kochanka (Miodka)
- Hm, myślę, że liderki - odpowiedział żartobliwie - I chyba tych takich groźnych istot... wiesz, taka obawa, jak spotykasz coś niebezpiecznego, jak węże jadowite... I tych takich długich cieni... i odgłosów w nocy.
- Oh... Liderki? Chociaż... Umiem to sobie wyobrazić; z trudnością, acz umiem - jego obecna pomoc zamilkła na moment, uruchamiając się chwilę później - Ekhem! - odkaszlnął - Strach przed nocą też jest dość fascynujący. Też ciekawym jest, jak można go pokonać. Czy przychodzi ci coś na myśl?
- Cóż, zazwyczaj jak jestem z kimś podczas nocy, to jest raźniej i na chwilę zapominam o niebezpieczeństwie - przyznał z uśmiechem. Wtedy mógłby nawet zarzucić jakąś straszną historią, albo rozmyślać na głos, ile zmarłych jest pod ich łapami, w końcu świat opluty był krwią, na pewno więc chodzą po krwawych miejscach historii, które pewnie miały też swoje jaśniejsze momenty.
- Dokładnie! To samo mi przychodzi do głowy! - zawołał, a jego głos poniósł się w głąb tuneli. Ściany zadygotały, a być może tak tylko mu się zdało. Tak czy inaczej, szybko spuścił z tonu. - Uważam, że kotom dany został strach przed mrokiem, aby tuliły się do swoich ukochanym jeszcze mocniej, aby wielcy wojownicy jeszcze bliżej przyciągali swe piękne damy... Ah! Czy to nie piękny obrazek... Mrok, choć zdradliwy, wydaje się być dobrą swatką.
- Lubię uważać, że zawsze mam racje, a w takich błyskotliwych gdybaniach jestem prawdziwym znawcom - przerwał na moment - Hm... Opisz dokładnie co widzisz. Na pewno twoje ślepiątka musiały się przyzwyczaić do mroków... Już przecież tyle tutaj sobie gawędzimy.
- Cóż, miałoby to sens, gdyby w okolicy było źródło światła - westchnął nocniak w odpowiedzi, po czym zamilkł, a po tunelach rozniósł się dźwięk szurania - Chociaż jak tak próbuję wymacać, to zdaje mi się, że moje łapy widzą ziemię, kamień oraz więcej pyłów. - dorzucił pół szczerze, z nutą sarkazmu. Nie było miejsca, gdzie światło mogłoby się odbić i dać mu chociażby najmniejszy zarys otoczenia, więc posługiwać się musiał innymi zmysłami. Jak sobie podziemne stworzenia radzą w takich warunkach?
- Niestety niewiele mi to mówi, zgubo... Mam kolejny ze swoich jakże niesamowicie innowacyjnych pomysłów. Niech twój sielski głosik rozbrzmieje jednym, stałym dźwiękiem. I nie przerywaj, dopóki Cię nie odnajdę, a na pewno jestem bliziutko, bliziuteńko.
- Jednym dźwiękiem... - powtórzył niepewnie, nie wiedząc jak się za to zabrać. Po chwili przełykania zawstydzenia z jakiegoś powodu, z pyszczka kocurka wydobył się jednostajny dźwięk przypominający, hm, bzyczenie muchy...? Czasem drgający, niepewny, czasem cichnący, wydobywający się z gardła. Gdyby go tak przedłużyć, byłby całkiem irytujący i rozpraszający. Być może to on właśnie wypełnił jasne uszy, przez co nie dosłyszał swojego wybawiciela, a może oprawcy? Wtem bowiem, serce podskoczyło mu do gardła, przerywając buczenie, gdy to Lotek przyszpilony został do ziemi. Oh Gwiezdni, czy on umrze? Trzeba było znaleźć inną kryjówkę przed drapieżnikami, niż tunele. Znajomy głos dotychczasowego wybawcy odbił się echem od tuneli.
- Nie, nie! Jestem tu legalnie, jako dumny klifiak, chociaż może nie z krwi i kości... Jeszcze byś się speszył, a tego nie chcemy... Ta sytuacja, w której się znaleźliśmy już w sama w sobie może być nieźle dezorentująca, ale nie bój nic! Jesteś w pewnych, zdolnych łapach, a mój nieomylny zmysł orientacji zaprowadzi nas prosto na powierzchnie! - zapewnił radośnie - A jak juz tak rozmawiamy sobie, pysk w pysk, wydawałoby mi się, że koty w Klanie Nocy będą lepsze w nawigowaniu w ciemnościach, skoro tak się pluskacie w odmętach...
- Rozumiem, rozumiem... Ale tutaj przynajmniej masz nieograniczony czas... To mnie bardzo przeraża w toni morskiej... Wysysa ci powietrze z samego środka... Straszne! - nachylił się nad Lotkiem i spojrzał mu głęboko w oczy, jakby chciał go jednocześnie przekonać i przestraszyć - Oddech po oddechu...
- No, czasem się można zaplątać... w wodorosty - spróbował wyjaśnić nocniak, jednak słychać było, że mózg Lotka wyłapał małą rzecz, która nie dała mu spokoju - Czyżby się Pan bał wody? - Znaczy, wodorosty i wiry są straszne, mogą zaciągnąć pod taflę i pozbawić oddechu, jednak sama woda jest całkiem przyjazna, spokojna czasem, choć też burzliwa.
- Kompletnie mnie ona przeraża, odrzuca i petryfikuje... Po to koty maja łapy i pazury zamiast płetw, żeby nie pakować się do rzeki... Nawet my w Klanie Klifu nie próbujemy latać, bo wiemy, że brak nam skrzydeł... - pokręcił głową zrezygnowany. Rozejrzał się i wymacał coś łapką. - Hm... Chodź, idziemy tędy. Ruszamy łapkami żwawo i dziarsko! Wiesz, boje się wody właśnie przez naukę pływania. Byłem samotnikiem, ale już nie jestem, jak mówiłem. Spotkałem takiego szalonego starucha, co uważał, że najlepszym sposobem na zdobycie wprawy, jest wrzucenie mnie, ledwie podrostka wtedy, do rwącej rzeki. Mam nadzieję, że u was to nie wygląda w ten sposób, co?
- Oh, nie! To byłby okropny pomysł, kto tak robi? Wtedy nie mielibyśmy kotów w klanie. - Lotek jasno wyraził swój brak aprobaty co do dziwnego sposobu nauki. Niektórzy może rzeczywiście mieli takie sposoby, ale ile przez to zginęło możliwych uczniów? Przerwał na moment swoje niedowierzanie - Ale przeżyłeś?
- Oczywiście! Choć było ciężko, a gdy mnie wyciągnął nie przypominałem kota, a raczej jakiegoś przemoczonego szczurka. Od tamtego momentu nawet łap nie mocze wieczorami przy plaży... Ba! Wieczorami to ja się do niej nie zbliżam; przypływy są straszne! Jedno mrugnięcie i wszystko zalane. - dreptał, co jakiś czas przystając by dodać dramaturgii swoim słowom jakimś machnięciem łapy, czy innym gestem. - A twoje obawy związane z waszą przywódczynią... Są czymś uwarunkowane, czy chodzi o zwyczajny, głęboki... respekt?
- Respekt - powtórzył, jednak nie było w tym wyczuwalnej zgody. Prędzej jakaś sceptyczność i obawa...a może nawet i niechęć. - Może i jakiś jest, jednak nie z tego powodu się jej obawiam - mruknął jakby smutno, ze zmęczeniem - Zwyczajnie nie zgadzam się z jej przekonaniami, podobnie jak koty mi bliskie. Są bardzo krzywdzące i niesprawiedliwe. Nie chciałbym, żeby Klan Nocy taki był, ma w sobie tyle potencjału na bajkową opowieść, gdyby nie jej... uh, pomysły? - widać było, że niezbyt umie ubrać wszystko w słowa, chociaż bardzo mu na tym zależało i chciał jak najlepiej rozjaśnić sytuację dla Miodka - Znaczy, niektóre mają nawet swój klimat, nie mówię, że nie... ale i tak, niektóre z jej wybujałych myśli mocno skrzywdziły niektóre koty. Podobnie jej brak reakcji na pewne sytuacje. Więc moją obawą jest raczej, kogo jeszcze stracę, przez jej słowa. - zamilkł na moment, by po chwili popatrzeć na Miodka przestraszonymi ślepiami - Tylko nikomu nie mów!