- Chodź.
Powiedziała to tylko raz. Z jej pyska padło zaledwie jedno słowo, a w głowie rudego kociaka wyraz ten powtórzył się kilkakrotnie, z każdym razem pozostawiając po sobie coraz to głośniejszy efekt echa. Z pewnością kogoś mogłaby rozbawić aluzja do imienia jego siostry, jednakże on był w tym momencie śmiertelnie przerażony.
- M-musim-my t-tam i-i-iść? – wydukał roztrzęsiony, mrużąc oczy, byleby uniknąć zbędnych łez. Zewnętrzny świat wydawał mu się wielki, paskudny i… zbyt otwarty. Przewidywał, że jeśli wystawi łapę spoza żłobka, od razu zostanie poddany ocenie przez starsze koty. Nie mógł nawet stwierdzić, w jakiej kategorii mieliby go krytykować. Potrafił tylko wmawiać sobie, że cokolwiek się nie wydarzy, zostanie opisany w jak najgorszych słowach. Skulił się mocniej, niemalże brzuchem dotykając ziemi, a czubkiem nosa musnął przednie łapki. – J-j-ja chyb-ba n-nie chc-cę…
- Nie musimy – zaczęła, używając do tego całkiem spokojnego tonu głosu – a pewnie nawet nie możemy, według prawa dorosłych – doprecyzowała, spoglądając na różnorodne dzieje po drugiej stronie przejścia. W oczach szylkretki tkwiły iskierki zainteresowania, podczas gdy Rudzik wpatrywał się w jej reakcje ze strachem w ślepiach. Na moment stracił oddech, czując chłód na całym ciele.
- N-nie i-idź n-nigdzie, p-prroszę – wykrztusił, posyłając jej błagalne spojrzenie. – M-może s-stać ci się t-tam tam k-krzywd-da, c-coś coś c-cie zje, a-albo albo z-zabierze i j-już już n-nie o-odda. – Możliwości wymieniał powoli, starając się zaprzestać tym ciągłym zacięciom i powtarzaniem nieustanie losowych wyrazów. Przy dłuższych wypowiedziach potrafił szybko zgubić wątek planowanej przemowy, więc potrafił zatrzymać się i używać jednego słowa tak długo, dopóki nie wymyśli ciągu dalszego zdania.
- Chciałabym pomóc mamie – oznajmiła nagle, cicho wzdychając. Rudy przywykł to tego, że nie mówiła głośno. Dla niego była to nawet dobra sprawa, gdyż nie musiał przejmować się krzykami ze strony siostry.
- A-ale m-mama mama jest d-dorosła i u-umie s-sobie r-radzić w w tym s-strasznym ś-świecie – odparł, patrząc ukradkiem na ojca. Spał.
Ale dlaczego akurat teraz? Kociak potrzebował zatrzymać szylkretke w środku, a nie szło mu to i tylko liliowy point mógłby mu w tym momencie pomóc. Niestety chwilowo był niedostępny.
- Zawsze wraca zmęczona, na pewno ma za dużo pracy i przydałby się jej ktoś do pomocy. – Echo upierała się przy swojej racji i nagle po prostu wyszła. Bez jakichkolwiek ostrzeżeń. Zniknęła z jego pola widzenia, a kiedy gwałtownie rzucił się w jej stronę, wywrócił się o własną łapę i wylądował pyskiem w piachu. Tylko na moment uchylił powiekę, by zobaczyć, jak plamiasty ogon znika z tej bezpiecznej strefy.
Od razu zamknął oczy, odkrywając, iż drobinki gleby wpadły mu do ślepi. Miał ochotę wybuchnąć płaczem, ale tylko pociągnął nosem i dźwignął się na chuderlawych nóżkach. Przełknął ślinę, czując, jak gula rozpaczy utyka mu w przełyku. Czy właśnie stracił siostrę?
Owszem, miał jeszcze z rodzeństwa Rzeczkę, ale to była inna sprawa. Kotki przecież też potrzebował.
Starał się myśleć racjonalnie. Wiedział, że jeśli teraz wyjdzie, to jeszcze ją spotka i wciągnie do środka z powrotem. A raczej spróbuje ją po prostu przekonać, by sama grzecznie zawróciła. Spiął na moment wszystkie mięśnie, po czym rozluźnił się i spojrzał hardo w stronę przejścia.
- N-n-nie b-boję s-się c-ciebie – wydukał, ruszając. Kiedy poczuł na sierści powiew wiatru, miał ochotę zawrócić. Do jego nozdrzy dochodziło wiele różnych zapachów, a wszystkie przynosiły mu na myśl złe rzeczy. Otrząsnął się i postawił łapę na skraju wyjścia.
To przecież nie było trudne. Wiele kociaków wymykało się spod oczu rodziców, więc dlaczego akurat go musiało coś powstrzymywać? Nie rozumiał tego i nawet nie wiedział, czy chce.
Coś go pchnęło, jakiś impuls. Po prostu przekroczył próg, a kiedy znalazł się w nieznanej mu okolicy, upadł na ziemię i zwinął się w ciasną kulkę. Strach go sparaliżował, nie był w stanie się ruszyć. Czekał, aż coś go dopadnie, rozszarpie i zniszczy, a jedyne co po nim zostanie, to tęsknota wśród bliskich.
- Rudziku, dałeś radę! - Usłyszał nad głową cichy szept siostry. Na moment podniósł na nią wzrok. Żyła i miała się dobrze. Wydawała się nawet zadowolona z jego czynu.
- B-błagam c-cię, w-wracajmy.
Tylko to powiedział, po czym znowu ukrył łeb pod łapą.
Powiedziała to tylko raz. Z jej pyska padło zaledwie jedno słowo, a w głowie rudego kociaka wyraz ten powtórzył się kilkakrotnie, z każdym razem pozostawiając po sobie coraz to głośniejszy efekt echa. Z pewnością kogoś mogłaby rozbawić aluzja do imienia jego siostry, jednakże on był w tym momencie śmiertelnie przerażony.
- M-musim-my t-tam i-i-iść? – wydukał roztrzęsiony, mrużąc oczy, byleby uniknąć zbędnych łez. Zewnętrzny świat wydawał mu się wielki, paskudny i… zbyt otwarty. Przewidywał, że jeśli wystawi łapę spoza żłobka, od razu zostanie poddany ocenie przez starsze koty. Nie mógł nawet stwierdzić, w jakiej kategorii mieliby go krytykować. Potrafił tylko wmawiać sobie, że cokolwiek się nie wydarzy, zostanie opisany w jak najgorszych słowach. Skulił się mocniej, niemalże brzuchem dotykając ziemi, a czubkiem nosa musnął przednie łapki. – J-j-ja chyb-ba n-nie chc-cę…
- Nie musimy – zaczęła, używając do tego całkiem spokojnego tonu głosu – a pewnie nawet nie możemy, według prawa dorosłych – doprecyzowała, spoglądając na różnorodne dzieje po drugiej stronie przejścia. W oczach szylkretki tkwiły iskierki zainteresowania, podczas gdy Rudzik wpatrywał się w jej reakcje ze strachem w ślepiach. Na moment stracił oddech, czując chłód na całym ciele.
- N-nie i-idź n-nigdzie, p-prroszę – wykrztusił, posyłając jej błagalne spojrzenie. – M-może s-stać ci się t-tam tam k-krzywd-da, c-coś coś c-cie zje, a-albo albo z-zabierze i j-już już n-nie o-odda. – Możliwości wymieniał powoli, starając się zaprzestać tym ciągłym zacięciom i powtarzaniem nieustanie losowych wyrazów. Przy dłuższych wypowiedziach potrafił szybko zgubić wątek planowanej przemowy, więc potrafił zatrzymać się i używać jednego słowa tak długo, dopóki nie wymyśli ciągu dalszego zdania.
- Chciałabym pomóc mamie – oznajmiła nagle, cicho wzdychając. Rudy przywykł to tego, że nie mówiła głośno. Dla niego była to nawet dobra sprawa, gdyż nie musiał przejmować się krzykami ze strony siostry.
- A-ale m-mama mama jest d-dorosła i u-umie s-sobie r-radzić w w tym s-strasznym ś-świecie – odparł, patrząc ukradkiem na ojca. Spał.
Ale dlaczego akurat teraz? Kociak potrzebował zatrzymać szylkretke w środku, a nie szło mu to i tylko liliowy point mógłby mu w tym momencie pomóc. Niestety chwilowo był niedostępny.
- Zawsze wraca zmęczona, na pewno ma za dużo pracy i przydałby się jej ktoś do pomocy. – Echo upierała się przy swojej racji i nagle po prostu wyszła. Bez jakichkolwiek ostrzeżeń. Zniknęła z jego pola widzenia, a kiedy gwałtownie rzucił się w jej stronę, wywrócił się o własną łapę i wylądował pyskiem w piachu. Tylko na moment uchylił powiekę, by zobaczyć, jak plamiasty ogon znika z tej bezpiecznej strefy.
Od razu zamknął oczy, odkrywając, iż drobinki gleby wpadły mu do ślepi. Miał ochotę wybuchnąć płaczem, ale tylko pociągnął nosem i dźwignął się na chuderlawych nóżkach. Przełknął ślinę, czując, jak gula rozpaczy utyka mu w przełyku. Czy właśnie stracił siostrę?
Owszem, miał jeszcze z rodzeństwa Rzeczkę, ale to była inna sprawa. Kotki przecież też potrzebował.
Starał się myśleć racjonalnie. Wiedział, że jeśli teraz wyjdzie, to jeszcze ją spotka i wciągnie do środka z powrotem. A raczej spróbuje ją po prostu przekonać, by sama grzecznie zawróciła. Spiął na moment wszystkie mięśnie, po czym rozluźnił się i spojrzał hardo w stronę przejścia.
- N-n-nie b-boję s-się c-ciebie – wydukał, ruszając. Kiedy poczuł na sierści powiew wiatru, miał ochotę zawrócić. Do jego nozdrzy dochodziło wiele różnych zapachów, a wszystkie przynosiły mu na myśl złe rzeczy. Otrząsnął się i postawił łapę na skraju wyjścia.
To przecież nie było trudne. Wiele kociaków wymykało się spod oczu rodziców, więc dlaczego akurat go musiało coś powstrzymywać? Nie rozumiał tego i nawet nie wiedział, czy chce.
Coś go pchnęło, jakiś impuls. Po prostu przekroczył próg, a kiedy znalazł się w nieznanej mu okolicy, upadł na ziemię i zwinął się w ciasną kulkę. Strach go sparaliżował, nie był w stanie się ruszyć. Czekał, aż coś go dopadnie, rozszarpie i zniszczy, a jedyne co po nim zostanie, to tęsknota wśród bliskich.
- Rudziku, dałeś radę! - Usłyszał nad głową cichy szept siostry. Na moment podniósł na nią wzrok. Żyła i miała się dobrze. Wydawała się nawet zadowolona z jego czynu.
- B-błagam c-cię, w-wracajmy.
Tylko to powiedział, po czym znowu ukrył łeb pod łapą.
<Echo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz