Nikt z postronnych tak naprawdę nie
wiedział, z jakiego powodu wybuchła aż taka ostra sprzeczka, mieli tylko
wspólne zadanie od swoich mentorów - zapolować razem. Mimo to coś
poszło nie tak. Liliowy terminator dobrze wiedział co było tego powodem -
Słoneczny Blask. Kiedy tylko Cicha Łapa zaczęła o nim opowiadać, na
nowo zebrał w nim gniew, jednak z początku starał się powstrzymać słowa,
które z uporem cisnęły mu się na język. Właśnie. Z początku. Mimo
upływu czasu, kiedy to kocur liczył uderzenia serca, aby się uspokoić, a
jego siostra nadal mówiła o swoim cudownym mentorze... Coś w nim pękło,
stracił całkowicie hamulce. Stanął w miejscu, puchatym ogonem uderzając
o swoje pięty, zjeżył się cały, a źrenice zwięzły się w szpilki.
- Lśniąca Łapo... O co chodzi? - szylkretka przystanęła na moment, w odległości zajęczego skoku od swojego brata, przechylając lekko główkę w bok. Nie rozumiała, o co chodziło jej bratu, przecież zawsze był taki wesoły a od kiedy został uczniem Pylistego Czoła... Zmienił się i to znacznie.
- O ciebie mi chodzi nędzna kupo futra! - syknął wściekle, posyłając swojej siostrze nienawistne spojrzenie. Zrobił krok w przód, a jego ogon z jeszcze większym impetem uderzał o nogi pręgowanego kocura - To wszystko przez ciebie! Gdyby nie ty, wynędzniały lisie to ja byłbym teraz uczniem taty! Rozumiesz?! To tata byłby moim mentorem! Nie jakiś Pyliste Czoło! Właśnie on! - po tych słowach zaczął chodzić w kółko, zupełnie jakby popadł w chory obłęd.
Cisza popatrzyła nań zaskoczona, drobne łezki zaczęły pojawiać się w kąciku jej oczek, by następnie wpłynąć po policzkach młodej terminatorki prosto na suchą ziemię.
- T-to nie mo-moja wi-win-aa... Niedźwiedzia G-ggwiazda sam wybiera-ał... - szepnęła, kuląc ogon i ściągając uszy do tyłu. Cofnęła się o krok, kręcąc przecząco głowa, nie dowierzała temu, co widzi. Jej własny brat praktycznie oszalał...
- Ah tak?! Ale gdybyś się nie urodziła, to teraz wręcz marzyłbym o zostaniu wojownikiem! Nie chcę być medykiem! Zmuszę się do ukończenia treningu, choćbym miał zdechnąć! Chociaż nie, lepiej, gdybyś ty zdechła. Jesteś nikim! Jedynie nędzną strawą dla wron!
Jego siostra również lekko zjeżyła futro, a po policzkach spływały gorzkie łzy, normalnie podbiegłby do niej przerażony, przytulił i szeptał kojące słówka do ucha, zupełnie jak to robiła niegdyś mama, jednak nie teraz.
Spiął całe swoje ciałko, po czym skoczył na siostrę, przyduszając ją przednimi łapami do ziemi. Dyszał wściekle, co najmniej jak po przebyciu paskudnie ciężkiego treningu.
Wysunął pazury, gotowy, by wbić je w klatkę piersiową przerażonej kotki, kiedy ta szamocąc się, dała mu w pysk, przejeżdżając pazurami po nosie i dotkliwie go raniąc. Młody kocur zawył z bólu, odskakując niczym poparzony, przecierając czym prędzej obolałe miejsce łapą.
- Opanuj się! Nie jesteś sobą! Gdzie się podział mój ukochany braciszek?! - krzyknęła, wpatrując się w niego z przerażeniem. Lśniąca Łapa usiadł na trawie, wpatrując się w jeden punkt i oddychając głośno.
Co się z nim działo? Dlaczego on był w stanie zabić swoją młodszą o kilka minut siostrę...? Cofnął się jeszcze bardziej, chowając pazury i kuląc się. Musi zmienić swoje przeznaczenie jak najszybciej...
- Cisza... J-ja... Przepraszam... - wyszeptał ze łzami w oczach, kręcąc głową. Kotka jedynie patrzyła na niego ze złością w oczach, machając nerwowo ogonem. Przegiął i to ostro. Ani trochę by się nie zdziwił, gdyby szylkretowa uczennica nie chciała mu tego nigdy w życiu wybaczyć.
- Wracamy. A jak już będziemy w obozie, w te pędy idziesz do Czarnego Potoku, aby poprosił lidera o zrobienie z ciebie ucznia medyka! Rozumiesz?! - sierść na jej grzbiecie uniosła się lekko, a sam kocurek pokiwał nerwowo głową. Jego wściekła siostra go przerażała...
***
Po powrocie przepytał praktycznie wszystkich członków Klanu Klifu czy nie widzieli gdzieś czasem syna Spadającego Liścia. Dopiero sam ojciec ów kocura dał mu satysfakcjonującą odpowiedź. Po prostu był na patrolu. Młodziak usiadł więc w wejściu do obozu i czekał grzecznie, aż wspomniany wcześniej patrol nie wróci.
- C-czarny Po-potoku... C-chciałbym z tobą por-rozmawiać... - szepnął, kiedy zastępca wrócił i stanął w takiej odległości od niego na tyle, aby go zrozumiał. Kocur szepnął coś na ucho do Wschodzącej Fali, po czym machnął ogonem i polecił młodemu terminatorowi iść za sobą. W międzyczasie spytał, czy wszystko dobrze, jednak widząc przerażoną minę liliowego, cierpliwie czekał.
Szli w ciszy, nie odzywając się do siebie. Młody cały czas zastanawiał się jak to wszystko wytłumaczyć, aby miało to jakikolwiek logiczny sens. Zatrzymali się dopiero na plaży. Teraz pręgowany stał przed Czarnym kocurem, trzęsąc się co najmniej tak, jakby w Porze Nagich Drzew wpadł do rzeki, a potem wytarzał się jego w śniegu. Wziął głęboki wdech, opowiadając wszystko, dosłownie. O tym, jak czuje się podczas treningów, jak stał się okropny i wściekły na wszystko, o kłótni z siostrą oraz o tym, jak to boi się stracić w oczach ojca. Był tak przerażony, że zastępca Niedźwiedziej Gwiazdy musiał nieźle wytężyć umysł, aby zrozumieć, co mówi jąkający się młody liliowy terminator.
- Przepraszam... P-po po prostu wie-wiem, że jako m-medyk bardziej się przyda kl-klanowi... - szepnął, zwieszając głowę. Na Klan Gwiazdy, niech ktoś ukróci jego męki i po prostu go dobije! Jednak mimo to lekki uśmiech na pysku czarnego kocura wystarczył, aby młodziak poczuł się chociaż trochę pewniej.
- Lśniąca Łapo... O co chodzi? - szylkretka przystanęła na moment, w odległości zajęczego skoku od swojego brata, przechylając lekko główkę w bok. Nie rozumiała, o co chodziło jej bratu, przecież zawsze był taki wesoły a od kiedy został uczniem Pylistego Czoła... Zmienił się i to znacznie.
- O ciebie mi chodzi nędzna kupo futra! - syknął wściekle, posyłając swojej siostrze nienawistne spojrzenie. Zrobił krok w przód, a jego ogon z jeszcze większym impetem uderzał o nogi pręgowanego kocura - To wszystko przez ciebie! Gdyby nie ty, wynędzniały lisie to ja byłbym teraz uczniem taty! Rozumiesz?! To tata byłby moim mentorem! Nie jakiś Pyliste Czoło! Właśnie on! - po tych słowach zaczął chodzić w kółko, zupełnie jakby popadł w chory obłęd.
Cisza popatrzyła nań zaskoczona, drobne łezki zaczęły pojawiać się w kąciku jej oczek, by następnie wpłynąć po policzkach młodej terminatorki prosto na suchą ziemię.
- T-to nie mo-moja wi-win-aa... Niedźwiedzia G-ggwiazda sam wybiera-ał... - szepnęła, kuląc ogon i ściągając uszy do tyłu. Cofnęła się o krok, kręcąc przecząco głowa, nie dowierzała temu, co widzi. Jej własny brat praktycznie oszalał...
- Ah tak?! Ale gdybyś się nie urodziła, to teraz wręcz marzyłbym o zostaniu wojownikiem! Nie chcę być medykiem! Zmuszę się do ukończenia treningu, choćbym miał zdechnąć! Chociaż nie, lepiej, gdybyś ty zdechła. Jesteś nikim! Jedynie nędzną strawą dla wron!
Jego siostra również lekko zjeżyła futro, a po policzkach spływały gorzkie łzy, normalnie podbiegłby do niej przerażony, przytulił i szeptał kojące słówka do ucha, zupełnie jak to robiła niegdyś mama, jednak nie teraz.
Spiął całe swoje ciałko, po czym skoczył na siostrę, przyduszając ją przednimi łapami do ziemi. Dyszał wściekle, co najmniej jak po przebyciu paskudnie ciężkiego treningu.
Wysunął pazury, gotowy, by wbić je w klatkę piersiową przerażonej kotki, kiedy ta szamocąc się, dała mu w pysk, przejeżdżając pazurami po nosie i dotkliwie go raniąc. Młody kocur zawył z bólu, odskakując niczym poparzony, przecierając czym prędzej obolałe miejsce łapą.
- Opanuj się! Nie jesteś sobą! Gdzie się podział mój ukochany braciszek?! - krzyknęła, wpatrując się w niego z przerażeniem. Lśniąca Łapa usiadł na trawie, wpatrując się w jeden punkt i oddychając głośno.
Co się z nim działo? Dlaczego on był w stanie zabić swoją młodszą o kilka minut siostrę...? Cofnął się jeszcze bardziej, chowając pazury i kuląc się. Musi zmienić swoje przeznaczenie jak najszybciej...
- Cisza... J-ja... Przepraszam... - wyszeptał ze łzami w oczach, kręcąc głową. Kotka jedynie patrzyła na niego ze złością w oczach, machając nerwowo ogonem. Przegiął i to ostro. Ani trochę by się nie zdziwił, gdyby szylkretowa uczennica nie chciała mu tego nigdy w życiu wybaczyć.
- Wracamy. A jak już będziemy w obozie, w te pędy idziesz do Czarnego Potoku, aby poprosił lidera o zrobienie z ciebie ucznia medyka! Rozumiesz?! - sierść na jej grzbiecie uniosła się lekko, a sam kocurek pokiwał nerwowo głową. Jego wściekła siostra go przerażała...
***
Po powrocie przepytał praktycznie wszystkich członków Klanu Klifu czy nie widzieli gdzieś czasem syna Spadającego Liścia. Dopiero sam ojciec ów kocura dał mu satysfakcjonującą odpowiedź. Po prostu był na patrolu. Młodziak usiadł więc w wejściu do obozu i czekał grzecznie, aż wspomniany wcześniej patrol nie wróci.
- C-czarny Po-potoku... C-chciałbym z tobą por-rozmawiać... - szepnął, kiedy zastępca wrócił i stanął w takiej odległości od niego na tyle, aby go zrozumiał. Kocur szepnął coś na ucho do Wschodzącej Fali, po czym machnął ogonem i polecił młodemu terminatorowi iść za sobą. W międzyczasie spytał, czy wszystko dobrze, jednak widząc przerażoną minę liliowego, cierpliwie czekał.
Szli w ciszy, nie odzywając się do siebie. Młody cały czas zastanawiał się jak to wszystko wytłumaczyć, aby miało to jakikolwiek logiczny sens. Zatrzymali się dopiero na plaży. Teraz pręgowany stał przed Czarnym kocurem, trzęsąc się co najmniej tak, jakby w Porze Nagich Drzew wpadł do rzeki, a potem wytarzał się jego w śniegu. Wziął głęboki wdech, opowiadając wszystko, dosłownie. O tym, jak czuje się podczas treningów, jak stał się okropny i wściekły na wszystko, o kłótni z siostrą oraz o tym, jak to boi się stracić w oczach ojca. Był tak przerażony, że zastępca Niedźwiedziej Gwiazdy musiał nieźle wytężyć umysł, aby zrozumieć, co mówi jąkający się młody liliowy terminator.
- Przepraszam... P-po po prostu wie-wiem, że jako m-medyk bardziej się przyda kl-klanowi... - szepnął, zwieszając głowę. Na Klan Gwiazdy, niech ktoś ukróci jego męki i po prostu go dobije! Jednak mimo to lekki uśmiech na pysku czarnego kocura wystarczył, aby młodziak poczuł się chociaż trochę pewniej.
< Czarny Potoku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz