*dawno, dawno temu*
To nie była jedna z tych zwyczajnych, radosnych ceremonii. Tłumek uczestników wydawał się dużo rzadszy niż zwykle, nowe imiona uczniów wykrzyczane ciszej niż zwykle, gratulacje praktycznie nieobecne. Gdy tylko wybrzmiało ostatnie “Gepardzia Łapa!” i “Żbicza Łapa!”, na placu nie został nikt.
Pamiętał strach, który go wtedy sparaliżował. Tak jak wszyscy, słyszał o kłótni między Potrójnym Krokiem a Strzyżykową Pręgą, w rezultacie której medyczka zamieszkała w kociarni. Część klanowiczów myślała że zajęła akurat to legowisko, bo jako jedyne było wolne. Do nich należał Wróbelek. A nawet gdy okazało się, że się mylił, był ostatnim, który przeklinałby kocicę.
Doskonale wiedział, jak to jest być odrzuconym przez klan.
Pewnie dlatego tamtego dnia zamiast odłożyć upolowaną mysz na stos ze zwierzyną, chwycił ją w pysk i ruszył do żłobka. Wierzył, że nikt nie powinien być tak traktowany. Nieważne czego by się nie dopuścił. Strzyżykowa Pręga na pewno żałowała tego, co się stało, samotne wychowanie dzieci było w jego oczach wystarczającą karą. Chciał pokazać jej, że nie wszyscy są przeciwko niej. I przy okazji poznać maluchy.
Ku jego zaskoczeniu, żłobek był pusty. Dwie brązowe kulki leżały wtulone w siebie, bez żadnej opieki.
Zostawił mysz i wyszedł, poszukać ich matki. Pewnie wyszła po jedzenie, albo trochę rozprostować łapy. Rozejrzał się po obozie, szukając znajomej, egzotycznej sylwetki.
Dotarły do niego podniesione głosy. Później czas przyspieszył.
Kłótnia Potrójnego Kroku z królową. Interwencja Iglastej Gwiazdy. Powrót kocicy w stronę legowiska. Huk, który rozdarł niebo tuż pod ich nosami. Dymiące szczątki.
Stał z szeroko rozwartymi ślepiami i zjeżoną sierścią, nie potrafiąc uwierzyć w to, co się stało. Dlaczego? Piorun… Czy właśnie w ten sposób Klan Gwiazdy karał winnych? Na niebie nie było ani jednej chmury, słońce świeciło jasno jak wcześniej, więc niemożliwym było, żeby nadchodziła burza.
Klan Gwiazdy na jego oczach zabił samotną matkę. Znienawidzoną i odrzuconą przez klan za złamanie jednego z jego praw.
Dlaczego?
Dlaczego nie ukarał morderców? Czemu nie zabił tych, którzy prześladowali jego ojca? Dlaczego nie interweniowali wcześniej, nie ostrzegał, że kotka popełnia błąd?
Czemu zareagowali akurat teraz? Czyżby miłowali to jedno prawo dużo bardziej, niż życie kotów? Czy tym, co się dla nich liczyło był tylko Kodeks i nic więcej?
Nie, nie potrafił w to uwierzyć. Jego tata nie był potworem. Inni przodkowie też nie mogli nimi być. Dlaczego więc się na to godzili? Dlaczego tolerowali nienawiść, a karali miłość?
Nowi uczniowie skończyli rozmowę ze swoimi mentorami i niepewnie kierowali się w stronę swojego nowego legowiska.
Zauważył go Górski Szczyt. Został mentorem po raz drugi. Skinął na swojego mentora i podszedł bliżej.
- Co o tym sądzisz? - zapytał.
Wróblowe Serce spojrzał na niego zaskoczony, nie do końca rozumiejąc o co przyjaciel pyta.
- To dobry kocur - miauknął w końcu. - Cieszę się, że zostałeś mentorem. Gratulacje.
- Dzięki. - Wojownik uśmiechnął się, ale w jego oczach bury dostrzegł obawę.
W końcu nikt nie chciał mieć do czynienia z przeklętymi, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz