Po tym, jak szylkretka opuściła legowisko starszyzny, zamiast wrócić do żłobka, skierowała się do wyjścia z obozu. W przejściu zderzyła się z Gradowym Sztormem, który już miał rzucić coś w stylu "Uważaj, jak chodzisz", lecz dostrzegając łzy na polikach kotki, wypuścił głośno powietrze i prychnął.
Początkowo szła wolnym krokiem, by następnie wykorzystując całą siłę swoich łap, pędzić w stronę Kamiennych Strażników. Minęła się z kilkoma kotami, którzy wracali z udanego polowania do obozu, trzymając w pyskach sporych rozmiarów zające.
– Margaretkowy... – Głos Brzęczkowego Trelu został porwany przez wiatr, gdy przemknęła obok cynamonowej kotki
Nie odwróciła się, była za bardzo skupiona na celu, jakim było dotarcie do granicy z Klanem Klifu.
Zatrzymała się gwałtownym ślizgiem dopiero na łysej ziemi tworzącej okrąg pomiędzy zagadkowymi kamiennymi budowlami usytuowanymi w równych odstępach. Wzrok zatrzymała na jednym z tuneli, tym prowadzących do Groty Pamięci, by już po chwili zniknąć pod ziemią.
Gdy pierwszy raz schodziła pod ziemię bała się, i to bardzo. Słyszała opowieści starszych, że kiedyś grupa kotów została zasypana po tym, jak postanowiła wczołgać się do tuneli. I sama, podczas zbierania korzonków z bratem, o mało co uniknęła zasypania. Na szczęście ściany tego tunelu prowadzącego do Groty Pamięci były stabilne, poprzedni liderzy i kronikarze zadbali o umocnienia, aby nawet kocięta czy starsi mogli bezpiecznie zejść w głąb ziemi.
Chwilę przemieszczała się krętym podziemnym korytarzem, aż dotarła do przestronnego pomieszczenia, w którym nie tak dawno jej partner odcisnął na jednej ze ścian swoją łapę, a na drugiej, przedstawiającej historyczne sceny klanu, Czuwająca Salamandra stworzyła malowidło prezentujące białego pawia. Przez chwilę lustrowała ścianę pamięci, starając się odszukać odciski kotów należących do jej rodziny, tych, z którymi była pewna, że łączyły ją więzy krwi.
Iskrząca Burza. Lwia Paszcza. Nagietkowy Wschód. Pajęcza Lilia. Bajkowa Stokrotka. Płomienny Ryk. Piaszczysta Zamieć. Ziębi Trel. Leśny Pożar.
Czarny kocur nie pozostawił namacalnego śladu swego istnienia na skale, nie udało mu się zostać wojownikiem. Żyj jedynie w opowieściach kronikarzy, jednak i w nich nie był nikim ważnym. Czarna Łapa. Wygnaniec.
Trudno było opisać emocje, jakie czuła w tamtej chwili, były jedną wielką sprzecznością. Radość i złość z powodu poznania tożsamości ojca, który nigdy nie był jej ojcem. Rodziców nie mogła sobie wybrać, jednak gdyby to było możliwe, bardzo by chciała.
Nagietkowy Wschód miał rację. Była do czarnego kocura podobna, czy tego chciała czy nie. Błękitne oczy. Częściowo ciemna sierść oraz jej tekstura. Charakterystyczne wywinięty i puchaty ogon. W tamtym momencie w klanie nie było żadnego innego kota, o błękitnych oczach i sierści innej niż ruda. I nikt tak nie denerwował Lwiej Paszczy, jak Czarna Łapa.
– Dobrze cię widzieć Margaretko! Miałam do was zajrzeć. Właśnie skończyłam ... – Do pomieszczenia weszła Czuwająca Salamandra, która dostrzegłszy wyraz pyska szylkretowej kotki umilkła. – Co się stało?
Margaretka była jednym z kotów, nie licząc rodzeństwa córki Obserwującej Gwiazdy, z którym kronikarka potrafiła normalnie rozmawiać, nie rzucając opryskliwych uwag. Prawdopodobnie fakt, że była liderka była ważną osobistością w życiu obu kotek sprawił, że stały się sobie bliższe po jej śmierci i pomagały sobie na wzajem. Być może również domniemane ojcostwo jej brata, Obsmarkanego Kamienia, czyniące w teorii z Margaretki bratanicę Salamandry, miał również na to wpływ.
– Dowiedziałam się kto tak naprawdę jest moim ojcem. – miauknęła niemal od razu, zmuszając się na uśmiech. – Wiedziałam od dawna, że to nie możliwe żebym moim ojcem był twój brat, Obsmarkany Kamień, w końcu ani trochę go nie przypominałam, ale... szczerze bym chciała żeby to on właśnie by był moim tatą. Takim prawdziwym. Chciałabym móc mieć chociaż jednego dobrego rodzica...
Córka Obserwującej Gwiazdy zbliżyła się do Ściany i zajęła miejsce obok Margaretki.
– Jego łapa jest tu odciśnięta?
– N-nie... – Pokręciła głową. – Nie zdołał jej odbić...
Kronikarka o nic więcej nie pytając, przyjrzała się dokładnie wszystkim odciskom pozostawionych przez żyjących, martwych i o losach nieznanych członków Klanu Burzy. Być może kotka starała się odnaleźć w pamięci kota, o którym zdawkowe informacje przedstawiła królowa. Przez chwilę jej źrenice rozszerzyły się, tak jakby coś sobie uświadomiła.
– Mylisz się. Jest. O tutaj. – Podniosła się i wskazała na niewielkich rozmiarów ślad, otoczony przez łapy pozostałych wojowników. Zaskoczona Margaretka podniosła głowę. Widziała do kogo należy ten ślad. I nie był to wcale odcisk Czarnej Łapy. – Nie musiały łączyć was więzy krwi, aby był twoim ojcem.
~~~
Po rozmowie obie kotki wróciły do obozu. Wręcz na samym wejściu wpadła na Króliczą Gwiazdę, który wyglądał na dość przejętego jej nagłym samotnym udaniem się poza obóz. Być może zmartwiona Brzęczka przekazała liderowi wieści o spotkaniu jego partnerki.
– Wszystko jest w porządku. – wtrąciła się kronikarka. – Poprosiłam Margartekowy Zmierzch, aby zobaczyła efekt naszej wspólnej pracy. Myślę, że już jutro Echo i Kruczek będą mogli przetestować salę zabaw. Mają ten przywilej być pierwszymi kociętami, więc ich opinia na pewno będzie ważna i pomocna. Jednak wolałabym, aby za bardzo nie kręcili noskami... – dodała.
Królicza Gwiazda spojrzał się na Margaretkę, licząc na potwierdzenie z jej strony. Nie wiele myśląc, przytaknęła i z uśmiechem na pysku stwierdziła, że jutro wspólnie udadzą się do podziemi. I wtedy też podzieli się z kocurem informacją, którą powiedział jej Nagietek.
Każdy z trójki kotów udał się w swoją stronę, tym razem szylkretka skierowała się prosto do pieńka, w którym znajdowała się kociarnia.
– Właśnie zasnęli. – miauknęła Bajkowa Stokrotka, pod której opieką zostawiła synów, gdy dostrzegła królową w wejściu
– Nie byli zbyt męczący?
– Nie. Z przyjemnością jest mieć małych słuchaczy, którzy wręcz proszą, żebym opowiadała i opowiadała historię – Na pysku kotki wkradł się uśmiech, gdy spojrzała się na wtulone w nią kocięta. – Miła odmiana.
Ruda kotka ostrożnie podniosła się, nie chcąc wybudzić siostrzeńców ze snu, by zwolnić miejsce królowej. Margaretka zajęła miejsce i ogonem przesunęła bliżej siebie kociaki.
– Dziękuję. – szepnęła
– Nie musisz dziękować. Od tego jest rodzina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz