Tego dnia miałam dziwne wrażenie bycia obserwowaną. Choć moja pobudka o świcie odbyła się w ciemnej jaskini starszych miałam przeczucie, że gdzieś blisko kryje się kot i patrzy na mnie gotowy do ataku. Ponadto czułam okropny ból podczas zginania łap. Przez dłuższy czas nie przeszkadzał mi on w normalnym funkcjonowaniu, jednak teraz, kiedy słońce szczytowało miałam wrażenie, że zaraz oszaleję z bólu. Szybko udałam się do jaskini medyka, gdzie miałam nadzieję spotkać Witheredleaf, naszą medyczkę.
Kotka niestety nie była obecna. Cóż, będę musiała na nią zaczekać. Rozsiadłam się wygodnie w legowisku dla chorych, kiedy poczułam zapach rumianku. Dobiegał z sąsiedniej komory, pewnie miejsca w którym kotka gromadziła lekarstwa. Wtedy przyszła mi do głowy wspaniała myśl! Nie muszę zawracać medyczce głowy swoimi bolącymi stawami! Sama potrafię się uleczyć!
Niezgrabnie wstałam i wgramoliłam się do komory z lekami. Moim oczom ukazał się okropny widok! Wszystkie zioła były porozrzucane! O ile leżały na odpowiednich gatunkowo stertach, o tyle w zupełnym nieładzie! Jaki jest sens kładzenia jaskółczego ziela obok mięty? Rozejrzałam się, aby upewnić się, że jestem sama i schyliłam głowę, by chwycić w pyszczek bukiet nagietków. Zaczęłam robić porządek i układać rośliny z sensem.
Witheredleaf nie było bardzo długo. Zanim wróciła już dawno zajęłam się swoimi obolałymi łapami. Kotka weszła do jaskini z zezłoszczoną miną. Bardzo zdziwiła się na mój widok.
- Torntail? W czymś pomóc? - zaproponowała.
- Nie, dziękuję - odparłam. - Sama się już tym zajęłam.
- Dotykałaś moje rzeczy? - oburzyła się kotka i weszła do pomieszczenia z lekarstwami. Wydała z siebie pomruk złości, którego zupełnie nie zrozumiałam. Podeszłam bliżej.
- Coś nie tak? - zapytałam z nutką ciekawości.
- Ty to poukładałaś? - syknęła przez zęby.
- Tak. Poprzedni układ nie miał sensu. Teraz leki na podobne przypadłości leżą obok siebie, przez co łatwiej będzie ci je znaleźć.
- Uch... No, dobra. Możesz już wyjść.
Zaraz, zaraz! "Możesz już wyjść"? A gdzie moje "dziękuję"? Cóż za okropne zachowanie!
- Witheredleaf. Nie zapomniałaś o czymś? - upomniałam medyczkę. Kotka wzdrygnęła się lekko. Khe! Nawet nie zdaje sobie sprawy ze swoich czynów.
- Ach! Racja! Moje zapasy skrzypu się kończą! - powiedziała lekko zmieszana. Odwróciła się i wyszła z norki. Byłam oburzona jej zachowaniem. Zapomniała o szacunku dla starszyzny!
Jednak nic nie mogłam zrobić. Opuściłam jaskinię zaraz po kotce i udałam się do kamienia, na którym lubiłam się kłaść. Po chwili jednak dziwne wrażenie bycia obserwowaną wróciło. Czułam koci wzrok przenikający mnie od wejścia do obozu. Rozejrzałam się, czy nikt mnie nie widzi po czym udałam się w kierunku wyjścia. Starsi nie powinni wychodzić z obozu. Lepiej, żeby nikt nie wiedział o moim wypadzie.
Szłam w kierunku siedliska dwunogów. Jakieś dziwne uczucie, jakiś instynkt prowadził mnie w tamto miejsce. Nagle poczułam zapach samotnika. Nie był mi znany, w końcu to samotnik. Z czasem zaczął się przeplatać z innymi kocimi zapachami. Pieszczochy wyraźnie lubią wędrować po tym terytorium.
- A niech to! Kto to wrócił na stare kubły! - Śmiech jakiejś kotki przeraził mnie okrutnie. Odwróciłam się i dostrzegłam poranioną mordkę mojej starej przyjaciółki Blizzard! - I jak? znalazłaś wojowników w lesie?
Wtedy zobaczyłam, że kotce ktoś towarzyszy. Jego szare futro i przerażające ślepe oczy od razu przypomniały mi jego imię.
- Blizzard! Storm! - ucieszyłam się widokiem przyjaciół. Koty zaśmiały się.
- Torntail wróciła do roli samotnika? - spytał ze śmiechem Storm. Pokręciłam głową, ale nagle przypomniałam sobie, że przecież on nie widzi.
- Nie. Przyszłam tylko w odwiedziny. Mój klan nawet o tym nie wie.
Źrenice Blizzard nagle się powiększyły. Jej ciało opadło nieco do ziemi.
- Przygarnęli cię? - szepnęła niepewnie kotka. - Ale tak od razu?
- Tak. Silverstar jest bardzo dobra. To moja liderka.
- Ach! Dawno nie byłem w lesie, już prawie zapomniałem że jakieś koty tu zamieszkały! - westchnął Storm. - Od kiedy zaczął się tu kręcić ten młody samotnik ograniczyłem swoje szkody do zgniłych pojemników dwunożnych!
- Słyszałam o nim. Nasi wojownicy mówili coś o szarym, ślepym samotniku. Na początku myślałam, że mowa o tobie.
- Młoda krew nas zastępuje - westchnęła Blizzard chyląc głowę. - Moi państwo niedawno wzięli pod opiekę młodego, przystojnego kocurka. Już wiedzą, że niebawem ich zostawię.
- Khe! Ten wypłosz zasługuje na miano domowego kociaka! Przedwczoraj jakaś kotka rozcięła mu nos! Kotka! - podkreślił swoją pogardę Storm. Blizzard szturchnęła go lekko.
Rozmawiałam z kotami do zachodu słońca. Wtedy udałam się do obozu, jednak gdy byłam jeszcze w drodze jakiś cień prześlizgnął się między drzewami. Wystraszyłam się. To wojownik, czy samotnik? Przyjrzałam się uważniej. Cień wspiął się na drzewo, skąd zaczął mnie obserwować. Oboje byliśmy świadomi swojej obecności.
- Kim jesteś? - syknęłam groźnie. W odpowiedzi usłyszałam jedynie cichy śmiech, po czym kot "pokicał" wzdłuż gałęzi i przeskoczył na kolejne drzewo znikając mi z oczu. Słońce już dawno zniknęło i otoczyły mnie ciemności. Musiałam prędko wrócić do obozu. Klan pewnie się martwi.
<Ktoś z Klanu Burzy?>
To trochę śmieszne, ale jak na razie tylko ja korzystam z istnienie NPC.
OdpowiedzUsuńUnd tworzę kolejną. Mogę?
Możesz. Ziemniaki sa wolne.
Usuń