Przez upiorne uderzenie serca po przebudzeniu czuł krew oblepiającą mu łapy.
Dyszał ciężko. Gdy zrozumiał, że to już nie sen, wziął głęboki wdech, próbując uspokoić kołaczące w piersi serce.
Nienawidził tego uczucia. Rozkoszy pełzającej w jego żyłach, kuszącej, żeby tym razem spróbował zacisnąć szczęki na czyimś gardle po tej stronie snu. Mrocznej pieśni szaleństwa o tryskającej krwi i potędze.
Tak cholernie się bał.
Ostrożnie wstał wiedząc, że o ponownym zaśnięciu nie było już mowy. Wyszedł w zimną szarość przedświtowego poranka.
Siedział, czekając aż życie obozu znów się zacznie. Układał kolejne patrole, zastanawiał się, jakie prace należy wykonać, co powinien uznać na najważniejsze, a co mogło poczekać. Blednąca tarcza księżyca przypomniała mu o nadchodzącym zgromadzeniu. Był ciekawy, kogo wyznaczy Iglasta Gwiazda (i jeszcze bardziej ciekawy, czy uda mu się spotkać Lisiczkę albo Myszka). Gdy koło świtu dołączyła do niego Borsuk, przynajmniej przestał się nudzić.
Puszczykowy Krzyk przeszedł tuż przy jego nosie.
- Zaczekaj! - miauknął, zatrzymując wojownika.
- T-tak? - Kocur stanął jak wryty. Bawiło go, jakim respektem ze względu na jego pozycję darzyli go nieraz starsi niż on wojownicy. Z gorzkim uśmiechem miauknął - Chciałbym, żebyś poszedł na patrol razem z Kawczym Lotem i Sarnią Łapą. Na granicę z Klanem Burzy. Przekazałbyś mu to?
Kocur posłusznie skinął głową i zniknął w legowisku wojowników. Wróblowe Serce westchnął z ulgą. Jakoś nie miał ochoty na rozmowę z młodszym bratem. Prawdę mówiąc wcale nie było mu przykro, że gówniarz przestał się do niego odzywać.
Po chwili do jego uszu dotarły podniesione głosy. Podniósł się zniechęcony i udał w stronę ich źródła.
- Kawczy Locie, jakiś problem? - miauknął zimnym tonem, wchodząc do legowiska wojowników.
Czarny spojrzał na niego z pogardą.
- Iglasta Gwiazda pewnie cię wziął, bo nadal fantazjuje o "bohaterskim" ojcu! Może też sobie umrzesz idiotyczną śmiercią? Będziemy mieć taką fajną rodziną tradycję. Mamy niepokojąco dużo wróbli w lesie, wiesz?
- Bardzo chętnie - odparł, a zimny wyraz jego oczu nie zmienił się ani odrobinę. - Nie musiałbym wtedy co wschód słońca oglądać twojej wiecznie skrzywionej mordy. A jeszcze chętniej sprawdziłbym, czy w okolicy nie żyje jakieś duże stado kawek i czy akurat nie są głodne. Pewnie są - dodał. - W końcu mamy Porę Nagich Drzew.
Wpatrywał się w brązowe ślepia brata bez emocji.
- Idziesz na patrol z Puszczykowym Krzykiem i Sarnią Łapą.
<Kawko? Wurbel się wkurzył :’)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz