Szylkretka była niespokojna. Nie wiedziała dlaczego. Może to przez nadchodzący deszcz, bądź presję, jaką wywierał na niej nowy mentor? Bury zapewne chciał, by została mianowana, jednak Cicha stanowczo zaprzeczała.
Podniosła się, wbijając pazury w gałąź drzewa, na którym spała. Chłodne powietrze rozwiało jej sierść. Ziewnęła przeciągle, by po chwili ruszyć w dół drzewa. Już niemalże opanowała schodzenie do perfekcji. Na samym końcu jednak łapa omsknęła jej się, przez co spadła. Uderzyła w ziemię, piszcząc bezgłośnie. Bolało!
Podniosła się szybko, otrzepując sierść.
Ruszyła przed siebie bez konkretnego celu. Może po prostu chciała się przejść, albo potrenować? W końcu każdy dzień jest na to dobry.
Wyczuła zapach swojej siostry, Brzoskwinki. Zauważyła, jak wraz ze Wschodem wychodziła gdzieś. O dziwo, nie dostrzegła Śliwki, tej lepszej z dwójki sióstr.
Czyżby znowu za ogrodzenie? Czy mogą wziąć ją ze sobą? Proszę?
Zagrodziła im drogę, a oba koty spojrzały na nią miło. Brzoskwinka machnęła ogonem, patrząc na nią iskrzącymi oczami.
- Cześć!! - Przywitała się. - Idziemy na trening.
Cicha pokiwała głową. Wiedziała to. Chciała zabrać się z nimi, dlatego gdy ją mijali, po prostu zaczęła stawiać za nimi kroki. Wschód szybko się zorientował w planach uczennicy, zatrzymując ją.
- Ty zostajesz - miauknął stanowczo.
Wyjście poza Ogrodzenie stało się dla niej jeszcze bardziej odległe. Zdenerwowała się, bijąc ogonem o ziemię. Brzoskwinka podeszła, by uspokoić siostrę, jednak ona nie pozwoliła jej na to. Odepchnęła niebieską, aż ta musiała zrobić parę kroków w tył.
Posłała pełne złości spojrzenie obojgu. Byli niesprawiedliwi! Dlaczego medycy mogli opuszczać ich teren, a ona nie? Przecież też potrzebowała edukacji! Też chciała dostrzec coś innego niż te same drzewa oraz pyski kotów z klanu. Brzoskwinka opowiadała jej, co można spotkać za Ogrodzeniem, a w Cichej rosła chęć wyjścia. Jeszcze jej się uda...jeśli nie zgodnie z prawem, to łamiąc je.
Odbiegła od dwójki kotów z najeżonym futrem. Podłe wronie strawy! Jeszcze popamiętają ten dzień! Brzoskwinka tak w łeb dostanie, że się nie podniesie! A Wschód...na niego coś wymyśli! Był większy i silniejszy, ale na pewno jest jakiś sposób, by mu dokuczyć.
Wbiegła na granicę obozu, słysząc odgłosy walki. Czuła również krew, a w jej żyłach zawrzało. Patrzyła jak dwójka kotek bije się przed legowiskiem medyków. Konopia! Szylkretka biła jakąś grubiańską kotkę! Cicha kojarzyła ją tylko z wrednych wyzywanek pod jej adresem, na które nie mogła odpowiadać. Biła się więc ze starszą po kątach.
Obie skakały sobie do gardeł, aż ta wredna nie uciekła gdzieś, zostawiając Konopię samą. Szylkretka odwróciła się w stronę idącego do niej Bociana. Cicha z kolei pobiegła szybko do wojowniczki, chcąc ją wypytać o walkę.
Poczuła jednak intensywny zapach krwi. Konopia nie miała na tyle ran, by wydzielać aż taki odór. Srebrna zaczęła się rozglądać, mijając dwójkę wojowników.
Jej łapy zaczęły drżeć, nie znała nigdy takiego uczucia. Serce biło szybko, zasychało jej w gardle. Stawiała małe, niepewne kroki. Stanęła w wejściu do legowiska medyków, a kałuża krwi otuliła jej łapy. Dostrzegła ją. Śliwkę, z pajęczyną w łapie, z posklejanym od własnej krwi futrem.
Cofnęła się, nie mogąc złapać oddechu. Naprawdę się przeraziła, ale nie widoku Śliwki. Tego uczucia, które w nią uderzyło. S-straciła siostrę. Jedyną kotkę, którą uważała za w miarę w porządku ze swojego rodzeństwa.
Wiedziała, by się nie przywiązywać, a jednak...ich wspólne ucieczki ze żłobka, zrzucanie jabłek, wspólna nauka ziół. Rozkruszyło się, jakby pobite szkło.
Cicha wycofała się na miękkich łapach, uciekając z miejsca zdarzenia, jednak zostawiła za sobą parę krwistych śladów.
Zatrzymała się dopiero niedaleko Ogrodzenia. Krew z jej łap prawie się wytarła. Kotka usiadła, patrząc tępo na wytwór dwunogów. Wysunęła pazury, wbijając je w ziemię. Śliwka...odeszła. Wyobrażała sobie, jak Brzoskwinka będzie ryczeć, obwiniać siebie, a ich matka ponownie dostanie depresji.
Cicha nie chciała tego widzieć. Postanowiła uniknąć odpowiedzialności oraz bycia wsparciem dla rodziny.
Nie mogłaby ich pocieszyć, widok ciała Śliwki sprawił, że ją zmroziło. Jak miałaby niby pomóc cierpiącym kotkom, kiedy sama nie wiedziała, co robić? Płakać? Czym były łzy? Krzyczeć? Będąc niemą? Może odnaleźć sprawczynię i wbić w jej krtań pazury, rozrywając gardło?
Przymknęła na chwilę oczy. Oddychała głęboko, co dziwne, po tym ile emocji wzbudziła w niej śmierć siostry. Przyjdzie na jej grób i położy najładniejszy kwiatek jaki znajdzie. Na razie jednak nie chciała wracać do obozu. Będzie siedzieć tu, na drzewach. Przynajmniej do czasu, aż jej rodzina ogarnie się po stracie.
Cicha nie uroniła ani jednej łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz