Gdy dotarli opowiedziała mu o kodeksie wojownika, jak i o rangach i kotach obejmujących je, tych z Klanu Nocy, jak i z innych klanów. Opowiedziała pokrótce o Gwiezdnych, niezbyt się na tym skupiając, po czym przeszła do teorii polowania. Szybko pokazała mu co i jak, a potem kazała upolować rybę. Nie szło mu dobrze. Ani trochę.
- Beznadzieja! - krzyknęła Ziewająca Łasica, gdy już kolejna ryba uciekła kocurkowi. - Powiedz mi, ty próbujesz upolować rybę, czy może wodę? Ona zdąży okrążyć cię dwa razy, pomachać do ciebie, odpłynąć, a ty dopiero łapą po nią sięgasz! - prychnęła, wciąż patrząc na syna z kpiną, odrazą, jak i litością. - Coś czuję, że nieprędko zostaniesz wojownikiem.
Szeleszcząca Łapa rozszerzył oczy. Myślał, że jeśli będzie się starać to szybko zostanie wojownikiem i uwolni się od straszliwej matki. Ale przecież ona, jako jego mentorka, może bez problemu sprawić, by ten nie dostał zbyt szybko tytułu wojownika, nawet jakby zasłużył.
- A... nie pokażesz mi granic i zapachów? - zapytał.
Ziewająca Łasica prychnęła gniewnie.
- Jakbyś znał tereny, już ja wiem co byś robił! Wymykałbyś się, żeby omijać treningi, ty beznadziejny leniu bez przyszłości!
- Nieprawda!
Kotka posłała mu jedno z tych jej przerażających spojrzeń płonących gniewem, nienawiścią i nieznających sprzeciwu.
- Nikt ci nie pozwolił się odzywać. - warknęła. - Wracaj do polowania.
Szeleszcząca Łapa zacisnął zęby, wciąż odczuwając bezsilną frustrację. Jak on jej nienawidził! Znał jednak dobrze smak jej gniewu, skupił się więc na płynących przez rzekę rybach.
* * *
Skończyli wieczorem, gdy słońce już zachodziło. Szeleszcząca Łapa padał z wyczerpania, nie marzył już teraz o niczym innym, tylko o tym, by położyć się w wygodnym legowisku. Ziewająca Łasica zapowiedziała, że tak właśnie będą wyglądać ich treningi - będą pracować bez przerwy od rana do nocy. Mówiła, że to jedyny sposób, by kocurek zakończył szkolenie niewiele później od swego wielce utalentowanego brata.Gdy wszedł do legowiska uczniów wszyscy już tam byli i spali. Uśmiechnął się jednak, gdy zauważył wpatrzone w niego zielone oczy siostry.
- A-ale d-długo cię n-nie b-b-było! - miauknęła cicho Wydrza Łapa. - I j-jak?
- Przeżyłem! - mruknął z dumą. - Ale nie mam już sił, a jutro znów mam wstać o świcie, dobranoc.
Położył się na swoim miejscu i zwinął w kłębek. Był tak zmęczony, że zasnął niemal od razu.
<Wydrza Łapo? Po kilku wschodach słońca Łasica odpuści trochę i Szelest będzie miał więcej czasu wolnego>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz