- Blackstar - mruknęłam ocierając się o szyję partnera. Kocur uśmiechnął się do mnie.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską. Spojrzałam w jego zielone oczy.
- Nie inaczej niż zwykle. Poza tym, że wbrew logice urodzę kocięta jest w porządku - oznajmiłam sarkastycznym tonem. Lider zaśmiał się i polizał mnie za uchem.
- Niebawem będzie jeszcze bardziej "w porządku". Będziesz inną królową. Kotką, która wychowuje młode. Tymczasem powinnaś przygotować sobie gniazdko, w którym urodzisz nasze maluchy. Chodź za mną.
Kocur ruszył kłusem przez obóz to sterty grudek gliny. Zaczął w niej kopać, i po chwili spod zaspy wyłoniło się wejście do jaskini.
- Kiedy założyłem klan uznałem, że nie potrzebne nam tyle jam, ale teraz, kiedy spodziewasz się kociąt uważam, że powinnaś mieszkać osobno.
- Dziękuję! - zawołałam słysząc tą dobrą nowinę. - Zobaczysz Black! Nasze dzieci będą świetnymi wojownikami! Obiecuję!
~ ~ ~
- Uspokój się Morningdew! - skarciła mnie Frostedfern, kiedy syczałam z bólu. Nie sądziłam, że rodzenie kociąt jest takie okropne! Przecież Longfur się tak nie wierciła... Zachowywała się jakby to było coś prostego. Myliłam się co do rodzenia.
- To kocurek! Jaki śliczny! - zawołała Nightshadow, która chciała być obecna przy narodzinach moich kociąt. Odwróciłam głowę, żeby zobaczyć syna.
Był cudowny! Jego małe łapki, długie czarne futerko... Och! Ten piękny biały pyszczek! Nikt mi nie musiał mówić, co mam robić. Delikatnie przyciągnęłam kocię łapą i zaczęłam je wylizywać. Po chwili przeszyła mnie ponowna fala bólu. To drugie kocię. Jeszcze ono i trzy. Według Frosted noszę w sobie piątkę kociąt.
- Kotka! - zawołała radośnie medyczka. Sama przysunęła młode bliżej mojego pyszczka. Moja córeczka. Taka mała, szara kuleczka. Zaczęłam ją lizać, podczas gdy jej brat już pił mleko.
Zaczęłam rodzić jeszcze przed zachodem słońca. Teraz na zewnątrz było już ciemno. Wtedy na świat przyszło moje czwarte kocię.
- To już trzeci kocurek! Świetnie ci idzie! - zaśmiała się medyczka. Mój czwarty maluszek był podobny do pierwszego. Cały czarny, jednak nie z białym pyszczkiem, a łapkami.
- Mój malutki! - zawołałam sięgając po kociaka. Po wymyciu pozwoliłam mu dojść do sutków, aby mógł pić razem z braćmi i siostrą. Kociak powoli wgramolił się na plecy swojego szarego brata i szarej siostry i zabrał się za picie.
- Pozwól przyjść na świat swojemu ostatniemu dziecku. Przyj! - nakazała Frostedfern. Byłam już bardzo zmęczona, ale chęć zobaczenia ostatniego kociaka dała mi nowe siły. Po chwili mój czwarty syn i ostatnie kocię był już przy mnie. Różnił się jednak od rodzeństwa, różnił się od Black'a i ode mnie. Tak, jakby był obcy.
O nie! Tylko jedno wyjaśnienie przychodziło mi do głowy. Przez ten cały czas była tak rozradowana swoją ciążą, że nawet nie pomyślałam, że któreś z moich dzieci może nie być Blackstar'a! Dzień wcześniej doszło do drastycznego wypadku, którym się wcale nie przejęłam. Byłam przekonana, że nie urodzę żadnych kociąt. Teraz mój najmłodszy syn był w wielkim niebezpieczeństwie! O ile lider mógłby wybaczyć mi kocięta członka jakiegoś obcego klanu, o ile zrozumiałby ten wypadek... Może oszczędziłby kocię, gdyby było synem jakiegoś porządnego wojownika. Jednak ojcem mojego maleństwa był Stoneclaw. Urodziłam syna naszego wroga numer jeden!
- Twoje dzieci są przepiękne - oznajmiła Nightshadow obserwując maluszki pijące mleko. - Niech Gwiezdny Klan ma je w swojej opiece!
- Te maluszki to dar dla naszego klanu. Niech wyrosną na dzielnych i walecznych wojowników! - życzyła mi Frostedfern.
- Dziękuję. Dopilnuję, aby w przyszłości dały Klanowi Nocy powód do dumy! Czy mogłabym dostać wody? Jestem bardzo spragniona.
- Zaraz ci przyniosę - powiedziała Night i wyszła z jaskini. Spojrzałam na swoje dzieci. Wasz tata będzie szczęśliwy, kiedy się dowie. A o tobie mój malutki nie musi wiedzieć!
<Blackstar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz