- Pójdziemy teraz na trening? Powiedz, że pójdziemy. Musimy iść na trening, co nie? Proooszęęęęę – wyrzucała z siebie masę słów, skacząc dookoła mentorki, która wydawała się zmęczona samą jej obecnością.
- Mam patrol z rana, a poza tym jest wścieklizna i nie możemy iść same – oznajmiła spokojnie, wymijając czarną i idąc w stronę zbierającej się grupy kotów. – I uspokój się, bo nabawisz się kontuzji i tyle będzie z twojego treningu.
- Ale potem pójdziemy, tak? – Skała znowu do niej doskoczyła, zagradzając jej drogę od reszty – Weźmiemy kogoś jeszcze i razem sobie pójdziemy trenować, prawda? Kogokolwiek, może być na przykład Cisowa Łapa, ale musimy iść, prawda? – mruczała bez przerwy. Piórko wydała z siebie ciche westchnięcie.
- Tak, pójdziemy, a póki co idź się czymś zajmij i daj mi spokój chociaż na parę chwil – rzuciła zirytowana.
- No przecież będziesz miała spokój na patrolu. Stęsknisz się jeszcze za mną – odparła, lekko rozbawiona.
Uczennica miała problem z rozpoznawaniem tego, jak bardzo ktoś inny ma jej dosyć. Jedynie kiwała energicznie głową, bacznie obserwując jak wojowniczka przewraca oczami i dołącza do reszty. Skierowali się w stronę lasu. Kiedy jasny ogon zniknął jej za krzewami, zaczęła się rozglądać, szukając jakiegoś pożytecznego zajęcia. Nie bardzo rozumiała o co chodzi z tymi wściekłymi królikami. Dostała tylko polecenie by ich unikać i nie wychodzić samej z obozu, toteż wyjątkowo postanowiła się słuchać. Nie mogła nikomu podpaść, szczególnie matce, która jako zastępca mogłaby przedłużyć jej trenowanie.
A czarna przecież nie mogła do tego dopuścić! Miała już parę skaz na swej wojowniczej duszy, a gdyby jej brat był mianowany przed nią, trafiłby ją szlak. Poza tym słyszała już historię o uczniach, którzy zostali cofnięci do rangi kociaka. Przecież to byłoby coś okrutnego, gdyby miała znowu siedzieć zamknięta w tej ciasnej norze.
Wpierw rozglądała się za Płonącą Waśnią, na której miała swego rodzaju „obsesję”. Kotki nigdzie nie widziała, toteż zwróciła swój wzrok na najbliższą istotę obok niej. Musiała z kimś porozmawiać, albo chociażby kogoś pozaczepiać, bo inaczej oszaleje na miejscu z powodu samotności i ciszy.
- Co robisz? – bez wahania przystanęła przy rudym kocurze. Dymne Niebo wydawał się zmieszany jej przybyciem, biorąc pod uwagę to, jak bardzo Skała jest zafascynowana jego siostrą.
- Em… Ja będę chyba zaraz szedł z Cisową Łapą na trening… - wymamrotał, wbijając spojrzenie we własne łapy.
- To chyba czy nie? Mówisz tak, jakbyś nie był pewny, czy będziesz iść – skrzywiła się, znudzona jego spokojem.
- Będę szedł na pewno – poprawił się. – Tylko czekam na kogoś jeszcze, bo sami iść nie możemy – wyjaśnił, rozglądając się po obozie. Po jego spojrzeniu można było wywnioskować, iż szuka ucieczki od natrętnej czarnulki.
- Aha. – Zmrużyła oczy. – Jak to jest mieć taką zajębistą siostrę jak Płomień? Pewnie musisz każdego dnia dziękować Klanowi Gwiazd za to, że miałeś szczęście urodzić się jej bratem. W sumie to trochę jesteś w cieniu jej cudowności, ale nic dziwnego, skoro nie masz takiego wdzięku jak ona – paplała bez zastanowienia, wprawiając rudzielca w coraz to większe zakłopotanie.
- Nie masz nic do roboty lepszego? – spytał niepewnie, starając się nie brzmieć na niemiłego.
- A co miałabym robić? Jest ta głupia wścieklizna i muszę czekać, jak moja mentorka wróci z patrolu. Bez sensu – przekręciła oczami i strzepnęła ogonem.
- Nie wiem… - rozejrzał się, a jego wzrok zawiesił się na żłobku. – Może idź do kociarni? Oni tam często czegoś potrzebują, więc… może się przydasz – stwierdził niepewnie, a kiedy ktoś zawołał go z oddali, jak oparzony zerwał się i uciekł od Skały. Ta wpatrywała się w niego przez chwilę w osłupieniu, po czym z braku ciekawszych zajęć – poszła we wskazane miejsce.
W środku zastała tylko jedną kotkę i jej trójkę kociąt. Raniuszkowy Dziób obserwowała z czułością swe dzieci, a kiedy w przejściu pojawiła się nowa istota, spojrzała na nią z mieszaną nieufnością i zainteresowaniem. Skała czuła na sobie wzrok tych małych kulek. I że ona kiedyś też była takim maluszkiem? Dziwne.
- Potrzebujesz czegoś? Nie mam co robić, a ktoś powiedział, że czegoś czasami chcecie, więc przyszłam – oznajmiła bez ładu, na co biała uniosła brew do góry.
- Nie... niczego mi chwilowo nie trzeba. No, może prócz spokoju – stwierdziła, jakby starając się wypędzić stąd kotkę.
Ale nie ze Skałą takie numery. Zrobiła krok, patrząc niepewnie na miejsce, w którym przeżywała swe pierwsze chwile życia.
- Aha. – Czarna usiadła ku niezadowoleniu królowej. – A co ty tak w sumie tu robisz? Całe dnie siedzisz sobie i patrzysz na swoje dzieciaki? – spytała. W głowie myślała o tym, że nigdy nie da się więcej zamknąć w takim ciasnym miejscu.
- Są małe, muszę się nimi opiekować – mruknęła. – Robię to, co każda matka. Opiekuję się nimi, bawię i opowiadam jakieś historyjki – dodała, a kociaki jakby ożywiły się na ostatnie słowo i zaczęły biegać wokół rodzicielki.
- Moja matka się ze mną nie bawiła i nic mi nie opowiadała, więc raczej nie każda – stwierdziła. Nie miała Borsuczemu Krokowi tego za złe, bo przecież i tak dobrze spędziła swoje dzieciństwo na ćwiczeniach do zostania najlepszą wojowniczką. Nie potrzebowała jej uwagi, tym bardziej, iż zawsze wydawało jej się, że ta woli Jastrzębia z ich dwójki. Nie żeby ją to oczywiście raniły, w końcu i tak była lepsza od swojego brata i nikt nie musiał jej tego mówić. Tak po prostu było.
- Bywa. – Raniuszkowy Dziób usiadła i wyprostowała się, jakby chciała swoim wzrostem przepędzić stąd intruza. – Możesz sobie już iść? Muszę się nimi zająć – wskazała łapą na trójkę dzieciaków. Czarna chciała na złość zostać, ale siedzenie w tym miejscu ją nudziło, więc tylko wstała i machnęła z pogardą ogonem.
Ledwo opuściła żłobek, a z lasu spostrzegła wracający patrol. Podekscytowana podbiegła do Pierzastej Mordki.
- Idziemy teraz na trening? Pójdziemy już w końcu? No weź, nie mam co robić, musimy iść! – rzuciła na starcie.
Pointka westchnęła, kierując się w stronę drzewa. Przez dłuższą chwilę ignorowała biegającą dookoła niej uczennicę.
- Daj mi chwilę odpocząć, to wtedy będziemy mogli pójść – oznajmiła. – Widzisz, jakie mam brudne od błota futro? Muszę je wyczyścić.
- Przecież i tak pójdziemy do lasu i znowu będziesz cała w błocie. Nie lepiej ubrudzić się jeszcze bardziej i potem za jednym razem się wymyć? – mruknęła zdziwiona podejściem dorosłej.
- Nie – zbyła ją krótką odpowiedzią.
- A z kim pójdziemy, skoro nie możemy same? – zapytała zaciekawiona, komu dzisiaj będzie mogła zaimponować.
- Z Jastrzębim Podmuchem i twoim bratem. – Wojowniczka przysiadła pod drzewem i zaczęła starannie wylizywać swoje futro. Skała w tym czasie sparaliżowana wpatrywała się w nią.
- Z moim bratem? – wykrztusiła i obejrzała się do tyłu. Widziała go i wiedziała, że musi zrobić coś niesamowitego na tym polowaniu, aby zmazać swoją ostatnią skazę, kiedy dała mu się podejść z zaskoczenia.
- Coś nie tak? Nie ma z kim innym iść, więc to jedyna opcja – mruknęła. Czarna pokręciła przecząco głową.
- Żaden problem, po prostu się… zdziwiłam – odparła tylko i przysiadła przy pointce, która zignorowała ją i zaczęła dalej pielęgnować swoją sierść. Dopiero po jakimś czasie wstała i oznajmiła, że mogą iść na polowanie.
Obie podeszły do czekających już kotów, po czym ruszyli na trening. Skała energicznie kręciła się przy Pierzastej Mordce, starając się ignorować obecność brata i jego mentorki. Idea treningów w parach jej się nie podobała, ale głupia wścieklizna tego wymagała.
Dopiero gdy zatrzymali się w środku lasku, odsunęli się od siebie i każdy zajął się własnymi zadaniami.
Czarna wyjątkowo pilnie słuchała się Pierzastej Mordki. Wiedząc, że niedaleko ćwiczy Jastrząb, czuła motywację, by wszystko robić idealnie. Wpierw ćwiczyli pozycje do walk, proste uderzenia i celność w miejsca, w które najlepiej drapać przeciwnika. Skała miała to do siebie, że zazwyczaj biła łapami na oślep. Dzisiaj postanowiła iść za radą mentorki i bardziej skupiać się na tym, gdzie kieruje swoje ataki.
Zdecydowanie preferowała walkę od polowań. W tym czuła się dobrze i mogła pokazać się z jak najlepszej strony.
Po tym przeszli do jej mniej lubianej części. Ze znalezieniem ofiary nie było problemu, gdyż jej wzrok szybko padł na skaczącego po ziemi wróbelka. Czując na sobie wzrok Piórka, przyczajona z napiętymi mięśniami zbliżyła się i skoczyła na ptaka, zatapiając w nim pazury.
- Cóż, całkiem dobrze, ale wciąż za szybko skaczesz – usłyszała za sobą głos kotki. – Powinnaś podejść jeszcze bliżej, bo to, że dziś ci nie uciekł, nie oznacza, że następnym razem twoja ofiara nie zareaguje, widząc cię skaczącą z takiej odległości – wyjaśniła. – Nie myśl sobie, że będzie stać w miejscu i patrzeć, jak wielka kupa futra leci w jej stronę.
Czarna westchnęła tylko i wstała z piszczką w pysku. Zignorowała uwagę, bo przecież złapała coś i to się liczy.
Poza tym, była z siebie dumna, gdyż każdego dnia coraz bardziej zbliżała się do zostanie wojowniczką.
13 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz