Koty gromadziły się na zgromadzenie. Pszeniczna Łapa należała do tego grona, razem z jej mentorem, Kukułczym Skrzydłem. Dostojny kocur siedział obok niej w milczeniu, jednak jego mowa ciała zdradzała, że jest czujny i uważny, co Pszenica nie do końca rozumiała. Każdy uważał, że noc zgromadzenia jest nocą pokoju, toteż nie było powodu, aby wystrzegać niebezpieczeństwa. Czyżby wojownik bał się ataku jakiegoś drapieżnika? Niepotrzebnie! W obozie było przecież bardzo dużo kotów. Klan Burzy na pewno pokonałby każdego wroga. Nawet przez chwilę nie pomyślała, że może Kukułcze Skrzydło po prostu wyczekuje momentu, w którym jego uczennica znudzi się wyczekiwaniem i postanowi wrócić do spania, nie bacząc na zaplanowany wymarsz.
— Wspólnymi siłami pokonamy lisy, psy i borsuki — zapewniła kotka swojego mentora.
Kukułcze Skrzydło spojrzał na nią spod przymrużonych powiek i kiwnął mądrze głową.
— Oczywiście, że pokonamy. Nie masz się czego bać — odpowiedział rzeczowo.
Pszeniczna Łapa popatrzyła na niego z lekka zdezorientowana. Wydawało jej się, że to on był tutaj tym przestraszonym. Czyżby tak naprawdę martwił się o nią? To było bardzo miłe z jego strony. Kukułcze Skrzydło był miły. Nigdy nie krzyczał na Pszenicę i nie złościł się na nią. Często pokazywał jej też bardzo ciekawe rzeczy. Szkoda tylko, że oczekiwał od Pszenicy, że będzie go naśladować, bo uczennica zdecydowanie bardziej wolała obserwować naukę polowania niż sama polować. Wszyscy mówili, że jest niesamowitym nauczycielem. Kiedyś, gdy Pszenica go o to zapytała, Kukułcze Skrzydło powiedział jej, że nigdy nie miał innych uczniów. Ciekawe czemu? Był bardzo dojrzały, mądry i miły.
— Nadszedł czas, aby wyruszyć. Idziemy, Pszeniczna Łapo. — Poczuła, jak mentor trąca ją łapą w bark. Spojrzała na niego bez żadnej konkretnej emocji w oczach.
— Gdzie?
— Na Bursztynową Wyspę, Pszeniczna Łapo. To tam odbywają się zgromadzenia. Już raz tam byłaś — wyjaśnił Kukułcze Skrzydło.
No tak! Zgromadzenie! Pszenica zdążyła już o tym zapomnieć. Zauważyła, że gromada kotów powoli zaczyna opuszczać obóz, toteż podniosła się i ruszyła za nimi. W sumie, to czemu znowu musiała tam iść? Czy nie wystarczyło, że już jeden raz była na Bursztynowej Wyspie? Była trochę zmęczona i skoro już została tego wieczora powstrzymana przed snem, to przynajmniej zrobiłaby coś nowego i ciekawego. Jakie były na tym świecie ekscytujące czynności do zrobienia zamiast uczestnictwa w zgromadzeniu? Pszeniczna Łapa poczęła wytężać umysł, próbując spisać w głowie wszystkie możliwe opcje.
Mogłaby zostać w legowisku i aż do wschodu słońca patrzeć na ścianę Skruszonego Drzewa. Już dawno zauważyła, że struktura wysokiego pnia jest niepowtarzalna, ponieważ składała się z bardzo harmonijnie ułożonych kamieni. Kamień sam w sobie nie był niczym niezwykłym, jednak drzewo z kamienia? To było coś. Zastanawiała się, czy byłaby w stanie zreplikować Skruszone Drzewo i zbudować Skruszone Drzewo Dwa, jednak aby to zrobić, musiałaby wiedzieć, z ilu kamieni stworzony został oryginał. Stąd też podobała jej się wizja patrzenia na ścianę i liczenia budulca. Parę razy nawet próbowała to zrobić, jednak niestety! Było to niezwykle czasochłonne zajęcie, co więcej, gwar obozu przeszkadzał jej w osiągnięciu totalnego skupienia. Zazwyczaj została zabierana na trening lub na polowanie zanim w ogóle doszła z liczeniem do wysokości piętra, na którym znajdowało się legowisko liderki. Noc zgromadzenia wydawała jej się idealną okazją do wykonania zadania. Obóz był cichy przez dosyć długi czas, co więcej, w środku nocy nikt nie kazałby jej iść na szkolenie.
Zastanowiła się nad tym jednak. Co, jeśli i tak nie zdąży policzyć kamieni? Wizja ta nigdy jej nie martwiła, ponieważ uznawała, że i tak nadarzą się lepsze momenty, lecz w tym momencie przejęła ją trwoga. Może nie ma co tracić czasu? Może lepiej, gdyby Pszenica zaczęła już teraz stopniowo budować Skruszone Drzewo Dwa? Oczywiście, zebranie, powiedzmy, tych kilkuset kamieni i zrobienie wszystkiego za jednym zamachem byłoby o wiele bardziej praktyczne i Pszenica prędko mogłaby skupić się na innych obowiązkach. Z drugiej strony, czy nie lepiej obrócić budowę w repliki w swego rodzaju hobby? Kotka wyobraziła sobie, jak każdego dnia przynosi na swój plac budowy po jednym kamieniu znalezionym na patrolu lub na polowaniu i dokłada go do budowanego drzewa. W tej wersji, zbudowanie Skruszonego Drzewa Dwa stanowiłoby swego rodzaju odskocznię od rzeczywistości, projekt budowany z zapałem serca przez wiele, wiele księżyców… Aż w końcu, pewnego dnia, stara Pszeniczna Gwiazda dołożyłaby do swego dzieła ostatni kamyczek i finalnie zamieszkała w swym pałacu.
Podobała jej się ta wizja i postanowiła wcielić ją w życie. Do tego momentu automatycznie szła za grupą Klanu Burzy, jednak w tłumie prędko oddzieliła się od swego mentora, a jej powolny krok sprawił, że z każdą chwilą coraz bardziej oddalała się od centrum ugrupowania. Nikt więc nie zwrócił szczególnej uwagi gdy w mroku nocy Pszeniczna Łapa najzwyczajniej w świecie skręciła w bok i zniknęła w poszukiwaniu budulca do Skruszonego Drzewa Dwa. Gdy uznała, że jest już w odpowiednim miejscu, rozejrzała się. Kamień, jak to kamień, występuje pospolicie, jednak, ironicznie, niełatwo jest znaleźć taki, który jest odpowiednio duży. Pszenica, gdy zdała sobie sprawę, że nie widzi tu tego, czego szuka, ruszyła przed siebie, cały czas rozglądając się czujnie. Na całe szczęście księżyc błyszczał jasno i kotka widziała wszystko całkiem nieźle, toteż nie martwiła się, że wymarzony duży kamień skryje się w mroku. Dreptała spokojnie, bez pośpiechu, ciesząc się ciszą i zapachami natury. Noc była całkiem chłodna, a wiatr delikatnie bawił się jej futrem.
Szła. I szła nieprzerwanie, w swoim tempie, czasem nagle zmieniając kierunki i zawracając się. I nagle stanęła. Stała tak przez parę chwil, wpatrując się w ciemne łąki Klanu Burzy i wodę widoczną na horyzoncie. Co ona tu robiła? Zdążyła już zapomnieć, jaki był cel jej spaceru. Zmarszczyła brwi, z lekko zdezorientowana, jednak wciąż nietknięta paniką. Myślała intensywnie o tym, co miała zrobić. I przypomniała sobie! Dziś jest noc zgromadzenia i miała iść z Kukułczym Skrzydłem na Bursztynową Wyspę. A skoro w oddali widziała wodę, z pewnością jest już niedaleko. Ponownie zaczęła iść, tym razem żywiołowo i w kierunku brzegu. Zajęło jej to trochę czasu, ale gdy już tam dotarła, zdała sobie sprawę, że Bursztynowa Wyspa wygląda trochę… inaczej. A właściwie to w ogóle nie wygląda, bo na wodzie nie było żadnej wyspy. No cóż, najwyraźniej zgromadzenie dobiegło końca! Pszeniczna Łapa odwróciła się i zawróciła. Jej pierwsza myśl była taka, że powinna wrócić do obozu, jednak po kilku krokach ziewnęła i dopiero zdała sobie sprawę, jak bardzo jest zmęczona. Chłód zaczął dawać jej się we znaki, co więcej, od nieprzerwanego chodzenia czuła w łapkach delikatny ból. Natychmiast porzuciła plan powrotu do domu i rozejrzała się, a gdy dostrzegła w oddali drzewa, truchcikiem pognała w ich kierunku. Znajdzie tam jakieś schronienie, prześpi się, a do obozu wróci już wypoczęta.
— Wspólnymi siłami pokonamy lisy, psy i borsuki — zapewniła kotka swojego mentora.
Kukułcze Skrzydło spojrzał na nią spod przymrużonych powiek i kiwnął mądrze głową.
— Oczywiście, że pokonamy. Nie masz się czego bać — odpowiedział rzeczowo.
Pszeniczna Łapa popatrzyła na niego z lekka zdezorientowana. Wydawało jej się, że to on był tutaj tym przestraszonym. Czyżby tak naprawdę martwił się o nią? To było bardzo miłe z jego strony. Kukułcze Skrzydło był miły. Nigdy nie krzyczał na Pszenicę i nie złościł się na nią. Często pokazywał jej też bardzo ciekawe rzeczy. Szkoda tylko, że oczekiwał od Pszenicy, że będzie go naśladować, bo uczennica zdecydowanie bardziej wolała obserwować naukę polowania niż sama polować. Wszyscy mówili, że jest niesamowitym nauczycielem. Kiedyś, gdy Pszenica go o to zapytała, Kukułcze Skrzydło powiedział jej, że nigdy nie miał innych uczniów. Ciekawe czemu? Był bardzo dojrzały, mądry i miły.
— Nadszedł czas, aby wyruszyć. Idziemy, Pszeniczna Łapo. — Poczuła, jak mentor trąca ją łapą w bark. Spojrzała na niego bez żadnej konkretnej emocji w oczach.
— Gdzie?
— Na Bursztynową Wyspę, Pszeniczna Łapo. To tam odbywają się zgromadzenia. Już raz tam byłaś — wyjaśnił Kukułcze Skrzydło.
No tak! Zgromadzenie! Pszenica zdążyła już o tym zapomnieć. Zauważyła, że gromada kotów powoli zaczyna opuszczać obóz, toteż podniosła się i ruszyła za nimi. W sumie, to czemu znowu musiała tam iść? Czy nie wystarczyło, że już jeden raz była na Bursztynowej Wyspie? Była trochę zmęczona i skoro już została tego wieczora powstrzymana przed snem, to przynajmniej zrobiłaby coś nowego i ciekawego. Jakie były na tym świecie ekscytujące czynności do zrobienia zamiast uczestnictwa w zgromadzeniu? Pszeniczna Łapa poczęła wytężać umysł, próbując spisać w głowie wszystkie możliwe opcje.
Mogłaby zostać w legowisku i aż do wschodu słońca patrzeć na ścianę Skruszonego Drzewa. Już dawno zauważyła, że struktura wysokiego pnia jest niepowtarzalna, ponieważ składała się z bardzo harmonijnie ułożonych kamieni. Kamień sam w sobie nie był niczym niezwykłym, jednak drzewo z kamienia? To było coś. Zastanawiała się, czy byłaby w stanie zreplikować Skruszone Drzewo i zbudować Skruszone Drzewo Dwa, jednak aby to zrobić, musiałaby wiedzieć, z ilu kamieni stworzony został oryginał. Stąd też podobała jej się wizja patrzenia na ścianę i liczenia budulca. Parę razy nawet próbowała to zrobić, jednak niestety! Było to niezwykle czasochłonne zajęcie, co więcej, gwar obozu przeszkadzał jej w osiągnięciu totalnego skupienia. Zazwyczaj została zabierana na trening lub na polowanie zanim w ogóle doszła z liczeniem do wysokości piętra, na którym znajdowało się legowisko liderki. Noc zgromadzenia wydawała jej się idealną okazją do wykonania zadania. Obóz był cichy przez dosyć długi czas, co więcej, w środku nocy nikt nie kazałby jej iść na szkolenie.
Zastanowiła się nad tym jednak. Co, jeśli i tak nie zdąży policzyć kamieni? Wizja ta nigdy jej nie martwiła, ponieważ uznawała, że i tak nadarzą się lepsze momenty, lecz w tym momencie przejęła ją trwoga. Może nie ma co tracić czasu? Może lepiej, gdyby Pszenica zaczęła już teraz stopniowo budować Skruszone Drzewo Dwa? Oczywiście, zebranie, powiedzmy, tych kilkuset kamieni i zrobienie wszystkiego za jednym zamachem byłoby o wiele bardziej praktyczne i Pszenica prędko mogłaby skupić się na innych obowiązkach. Z drugiej strony, czy nie lepiej obrócić budowę w repliki w swego rodzaju hobby? Kotka wyobraziła sobie, jak każdego dnia przynosi na swój plac budowy po jednym kamieniu znalezionym na patrolu lub na polowaniu i dokłada go do budowanego drzewa. W tej wersji, zbudowanie Skruszonego Drzewa Dwa stanowiłoby swego rodzaju odskocznię od rzeczywistości, projekt budowany z zapałem serca przez wiele, wiele księżyców… Aż w końcu, pewnego dnia, stara Pszeniczna Gwiazda dołożyłaby do swego dzieła ostatni kamyczek i finalnie zamieszkała w swym pałacu.
Podobała jej się ta wizja i postanowiła wcielić ją w życie. Do tego momentu automatycznie szła za grupą Klanu Burzy, jednak w tłumie prędko oddzieliła się od swego mentora, a jej powolny krok sprawił, że z każdą chwilą coraz bardziej oddalała się od centrum ugrupowania. Nikt więc nie zwrócił szczególnej uwagi gdy w mroku nocy Pszeniczna Łapa najzwyczajniej w świecie skręciła w bok i zniknęła w poszukiwaniu budulca do Skruszonego Drzewa Dwa. Gdy uznała, że jest już w odpowiednim miejscu, rozejrzała się. Kamień, jak to kamień, występuje pospolicie, jednak, ironicznie, niełatwo jest znaleźć taki, który jest odpowiednio duży. Pszenica, gdy zdała sobie sprawę, że nie widzi tu tego, czego szuka, ruszyła przed siebie, cały czas rozglądając się czujnie. Na całe szczęście księżyc błyszczał jasno i kotka widziała wszystko całkiem nieźle, toteż nie martwiła się, że wymarzony duży kamień skryje się w mroku. Dreptała spokojnie, bez pośpiechu, ciesząc się ciszą i zapachami natury. Noc była całkiem chłodna, a wiatr delikatnie bawił się jej futrem.
Szła. I szła nieprzerwanie, w swoim tempie, czasem nagle zmieniając kierunki i zawracając się. I nagle stanęła. Stała tak przez parę chwil, wpatrując się w ciemne łąki Klanu Burzy i wodę widoczną na horyzoncie. Co ona tu robiła? Zdążyła już zapomnieć, jaki był cel jej spaceru. Zmarszczyła brwi, z lekko zdezorientowana, jednak wciąż nietknięta paniką. Myślała intensywnie o tym, co miała zrobić. I przypomniała sobie! Dziś jest noc zgromadzenia i miała iść z Kukułczym Skrzydłem na Bursztynową Wyspę. A skoro w oddali widziała wodę, z pewnością jest już niedaleko. Ponownie zaczęła iść, tym razem żywiołowo i w kierunku brzegu. Zajęło jej to trochę czasu, ale gdy już tam dotarła, zdała sobie sprawę, że Bursztynowa Wyspa wygląda trochę… inaczej. A właściwie to w ogóle nie wygląda, bo na wodzie nie było żadnej wyspy. No cóż, najwyraźniej zgromadzenie dobiegło końca! Pszeniczna Łapa odwróciła się i zawróciła. Jej pierwsza myśl była taka, że powinna wrócić do obozu, jednak po kilku krokach ziewnęła i dopiero zdała sobie sprawę, jak bardzo jest zmęczona. Chłód zaczął dawać jej się we znaki, co więcej, od nieprzerwanego chodzenia czuła w łapkach delikatny ból. Natychmiast porzuciła plan powrotu do domu i rozejrzała się, a gdy dostrzegła w oddali drzewa, truchcikiem pognała w ich kierunku. Znajdzie tam jakieś schronienie, prześpi się, a do obozu wróci już wypoczęta.
***
Gdy Pszeniczna Łapa obudziła się, towarzyszyło jej niemałe zdziwienie. Była w miejscu, w którym jeszcze nigdy się nie budziła - we wglębieniu między korzeniami jakiegoś drzewa. W swoim dotychczasowym życiu spała jedynie w kociarni i legowisku uczniów. Gdyby miała ocenić te wszystkie trzy miejsca, jej obecne łoże zdecydowanie wylądowałoby na szarym końcu. Patyki uwierały ją w ciało, a od zimna pociągała nosem. Co więcej, w jej zasięgu wzroku nie było stosika ze zwierzyną, a głód dawał jej się we znaki.
Wstała, otrzepała się i przeciągnęła intensywnie. Niestety, podczas treningu nie zdołała opanować umiejętności polowania. Zawsze rozpraszała się w trakcie poszukiwania zwierzyny, a gdy już udało jej się coś namierzyć, po prostu nie była w stanie tego złapać. Było zbyt wiele czynników, na które musiała uważać - jeśli udało jej się zachować odpowiednią pozycję, to przez przypadek wchodziła prosto w najbardziej szeleszczące liście, a jeśli nie płoszyła zwierzyny hałasem, to zapominała ustawić się pod wiatr i jej zapach wpadał prosto w nozdrza niedoszłej piszczki. Zresztą, po co w ogóle miała polować? Obóz jej klanu obfitował w jedzenie, a gdy akurat była w terenie, mogła po prostu wygrzebać z ziemi coś złapanego przez jej kolegów z legowiska. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że z perspektywy innych kotów jest balastem dla swojego klanu i wielu jego członków zapewne uważa ją za darmozjada.
Skupiła się na poszukiwaniu jedzenia. Nie rozróżniała zapachów zbyt dobrze, ale nawet ktoś taki jak Pszenica dalej posiadał instynkty i kotka nie była w stanie zignorować zapachu krwi i mięsa, który poczuła. Niewiele myśląc ruszyła w jego kierunku, na początku trochę niezgrabnie, dalej zaspana i obolała, z czasem coraz bardziej żywiołowo. Zwolniła dopiero, gdy zobaczyła przed sobą kota, w jego pysku świeżą piszczkę. Poczuła też zapach, który wskazywał, że ma do czynienia z kotką, na dodatek z obcego klanu! Stanęła jak wyryta. Czyż nie uczono jej, że koty z innych klanów to w najlepszym przypadku rywale, a w najgorszym zaprzysięgli wrogowie? Czy powinna teraz rzucić się do walki? A może powinna uciekać do obozu i powiedzieć wszystkim, że widziała wroga? Nieznajoma schyliła się i schowała złapaną mysz pod stertą opadłych liści. Pszeniczna Łapa natychmiast zapomniała o swoich przemyśleniach, wyłoniła się z zarośli i stanęła mniej więcej parę lisich długości przed kotką, która chyba dopiero teraz zdała sobie sprawę z jej obecności. Uniosła brwi w zaskoczeniu i ruszyła zdecydowanym krokiem w kierunku uczennicy.
— Hej! Chyba się nie znamy?! — wykrzyknęła.
Pszenica również zaczęła iść. Kotki były coraz bliżej siebie, ale w momencie, w którym nieznajoma zatrzymała się, zapewne w oczekiwaniu na spotkanie w cztery oczy, uczennica najzwyczajniej w świecie wyminęła ją, podeszła do miejsca, z którego dobiegał apetyczny zapach i wygrzebała spod liści upolowaną mysz. Druga kotka zdążyła jedynie wydać z siebie zdezorientowane “hę” nim Pszenica zaczęła konsumpcję.
Była bardzo dobra! Ale smakowała odrobinę inaczej niż myszy, które jadła. Może to wcale nie była mysz? Pszeniczna Łapa domyśliła się już, że pewnie jest na terenach obcego klanu. Może w innych klanach mają inne myszy? W jej głowie zrodził się pomysł kulinarnej wycieczki po terenach wszystkich klanów w celu skonsumowania lokalnych mięs. Słyszała, że niektóre koty nie jedzą królików, ale za to jedzą ryby, a nawet kraby! Chętnie zjadłaby kraba.
W czasie, w którym jadła, nieznajoma podeszła do niej. Cały czas obserwowała ją z wyrazem pyska, który można było nazwać jedynie czystym osłupieniem.
— Co… co ty robisz? — spytała.
— Jem.
Niemądre pytanie dotyczące oczywistej sytuacji, które spotkało się z krótką i zwięzłą odpowiedzią. Pszenica czasem podziwiała siebie za cierpliwość w stosunku do innych kotów i ich brak umiejętności obserwatorskich…
— Pachniesz Klanem Burzy… Kim ty jesteś? Nie powinnaś jeść zwierzyny z terenów innego klanu! — kotka dalej ciągnęła wątek. W sumie to rzeczywiście, nie przedstawiła się.
— Jestem Pszeniczna Łapa — odpowiedziała Pszeniczna Łapa. Z tymi słowami przełknęła ostatni kęs myszy, oblizała się, po czym usiadła, prezentując swoje rozczochrane, pobrudzone paproszkami futro. — Chętnie zjem teraz kraba. — Wstała, oblizała się jeszcze raz i zaczęła szukać krabów. Gdzie mogą przebywać kraby? To podobno morskie zwierzęta. Czy Bursztynowa Wyspa nie znajduje się na morzu? Ach… Może jednak powinna była iść na to zgromadzenie. Może znalazłaby kraba.
<Kazarko?>
[1749 słów]
[1749 słów]
[przyznano 35%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz