końcówka jesieni
Bardzo wiele się zmieniło. Więcej niż mógł przypuszczać. Życie, mimo powrotu do przeciętnej normalności, zaczęło wydawać mu się cholernie okrutne. Jego najwspanialszy mentor (no, może prawie) ślęczał ledwo żywy w starszyźnie, Firletkowy Płatek została głównym medykiem, a on lada księżyc zostanie jej asystentem.
Kremowy już odruchowo wybierał odpowiednie zioła do ulżenia bólu każdemu z chorych członków Klanu Klifu. Zdecydowanie gorzej szło mu ze słowami. Co miał na to poradzić? Chciał mówić! Dużo! Bywać bezczelnym, mówić jak dzieciak, wolał to zdecydowanie bardziej od powagi ziejącej od połowy dorosłych osobników.
Nie rozumiał, dlaczego starsi członkowie zachowywali się tak poważnie. Tracili życie na myśleniu o pierdołach i ciągłym przejmowaniu się przyszłością. Zamiast czerpać radość z każdego dnia, zachowywali się tak, jakby stracili kocie pięćset plus w postaci kilograma kocimiętki od wydanego na świat gowniaka.
Zastanawiał się nad tym, zajmując się biegunką Drozda, kocura bliskiego zostania wojownikiem. Podał mu mieszankę trybuli i kilku innych roślinek, by młodszy nie odczuwał dyskomfortu z powodu choroby.
- Spokojnie, słodziaku, niedługo to wszystko minie. Jedynie przez kilka następnych dni musisz pić dużo wody, bardzo dużo. Przez.... Sam wiesz... Jak to nazwać, byś nie nabawił się odruchu wymiotnego - mówił Bursztynowa Łapa, machając ogonem z zastanowieniem. - Cóż.... Nie znasz się na budowie kota... Posiadasz taką dziurkę, przez którą leci ci łajno. I z tym łajnem wyleciała woda. I dosyć sporo wody. Twój brzuszek chce wody. Ojej, mógłbym mieć dzieci, bo jeszcze nie zwiałeś ode mnie! A zawsze patrzą się na mnie jak na idiotę i zastanawiają się, w jakim celu nie zamykam jadaczki. Czaisz to?! Jadaczki! - Nieco podniósł głos uczeń. Drozd w odpowiedzi syknął cicho, kuląc się. Jakby się bał. - Chłopie, miej jaja. Ja tak tylko gadam! Jak ty wytrwasz wojnę. Ech, kiedyś to były czasy. Rodzili się prawdziwi wojownicy, a teraz z królowych wychodzą same miękkie buły jak w Klanie Burzy. Cóż, lepsze to niż ci śmierdziele z Klanu Nocy.
- Może... Zajmij się Miętowym Strumieniem. Biegunka Drozda powinna osłabnąć, o ile nie dałeś mu krwawnika - powiedziała Firletkowy Płatek, przyglądając się z uśmieszkiem politowania na własnego ucznia.
- Ale.... Właśnie narzekałem na stare czasy! Ciociu Firletkoooooo, nie niszcz mi monologu życiaaaaaaaaaa - odpowiedział kocur, robiąc ogromne oczy. Nawiązał taką nić porozumienia ze starszą, że zaczął nazywać ją ciocią, kto zabroni takiemu wspaniałemu medykowi jak on? - Zobacz smutek w tych ogromnych, pomarańczowych ślipiach.
- Bursztyn, nie tym razem. Mamy masę roboty. Wiesz o tym doskonale. Dodatkowo, jak skończysz, możesz iść do Sokolego Skrzydła. Podobno chciał coś od ciebie. I przy okazji skończyła mu się kocimiętka.... Znowu - rzekła stanowczo kotka, stając blisko przerażonego Drozda. - Eh... Po co tak się denerwujesz, mały...
- Znowu skończyły mu się ziółka? Aż dziwne... No nic, to lecę do Miętowego Strumienia!
Uczeń udał się dumnym krokiem do rudego kocura, który czekał ze zbolałą miną na ratunek.
- Co ja widzę? Szkło w łapie! Jak wspaniale. Takie łatwe coś po odorze biegunki to wręcz dar od Klanu Gwiazdy! Pochwaleni bądźcie, przodkowie! - miauknął kremowy.
- Łatwe? Wiesz jak to cholernie boli?! - skomentował wysokim tonem głosu Miętek.
- Uwierz, lepsze to niż sraczka. Albo... Wiesz... Są gorsze rzeczy. Nie masz zakażenia, więc żyjesz i.... Przeżyjesz, jeśli udzielę ci odpowiedniego wsparcia... - mówił i mówił, do momentu, gdy rudy nie syknął ze zniecierpliwienia.
- Działaj, bo mi uszy więdną od twojego pierdzielenia o niczym! - warknął Miętowy Strumień.
- To nie jest pierdzielenie! To.... Eeee... Bursztynoterapia! Moja własna, która polega na tym, że przez moje słowa Klan Gwiazdy zsyła łaski kotom, wchodzącym ze mną w interakcję. Im więcej wyrzeknę, tym szybciej wyzdrowiejesz - mówił Bursztynowa Łapa, przy okazji wyjmując szkło z łapy rudego. Eh, jak można żyć z takimi nerwami? Takie osoby umrą wcześniej niż sam kremowy, bo dostaną pierdolca. Coraz mniej rozumiał pewne zachowania członków klanu. Cóż jednak miał począć, jak nie zaakceptować tego w imieniu Klanu Gwiazdy?
Wyjął szkło i zdezynfekował ranę Miętowego Strumienia. Podmuchał miejsce zranienia, by powietrze z jego płuc przyspieszyło gojenie się. Rudy przewrócił oczami.
- Żyję z idiotami - mruknął pod nosem.
- Lepsze to niż życie z Nocniakami. Śmierdzą, jakby w ogóle się nie myli - dodał swoje kilka pazurów Bursztyn. - Wspaniale się ciebie leczyło, lecz muszę udać się do kolejnego pacjenta!
Kremowy radosnym krokiem podszedł do Firletkowego Płatka.
- Wkurzony Miętek ogarnięty! Jak ci idzie z tym biedaczkiem Drozdem? - zapytał się mentorki. Chciał poznać powód do wiecznego strachu, czającego się w umyśle burego.
- Mimo kocimiętki nadal rozgląda się, jakby zobaczył gwiezdnego - westchnęła. - Idź do Sokoła. Sytuacja z chorymi na dzisiaj opanowana.
Bursztynowej Łapie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu wziął do pyska garść kocimiętki i udał się do starszyzny. Od wejścia zauważył leżącego z nieprzyjemnym wyrazem pyska kocura. Medyk podniósł lekko kącik ust widząc swojego dawnego podopiecznego. Kremowy położył cały towar przy starszym od siebie.
- Zioło dostarczone! Bursztynowa Łapa melduje wykonanie zadania! - powiedział uczeń, wykonując salut ogonem.
- Doskonale. Stęskniłem się za wami - odpowiedział Sokole Skrzydło, dotykając nosem kocimiętkę. - Jeszcze nie wracaj do legowiska. Mam dla ciebie ważne zadanie...
- Coś nie tak? Mam podetrzeć zad? A może przynieść mech? Albo opowiedzieć coś o kolorowych chmurkach? Eeee... Mam dużo pomysłów na rozmowę i tak dalej, i tak dalej. Tylko czekam na twoje słowa.... Uleczyłem dzisiaj biegunkę! I wyciągnąłem szkło z łapy. Miętek krzyczał na mnie, jakbym był jakimś koszmarem! Czaisz to? Czaisz?! Jak można na mnie krzyczeć? Od tak? - mówił jak katarynka kremowy.
- Chcę nauczyć cię czegoś nowego. Wiedzę medyczną masz już w małym pazurze, lecz... Pozostała pewna tajemna wiedza, na którą Firletkowy Płatek nie była gotowa.... - mówił Sokole Skrzydło, wcinając się w słowa ucznia.
Bursztynowa Łapa od razu zamilkł, skupiając całą swoją uwagę na dawnym medyku. Pewna. Tajemna. Wiedza. Dla niego. Coś totalnie dla niego. Czuł się jak członek kociej sekty, pozna coś zupełnie innego niż reszta. Będzie wyjątkowy, będzie wyróżniał się swoją wiedzą na tle innych osobników.
Był gotowy, gotowy jak nigdy.
Postawił jedną z łap na ziemi, stanowczo.
- Jestem gotowy. Na wszystko. Ucz mnie, Sokole Skrzydło - miauknął kremowy.
- Zjedz trochę kocimiętki. Wejdziemy w krainę zapomnienia. Przed nami wspaniała podróż - powiedział starszy, podsuwając nosem kilka liści ziółka pod nogi Bursztynowej Łapy.
W taki sposób zaczęła się podróż w świat ćpania.
dalsze ćpanie nastąpi
Wyleczeni: Droździa Łapa, Miętowy Strumień
12 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz