Chociaż Słonecznik nie do końca wiedział, co miało się dzisiaj zdarzyć, wyczuwał, że coś konkretnego wisi w powietrzu. To był ten dzień. Dzień wyczekiwany przez niemal każde kocię w każdym klanie. Dzień dumy i radości rodziców. A dla kremowego? Ziszczenie się jego największego lęku. Czy naprawdę był już gotowy? A co, jeśli sobie nie poradzi? Jeśli zawiedzie cały swój klan? Jeśli okaże się kompletnym nieudacznikiem?
Westchnął cicho. Takie myśli dręczyły go już od jakiegoś czasu. Zobaczył, jak odważny, silny, odpowiedzialny i wytrzymały musi być już nawet uczeń. Mimo że większość zadań spoczywała na barkach dorosłych wojowników, terminatorzy także dokładali do tego swoją cegiełkę. Zwłaszcza zauważył to podczas pożaru i odbudowy obozu. Co, jeśli niedługo przyszłaby kolejna taka katastrofa? Czy kocurek dałby sobie z czymś takim radę?...
- Pewnie nie... - mruknął pod nosem, posyłając smutne spojrzenie swojej siostrze. W jaki sposób ona mogła to przeżywać? Czy czuła się tak samo, jak on? A może cieszyła się z możliwości stania się ''Szepczącą Łapą"? Nie miał pojęcia. Nie potrafił rozgryźć kotki nawet, gdy próbował. Zawsze milczała jak zaklęta, wiedział więc, że pytanie jej o to nie ma sensu. A pytanie Dzikiego? Słonek wolałby prędzej spotkać mitycznego borsuka, o którym opowiadali mu dorośli, niż bez powodu przerwać bratu robienie... cokolwiek on tam robił. Rudasek przerażał go, odkąd zdolny był do zaatakowania Szeptu i kremowy, dla własnego bezpieczeństwa, wołał go jeszcze dodatkowo nie prowokować. Wyszedł więc ze żłobka, żegnając się z błękitną skinieniem łebka.
***
Słonecznikowa Łapa?! To brzmiało tak odpowiedzialnie i poważnie, tak dorośle! Tak samo zresztą jak uczniowskie imiona jego rodzeństwa!
Kremowy zetknął się nosami ze swą nową mentorką i wycofał się delikatnie. Oficjalnie przestał być małym, puchatym kocięciem i stał się terminatorem. Automatycznie klan ma już prawo coś od niego wymagać - a on miał zamiar sprostać wszystkim im oczekiwaniom, nie zważając na cenę! To w końcu jego obowiązek, prawda? Musi podołać! Ze stanu zamyślenia wyrwał go głos kocicy.
- Szykuj się na jutrzejszy trening, wychodzimy o wschodzie słońca, pamiętaj! I śpisz dziś w legowisku uczniów, a teraz idź do rodziny! - powiedziała z uśmiechem, odchodząc od kremowego kocura. On zdecydował się wykonać jej polecenie. Prędko podreptał w kierunku swojej radosnej rodzinki. Najwyraźniej przybył jako ostatni - Dziki i Szept stali już przy dumnych rodzicach. Sikorkowy Śpiew na widok ostatniego dziecka wyszczerzyła się jeszcze bardziej i podbiegła do niego cała w skowronkach.
- Jestem taka szczęśliwa! Będziecie w przyszłości wspaniałymi wojownikami! Prawda, Orzechowe Futro?
- Oczywiście - odparł z radością płowy, przyglądając się z dumą wszystkim świeżym terminatorom.
,,Mam taką nadzieję'' pomyślał zmieszany Słonecznik, uśmiechając się na zewnątrz do świętujących krewnych.
- Burzowa Noc jest taka miła, opowiedziała mi też tyle rzeczy... Myślę, że dobrze mnie wyszkoli - mruknął cichutko, w duchu zauważając, że chyba powinien przestać mówić do niej po imieniu.
- Burzowa Noc jest taka miła, opowiedziała mi też tyle rzeczy... Myślę, że dobrze mnie wyszkoli - mruknął cichutko, w duchu zauważając, że chyba powinien przestać mówić do niej po imieniu.
***
- Tak, Słonecznikowa Łapo? Zamieniam się w słuch - odpowiedziała, najwyraźniej zaskoczona, że uczeń w ogóle o cokolwiek zapytał. Przez cały trening bowiem milczał.
- Czemu nasze klany się nie lubią? Dlaczego liderzy nie chcą poprawić relacji? Czy to nie wpłynęłoby dobrze na las? Z-zapanowałby spokój, prawda? - wymiauczał szybko, starając się mimo wszystko brzmieć w miarę pewnie. Nie czuł się już tak swobodnie mówiąc ze starszymi - czuł, jak wielka dzieliła ich przepaść. Przed pożarem uważał, że wojownicy po prostu polują i znają ciekawe opowieści - teraz darzył ich niesamowicie wielkim szacunkiem i czuł, że prawdopodobnie nigdy nie dorówna im siłą i odwagą.
- To... skomplikowane.
< Burzowa Noc? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz