Dzień, w którym jej dotychczasowe życie zapadło się jeszcze bardziej, wcale nie był brzydki, jak by sobie tego życzyła. Pomimo pory opadających liści, słońce postanowiło wyjątkowo rozświetlić ziemię i mimo iż wrzosami oraz trawami targał silny, zimny wiatr, tak nie naruszało to wizji ładnej pogody. W dodatku, jak na dobitkę, sam środek obozu był dość dobrze osłonięty przed zimnymi podmuchami, przez co zdawać by się mogło, że jest to zwyczajny, ładny dzień, podczas którego nie może się wydarzyć nic złego. I w tym też dniu, Kwiecista Łapa dogłębnie znienawidziła słońce. Siedziała przed Skruszoną Wieżą z pyskiem zadartym do góry, patrząc posępnym wzrokiem na Obserwującą Gwiazdę, która to pojawiła się w oknie, patrząc na nią, zdawało się, niezbyt zadowolonym spojrzeniem. Z czego dokładniej to niezadowolenie wynikało, tego Kwitka nie wiedziała, niemniej, odbierała je personalnie. I co się patrzysz purchawo denta, kota z klanu nigdy nie widziałaś? Doskonale widać było i czuć, że lilowa nie jest szczególnie szczęśliwa, mierząc otoczenie z dystansem, jakby cała jej osoba mówiła ,,Zgodziłam się na to, ale wbrew sobie". Jej rodzina była już obecna, zapewniając jakieś wsparcie, jednak Kniejka nie potrzebowała w tej chwili pocieszającego klepnięcia po plecach, ani wzroku mówiącego, że wszystko będzie dobrze. Chociaż... może jednak? Zerknęła w ich stronę przelotnie, zaraz znów odwracając wzrok. W końcu Obserwująca przeniosła swoje ślepia z uczennicy na resztę klanu, zabierając głos. Najpierw coś tłumaczyła, mamlała jęzorem, sprowadzając do tego, że cała uwaga skupiona była na Kwitce i o ile zazwyczaj jej to nie przeszkadzało, tak teraz uznała to za upierdliwe. Już i tak wszyscy wiedzieli o jej aktualnym stanie, znali przyczynę, plotki rozchodzą się tutaj w mgnieniu oka. Po co jeszcze posyłać w jej stronę jakieś zaciekawione spojrzenia? Lub szepty wypełnione litością? Pomimo wosku w uszach, kotka poruszyła nerwowo uchem, starając się ignorować te wszystkie komentarze, które pewnie rozbrzmią głośniej po zakończeniu czegoś, co można nazwać ceremonią.
- (...) zmieniając ścieżkę szkolenia na przewodnika. Od dzisiaj, twoim treningiem zajmie się Cykoriowy Pyłek. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę. - Na tym zebranie się zakończyło. I podobnie jak za pierwszym razem, kotka nie miała zamiaru stykać się nosem z nowym mentorem, jednak częściowo z innych przyczyn. Zerknęła jeszcze w stronę Obsmarkanego Kamienia, jedynie krzyżując się z nim wzrokiem. Może kiedyś cieszyłaby się ze zmiany mentora. Teraz natomiast, zauważyła, że poczuła całe nic. Jakby wydarzenie to kompletnie nie miało dla niej znaczenia.
- Nie kłopocz się ze stykaniem nosa - rzuciła w stronę Cykorii, przenosząc na niego swój wzrok, gdy do niej podszedł - Po prostu chodźmy - Zakończyła, gotowa do opuszczenia obozu.
Jakby się tak bardziej zastanowić, wcale nie było źle. Nie przeszkadzała jej samotność czy chłód, podczas spania w tunelach, czy przemieszczania się po nich. Zdążyła zrobić sobie małe gniazdko w szerszym miejscu blisko obozu, czy też raczej pod nim. I chociaż w dzień była rzadko widywana, jakby do klanu w ogóle nie należała, tak musiała jeszcze powypełniać swoje obowiązki, pokroju zapolowania, oznaczenia granic, czy... czegoś podobnego. W ten sposób, trafiła do kociarni. Najmniej ulubionego miejsca ze wszystkich dostępnych. Dzieciaki były nieprzewidywalne, darły się w najmniej odpowiednim momencie i przypominały trochę bardziej szczury niż kota. Dostała jednak proste polecenie wymienienia mchu w tym legowisku, więc zadanie trzeba było zrobić, nie ważne z jak bardzo znudzoną miną weszła pod pień.
- O, Kwiecista Łapo, przyszłaś wymienić mech? Przesunąć ci się trochę? - dało się słyszeć głos Ognistej Piękności, której to kotka wpierw kiwnęła głową na powitanie, a potem pokręciła przecząco. Da sobie radę. Położyła to co miała na kupce, zaraz potem wychodząc ze żłobka, tylko po to, by wrócić z kolejną porcją mchu. Kotka nie przepadała za chodzeniem ciągle w te i z powrotem, więc starała się zataszczyć ze sobą tyle mchu, ile mogła. Dlatego też, wyciągała go nawet z ogona. Mech oczywiście wcześniej był osuszany. Przecież nie będzie wykładać legowiska matek czymś mokrym. Dodatkowo znaleźć tu można było puszki od ostów oraz pierze, które będą robić za wykończenie. Kniejka myślała również, by urozmaicić legowiska puchem z królików, jednak na chwilę obecną żadnego niestety nie było w obozie. Ognista Piękność zdawała się być znużona własnym mruczeniem, powoli usypiając. Tak więc, nie patrząc zbytnio na otoczenie, Kniejka zajęła się pracą. A żeby mieć odpowiednie miejsce pracy, trzeba było najpierw wszystko uprzątnąć, wliczając w to rude szczurki, które obecnie jako jedyne były w żłobku. Mechanicznym ruchem więc chwyciła za kark kociaka, który był najbliżej i najbardziej przeszkadzał na chwilę obecną, by przenieść go trochę na bok. Malec wydał z siebie wpierw zaskoczone piśnięcie i chociaż samo przenoszenie trwało dwa kroki, a przez cały ten czas panowała cisza, tak kiedy Knieja spojrzała na pysk dzieciaka po jego odstawieniu, dostrzec mogła malujące się na nim niezadowolenie. Jakby rudzielec chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymywał.
- Jakiś problem? - spytała, chwilę później zadając sobie pytanie, czemu marnuje czas na rozmowę z dzieckiem.
- (...) zmieniając ścieżkę szkolenia na przewodnika. Od dzisiaj, twoim treningiem zajmie się Cykoriowy Pyłek. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę. - Na tym zebranie się zakończyło. I podobnie jak za pierwszym razem, kotka nie miała zamiaru stykać się nosem z nowym mentorem, jednak częściowo z innych przyczyn. Zerknęła jeszcze w stronę Obsmarkanego Kamienia, jedynie krzyżując się z nim wzrokiem. Może kiedyś cieszyłaby się ze zmiany mentora. Teraz natomiast, zauważyła, że poczuła całe nic. Jakby wydarzenie to kompletnie nie miało dla niej znaczenia.
- Nie kłopocz się ze stykaniem nosa - rzuciła w stronę Cykorii, przenosząc na niego swój wzrok, gdy do niej podszedł - Po prostu chodźmy - Zakończyła, gotowa do opuszczenia obozu.
◃―‧▫☽﹡❇﹡☾▫‧―▹
Jakby się tak bardziej zastanowić, wcale nie było źle. Nie przeszkadzała jej samotność czy chłód, podczas spania w tunelach, czy przemieszczania się po nich. Zdążyła zrobić sobie małe gniazdko w szerszym miejscu blisko obozu, czy też raczej pod nim. I chociaż w dzień była rzadko widywana, jakby do klanu w ogóle nie należała, tak musiała jeszcze powypełniać swoje obowiązki, pokroju zapolowania, oznaczenia granic, czy... czegoś podobnego. W ten sposób, trafiła do kociarni. Najmniej ulubionego miejsca ze wszystkich dostępnych. Dzieciaki były nieprzewidywalne, darły się w najmniej odpowiednim momencie i przypominały trochę bardziej szczury niż kota. Dostała jednak proste polecenie wymienienia mchu w tym legowisku, więc zadanie trzeba było zrobić, nie ważne z jak bardzo znudzoną miną weszła pod pień.
- O, Kwiecista Łapo, przyszłaś wymienić mech? Przesunąć ci się trochę? - dało się słyszeć głos Ognistej Piękności, której to kotka wpierw kiwnęła głową na powitanie, a potem pokręciła przecząco. Da sobie radę. Położyła to co miała na kupce, zaraz potem wychodząc ze żłobka, tylko po to, by wrócić z kolejną porcją mchu. Kotka nie przepadała za chodzeniem ciągle w te i z powrotem, więc starała się zataszczyć ze sobą tyle mchu, ile mogła. Dlatego też, wyciągała go nawet z ogona. Mech oczywiście wcześniej był osuszany. Przecież nie będzie wykładać legowiska matek czymś mokrym. Dodatkowo znaleźć tu można było puszki od ostów oraz pierze, które będą robić za wykończenie. Kniejka myślała również, by urozmaicić legowiska puchem z królików, jednak na chwilę obecną żadnego niestety nie było w obozie. Ognista Piękność zdawała się być znużona własnym mruczeniem, powoli usypiając. Tak więc, nie patrząc zbytnio na otoczenie, Kniejka zajęła się pracą. A żeby mieć odpowiednie miejsce pracy, trzeba było najpierw wszystko uprzątnąć, wliczając w to rude szczurki, które obecnie jako jedyne były w żłobku. Mechanicznym ruchem więc chwyciła za kark kociaka, który był najbliżej i najbardziej przeszkadzał na chwilę obecną, by przenieść go trochę na bok. Malec wydał z siebie wpierw zaskoczone piśnięcie i chociaż samo przenoszenie trwało dwa kroki, a przez cały ten czas panowała cisza, tak kiedy Knieja spojrzała na pysk dzieciaka po jego odstawieniu, dostrzec mogła malujące się na nim niezadowolenie. Jakby rudzielec chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymywał.
- Jakiś problem? - spytała, chwilę później zadając sobie pytanie, czemu marnuje czas na rozmowę z dzieckiem.
<Pożar?>
[789 słów]
[przyznano 16%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz