— Doskonale wiesz, że nie masz za co. Będę za tobą tęsknić — wyznał.
Śnieżka przytaknęła. Wkrótce go opuściła.
* * *
Po bitwie patrolu Klanu Klifu na granicy z Klanem Nocy przybyło do lecznicy kilku wojowników i uczniów. Jeszcze nigdy tak szybko nie podawał opatrunków. No, może po bitwie w obozie, ale to nie zmienia faktu, że ostatnio naprawdę mieli co robić.
— Skończyły się zapasy. Zabrakło nam powoju i pajęczyny. Mamy też mało nawłoci — oznajmił niebieski. Szczęście, że starczyło dla wszystkich.
— Patyków też możesz pozbierać — mruknął Lśniące Słońce.
— To znaczy, że mam iść teraz?
— A coś ty myślał? — Medyk spojrzał chłodno na asystenta. — Zabierz ze sobą Zlepka i idźcie.
W sumie, miał rację. Zbyt młody wojownik - Węgorzowy Grzbiet - miał tak głęboką ranę na brzuchu, że lada chwila musieliby zmienić mu opatrunek. Oczywiście, Sokole Skrzydło opatrzył go najstaranniej, jak potrafił.
— Zlepku, chodź — pogonił ucznia i wyruszyli.
* * *
— Fuj, pajęczyna! — wzdrygnął się Zlepiona Łapa. Chwilę wcześniej potknął się i wpadł w dołek, gdzie zatoczył się w grubą warstwę pajęczyny. Cóż, przynajmniej znaleźli już pierwszą rzecz z listy. Sokolik podał pomocną łapę uczniowi, który z przyczyny...wiadomej miał trudności z wydostaniem się. (jestem zbyt rozleniwiona, żeby to opisywać)
— Gratulacje, zostałeś przynętą — Asystent Lśniącego Słońca trącił Zlepka ramieniem. Młody chyba nie był w nastroju na żarty. A może to Sokół zepsuł? Nie wiadomo.
— Chodźmy dalej — westchnął młodzieniec.
* * *
Już wkrótce zebrali wszystko, co powinni. Prawie dowlekli liście bluszczu ciężkie od zapasów, gdy nagle otoczyły ich ciekawskie kociaki. Uznały, że zabawnie będzie, jeśli zaczną wszystko rozwalać.
No, może zabawnie, dopóki nie pojawił się on - Lśniące Słońce.
<Lśniący?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz