- Dobrze - miauknął, przebierając łapami. Jego głowę przebiegły różne obrazy, przypominające o śmierci przybranego brata, jak wpadł do rzeki, ale momentalnie potrząsnął głową, jakby starając się wyrzucić z pamięci tamte chwile. W końcu, czego miał się obawiać? Orlikowy Szept zaznaczył, że woda tam jest płytka. A po za tym, najważniejsze było sprawdzenie granic! Momentalnie wstał i ruszył za wojownikiem. Wciąż jednak nie wiedział, czemu starszy nie miał zbyt dobrych relacji z Bluszczową Poświatą. Byli przecież rodzeństwem! Co on by dał za kogoś tak bliskiego... On nigdy nie miał nikogo, z którym mógł dzielić swoje najskrytsze sekrety, oczywiście Miśkowi mówił, no ale to nie był prawdziwy brat. Oczywiście, kochał go i uznawał za najlepszego przyjaciela, lecz nigdy nie mógł się pochwalić, że łączą go z kimś więzy krwi. A nawet jeżeli miał jakieś prawdziwe rodzeństwo, to oni żyli u śmierdzących Dwunogów. Albo sterczą w Schronisku, czyli miejscu o którym dowiedział się bardzo wcześnie. Gdy ojciec go pozostawił Konwalii, ona opowiedziała mu wszystko, choć niczego wtedy nie rozumiał. Jałowcowy Świt jednak mógł się szczycić świetną pamięcią. Każde przeżyte polowanie, każda historia Czaplego Potoku, każde zdarzenie. Jeżeli nie chciał czegoś pamiętać, to proste. Ale czasem wspomnienia zostają w głowie na zawsze. Czepiają się, poniekąd jak pająki, trzymają się swojej pajęczyny, a gdy ona została zniszczona, od razu wypuszczają następne nici. Takich rzeczy nie da się wykasować z życia. Rozmyślania przerwało miauknięcie białego. Orlikowy Szept uśmiechnął się i strzepnął ogonem, wskazując pobliskie drzewo. Dopiero po chwili dotarło do niego, że dotarli już do granicy z Klanem Nocy. Z zakłopotaniem skinął głową oraz podszedł do pnia. Można było zobaczyć młode pąki, w Porze Nowych Liści zresztą to było normalne, ale one stanowiły początek. Wkrótce drzewo pewnie zacznie zielenieć, okrywając się szatą z liści. Podrapał korę, odrywając jej drobny kawałek. Odwrócił głowę i zauważył stojącego w pełnej gotowości białego kota trochę dalej. Podbiegł delikatnie stąpając po ziemi, jakby nagle zza rogu miał wyskoczyć kot Klanu Nocy.
- Teraz pokażę ci tą plażę - entuzjastycznie przypomniał Orlikowy Szept, prowadząc wzdłuż granicy. Miejsce, do którego zaprowadził go wojownik, sprawiało wrażenie spokojnego. W oddali było można usłyszeć ptaki, wiatr szumiący w liściach jeszcze indziej. Podniósł łapę i dotknął srebrzystej powierzchni. Woda była zimna, ale sprawiała wrażenie orzeźwiającej. Schylił głowę, dotykając nosem tafli oraz zaczął chłeptać wodę. Biały jednak inaczej skorzystał z wody. Orlik brodził w wodzie, jego śnieżne futro przybrało ciemniejszy odcień. Sam chciał wejść, jednak trochę się bał...
- Na co czekasz? - zapytał tamten trochę zaniepokojony.
- Na nic... - mruknął i wszedł. Nagle poczuł, że łapy mu się osuwają, zaczął gorączkowo przebierać łapami. Przez szum usłyszał tylko urywany głos. Woda otulała go ze wszystkich stron, oblewała go i zapierała dech. Jednak jak tylko wyprostował tylne nogi, wysunął się na powierzchnię. Orlikowy Szept ledwie odległość ogona od niego, starał się gorączkowo starać, by nie wybuchnąć śmiechem. Sam zawstydzony, strzepnął z wibrysów krople wody.
- Teraz pokażę ci tą plażę - entuzjastycznie przypomniał Orlikowy Szept, prowadząc wzdłuż granicy. Miejsce, do którego zaprowadził go wojownik, sprawiało wrażenie spokojnego. W oddali było można usłyszeć ptaki, wiatr szumiący w liściach jeszcze indziej. Podniósł łapę i dotknął srebrzystej powierzchni. Woda była zimna, ale sprawiała wrażenie orzeźwiającej. Schylił głowę, dotykając nosem tafli oraz zaczął chłeptać wodę. Biały jednak inaczej skorzystał z wody. Orlik brodził w wodzie, jego śnieżne futro przybrało ciemniejszy odcień. Sam chciał wejść, jednak trochę się bał...
- Na co czekasz? - zapytał tamten trochę zaniepokojony.
- Na nic... - mruknął i wszedł. Nagle poczuł, że łapy mu się osuwają, zaczął gorączkowo przebierać łapami. Przez szum usłyszał tylko urywany głos. Woda otulała go ze wszystkich stron, oblewała go i zapierała dech. Jednak jak tylko wyprostował tylne nogi, wysunął się na powierzchnię. Orlikowy Szept ledwie odległość ogona od niego, starał się gorączkowo starać, by nie wybuchnąć śmiechem. Sam zawstydzony, strzepnął z wibrysów krople wody.
<Orlikowy Szepcie? Przepraszam, że tak późno...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz