Szelest.
Wilcza Łapa skuliła się bardziej. Dźwięk się nasilił. To oznaczało tylko jedno. Otuliła się czarnym ogonem. Znów to samo. Nienawidziła tego odwiecznego cyklu. Uczniowie zaczęli powoli opuszczać legowiska. Rozmawiali. Śmiali się. Niektóre koty nadal przeciągały się leniwie w swoich posłaniach, marudząc na trening. Przechodzili koło niej, ale prócz paru litościwych spojrzeń nikt nie zwrócił na nią większej uwagi. I dobrze. Kotka nie wiedziała, jakby sobie z tym poradziła.
Wilcza Łapa skuliła się bardziej. Dźwięk się nasilił. To oznaczało tylko jedno. Otuliła się czarnym ogonem. Znów to samo. Nienawidziła tego odwiecznego cyklu. Uczniowie zaczęli powoli opuszczać legowiska. Rozmawiali. Śmiali się. Niektóre koty nadal przeciągały się leniwie w swoich posłaniach, marudząc na trening. Przechodzili koło niej, ale prócz paru litościwych spojrzeń nikt nie zwrócił na nią większej uwagi. I dobrze. Kotka nie wiedziała, jakby sobie z tym poradziła.
Ktoś zatrzymał się koło niej. Przełknęła ciężko ślinę, kuląc bardziej. Zapach słońca i traw unosił się koło niej. Koperkowa Łapa. Nigdy nie rozumiała kocura. Był taki... społeczny. Miły. Uczynny. Pozytywny.
Ogon Wilczej Łapy mimowolnie się zjeżył. W myślach błagałaby w końcu sobie poszedł. Zostawił ją w spokoju inni. Nie próbował jej naprawić. Nie chciała jego pomocy. Nie chciała jego uwagi.
— Zostaw tą czarną wariatkę. — syknęła do brata Szczypiorkowa Łapa. — Nie jest warta naszej uwagi. — prychnęła z wyższością kotka.
Wilcza Łapa zamknęła ślipia, czekając aż rudy wypełni polecenie siostry. Szczypiorkowa Łapa miała rację. Była nikim. Czarna i paskudna nie dorównywała niczym rodzeństwu. Mieli wszystko czego ona nie miała. Mamę, tatę, przyjaciół. Piękne rude futro.
— Ale... — zaczął Koperkowa Łapa, ale siostra zatkała mu pysk.
— Chcesz, żeby Piaskowa Gwiazda się o tym dowiedziała? Że zadajesz się z plebsem? Ja jakoś nie. Już. Idziemy. — prychnęła na niego.
Koperkowa Łapa zrezygnowany powędrował za siostrą. Wilcza Łapa odetchnęła cicho z ulgą. Niepewnie uniosła łebek. Legowisko uczniów opustoszone było takie spokojne. Kotka przez ułamek uderzenia serca mogła poczuć się lepiej. Trochę rozluźnić wiecznie spięte mięśnie.
— Wilcza Łapo? — usłyszała.
Zaskoczona niemal podskoczyła. Futro na grzbiecie poszybowało do góry. Spojrzała przerażona w stronę wyjścia z legowiska. Białe łapy. Orlikowy Szept. Zadrżała. To oznaczało tylko jedno. Trening. Znieruchomiała. Nie chciała. Tak bardzo nie chciała. Na zewnątrz był tłum kotów. Czuła to. I ich spojrzenia. Fakt, że jej mentorem był sam zastępca klanu nie pomagał. Nie mogła dostać kogoś mniej wyróżniającego się.
Dlaczego Piaskowa Gwiazda postanowiła ją tak torturować?
— Halooo? Wilcza Łapo? Wszystko w porządku? — zaczął dopytywać kocur.
Z każdym pytaniem kocura robiło jej się coraz gorzej. Wizja wycieczki do medyka nawiedziła jej łebek.
"Uczennica Orlikowego Szeptu znów chora?" zapytał Miodowy Obłok, wywracając oczami, "Pewnie tylko udaje, żeby nie pracować! Wstrętna mysia strawa!" krzyknął Wiewiórczy Pazur, "Może podam jej truciznę? Chociaż wyzwolę nasz klan od kolejnego nieroba" zastanawiał się cicho Jeżowa Ścieżka mieszając zioła i uśmiechając się wrednie w jej stronę.
Wilcza Łapa pisnęła przerażona. Nie, nie, nie. Nie mogła iść do medyka. Nie mogła narobić więcej problemów. Piaskowa Gwiazda w końcu wyhaczy jej bezużyteczność i wygna. Skończy w paszczy Dwunoga, umierając powoli w męczarniach.
— Coś się stało? Gorzej się czujesz?
Kocur skierował się do wejścia legowiska uczniów. Na uderzenie serca ich spojrzenia się spotkały. Wilcza Łapa szybko spuściła wzrok.
— Coś się stało? Gorzej się czujesz?
Kocur skierował się do wejścia legowiska uczniów. Na uderzenie serca ich spojrzenia się spotkały. Wilcza Łapa szybko spuściła wzrok.
— Wilcza Łapo...? Może powinnaś wybrać się do medyka? — zaproponował Orlikowy Szept zmartwionym głosem.
Oddychanie stało się wyzwaniem. Serce kotki waliło jak szalone. Myśli gnały. Nie wiedziała co zrobić. Nie miała pojęcia. Panika wzięła górę nad jakimikolwiek szczątkami rozsądku. Śmierć. Śmierć czekała ją nieważne co by zrobiła. Wybiegła. Ile sił w łapach biegła przed siebie. Mentor wołał ją. Nie odważyła się spojrzeć za siebie. Ze wzrokiem wbitym w łapy kierowała się do najbardziej opustoszałego legowiska w Klanie Burzy. Legowiska starszyzny. Czując na sobie spojrzenia kotów jeszcze bardziej chciała zapaść się pod ziemie. Wbiec w któryś króliczy tunel i już nigdy z niego nie wyjść. Nim zdążyła się zorientować wpadła na kogoś. Przeturlali się kawałek. Sucha ziemia wzbiła się w powietrze.
— Nic wam nie jest? — ktoś za nimi krzyknął.
Białe futro w brązowe łapy. Nie znała go. Chciała jak najszybciej zejść z kocura, uciec i chować się gdzie tylko się da. Lecz tłumek gapiów sprawił, że nie mogła się ruszyć. Była skończona. Dzisiejszego dnia zostanie stracona. Nic ją już nie uratuje. Tyle zepsuła. Tyle namieszała. Czuła te nienawistne spojrzenia za sobą. Czuła jak ją przeszywają na wylot. Wyśmiewają ją cicho. Niektórzy litują się nad jej nieudolnością do życia. Jak Jeżowa Ścieżka już szykuje trutkę na nią. Przerażona własnymi myślami nie była zdolna do ruchu.
<Jałowiec?>
— Nic wam nie jest? — ktoś za nimi krzyknął.
Białe futro w brązowe łapy. Nie znała go. Chciała jak najszybciej zejść z kocura, uciec i chować się gdzie tylko się da. Lecz tłumek gapiów sprawił, że nie mogła się ruszyć. Była skończona. Dzisiejszego dnia zostanie stracona. Nic ją już nie uratuje. Tyle zepsuła. Tyle namieszała. Czuła te nienawistne spojrzenia za sobą. Czuła jak ją przeszywają na wylot. Wyśmiewają ją cicho. Niektórzy litują się nad jej nieudolnością do życia. Jak Jeżowa Ścieżka już szykuje trutkę na nią. Przerażona własnymi myślami nie była zdolna do ruchu.
<Jałowiec?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz