Cicha patrzyła jak uczeń odbiega od nich po nieudanej próbie wspinaczki. Zerknęła na brata, który za nim wołał. Gardziła Jabłkiem, a teraz nawet bardziej. Pieprzony kocur. Ma nie wiadomo jak wysokie wymagania. Cicha na pierwszy rzut oka mogła stwierdzić, że Orzełek będzie miał problemy z wejściem na drzewo. Jednak Jabłko nadal go na nie pchał.
Minęła brata, uderzając go z bara, posyłając gardzące spojrzenie. Gdyby mogła mówić, pewnie by posłała mu wiązankę. Zostawiła jednak kremowego bez "słowa", udając się w sobie znanym kierunku.
Tak na serio krążyła po sadzie, nie chcąc wracać jeszcze do obozu. Ani jej to potrzebne, ani nie miała chęci. Musiałaby znowu wysłuchiwać podszeptów wojowników lub, co gorsza, matki bądź Szyszki na jej temat. Chciała sobie tego oszczędzić, wracając sporo później i to tak, by jej nie zauważono.
Po dłuższym czasie kuśtykania, dostrzegła kulkę futra. Zbliżyła się nieco, dostrzegając syna liderki.
Stanęła za nim, słysząc nagle głos młodszego.
- Pewnie masz mnie za tchórza. - stwierdził nieśmiało. - Ja chciałbym nie bać się wspinaczki, ale to silniejsze ode mnie. Upadek jest bolesny.
Usiadła obok niego, marszcząc brwi.
Upadki są cholernie bolesne. Sama doświadczyła ich na pęczki - a miała jedynie dwadzieścia sześć księżyców. Lub może aż? Słyszała, że jeśli nie skończy treningu do trzydziestki, zostanie prawdopodobnie wyrzucona z klanu. W najlepszym przypadku zapewne potępiona jeszcze bardziej, niż jest aktualnie. Czy przeżyłaby na wygnaniu? Czy ktoś by stanął w jej obronie...?
Pokręciła głową. O czym ona myślała? Była sama, musiała sobie radzić. Nie było "kogoś" ani "ich". Tylko ona i konsekwencje.
Westchnęła ciężko. Te pieprzone koty...! Gdyby im urwać łapę i kazać skończyć trening w terminie, ciekawe czy by byli tacy mądrzy. Hipokryci.
Szyszka nie była lepsza. Cicha wiedziała, że czarna na pewno gardzi tym, co zrobiła, a jej trening jest zawodem dla liderki. W końcu nie potrafiła nic zrobić dobrze. Ani biegać, ani skakać czy podkraść się do cholery!
Zerknęła kątem oka na ucznia. Miał oczy po łzach. Wysunęła pazury, wbijając je w ziemię. Uderzyła nerwowo ogonem o podłoże. Gdyby tylko- gdyby mogła mówić! Zacisnęła zęby, aż poczuła ból w żuchwie. Nienawidziła tego w sobie. Cholernie gardziła swoimi wadami, które przysłaniały dobre strony, o ile takowe istniały. Nie miała dobrego zdania na własny temat.
Spojrzała przed siebie; ogrodzenie. Jej miejsce męki.
Podniosła tyłek, kuśtykając ku niemu. Zwróciła wzrok na ucznia. Dała mu znak, by za nią poszedł. Stanęła przed wysoką siatką, która tworzyła dla nich bezpieczną otoczkę od tamtego okrutnego, pełnego krwi i lisów świata. Niesprawiedliwość, bolesne straty, strach, wrzaski - to wszystko nagle usłyszała ponownie. Potrząsnęła głową, oczyszczając myśli.
Wskazała łapą na siebie, następnie na ogrodzenie, a konkretnie to, co było za nim. Zwróciła wzrok na Orzełka, próbując przekazać mu "ja tam byłam. Doświadczyłam prawdziwego strachu".
Położyła po sobie uszy, ogonem dotykając łap syna liderki. Może w ten sposób przekaże mu, że strach przed czymś, co może pokonać nie jest tak wielki? Niech spojrzy na nią - kalekę z wyboru. W końcu to z jej niecierpliwości stała się trójłapą, bezużyteczną istotą. Gdyby poczekała parę księżyców to czy wynik tej ucieczki byłby inny? Miałaby wszystkie kończyny? Czy brałaby z sobą jakichś kompanów? Nie... Zapewne poszłaby sama. By uniknąć obciążenia sumienia. Tak bardzo pragnęła być wolna, a gdy nadarzyła się szansa - zmarnowała ją. Mogła zostać w obozie, ale wtedy żal po nie wykorzystaniu okazji by ją zżarł od środka.
Żadna z opcji nie była dobra. Teraz to widziała. Siedząc z synem liderki, któremu nie udało się sprostać poleceniu mentora. Ha, jej przecież też nie wyszło, więc byli w tym we dwójkę.
Łapą trąciła Orzełka, by na nią spojrzał. Gdy to zrobił, Cicha po raz pierwszy od bardzo dawna, uśmiechnęła się szczerze, pokrzepiająco, a jej zielone oczy zdawały się ukazać iskierkę, która dawno temu została zgaszona przez miażdżącą rzeczywistość.
<Orzełek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz