Prawie sam uwierzył w to, co opowiadał jej o Klanie Wilka.
Wtedy spotkali kociaka. Na jego widok coś drgnęło w sercu kocura. Miał w sobie wiele ze Sroczki, niewątpliwie. Odpowiedział żartem na jego pytanie, zamierając na chwilę zdziwiony reakcją malucha. Widząc uśmiech kocicy, odzyskał rezon. To wszystko było tak nierealne, tak… właściwe. W jednej chwili poczuł, że byłby gotowy umrzeć za nich wszystkich.
- Żywiczna Łapo! - Odwrócił się, słysząc krzyk. - Jeśli zaraz nie wyjdziesz, obiecuję ci, że jutro będziemy… - Wyłaniająca się zza drzewa pointka widząc go, urwała. Posłała mu wściekły grymas i jednym susem znalazła się przed zdezorientowanym kocurem, zasłaniając Srokę i młodego.
- Kto to? - zwróciła się do niebieskiej. - Twój kolejny kochaś?
Wilcze Serce poczuł, jak jego sierść mimowolnie się jeży. Wszystko, co jeszcze chwilę temu czuł, wydawało mu się teraz śmieszne. Rodzina? Szczęście? Parsknął, szydząc sam z siebie. Nie miał do tego prawa.
- Nie, wojownik który chce dołączyć do Klanu Klifu - odparł chłodnym głosem, mierząc agresorkę chłodnym spojrzeniem.
Odpowiedział mu śmiech.
- Dołączyć do klanu? Jasne… Myślisz, że nie zauważyłam, że podejrzanie często znikasz, siostro? - spojrzała na Sroczkę. - I że dziwnie pachniesz. Przynajmniej już wiem, czyj to smród. - Splunęła mu pod łapy.
- Może w końcu zajęłabyś się własnym życiem, zamiast grzebać w moim - syknęła Sroka, strosząc się.
- Ja przynajmniej starałem się jej pomóc -Wilcze Serce uśmiechnął się wrednie. Pointka warknęła i zrobiła kolejny krok w jego stronę.
- Ciekawe jak. Robiąc jej kolejne dzieciaki? Daruj…
- Będziesz mi to teraz wypominać, tak? - rozmowa powoli zamieniała się w kłótnię sióstr. Widząc to, kocur warknął, chcąc skierować konwersację na właściwe tory. Ubiegł go jednak liliowy.
- Mamo, o co chodzi? - spytał, zdezorientowany.
- O nic - warknęła Sroczy Żar - Zjeżdżaj do obozu i pod żadnym pozorem nikomu nic nie mów.
Żywica posłał im przestraszone spojrzenie i uciekł w stronę obozu. Korzystając z tego, Wilcze Serce spróbował skierować rozmowę na właściwe tory:
- Chcę dołączyć do Klanu Klifu. Nie utrudniaj mi tego.
- Bo co? - Wytrzymał spojrzenie błękitnych oczu. - Zresztą, Lis nigdy cię nie zaakceptuje.
- Zimorodku! - Pointka uciszyła protesty siostry ruchem ogona.
- Przecież wiesz, jaki on jest. Jeśli przegonimy go teraz, może nie oskarży cię o zdradę.
Kocur zrobił krok, mierząc nieznajomą zimnym spojrzeniem. W jego głowie szalało tysiące myśli. Nie mógł zawrócić, nie teraz. Nie, gdy był już tak blisko.
- Przyszedłem tutaj dołączyć do Klanu Klifu i zrobię to, nawet gdybym miał iść do obozu sam.
- Zginiesz - rzuciła tylko pointka. - Zresztą, i tak zginiesz. Nie pozwolę ci skrzywdzić Sroczki.
Ogon kocicy bił niebezpiecznie na boki. Musiał przekonać ją teraz, inaczej go zaatakuje, przyjdą inne koty i zginie, nie zbliżywszy się nawet do Lisa. Spróbował opanować krążące chaotycznie myśli. Teraz. Musiał zrobić coś teraz. Postawił wszystko na jedną kartę.
- Idę tam zabić Lisa.
Obie zamarły, słysząc to wyznanie. A płonący w oczach pointki ogień powiedział mu, że się mylił. Przegrał. Zalała go fala znajomego chłodu, pozbawiając narastającej paniki, rozpaczy i wściekłości. Z całą jasnością umysłu zobaczył swoją sytuację. Przegrał. Nie zabije Lisa, a sam zaraz zginie z łapy tej szalonej kocicy. Mógł z nią walczyć, mógł ją nawet pokonać, ale z tego co słyszał to siostra Sroki. Niebieska chyba nie chciałaby, żeby ta zginęła… Zresztą, to na nic. Odgłosy walki szybko dotrą do najbliższych Klifiaków.
Zaraz zginie.
Uświadomił to sobie i przyjął z niespodziewaną ulgą. Koniec z knuciem, nieprzespanymi nocami, koszmarami. Koniec z samotnością, przynoszeniem pecha wszystkim, których kochał. W końcu będzie wolny.
Kątem oka zobaczył minę Sroki, jej oczy pełne niedowierzania i szoku. Nie mógł jej tak zostawić.
- Planowałem to od samego początku - słowa płynęły jakby spoza niego, gładką falą. - Byłaś jedynym kotem z Klanu Klifu, którego znałem. Plan był prosty: zdobyć twoje zaufanie i zemścić się na Lisiej Gwieździe, łajnie które napadło na mój klan i zamordowało ówczesnego zastępcę lidera. - Spojrzał jej prosto w oczy. Ostatnia przysługa. Musiała zapomnieć o nim jak najszybciej. Znaleźć szczęście z kimś, kto na nią zasługiwał. Uśmiechnął się szeroko, nie pozwalając, by zadrżał mu głos.
- Nigdy nic do ciebie nie czułem.
To było najdłuższe uderzenie serca w jego życiu. Wszystko zamarło. A później powietrze przeszył wściekły krzyk.
- Lisie łajno!
Cios nadszedł szybko. Pozwolił, by pazury rozdarły jego policzek, wyrywając kłębek futra.
- Wronia strawa!
Odskoczył, unikając kolejnego ciosu.
- Wyrzygany kłak, lisie serce, bobek!
Próbował nawet zaatakować, celując w pointkę, ale nie miał szans. Okrążyły go, atakując równocześnie. Wściekłość (każdy okrzyk w jego stronę ranił bardziej niż pazury) dodawała Sroce sił. Dopóki mógł, robił uniki, szybko zbliżyły się na tyle, że ledwo mógł się ruszyć. Zasłaniał się tylko, machając na oślep pazurami, jednak starając się unikać niebieskiego futra Sroki. Prawie nie czuł bólu, gdy ich kły zatapiały się w jego ciele, pogrążony w dziwnym transie. Słabł z każdym uderzeniem serca, obrywając coraz mocniej. Oddychał z trudem, drżały mu łapy. Krew zalewała pole widzenia. Były systematyczne, najpierw zmusiły go by usiadł, potem przewróciły, wreszcie przygniotły do ziemi. W uszach mu świszczało, przed ślepiami widział tańczące punkty, rozbłyskujące jaśniej przy każdym ciosie. Ich krzyki były niewyraźnym szumem, dochodzącym gdzieś zza kurtyny czerwieni. Zakrztusił się, wypluł krew.
A więc to koniec.
Świat zawirował, zmętniał, zgasł.
- Bądź szczęśliwa - szepnął jeszcze, zanim stracił świadomość.
Nie zarejestrował już podniesionych głosów dochodzących gdzieś z boku.
<Sroczko? Zimorodku? Cętko, Północ i Miedź?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz