Poświęcenie kotki było wielkie. Zdecydowała urodzić kocięta kocurowi, którego nie kocha i który nie kocha jej, aby klan urósł. Był też lekko zły na Cienistego Pazura, że przystał na ten układ. On, Lamparcia Gwiazda umiał odmówić Iskrzącemu Futru, a ten młodziak nie potrafił Białej Sadzawce? No właśnie, młodziak. Jak niedoświadczony i głupiutki jest jeszcze Cienisty Pazur. W przyszłości pojmie swój błąd.
Lamparcia Gwiazda kochał swój klan, ale wiedział, jak bliski jest koniec jego panowania. Każdego dnia przypominał mu o tym widok siostry, która uważała się za tak starą, że musiała dołączyć do starszyzny. I miała rację. Ich młodość dawno przeminęła. Teraz nadszedł czas dla kolejnych pokoleń. Płomienna Gwiazda cieszył oczy wnuczętami, może niektóre z nich to także wnuki Srebrnego Pyska? Jego siostrzeniec nie był też taki młody. Ile pór roku minęło, ok kiedy odprowadzał tego maluszka do jego obozu?
Także córka jego drugiej siostry piękniała i dojrzewała z każdym dniem. Lamparciej Gwieździe ciężko było pojąć, że już dwa cykle minęły, od kiedy mała Pręga trafiła do obozu. Teraz była piękną i dojrzałą wojowniczką, lada dzień mogłaby przyjść do niego i poprosić o przeniesienie do królowych.
Lamparcia Gwiazda kochał dzieci. Lubił patrzeć jak bawią się w obozie, potem uczą polować, aż w końcu zostają wojownikami. Wiele miotów już tego dokonało na jego oczach, ale nigdy własne kocięta. Nigdy nie doczekał się potomstwa. Jako młodzieniec zakochał się w kotce z innego klanu, ale ona umarła nim zdążył ją lepiej poznać. Przez wiele księżyców nie dostrzegał, że jego prawdziwa miłość praktycznie od zawsze była tuż obok, a gdy w końcu ją zauważył i ona odeszła. Tak długo żył w urazie z powodu jej śmierci, że i kolejna ukochana zgasła na jego oczach. A teraz? Teraz był już za stary. Nie miał już co myśleć o kociętach z żadną kotką. Bo po co ma być ojcem dzieci, których nigdy nie zobaczy stojących dumnie przed nim i otrzymujących imiona wojowników?
W takich chwilach jak ta wracało wspomnienie Rdzawej Łapy. Nie była jego dzieckiem. Nie była nawet z jego klanu... Ale w duszy była mu córką. Malutkim kociaczkiem, którego rozbiegane łapki dreptały po jego legowisku z dumą oznajmiając światu, że jest córką Lamparciej Gwiazdy. Choć to nie on dał jej życie. Ona była córką Milczącej Gwiazdy, liderki Klanu Wilka i największego wroga Klanu Burzy. To Milcząca Gwiazda kazała zabić koty z Klanu Burzy, które były dla Lamparciej Gwizdy rodziną. Lider Klanu Burzy wiedział, że gdyby tamtego dnia, gdy znalazł Rdzawą Łapę wiedział kim jest jej matka... niechybnie pozostawiłby ją w błocie na pewną śmierć.
Ale nie wiedział, a gdy poznał prawdę zbyt mocno kochał swoją córeczkę, by oddać ją matce. Matce, która nawet jej nie chciała, która wolała własnym dzieckiem negocjować warunki pokoju. Lamparcia Gwiazda brzydził się Milczącą Gwiazdą z tego powodu. I nienawidził jej i jej rodziny, bo przez nich Rdzawa Łapa odeszła z Klanu Burzy.
Ale to była już przeszłość. Nie było już Rdzawej Łapy, a Lamparcia Gwiazda został sam. Teraz liczyła się tylko jego uczennica, Casablanca. Kotka, którą przyjął do swojego klanu ze względu na kocięta, z których dwójka już nie żyje. Niedawno syn kotki, Kaczeńcowy Pazur został wojownikiem. Lamparcia Gwiazda wiedział, że niedługo i jego matka będzie musiała zakończyć szkolenie. Lecz czy postępuje słusznie?
Co prawda wiele kotów przyjęto do klanów, choć nigdy ich nie szkolono. Takim wojownikiem była na przykład Blady Świt czy nawet sama Biała Gwiazda. Jednak od wielu księżyców w Klanie Burzy nie pojawił się pieszczoch, któremu brakowało doświadczenia. Klan Burzy był czysty. Jego wojownicy byli wyszkoleni. Decydując się na zrobienie z Casablanki ucznia, Lamparcia Gwiazda kierował się głównie myślą nauczenia jej kodeksu wojownika i zatrzymania w klanie na jego pożytek. Teraz zrozumiał, jak wielką odpowiedzialność wziął na siebie decydując się na szkolenie kotki. W dniu ceremonii nadania imienia Casablanca stanie się prawdziwym wojownikiem Klanu Burzy, naznaczonym przed Klanem Gwiazdy. Ale czy powinna? Czy Lamparcia Gwiazda powinien uczynić wojowniczką byłą pieszczoszkę, która szkolenie zaczęła już jako dorosła kocica?
Casablanca na treningu walki dawała z siebie wszystko. Oboje dorównywali sobie umiejętnościami, jednak uczennica miała wyraźną przewagę - silne tylne łapy. Jej ataki były nad wyraz zręczne. Skakała blisko Lamparciej Gwiazdy, zaczepiała go łapą, a potem przewrotem odrzucała go tylnymi łapami. Ten niecodzienny atak był jej własnym wymysłem. Wcześniej próbując go wykonać, albo robiła to za wolno, albo sama się przewracała. Teraz nie tylko szybko zwalała przeciwnika z nóg, ale sama lądowała przy tym zgrabnie na cztery łapy.
- Twoja technika nabiera skuteczności - powiedział Lamparcia Gwiazda. - Spodziewam się tego ataku, a i tak za każdym razem mnie zaskakujesz.
- Może gdybyś nie był takim mysim móżdżkiem to nie dałbyś się zaskoczyć? - dogryzła mu kotka. Nie denerwowało to już Lamparciej Gwiazdy. Wręcz przeciwnie - cieszyło go, że uczennica przyjęła do siebie określenia używane przez wojowników. Świadczyło to o tym, że odnajdywała się w klanie.
- Może teraz sprawdzę twoje uniki? - zapytał kocur. - Spróbuj odpierać ataki lub uciekać.
Kotka skinęła głową i oboje ustawili się naprzeciw siebie, przybierając pozycje do walki. Lamparcia Gwiazda od razu ruszył na kotkę po łuku, by zaatakować ją od boku. Casablanca była gotowa, gdy tylko skoczył położyła się na ziemi, przeturlała na grzbiet i kopnęła go z całej siły w brzuch, kiedy przeskakiwał nad nią.
Lamparcia Gwiazda zapiszczał z bólu upadając na ziemię. Przez chwilę próbował zdusić krzyk, będący reakcją na uderzenie. Uczennica wystraszyła się lekko.
- Lamparcia Gwiazdo, wybacz, nic ci nie jest? - spytała kotka podchodząc bliżej i liżąc lidera po barku.
- Dobra robota - wydusił w końcu lider cienkim głosem. - Jesteś świetną wojowniczką.
- Co nie? - zaśmiała się kotka. - Jestem najlepsza! Właśnie zwaliłam Lamparcią Gwiazdę z nóg! Gdybym była w obcym klanie niechybnie przegrałbyś tę bitwę.
Lider przewrócił oczami.
- Idź upolować coś dla starszych i masz wolne do końca dnia - powiedział Lamparcia Gwiazda przeciągając się. - Ja wracam do obozu.
- Dobrze - odpowiedziała kotka, ale gdy czarny zaczął odchodzić zatrzymała go na chwilę. - Lamparcia Gwiazdo?
Kocur uważnie nastawił uszu.
- No bo... mój syn jest wojownikiem... i ja chyba rozumiem ten kodeks wojownika... Nauczyłeś mnie polować i walczyć... ja chciałam zapytać... Czy mianujesz mnie w końcu wojowniczką?
Lamparcia Gwiazda uśmiechnął się tylko i spojrzał na ziemię.
- Nie wiem Casablanco - odparł.
- Ale czemu? - zawołała kotka. - Ja wiem już wszystko! Wiem, że trzeba patrolować granice, być lojalnym klanowi i jego liderowi, że trzeba odrzucić bycie pieszczoszkiem...
- Nie powiedziałem, że nie zostaniesz wojowniczką - mruknął lekko oburzony. - Powiedziałem, że nie wiem.
- To ty decydujesz o tym czy zostanę. Dla mnie "nie wiem" jest równoznaczne z odmową - prychnęła Casablanca.
- Nie. O tym decyduje Klan Gwiazdy - odparł lider. - Jeżeli przyjmą cię na wojownika zostaniesz nim.
- A co ma do tego banda martwych koteczków? - burzyła się dalej.
- Więcej niż możesz przypuszczać - odparł lider. - A teraz idź na polowanie, zanim myszy skończą żerować.
Lamparcia Gwiazda odszedł zostawiając swoją uczennicę samą. Jeszcze przez chwilę kotka miała ochotę wołać za nim, ale rozmyśliła się i udała jak kazał na polowanie.
Lamparcia Gwiazda nie wiedział naprawdę co ma z nią zrobić. Czy Casablanca powinna być wojowniczką? Starał się poukładać wszystkie argumenty za i przeciw. Nawet sobie wszystko ładnie w głowie wypunktował:
Argumenty za:
1. Zna kodeks wojownika
2. Potrafi polować i walczyć
3. Jest lojalna Klanowi Burzy
4. Ukończyła szkolenie pod okiem wojownika
Argumenty przeciw:
1. Nie szanuje Klanu Gwiazdy i innych wojowników
2. Jest samolubna i arogancka
3. Urodziła się jako pieszczoszka
Pomimo wszystkiego innego fakt, że Casablanca nie wierzy w Klan Gwiazdy wydawał się warzyć na wszystkim. Jak można być wojownikiem i nie oddawać czci przodkom? Może jeszcze zaraz wszyscy odrzucą Klan Gwiazdy i kodeks? Nie. Wojownik musi wierzyć, przynajmniej tak uważa Lamparcia Gwiazda.
Ten sam Lamparcia Gwiazda, który jako uczeń sam nie wierzył w Klan Gwiazdy... Kocur lekko się zawstydził mając świadomość, że był kiedyś taki niedojrzały. Teraz znał przodków. Osobiście spotykał ich duchy. Może oni powiedzą mu, jak ma postąpić?
W obozie wszystko było w normie. Wojownicy zajmowali się swoimi sprawami. Mysi Nos i Blady Świt wygrzewały się w ostatnich promieniach słońca tego dnia, Pręgowanie Piórko dzieliła języki z Kaczeńcowym Pazurem, Korowa Skóra zabrała swojego kociaka na spacer po obozie, a w cieniu Sztormowa Łapa i Deszczowa Łapa o czymś rozmawiali.
Lamparcia Gwiazda z dumą stwierdził, że nie musi się martwić o swój klan, więc ruszył ponownie w kierunku wyjścia. Szedł w gąszczu wysokich traw i kwiatów czując ich piękne zapachy. Znów poczuł się młodo i błogo, więc jak uczeń zaczął zbiegać w dół zbocza czerpiąc radość z każdego skoku. W końcu dobiegł do strumienia, strumienia z którym miał wiele wspomnień, niekoniecznie pozytywnych. Strumień był pełen wody, bystry i głęboki. Lamparcia Gwiazda znał jednak ten odcinek strumienia. Szybko odnalazł płyciznę i przedarł się przez nią na drugą stronę. Teraz był na terenach Klanu Nocy, ale blisko Wielkiego Drzewa.
Słońce nadal grzało. Lamparcia Gwiazda miał jeszcze do przejścia kawałek. Zamyślony nie usłyszał ostrzegawczego syku.
Żmija wygrzewała się na kamieniu nieopodal. Szybki skok węża, ugryzienie ostrych kłów i Lamparcią Gwiazdę zbiło z nóg. Poczuł, jak jego ciało przeszywa silny ból. Od razu stracił panowanie nad łapą i upadł. Zrobiło mu się mglisto przed oczami. Czuł, jak z ugryzionej łapy ucieka krew. A on nie mógł nic zrobić. Nie miał nawet siły wstać. Znów czuł, jak umiera. Znów czuł tę bezradność. Przynajmniej tym razem nie będzie musiał przeżywać śmierci kogoś bliskiego. Jego ciałem wstrząsały nagłe spazmy. Drzewa rzucały długie cienie, a wzgórze błyszczało złociście, kiedy lider Klanu Burzy przegrał walkę ze śmiercią.
Jak zawsze obudził się w Klanie Gwiazdy. Stała przed nim Biała Gwiazda. Na jej błyszczącym gwiezdną poświatą futerku nadal widać było cień żyjącej kocicy, jaką Lamparcia Gwiazda znał.
- Twoje życia uciekają jedno po drugim - powiedziała kotka.
- Biała Gwiazdo - mruknął Lamparcia Gwiazda. - Chciałem cię spotkać, ale nie w ten sposób.
- Wiem, to nie twoja wina, że wpadłeś na tę żmiję - mruknęła kotka. - Przyjacielu, co cię trapi?
- Nie powinienem ci tego mówić w Księżycowej Zatoczce? - mruknął niepewnie kocur.
- Mamy chwilę, zanim życie do ciebie wróci - mruknęła kotka. - Więc?
- Chodzi o Casablancę, nie jestem pewien, czy powinienem ją mianować wojowniczką - mruknął lider.
- Casablanca to kotka o wielkim i gorącym sercu. Czy myślisz, że jest godna miana wojownika?
- Oczywiście!
- Więc w czym twój problem?
- Casablanca nie szanuje Klanu Gwiazdy. Bardzo mnie to martwi - westchnął Lamparcia Gwiazda.
- Nawet najbardziej wyzbyte wiary serca mają miejsce, aby ją przyjąć - powiedziała Biała Gwiazda. - Nie przejmuj się Lamparcia Gwiazdo. Daj swojej wojowniczce czas, a zrozumie.
Obraz Białej Gwiazdy zaczął się rozmywać. Lamparcia Gwiazda czuł, jak powoli wraca do niego życie.
Był już środek nocy, księżyc górował nad lasem. Lamparcia Gwiazda z trudem się pozbierał. Wokół panowała cisza zagłuszana tylko pluskaniem strumienia. Lider nie widział konieczności kontynuowania wyprawy do Zatoczki. Mógł wrócić spokojnie do swojego klanu. Uniósł ogon w górę i wrócił do strumienia. Przekroczył go i z dumą i ruszył w kierunku obozu swojego klanu. W wejściu już czekała na niego Kwiecisty Wiatr.
- Trzecie życie - powiedziała zdenerwowana. - Gdzie ty byłeś? Co ci się stało?
- Szedłem do Zatoczki, po drodze ukąsiła mnie żmija - wyjaśnił kocur.
- Sam? Do Zatoczki? Mysi móżdżek! - prychnęła medyczka. - Jakim cudem nasz partol cię nie znalazł?
- To było na terytorium Klanu Nocy...
- Jakim cudem ich patrol cie nie znalazł! - To była już bardziej kpina ze strony kotki, choć również trafne stwierdzenie.
- Nie wiem - mruknął Lamparcia Gwiazda. - Jestem wyczerpany, idę spać.
- Powiesz klanowi o straconym życiu? - zapytała go jeszcze, kiedy mijał się z nią w wejściu.
- Nie - westchnął lider. - Nie ma co ich martwić. Jutro dzień świętowania. Mianuję Casablancę.
- Och! - zdziwiła się kotka. - To dobre wieści. Nie może ciągle być uczniem. Jej szkolenie zabiera ci zbyt dużo czasu.
Kocur skinął głową i wszedł do obozu. Przeszedł przez jego środek i wpełzł do swojego legowiska, gdzie ułożył się do snu.
Następnego dnia podczas spotkania klanu oficjalnie zakończył szkolenie Casablanki. Kotka otrzymała nowe imię - Żmijowa Łuska. Pasowało do niej. Język miała ostry niczym kły żmii, a sierść czarną jak jej łuski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz