Deszczyk kiwnął tylko głową na narzekania
młodszej siostry, wpatrzony w odbijające się w śniegu iskierki. Uniósł łapkę i
dotknął białego puchu. Przez moment chciał ją cofnąć, napotykając na kłujące w
opuszki zimno. Po chwili jednak zauważył, jak ten rozpuszcza mu się na łapie.
To woda! To zimna woda! Mama opowiadała im o śniegu, ale słowem nie wspomniała, że jest jak zamarznięty deszcz. A skoro Deszczyk uwielbiał mżawki, to ze śniegiem nie będzie miał żadnego problemu.
— Czyli musimy się ruszać, żeby nam zimno nie było, prawda? — uśmiechnął się do koteczki.
Kocurek nie miał zamiaru wrócić teraz do mamy, gdy roztaczał się przed nim taki widok. Głowę zaprzątały mu pomysły na zabawę w śniegu. Uczniem zostanie już za niedługo, więc musi się wyszaleć. Potem będzie musiał robić dobre wrażenie, przecież terminator nie może się zachowywać jak kocię!
— Chodź Łezko, jak się przyzwyczaimy, nie będziemy zwracać uwagi, że zimne — miauknął kocurek dziarsko, po czym wyskoczył ze żłobka. Vanka zmarszczyła noskiem z zafrasowania, po czym położyła łapkę w śniegu kolejny raz. Wstrząsnęła się, jednak gdy zauważyła pokrzepiające spojrzenie brata, skrzywiła się lekko, by po chwili położyć drugą łapę. Deszczyk uśmiechnął się szeroko do Łezki, po czym dotknął ją lekko łapą, która była o wiele większa niż kilka księżyców temu.
— Berek! — miauknął, po czym rzucił się w kierunku środka obozu.
— No nie! — zawołała, by po chwili zaśmiać się serdecznie.
Biały puch podnosił się pod jego łapami, po chwili pokrywając je całkowicie. W pierwszym momencie kocurek trząsł się z zimna. Co poradzić, gdy wyskoczył z tak ciepłego żłobka? Biegał wytrwale, co chwila oglądając się za trochę wolniejszą od niego siostrą. Zwalniał wtedy nieco kroku, by w ostatnim momencie zmienić kierunek biegu. W pewnym momencie nawet nie zauważył, kiedy zrobiło mu się ciepło. Było tak, jak powiedział.
Łezka również nie zwracała już uwagi na wszechobecne zimno. Biegali tak aż do momentu, w którym Deszczyk zauważył, że zrobiło się o wiele jaśniej.
— O nie — miauknął cicho, zatrzymując się — Mama zaraz wstanie!
Dwa bicia serca później na jego grzbiecie wylądowała Łezka. Chwilę potem zniknęli w wielkiej zaspie, oblepieni śniegiem od pyska do ogona. Pierwsza główka, jaka wyjrzała spod śniegu była Łezki. Vanka pociągnęła nosem, wzdrygając się.
— Zimnooo — jęknęła, potrząsając łapami, by pozbyć się z nich nadmiaru śniegu — Deszczyku?
Koteczka odwróciła się, jednak nie mogła nigdzie zobaczyć jasnoniebieskiego kocurka. Podniosła się prędko na wszystkie łapy, nie zwracając już uwagi na chłód. Jej braciszek właśnie zniknął! I co teraz powinna zrobić? A może coś mu się stało?
— Deszczyku! — zawołała przerażona, kręcąc się dookoła siebie.
Nagle zaspa obok niej podniosła się do góry, rozrzucając śnieg dookoła. Kawałek trafił ją w pyszczek, zostając tam i wprawiając vankę w osłupienie. Dymny kocur wynurzył się spod białego puchu, dysząc głośno. Na głowie miał stożek, który szybko z niej strzepał.
Dobra, może jednak śnieg nie jest tak super, jak deszcz. Jest o wiele straszniejszy i niebezpieczniejszy.
— Myślałem, że się uduszę… — mruknął przerażony, by po chwili ponownie dostać śniegiem w pyszczek. Rozejrzał się, próbując zlokalizować kota, który w niego rzucił.
— Nie strasz mnie tak! — krzyknęła Łezka tuż przy jego uchu, na co podskoczył.
Koteczka trzęsła się lekko, a Deszczyk sam nie wiedział, czy ze strachu, czy z gniewu. Jednak gdy widział jej rozpalone ze złości oczy, stulił potulnie uszy. Nie chciał sprawić jej przykrości czy czegoś podobnego. Nie chciał też, by się niepotrzebnie złościła. Najładniej jej było z uśmiechem!
— Wybacz Łezko, nie chciałem — mruknął zawstydzony, ugniatając łapami śnieg.
— No ja myślę — miauknęła już mniej zdenerwowana — Ja tu cię szukam, a ty zmieniasz zabawę na chowanego! Czemu nic mi nie powiedziałeś od razu!
Deszczyk wyszedł z lekkimi trudnościami z zaspy, po czym podszedł do vanki, by liznąć ją lekko za uchem.
— Chodź do żłobka, bo się przeziębimy — mruknął troskliwie — A tam wynagrodzę ci mój błąd, zgoda?Łezka spojrzała na brata z namysłem, po czym kiwnęła głową po kilku biciach serca. Oboje udali się w kierunku żłobka. Na szczęście Żurawinowy Krzew jeszcze spała, więc rodzeństwo szybko doprowadziło swoje mokre futerko do ładu. Położyli się tuż przy królowej, uśmiechając się do siebie zadowolenie. Jedyną, która widziała całe zajście była Toń, która szturchnęła niezadowolona brata.
— Następnym razem obudźcie też mnie — mruknęła cicho, po czym schowała pyszczek w ogonku.
Minęło kilka księżyców, aż wreszcie rodzeństwo opuściło zapchany żłobek. Łezka została uczennicą medyka, a Deszczyk razem z Tonią postanowili zostać wojownikami.
Deszczowa Łapa pod okiem Bursztynowej Bryzy szybko się rozwijał. Kocur uwielbiał swojego mentora, chłonąc każde jego słowo. Był święcie przekonany, że liliowy kocur to najlepszy wojownik w Klanie Nocy.
Deszczowa Łapa niósł w pysku sporych rozmiarów lina, z którym zaciekle walczył podczas łapania. Uciekał mu spomiędzy zębów może z trzy razy, na szczęście niebieski kocur reagował natychmiastowo, byle tylko ryba nie uciekła mu w głąb rzeki. Nieszczęśliwie oberwał ogonem w oko, przez co mrużył je co chwila. Nie bolało aż tak bardzo, jednak Bursztynowa Bryza zalecił mu pójście do medyka. Mówił, że nie należy olewać takich wypadków, bo na następny dzień można czasem nie otworzyć oka.
— Deszczowa Łapo, zanieś swoją zdobycz medykom — mruknął wesoło liliowy kocur, gdy dotarli do obozu — Załatwisz dwie sprawy za jednym razem.
— Jasne Bursztynowa Bryzo! — miauknął nieco niezrozumiale Deszczyk, nadal trzymając zdobycz w pysku — Do zobaczenia.
Może nie dwie sprawy, a trzy! Odwiedzi dodatkowo Łezkę, na pewno będzie jej miło! Zresztą, miał mały plan, który na pewno wprowadzi w życie.
Wskoczył do pustego pnia, zaczepiając pazurami o korę. Dodatkowy ciężar pociągnął go w dół, lecz kocur dzięki silnym łapom podciągnął się bez problemu w górę. Gdy już wszedł do środka, skrzywił się nieco, widząc siostrę przy tym samym zajęciu, co wczoraj. I przedwczoraj. I każdego innego dnia.
— Deszczyk! — miauknęła Łezka, przerywając układanie ziół i podchodząc do niego.
— Ja! — miauknął wesoło niebieski, kładąc lina pod łapami siostry — Przyniosłem wam coś na ząb.
Kotka powąchała rybę, po czym na jej pyszczek wstąpił cień zazdrości.
— Sam złapałeś? — zapytała, spoglądając kocurowi prosto w oczy.
Deszczowa Łapa pokiwał głową, po czym syknął cicho, gdy oko znów go zaszczypało.
— Coś się stało? — zapytała przejęta, podchodząc bliżej kocurka i przyglądając się mu.
— Mhm, ten tutaj włożył mi ogon do oka — zaśmiał się cicho, wskazując na piszczkę — Trochę boli, masz coś na to?
Łzawa Łapa zawahała się lekko, naburmuszając się.
— Nawet jeśli to mamy, to ja nie wiem które to…
W tej samej chwili usłyszeli trzask, po czym do środka wszedł Dryfujący Obłok. Spojrzał zdziwiony na dwójkę rodzeństwa, po czym zmrużył zgniewany oczy.
— Łzawa Łapo, miałaś układać zioła — syknął zły.
— Terefere, układałam — miauknęła głośno, na co Deszczyk spojrzał na nią oniemiały.
Gdyby on odpowiedział tak na pytanie Bursztynowej Bryzy, na pewno miałby trochę kłopotów.
Dryfujący Obłok zmierzył uczennicę wzrokiem, machając ogonem na wszystkie strony. Prychnął cicho, po czym poniuchał w powietrzu, zwracając głowę w kierunku leżącej ryby.
— To dla nas? — zapytał Deszczową Łapę, a cała złość jakby wyparowała z jego pyska. Dymny kocur pokiwał twierdząco głową.
— Deszczyk sam złapał — miauknęła wesoło koteczka, na co medyk przytaknął.
— Brawo, świetna robota — pochwalił ucznia, na co ten jakby zagotował się w sobie.
Czemu on nie pochwali Łezki za to, co robi? Zrobiła na pewno o wiele więcej niż on! Spojrzał na pysk swojej siostry, na którym pojawiła się zazdrość. Nagle oko zabolało go ponownie, tym razem nieco mocniej. Syknął, a po pysku poleciało mu kilka łez.
Dryfujący Obłok spojrzał na niego, nie zwracając już uwagi na uczennicę.
— Co się stało Deszczowa Łapo? — zapytał, przyglądając się jego oku.
Deszczowa Łapa uśmiechnął się lekko, wpadając na pewien pomysł. Medyk nie będzie miał innego wyboru, prawda?
— Ryba włożyła mi ogon do oka — miauknął cicho.
Medyk uśmiechnął się lekko, zapewne uznając sytuację za nieco zabawną.
— Czekaj, zaraz coś zaradzę…
— Chcę, żeby Łzawa Łapa mi pomogła — miauknął poważnie, zerkając na siostrę kątem oka.
Może jak da się Łezce wykazać, to Dryf wreszcie zmieni swoje podejście? Przecież jego siostrzyczka nie może ciągle układać ziół, musi umieć pomóc kotom! Takie coś powinno być proste.
<Łzawa Łapo? Wybacz, za mojego gniota ;^;>
To woda! To zimna woda! Mama opowiadała im o śniegu, ale słowem nie wspomniała, że jest jak zamarznięty deszcz. A skoro Deszczyk uwielbiał mżawki, to ze śniegiem nie będzie miał żadnego problemu.
— Czyli musimy się ruszać, żeby nam zimno nie było, prawda? — uśmiechnął się do koteczki.
Kocurek nie miał zamiaru wrócić teraz do mamy, gdy roztaczał się przed nim taki widok. Głowę zaprzątały mu pomysły na zabawę w śniegu. Uczniem zostanie już za niedługo, więc musi się wyszaleć. Potem będzie musiał robić dobre wrażenie, przecież terminator nie może się zachowywać jak kocię!
— Chodź Łezko, jak się przyzwyczaimy, nie będziemy zwracać uwagi, że zimne — miauknął kocurek dziarsko, po czym wyskoczył ze żłobka. Vanka zmarszczyła noskiem z zafrasowania, po czym położyła łapkę w śniegu kolejny raz. Wstrząsnęła się, jednak gdy zauważyła pokrzepiające spojrzenie brata, skrzywiła się lekko, by po chwili położyć drugą łapę. Deszczyk uśmiechnął się szeroko do Łezki, po czym dotknął ją lekko łapą, która była o wiele większa niż kilka księżyców temu.
— Berek! — miauknął, po czym rzucił się w kierunku środka obozu.
— No nie! — zawołała, by po chwili zaśmiać się serdecznie.
Biały puch podnosił się pod jego łapami, po chwili pokrywając je całkowicie. W pierwszym momencie kocurek trząsł się z zimna. Co poradzić, gdy wyskoczył z tak ciepłego żłobka? Biegał wytrwale, co chwila oglądając się za trochę wolniejszą od niego siostrą. Zwalniał wtedy nieco kroku, by w ostatnim momencie zmienić kierunek biegu. W pewnym momencie nawet nie zauważył, kiedy zrobiło mu się ciepło. Było tak, jak powiedział.
Łezka również nie zwracała już uwagi na wszechobecne zimno. Biegali tak aż do momentu, w którym Deszczyk zauważył, że zrobiło się o wiele jaśniej.
— O nie — miauknął cicho, zatrzymując się — Mama zaraz wstanie!
Dwa bicia serca później na jego grzbiecie wylądowała Łezka. Chwilę potem zniknęli w wielkiej zaspie, oblepieni śniegiem od pyska do ogona. Pierwsza główka, jaka wyjrzała spod śniegu była Łezki. Vanka pociągnęła nosem, wzdrygając się.
— Zimnooo — jęknęła, potrząsając łapami, by pozbyć się z nich nadmiaru śniegu — Deszczyku?
Koteczka odwróciła się, jednak nie mogła nigdzie zobaczyć jasnoniebieskiego kocurka. Podniosła się prędko na wszystkie łapy, nie zwracając już uwagi na chłód. Jej braciszek właśnie zniknął! I co teraz powinna zrobić? A może coś mu się stało?
— Deszczyku! — zawołała przerażona, kręcąc się dookoła siebie.
Nagle zaspa obok niej podniosła się do góry, rozrzucając śnieg dookoła. Kawałek trafił ją w pyszczek, zostając tam i wprawiając vankę w osłupienie. Dymny kocur wynurzył się spod białego puchu, dysząc głośno. Na głowie miał stożek, który szybko z niej strzepał.
Dobra, może jednak śnieg nie jest tak super, jak deszcz. Jest o wiele straszniejszy i niebezpieczniejszy.
— Myślałem, że się uduszę… — mruknął przerażony, by po chwili ponownie dostać śniegiem w pyszczek. Rozejrzał się, próbując zlokalizować kota, który w niego rzucił.
— Nie strasz mnie tak! — krzyknęła Łezka tuż przy jego uchu, na co podskoczył.
Koteczka trzęsła się lekko, a Deszczyk sam nie wiedział, czy ze strachu, czy z gniewu. Jednak gdy widział jej rozpalone ze złości oczy, stulił potulnie uszy. Nie chciał sprawić jej przykrości czy czegoś podobnego. Nie chciał też, by się niepotrzebnie złościła. Najładniej jej było z uśmiechem!
— Wybacz Łezko, nie chciałem — mruknął zawstydzony, ugniatając łapami śnieg.
— No ja myślę — miauknęła już mniej zdenerwowana — Ja tu cię szukam, a ty zmieniasz zabawę na chowanego! Czemu nic mi nie powiedziałeś od razu!
Deszczyk wyszedł z lekkimi trudnościami z zaspy, po czym podszedł do vanki, by liznąć ją lekko za uchem.
— Chodź do żłobka, bo się przeziębimy — mruknął troskliwie — A tam wynagrodzę ci mój błąd, zgoda?Łezka spojrzała na brata z namysłem, po czym kiwnęła głową po kilku biciach serca. Oboje udali się w kierunku żłobka. Na szczęście Żurawinowy Krzew jeszcze spała, więc rodzeństwo szybko doprowadziło swoje mokre futerko do ładu. Położyli się tuż przy królowej, uśmiechając się do siebie zadowolenie. Jedyną, która widziała całe zajście była Toń, która szturchnęła niezadowolona brata.
— Następnym razem obudźcie też mnie — mruknęła cicho, po czym schowała pyszczek w ogonku.
Minęło kilka księżyców, aż wreszcie rodzeństwo opuściło zapchany żłobek. Łezka została uczennicą medyka, a Deszczyk razem z Tonią postanowili zostać wojownikami.
Deszczowa Łapa pod okiem Bursztynowej Bryzy szybko się rozwijał. Kocur uwielbiał swojego mentora, chłonąc każde jego słowo. Był święcie przekonany, że liliowy kocur to najlepszy wojownik w Klanie Nocy.
Deszczowa Łapa niósł w pysku sporych rozmiarów lina, z którym zaciekle walczył podczas łapania. Uciekał mu spomiędzy zębów może z trzy razy, na szczęście niebieski kocur reagował natychmiastowo, byle tylko ryba nie uciekła mu w głąb rzeki. Nieszczęśliwie oberwał ogonem w oko, przez co mrużył je co chwila. Nie bolało aż tak bardzo, jednak Bursztynowa Bryza zalecił mu pójście do medyka. Mówił, że nie należy olewać takich wypadków, bo na następny dzień można czasem nie otworzyć oka.
— Deszczowa Łapo, zanieś swoją zdobycz medykom — mruknął wesoło liliowy kocur, gdy dotarli do obozu — Załatwisz dwie sprawy za jednym razem.
— Jasne Bursztynowa Bryzo! — miauknął nieco niezrozumiale Deszczyk, nadal trzymając zdobycz w pysku — Do zobaczenia.
Może nie dwie sprawy, a trzy! Odwiedzi dodatkowo Łezkę, na pewno będzie jej miło! Zresztą, miał mały plan, który na pewno wprowadzi w życie.
Wskoczył do pustego pnia, zaczepiając pazurami o korę. Dodatkowy ciężar pociągnął go w dół, lecz kocur dzięki silnym łapom podciągnął się bez problemu w górę. Gdy już wszedł do środka, skrzywił się nieco, widząc siostrę przy tym samym zajęciu, co wczoraj. I przedwczoraj. I każdego innego dnia.
— Deszczyk! — miauknęła Łezka, przerywając układanie ziół i podchodząc do niego.
— Ja! — miauknął wesoło niebieski, kładąc lina pod łapami siostry — Przyniosłem wam coś na ząb.
Kotka powąchała rybę, po czym na jej pyszczek wstąpił cień zazdrości.
— Sam złapałeś? — zapytała, spoglądając kocurowi prosto w oczy.
Deszczowa Łapa pokiwał głową, po czym syknął cicho, gdy oko znów go zaszczypało.
— Coś się stało? — zapytała przejęta, podchodząc bliżej kocurka i przyglądając się mu.
— Mhm, ten tutaj włożył mi ogon do oka — zaśmiał się cicho, wskazując na piszczkę — Trochę boli, masz coś na to?
Łzawa Łapa zawahała się lekko, naburmuszając się.
— Nawet jeśli to mamy, to ja nie wiem które to…
W tej samej chwili usłyszeli trzask, po czym do środka wszedł Dryfujący Obłok. Spojrzał zdziwiony na dwójkę rodzeństwa, po czym zmrużył zgniewany oczy.
— Łzawa Łapo, miałaś układać zioła — syknął zły.
— Terefere, układałam — miauknęła głośno, na co Deszczyk spojrzał na nią oniemiały.
Gdyby on odpowiedział tak na pytanie Bursztynowej Bryzy, na pewno miałby trochę kłopotów.
Dryfujący Obłok zmierzył uczennicę wzrokiem, machając ogonem na wszystkie strony. Prychnął cicho, po czym poniuchał w powietrzu, zwracając głowę w kierunku leżącej ryby.
— To dla nas? — zapytał Deszczową Łapę, a cała złość jakby wyparowała z jego pyska. Dymny kocur pokiwał twierdząco głową.
— Deszczyk sam złapał — miauknęła wesoło koteczka, na co medyk przytaknął.
— Brawo, świetna robota — pochwalił ucznia, na co ten jakby zagotował się w sobie.
Czemu on nie pochwali Łezki za to, co robi? Zrobiła na pewno o wiele więcej niż on! Spojrzał na pysk swojej siostry, na którym pojawiła się zazdrość. Nagle oko zabolało go ponownie, tym razem nieco mocniej. Syknął, a po pysku poleciało mu kilka łez.
Dryfujący Obłok spojrzał na niego, nie zwracając już uwagi na uczennicę.
— Co się stało Deszczowa Łapo? — zapytał, przyglądając się jego oku.
Deszczowa Łapa uśmiechnął się lekko, wpadając na pewien pomysł. Medyk nie będzie miał innego wyboru, prawda?
— Ryba włożyła mi ogon do oka — miauknął cicho.
Medyk uśmiechnął się lekko, zapewne uznając sytuację za nieco zabawną.
— Czekaj, zaraz coś zaradzę…
— Chcę, żeby Łzawa Łapa mi pomogła — miauknął poważnie, zerkając na siostrę kątem oka.
Może jak da się Łezce wykazać, to Dryf wreszcie zmieni swoje podejście? Przecież jego siostrzyczka nie może ciągle układać ziół, musi umieć pomóc kotom! Takie coś powinno być proste.
<Łzawa Łapo? Wybacz, za mojego gniota ;^;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz