Przez uderzenie serca żałował swojego wybuchu. Słysząc słowa Borsuk, poczuł się głupio i nawet był gotowy przeprosić. Przez uderzenie serca. Później Potrójny Krok otworzył pysk.
- Co jej jest? - W jego głosie brzmiała tylko uraza. - Po reakcji tego tutaj wnioskuję, że Cętkowany Liść jest na coś chora. A JA O NICZYM NIE WIEDZIAŁEM! Taki z ciebie pan ZASTĘPCA! To ty masz w dupie wszystko i zamiast powiedzieć mi, że matka chora, to drzesz japę jakbym był świadomy od początku jej objawów. A teraz spowiadać mi się, co jej jest. JUŻ! Przez wasze tajemnice, może być już za późno, aby jej pomóc! Ile to trwa?
Z każdym słowem monologu kaleki kolejne włosy na jego grzbiecie jeżyły się, a pazury na przemian wbijały w glebę i chowały. Dyszał ciężko, nawet nie próbując powstrzymywać złości. Ten śmieć wypominał mu niekompetencję?! Może popatrzyłby na siebie! Nie przyszedł do niego z jakiegoś powodu, takiego że ten idiota miał gdzieś życie innych. Jedyne co się dla niego liczyło to lizanie dup gwiezdnych, jakby to miało pomóc mu w zasłużeniu na stanie się gwiazdą. Wszystkich innych miał po prostu w dupie! Był aroganckim, samolubnym, zapatrzonym w siebie gównem! Nie dbał o innych, nie dbał o Fasolkę, dziwił się, że jeszcze nie uciekła! I… i nie potrafił uratować żadnego z jego bliskich.
Spiął mięśnie gotowy do skoku. Rozwiążą to raz na zawsze.
- Powiedziałam dość! - w niskim głosie było tyle wściekłości, że na moment zamarł. Borsuczy Krok wykorzystała to uderzenie serca żeby stanąć między nim a medykiem. - Idź.
- Nie mogę pozwolić, żeby… - warknął. Przerwała mu brutalnie, robiąc krok do przodu i warcząc.
- Idź. Sama to załatwię.
Przez chwilę mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Bury bił ogonem, wpatrując się w tęczówki, w których nie było ani odrobiny ciepła. W końcu położył po sobie uszy i odwrócił wzrok. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę lasu. Kocica obserwowała go jeszcze przez chwilę. Później zwróciła się w stronę medyka. Ten uśmiechnął się triumfalnie i rzucił ciętą uwagę na temat Wróblowego Serca. Nie odpowiedziała. Jeśli myślał, że była po jego stronie, to grubo się mylił - w brązowych ślepiach płonęła pogarda.
- Nie potrafiła znaleźć właściwego słowa, zapominała coraz więcej, w końcu przestała nas rozpoznawać. Wszystkich. Do tego problemy z poruszaniem, ostatnio zaczęła mieć zaniki pamięci. Nie wie, gdzie jest, dlatego wychodzi - głos kocicy był absolutnie wyprany z emocji. Wymieniała objawy choroby matki jakby mówiła o kimś zupełnie obcym. - Nie dasz rady jej pomóc - kontynuowała, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Chciał się nie zgodzić, ale nie dała mu dojść do słowa. - Chcę, żeby odeszła w spokoju. Jeśli znajdę cię w jej legowisku, jeśli będziesz ją niepokoił… - nie dokończyła. Nie musiała, jej spojrzenie nie pozostawiało wątpliwości, co kocica miała zamiar z nim w takiej sytuacji zrobić.
<Trójko? Nie wiem, które z nich jest gorsze xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz